x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w
polityce prywatności.
Re: Animacja
Natomiast anime nawet w Japonii są pewną niszą. Jedynie najpopularniejsze tytuły lecą w telewizji w godzinach najwyższej oglądalności, a reszta trafia do tzn. „otaku hours”, czyli bloków wyświetlanych w nieludzkich godzinach. W dodatku to producenci anime kupują czas antenowy od telewizji, dostając w zamian zysk z bloków reklamowych. W takich warunkach wieloletni cykl produkcyjny jest nieopłacalny. Tym bardziej, że grom zysków pochodzi ze sprzedaży gadżetów i mangi, często czyniąc z anime zaledwie formę reklamy.
Jeśli coś przekręciłem, to proszę mnie poprawić.
Recenzja-polecajka?
Swoją drogą – to chyba najbardziej bijący po oczach (auć!) przykład tanukowej zasady, pozwalającej recenzentowi na wystawianie anime dowolnej oceny, choćby wbrew opinii całej redakcji. Dotąd kręciłem z niedowierzaniem swoim paskudnym nochalem gdy redaktor naczelna twierdziła, że pozwoliłaby wystawić 1/10 nawet lubianej i popularnej serii, pod warunkiem, że recenzent doskonale by uzasadnił ocenę w samym tekście. Nie jest to oczywiście aż tak skrajny przypadek, ale i tak robi wrażenie i budzi emocje.
Fetysz cyferki
Re: Kawaleria powietrzna i inne techniki walki
Faktycznie bramy są najsłabszym punktem i właśnie dlatego istnieją parami. Przeciwnik najpierw musi rozbić pierwszą, przebić się przez całe miasto i dopiero potem zniszczyć drugą. A to daje przynajmniej kilka godzin czasu na ewakuację i wysłanie dodatkowych wojowników, co byłoby dobrym pomysłem gdyby nie to że technologia budowy i naprawy murów zaginęła. Dopiero w dalszych tomach wyjaśniono jak one powstały i dowódcy przygotowują plan załatania obu bram w pierwszym mieście. Potem wystarczy tylko oczyścić odbity teren z tytanów co powinno być wielomiesięczną i trudną kampanią.
A fosy i jakieś umocnienia były ZA bramami. Wszyscy widzieliśmy jak niewiele one dały. A nawet one musiały być wykopane ludzkimi rękoma przy użyciu łopat i taczek, oraz na tyle głębokie by siedemnastometrowy tytan nie mógł wyleźć ze środka. Niezależnie od zasobów ludzkich jest to zadanie nie do wykonania. A kopanie przed bramami zupełnie nie wchodzi w grę, ze względu na śmigające sobie wokół muru tytany.
Miny to faktycznie dobry pomysł, ale materiały wybuchowe zostają użyte w ciągu pierwszych dziesięciu tomów mangi tylko raz. Być może to wina tego, że proch jest w tym świecie dość trudny do zdobycia, albo skuteczności armat. Pomimo wszystko kule armatnie nieźle spowalniają lub tymczasowo unieruchamiają tytanów, a po trafieniu w kark zabijają je na miejscu. Według drugiego tomu mangi istniały też jakieś katapulty, pozwalające na podpalanie tytanów, ale wyszły z użycia bo były niebezpieczne, a amunicja do nich była trudna do zdobycia.
Harpuny byłyby jeszcze lepsze, ale do ich wybuchu potrzebny byłby zapalnik lub lont. A nie wyobrażam sobie jak wojownicy w ramach realnej walki mieliby je wykorzystywać. Najpierw podpalać lont i rzucać, czy wbić harpun, a potem latać w powietrzu z lampą naftową, oto jest pytanie?
Poza tym miasto tak naprawdę nie ma wojska. Niby mamy Legion Zwiadowczy, Żandarmerię i Straż Murów, ale jedynie pierwsi mają jakieś doświadczenie, drudzy zajmują się raczej sprawami wewnętrznymi i powinni być co do jednego uzbrojeni w broń palną, a ostatni to banda leszczy, nie robiących nic poza obsługą wind i szorowaniem armat. Oto skutki stuletniego okresu „pokoju”, w trakcie którego miastu nic nie groziło. I dopiero, gdy doszło do ataku okazało się, że olewanie obrony, oraz niewyposażanie straży miejskiej w zestawy do manewrów przestrzennych było głupim pomysłem. Inna sprawa, że pewnie nawet król nie zdawał sobie sprawy, że mogą istnieć 60‑cio metrowe kolosy, gdyż normalni gigantyczni tytani mierzą 40‑50 metrów i pewnie nie rozwaliłyby nawet bramy.
