
Komentarze
Fate/stay night: Heaven's Feel
- komentarz : rzr : 18.03.2023 10:32:49
- komentarz : Damian : 30.05.2022 23:15:06
- komentarz : Diablo : 30.05.2022 13:24:21
- komentarz : bedlamite : 30.05.2022 09:18:00
- komentarz : ZSRRKnight : 28.05.2022 19:23:44
- komentarz : bedlamite : 28.05.2022 11:02:05
- Re: Po trzeciej części : gaijin : 18.12.2021 19:01:59
- Fate/stay night: Heaven's Feel po 3 (ostatniej) części filmu (Spring Song) : MrParumiV18 : 11.07.2021 23:03:28
- Re: Fate/stay night: Heaven's Feel po 3 (ostatniej) części filmu (Spring Song) : C@rolus Io@nnes : 11.07.2021 17:46:48
- Fate/stay night: Heaven's Feel po 3 (ostatniej) części filmu (Spring Song) : MrParumiV18 : 9.07.2021 15:51:21
Tak, ładne to. Tak, bywa bardzo widowiskowe. Tak, Shirou jest tu… strawny. Ale czasami robił się z tego taki trochę… cringefest?
Zwłaszcza w czasie trzeciego filmu regularnie przewracałem oczami, gdy niektóre osoby zaczynały filozofować, a z innych wychodziły kolejne dramy i traumy.
Rozumiem, czemu się to może komuś podobać, ale granica między dojrzałością i mrokiem, a „dojrzałością” i „mrokiem” jest dość cienka i płynna i moim zdaniem te filmy wylądowały po niewłaściwej jej stronie. Choć po komentarzach widać, że jestem w mniejszości.
Fate/stay night: Heaven's Feel po 3 (ostatniej) części filmu (Spring Song)
Krystalicznie czysta reżyseria, wspaniała i dopieszczona do granic możliwości animacja (silne te cwaniaki z ufotable, bo podnieśli własną poprzeczkę, która i tak już sporo ważyła, a walka Alter Saber vs Rider z 'the four rings' w tle to istne mistrzostwo wszechświata, nie zapominając rzecz jasna o epickiej transformacji Emiyi i towarzyszącej jej 'why I fight – EMIYA ver. 2020'), przepiękna sceneria i kolorystyka kadrów, obłędnie wykonana i dobrana muzyka oraz fantastyczna kompozycja całości. Do tego dodajmy emocjonalną i jednocześnie emocjonującą od początku do końca historię wzbogaconą o pokaźną ilość niezwykle ciekawych informacji na temat samego graala, jego przeszłości oraz zasad i te cudowne relacje pomiędzy postaciami np. Shirou i Illyi, których mi tak zabrakło w innych ścieżkach, czy sam Kotomine Kirei, którego tak ubóstwiałem po Zero i w końcu dostał drugie '5 minut' w których mógł się należycie pokazać i wykazać, a otrzymamy wyborną mieszankę wybuchową, wywołującą ciarki na całym ciele. Śmiem z pewnym przekonaniem twierdzić, że na obecne czasy, nie dało się raczej tego wykonać lepiej. Nawet jeśli jestem świadom i dostrzegłem kilka małych nieścisłości oraz niewyjaśnionych do końca kwestii, to kompletnie mi one nie przeszkadzają, ponieważ są zbyt mało wyraźne i też nie wpływają na samą jakość całości na tyle, aby odebrały niesamowitą wręcz przyjemność z oglądania tej części.
W swoim obecnym dorobku nie widziałem jeszcze wielu filmów anime, czeka na mnie jeszcze od groma klasyków, które są uważane przez wielu za arcydzieła i mam nadzieję, że kiedyś uda mi się wszystko nadrobić. Lecz w tym momencie, w tej chwili, z pełną świadomością i 100% przekonaniem uważam, że ta ostatnia część trylogii, którą miałem okazję niedawno skończyć, jest najlepszym filmem anime jaki do tej pory było mi dane obejrzeć. I też pierwszym, który otrzymuje bez chwili zawahania ode mnie najwyższą z możliwych ocen, ponieważ z pewnością na to zasłużył całym swoim wykonaniem. Natomiast ostatecznie cała trylogia otrzymuje ode mnie jedno oczko niżej. Dla mnie seans fenomenalny, podtrzymujące zdanie po poprzednich częściach, w żadnym aspekcie się na nim nie zawiodłem, a wręcz momentami pozytywnie zszokował, do którego będę często wracał i który nawet jak nie wzbudzi u innych takich samych pozytywnych emocji jak u mnie, to i tak uważam, że musi być wszystkim znany. Osoby jeszcze nie mające okazji się z tą trylogią zapoznać naprawdę nie wiedzą co tracą. Dlatego serdecznie polecam, zachęcam i wymagam aby nadrobić zaległości, BO WARTO.
