x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w
polityce prywatności.
Bardzo strawne
Widać, kto nie oglądał School Days. ^^ Po seansie wyżej wymienionego Yukki jest po prostu marnotą, która sama nie potrafi sobie poradzić, a takich w shounenach pełno. Powiem w ten sposób, Yukki jest jedną z najgorszych rzeczy które przytrafiły się temu anime, ale koniec końców, dzięki niemu anime toczy się właśnie w ten sposób, a i najgorszą postacią kiedykolwiek też nie jest.
Co do zakończenia, polecam OVA. Dodaje zakończenie kompletne z mangi, które ma o wiele mniej sensu… ale wyjaśnia zachowanie Yuno tak czy siak.
Przecudne anime. Wprost palce lizać.
Pokrótce: Triage X to z założenia anime sensacyjne z elementami ecchi. Już pierwszy odcinek dowodzi, że jedyną sensacją w tym jest to, że wielkość biustu przedstawicielek płci żeńskiej prawdopodobnie nie ma limitu. Poza tym widzimy tutaj sporawą ilość aktów na podłożu seksualnym wcale a wcale nie cieszących oko widza. Dodajmy do tego kompletnie denną 'fabułę', decyzje bohaterów, które nie mają najmniejszego sensu, historie poboczne, które się nie trzymają żadnej logiki… i cenzurę, która zaprzecza całemu sensowi istnienia tego anime.
Ode mnie tyle. Jedna z gorszych produkcji, z jakimi miałem do czynienia.
Re: Pomocy
Jedyne w czym ta seria była pomocna to pewne typo (Dio zamiast Duo) które zaowocowało chęcią obejrzenia JoJo… czego nie żałuję.
Puszczenie oczka do czytelników mangi
Ma być alternatywną historią do tej przedstawionej w mandze, napisaną w dodatku przez twórcę. Mieszane reakcje, ale głównie hype.
Pierwszy odcinek wyemitowany, historia przedstawiona, PLOT TWIST, większy hype.
A co dalej? „Ale to było w mandze!”
Pociągnęli wątki z pierwszego sezonu, doprawili je trochę, a na całość położyli soczystę historię z mangi. Jakby kto pytał, miodzio. W teorii. W praktyce to trochę inna para kaloszy… Początek opowiedziany z prędkością TGV, a końcówka zwolniła jak Pendolino na polskich torach. Serio, kliknij: ukryte dłużej tej sceny z Kanekim niosącym Hide się nie dało przeciągnąć? Ale po kolei.
Jako ktoś, kto już przeczytał mangę, mam do tej serii mieszane uczucia. Z jednej strony większość wątków została przynajmniej poruszona, co zalicza się na plus. Z drugiej… samo osadzenie historii w alternatywnym uniwersum nie pozwoliło na ekranizację paru szczegółów, które w mandze akurat przypadły mi do gustu. kliknij: ukryte Jak np. łamanie kości Ayato przez Kanekiego.
Graficznie poziom nie spadł, soundtrack wciąż się trzyma (chociaż openingu znieść nie mogłem, ending wyszedł na plus). A co do samej historii, mam wrażenie, że Ishida zrobił to celowo. Co prawda, nie dostaliśmy wytłumaczenia, dlaczego kliknij: ukryte Kaneki wstępuje do Aogiri i generalnie to kupy się nie trzyma, ale przez ten jeden szczegół można było historię poprowadzić tak, że stanowi ona przeciwieństwo wydarzeń z mangi.
