Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Zapraszamy na Discord!

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

6/10
postaci: 8/10 grafika: 4/10
fabuła: 6/10 muzyka: 4/10

Ocena redakcji

6/10
Głosów: 2 Zobacz jak ocenili
Średnia: 6,00

Ocena czytelników

7/10
Głosów: 31
Średnia: 6,74
σ=1,39

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Sulpice9)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Otonari no Tenshi-sama ni Itsunomanika Dame Ningen ni Sareteita Ken

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 2023
Czas trwania: 12×24 min
Tytuły alternatywne:
  • Angel Next Door Spoils Me Rotten
  • お隣の天使様にいつの間にか駄目人間にされていた件
Gatunki: Komedia, Romans
Postaci: Uczniowie/studenci; Pierwowzór: Powieść/opowiadanie; Miejsce: Japonia; Czas: Współczesność; Inne: Realizm
zrzutka

Interesująca opowieść o tym, jakie mogą być konsekwencje podarowania komuś parasola.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: Avellana

Recenzja / Opis

Amane Fujimiya to licealista prowadzący ustabilizowane życie na uboczu. Mieszka sam, ma raptem dwójkę przyjaciół, a z jakiegoś powodu jego rodzice żyją w innym mieście. Mimo wszystko dobrze się uczy, a jego codzienne życie nie różni się od tego, jakie wiodą jego rówieśnicy. Rytm jego spokojnej egzystencji zakłóca spotkanie w parku – spostrzega przygnębioną i zapłakaną Mahiru Shiinę, najlepszą uczennicę w szkole, pannę idealną, nazywaną „aniołem”. Po nieudanej próbie podjęcia rozmowy Amane stwierdza, że dziewczyna nie chce wracać do domu pomimo trwającej ulewy. Pożycza jej parasol (wręcz wciska na siłę) i odchodzi, zastrzegając, że nie oczekuje niczego w zamian. Później widzowie dowiadują się, że tych dwoje mieszka obok siebie, a mimo to epizod w parku był ich pierwszą konwersacją. Po jakimś czasie Mahiru przychodzi do chłopaka, proponując mu pomoc w domowych obowiązkach, aby się odwdzięczyć za wcześniejsze wsparcie. I tak oto rozpoczyna się kolejna historia miłosna…

Pozbawione elementów komediowych romanse szkolne nie są gatunkiem, po który sięgam najczęściej. Jednak zawsze lubię zapoznać się z seriami głośnymi, zwłaszcza tymi, które budzą spore kontrowersje. A o Otonari no Tenshi­‑sama ni Itsunomanika Dame Ningen ni Sareteita Ken czytałem mnóstwo dobrego i złego. Zwolennicy tej serii pieją z zachwytu nad złożonością psychologiczną postaci, pozytywnym przesłaniem dzieła i wszechogarniającą słodką atmosferą. Z kolei przeciwnicy twierdzą, że jest to wykonane tanim kosztem schematyczne romansidło bezwstydnie żerujące na emocjach widzów, zwłaszcza ich potrzebie oglądania ładnych ludzi robiących słodkie rzeczy. Po drugim seansie tej serii z pewnym zakłopotaniem muszę przyznać, że jakimś cudem obie strony mają rację. Przynajmniej w większości aspektów.

Przejdźmy może do elementu, który jest moim zdaniem największą zaletą tego serialu, mianowicie – do fabuły. Może to trochę dziwić, ponieważ w większości przypadków, jeśli rozmawiamy o nierównym projekcie, to zwykle scenarzystom obrywa się najmocniej, ale skrypt tej historii wygląda naprawdę dobrze. Jasne, wszyscy doskonale wiemy, jak to się skończy, natomiast droga, jaką przebywają bohaterowie, została zadziwiająco sensownie przemyślana. Otonari no Tenshi­‑sama ni Itsunomanika Dame Ningen ni Sareteita Ken należy do niesamowicie wolno postępujących romansów, jednak stopniowe rysowanie portretów psychologicznych głównej pary bardzo dobrze wyjaśnia, dlaczego musi to tyle trwać. Powoli, od słówka do słówka, Amane Fujimiya zdradza się z tym, skąd u niego kompleksy i dlaczego stroni od ludzi. Perfekcjonizm Mahiru Shiiny okazuje się zbudowany na cynicznych fundamentach, a jej chęć pomocy wynika niekoniecznie ze szlachetnych pobudek (przynajmniej początkowo).

Jednocześnie scenarzysta wkłada w usta naszych protagonistów kwestie dowodzące tego, że krok po kroku nasi zakochani przechodzą pewne przemiany. Nie wiem, czy to zasługa pierwowzoru (przyznam, nie czytałem), czy zręczność autora dialogów, jednak ktoś dobrze wiedział, jak rozmawiają ze sobą ludzie, którzy potrzebują pomocy, ale i pragną jej komuś udzielić. A skoro już wspomniałem o pomaganiu innym, nie będę ukrywać, że miłym zaskoczeniem jest dla mnie przesłanie serii. To nie tylko standardowa opowieść o miłości, która zbliżyła do siebie dwójkę outsiderów, ale też subtelna historia o budowaniu w sobie altruizmu i empatii. To rzecz o tym, że warto udzielać wsparcia innym, nie tylko dlatego, że „to wypada” – chodzi o to, iż dobre uczynki budują nasze wewnętrzne piękno i pomagają nam samym.

