x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w
polityce prywatności.
Re: Bardzo kiepskie anime
Jako odmóżdżacz daje radę
Bohaterowie w porządku, zwłaszcza śliczny, przesympatyczny Kokkuri‑san i Kohina z jej czasem abstrakcyjnymi, czasem bardzo zdroworozsądkowymi komentarzami. Inugami mnie drażnił, szczególnie na początku, nawet nie dlatego, że niezdrowo podniecał się dziewczynką z podstawówki, tylko dlatego, że a) odrzucał mnie wizualnie jako zwierzak, b) urwało mu od sympatyczności – sam przyznawał otwarcie, że nienawidzi całego świata łącznie z sobą, poza Kohiną. No i znęcał się nad Kokkurim, który przynajmniej nie pozostawał całkowicie bezradny i czasem oddawał z nawiązką, tyle że fizycznie. Tanuki – w porządku, a Yamamoto‑kun rozbroił mnie zupełnie.
Seiyuu spisali się rewelacyjnie, tu nie mogę się do niczego przyczepić. Grafika i muzyka na kolana mnie nie rzuciły, ale też były na plus, a openingów i endingów, o dziwo, jakoś nie miałam ochoty pomijać.
Generalnie – wszystko zależy od tego, kogo w jakim stopniu kręci określony rodzaj humoru. Dlatego nie dziwi mnie, że jedni świetnie się bawią przy tej serii, innych odrzuca, a jeszcze inni, jak ja, po prostu wzruszają ramionami i szybko przechodzą nad nią do porządku dziennego.
Totalne guilty pleasure
Niemniej jednak… tam był Levi. Levi w białej koszuli i kamizelce (totalnie mój fetysz), jak zwykle ślicznie narysowany i zagrany. Były też pięknie nakręcone, acz krótkie, sceny latania, walk i pościgów, do spółki ze znajomą, epicką muzyką. Nie było za to Erena, bonus!
Jasne, że w ostatecznym rozrachunku całość mi się podobała. Pal sześć świadomość, że fabuła ssie – scenę pierwszego spotkania Erwina z Levim mogłabym oglądać w kółko.
Re: Przerost formy nad treścią
No właśnie u mnie rozrywka byłaby większa, gdyby te ściany tekstu nieco zmalały. Ironia w małych dawkach jest świetna, w większych – może się przejeść. Nie wspominając już o przekazie, który ginie w gąszczu rozbudowanych ozdobników.
Re: Luźna uwaga niezwiązana z samym anime
Wiem, widzę to podobnie. Dlatego też napisałam w swoim poście, że „nie zamierzam tu udowadniać, że tłumaczenie HS jest jakieś idealne, bo pewnie można by je poprawić i dopieścić, no ale coś za coś – jak na tempo ich powstawania, to są przyzwoite napisy”. 80‑90% mieści się u mnie w kategorii „przyzwoite”, przynajmniej jak na fansuberów.
Powtórzę również, że to, że „emasculate” kojarzy się komuś (na przykład komuś, komu do slashu blisko, a kto nie chwyta od razu właściwego w danym kontekście znaczenia obcojęzycznego słowa) z ukefikacją i męsko‑męskim pairingami, nie oznacza, że słowo/tłumaczenie było do bani.
Tyle – nie wiem, co tu jeszcze mogłabym dodać.
Re: Luźna uwaga niezwiązana z samym anime
Btw, nie rozumiem, co jest złego nawet w „uczynić zniewieściałym”. Tak, w pewnym sensie ten rudy miał na myśli, że Wiseman pozbawił Diamonda jaj. Jasne, że w znaczeniu metaforycznym. :)
Re: Luźna uwaga niezwiązana z samym anime
Jakie dokładnie słowo masz na myśli? Bo jeśli przypadkiem „emasculate”, to po angielsku nie oznacza ono tylko i wyłącznie kastracji.
