Anime
Oceny
Ocena recenzenta
4/10postaci: 4/10 | grafika: 3/10 |
fabuła: 3/10 | muzyka: 5/10 |
Ocena czytelników
Kadry
Top 10
Maou-sama, Retry!
- Demon Lord, Retry!
- 魔王様, リトライ!
Bohater przeniesiony do świata przypominającego znaną mu grę komputerową, w ciele swojej postaci – władcy ciemności… Zaraz, czy tego już gdzieś nie grali?
Recenzja / Opis
Pewien pracownik firmy tworzącej gry (imienia cywilnego nie podaję, bo i po co) przygotowuje się do wyłączenia serwerów, na których siedzi jego dzieło – gra zatytułowana Infinity Game. Tu jednak zachodzi klasyczne Coś Dziwnego, zaś bohater ląduje w świecie bardzo przypominającym jego grę. Tyle że nie jako przeciętny facet w (prawie) średnim wieku, a jako Hakuto Kunai, ponury typ, nazywany w Infinity Game Maou, będący władcą złowrogiego imperium. Cóż, tutaj imperium nie ma, zaś świat nieco różni się od growego – bohater ma sporą przewagę na starcie, ale mimo wszystko wiele wskazuje, że nie będzie mu łatwo. Dość szybko poznaje przyczynę swoich przymusowych przenosin, jednakże powrót tą samą drogą nie wydaje się na razie możliwy. Trzeba więc zorientować się w pięknych okolicznościach przyrody, zgarnąć jakąś przypadkową prześladowaną małolatę, i zająć się tym, co się umie najlepiej – czyli budowaniem złowrogiego imperium, jedna haremetka po drugiej.
Chciałabym napisać, że przynajmniej pomysł wyjściowy ma jakieś cechy świeżości, ale „odrodzony jako mroczny władca” to już praktycznie podgatunek podgatunku tak zwanych isekajów. Maou‑sama, Retry! może się wyraźnie kojarzyć z Overlordem w wersji soft, poczynając od postaci głównego bohatera, a na jego pomocnikach – dawnych NPC‑ach z gry – kończąc. Nie zmienia to faktu, że jeśli spisać główne założenia fabuły, wydaje się, że powinna ona mieć naprawdę sporo sensu. Kunai chce się oczywiście dowiedzieć, jak wrócić do domu, ale w tym celu musi zgromadzić jak najwięcej informacji o świecie, w którym się znalazł – możliwie nie zdradzając się z potencjalnymi słabymi punktami. Chociaż nie waha się likwidować wrogów, nie jest zainteresowany rozlewem krwi i podbojami militarnymi, a jego podstawowy plan polega na zdobyciu pozycji dzięki wpływom ekonomicznym. Jak się jednak po raz kolejny okazuje, dobry pomysł nie wystarczy, choć mogę tylko zgadywać, czy jest to wyjątkowo spaprana ekranizacja, czy też materiał źródłowy cierpiał na podobne problemy. Jeśli bowiem ująć rzecz zwięźle i kolokwialnie, mam spore obycie z animowanymi chałami, ale rzadko zdarzało mi się widzieć coś do tego stopnia zrobionego „na odwal się”.
Fabuła właściwie nie zasługuje na to miano – zamiast rozwoju wydarzeń oglądamy bowiem szereg scenek prawie ze sobą niepowiązanych. To wygląda tak, jakby wymyślić wariacje kilku podstawowych scenariuszy: „Maou wprowadza wynalazek, na którym będzie zarabiać”, „Pojawia się zagrożenie natury magicznej, które trzeba ubić” oraz „Scena komediowo‑fanserwiśna z udziałem co najmniej jednej haremetki” – a następnie spisać je na kartce, wrzucić do czapki i losować. Dodajmy, że poszczególnym epizodom brakuje cienia pomysłowości (oryginalności nie wymagam), zaś ich konkluzje są pospieszne i często nie wynikają z wcześniejszych wydarzeń, bo i po co.