Przesłanie, by czynić dobro, nie oczekując niczego w zamian, odzwierciedla się również w konstrukcji dwojga najważniejszych postaci drugoplanowych. Początkowo zakładałem, że Itsuki Akazawa (najlepszy przyjaciel Amane) i Chitose Shirakawa (dziewczyna Itsukiego) zostali wprowadzeni na zasadzie starej teatralnej sztuczki, znanej już od czasów Szekspira, gdzie romantyczną parę kochanków kontrastujemy z parą komediową. Choć początkowo mogą wydawać się dwójką infantylnych, zakochanych w sobie nastolatków, z odcinka na odcinek coraz bardziej zyskują na znaczeniu. Nie jestem przekonany, czy ta opowieść nie skończyłaby się inaczej, gdyby nie to, że w kilku epizodach popchnęli tę parę ku sobie, wykazując może nie tyle przebiegłość i inteligencję, ile zaskakującą wrażliwość emocjonalną. Można by wręcz powiedzieć, że to oni pełnią w tej fabule rolę aniołów­‑stróżów naszych bohaterów.

Z innych postaci na dalszym planie dowiadujemy się więcej o rodzinach Mahiru i Amane, ze szczególnym uwzględnieniem rodziców chłopaka. Każdy z członków rodziny dostał różny czas antenowy, natomiast zostały im przypisane ściśle określone funkcje, dzięki którym o wiele lepiej rozumiemy zachowanie protagonistów.

Dobrze, opowiedziałem już co w tym serialu działa. Teraz, niestety, czas na tę mniej przyjemną część, a jest o czym pisać. Przede wszystkim, jeśli czytaliście powyższe akapity dość uważnie, być może zauważyliście, że starałem się pisać o samym scenariuszu, a nie o ostatecznym kształcie serii. Od napisanej historii do skończonej ekranizacji jeszcze długa droga – całość trafia w ręce reżysera i producentów (tu już różnie bywa, kto posiada więcej władzy nad artystycznymi założeniami projektu), a później dochodzą kolejne elementy realizacyjne. Efekt końcowy niekoniecznie musi wyglądać tak, jak wymyślił go sobie autor. Gdyby tak nie było, wielu widzów nie narzekałoby na potężne różnice pomiędzy dziełem wizualnym a literackim pierwowzorem. Nie mam z tym większego problemu – wcale nie uważam, że film musi być oddany jeden do jednego w stosunku do książki lub komiksu, bo pewnych rzeczy zwyczajnie nie da się przenieść na ekran. Wystarczy, by w przypadku wprowadzonych zmian twórcy zaoferowali widzowi coś ciekawego. Problem polega na tym, że poza scenarzystą nie ma nikogo, kto by przejawiał takie ambicje.

Zacznijmy od reżyserii. Wang Lihua mógł poprowadzić tę serię na kilka sposobów: stworzyć słodko­‑gorzką historię nastolatków po przejściach, ukazać obraz społecznego wykluczenia, które może dotyczyć nawet pozornie najpopularniejszej osoby w szkole albo zaprezentować liryczną historię dwojga młodych ludzi z kompleksami osłodzoną szczęśliwym zakończeniem. Te skomplikowane pomysły nie zaprzątały głowy reżysera: całość przerobiono na mdłą historię miłosną, gdzie nawet traumatyczne zdarzenia są pokazywane z maksymalną słodyczą (trochę na zasadzie „o patrzcie, nawet ich problemy psychiczne są słodkie”). Jednocześnie mam spory problem z tym, jak wykreowano Mahiru: na szczęście fanserwisu tu niewiele, natomiast nie mogę się oprzeć wrażeniu, że reżyser używa jej jako wabika na widzów. Paradoksalnie, choć główna bohaterka życzy sobie, by nie traktowano jej jak „nieskalanego anioła”, tylko normalną dziewczynę, to wśród osób, które nie chcą dostrzec jej normalności, wskazałbym właśnie pana reżysera… To nie koniec problemów – w tym romansie wydarzenia nie są aż tak istotne jak sposób kreacji bohaterów i scenarzysta jest tego w pełni świadom. Co więcej, tajemnice skrywane przez główne postacie są raczej łatwe do przewidzenia, i to już po dwóch­‑trzech odcinkach. Ważniejsze jest to, w jaki sposób te elementy budują relacje między naszą parą. Reżyser, niestety, obiera odwrotny kierunek: średnio radzi sobie z subtelnościami scenariusza, za to buduje nastrój wokół intrygi, jakbyśmy mieli przed sobą wzorcowy kryminał. Cóż, może to dowód na to, że jeśli ktoś jest zawodowym rysownikiem (Wang Lihua to autor ilustracji do mangi), to niekoniecznie musi dobrze zarządzać tak dużym projektem jak dwunastoodcinkowe anime.

