Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Studio JG

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

1/10
postaci: 2/10
fabuła: 1/10 muzyka: 5/10

Ocena redakcji

2/10
Głosów: 5 Zobacz jak ocenili
Średnia: 2,40

Ocena czytelników

4/10
Głosów: 32
Średnia: 3,91
σ=2,27

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Grisznak)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Battle Royale II: Requiem

Rodzaj produkcji: film (Japonia)
Rok wydania: 2003
Czas trwania: 133 min
Tytuły alternatywne:
  • バトル・ロワイアルII
Tytuły powiązane:
Gatunki: Dramat
Widownia: Seinen; Postaci: Uczniowie/studenci; Rating: Przemoc; Pierwowzór: Powieść/opowiadanie; Miejsce: Japonia; Czas: Współczesność; Inne: Live action
zrzutka

Kontynuacja Battle Royale. Film, który w konkursie o Złotą Malinę miałby szansę pokonać Wiedźmina.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl

Recenzja / Opis

O tym, że dzieci wybitnych ojców wcale nie muszą być równie zdolne jak ich rodzice, przekonujemy się dość często, obserwując, jak marnie potomkowie Beatlesów, Phila Collinsa i innych gwiazd radzą sobie w show­‑biznesie. Cóż, geniusz nie rodzi się co tydzień. Syn Kinjiego Fukasaku, twórcy Battle Royale, dokonał jednak czegoś, czego trudno nie nazwać osiągnięciem – nakręcił, być może, jeden z najgorszych filmów w historii japońskiej kinematografii. A baza wyjściowa była przecież niezła, Battle Royale można nie lubić, ale trudno odmówić tej produkcji klasy.

Już założenia fabularne trzeszczą – Shuuya (szuja?) Nanahara, zwycięzca Battle Royale z pierwszego filmu, nie pogodził się z tym, do czego go zmuszono i stał się międzynarodowym terrorystą walczącym z władzą dorosłych, swoistą krzyżówką Piotrusia Pana z Osamą Ibn Ladenem. Nasz milusiński nie jest oczywiście kochany przez japońskie władze, które po licznych nieudanych próbach odesłania go ad patres dochodzą do wniosku, że należy posłużyć się cokolwiek makiawelicznym rozwiązaniem – organizują kolejne Battle Royale, tym razem jednak celem grupy uczniów uczestniczących w grze jest wykończenie Shuuyi. Że niby terrorysta powinien się ukrywać? Gdzieżby, kwatera Shuuyi na pewnej małej wysepce jest równie tajna, jak kwatera gestapo w Allo Allo!. Zamiast więc wysłać tam grupę wojska, która szybko i skutecznie rozprawiłaby się z delikwentem i jego „bojownikami”, obładowuje się bronią stado przerażonych dzieciaków i wysyła je na rzeź. Marszałek Montgomery do spółki z generałem Dąbem­‑Biernackim nie wymyśliliby lepszego planu.

Im dalej, tym lepiej, ale nie będę psuł (wątpliwej) przyjemności oglądania tegoż filmu, gdyż natężenie absurdu i brak jakiejkolwiek logiki wyłażą z każdej kolejnej sceny. Łaskawie pominę aspekty militarne – nawet jeśli bowiem niekończącą się amunicję przyjmujemy jako element konwencji, to jednak w pierwszej części, dzięki temu, iż mało kto posiadał broń palną, nie raziła ona aż tak bardzo jak tu, gdzie z maszynówką biega każdy (i choć trzyma ją nierzadko pierwszy raz w życiu, nikomu odrzut nie wybija nawet barku, zaś większość wydaje się doskonale wiedzieć, jak się nią posługiwać). Niektórzy bohaterowie (oczywiście główni) są prawdopodobnie kuloodporni, albo przynajmniej przepuszczalni, gdyż stojąc w obliczu ściany ognia, nie odnoszą obrażeń. W zasadzie pod kątem realizmu starć nawet stare radzieckie filmy propagandowe były bliższe prawdzie, niż wyczyny tego stada dzieciaków z karabinami i moździerzami.

