Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Yatta.pl

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

5/10
postaci: 5/10 grafika: 5/10
fabuła: 5/10 muzyka: 6/10

Ocena redakcji

3/10
Głosów: 8 Zobacz jak ocenili
Średnia: 3,25

Ocena czytelników

6/10
Głosów: 404
Średnia: 6,19
σ=2,15

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Mitsurugi)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Dance in the Vampire Bund

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 2010
Czas trwania: 12×25 min
Tytuły alternatywne:
  • ダンスインザヴァンパイアバンド
Gatunki: Dramat, Romans
zrzutka

Kolejne dziecko SHAFTu. Tym razem loli królowa wampirów próbuje ocalić swoją rasę. Dowód na to, że mieszanie w oryginalnej fabule i nadmiar eksperymentów graficznych szkodzą.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl

Recenzja / Opis

Wampiry, stworzenia z legend. Przeklęte potwory, żywiące się ludzką krwią, kryjące się mrokach i cieniach nocy, żerujące na niewinnej ludzkości. Czarne płaszcze, ostre kły, czerwone ślepia. Tak ludzie opisaliby wampiry. Opowieści opowieściami, wszyscy jesteśmy duzi, wampirów nie ma. Przeświadczeni o tym ludzie mocno się zdziwili, kiedy w Japonii ukazała się Mina Tepes, królowa wampirów i ogłosiła światu istnienie swojej nieśmiertelnej rasy. Wraz z ujawnieniem swojej obecności, Mina ogłasza, że na potężnej, nowo wybudowanej wyspie znajdującej się tuż przy Tokio, powstanie stolica i królestwo wampirów. Postanawia, że nadszedł czas, by wyciągnąć do ludzkości rękę i zacząć żyć na tym świecie wraz z nimi, ramię w ramię. Idea, jak każda inna, piękna w założeniu. W praktyce? Mozolna, pełna niebezpieczeństw walka, gdzie w ruch pójdą tak kły, jak i polityka.

Pierwszym, co naszło mnie po obejrzeniu początkowego odcinka, było miłe zaskoczenie oryginalnym pomysłem. Oto brak nam emo­‑wampirów wałęsających się po szkolnych korytarzach, łowców wampirów, skrytych potworów żyjących w cieniu ludzkości i kilku innych oklepanych rzeczy. W zamian za to dostałem na starcie pomysłowe wprowadzenie zaserwowane w formie teleturnieju, trochę na poważnie, trochę z ciętym humorem. O, zaczęło się ciekawie. Później wśród fontanny krwi wampirzego renegata pojawia się królowa Mina Tepes. Loli królowa wampirów? Nie ma problemu, seria zapowiada się dobrze. Tak dobrze, że postanowiłem sięgnąć po mangę, czyli pierwowzór serii. Decyzja ta miała swoje plusy i minusy. Strasznie polubiłem mangę, ale siłą rzeczy ukazała mi kontrast między nią, a anime. A że rozwój anime dalej potoczył się, jak się potoczył, to ów kontrast tym bardziej mnie raził.

Fabuła opowiada nam o zmaganiach królowej wampirów, Miny Tepes, w walce o egzystencję i przyszłość swojej rasy. Jako drugiego głównego bohatera dostajemy Akirę, na pozór zwykłego ucznia japońskiego liceum, cierpiącego na amnezję, który jednak miewa przebłyski pamięci zawsze wtedy, gdy w pobliżu kręci się Mina lub jest o niej mowa. Co łączy tych dwoje, pozornie tak oddalonych od siebie bohaterów? Nie są sobie wcale tak obcy, a przeszłość już dawno temu połączyła ich serca, los zaś zaplótł razem nici ich przeznaczenia. Więcej zdradzić nie mogę, co oczywiście mocno ogranicza mnie w opisie fabuły. Wypada zacząć od tego, że bardzo spodobał mi się pomysł na królestwo wampirów, dobrze zapowiadający się klimat i wystąpienie pewnego malutkiego podłoża politycznego dotyczącego próby egzystencji wampirów z ludźmi. W końcu, ot tak, nagle na wielkiej wyspie, rzut beretem od Tokio, pojawia się królestwo nieśmiertelnych krwiopijców. Bez polityki ani rusz. I tutaj niestety spotkał mnie zawód. Po pierwsze, bardzo spłycono ten wątek w anime, mimo że w mandze cały czas jest wyczuwalny i od czasu do czasu bardziej zaakcentowany, choć broń Boże nie jest to żadne political­‑fiction. Chodzi raczej o samo uczucie jego obecności, rzadko bowiem mamy okazję widzieć to w japońskich produkcjach. Po pierwszych trzech odcinkach miałem jednak wrażenie, że seria zmienia się w kolejną szkolną opowiastkę o wampirach i ich problemach sercowych. Klimat prawie całkowicie uleciał, a ja zmuszony byłem oglądać przegadane sceny, pełne spódniczek czy zbliżeń na uda albo oczy. Ale o tym później.

