Anime
Oceny
Ocena recenzenta
7/10postaci: 7/10 | grafika: 7/10 |
fabuła: 7/10 |
Ocena czytelników
Kadry
Top 10
Kateikyoushi Hitman Reborn!
- Home Tutor Hitman Reborn
- 家庭教師ヒットマン REBORN!
Kompletna sierota kolejnym szefem najpotężniejszej mafijnej rodziny? Dlaczego nie, w anime wszystko jest możliwe. Acz włoscy znawcy tematu pewnie złapaliby się za głowę.
Recenzja / Opis
Tsunayoshi Sawada to chodzące nieszczęście – sierota, która wieki temu powinna zabić się o własne nogi. Poza wrodzoną uprzejmością i dobrocią, trudno szukać w chłopaku jakichkolwiek zalet, gdyż nie istnieje na tym świecie ani jedna rzecz, w której Tsuna byłby dobry (może poza narzekaniem). Tym bardziej dziwi, że to właśnie on został wybrany na dziesiątego szefa najpotężniejszej z mafii, Vongoli. Jeszcze dziwniejszy jest fakt, że informuje go o tym dziecko ubrane w garnitur i twierdzące, że od tej chwili jest jego opiekunem i nauczycielem. Ale czego może nauczać taki maluch? Otóż wielu rzeczy – od matematyki po radzenie sobie w sytuacjach kryzysowych, a tych w najbliższej przyszłości będzie sporo. Cóż, Sawada, mimo oporów i niechęci do rządzenia organizacją przestępczą, szybko będzie musiał przystosować się do nowych warunków, zwłaszcza że Reborn (bo tak zwie się nasz uroczy korepetytor) nie przyjmuje odmowy do wiadomości, a i liczba osób chętnych do „zabawy” w mafię rośnie w zastraszającym tempie.
Początki bywają trudne, jak mówi stare przysłowie i tak jest w tym przypadku. Każdy „tasiemcowaty” shounen potrzebuje trochę czasu na rozkręcenie się; w jednych ten czas wygląda lepiej (Bleach, Hunter X Hunter), w innych gorzej (Naruto) – Kateikyoushi Hitman Reborn! należy do tej drugiej grupy. Zgodnie z regułami gatunku, kiedy poznamy już protagonistę serii, trzeba skompletować mu drużynę, im bardziej zróżnicowaną, tym lepiej. Oczywiście do tego dochodzi pozyskanie nowych nadludzkich mocy i nauka posługiwania się nimi, acz tutaj zasada ta nie do końca się sprawdza, gdyż przemiany Tsuny są zależne głównie od Reborna, a bohater długo w ogóle nie panuje nad swoimi umiejętnościami. Wracając jednak do wspomnianej wyżej drużyny – jest przede wszystkim liczna i dość ekscentryczna, na dodatek ma poważne problemy ze współpracą. Do mafijnej rodziny dołączają koledzy z klasy Sawady; nieco wyalienowany, ale bystry Hayato Gokudera, który jako jeden z nielicznych faktycznie zdaje sobie sprawę, w co się pakuje, oraz szalenie sympatyczny i optymistycznie nastawiony do życia Takeshi Yamamoto, traktujący wszystko jak niewinną zabawę. Poza tym szeregi współpracowników protagonisty zasilają Ryouhei Sasagawa, zapalony bokser i co ważniejsze starszy brat Kyouko, wielkiej miłości Tsuny; pochodzący z sojuszniczej rodziny Lambo – irytujący pięciolatek, który płacze z byle powodu; posiadający interesującą moc Fuuta i starsza siostra Gokudery – Bianchi, beznadziejnie zakochana w Rebornie. Na osobną uwagę zasługują dwaj outsiderzy – Kyouya Hibari oraz Mukuro Rokudo. Ten pierwszy jest przewodniczącym szkolnego komitetu pilnującego porządku, to osobnik dumny i chętnie korzystający z nadanych mu uprawnień i przy okazji jednostka skrajnie aspołeczna. Hibari szybko „wpada w oko” nauczycielowi Tsuny jako obiecujący członek rodziny i materiał na świetnego płatnego zabójcę. Problem polega na tym, że Hibari najbardziej ceni sobie święty spokój, nie lubi się podporządkowywać i nie ma zamiaru zadawać się z bandą głośnych i irytujących dzieciaków. Równie ciekawie prezentuje się Mukuro Rokudo, zwłaszcza że jest pierwszym poważnym przeciwnikiem przyszłego szefa rodziny Vongola. To osoba niejednoznaczna, wszystko robiąca po swojemu, ale posiadająca silną motywację do działania. Cóż, o ile sam Tsuna nie miałby większych szans w starciu z dwoma tak silnymi indywidualnościami, dzięki pomocy najlepszego zabójcy na usługach mafii, czyli Reborna, coś może już zdziałać.