Nie to jednak irytuje najbardziej. Wszystkie gafy i wpadki techniczne można (przy gargantuicznej porcji dobrej woli) uznać za konwencję – choć takie wyjaśnienie jest dobre chyba tylko dla ludzi, którzy naprawdę chcą zachować wiarę, iż te 133 minuty trwania filmu nie były czasem zmarnowanym. Problemem jest to, iż synalek zupełnie, ale to zupełnie nie zrozumiał, jak kręci się takie filmy. Pierwsze Battle Royale nie narzucało widzowi niczego, każdy mógł je oglądać i interpretować po swojemu, nie miał wrażenia, że reżyser sam ocenia swoich bohaterów i ich motywy. Tu jest dokładnie na odwrót. Kenta Fukasaku nawet nie kryje, że sympatyzuje z terrorystami naszej Szuji, stylizując ich na wesołą ferajnę brodatego Osamy, na dodatek walczącą o słuszną sprawę ze złym imperializmem (utożsamianym przez Japonię i USA). Już jedna z pierwszych scen w filmie, kiedy umierający towarzysz broni wręcza głównemu bohaterowi swojego kałacha i mówi: „To jest kałasznikow, symbol międzynarodowego oporu” powala na łopatki fuzją patosu z absurdem (sowiecki karabin skopiowany z hitlerowskiego pierwowzoru, będący bronią armii największych totalitarnych reżimów świata – symbolem międzynarodowego oporu? Przeciwko czemu, ja się pytam…). Do tego mamy tu prymitywny antyamerykanizm – rzecz nieodzowna w kiepskich filmach, których twórcy chcą pokazać swoje „zaangażowanie”. W finale zaś dowiadujemy się, że Arkadia bohaterów znajduje się w… Afganistanie (gdzie pewnie utrzymują się z uprawy maku).

Choć film jest równie krwisty jak jego poprzednik, zdecydowanie brak mu finezji i polotu. Poza sporadycznymi przypadkami bohaterowie dyskutują, stosując konwencjonalne argumenty kalibru 5.56 milimetrów. Krwi jest sporo, ale nie ma mowy o scenach, które potrafiłyby wstrząsnąć widzem, wszystko to jest banalne i nudne. Brak zróżnicowania broni sprawia, iż widowiskowych śmierci tu nie uświadczymy. Cóż, nieprzypadkowo Kinjiemu Fukasaku, reżyserowi pierwszej części, Quentin Tarantino zadedykował swój film Kill Bill. Fukasaku juniorowi można by zadedykować co najwyżej filmowego Wiedźmina. Gdybym miał wymienić jakiś pozytyw tego filmu, to, poza nie najgorszą muzyką, trzymającą klimat pierwszej części, wskazałbym na rolę Takeshiego Kitano, znanego już z poprzedniego filmu, który jako nieco szurnięty nauczyciel sprawdza się nieźle. Reszta aktorów gra poprawnie albo słabo, zaś obsadzony w roli głównej Tatsuya Fujiwara jest tak nadęty i natchniony, że dalej jest już tylko ściana.

Fabuła śmieszy, akcja nie porywa, realizm leży i kwiczy. Co zostaje? Zasadniczo nic. Swego czasu Oscar Wilde napisał: „Kiedy krytycy nie zgadzają się ze sobą, artysta pozostaje w zgodzie z samym sobą”. W przypadku Battle Royale II: Requiem krytycy byli niemal jednomyślni – powstał wyjątkowy gniot. Mnie zasadniczo pozostaje zgodzić się z nimi. Jednakże trzeba powiedzieć, że da się ten film oglądać. Słabe filmy dzielą się bowiem na produkcje nudne i niezamierzenie śmieszne. Druga część Battle Royale zalicza się bezdyskusyjnie do tych drugich. Aha, obraz ten wydano także u nas, na DVD. Idealny prezent dla wroga.

Grisznak, 25 listopada 2008

Twórcy

RodzajNazwiska
Autor: Koushun Takami
Reżyser: Kenta Fukasaku, Kinji Fukasaku
Scenariusz: Kenta Fukasaku
Muzyka: Masamichi Amano

Wydane w Polsce

Nr Tytuł Wydawca Rok
1 Battle Royale 2: Requiem IDG 2006