Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Zapraszamy na Discord!

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

8/10
postaci: 10/10 grafika: 7/10
fabuła: 8/10 muzyka: 7/10

Ocena redakcji

8/10
Głosów: 7 Zobacz jak ocenili
Średnia: 7,86

Ocena czytelników

7/10
Głosów: 35
Średnia: 6,94
σ=1,26

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Piotrek)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Girlish Number

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 2016
Czas trwania: 12×24 min
Tytuły alternatywne:
  • ガーリッシュ ナンバー
Postaci: Artyści; Pierwowzór: Powieść/opowiadanie; Miejsce: Japonia; Czas: Współczesność; Inne: Realizm
zrzutka

Przemysł anime od kuchni w opowieści, która zdecydowanie nie jest kolejną historią grupki dziewcząt z rozgwieżdżonymi oczami i świetlaną przyszłością…

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: Avellana

Recenzja / Opis

Najlepsi seiyuu, czyli aktorzy głosowi, mają w Japonii status celebrytów. Młode i popularne gwiazdeczki próbują swoich sił także jako idolki, występując na estradzie, często także po to, by promować anime, w którym grają. Show­‑biznes wszędzie jest magnesem na młodych ludzi marzących o wielkiej karierze, ale życie te marzenia boleśnie weryfikuje. W szczególności, co tu się czarować, w przypadku kobiet. Jeśli się nie przebijesz, póki jesteś piękna i świeża, to na twoje miejsce czekają dziesiątki równie pięknych i świeżych. Talent? Cóż, to miły dodatek, bywa nawet czasem przydatny, ale czy jest kluczowy?

Chitose Karasuma to właśnie taka gwiazdka czekająca na swoją wielką szansę. Jednego nie można jej odmówić na pewno – ma niezbędny w tym zawodzie tupet i całemu światu prezentuje się jako pełna energii i entuzjazmu do pracy dziewczyna. Pewne ułatwienie na pewno stanowi dla niej to, że opiekującym się nią menedżerem jest jej starszy brat, chociaż nawet u niego nie ma co liczyć na nadmierne fory. Pewnego dnia jednak los się do niej uśmiecha: producent nowego serialu anime, ekranizacji popularnej light novel, dostrzega w niej idealną kandydatkę do głównej roli kobiecej. Czy to będzie przełom w karierze Chitose? Czy obejrzymy narodziny nowej gwiazdy? Dobrze, a teraz zadajmy sobie bardziej realistyczne pytanie: ile adaptacji light novel startuje obecnie w każdym sezonie?

Jeśli adaptacja light novel, to haremówka, a dokładniej jej podgatunek zwany pieszczotliwie „bojowym haremem”. Powyższe zawiązanie fabuły staje się zatem okazją do zetknięcia na planie piątki młodych aktorek, zaś seria śledzi ich losy bardziej nawet poza studiem niż w jego obrębie. Poza wspomnianą wcześniej Chitose poznamy jeszcze jej koleżanki z agencji, czyli jej rówieśnicę Yae Kugayamę oraz uchodzącą za „weterankę” (acz bez większych sukcesów na koncie) Koto Katakurę. Pozostałe dwie dziewczyny mają status prawdziwych gwiazd. Poważna Kazuha Shibasaki podchodzi do pracy niezwykle sumiennie, chociaż trudno jej ukryć niezadowolenie z powodu miałkości odgrywanej roli. Z kolei Momoka Sonou to córka słynnej seiyuu i producenta filmowego, w czepku urodzona i od dzieciństwa skazana na celebrycki sukces.