Jeśli kto czytał mangę lub jest zainteresowany co tam się dzieje bez przymusu sięgnięcia po nią (niemała strata, ale tacy ludzie też są), czytajcie dalej, jeżeli nie, przeskoczcie na sam koniec. kliknij: ukryte W mandze, jak i w pierwszym sezonie, Kaneki przechodzi transformację człowiek > ghoul. Najpierw fizycznie, potem psychicznie. Po wydarzeniach z pierwszego sezonu manga idzie dalej w tym kierunku i wyniszcza Kanekiego wewnętrznie coraz bardziej. Pożeranie ghouli, symbolizujące upadek Kanekiego, zdobycie przez niego częściowego kakuja, po czym poddanie się instynktom ghoula i ostateczna porażka. Do pewnego momentu drugi sezon podąża tą ścieżką, jednak po walce z Shinoharą Kaneki zaczyna wracać do swoich zmysłów. Walczy ze świadomością i instynktami ghoula, wygrywa, po czym świadomie poddaje się CCG w celu uratowania przyjaciela. Alternatywne zakończenie wydarzeń z mangi, jakże typowe dla postaci Kanekiego przed transformacją.
Swoją drogą, ciekawią mnie dwie rzeczy. Druga część anime, pomimo oczywistego faktu w pierwszym odcinku, również pod koniec nieco odbiega od mangi. kliknij: ukryte W mandze Kaneki spotkał Hide przed walką z Arimą, jak i tutaj, jednak podczas spotkania Kaneki traci przytomność, a po jej odzyskaniu znajduje siłę do walki… a Hide tam już nie ma. Co oczywiście napędza teorie. W anime spotykają się, piją kawę, po czym Hide w jakiś sposób zostaje ranny i Kaneki odnosi go do CCG.
Kolejną rozbieżnością jest to, co stało się z Amonem. Tutaj, z tego co widać, Amon najwyraźniej umiera. W mandze natomiast po otrzymaniu rany Amon traci przytomność, a porywają go członkowie Aogiri. Co również napędza teorie.
Drugą rzeczą jest to, jak rozwiążą kwestię możliwej trzeciej odsłony Tokyo Ghoula, biorąc pod uwagę te rozbieżności i fakt, że w ostatniej scenie 12 odcinka można zobaczyć kliknij: ukryte Toukę stojącą przed pewną kawiarnią… którą czytelnicy mangi skojarzą z Tokyo Ghoul:re.
Koniec końców… 7/10. Albo nie, +1 za oshiete~ w spokojniejszej wersji w ostatnim odcinku. Czyli 8/10. Mogło być lepiej, ale całkowitego rozczarowania również nie było.
Pomocy
Porównać tą serię można do Seirei Tsukai no Blade Dance. Tyle, że tam twórca miał po prostu wielką miłość do wszelkich tsundere i na tym się skupił; w tym przypadku twórca albo cierpiał na kompletne zacofanie albo po prostu nie skończył jeszcze podstawówki.
Absolute Duo to po prostu kupa typowych dla tego gatunku stereotypów, wstrząśnięta, wymieszana i doprawiona kolejną porcją stereotypów i wszelkiej głupoty. Oto mamy naszego głównego bohatera z Tragiczną Przeszłością podejmującego gorsze niż złe decyzje, jego niemrawą partnerkę z nie mniej Tragiczną Przeszłością, arch‑nemesis z jeszcze bardziej Tragiczną Przeszłością, dyrektorkę gothic loli, nauczycielkę z poważnym przypadkiem rozdwojenia osobowości, starego przyjaciela głównego bohatera który wszystko rozumie, jego partnera (którego rola ogranicza się do napinania mięśni niczym Johnny Bravo), niezdarną, Cycatą uczennicę z ogromnym lanco‑mieczo‑cotojest i jej partnerkę, której nade wszystko zależy na bezpieczeństwie Cycatej… jedyną błyskotką w tym morzu gruzu jest Lilith, która sama jedna wniosła trochę smaku w seans.
O fabule nie będę się rozpisywał. Pisana na kolanie między przerwami w podstawówce, łącząca większość stereotypowych shounenów w jeden niestrawny miks.
Generalnie… 1/10. +1 za opening, +1 za Lilith, -11 za całokształt.
The pick that will pierce the heavens
Za ogół 7/10, założenie świetne i poprowadzenie historii przyzwoite, otwarte zakończenie, pozostaje tylko czekać na drugi sezon.
Re: Jak się wyłączy mózg...