Miasto mogło mieć w swoich początkach także „inny” system obrony kliknij: ukryte (patrz finał ósmego odcinka i wynikający z tego WTF) i bez wątpienia sprawdzał się on znakomicie. Być może nawet było przez niego bronione przez całe dziesięciolecia, lub wykorzystywane do sabotowania działań Oddziałów Zwiadowczych. Tego jednak na razie nie potwierdza nawet manga i jest to jedynie moja własna teoria.
Z drugiej strony dotąd pojawiali się tylko rekruci i inni amatorzy. Zgrane, kilkuosobowe drużyny Legionu Zwiadowszego radzą sobie nieporównywalnie lepiej, przynajmniej do czasu wpadnięcia na pancernych tytanów, którym nie można, ot tak, zrobić kuku.
Największy problem fikołków w powietrzu jest jednak inny. Można go używać wyłącznie na dwa sposoby – wspinając się po tytanie, lub strzelając linkami w budynki i drzewa. Mówiąc wprost – da się tego używać wyłącznie w mieście i gigantycznym lesie. Na równinach i w wiejskich miasteczkach nie nadaje się niemal do niczego i może jedynie spowalniać uciekających końmi wojowników.
Ups!
Odnośnie kartoników – one same nie są nowością, choć dotąd były dodawane tylko do części DVD. W tym wypadku opieram się jednak na zawartości własnej półeczki z anime. Nowością jest raczej spójny i bardzo estetyczny styl graficzny okładek.
Odnośnie dubbingu – wygląda na to że faktycznie coś mi się pomieszało i powinienem to dokładniej sprawdzić przed zaakceptowaniem korekty. Bo dubbing był – kłopot w tym że angielski. Swoją drogą – ktoś przypomina sobie sytuację by film animowany był wyświetlany w kinie z angielskim dubbingiem i napisami?
Dziękuję za uwagi, a wszystkie błędy zostaną w ciągu paru godzin poprawione
Re: Ostrzeżenie odnośnie wydania DVD.
W tym momencie pewnie powinienem zacząć wylewać pomyje na Monolith, ale chyba nie ma to większego sensu, skoro i tak prawie nic u nas nie wychodzi. Tym bardziej, że po obejrzeniu Paranoia Agent, będącym najgorszym wydaniem jakie w życiu widziałem, nic mnie już nie zdziwi. Przynajmniej, przy okazji tej spóźnionej premiery, Kolekcja Studia Ghibli wreszcie doczekała się ładnych okładek i kartonowych boxów. To chyba jednak niezbyt duży plus.
Re: @ recenzja by Slova
... same recki alternatywne nie są zbyt popularne i wciąż jest sporo do zrecenzowania, szczególnie w dziale mangowym. W dodatku najczęściej pisze się je ze względu na niezadowolenie z jakości tekstu głównego, lub posiadanie zupełnie odrębnej opinii, mając na celu celu jej zastąpienie. Niestety w wypadku tekstu polemicznego zamienienie miejscami obu recek nie wchodzi w grę, co również zniechęca do ich pisania.
Takie recenzje będą się wiec pewnie jeszcze pojawiać, ale prędzej Ave znajdzie sobie harem informatyków z nagimi umięśnionymi torsami, niż staną się one normą.
Re: @ recenzja by Slova
Kłopot w tym, że dział opinii na Azunime pełnił funkcje rozbudowanych komentarzy redakcji. Na Tanuki.pl jego funkcje dobrze spełnia wyszczególnienie komciów redakcji i recenzentów za pomocą złotego paska. Przydałoby się także wyróżnić opinie użytkowników poprzez dodanie niezalogowanym gościom szarego paska i usunięcia im zastępczego awatarka, ale to też się rozbija o brak osoby korzystającej z informatyki no jutsu. I kiszka!