Pierwszy film zdaje się być najbardziej kompletny i kompetentny pod każdym aspektem. Pominięcie typowego dla serii fate wprowadzenia i skumulowanie go do 3‑4min był bardzo dobrym zagraniem.
Drugi to wpychanie widzowi na siłę romansu pod płaszczykiem „głębszej emocjonalności” doprawionego fanserwisem + fragmentaryczny battle shounen.
Trzeci natomiast to typowy battle shounen bez ładu i składu który stara się widzowi zarzucić temat moralności/dobra i zła etc. czyli standardowy weebiz zakończenia bo ktoś się obudził i stwierdził że musi być aspekt filozoficzny…
Kinematografia stoi bardzo dobrze widać że nie szczędzono pieniędzy i wysiłku co się produkcji chwali. Tła i kadry dobrze ze sobą grają. Aranżacja scen jest bardzo dobrze zrobiona ,natomiast walki pozostawiają jak dla mnie sporo do życzenia a w szczególności okaleczone efekty specjalne…
Produkcja nie jest zła ale niczym wybitnym też nie jest…
Po trzeciej części
Fabuła – dla mnie ten mroczny klimat, więcej psychologii jest na plus, ale jeśli ktoś chce to samo tylko w innej wersji, czyli klasyczny Fate to może czuć się zawiedziony. Ktoś tu napisał, że trylogia przypomina Kara no Kyoukai i to prawda, to ten sam klimat. Więc raczej jest to trylogia dla wielbicieli KNK aniżeli Fate.
Postacie są wyraziste, polubiła, Shirou, zaintrygowała mnie Sakura, Rin lubiłam zawsze, więc tu bez zmian. Wydaje mi się, że twórcy z większą sympatią potraktowali sługi – nawet te, za którymi nie przepadała, w poprzednich częściach tu pokazane zostały w o wiele milszym świetle.
Muzyka skomponowana jak to u Ufotable często bywa przez Kajurę, ponownie czuć tu nutę znaną już z Kara no Kyoukai.
Do tej pory moją subiektywnie ukochanym dziełem anime było właśnie Kara no Kyoukai. Po obejrzeniu trylogii, sądzę że KnK nie zostanie zdetronizowane, ale było blisko. I kto wie, czy z biegiem czasu nie zmienię zdania.
Tak więc, zachęcam żeby obejrzeć, bo to całkiem dobra trylogia ze świetną animacją. Nie polecam komuś zaczynać przygody z Fate od tegoż, bo moim zdaniem będzie miał inny obraz serii no i się nie połapie o co tu chodzi. Ja osobiście nie „czuje” tej trylogii. Moją opinię zwalam na mój zakrzywiony obraz czego oczekuje od Fate (preferuje koncepcje serii jako pojedynki samych Heroic Spirits oraz skupienie się na ich interakcjach z ludzkimi bohaterami) i jest to moje osobiste zdanie, ale fakt jest taki że nie podzielam zachwytów nad tym cyklem.
Daje takie 7-/10.
Świetna trylogia, szczególnie drugi i trzeci film.
10.
Kiepska narzeczona. Nawet jakby film był rzeczywiście nudny to te dwie godziny by się przyjemnie spożytkowało z właściwą.
Gniot na maksa
Heavens feel
Po pierwsze technicznie – o ile miało masę spektakularnych scen walk, o tyle druga część dodawała dla swoich większego impaktu i były zwyczajnie ładniejsze. Dwa – domykanie wątków w fejtach różnie się objawia, tutaj może nie do końca wszystko mi pasowało – ale to bardziej zarzut do materiału źródłowego.
Seiyu Sakury wylewała z siebie siódme poty przy tej roli w 3 części i robiło to wrażenie, zwłaszcza przy kliknij: ukryte dialogu z siostrą przed „ostateczną bitwą”. Nie mniej mam wrażenie, że w jej głosie słychać było przerwę w podkładaniu do anime – w końcu od czasu ślubu miała bardzo mało ról.