Jak się wyłączy mózg...
Wracając do pierwotnej myśli. Jak się wyłączy mózg, można oglądać z niemałą przyjemnością. Ot, jeden superoverpowered pilot przeciwko drugiemu, mniej superoverpowered a bardziej scienceb*tch, pilotowi. I to jest całkiem spoko. Nie oglądałem zbyt wielu serii z mechami, ale z tego co spostrzegłem, trójkąty/tragedie miłosne są na topie. Popraw mnie ktoś, jeżeli się mylę.
Co do tymczasowego rozwoju wydarzeń… szczerze mówiąc, nie mogę się doczekać zakończenia. kliknij: ukryte Asseylum się obudziła, Slaine dostał psychicznej załamki po tym jak wspomniała Inaho, potem odzyskała wspomnienia, Lemrina się o tym dowiedziała… jako ktoś stojący po stronie 'pociągu hype Inaho' po prostu nie mogę się doczekać.
Chociaż Urobuchi, lub studio imitujące jego styl, dał nam niemało plot twistów, co mnie trochę martwi. kliknij: ukryte W pierwszym sezonie ukazał Cruhteo ze złej strony, potem pokazał jego prawdziwe oblicze i… zabił go. Potem pokazał powód do nienawiści Saazbauma, a jak już w drugim sezonie widz zaczyna mu wybaczać, ciach… jego też zabił. Co następne? Zabije Mazuurka? Inko? Siostrę Inaho? Tego pilota z traumatyczną przeszłością i problemami alkoholowymi? Jeszcze cztery odcinki, a tak dużo możliwości…
Tak ciężko wymyślić temat
Amaburi to całkiem luźna seria, którą można potraktować jako dość miły sposób na zabicie czasu. Niestety, po drodze zdarzyło się parę potknięć, które mogły – i pewnie skutecznie to robiły – zepsuć trochę seans. A mianowicie… cliché. Zrozumiem wszystko, ale takiego natłoku utartych stereotypów, gdzie połowę z nich można by spokojnie odpuścić, za Chiny Ludowe nie pojmę. No i ten felerny wątek… kliknij: ukryte biedna Sento.
No cóż, wracając do pierwotnego toku myślenia… Amaburi to luźna seria dla odprężenia. Jeden czy dwa zimne wieczory i kończy się równie pięknie co zaczyna. Nie wiązać szczególnych nadziei ale i nie odrzucać od razu.
A co do oceny? Sento/10.
//koniec bezproduktywnego komentarza
Re: Ghoul
Przynajmniej trwałoby to krócej, niż pięć minut Friezy zajmujące parędziesiąt odcinków. A pierwiastek kwadratowy z A to może być całkiem interesująca seria… zależy jak Ishida to rozegra. Tak czy siak, został już tylko miesiąc!
Re: Ghoul
No nie do końca. Nie wystarczy im trochę krwi, by odzyskać pełnię sił. Jeżeli chodzi o sprawę Touki w trakcie walki z Tsukiyamą, to odgryzła mu co nieco z barku, a dostała tyle siły dlatego, że Kaneki był pół‑ghoulem. Nie bez powodu Tsukiyama szalał na jego punkcie, Kaneki łączył w sobie krew człowieka z funkcjonalnością ghoula. A jeśli ghoul zacznie kanibalizować, to zarówno jak Jason, 'wespnie się na wyżyny'. W tym wypadku musiało to jakoś zadziałać na Toukę.
A jeśli chodzi o Kanekiego, dostał power upa w ostatnim odcinku, ale niepokonanym koksem nie jest. Przynajmniej w mandze, bo w drugim sezonie nie wiadomo jak będzie. Jeżeli jednak Kaneki podzieli los takich sław jak Naruto, Truskawka czy Son Goku… będzie płacz i zgrzytanie zębów.