Powiedzmy sobie szczerze, początek serialu jest nudny jak flaki z olejem, a kolejne treningi Tsuny i jego kompanii szybko zaczynają irytować. Przede wszystkim przeszkadzały mi dwie rzeczy – Lambo oraz Sawada biegający w samych gaciach i ratujący wszystkich po kolei (brak odzienia jest wynikiem „budzenia się” jego mocy). Ten pierwszy to dziecko, małe, rozpuszczone i skrajnie wkurzające, ale niestety ważne z punktu widzenia scenariusza, o czym biedny widz dowiaduje się znacznie później. Przy czym „ważny” nie oznacza „przydatny”. Lambo jest, bo być musi, ale jego rola irytującego elementu wystroju wnętrza nie zmienia się niezależnie od sytuacji, a co za tym idzie kłopotów, w jakich aktualnie znajdują się bohaterowie. Co prawda z czasem widz przyzwyczaja się do obecności „głupiej krowy”, a i częstotliwość jego występów nieco maleje, ale nie zmienia to faktu, że uważam go za postać zupełnie zbędną. Trochę gorzej ma się sprawa roznegliżowanego Tsuny, który miał bawić, ale nie do końca mu to wychodzi. Nawet najlepszy żart, powtarzany kilkanaście razy, zaczyna w końcu nudzić, a nasza ciapa w samych gaciach zbawiająca świat od początku była gagiem średnich lotów – tutaj na dodatek wyeksploatowanym do granic możliwości. W ramach pocieszenia dodam, że kiedy Sawada zaczyna nieco lepiej panować nad mocą, jego ubrania przestają się niszczyć.
Tak naprawdę właściwa akcja zaczyna się dopiero około trzydziestego odcinka, kiedy na scenę wkracza rywal Tsuny do tytułu dziesiątego przywódcy rodziny Vongola, Xanxus. Przy okazji pojawia się również najbardziej barwna grupa bohaterów Kateikyoushi Hitman Reborn!, czyli specjalny oddział zabójców, Varia. I chociaż pierwsze kilkanaście odcinków serii jest zwyczajnie słabe, dla tego pojedynku oraz późniejszych warto przecierpieć nijaki początek. Starcie z Varią jest emocjonujące i ciekawe, zwłaszcza że antagoniści to prawdziwi ludzie mafii, a nie banda dzieciaków, która nie do końca zdaje sobie sprawę, o co w ogóle chodzi. Oczywiście, mamy do czynienia z grupą brutalnych i szalonych psychopatów, pokazanych w taki sposób, że widz od razu zaczyna do nich pałać sympatią. Co istotne, ku mojej uciesze, panowie nie znikają zaraz po zakończeniu ich wątku, ale co jakiś czas wracają na scenę, totalnie detronizując beznadziejnego głównego bohatera. Kolejne historie, zazwyczaj dosyć długie i skomplikowane, zdecydowanie należą do lepszych przykładów fabuł shounenowych. O ile pierwsze spotkanie z Tsuną i Rebornem nie zachęca do sięgnięcia po ciąg dalszy, o tyle następne wątki trzymają w napięciu i nie pozwalają oderwać oczu od ekranu. Jasne, to nadal nie jest poziom One Piece, ale przynajmniej anime nie powtarza błędów Naruto czy Bleacha, które ciągnięte na siłę, zostały po brzegi wypełnione wątpliwej jakości zapychaczami, i kończy się we w miarę sensownym momencie, dając widzom nadzieję na kontynuację, kiedy ilość materiału mangowego na to pozwoli.
Cóż, fabuła Kateikyoushi Hitman Reborn! jest jaka jest, czasem lepsza, czasem gorsza, ale widać przynajmniej tendencję zwyżkową. Naturalnie serial nie ma nic wspólnego z prawdziwym mafijnym światkiem i nawet nie próbuje udawać, że tak jest. Kolejne głowy rodziny Vongola to przykłady wszelkich cnót, zazwyczaj działające na rzecz biednych szarych ludzi i najwyżej urządzające jatki między sobą lub (najczęściej) karzące „złych” mafiozów. Albo zaakceptuje się tak naciąganą wizję świata, albo nie ma sensu oglądać serii. Bo przecież obraz mafii jako obrońców uciśnionych to tylko wierzchołek góry lodowej. Walce między poszczególnymi frakcjami i rodzinami towarzyszą supermoce, zaawansowana technologia oraz skoki w czasie. Najlepszy zabójca rodziny Vongola, czyli Reborn, strzela z kameleona i zasadniczo bardziej zasługuje na miano niani niż zabójcy, bo jakoś nie widziałam jego dokonań na tym polu, podczas gdy Tsunę bawi jak zawodowa opiekunka. Uczciwie przyznaję, że to mi trochę zgrzytało, gdyż z jednej strony widzimy wspominki z przeszłości, gdzie mafia jest mafią – urządza zamachy, morduje i kradnie, a z drugiej strony mamy współczesne pojedynki, w których nikt nie ginie, źli przechodzą na stronę dobra, a najważniejszymi członkami organizacji zostaje grupka uczniów.