Re: Krótkie podsumowanie
Pozytywów się nie doszukuję, bo że gorzej już raczej nie będzie (a może jednak?), to marna pociecha. Dla mnie główną pociechą jest to, że średnia tego cudeńka na Tanuki zjechała już poniżej szóstki – znak, że widzowie mają trochę gustu, nie łykną byle czego i nie da się ich wiecznie mamić nostalgią czy sentymentem.
Tak, jak pisałam tutaj rok temu w swoim komentarzu: z zakończenia anime wynika, że Shion i Nezumi nie mieli wpływu na nic, że wszystko, co z zrobili w poprzednich dziesięciu odcinkach równie dobrze mogłoby się nie wydarzyć, że ich plan dostania się do CF nie miał znaczenia, bo koniec końców Safu zadziałała sama i bez ich pomocy. Czyli dostajemy historię, w której ze snucia się bohaterów pierwszoplanowych po ekranie, ich decyzji oraz dramatycznych akcji NIC nie wynika. Do tego dochodzą absurdy takie jak kliknij: ukryte poważna operacja w walącym się budynku, zmartwychwstanie od czapy, matka Shiona, której nagle urwało od charakteru (świadomie porzuca małą dziewczynkę w środku zamieszek), no i przede wszystkim kupa niepodomykanych wątków i masa zagrywek deus ex machina. Fabuła, jak nadmiar ciuchów w walizce, zostaje dopchnięta kolanami i okrojona ze „zbędnych”, wystających elementów, byle zmieściła się w przewidzianych DWÓCH odcinkach. Chciałam napisać: dwunastu, ale w większości z tych dwunastu scenarzyści woleli postawić na scenki rodzajowe o relacjach Shiona i Nezumiego, ale nie na fabułę, dlatego ostatecznie zostało tak mało miejsca na opowiedzenie historii No 6 do końca. Generalnie, widz zostaje potraktowany jak idiota, któremu można naprędce wcisnąć byle co i też będzie cacy.
A sam problem rozplanowania fabuły w czasie występuje też w książkach – na początku dzieje się sporo i coś z tego wynika, potem mamy dłuuugi przestój wypełniony rozważaniami bohaterów (w kółko o tym samym, tymi samymi słowami), a dopiero na koniec narrator załapuje, że hm, może byśmy jednak poprowadzili tę historię w jakimś kierunku. I przyspiesza gwałtownie, choć niestety, sił starcza mu niemal tylko na główny wątek, reszta (Wyoming, matka Shiona, Elyurias etc.)zostaje sprowadzona do roli nieistotnych popierdółek.
Re: Najlepsza filmowa wersja znakomitej gry...
„Niemożliwe”, „zbyt wiele zależy tam od decyzji gracza” – lol, serio? Skład drużyny czy to, z kim Cloud pójdzie na randkę (wersja z Barretem FTW), to NIE są kluczowe elementy fabuły FFVII, a sama gra jest tak skrajnie liniowa, że spokojnie można by nakręcić ekranizację. Wyobraź sobie, że w wielu anime kręconych na podstawie gier jakoś potrafiono rozwiązać „problem” wyboru drużyny czy innych pobocznych popierdółek. FFVII to żaden unikat na skalę jRPG.