Problemy realizacyjne pogłębia fatalna oprawa audiowizualna. Wiem, że od romansu szkolnego nie powinienem wymagać zbyt wiele, jednak są jakieś granice. Grubo ponad połowa czasu ekranowego rozgrywa się raptem w dwóch małych mieszkaniach i wydaje mi się, że widz może oczekiwać, iż chociaż te dwie lokacje będą narysowane z jakąś starannością. Niestety, dostajemy oklepane, sterylne, niezapadające w pamięć pomieszczenia. Projekty postaci również nie grzeszą oryginalnością. O ile przyłożono się jeszcze do dwójki głównych bohaterów, o tyle cała reszta zrobiona jest na pół gwizdka. Do tego stopnia, że gdy Amane rozmawia z Itsukim i jeszcze jednym kolegą, którego poznamy w późniejszych odcinkach, to panowie wyglądają niemalże identycznie. Jak na historię, gdzie nie mamy nawet dziesiątki bohaterów pierwszo- i drugoplanowych to trochę słabo. Zanimowane jest to średnio, jednak największym problemem i dowodem artystycznego niechlujstwa serii jest fatalne zmontowanie dźwięku z obrazem. Kilkukrotnie wyłapałem sceny, gdzie bohaterowie ruszają ustami, a jednocześnie rozpoczynają kwestię sekundę później. Nawet w jednej z kluczowych rozmów na końcu serii znalazłem takie uchybienie. Widziałem amatorskie dubbingi, które przykładają się bardziej do tych kwestii niż profesjonalne studio, które przecież nie zrobiło tego za darmo.

Z muzyką jest niewiele lepiej. Dominują łzawe, dość oklepane liryczne motywy, podbijające słodycz i słodki tragizm określonych wątków. Uczciwość każe mi napisać, że spotkałem się z entuzjastycznymi opiniami na temat piosenek na otwarcie i zakończenie odcinka. Dla mnie przesłuchanie ich na potrzeby recenzji było drogą przez mękę. Reasumując, nie ma tu nic do zapamiętania, przez co oprawa dźwiękowa tylko podbija wrażenie „taniości” produkcji.

Ciekawa rzecz: w przypadku tego serialu na rozmaitych forach ludzie często żartują na temat olbrzymich „zawartości cukru” na jeden odcinek. Jeżeli ja miałbym zastosować jakieś porównanie związane ze słodkościami, to powiedziałbym, że twórcy tego anime są trochę jak dilerzy handlujący wirtualnym cukrem. Taki towar na pewno nie zaszkodzi, choć nie jestem pewien, czy w czymkolwiek pomoże, natomiast jedna rzecz w tym porównaniu jest niezwykle istotna – diler nigdy nie chce naszego dobra, a zależy mu tylko na tym, by przy stosunkowo niskich kosztach własnych wydusić z klientów ostatni grosz. I tak bym podsumował stronę producencką tego serialu.

Komu mogę polecić to anime? Szerszemu gronu widzów niż bym się spodziewał – jeżeli ktoś nie przywiązuje tak dużej wagi do strony realizacyjnej i po prostu chce dostać dobrą historię, to bardzo możliwe, że nie zauważy wielu problemów, o których wspomniałem i spędzi z serią kilka miłych godzin. Jeśli ktoś lubi bardzo, bardzo słodkie romanse i optymistyczne, nieco naiwne historie (tj. sam scenariusz naiwny nie jest, ale reżyser robi, co może, byśmy go za taki uznali), to ma przed sobą dwanaście kojących odcinków idealnych na deszczowy wieczór. Ludzie, którzy lubią grzebać w filmach lub serialach i oceniać je „od kuchni” znajdą tu sporo ciekawych rzeczy. To jeden z tych dziwnych projektów, gdzie scenariusz wypada bardzo obiecująco, ale elementy techniczno­‑realizacyjne nie prezentują już takiego poziomu.

Uważam tę serię za smutny przykład niewykorzystanego potencjału, a jednak nie mam poczucia zmarnowanego czasu. Nawet jeśli strona realizacyjna zaszkodziła tej mądrze napisanej historii, to wciąż dostrzegam dobrze wykreowanych bohaterów, bardzo wartościowe przesłanie i precyzyjnie napisane dialogi. Ciekawi mnie, czy doczekamy się sezonu drugiego. Trzymam kciuki, że w przypadku kontynuacji twórcy nie zadowolą się jedynie słodzeniem widzowi, tym bardziej że wydarzenia z finału nie miałyby wtedy większego znaczenia. W każdym razie bawiłem się dobrze, choć może niekoniecznie z tych powodów, których oczekiwali producenci.

Sulpice9, 6 czerwca 2023

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: project No. 9
Autor: Saeki-san
Projekt: Hanekoto, Takayuki Noguchi
Reżyser: Wang Lihua
Scenariusz: Keiichirou Oochi
Muzyka: Moe Hyuuga

Odnośniki

Tytuł strony Rodzaj Języki
Otonari no Tenshi-sama ni Itsunomanika Dame Ningen ni Sareteita Ken - wrażenia z pierwszych odcinków Nieoficjalny pl