Flaki z olejem
Po pierwszym odcinku byłem optymistycznie nastawiony. Okej, powolna akcja, niejasne wydarzenia, jako takie wprowadzenie do świata przedstawionego. Zazwyczaj po czymś takim akcja powoli zaczyna przyśpieszać, jest więcej wyjaśnień, po czym wbija piąty bieg i przeprowadza nas przez całą resztę wydarzeń w godnym tempie, w sposób, przez który nie można się doczekać następnego odcinka. Tutaj tego zabrakło. Tokyo ESP ciągnie się ślimaczym tempem od początku do końca. Szczerze mówiąc, miałem uczucie podobne do czasu, kiedy oglądałem ChaoS;HEAd. Nie idzie oglądać więcej niż jednego odcinka podczas jednej sesji, bo po prostu można przespać większość 'akcji'.
Za to zakończenie było jednym z najgorszych, jakie widziałem. Deus Ex Machina, na widok którego widz zadaje sobie pytanie 'że co?' i nie dostaje na nie odpowiedzi. Co gorsza, zostawia dość dużo miejsca dla ewentualnej kontynuacji.
Jak dla mnie 2/10. Punkt za pingwina, drugi za Yousei Teikoku.
Tak trochę... dwojako.
Pokrótce, po seansie miałem taki niedosyt, że od razu wziąłem się za mangę. I nie żałuję. W anime zostało pokryte około 70 chapterów mangi liczącej ich 143, więc nic dziwnego, że adaptacja zakończyła się cliffhangerem. Niestety, nie dane nam jest zobaczyć ekranizacji pozostałych chapterów – ponieważ kontynuacja anime, zapowiedziana na styczeń 2015 (24 odcinki) nie będzie opierać się na mandze, a opowie historię w alternatywnej rzeczywistości, czyli oryginalną historię napisaną przez nie kogo innego jak samego Ishidę Sui, twórcę Tokyo Ghoula. Może pójść zarówno dobrze jak i źle, ale wiem jedno – tych, którzy mangi nie przeczytali, omija naprawdę interesująca i wciągająca historia.
Pomijając mangę i różnice między nią a jej adaptacją ( kliknij: ukryte gdzie został nałożony dużo większy nacisk na postać Jasona, by zbudować swego rodzaju napięcie, prowadzące do kulminacyjnego momentu w ostatnim odcinku), anime to dość solidny kawałek roboty. Soundtrack był naprawdę dobry, tak jak i animacja i graficzne aspekty. Niestety, gorzej prezentuje się to od strony fabularnej. Wątki zostały pomieszane, przez co anime rozwija się w tempie, bądź co bądź, ślimaczym, zaś ostatnie odcinki zostały opowiedziane z prędkością, jakby to powiedzieć, karabinu maszynowego, przez co widz ma po seansie sporo pytań.
Pokrótce, na plus jest generalnie wszystko, jest to oryginalna pozycja na jeden czy dwa wieczory, która oferuje naprawdę wiele, między innymi rozwój postaci, który, w przypadku Kanekiego, jest wręcz biegunowy (co, niestety, nie zostało bardziej rozwinięte, ale to przez brak pozostałego czasu antenowego na takie rzeczy). Na minus cenzura i nie do końca dobrze opowiedziana historia – to tak, jakby wczesne odcinki przygotowywały nas powoli na to, co dzieje się w ostatnim.
Koniec końców. Anime na 8/10. I, na miłość boską, dajcie mandze szansę. W tej historii dzieje się dużo, dużo więcej niż pozornie widać.
Re: Szacunek dla Slovy
Co do faktycznego sensu wypowiedzi: „brown nosing”, jak to sprytnie ująłeś, to nie jest, bo niby co miałbym na tym zyskać; recenzja jest jak najbardziej rzetelna – ale skoro nawet jej nie czytałeś to nie masz prawa tego wiedzieć.