W mandze spodobał mi się dość rozbudowany świat. Czuć tam ten otaczający bohaterów zgiełk, z jednej strony świat ludzi w tle, z drugiej królestwo wampirów. Co jakiś czas pojawiały się informacje o ich historii, przeszłości bohaterów itp. W anime większość tego została wyrzucona na rzecz na przykład niezwykle beznadziejnie zrealizowanego wątku Akiry, który w porównaniu do pierwowzoru kompletnie przekręcono. SHAFT widać postanowił, że zrobi coś niezwykle oryginalnego i dramatycznego. Wyszło to żałośnie i bardzo nieciekawie. Jaka amnezja? Jaka tajna misja? Dodam do tego jeszcze bardzo głupie zakończenie, mając na myśli jego fabularny charakter, które nawet w najmniejszym stopniu nie pokrywa się z tym, o czym opowiada manga. Jeżeli SHAFT zamierza w przyszłości kontynuować tę serię, podążając za swoją wymyśloną fabułą, to ja z góry podziękuję. Nie wiem, czy mógłbym do końca nazwać to anime adaptacją mangi. Czułem się, jakbym oglądał średniej jakości wypełniacze. Pominięto kilka ważnych wątków, przez co niektóre wydarzenia mogły się wydawać naciągane, dodano kiepskich, wymyślonych bohaterów (dziewczyna z zabójczym dropsem…), a na dodatek jakość fabuły obniżała się wraz z liczbą odcinków. Wkradł się chaos, twórcy za dużo wrzucili i zbyt wiele wyrzucili. Przekręcono kilka naprawdę fajnych wątków z mangi, co w rezultacie dało produkcję epatującą fanserwisem i spłyconą fabułą. Klimat został zabity, co w dużej mierze zawdzięczamy też grafice, ale znów wybiegam za daleko. Na plus mogę za to zaliczyć wątek romantyczny Miny i Akiry (tak, tak, nawet się nie oszukujcie, że go nie ma), który w jakimś stopniu oddaje bardzo ładnie zaplanowane wydarzenia z mangi.

O bohaterach powiedzieć mogę tyle, że to nie są te same postacie, które znam z mangi. Pozbawiono je całej otoczki i tajemniczości, a przy okazji bardzo spłycono ich charaktery. Mina wydaje się królową, którą zrobiono na loli po to, żeby otaku mieli się czym cieszyć, a Akira stał się jakimś zagubionym, niezdecydowanym nastolatkiem, stojącym samotnie między dwoma wątkami romantycznymi (a nawet trzema, bo bez haremu ani rusz) i cały czas obawiającym się jak bardzo go jeszcze skompromitują twórcy. Tymczasem czytając mangę, wcale nie rzuca się w oczy to, że Mina Tepes to loli, a Akira to kolejny bohater shounenenów. Wszystko ma swoją przyczynę i rozsądne wyjaśnienie, a charaktery bohaterów są dość rozbudowane. Czuć po prostu, że mają coś więcej do powiedzenia, a ich zachowanie wynika z jakichś istotnych powodów. W anime zaś trzemy twarzą po płyciźnie. Dodam do tego naprawdę beznadziejnie zrealizowane dialogi i wniosek nasuwa się sam. Sprawiedliwość jednak musi być i gdybym oceniał to anime bez porównania z mangą, to nie powiem, żeby postaci prezentowały się gorzej niż w innych anime o poziomie powyżej przeciętnego. Można je polubić i posiadają swoje osobowości. Tylko żal mi po prostu, że kolejna adaptacja mangi marnuje jej dorobek i potencjał. Również ograniczono występowanie bohaterów drugoplanowych, co zaowocowało poczuciem braku czegoś ważnego, istotnego. To samo zresztą dotyczyło antagonistów. A szkoda, bo w mandze jest kilka postaci, które mimo grania drugich skrzypiec, prezentują ciekawe charaktery.