...Inna rzecz, to czy kręcenie serialu na podstawie FFVII miałoby sens. Tutaj zgadzam się z Grisznakiem: nie. Tym bardziej po tylu latach. Po cholerę odgrzewać kotleta po raz kolejny, szczególnie w tym uniwersum, które i tak rozrosło się ponad potrzebę, a kolejne spin‑offy już dawno rozciągnęły kanon tak, że naprawdę, problem ze stworzeniem jednej, spójnej, kanonicznej fabuły wykraczałby poza zdecydowanie się, z kim Cloud powinien przejechać się kolejką w wesołym miasteczku…
„Anime musi być siekierą na zamarznięte morze w naszym wnętrzu” – a to zdanie, już abstrahując od kontekstu, mam ochotę sobie wydrukować i oprawić w ramki. :D
Re: bardzo slaba kontynuacja świetnego anime
Zamiast nawiązywać jakoś do swojego pierwowzoru, praktycznie cały czas udaje, że wydarzenia z poprzedniego sezonu nigdy nie miały miejsca. Makishima albo Kougami zostają wspomniani bodaj raz, Ginoza albo robi za wizualną dekorację, albo wcale go nie ma, Akane służy Sybill jak gdyby nigdy nic, i nie chodzi mi nawet o to, że się otwarcie nie buntuje albo nie spiskuje przeciwko systemowi, tylko że zdaje się nie mieć najmniejszych wątpliwości, rozterek, wyrzutów sumienia, czegokolwiek. Postacie totalnie bezbarwne, jednomiarowe, do tego większość z nich – poza Akane, Kamuim i Togane* – to tylko statyści n‑tego planu. (*A ci też tak bardzo zapadają w pamięć, że aż musiałam wyguglać sobie ich imiona, nawet jeśli najnowszy odcinek oglądałam wczoraj). Intryga kryminalna nie porywa, a filozoficzne rozważania z jedynki (nad granicami wolności w społeczeństwie i tak dalej) w tej części zastąpiono albo pseudofilozoficznym bełkotem podawanym wprost w monologach i dialogach postaci, albo zwiększoną ilością gore – miejscami zupełnie niepotrzebnego, wrzuconego chyba tylko po to, żeby „zachwycić” widza spragnionego obrzydliwości. (Bo, serio, co takiego wnosiły do fabuły kliknij: ukryte zwierzęta powypychane żywymi ludźmi? Więcej – co wnosili ludzie pomordowani w tym samym odcinku przez Kamuiego i jego kolegę?)
Opening, od oglądania którego można dostać epilepsji, i cudowny Engrish w piosence końcowej też robią swoje.
Wciąż mam nadzieję, że ostatnie odcinki jakoś uratują tę serię i nie zostanę z poczuciem ogólnego bezsensu i straty czasu, ale na to się póki co nie zanosi.
Kreska niezmiennie piękna
Moja ulubiona: Rei
Inne, niemal równie śliczne: Ami i Minako
Bonus: nóżki takie piękne
Bogowie, za co, ZA CO?
Nie napiszę: „sama narysowałabym to lepiej”, bo bym nie narysowała, rysować nie umiem wcale, no ale nie zajmuję się zawodowo produkcją mangi czy anime, w przeciwieństwie do osób odpowiedzialnych za te koszmary… *wali bezsilnie czołem o biurko*
Re: Tentacle i Godzilla
Nie ogarniam też ładowania do mainstreamowych anime takich ilości fanserwisu, że od animowanego porno daną serię odróżnia tylko brak bezpośrednio pokazanego seksu. Zdaje mi się, że jeśli ktoś chce w spokoju fapać, to pewnie prędzej sięgnie po klasyczne hentai, zamiast bawić się jakąś namiastką ocenzurowanego pornosa, a jeśli chce obejrzeć anime dla fabuły, postaci i innych takich, to na wuj mu tentakle, majtki i cycki w co drugiej scenie?
No ale co ja tam wiem, nigdy nie byłam ani czternastoletnim chłopcem, ani geniuszem marketingu ze studia anime. :/
Re: Częściowy przerost formy nad treścią?
Takie rzeczy to chyba w każdym shounenie, SnK nie odkryło tutaj Ameryki.
„CELOWY brak płynności” – ależ oczywiście. Stopklatka i/lub zbliżenie na twarz postaci podczas walki to nic więcej jak kolejna, wysoce pożądana oszczędność w budżecie. ;) Choć akurat – powtórzę się – SnK wypada przyzwoicie pod względem ekranizacji walk. Pojedynki z tytanami rzadko bywają statyczne, a kiedy kamera lata w powietrzu razem z bohaterami, naprawdę powstaje złudzenie, że wszystko dzieje się szybko, w trzech wymiarach.