Ta nieudolność scenariusza jest w dużej części konsekwencją wadliwej konstrukcji głównego bohatera, którego jedynymi zaletami okazują się niesztampowy dla gatunku wygląd oraz lekko zapity głos Kenjirou Tsudy. Tego rodzaju seria jest popisem jednego aktora, więc jeśli on zawodzi, nie ma dla niej ratunku. Kunai w teorii ma być potężny i charyzmatyczny, ale jednocześnie pozostawać enigmą dla otoczenia. W praktyce jest drewniany i nieprzewidywalny dla widza – nie da się zgadnąć, kiedy jakiś problem sprawi mu (umiarkowaną) trudność, a kiedy okaże się trywialny. Teoretycznie słyszymy jego myśli, ale to niewiele daje w sytuacji, kiedy bohater nie tyle tworzy nowe plany, ile opiera się na gotowych rozwiązaniach, wyciąganych dosłownie z podręcznego wymiaru. Zamiast więc patrzeć, jak Kunai wykorzysta zasoby świata, w którym się znalazł, oglądamy głównie, jak wprowadza anachroniczne wynalazki, które działają, bo tak. Jeśli zaś chodzi o największą podobno słabość bohatera, czyli brak odporności na magię, to prawdę mówiąc do końca nie zrozumiałam, o co miało z tym chodzić i dlaczego czasem jest w stanie uśmiercić potężnego demona, a czasem musi zmienić postać na inną, ponieważ na ulicy ktoś rozlał Błocko Chaosu (o tym później). Tak, dobrze piszę – bohater może czasowo zmienić się w inną osobę (zarówno pod względem charakteru, jak i wyglądu), opartą na innej stworzonej przez niego na potrzeby gry postaci. Nie wykluczę, że jakieś wyjaśnienia padały, ale jeśli tak, to miały postać na tyle mało interesującego monologu, że mogłam nie zwrócić na nie większej uwagi. Przekazywanie informacji o świecie to także sztuka, w tym przypadku całkowicie twórcom nieznana. Wracając jeszcze na moment do Kunaia, zdecydowanie nie pomaga kontrast wyglądu pomiędzy nim a otaczającymi go dziewczętami, które robią raczej dziecinne wrażenie. Fakt, że na ogół traktuje je raczej jak córki, ale właśnie – „na ogół” robi dużą różnicę. Oczywiście, jak każdy japoński bohater, musi też w duchu panikować, gdy staje się obiektem awansów ze strony płci pięknej, ale nie ma to szczególnej wartości komediowej i sprawia raczej wrażenie odhaczania obowiązkowego punktu na liście cech głównej postaci męskiej.
W seriach opartych na light novel zdarza się, że bohater z założenia nie musi być szczególnie interesujący, ponieważ uwaga odbiorców powinna koncentrować się na otaczających go postaciach (a dokładniej – dziewczynach). Nie wydaje mi się jednak, by był to ten przypadek, tym bardziej że wszystkie postacie drugoplanowe są tak samo nijakie i niedopracowane, jak główny bohater. Wspomniana na wstępie prześladowana dziewusia, Aku, jest miła i naiwna, a jej uwielbienie dla Maou ma w sobie trochę wdzięku, ale ogólnie rzecz biorąc to za mało, szczególnie jak na jedną z głównych postaci kobiecych. Luna, jedna z trójki Świętych Dziewic, która po paru nieporozumieniach praktycznie zostaje sojuszniczką (a raczej podwładną) Kunaia, to mieszanka cech zarozumiałej „panny z dobrego domu” i tsundere, ale chyba jako jedyna nie ogranicza się do pojedynczego zestawu zachowań. Jeśli bowiem chodzi o pozostałych, to sprawiają wrażenie postaci z amatorskiego szkolnego spektaklu i tak też odgrywają swoje role.
O oprawie dźwiękowej nie da się napisać nic dobrego ani złego – jest kompletnie nijaka, od czołówki i napisów końcowych poczynając, poprzez muzykę w trakcie odcinków, a na sztywnej grze seiyuu (ale co zrobić, mając tak źle napisane postacie?) kończąc. Oprawa wizualna jest natomiast beznadziejna i nie chodzi mi tu o deformacje na dalszym planie (obecne!) czy kiepskie CGI (obecne!). Wyjątkowo zwraca uwagę pustka i ubóstwo świata, w którym miasta i wsie dosłownie wyrastają w środku niczego (nie mam na myśli dzikich terenów, tylko całkiem dosłownie płaskie i puste „nic”), na ulicach panują pustki, a przypadkowi statyści stoją lub siedzą nieruchomo niezależnie od rozgrywających się wokół nich wydarzeń. Do tego możemy dorzucić garść niefortunnych decyzji, jak na przykład pokazanie pełzającego mrocznego skażenia (przyzywanego krwią kultystów!) w sposób, który jako żywo kojarzył się z wyciekiem oleistego błota i z żadnej strony nie chciał wyglądać przerażająco.
Chciałabym napisać, że jest to seria, która miała potencjał, ale wydaje mi się, że byłoby to przesadą. Maou‑sama, Retry! to próba sprzedania po raz kolejny tego, co się sprawdziło, zrobiona bez polotu, a co gorsza – bez pojęcia o tym, co zadecydowało o popularności poprzedników. Jeśli kogoś zainteresował bardziej dojrzały niż zwykle wygląd bohatera, ostrzegam – to walor czysto estetyczny, w dodatku dość umiarkowanej jakości, ponieważ wizualnie seria to bida z nędzą, a scenariuszowo brakuje scen, które pozwoliłyby Kunaiowi zaprezentować nieco bardziej wyraziste cechy osobowości.
Twórcy
Rodzaj | Nazwiska |
---|---|
Studio: | Ekachi Epilka |
Autor: | Kurone Kanzaki |
Projekt: | Makoto Iino, Tomoyo Nakayama |
Reżyser: | Hiroshi Kimura |
Scenariusz: | Ouka Tanizaki |
Muzyka: | Satoshi Houno |
Odnośniki
Tytuł strony | Rodzaj | Języki |
---|---|---|
Maou-sama, Retry! - wrażenia z pierwszych odcinków | Nieoficjalny | pl |