A recki polemiczne nie są nowością. Poprzedni był tekst o Tsubasa -RESERVoir CHRoNiCLE- autorstwa SixTonBudgie sprzed trzech i pół roku. Łatwo zauważyć, że nie sa one zbyt popularne. Po pierwsze – samych recek alternatywnych nie są
Re: Długie
Jednak i tak nawet nie zbliżyłbyś się do rekordu, którym jest recka Exalted Zegarmistrza. Zabawne, ale mam wrażenie, że poprzednio nie była podzielona na cztery rozdziały…
Re: Berek! Złap mnie jeśli potrafisz!
A pojawienie się Caesara to faktycznie coś na co warto czekać, tym bardziej że zapowiedź następnego odcinka zakończyła się tym. To jest tak jedwabiste, bajeczne i kompletnie zryte, że aż brak mi słów. Dziwne, że oczy jeszcze nie zaczęły mi krwawić od tego szalonego stylu graficznego!
Berek! Złap mnie jeśli potrafisz!
Oj, zapomniałem jak radośnie głupia była pierwsza reakcja JoJo na Santanę. Nie pamiętam by jakaś inna znana mi postać mogła sobie pozwolić na tak bezczelny trolling oraz kliknij: ukryte zastanawianie się czy warto się wdawać w walkę i czy wróg rzeczywiście jest taki zły jak się wydaje. W końcu obudzenie Santany i jego niezbyt miłe przyjęcie powitalne to wina nazistów, a on i Speedwagon nie mieli z tym nic wspólnego. A im dalej tym weselej i możliwości jakie daje umiejętność dowolnej zmiany kształtu kolumnowca zostały genialnie zanimowane.
Ewidentnie jednak problemem wciąż jest pokazanie postaci w ruchu. Nienaturalnie wygląda wynik ataku żebrami (nie pytajcie!) kończący się twardym lądowaniem na suficie. Niby jak JoJo miałby zostać wyrzucony w górę, skoro kierunek ataku powinien go odrzucić w kierunku ściany lub podłogi? Podobnie jest z biegiem Stroheima do drzwi, zadziwiającym wolnym tempem i zbędnym cackaniem się. Moja prababcia zrobiłaby to żwawiej! W dodatku zauważyłem parę ewidentnych błędów w proporcjach postaci… Ciekawe czy poprawią to w kolejnej serii?
Może trochę na to późno, ale bardzo podoba mi się zmiana projektu postaci Josepha. W mandze wyglądał identycznie jak swój dziadek, a anime od razu widać dzięki charakterystycznej czuprynie że to nowa postać, choć podobieństwo jest uderzające.
I sorry, ale bardziej zaawansowany algorytm, w stylu zależności wyświetlanych ocen i modyfikowania tekstu od internauty, jest nie do napisania. Chyba tylko wtedy wszyscy byliby zadowoleni „poziomem” recenzji. Zresztą i tak nie byłoby to warte świeczki, ze względu na ilości odsłon jakie generują obecne teksty. No flame – no fun!
ps. Jakby co to od razu napiszę, że robię sobie jaja. Widocznie sylwestrowe fajerwerki obudziły mojego rozczochranego wewnętrznego trolla.
Większe i bardziej doświadczone firmy mają nieco lepiej, ale i tak muszą nieźle kombinować by wydać co chcą i kiedy chcą. Tym bardziej że, w wypadku anime i mang, druga strona potrafi mocno grymasić nad najdrobniejszymi detalami, albo zwyczajnie strzelić focha.
Re: I po jedynastym odcinku!
Nie masz także obowiązku czytać mangi, bo anime jest w 95% wierną adaptacją, pozbawioną jakichkolwiek fillerów. Miałoby to sens tylko gdybyś chciał napisać o różnicach pomiędzy obiema wersjami, ale nie są one duże. Tu trochę wycięto, tam minimalnie zmieniono wydarzenia, a gdzie indziej ocenzurowano itd. Zasadniczą zmianą jest jedynie przyspieszenie tempa akcji w pierwszych dziewięciu odcinkach, by studio miało jak najszybciej Phantom Blood z głowy i styl graficzny nawiązujący do znacznie późniejszych serii mangi.