Re: Częściowy przerost formy nad treścią?
Nie rozumiem tego argumentu, naprawdę nie rozumiem. Oszczędna animacja w serialu akcji – to lepiej? Od kiedy?
Idąc tropem powyższej logiki:
Gdyby tak zrezygnować z dynamicznej animacji podczas walk z tytanami albo przerzucić się na pokaz slajdów… albo zawsze pokazywać tylko małe postaci z oddali, albo – o, mam! – całkowicie zrezygnować z kolorów, to już w ogóle byłoby jak w mandze! Idealnie, a jaka oszczędność pieniędzy!
...Ech, nie. Animacja, jak sama nazwa wskazuje, służy do tego, żeby oddać postaci czy inne obiekty w ruchu. W serialu, w którym widowiskowe walki z tytanami to wręcz punkt scenariusza, traktowanie animacji po macoszemu kompletnie mija się celem.
Żeby była jasność: nie chcę przez to powiedzieć, że SnK wypada źle pod tym względem. Tym bardziej, że wystarczy popatrzeć na pierwszy tom mangi, gdzie postacie są praktycznie nie do odróżnienia, a w scenach akcji nie wiadomo, kto z kim walczy i co się w ogóle dzieje, i już człowiek zaczyna wychwalać pracę Wit Studia pod niebiosa.
Re: olaboga xp
Amarette, osobiście uważam, że zamiast dużo się tłumaczyć, lepiej cały ten wysiłek włożyć w poprawniejsze pisanie. Już zresztą widzę u Ciebie pewną poprawę, jeśli porównać Twój ostatni post w tym wątku z pierwszym: częstsze zaczynanie zdań wielkimi literami, częstsze używanie interpunkcji etc – ideału nie ma, ale to na pewno poszło w dobrym kierunku, oby tak dalej. Co do „dys”, to ostatnio na Piekielnych trafiła się ciekawa historia na ten temat – generalnie wielu „dys” stara się za wszelką cenę walczyć ze swoimi problemami i robi to skutecznie, czego i Tobie życzę. :)
I proszę, nie odbieraj tego jako osobistej nagonki, bo tak naprawę nie o Ciebie tu chodzi (każdy z nas popełnia jakieś błędy, mniejsze lub większe), ale o ogóle trzymanie standardów i dbałość o czystość języka.
A, odpowiadając na pytanie: kropki przed emotikonami, choć w ogóle lepiej nie wciskać emotek wszędzie, gdzie tylko się da, bo ich nadmiar utrudnia czytanie. :)
Re: Po 10tym epku.
Po co było w ogóle rysować ten odcinek, równie dobrze można było do sieci wstawić skrypt na tle kilku statycznych grafik, coś w stylu:
kliknij: ukryte Queen Beryl: *narysowana, jak stoi naprzeciw generałów* Muahahaha, jestem taka zła! Podbijemy Ziemię, zanim generałowie odzyskają wspomnienia!
Generałowie: *natychmiast odzyskują wspomnienia*
Queen Beryl: Nic z tego, chłopcy.
Generałowie: *natychmiast tracą wspomnienia*
...I dalej w ten deseń.
Widzowie NIC by na tym nie stracili.
Czy to z mojej strony aż tak głupie, oczekiwać od tej produkcji jakiego MINIMALNEGO zaangażowania w opowiadaną historię, a nie tylko szeregu maksymalnych uproszczeń i skrótów z tekturowym kłodami zamiast bohaterów? Bogowie, przecież to już w dobranockach dla dzieci można trafić na ciekawsze charaktery i lepiej prowadzone fabuły…
Re: Nuda w pięknym opakowaniu
Re: Nuda w pięknym opakowaniu
Re: Nuda w pięknym opakowaniu
...Aczkolwiek chciałabym wierzyć w koncepcję, że twórcy specjalnie chcieli stworzyć wewnętrznie sprzeczną postać, a nie „samo im tak wyszło”.
