Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Yatta.pl

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

3/10
postaci: 3/10 grafika: 2/10
fabuła: 5/10 muzyka: 3/10

Ocena redakcji

brak

Ocena czytelników

7/10
Głosów: 13
Średnia: 7,23
σ=1,89

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Eire)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Glass no Kamen

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 1984
Czas trwania: 23×24 min
Tytuły alternatywne:
  • Glass Mask
  • ガラスの仮面
Widownia: Shoujo; Postaci: Artyści; Pierwowzór: Manga; Miejsce: Japonia; Czas: Współczesność
zrzutka

Miało być pięknie, wyszło nijako. Nieudana ekranizacja świetnej mangi.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: Eire

Recenzja / Opis

Glass no Kamen, czyli Szklana maska to jeden z najpopularniejszych tytułów shoujo wszech czasów. Od czasu debiutu mangi ponad 30 lat temu historia nastolatki marzącej o aktorskiej karierze cieszy się w kraju Kwitnącej Wiśni wielką popularnością. Jej druga ekranizacja została wydana na Zachodzie i zdobyła grono wiernych fanów, podczas gdy pierwszy serial z lat 80. nawet przez miłośników serii wspominany jest raczej z obowiązku niż z sympatii należnej dobrej ekranizacji.

Historia ukazana w Glass no Kamen wydaje się niemalże banalna. Maya Kitajima utalentowana aktorsko, acz biedna dziewczyna dostaje szansę rozwoju talentu i perspektywę zagrania Karmazynowej Bogini – roli ze snu każdej aktorki. O ten zaszczyt przyjdzie jej rywalizować z Ayumi Himekawą – od małego świetnie wyszkoloną córką ludzi bogatych i wpływowych. Brzmi jak kolejna inkarnacja Kopciuszka? Glass no Kamen udowadnia, że staranne wykonanie pozwala wiele wycisnąć z najbardziej oklepanego schematu. Wielowątkowa historia pięknej, coubertinowskiej niemal rywalizacji na deskach teatru aż prosi się o zekranizowanie – ale nie w takiej formie.

Z pozoru w anime zawarto większość wydarzeń z pierwszych tomów mangi. Pozornie, gdyż zachowując porządek wydarzeń, oryginalną historię wykastrowano z tego, co stanowiło o jej sile i wyjątkowości. Pierwsza połowa serii była drogą przez mękę. Producenci uznali chyba, że grupa docelowa to osoby niezbyt spostrzegawcze i obdarzone amnezją, dlatego należy usunąć wszelkie niuanse, które nie daj Boże mogłyby zmusić ich do myślenia. Widz nie jest w stanie ogarnąć więcej niż kilku wątków naraz, więc wyrzucamy albo minimalizujemy wszelkie realistyczne problemy, z jakimi zetknęli się w oryginale. Jeśli wątek jest zbyt ważny, by wyrzucić go bezkarnie, należy podlać go sosem patosu, dzięki któremu przykładowo z życia wzięta sprawa znalezienia lokum urasta do rozmiarów „Walki o ogień”.

Osoby, dla których działania bohaterów są ważniejsze niż słowne deklaracje, proszone są o darowanie sobie tej serii. O ile manga wyznawała zasadę „pokazuj, nie opowiadaj”, to anime wywróciło ją do góry nogami. Niewiele ujrzymy tutaj lekcji, prób i problemów, które w mandze pozwalały na poznanie charakterów postaci. Praktycznie całą akcję sprowadzono do banalnych dialogów i monologów opisujących przeżycia bohaterów i zjadających czas, który mogliby poświęcić na prawdziwe działania. Ponieważ słowo mówione nie działa tak dobrze, jak obraz, to, co widz powinien sam sobie wydedukować, powtarzane jest na dziesiątki sposobów.