Re: I po jedynastym odcinku!
Re: I po jedynastym odcinku!
I łyp na wszystkie 8 tekstów o JBA na Czytelni i T‑M…
Pozostaje się cieszyć, że nie ja będę pisał reckę anime, bo popełniłem właśnie o jeden fail za dużo w wypadku tej serii. IKa i Ave normalnie mnie uduszą.
Re: I po jedynastym odcinku!
Dobrze wiedzieć, choć dotąd spotkałem się z tą wersją tylko raz, przy okazji trailera All Star Battle. Coś mi jednak mówi że sporo czasu upłynie zanim to tłumaczenie się upowszechni.
Tak, to doskonale widać. W dodatku studio ma naprawdę świetne i pasujące do klimatu cyklu pomysły na czele ze zwariowaną kolorystyką i rozgrywającymi się podczas stop‑klatek monologami. Właśnie tak powinno się ekranizować tasiemce, choć większy budżet by nie zaszkodził. Przy okazji pozdrawiamy pokrzywdzonych fillerami fanów Naruto i Bleacha ;P
Re: I po jedynastym odcinku!
Przy okazji jednak autor zaczyna wprowadzać naprawdę dziwne projekty postaci, charakterystyczne dla późniejszych serii. O ile nietypowe dodatki w stylu krawata w trupie czaszki z kocimi uszkami, albo sporego medalionu przedstawiającego słońce to naprawdę świetne pomysły, to już fryzury części postaci mnie dobijały. Choć dopiero od czasu Vento Aureo lepiej nie pić niczego podczas lektury, bo oplucie monitora jest tylko kwestią czasu.
A Joseph to faktycznie rubaszna postać, choć do Jolyne i JoJo z JoJoliona sporo mu pod tym względem brakuje. Prawnuczka już na pierwszych stronach rozpacza, że strażnik aresztu przypadkiem zobaczył jak się onanizuje, a w kolejce do lekarza wyprawia takie rzeczy że cała rodzinka by osiwiała. Najlepsze w Józefie jest jednak jego świetne poczucie humoru połączone z inteligencją i swobodnym zachowanie. Jego liczne wady tak naprawdę tylko go ubarwiają, zamiast ośmieszać.
Re: I po jedynastym odcinku!
Cieniowanie postaci w CG chyba nie jest jednak identycznie. Na zwiastunach gry wyglądają zauważalnie gorzej i bardziej plastikowo. Nieco inna jest też kolorystyka i Joseph ma strój w kolorze szmaragdowej zieleni, a nie fioletu. Równie dobrze może się to jednak zmienić do czasu jej premiery.
Wątpię także, by całość zakończyła się na tej serii. Tak naprawdę dopiero Diamond is Unbreakable może wystraszyć widzów dziwacznymi projektami postaci i ubrań, na czele w niesamowitą fryzurą czwartego JoJo – Josuke. Do tego czasu anime powinno normalnie ukazywać się co tydzień jako tasiemiec, lub sezonami. W końcu nie zwiększano by budżetu, gdyby zainteresowanie emisją w japońskiej tv było poniżej oczekiwań. Zresztą początkowo nie były one duże, bo pierwsza seria aż piszczała z braku kasy na animacje.
Natomiast w samym odcinku podobało mi się to jak pięknie pokazano postawienie motywów z poprzedniej części na głowie. Wrogowie już nie są tak czarno‑biali jak dotąd i mają ciut więcej oleju w głowie. Przy okazji drą się jeszcze bardziej niż dotąd i seiyu Stroheima aż za mocno wczuł się w rolę, krzycząc jak wariat. Aż strach pomyśleć, co będzie gdy wyciągnie ten swój absurdalny karabin maszynowy. Będę pewnie musiał wyciszyć głośniki o conajmniej połowę decybeli. Natomiast nowy JoJo nie ma w sobie nic z gentlemana jakim był Jonathan, ale pomimo bucowatej powierzchowności na szlachetne serce, myśli i jest źródłem niezłego humoru i dialogów.
I po jedynastym odcinku!