Re: Nuda w pięknym opakowaniu
To anime… miało potencjał, ale strasznie go zmarnowało. Sam pomysł, żeby nieco urozmaicić – „ulepszyć”? – oryginalną sztukę Szekspira przypadł mi do gustu; nie przeszkadzały mi skrzydlate konie i inne dodatki rodem z fantasy. Problem w tym, czego zabrakło: sensownej, wciągającej fabuły, spójnego świata przedstawionego, porządnych, ciekawych bohaterów.
Napiszę to wprost: Romeo i Julia to idioci, pomiędzy którymi nie ma nawet śladu chemii. Że idioci, to jeszcze mogłabym im wybaczyć, w końcu u Szekspira też mieliśmy parę egzaltowanych, naiwnych dzieci, tu akurat anime w pełni pokrywa się z oryginałem. Okej, niech sobie będą ci nasi bohaterowie dziecinni, skrajnie samolubni i nieodpowiedzialni, mający gdzieś wszystkich i wszystko poza swoją „wielką miłością”... Tą „wielką miłością”, która wzięła się stąd, że na siebie spojrzeli, a potem zamienili ze sobą nie więcej niż kilka słów. Ha! Rzeczywiście, miłość ogromna, gdzieżby tam jakieś szczeniackie zauroczenie… Co ciekawe, Romeo i Julia w pierwszej połowie serii podobno za sobą szaleją, żyć bez siebie nie mogą i tak dalej (co objawia się stertą górnolotnych deklaracji i kilkoma kretyńskimi zachowaniami, vide: kliknij: ukryte ucieczka w nieznane bez forsy i bez jedzenia, bo takie przyziemne rzeczy jak zdrowy rozsądek są dla słabych), natomiast w drugiej połowie zachowują się jak praktycznie obcy sobie ludzie (i nic dziwnego) – nagle zaczynają przedkładać obowiązki nad uczucia, nie widać też zbytnio, żeby za sobą tęsknili. Jak już pisałam: zero chemii. Gdyby nie ciągłe deklamowanie o miłości i kilka pocałunków, pomyślałbym raczej, że to para dalekich znajomych.
Kiedy zaś patrzę na bohaterów z osobna, nie jak na parę, też nie ma szału. Julia w zamyśle miała być chyba silną i kompetentną postacią kobiecą, wojowniczką – niestety, twórcom zamiast tego wyszła płaska, bezużyteczna, irytująca dziewczyna, która nie potrafi używać mózgu i której siła ulatnia się akurat wtedy, kiedy to wygodne dla scenariusza. Z kolei Romeo to słodki, naiwny szczeniaczek – nie mam pojęcia, jakim cudem on się taki uchował na dworze swojego ojca, naprawdę, nie ogarniam tego! – który pod koniec serii minimalnie się wyrabia, ale… jego charakter nadal pozostaje bez zmian, tak samo płaski jak na początku. Postacie drugoplanowe – analogicznie, płaskie bez wyjątku, do każdej z nich można przyporządkować po dwie cechy i na tym poprzestać. Źli są karykaturalnie wręcz źli (okrutni, tchórzliwi albo chciwi), dobrzy – szlachetni bez wyjątku. Nawet o Tybalcie trudno powiedzieć, żeby był szary pod względem moralnym czy w ogóle ciekawy. Hermiona, narzeczona Romeo wzbudzała we mnie skrajną irytację, a wątek ślubu dwóch postaci pobocznych kliknij: ukryte Kordelii i Benwiolia był totalnie z tyłka wzięty – nie pokazano nawet grama rozwoju relacji między nimi, tylko od razu, bach, ślub, nie, żeby ten ślub sam w sobie nie był skrajnie przewidywalny, bo skoro nawet konie w tej serii sparowano… Na dodatek ona robiła na mnie wrażenie trzydziestolatki, on – maksimum trzynastoletniego dzieciaczka – zero chemii do potęgi n‑tej. Jedyną postacią, która choć trochę przypadła mi do gustu, był Francesco, głównie z powodu włosów i tylko dopóki się nie ruszał i stał na pierwszym planie, bo animacja w tym serialu do najwybitniejszych niestety nie należała.