Jako obraz przemysłu anime Girlish Number doskonale dopełnia wcześniejsze Shirobako, od którego odróżnia się znacznie bardziej trzeźwym i cynicznym spojrzeniem na podjęty temat. Dzieli z nim jednak pewne problemy scenariuszowe, może nie tyle błędy, ile rzeczy potencjalnie zniechęcające widzów. Jeśli ktoś zwrócił uwagę na lekki chaos i niedookreślenie w dwóch powyższych akapitach, to wynikają one z tego, że bardzo trudno wskazać tu główny wątek. Owszem, seria zaczyna się i kończy na Chitose, jednak fabuła swobodnie skręca w różne strony, całe odcinki poświęcając koleżankom młodej kandydatki do sławy. Scenarzysta postawił też na pewien realizm pod tym względem, że oglądamy w każdym przypadku wycinek zwykłego życia zawodowego bohaterek. Oczywiście, że anime, w którym grają, jest beznadziejne i sztampowe, ale jak wszyscy wiemy, takie serie powstawały i powstają. W każdym sezonie trafiają się hity i kity, a chociaż studia czasem bankrutują, na ogół pojedyncza klapa oznacza tylko, że ekipa wzrusza ramionami i idzie pracować nad nowym projektem. Z tego powodu nie ma tu fabularnych fajerwerków, zaś pokazywane dramaty są bardzo przytłumione i nieprzerysowane. Jeśli ktoś jest amatorem mocnych wzruszeń, ta seria może go rozczarować.

A przecież jest naprawdę świetna! Nie bez powodu autorem scenariusza został Wataru Watari, znany z… light novel zatytułowanej Yahari Ore no Seishun Love Come wa Machigatteiru. Jeśli ktoś pamięta jej ekranizację, to pamięta także, co stanowiło o sile tamtej produkcji: umiejętność zgrabnego wykręcania na lewą stronę zużytych schematów oraz tworzenia postaci – niedoskonałych, a mimo to budzących pewną sympatię. Jedno i drugie widać doskonale w Girlish Number. Nie bez powodu seria udaje kolejną produkcję o grupce dziewcząt wspólnie dążących do spełnienia marzeń – to przecież jeden z bardzo popularnych schematów ostatnich lat. Zamiast opowieści o sile przyjaźni, widz dostaje jednak opowieść o dziewczynach, które słodkie, dziecinne, pełne entuzjazmu i niewinne są tylko na imprezach promocyjnych, ponieważ tego właśnie oczekują fani. Poza tym są normalne, mają swoje słabości i wady – niektóre więcej od innych, niecierpliwią się i popełniają błędy, nie zawsze też wiedzą, co właściwie zamierzają zrobić ze swoim życiem.

Ponieważ poznawanie bohaterek to główna składowa seansu Girlish Number, ograniczę się tylko do oczywistego w tej sytuacji stwierdzenia, że żadnej z nich nie da się wepchnąć do typowej szufladki i opisać kilkoma przymiotnikami. Warto jednak zwracać uwagę nie tylko na nie, ponieważ w tej serii błyszczą również postaci drugoplanowe i epizodyczne, nakreślone w taki sposób, że mamy pełne złudzenie złożonych, wielowarstwowych charakterów, nawet jeśli ktoś ma dosłownie kilka scen na ekranie. Nie ma tu przypadku osoby „zaprogramowanej” na jeden tryb działania, co widać choćby na przykładzie Chitose, doskonale potrafiącej się dostosować i w pracy zachowującej się odpowiednio grzecznie w stosunku do koleżanek i przełożonych. Trzeba tylko pamiętać, że Girlish Number unika wykładania kawy na ławę, widzowi zostawiając obserwowanie bohaterów i wyciąganie wniosków z pojedynczych kwestii czy reakcji. Nie znajdziemy tu obszernych dialogów lub monologów odsłaniających czyjąś psychikę i podających w pigułce wszystko, co powinniśmy na temat danej osoby myśleć. Nie znajdziemy też czarnych charakterów, chociaż niektórych, tak jak Chitose czy też upiornego producenta nazywanego pieszczotliwie Kuzu P, naprawdę trudno jest w pierwszej chwili polubić. Pytanie, jakie należy sobie jednak zadać, brzmi – czy rzeczywiście dla takich osób nie ma miejsca w tym przemyśle? Czy też może, w zwykłych warunkach, mają wszelkie szanse radzić sobie lepiej niż naiwni idealiści, zapracowujący się dla dobra świata i japońskiej popkultury?