Nie to jest jednak największym problemem anime, ten ma zupełnie inne imię brzmiące – Tsunayoshi Sawada. Serio, tak dennego, nijakiego i irytującego bohatera widziałam ostatnio w Harrym Potterze i zwał się on Neville Longbottom. Nie lubię, kiedy z totalnej ofermy robi się nagle superbohatera i zbawcę świata, a tak jest w tym przypadku. Albo inaczej – rozumiem założenia, Tsuna jest normalnym, aż nadto przeciętnym nastolatkiem, który nagle dowiaduje się, że ma być szefem potężnej organizacji przestępczej, ma więc prawo być negatywnie nastawiony, ale… Jest także głównym bohaterem shounena, a to zobowiązuje. Dlatego, kiedy jego mózg już przetrawia informację, że nie ma odwrotu, chłopak zyskuje wspaniałą moc i zaczyna nad nią panować w stopniu więcej niż dobrym, a i przyjaciele zostają odpowiednio obdarowani przez los i familię, wypadałoby wziąć tyłek w troki i zacząć się zachowywać jak na protagonistę anime przystało. Nie wymagam od Sawady pewności siebie graniczącej z bezczelnością oraz udowadniania każdemu, że jest lepszy, ale mógłby chociaż przestać narzekać z byle powodu. Wykorzystam znowu Harry’ego Pottera do porównania – Tsuna powinien być jak Ron, podczas gdy zachowuje się jak Jęcząca Marta…
Bezbarwność bohatera jest tym bardziej widoczna, że większość obsady jest raczej sympatyczna i pełnokrwista. Na przykład gdyby nie Reborn, zapewne odpadłabym od Kateikyoushi Hitman Reborn! z gwizdem po kilku pierwszych odcinkach: przyznaję bez bicia, że początek oglądałam tylko po to, żeby usłyszeć jak wymawia „ciaossu” (jego powitanie). To szalenie intrygująca postać, która zyskuje z każdą kolejną ujawnioną na jej temat informacją. Chociaż Reborn jest uznawany za najlepszego mafijnego zabójcę, rzadko pokazuje się od tej strony, najczęściej służąc tylko radą i pomocą, tudzież bawiąc się kosztem nieopierzonych podopiecznych. Ci także udali się autorce mangi – inteligentny i pełny zapału Gokudera; wiecznie uśmiechnięty, zakochany w baseballu Yamamoto; rzadko używający mózgu Sasagawa czy opanowany Hibari w rankingu na najsympatyczniejszego bohatera zostawiają Tsunę daleko w tyle. Istotny jest także fakt, że autorka pokazuje przemianę, jaką przechodzą bohaterowie pod wpływem różnych wydarzeń. Niestety na tym tle Sawada także wypada blado, bo chociaż zmienia się nie do poznania, tylko w jego przypadku trudno mówić o jakiejś konsekwencji. W sensie – nie wiem, co musiało się wydarzyć, jaki cud to sprawił, że ze zwykłej sieroty wyrósł prawdziwy don (w ramach wyjaśnienia – w wyniku pewnych zajść możemy obserwować bohaterów na przestrzeni dziesięciu lat)? Cóż, wszyscy inni mają jakieś cechy, które rozwinięte faktycznie mogą skutkować zaprezentowanymi zmianami charakteru, z wyjątkiem Tsuny właśnie…
Seria ma ponad dwieście odcinków – bohaterów, którzy przewijają się przez ekran jest mnóstwo i nie sposób opisać wszystkich. Warto jedynie wspomnieć, że większość pozostawia niezatarte wrażenie, każda ważniejsza postać ma jakiś charakterystyczny rys, który sprawia, że zapada w pamięć. Rzecz jasna trudno tu mówić o rozbudowanych osobowościach, głębi psychologicznej i tym podobnych. Bohaterowie Kateikyoushi Hitman Reborn! to pęczek znanych, lubianych i dobrze wykorzystanych schematów – płytkich, ale dających się przynajmniej lubić. Podobnie jest z czarnymi charakterami, jak to w anime bywa, czarnymi nie do końca. To znaczy, nieważne czyjego kotka ubiją, jak bardzo są źli i zepsuci oraz ile razy nakopią protagoniście i jego drużynie, i tak będziecie ich kochać. Każdy z nich ma jakiś motyw działania, zazwyczaj niegłupi, najwyżej straszliwie „ograny”, i w zasadzie trudno tu mówić o klasycznym podziale na dobro i zło, zwłaszcza gdy po obydwu stronach barykady mamy członków zorganizowanej grupy przestępczej. Poza tym, jak to na wojnie bywa, sojusze zmieniają się jak w kalejdoskopie i wczorajszy wróg dzisiaj może być najlepszym przyjacielem, co niejednokrotnie ma miejsce.