Fabuła w tym filmie sprowadzała się do tego, że postacie drugoplanowe mieli jakieś tam plany, ale Romeo i Julia miotali się po ekranie i ciągle wszystko sabotowali, a kiedy już sami nieco się ogarnęli i zaczęli postępować odpowiedzialnie, do akcji wkroczyło deus ex machina w postaci złej miłośniczki drzew, która… nie była taka zła jak to anime próbowało nam wmówić? Serio, wytłumaczcie mi jedno: kliknij: ukryte dlaczego wszyscy tak bardzo próbują ocalić Julię, jeśli bez jej ofiary cały ich świat ulegnie zniszczeniu? CAŁY. Wskazówka: tak, Julia też by zginęła, przygnieciona stertą gruzu. ŻADEN z bohaterów nawet się nie zawaha, nikt nie ma żadnych wątpliwości, zwłaszcza Romeo, najlepiej wtajemniczony w kwestię być‑albo‑nie‑być Neo Werony – bo po co jakieś dylematy, kiedy można wyłączyć mózg i przeć do ataku, tak jest „romantyczniej” i „dramatyczniej”, czy coś. Tyle, że nie.
Nawiasem mówiąc, przyzwyczaiłam się już, że w tego rodzaju seriach kuleje logika świata przedstawionego, ale zabiło mnie stwierdzenie Willy'ego w końcówce: „Nie wiedzieliśmy, że kliknij: ukryte Escalus podtrzymuje nasz świat, ani w ogóle, że Neo Werona jest latającym kontynentem”. Błagam, oni tak serio? Przecież tak ich latająca wysepka była śmiesznie mała! A oni mieli całkiem zaawansowaną cywilizację! I latające wierzchowce! (Już pal sześć, co bycie kompletnie odizolowanym krajem oznacza dla gospodarki, ale) przez tyle lat nie odkryli, że ich świat kończy się urwiskiem?? Nie przyszło im do głowy zapuścić się dalej?? To mniej więcej tak samo logiczne i prawdopodobne jak np. Anglicy z Epoki Renesansu, którzy do tej pory się nie zorientowali, że żyją na wyspie…
Dobrze, zostawmy to, i tak już dość się rozpisałam.
Grafika ani projekty postaci nie powalają, w scenach walki ludzie i przedmioty szkaradnie się odkształcają, na pozytywną uwagę zasługują natomiast projekty wnętrz i budynków – pasują do klimatu epoki, są też odpowiednio europejskie. Muzyka poza openingiem i endingami praktycznie niezauważalna, do zapomnienia. Seiyuu przeciętni, to było jedno z tych nielicznych anime, które w połowie obejrzałam z angielskim dubbingiem i nie czuję, żebym coś przez to straciła (a normalnie od dubbingu w anime krwawią mi uszy). Jeśli zaś chodzi same dialogi, miałam wrażenie, że postacie nie mogły się zdecydować, czy mówić językiem Szekspira czy normalnie, co bardzo mi zgrzytało – współczesny język przeplatany archaiczną stylizacją od czapy to kompletne nieporozumienie.
Ogółem – to anime nie wykrzesało ze mnie żadnych uczuć poza irytacją i nudą. Ani razu nie zdołało mnie wzruszyć i jest prawdopodobnie jedynym anime, które w założeniu miało poruszać, a w praktyce nie wycisnęło ze mnie ani jednej łzy. Ani jednej! – kiedy normalnie potrafię się wzruszyć nawet na widok kamienia. Nie polecam go nikomu. Znaczy, może młodsi, co bardziej egzaltowani miłośnicy romansów znajdą w nim coś dla siebie, i w porządku, ale to jeszcze nie znaczy, że całość jest dobra.