W dodatku nie cała kasa poszła w opening i, o dziwo, udało się też poprawić animację. Bohaterowie znacznie rzadziej stoją jak kołki i ruszają się jakoś żwawiej, choć oszczędności wciąż widać. Podobnie jak wciskaną na siłę cenzurę, ale w końcu trzeba jakoś zachęcić Japończyków do zakupu DVD i Blu‑ray.
Przy okazji odcinek wynosi patos i humor na chyba najwyższy jak dotąd poziom i ciężko nie śledzić wydarzeń bez wyszczerza na twarzy. Szkoda tylko że część zwrotów akcji ewidentnie jest zrobiona od czapy i są równie bzdurne, co widowiskowe. No ale to już wada oryginału, który seria stara się wiernie naśladować. I dobrze, bo to oznacza brak fillerów, a materiału jest i tak na przynajmniej 200 odcinków nawet przy tak szalonym tempie akcji. Z drugiej strony nie obraziłbym się, gdyby choć trochę poprawiono fabularne usterki kolejnych serii. A przy okazji Stone Ocean przerobiono Anasuiego na kobietę. W końcu panie i tak mają przy okazji każdego odcinka kupę fanserwisu, więc trochę yuri dla panów nie powinno być kłopotem.
Muda! Muda! Muda!
Tym bardziej szkoda, że technicznie JoJo jest potwornie nierówne. Z jednej strony ma własny, unikalny styl i nawet sparklająca moc hamon wygląda fajnie, ale animacja ssie. Postacie najczęściej stoją sobie jak tłuki i rysownicy robią wszystko by jak najrzadziej pokazywać je w ruchu, przez co robią za gadające głowy. A nawet gdy pojawia się animacja to jest nieprzekonująca i studio ewidentnie nie potrafi sobie poradzić z wiarygodnym przedstawieniem większej liczny postaci podczas scen akcji.
Wygląda także na to, że już od dziesiątego odcinka rozpocznie się historia Josepha Joestara i Caesara A. Zeppeliego, czyli Battle Tendency. Przy obecnym tempie powinna ona zająć przynajmniej 12 odcinków, co powinno wystarczyć na zamknięcie pierwszego sezonu. Później studio pewnie zacznie liczyć kasę z reklam i DVD\BR oraz zdecyduje czy warto dalej kontynuować ekranizowanie JBA i dać większy\mniejszy budżet.
Miks Elfen Lied, Devilmana i sztampowego filmu akcji.
Problem tylko w tym, że z każdą kolejną minutą film coraz nagatywniej zaskakuje. Już po kilkunastu minutach fabuła niemile zadziwia pomysłem z wysłaniem przeciwko bohaterom wybitnego zabójcy, uzbrojonego (uwaga!) wyłącznie w nóż i atakującego ich w biały dzień na środku ulicy, tylko po to by zaraz potem zapalić sobie papieroska i pozwolić im uciec. Choć to i tak nic w porównaniu do jakiegoś indiańskiego szamana magicznie roztapiającego wszystkiego co dotknie, pasującego tu jak kwiatek do kożucha i sporych luk w fabule. Natomiast największą tragedia jest… ending. O dziwo nie chodzi mi o samą muzykę lecz jej tekst, brzmiący jakby ktoś się nabijał z fabuły i widzów w wyjątkowo niesmaczny sposób. No bo jak to słuchać ckliwej muzyczki o miłości do kobiety i szlachetnym poświęceniu skoro przez całe anime bohater wyrzynał ludzi w okrutny sposób.
A plusy? O dziwo kreska i animacja są niezłe, choć na wpół karykaturalne projekty postaci nie należą do najlepszych. Tytuł może się też spodobać miłośnikom chlustających wiader krwi, bo sposoby zadawania śmierci są wyjątkowo odrażajace i krwawe. No, ale to wszystko.
A animacja ssie ile wlezie i nie zdziwiłbym się gdyby autor znowu się wkurzył, podobnie jak w wypadku wcześniejszych serii OAV oraz filmu i postanowił pokazać wała studiu. No chyba, że poprawią coś w wersji Blu‑Ray, ale ciężko mi w to uwierzyć.