Oprawa graficzna jest skromna i wystarczająca, ponieważ wysiłki animatorów koncentrują się na mimice postaci, zazwyczaj przekazującej widzowi bardzo dużo dodatkowych informacji. Reszta – czyli przede wszystkim tła i statyści w tle – jest poprawna, ale miewa wzloty. W bardzo wielu scenach sam sposób oświetlenia i kadrowania tworzy odpowiedni klimat i dopowiada to, czego nie wyrażają wprost bohaterowie. Dlatego właśnie na przykład scena imprezy pożegnalnej dla serii zrobiła na mnie piorunujące wrażenie. Nikt nie histeryzował, nie było w tym żadnego przerysowania, ale atmosfera beznadziei, rutyny i lekkiego zażenowania sprawiała, że trudno było oddychać. Z kolei zacięcie satyryczne widać w ujęciach z ekranizowanej light novel, które wydawałyby mi się nadmiernie karykaturalne, gdyby nie przywodziły na myśl tego, co naprawdę widziałam, chociażby w Seiken Tsukai no World Break czy Juuou Mujin no Fafnir, żeby przywołać tylko pierwsze z brzegu przykłady. Za to projekty bohaterek, okrąglutkie i pastelowe, należałoby uznać za wredne podpuszczanie widza, chociaż obawiam się, że całkiem przypadkiem mogą zniechęcić do serii osoby, którym mogłaby się ona podobać.

Muzyka dawkowana jest oszczędnie, w wielu scenach cichnie zupełnie, żeby nie przeszkadzać dialogom. W ogóle cisza – przeciągające się milczenie – stanowi tutaj pełnoprawny element ścieżki dźwiękowej i na swój sposób jest zazwyczaj bardzo wymowna. Piosenki towarzyszące czołówce i napisom końcowym, a także pojawiające się w odcinkach, są udane, ale raczej dość typowe, przy czym, biorąc pod uwagę tematykę serii, można by to w sumie uznać za efekt jeśli nawet nie zamierzony, to pożądany. Osobną sprawą jest gra seiyuu. Należałoby napisać, że jest wyjątkowo wręcz dobra, ale… Girlish Number sporo miejsca poświęca temu, czego właściwie wymaga się od aktorów głosowych. Czy można zarzucać brak talentu seiyuu grającej na jedną nutę wrzaskliwą tsundere, skoro postać, w którą się wciela, jest kompletnie jednowymiarowa? Czy można mieć pretensje, że kolejne aktorki używają dokładnie tych samych chwytów i manieryzmów, skoro widzom się to podoba? Po co szlifować warsztat, jeśli zamiast tego można szlifować swój imidż i brylować jako ulubienica fanów? Girlish Number to seria, która pozwala się wykazać wszystkim seiyuu, ale wymaga od nich raczej subtelności niż ról wyrazistych. Mnie zapadnie w pamięć jako przykład doskonałej gry aktorskiej, od ról głównych po epizodyczne.

Zetknęłam się z opinią, że Girlish Number było zbyt „mdłe” – że byłoby lepsze, gdyby docisnęło cynizm do dechy i pokazało życiową i zawodową katastrofę przynajmniej części bohaterów, ze szczególnym uwzględnieniem Chitose. Pytanie jednak, czy to naprawdę byłby dobry pomysł? Owszem, przemysł anime, jak każdy show­‑biznes, wchłania co roku niezliczonych kandydatów na gwiazdy – i pewnie prawie tyle samo co roku po cichu opuszcza ten zawód, nie doczekawszy się prawdziwej sławy ani przełomowej roli. Na miejsce każdej roześmianej i zapewniającej o swojej miłości do anime seiyuu-idolki czeka kolejka równie roześmianych, rozkochanych w anime – i świeżutkich – następczyń. To wszystko prawda, a jednak jedna nieudana seria to jeszcze nie koniec świata, właściwie od każdego zależy, jak długo będzie chciał zaciskać zęby i próbować dalej, a kiedy postanowi się poddać. Świat będzie się kręcić, anime będzie powstawać, gwiazdy nowych seiyuu będą rozbłyskać i gasnąć… A my postarajmy się tylko nie zapominać, że jednak są to prawdziwi ludzie, a nie stereotypowe postaci z anime.

Avellana, 11 marca 2017

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: Diomedea
Autor: Wataru Watari
Projekt: Masakazu Ishikawa, QP:flapper, Sumie Kinoshita
Reżyser: Shouta Ibata
Scenariusz: Wataru Watari

Odnośniki

Tytuł strony Rodzaj Języki
Girlish Number - wrażenia z pierwszych odcinków Nieoficjalny pl