Jouji Nakata jak zwykle brzmiał zaczepiście :D Jak ja uwielbiam tego gościa. Głosem zawsze będę wolał Hiroakiego Hiratę ale sercem wolę Joujiego – on nawet jest cool irl :3
Dźwiękowo podkład muzyczny wydaje mi się, że mógłby być znacznie lepszy. Tylko w kilku miejscach brzmiał nieźle, reszta to typowo akcyjniakowe utwory, nie budujące żadnych większych emocji.
Poza tym wychodzi kilka ciekawszych rzeczy w relacjach i settingu, o których mówi koleżanka poniżej i tutaj chyba nie ma sensu powielać :>
Ostatecznie jest to zasłużone, mocne 8/10. Lost butterfly było dla mnie mocną 9‑tką.
Doskonałość i perfekcja - po 3 części
kliknij: ukryte Po pierwsze, postać Sakury. Ta dziewczyna ma pełne prawo nienawidzić świata. Myślę, że psychologia tej postaci została oddana bardzo wiarygodnie. Do tego jej relacja z Shiro jest poprowadzona wręcz obłędnie. Ze wszystkich trzech ścieżek Shiro jest najlepszą wersją samego siebie przy Sakurze. Przestaje być przerośniętym dzieciakiem o naiwnym ideałach, tylko staje się mężczyzną w pełni akceptującym swoją wybrankę (pomimo prawdziwego mroku w jej sercu, wiedzieć o tym, co zrobiła Sakura i wciąż pragnąc ją chronić, będąc Shiro, świadczy dla mnie o prawdziwej dojrzałości tego uczucia w przeciwieństwie do dwóch pozostałych ścieżek). Docenia w Sakurze jej ciepło i zdolność do stworzenia rodzinnej atmosfery. Komuś takiemu jak Shiro myślę, że tego właśnie najbardziej brakowało. Nie być przydupasem Rin, nie pogrążania się w byciu bohaterem tak bardzo, że zakochuje się w Arturii, tylko po prostu ciepła rodzinnego. Tylko tyle i aż tyle. Już z samego tego względu ta ścieżka jest dla mnie najlepsza.
Po drugie, wreszcie została poruszona relacja sióstr. Ten temat aż błagał, aby został poruszony. Zignorowanie tego motywu w innych ścieżkach było dla mnie wręcz nienaturalne. Tutaj mamy piękną konkluzję w postaci walki sióstr. Rin tutaj ujęła mnie po raz kolejny. Zawsze lubiłam tę postać. W tych okolicznościach nabrała dla mnie dodatkowej głębi.
Ujął mnie też temat relacji Illyi i Shiro. Temat ich więzi jako rodzeństwa też zawsze wydawał mi się niewykorzystany. Aż do teraz.
Do tego dodatkowy motyw z Kirei, początki wojny o Graala. Doskonałość.
Wykonanie było wszystkim, czego oczekiwałam, a nawet więcej. Myślałam, że Yuki Kajiura już mnie niczym nie zaskoczy, ale jej „In early sping” weszło mi do głowy, trzyma moje szare komórki, łaskocze je dźwiękiem i nie puszcza. Ta wiolonczela w tle, ach. Dawno już tak nie miałam.
Mogłabym się nieco czepić końcówki. Ale to tylko troszeczkę. Jest pięknie i doskonale. Zamierzam się narkotyzować tym uczuciem dopóki nie rozpuści się w oparach rzeczywistości.
.
Fate/stay night: Heaven's Feel po 2 części filmu (Lost Butterfly)
Bez wątpienia był to fantastyczny i przez wiele kwestii również niezapomniany seans, który według mnie podniósł już i tak bardzo wysoko zawieszoną sobie samemu poprzeczkę przez studio ufotable przy praktycznie każdym z możliwych aspektów podlegających ocenie. No może oprócz udźwiękowienia i muzyki, która nadal (po pierwszej części) trzyma ten sam wysoki i staranny poziom wykonania, ale aby coś tutaj można było podwyższyć to musiałbym uświadczyć jakiś niezapomnianych utworów czy ostów do słuchania po seansie, niestety takich nie otrzymałem. Nie oznacza to, że ów aspekt jest wadliwy lub jest minusem tych dwóch filmów, wręcz przeciwnie, ale zabrakło efektów ŁAŁ, do których już nas ufotable w tym aspekcie przyzwyczaił przy innych jego produkcjach.
