x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w
polityce prywatności.
Viusal Novel
Ostrzegam jednak, że charakterystyczną cechą gry „Umineko…” (oraz w zasadzie każdej innej gry stworzonej przez mistrza Ryukishi07) są niesamowicie długie opisy. Ale ta produkcja tak już ma, że zwykły opis ogrodu może się ciągnąć przez pół godziny.
Co do anime – nie jestem wielkim fanem, ale mój brat właśnie dzięki niemu pokochał tę serię. Polecić ciężko, odradzać też.
Re: Eh
Re: Zagęszczenie
Zgadzam się również z tym, że „Crystal Triangle”, pomimo swojej absurdalności i niezamierzonego komizmu, nie zasługuje na miano „najgorszego anime w historii”. Sądzę, że za takie powinno być uznane raczej „Boku no Pico”, „Hametsu no Mars” albo „Lime‑iro Ryuukitan”. Bo, w przeciwieństwie do powyższej trójki „anty‑arcydzieł”, „Kryształowy Trójkąt” wywołuje u odbiorcy co najwyżej śmiech swoją absurdalnością, a nie obrzydzenie i torsje.
Oskarowe aktorstwo...
Ta cudowna gra aktorska! Ten tembr głosu! Ta gestykulacja! Te emocje! Aktorzy nie grają, oni się wręcz oddają swoim rolom! Oni nie grają Keiichiego, Reny, Mion czy Satoko, oni wręcz są nimi!
Jeżeli ktoś uwierzył w to, co napisałem powyżej, chyba nie oglądał tego filmu ;) Aktorstwo plasuje się gdzieś okolicach pseudo‑bestselleru „Zmierzch”, który jakiś skrzywiony psychicznie reżyser postanowił przenieść na ekran przy udziale plejady „światowej sławy” aktorów.
Analogia dotyczy oczywiście poziomu gry…
Tak drewnianego aktorstwa dawno nie widziałem (zaznaczam, że nie jest to pierwsza produkcja filmowa made in Japan, którą oglądam…). Naprawdę rozumiem, że Japończycy od dziecka są uczeni powstrzymywania emocji, ale to co widzimy w tym filmie jest już niezdrowe… Tego się nie da opisać, to trzeba zobaczyć!
Film wart jest obejrzenia, jeżeli się chce popatrzyć na naprawdę niczego sobie aktorki grające Renę i Mion (szkoda, że reżyser zadbawszy uprzednio o wygląd aktorek, nie zadbał o charakteryzację, w skutek czego wielu postaci prawie nie można odróżnić…),czy pośmiać się ze słynnego USO DA! w wersji live. Albo ekspresji Keiichiego…
Sic transit gloria „Higurashi”.
3/10
Tym niemniej zgadzam się z powyższą sugestią, chociaż posiadanie w ulubionych „Another” świadczy, że koleżance japońska makabreska jest już nie obca…
Ze „School Days” jest ten problem, że większość otaku je widziała, ale mało komu się ono podoba ( mało jest takich wariatów w fandomie, jak ja ;)
Polecać, to bym nie polecał, ale odradzał też nie. Najlepiej się samemu przekonać, ewentualnie przeczytać mangę- jest zdecydowanie „łagodniejsza”.
To jest niemożliwe...
To anime jest dla japońskiej animacji tym, czym „The Room” Tommy'ego Wiseau dla filmów- produktem tak złym, że aż dobrym. Polecam seans jednego i drugiego, bo można przeżyć prawdziwe katharsis.
No i pośmiać z nieudolności osób odpowiedzialnych za produkcję….
To anime po prostu trzeba obejrzeć, by uwierzyć, że Japończycy są zdolni do wszystkiego…
Polecam! 1/10
Jedno z niewielu anime, które mnie nie rozczarowało...
Pomimo to pierwszy raz od długiego już czasu nie żałuję, że obejrzałem to anime. Nie wiem w sumie dlaczego tak jest. Niby nielogiczności fabularne mnożą się w tej historii jak króliki. Niby nie jest to seria nowatorska. Niby to wszystko już gdzieś widzieliśmy, ale…
Ta seria autentycznie mnie wciągnęła. Może to kwestia dość umiejętnie rozplanowanej akcji, niemal bez zapychaczy, efektownych (i nierzadko mało prawdopodobnych) walk, gęstniejącego klimatu, kliknij: ukryte szalonych yandere,wartkiej akcji i w końcu całkiem niezłej grafiki.