Szacunek dla Slovy
Rozumiem, podobało wam się anime. Rozumiem, nie zgadzacie się z oceną. Sam również uważam, że 2/10 to mało dla produkcji takiej jak Aldnoah.Zero, jak również przyznaję się, że seria ta mi się podobała – ot, dość miłe dwunastoodcinkowe coś dla zabicia czasu. Nie będę się rozpisywał, bo nie o to mi w tym momencie chodzi. Porównajcie sobie recenzję Aldnoah.Zero do jakiejś innej recenzji ocenionej na 2. Jest różnica? I owszem. Nie śmiem zapytać, ile recenzentowi zajęło napisanie tego imponującego w rozmiarach bloku tekstu. „Ale zaraz”, powiecie, „każdy może napisać referat na parę kartek A4 jak bardzo czegoś nienawidzi bez większego wysiłku”. Może i racja. Ale na pewno nie każdy zrobi to tak skrupulatnie jak Slova. Ów recenzent, obiekt waszej nienawiści, poświęcił, jak wierzę, naprawdę dużo czasu, przygotowując recenzję, która wyjaśnia wszystko odnośnie oceny. A wystarczy przeczytać, by zrozumieć.
W skrócie. Nie wiecie dlaczego wystawił 2, to zanim zaczniecie się mądrzyć, przynajmniej przeczytajcie jego wypociny. Dokładnie do tego samego zachęca was recenzent w pierwszym akapicie. Jeżeli chodzi o mnie, po przeczytaniu recenzji mam naprawdę duży szacunek dla Slovy. Niewielu dałoby radę napisać tak pokaźną recenzję, a co dopiero recenzję dwunastoodcinkowego anime, które na zbyt dużą ocenę nie zasłużyło.
Ile można
Żeby zbytnio nie przeciągać – dla mnie ta seria straciła cały potencjał w momencie, gdy nasz protagonista, Kamito, kliknij: ukryte zgodził się być pupilkiem jakże irytującej tsundere dla świętego spokoju, a potem magicznie zaczął się odnajdywać w tej pozycji. W miarę, jak w Zero no Tsukaima taka postać rzeczy działała, a Louise z odcinka na odcinek stawała się mniej nieznośna, tutaj to jakby zadziałało w drugą stronę. Overly attached tsundere? Pewnie, wsadźmy motyw „Mój Kamito” co odcinek. Dramat? Będzie nudno, rozdmuchnijmy to do rozmiarów melodramatu bez żadnego powodu. Historia innych bohaterek? Proszę bardzo, pod warunkiem że w momencie, w którym zaczyna robić się interesująco, wsadzimy tsundere i zrobimy z „w końcu jakiegoś fajnego odcinka” taki bardziej przeciętny i wiejący dramatem. kliknij: ukryte Nawiasem mówiąc, to boli mnie najbardziej. Odcinek, w którym Ellis postanowiła odwdzięczyć się Kamito, był po prostu dobry, dopóki nie wkroczyła nasza tsundere i nie zaczęła swoich humorów „wynoś się, nienawidzę cię”.
Szczerze mówiąc, odniosłem wrażenie, że scenariusz do tego został napisany przez osobę mającą obsesyjne wręcz zainteresowanie wszelkiego rodzaju tsundere, lub osobę, która zbytnio utożsamiła się z postacią Claire. I tylko przez to ta seria dostałaby ode mnie jakieś 2‑3/10. Jednakże, po przeczytaniu wcześniejszych komentarzy, postanowiłem zapoznać się z LNką wspomnianą przez Kamiyana i Genzerum. Jeżeli gdzieś znajdzie się wytłumaczenie, to tylko tam. I w zależności od tego, jakiej jakości to wytłumaczenie będzie, podejmę decyzję, czy dać tej serii drugą szansę i czekać, mając nadzieję na ekranizację dalszej historii.
Jeżeli chcesz pociągnąć to dalej, to spróbuj zignorować irytującą Taigę i szukać powodu do śmiechu w różnych sytuacjach, miejąc nadzieję na lepsze jutro. Jak nie dasz rady, po prostu się nie zmuszaj i odstaw na półkę – może kiedyś z ciekawości po to znów sięgniesz?