Przechodząc dalej, to co poniektórzy mogą być odrobinę zaskoczeni, że uważam iż jednym z aspektów wartych ocenienia wyżej jest strona techniczna, która w poprzedniej części już była na niebotycznie wysokim poziomie i mało tutaj poprawiono względem niej, więc nie za bardzo jest za co podwyższać i dawać tego maksa. Jednak zdecydowałem się to zrobić, a jest to spowodowane czysto subiektywnymi odczuciami przy scenach, które tak wgniotły mnie w fotel (nie było takich w Presage Flower), że wręcz musiałem przystopować, otworzyć paszczę z wrażenia i powiedzieć w końcu to kolokwialne ŁAŁ. Takie sceny są warte zapamiętania i odtworzenia przynajmniej raz. Było ich oczywiście kilka i wspomnę o nich przy okazji fabuły, ale teraz ograniczę się do wypisania jedynie dwóch. Pierwszą była oczywiście walka Alter Saber z Berserkerem. Dawno nie widziałem tak długiej, świetnie zrealizowanej pod względem choreograficznym i technicznym walki dwóch postaci, a wszystko mega epicko zfinalizowane, a więcej wymagać się nie da od tego typu scen. Druga natomiast to już kompletnie inna para kaloszy, slow przy spotkaniu w deszczu Shirou i Sakury. Coś zaskakującego, krótkiego i w sumie niepotrzebnego, ale z racji wystąpienia i tak bardzo dobrego wykonania powoduje tylko same pozytywne odczucia zachwytu nad jakością prezentacji. Reszta to już same mroki oraz ciężkie klimaty, które już pochwaliłem po części pierwszej i ogólnie nie uświadczyłem w żadnych z zapamiętanych przeze mnie scen spadku jakości względem poprzedniego filmu, dlatego tak bardzo nie rozumiem oceny użytkownika Prox, która widnieje poniżej, ale to tak tylko na zasadzie wspominki.
Historia i podejście do bohaterów już od początku odpowiadało mi najbardziej właśnie w tej wersji i nawet nie wiem za bardzo co mógłbym więcej napisać aby to oddać w całości. Już wspominałem, że o wiele bardziej mi odpowiada po prostu taki ciężki klimat niepewności i tajemniczości, który w drugiej części wywoływał w głównej mierze „Cień”. Sceny z jego udziałem, odpowiednio dawkowane, wzbudzały niewyobrażalny niepokój, mroczność i dyskomfort u widza w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Szczególnie zapada w pamięć moment spotkania z blondaskiem. Wiem, że niektórzy mogą się dziwić z takiego porównania, ale jak np. w Madoce abstrakcja momentami mnie przytłaczała i się w niej dusiłem tak przy tej sekwencji Sakury poczułem tylko i wyłącznie odpowiednie dawkowanie. Od strony wizualnej po kontrast emocji i prezentacji dwóch światów – świetnie wyreżyserowany moment według mnie. Do tego mogę jedynie dopowiedzieć, że porównując z częścią pierwszą uświadczyliśmy większego rozwoju postaci (czego oczekiwałem), a w głównej mierze naszej głównej bohaterki czyli Sakury, która z sceny na scenę coraz bardziej zyskiwała w moich oczach pod względem ciągłych zmian emocjonalnych i tragizmu jaki musi przeżywać. Nie oznacza to, że z powodu Sakury inne postacie tracą lub stoją w miejscu, wręcz zyskują przez to, że jest w centrum uwagi i co się z nią dzieje. Wiadomo, Shirou, ale i Illya, Tohsaka czy nawet sługi się odrobinę zmieniają i otwierają co tylko plusuje. Sam finał drugiej części był dla mnie lekko spodziewany biorąc pod uwagę fakt kto jest kim, ale i tak z racji realizacji i emocji jakie wywołuje niesamowicie mnie zszokował i wzbudził zachwyt, co jeszcze bardziej nakręca na finał, którego mam nadzieję, że ufotable nie spiep… i wykonają to należycie.