Owszem, seria ma sporo wad, jednak każdy kolejny odcinek oglądałem z zainteresowaniem, co zbyt często ostatnio się nie zdarza.
Anime dostaje ode mnie 6/10, ale nie uważam czasu mu poświęconego za zmarnowany. Całkiem dobrze się przy nim bawiłem i nie widzę powodu, by go nie polecać. Ci, którzy nie mają Bóg wie jakich wymagań odnośnie fabuły, mogą je spokojnie obejrzeć… Reszta może przynajmniej spróbować…
Re: I jak tu sprawiedliwie ocenić?
Nie zmienia to jednak faktów, że reszta postaci,jak już miała umrzeć to (z reguły) umierała ;)
Re: I jak tu sprawiedliwie ocenić?
Zawsze oglądam anime do końca.
Podobnie jak twórcy np. „Haruhi Suzumiyi”. Tyle, że anime było w tamtym przypadku nie tylko wiernie oparte na novelce, ale w dodatku od niej dużo lepsze.
Uwierz mi, że można fabułę przekazać w naprawdę ciekawy sposób. Ponownie posłużę się przykładem „Haruhi”- gdyby anime było na poziomie novelki to nie stałoby się nawet w 1/10 tak popularne, jak jest obecnie. Podstawowa różnica- pierwowzór miała bardzo ubogą narrację, przez co wydarzenia w nim zawarte były mało ciekawe dla czytelnika (polecam szczególnie końcówkę „Zniknięcia Haruhi Suzumiyi”- różnica pomiędzy wersją anime i light novel jest kolosalna, choć jednocześnie obie są bardzo podobne).
Żeby było jasne- nie ulegam żadnej modzie jechania po dobrych seriach. SAO mi się podobało (zauważ, że nie wrzucam jak leci każdego anime do kategorii „ulubione”), ale jednocześnie za dużo w nim uproszczeń, bym mógł wystawić wyższą ocenę. Swoją drogą nie zazdroszczę temu, kto będzie pisał jego recenzję, bo zawsze któraś grupa widzów będzie uważać, że ocenił „za wysoko/ za nisko”.
Pozdrawiam i życzę drugiej serii, którą sam też pewnie obejrzę.
I jak tu sprawiedliwie ocenić?
Wiecie, jaki jest podstawowy błąd twórców SAO? kliknij: ukryte Nie chodzi nawet o ograny schemat „Geralt, Yennefer, Ciri” (Kirito‑Asuna‑Yui) czy wątki romantyczne (bo czy shounen fantasy to li tylko prymitywna sieczka, morały i patetyzm?). Nie. Ta seria kliknij: ukryte powinna zakończyć się na czternastu odcinkach. Jednakże widać, że tym razem potęga marketingu zrobiła swoje. Historia kontynuowana na siłę, bez tej nutki geniuszu, która sprawia, że anime z dobrego staje się bardzo dobrym a wręcz arcydziełem. Bez żadnego pomysłu na logiczne wyjaśnienia. Bez ciekawych postaci. Kopiowanie ogranych wątków (wróżki? ratowanie „damy w opałach”?) . Seria z bardzo dobrej staje się po prostu kiczowatą i robioną tylko dlatego, że wciąż jeszcze się dobrze sprzedaje(na samym tanuki liczba komentarzy już jest imponująca…).
No i po raz pierwszy od czasów „School Days” mam zagwozdkę jak ocenić to anime?
Z jednej strony bardzo dobra pierwsza część, epickie motywy muzyczne, fajny bohater (na samym starcie jest już kliknij: ukryte dość silny więc nie jest typowym przedstawicielem shounenów, gdzie protagonista jest miernotą ale dzięki wytrwałości staje się w końcu superbohaterem), wątki romantyczne nie przeszkadzają (przynajmniej mi),a i kliknij: ukryte ważne postaci nie są nieśmiertelne (tu piję głównie do powszechnie wychwalanego „Code Geass” i niejakiego „Oranżowego” – kto oglądał to anime z pewnością wie o co chodzi ). Samo zakończenie, choć otwarte i naiwne, nie wywołało we mnie jakichś negatywnych emocji. Ot wyjdzie druga seria- to dobrze. Nie wyjdzie- trudno.