Sam miałem problemy z niektórymi seriami. Jak na przykład Code Geass (które okazało się jednym z lepszych jakie kiedykolwiek oglądałem). W takich przypadkach po prostu odstawiam, mija jakieś pół roku a ja jestem ciekawy czemu to odstawiłem, więc odpalam i kończę.
Re: zakonczenie - kotlina
Według mnie ekranizacja jest w sumie głównie dla osób, które z grą styczności nie miały – mnie osobiście wynudziło na śmierć, jako że nie ma w tym zbyt wiele tego, co mogłoby zwrócić uwagę widza. Ot, postaci narysowane trochę inną kreską, przyspieszone wydarzenia, reszta to kalka z gry (nawet wykorzystano elementy UI!). Wiem, narzekam, ale miałem niestety przyjemność zapoznać się z grą.
Jedyne, co uznałem tu za plus, to ending. Hero Chiryouyaku to utwór przyjemny i chwytliwy, a i pomysł na wizualne upiększenie napisów końcowych wypalił.
Re: Wywalić tych pseudo recenzentów
Poza tym: recenzja, to, mimo że względnie obiektywna, zawsze jednak opinia jednej osoby, więc radziłbym poczytać komentarze zamiast recenzji i kierować się nimi przy wyborze następnego anime do oglądania. Lepiej na tym wyjdziesz.
Re: Yyy...
Co do Tokyo Ravens, obydwa zestawy utworów mi się podobały. X‑encounter wizualnie na kolana nie rzuca, ale utwór jest przyjemny dla ucha – to samo można powiedzieć o ~Outgrow~. Pierwszy ending jest trochę dobijający, próbując wywołać pozytywne emocje na siłę, ale drugi to czysta poezja – Kawada Mami znów pokazuje, na co ją stać. Sama fabuła nie jest jakoś szczególnie ambitna, ale oparta na dobrym pomyśle, co się ceni, to samo można powiedzieć o postaciach – każda spełnia powierzoną jej rolę, no, może oprócz okularnika, który po prostu przewijał się między kadrami, nie wiadomo czego szukając. Zakończenie boli, bo jest napisane na kolanie. Nagłe przyspieszenie akcji, seria próbuje wszystko zamknąć na łeb na szyję, a faktyczny koniec to tak praktycznie nie koniec, a jedno z dwóch – reklama mangi albo zapowiedź kontynuacji. Lub obydwa. Naciągnę na 7.5/10, bo całkiem zgrana całość.
Co do samego Tanuki, mój kolega parę lat temu wyraził się dość trafnie – Polacy nie powinni brać się za recenzjowanie czegoś, czego nie rozumieją. Więc i same recenzje biorę nie tyle na poważnie, co po prostu jako opis anime, sugerując się bardziej komentarzami, czy powinienem wziąć się za oglądanie, czy może nie. I w większości przypadków moje oceny rozmijają się z ocenami recenzenta o przynajmniej dwa oczka – co może być przyczyną albo tego, że mam niskie standardy, albo po prostu tego, że Tanuki uważa się za dużą korporację i musi rozebrać każdą serię na czynniki pierwsze, zamiast być skromnym serwisem, który ma za zadanie pomóc widzowi w wyborze, które anime warto, a którego nie warto zobaczyć.
Otokonoko!
Generalnie rzecz biorąc, główną bolączką jest sam fakt, że seria jest tak krótka. Niektóre postaci nie dostały nawet połowy czasu antenowego, na jaki zasłużyły, pewne wątki wręcz krzyczą o dokończenie a i pomysł z dungeonami moim zdaniem wypalił – więc można by i przedłużyć serię choćby dokładając ich trochę.
Miła seria, zostawia niedosyt, a mimo to jest naprawdę solidną porcją lekkiej, przyjemnej rozrywki na nudny wieczór.
Za sam przyjemny charakter serii (co od obejrzenia Mikakunin de Shinkouhei naprawdę rzadko mnie spotyka), dam solidne 8/10. Naprawdę, można przeboleć wszystkie niedociągnięcia i czerpać dużą przyjemność z seansu.