Podsumowując, już teraz (przed finałem) chyba mogę stwierdzić, że jest to według mnie najlepsza z trzech dostępnych ścieżek i chyba też najlepszy Fate jakiego oglądałem, a widziałem raczej wszystko co warte uwagi. Ale ostatecznie myślę, że jeszcze się powstrzymam od tego drugiego stwierdzenia, ponieważ zawsze wychodziłem z założenia (nie chcę tego zmieniać), że nie ważne jak coś się zaczyna i rozwija, ale ważne jak się kończy, a na to trzeba jeszcze trochę poczekać. W naszym przypadku niestety około rok licząc od teraz i oby to oczekiwanie było tego warte, bo naprawdę nie chcę cofać swoich powyższych słów. To chyba będzie już na tyle, dlatego dziękuję bardzo za przeczytanie i pozdrawiam. ;)
Fate/stay night: Heaven's Feel po 1 części filmu (Presage Flower)
Gniot
Gdyby odrzeć to coś z grafiki od ufotable i wynieść poza uniwersum (albo puścić komuś, kto nie zna fabuły) powiedziałby, że to anime to wielkie nieporozumienie. Tu jest tyle cringe'owych scen, tyle nieudolnego montażu, skrótów myślowych, niedopowiedzeń, dziwnych nagłych zmian otoczenia, bezmyślnych cięć, że nie wiem nawet, od czego miałbym zacząć wymienianie.
Trzymajcie się od tego gniota z dala. Ja dałem naciągane 4/10 przy 8+/10 dla pierwszego filmu. Strata 2 godzin życia…
Nie chce mi się rozpisywać, więc powiem tyle – WOW!
Pierwszy film był jedynie dobry, ale drugi to już sztos. Teraz rozumiem, czemu ludzie tak cenią tę ścieżkę.
Druga część
Druga część
Genialne
Rozczarowanie... Niepopularna opinia
Postacie – ze względów na restrykcyjne ramy czasowe filmu kinowego – zostały niesamowicie spłycone (najbardziej oberwało się chyba Zoukenowi, choć nie powiem, bym jakoś szczególnie z tego powodu rozpaczał). Co się zaś tyczy samej Sakury (w końcu to jej ścieżka) to… No cóż… Autorzy wyeksponowali jedynie nieliczne cechy jej charakteru, inne zaś przemilczeli i oczywiście co nieco dodali od siebie. W rezultacie stworzyli nową postać. To nie jest ta sama Sakura, którą można poznać w visual novel. Jeśli ktoś oglądał wcześniejsze części Fata to powinien odczuć pewien zgrzyt (tam Sakura była bliższa pierwowzorowi). Muszę tu jednak powiedzieć, że Sakura (jakoś nigdy nie lubiłem tej postaci) z Heaven's Feel podobała mi się bardziej niż ta z oryginału.
Warto też wspomnieć o klimacie i nastrojowości anime. Ufotable chyba za długo bawiło się Kara no Kyoukai, bo przedostały się tutaj jej naleciałości. Atmosfera w Heaven's Feel różni się od tej z visual novel. Anime jest też łagodniejsze niż tekst bazowy. Wspomnieć również wypada o tym, iż punkt archimedesowy w filmie przeniósł na sferę emocjonalną i psychologiczną. Wątki związane z wojną o graala pełnią tu rolę drugorzędną. Troszkę szkoda, gdyż to właśnie ta ścieżka skupiała się na tych aspektach najbardziej ze wszystkich trzech tras.
Czy zatem jest to zły film? Przekornie do tego, co wcześniej napisałem, powiem, że bynajmniej. Po prostu osobiście chciałem zobaczyć wierną ekranizację Heaven's Feel, a dostałem elastyczną interpretację. Wszystko zatem zależy od osobistych preferencji widza. To anime jest kierowane do fanów Fata – raczej nie zrozumie go osoba, która nie miała wcześniej styczności z rzeczonym uniwersum – i o ile ktoś nie oczekuje pieczołowitej adaptacji visual novel, to powinien być zadowolony.
Ja osobiście jestem rozczarowany, mimo że Heavens Feel to ścieżka, która już w oryginale nie cieszyła się moją sympatią…
zacne
Jedyne, do czego mógłbym się przyczepić, to kilka ważniejszych eventów pokazanych w dużym skrócie. Wolałbym jednak, aby całość była rozbita na odcinki i powoli poprowadzona, no ale nie można mieć wszystkiego.
Szkoda, że jeszcze poczekamy na następne dwie części :\