Z drugiej strony niepotrzebne 11 odcinków, najbardziej typowy „czarny charakter” jakiego można było stworzyć, kretyńskie zagrywki fabularne, wątki humorystyczne zabawne chyba tylko dla twórców (łowienie ryb? Litości…), wyraźne traktowanie anime jak „dojnej krowy”...
Ostatecznie oceniam serię tylko na 5/10 , ale jednocześnie dodaję ją do „ulubionych”,ponieważ:
a) Nawet ta nieszczęsna druga część nie jest w stanie zatrzeć dobrego wrażenia pierwszych 14 odcinków (mam w zwyczaju oceniać serię jako całość).
b) Na tanuki nie ma ocen cząstkowych. 6 to w mojej skali trochę za dużo, a „gołe” 5 to znowu stanowczo za mało dla anime, które na początku wręcz nie pozwalało mi się oderwać od MMO‑wych przygód Kirito (tu kolejny plus za oryginalny pomysł na miejsce akcji).
Ogólnie oglądało się przyjemnie. Jeżeli ktoś chce się dowiedzieć dlaczego ta seria jest tak popularna, a jest dość odporny na naiwne zagrywki fabularne, może ją obejrzeć. Raczej nie będzie rozczarowany…
Reszta zaś… również może spróbować i wyrobić sobie własne zdanie na temat Sword Art Online i tego, czy jest to kicz czy perfekcja.
kliknij: ukryte Co w takim razie Kotonoha trzymała w ramionach w ostatniej scenie (tej z jachtem), hę?
Chore anime dla chorych ludzi(?)...
W Polsce Bible Black (a właściwie Bible Black: Włócznia Longinusa) było reklamowane jako „zmysłowe anime dla dorosłych”. Dziękuję bardzo za przywilej „takiego” korzystania z dorosłości. Już wolę obejrzeć jakieś wybitne anime pokroju „Kanokona” czy „Sora no Otoshimono”.
Że niby nie są to anime wybitne? Zaręczam, że po tej produkcji na każde inne będziesz patrzył/a jak na „cud objawiony”.
Komu „to coś” się może podobać? Chyba tylko kompletnym degeneratom i chorym psychicznie satanistom ( te dwa pojęcia powinny być synonimami, bo tylko chora psychicznie osoba czci demony).
I żeby było jasne: nie obrażam osób, którym to anime się podobało. Ja im tylko szczerze współczuję…
Normalni niech nawet nie próbują tego oglądać (innym zresztą też nie polecam). Każda ocena wyższa od 1 jest w pełni nieuzasadniona.
Dla tego anime powinno się stworzyć na tanuki gatunek o wiele mówiącej nazwie „abominacja”.
A jeżeli ktoś chce obejrzeć coś podchodzące pod hentaj (ale nim nie będące) to polecam „Elfen Lied”, któremu można zarzucać różne rzeczy, ale na pewno nie brak fabuły. Kompakty z „Bible black” zaś sugerowałbym wsadzić twórcom w wiadome miejsca.
Nawet pasowałoby to do konwencji serii i można by z tego nakręcić jej kontynuację ;)
Re: Oda Nobuna vs logika
PS: Fajny komentarz odnośnie SD i Sekai. Też lubię.
Re: Oda Nobuna vs logika
Re: Ech, gdyby tak podobnego coś z polskiego podwórka
Sukces murowany ;)
Re: Oda Nobuna vs logika
Natomiast tutaj kawaleria szarżowała w dół zbocza na albo ashigaru albo konnicę (naprawdę nie mogę sobie teraz tego przypomnieć) co jest w obu przypadkach głupotą absolutną. W przypadku ashigaru- bo są uzbrojeni w długie włócznie i nawet jeżeli pierwszy szereg zostałby zmiażdżony samym impetem kawalerii, to i tak w najlepszym przypadku żołnierze Ody mogliby skończyć jako szaszłyki (na włóczniach yari i nawet lekkich pancerzach ashigaru szybko wytracili by rozpęd) .