Innym problemem serii jest jej długość. Dwanaście odcinków to ledwie wstęp mangi, po którym tak naprawdę wszystko się zaczyna. Tym bardziej jest dla mnie niewiadomą, dlaczego SHAFT zaczął mieszać w fabule. Raz, że ciężko jest zrozumieć świat, bohaterów czy wciągnąć się w historię, a dwa – całość niepotrzebnie rozciągnięto. Można było krócej i dynamiczniej. Teraz inna sprawa. Często słyszałem opinie o tym, że anime przedstawia pedofilię, że nagie dziecko, chory wątek romantyczny itd. No cóż, ja się na pewno z tym nie zgadzam, choć wiem, iż argumentacja typu, że Mina ma kilkaset lat nic nie zmieni (szczególnie przy braku znajomości mangi ze strony krytykującej osoby). Powiem tak, żeby nie prawić żadnych „mądrości”: jeżeli jesteście wrażliwi na punkcie loli, fanserwisu związanego z nimi i nie trawicie tego typu wątków romantycznych, to nie zabierajcie się za Dance in the Vampire Bund. Po prostu szkoda waszych nerwów. Ja od siebie dodam, że związek pary głównych bohaterów już zapisał mi się w pamięci jako jeden z moich ulubionych i jeden z najbardziej uroczych. Bardzo ładnie przedstawiono emocje obu postaci, to jak sobie ufają, jak wielkim darzą uczuciem, a przede wszystkim, jak bardzo potrzebują siebie nawzajem w tym często brutalnym, trudnym świecie. Jest to wszystko bardzo oczywiste, więc zapewnia to poczucie ciepła, ale dzięki wyraźnej nucie dramatu wątek romantyczny ekscytuje i wciąga. Choć z tym ostatnim w anime było gorzej, ze względu na wszechobecne cięcia.