Należy co chwila przypominać, że Maya jest genialna, cudowna i nikt nie ma prawa jej skrytykować. Nie uświadczycie tu przeszkód, zewsząd czyhających na nowicjuszkę bez nauki i poparcia, które stanowiły główną oś fabuły mangi. Maya nie popełnia błędów, wszyscy ją kochają, a jeśli ktoś jej nie lubi, to jest z gruntu zły. Żeby widzowi się nie pomyliło, ci źli zawiadamiają o swoich niecnych myślach głośnym śmiechem. Od biedy mogłabym odpuścić demonizowanie przedstawicieli świata wielkich mediów, ale nie mogę przeboleć zepsucia postaci Ayumi. Twórcy anime przez większą część serii robią wszystko, by ukazać ją w jak najgorszym świetle, konsekwentnie psując jedną z najbardziej udanych postaci nastolatek, jakie kiedykolwiek przewinęły się przez kartki mangi. W efekcie czysta i piękna konkurencja na linii naturalny talent­‑ciężka praca idą się kochać, a zamiast dwóch interesujących postaci dostajemy aktorską Mary Sue i jej antagonistkę niczym z kiepskiego fanfika.

Dlaczego piszę tylko o tych dwóch postaciach? Dlatego, że przez kilkanaście odcinków niemal tylko one przewijają się przez ekran. Większość licznych postaci pobocznych szybko zostaje zdegradowana do roli klubu wielbicieli Mayi. Jako postacie bronią się tylko nauczycielka Tsukikage i pewien tajemniczy wielbiciel, ale tej dwójki nic nie byłoby w stanie zepsuć. Gdzieś tam w tle majaczy wątek praw autorskich do legendarnej sztuki i na nim od biedy można skupić uwagę, ale całość nuży niemiłosiernie. Dopiero około 20 odcinka ktoś odpowiedzialny za scenariusz wczytał się chyba uważnie w mangę i te trzy odcinki wydają się oderwane od innej, lepszej produkcji. A może po prostu postacie z mangi, zdenerwowane nadużywaniem ich imienia, wyszły z kart komiksu i pokazały, jak powinny się zachowywać. Nagle Ayumi traci na demoniczności, a zyskuje sensowną historię, zaś cudowna Maya dowiaduje się, że nie każdy musi ją kochać. Końcówka z jednej strony ładnie podsumowuje główny wątek, z drugiej ucina bez słowa wszystkie inne. Wiele wskazuje na to, że w planach była kontynuacja. Całe szczęście, że się na nią nie zdecydowano.

Oprawa graficzna i muzyczna nie poprawiają wrażenia. Dosłowne przeniesienie dokładnych i szczegółowych mangowych projektów postaci uwidacznia niedostatki animacji. To, co na kartkach wyglądało uroczo, na ekranie prezentuje się śmiesznie, a przerysowane postacie o wymyślnych fryzurach i załzawionych oczętach sprawiają wrażenie własnych karykatur. Oprawa muzyczna na mój gust jest zbyt podniosła i średnio pasuje do serii. Dziwne wrażenie wywarł na mnie opening. Skoczna piosenka połączona z dziwaczną animacją pasuje do tematyki jak wół do karety – nie mówiąc o tym, że po którymś powtórzeniu zaczęła budzić niezdrowe skojarzenia.

Glass no Kamen dostała ode mnie duży kredyt zaufania i zmarnowała go całkowicie. Gdyby przyznawano nagrody za zmarnowanie potencjału, ta seria zdobyłaby je na 10 lat naprzód. Przy dużej ilości dobrej woli można ją nazwać kolejnym naiwno­‑patetycznym anime dla grzecznych dziewczynek, ale jakość wyjściowego materiału zasługuje na coś więcej. Wszystkim mającym ochotę to obejrzeć, szczerze radzę – poczytajcie mangę i obejrzyjcie drugą ekranizację, z 2005 roku. Potem, jeśli będzie wam mało, zobaczcie ostatnie trzy odcinki.

Eire, 24 lutego 2011

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: Eiken
Autor: Suzue Miuchi
Projekt: Makoto Kuniyasu
Reżyser: Gisaburou Sugii
Scenariusz: Keisuke Fujikawa
Muzyka: Kazuo Ootani