W przypadku konnicy szarża w dół zbocza również była bez sensu. Japończycy to nie husaria i preferowali głównie walkę indywidualną ( np. podczas inwazji mongolskich) więc liczyły się głównie umiejętności wojownika i kto kogo pierwszy dosięgnie kopią, włócznią. W przypadku walki konnicy z konnicą rozpęd miał znaczenie drugorzędne.
To nie była seria historyczna, owszem. Jako seria przygodowa z elementami historii sprawdza się nawet nieźle (choć postaci są według mnie strasznie schematyczne, a sama Oda, na początku wydająca się fajną i silną charakterem postacią zmienia się w płaczliwą dziewczynkę). Ale na takie elementy winno się jednak zwracać uwagę, bo mimo wszystko mogą przeszkadzać.
Oda Nobuna vs logika
Za pierwszy odcinek dałbym spokojnie 9/10. Potem niestety było już tylko coraz gorzej. Pomijam kwestię konwencji zastosowanej w tej serii ( postacie historyczne jako kobiety), gdyż to zależy od gustu i mi jakoś szczególnie nie przeszkadzało.
Jednak głupoty tej serii są miejscami wręcz porażające. Oto kilka z nich:
*szarża kawalerii Ody w dół zbocza ( tak jakby nie można było go po prostu obejść, nie ryzykując połamania nóg rumaków)
*Ninja oszczędzający swego wroga, po tym jak ten oświadcza coś w rodzaju „Służę Nobunie, a ona zjednoczy Japonię” i odpowiedź „Dobra, jakiś czas dam ci pożyć, ale jeżeli mnie oszukałeś…” (piszę z pamięci, więc nie jest dosłownie, ale w tej manierii).
*Słonie (afrykańskie!) szarżujące na żołnierzy Nobuny. Ciekawe, skąd się wzięły w Japonii? Może przywieźli je europejscy kupcy ? ;)
*Luneta snajperska w europejskim muszkiecie… bez komentarza.
Po serii historycznej oczekuję przynajmniej minimalnego realizmu. Dlatego wydaje mi się że ocena 5/10 jest maksymalną, na jaką zasługuje seria.
Takie sobie...
Tym, co najbardziej mnie irytowało, były kliknij: ukryte „resety” przekreślające ciąg przyczynowo‑skutkowy (a w tego typu produkcjach ważniejszy jest dla mnie bardziej, niźli grafika czy nawet kreacja postaci).
Wątek kazirodczy również mnie nie przekonuje. Natomiast do samych scen erotycznych(chociaż średnio potrzebnych w tej produkcji) raczej się nie przyczepię. Twórcy,chociaż balansują na bardzo cienkiej linii, nie przekroczyli raczej granic dobrego smaku. Gdyby nie wątek miłości pomiędzy rodzeństwem anime znacznie by zyskało.
Osobne brawa należą się recenzentce za jej pogląd na temat seiyuu. W stu procentach zgadzam się, że aktorzy spisali się bardzo dobrze (chociaż obsadzenie Tae Okajimy w roli Nogisaki było akurat chybionym pomysłem).
Muzyka też była niczego sobie.
Nie skreślam tego anime. Owszem, już w połowie serii byłem śmiertelnie znużony i musiałem się zmuszać by ją skończyć. Mimo wszystko było kilka wartych uwagi momentów. Dlatego anime otrzymuje ode mnie taką,a nie inną ocenę. Zagorzali fani haremówek i soft hentai mogą dodać ze dwa punkty. Mimo wszystko widziałem już dużo gorsze produkcje. „Yosuga no Sora” prezentuje „dolne stany średnie”, ale nie jest dnem absolutnym. Mam raczej wrażenie,że twórcy na siłę chcieli pokazać wszystkie możliwe ścieżki z gry. Pytanie tylko:" Co pozostawili graczom, którzy zdecydują się z nią zmierzyć?” ;)
Zmarnowany potencjał
Żal mi tej serii. Koncepcja fabularna mimo wszystko była ciekawa, lecz utonęła w morzu patetyzmu i fatalnej reżyserii połączonej z jeszcze gorszą animacją. Dlatego niestety nie mogę wystawić wyższej oceny… Szkoda. Marną pociechą jest fakt, że nie jest to najgorsze anime jakie widziałem.