Przejdźmy teraz do kwestii technicznych. Zaskoczył mnie fakt, że chociaż seria kwalifikuje się jako shounen, większość obsady stanowią rasowi bishouneni. Niby nic nowego, zdarzało się i wcześniej, ale wtedy przeciwwagą były zazwyczaj wyjątkowo atrakcyjne postaci kobiece – tym razem jest nieco inaczej. Bohaterek jest zaledwie kilka i zastanowiłabym się dwa razy, zanim określiłabym którąkolwiek z nich mianem bishoujo. Na pewno na projektach zaważył wygląd pierwowzoru, a że mangę tworzy kobieta, może to wyjaśniać taki, a nie inny rysunkowy układ sił. Projekty są dość charakterystyczne – bardzo szczupłe sylwetki, powiedziałabym nawet anorektyczne, z dużymi głowami i specyficznymi dwoma typami oczu. Moce nie zostały pokazane w jakiś rewolucyjny sposób, ot, każdy z bohaterów otrzymał inny kolor, symbolizujący naturę jego umiejętności. Zasadniczo w serialu brak specjalnych fajerwerków, ale i wpadek. Wszystko zostało wykonane poprawnie i na przyzwoitym poziomie, ale trudno mówić o rewolucji, chociaż w wyglądzie postaci widać niewielkie metamorfozy wynikające ze zmiany stylu. Tła są dość tendencyjne i pełnią rolę jedynie wypełnienia, a animacja – płynna i dobra, nie wzbudza większych emocji. Ot, kawał porządnej rzemieślniczej roboty, acz widziałam serie „tasiemce” lepsze i ciekawsze graficznie. Warstwę muzyczną pozostawię bez oceny i komentarza, gdyż zupełnie nie zapadła mi w pamięć. Do tego stopnia, że nie jestem w stanie przypomnieć sobie nawet jednej czołówki. Przy czym nie oznacza to, że ścieżka dźwiękowa jest zła, a jedynie recenzentka w ogóle nie zwróciła na nią uwagi i nie odczuwa najmniejszej potrzeby powtarzania ponad dwustu odcinków lub przeszukiwania You Tube, by to zmienić. Musicie mi wybaczyć.
Kateikyoushi Hitman Reborn! to seria zdecydowanie dobra, choć wymagająca od widza cierpliwości i kredytu zaufania, ponieważ rozkręca się nieprawdopodobnie wolno. Nie jest to nawet wina anime, a mangi, która także początkowo skupiła się na dokładnym przedstawieniu bohaterów oraz ich otoczenia. Mimo to warto poświęcić serialowi czas, gdyż dalsze historie wynagradzają wstępną mizerię. Lekki humor skutecznie neutralizuje wydarzenia bardziej dramatyczne, a twórcy nie pastwią się nad bohaterami jakoś strasznie. I owszem, obsada to najmocniejszy punkt „programu”, nawet jeśli wziąć pod uwagę wyjątkowo niemrawego protagonistę. Pomysł na wykorzystanie mafijnego światka uważam za świetny, chociaż widać, że jest to jedynie luźna interpretacja, na dodatek czerpiąca bardziej z filmowych wizji niż rzeczywistości. Na pewno warto spróbować, nie zrażając się początkiem, ponieważ to, co najlepsze, twórcy zostawili na deser.
Twórcy
Rodzaj | Nazwiska |
---|---|
Studio: | Artland |
Autor: | Akira Amano |
Projekt: | Masayoshi Tanaka |
Reżyser: | Ken'ichi Imaizumi |
Scenariusz: | Nobuaki Kishima |
Muzyka: | Toshihiko Sahashi |