Grafika. Tutaj właśnie SHAFT według mnie poległ z tą produkcją. Być może w ostatnich czasach grafika eksperymentalna stała się bardzo popularna i twórcy próbują dodać do swoich serii nutkę artystyczną, nietypową kreskę czy fajerwerki graficzne. Niemniej jednak brak umiaru, o dobrym pomyśle nie wspominając, skutkuje zepsuciem warstwy wizualnej, chaosem na ekranie, rozpraszaniem uwagi widza i gubieniem dialogów. Przykładem tego jest właśnie grafika w Dance in the Vampire Bund. Zacznę od prostych faktów. Kreska jest w porządku, klasyczna, typowa. Jakość graficzna, ostrość i kolory również utrzymują dobry poziom, choć odniosłem nieprzyjemne wrażenie, że im dalej z odcinkami, tym gorzej. Coraz więcej było statycznych ujęć i słabszej animacji. Tła przykuwały uwagę, szczegółowość otoczenia również była dobra. W sumie nic tragicznego, nie ma się o co martwić. Tylko po kiego diabła te wszystkie natarczywe zbliżenia, przeskoki kamery, ujęcia majteczek, ud, spódniczek, oczu łypiących na mnie, ust, rąk? Lekcja anatomii? Prawdopodobnie, bo chyba zbliżenia kamery nie odpuściły żadnej części ciała bohaterów. I nie jest to element pojawiający się od czasu do czasu. Non stop, wręcz nachalnie przy każdym dialogu następuje chaos. Przez te wszystkie pseudoartystyczne zbliżenia, jakieś powiewy wiatru, spowolnione ujęcia i inne „eksperymentalne badziewia” nie raz, nie dwa gubiłem się w dialogach, a nawet w fabule. Nie widziałem co się obecnie dzieje, kto co mówi, która kwestia była kogo. Może się to wydawać zabawne, że recenzent miał takie problemy, ale jak obejrzycie całość to zrozumiecie, do czego piję. Jeszcze żeby to było od czasu do czasu, w jakimś odpowiednim miejscu, by podkreślać wydźwięk dialogów, tworzyć atmosferę. W porządku. Zawsze to coś nowego. Ale pełne dwanaście odcinków? Męczące i na pewno nie atrakcyjne. Zastanawia mnie, czy nie stawiano na te nieruchome ujęcia dlatego, że budżet się skurczył i trzeba było luki graficzne zatykać. Niezależnie od przyczyn bardzo obniżyło to moje noty oprawy wizualnej, która gdyby nie to, prezentowałaby się po prostu dobrze. O muzyce za dużo powiedzieć nie mogę, bo nie zapisała się szczególne w mojej pamięci. To naturalnie kwestia gustu, ale dla mnie ścieżka dźwiękowa była dobra, choć nie wykraczająca na skali bardzo ponad przeciętność. Adekwatnie dobrane dźwięki, a opening i ending w moim odczuciu nadają się do słuchania (w razie czego zawsze można przewinąć). Jeszcze dwa zdania co do seiyuu. Niestety, ich dobór pozostawił u mnie troszkę do życzenia. Być może po prostu nie tak wyobrażałem sobie głosy postaci w anime, niemniej jednak odniosłem wrażenie, że aktorzy i aktorki grały dosyć sztywno, zaś w głosach postaci było czegoś brak, jakby wczucia się w postać.

Podsumowując, Dance in the Vampire Bund zawiódł mnie – po części z mojej własnej winy, w większości ze swojej. Moja wina, że sięgnąłem po mangę, która okazała się o niebo lepsza niż anime. Adaptacja jest przeciętną produkcją o wampirach, w której zmarnowano prawie cały potencjał mangi i szansę na dobre przyjęcie tytułu wśród widowni. SHAFT nie nauczył się niczego na błędach tak wielu innych twórców, którzy ingerowali w fabułę pierwowzoru. Jasne, można próbować i może wyjść to anime na dobre, ale nie zdarza się to często. Tutaj postanowiono przekręcić prawie wszystkie wątki, postawić na prostotę, spłycenie fabuły i tworzenie własnej, w moim odczuciu nieudanej historii. Wycięto zbyt wiele, a serię dobiły pseudoartystyczne efekty graficzne, które skutecznie irytowały podczas seansu, zakłócając jego przebieg. Anime, podobnie jak manga, nie stroni od nagości i elementów fanserwisowych, choć manga jest w tym względzie bardziej śmiała. Pochwalę jeszcze raz wątek romantyczny i przestrzegę każdego fana anime, nieprzepadającego za loli i romansami z ich udziałem. Mina o ciele kilkunastoletniego dziecka może razić uczucia niektórych ludzi, dlatego apeluję do nich, by w takim przypadku odpuścili sobie seans. Poza tym anime polecam fanom wampirów, lolikonu i mangi, chociażby po to, by zobaczyć, jak ową mangę zepsuto. Reszcie odradzam. Sugeruję zabranie się za znacznie lepszy pierwowzór lub poszukanie sobie lepszej serii (a tych jest bardzo wiele).

Mitsurugi, 11 lipca 2010

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: SHAFT
Autor: Nozomu Tamaki
Projekt: Naoyuki Konno
Reżyser: Masahiro Sonoda
Scenariusz: Akiyuki Shinbou
Muzyka: Akio Dobashi