PS:I pomyśleć że ostatnio narzekałem na Lime‑iro senkitan, które też jest idiotyczne, ale w przeciwieństwie do Hametsu no Mars coś sobą reprezentuje…
Jeszcze dwa słowa w ramach dopowiedzenia: powstały dwa filmy OVA, które w przeciwieństwie do serii macierzystej są komediami w najczystrzej postaci. Warto obejrzeć! Rozwaliła mnie kliknij: ukryte Magical Heart Kokoro‑chan i Setsuna w roli „głównego złego”, mówiąca po francusku (swoją drogą mamy już nazwę dla japońskiej wymowy języka angielskiego- engrish, może coś podobnego można by wymyślić i do francuskiego)
kliknij: ukryte -piątka najbardziej stereotypowych kawaii girls latająca(sic!)cesarskim okrętem wojennym i wygrywająca wojnę za żołnierzy
-główny wróg(Rasputin‑tak,to nie pomyłka…)oraz jego harem dysponujący demonicznymi mocami
-brak wyrazistych postaci(ze wszystkich polubiłem tylko płk Date, ale zginął już, zdaje się w drugim odcinku,więc…)
-za dużo fanserwisu i majtkowych scen ( tu myślę głównie o scenach z udziałem niejakiej Momen)
-główny bohater zakochany w (a jakżeby inaczej…)Rosjance, oraz wygłaszający monologi na temat piękna Rosji(!) i bezsensu prowadzenia wojen(miałem szczerą nadzieję,że w anime pojawi się ktoś z Kempeitai, kto rozstrzelałby go za obniżanie morale żołnierzy i niepatriotyczne poglądy;)
-ukochana głównego protagonisty była wciśnięta do fabuły na siłę, a jej zachowanie przypominało Nyu z „Elfen Lied”(z tym że w „Elfie” było to w pewien sposób uzasadnione fabularnie; tutaj wręcz przeciwnie‑ten wątek był absolutnie zbędny
Wymienione tu wady to zaledwie wierzchołek góry lodowej.Absolutnie nie polecam, a wręcz odradzam oglądanie tego czegoś. Czas przeznaczony na to anime można spożytkować dużo lepiej. Jedynymi, którym mogę polecić tą serię są ci, którzy uważają takie anime jak „School days” czy „Elfen Lied” za gnioty. Gwarantuję,że te „gnioty” w zestawieniu z tym „arcydziełem” są głębokie niczym wiersze Rimbaud i Boudelaire'a.
Reasumując:trzymać się z daleka od tego anime.
PS:A myślałem, że najgorszym anime jakim obejrzałem jest „Alexander Senki”. Teraz już wiem, że się myliłem…
-podobał mi się oryginalny temat
-nieźle przedstawiono postać samego Aleksandra oraz najważniejsze momenty jego podbojów
-falangę przedstawiono naprawdę nieźle
Niestety nieliczne zalety są niweczone przez całe mnóstwo wad- postaci wyglądają karykaturalnie, styl graficzny nie pasuje za bardzo do tematyki ( właściwie tylko Aleksander i Filip wyglądali tak, jak powinni). Twórcy powinni,decydując się na historyczną tematykę, nie powinni wprowadzać do serii futurystycznych technologii ( maszyny szatkujące hoplitów i macedońskie miasta wyglądające jak Atlantyda). W dodatku część wątków jest zupełnie niezrozumiała dla osób nieobeznanych w historii, natomiast innych zniechęci styl graficzny i bardzo luźne podejście do tematów historycznych ( akcja zamiast w IV w p.n.e mogłaby się toczyć w XXX w n.e‑skoro potrafią budować takie miasta…).
Seria nie jest zupełnie zła, ale osoba, która jej nie obejrzy naprawdę nic nie straci.