Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Yatta.pl

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

8/10
postaci: 8/10 grafika: 8/10
fabuła: 8/10 muzyka: 7/10

Ocena redakcji

7/10
Głosów: 5 Zobacz jak ocenili
Średnia: 7,40

Ocena czytelników

8/10
Głosów: 317
Średnia: 8,23
σ=1,34

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (moshi_moshi)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Nurarihyon no Mago: Sennen Makyou

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 2011
Czas trwania: 24×24 min
Tytuły alternatywne:
  • Nura: Rise of the Yokai Clan: Demon Capital
  • ぬらりひょんの孫 千年魔京
Gatunki: Przygodowe
Widownia: Shounen; Postaci: Uczniowie/studenci, Youkai; Pierwowzór: Manga; Miejsce: Japonia; Czas: Współczesność; Inne: Magia, Supermoce
zrzutka

Przed młodym następcą głowy klanu Nura pojawia się kolejna przeszkoda w postaci legendarnej youkai, Hagoromo­‑Gitsune. Czy Rikuo wraz z przyjaciółmi zdołają uratować Kioto przed zniszczeniem?

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: Avellana

Recenzja / Opis

Po pokonaniu Tamazukiego i jego towarzyszy, klan Nura wreszcie może odetchnąć z ulgą, lecz nie na długo. Oto bowiem nad głowami szlachetnych youkai zbierają się wyjątkowo ciemne chmury; po czterystu latach z mroków zapomnienia powraca ich odwieczny wróg, potężna demonica, Hagoromo­‑Gitsune. Pragnie ona odzyskać dawną pozycję „władczyni” Kioto, a pomagają jej w tym liczni, równie silni słudzy. Jakby tego było mało, w rodzinnym mieście Rikuo pojawiają się dwaj zdolni i tajemniczy onmyouji, członkowie słynnego klanu Keikain, do którego należy także szkolna koleżanka młodego youkai, Yura. Jak poradzi sobie przyszła głowa klanu w tej trudnej sytuacji i czy jego wyprawa do dawnej stolicy Japonii okaże się sukcesem?

Rozpoczynając seans Nurarihyon no Mago: Sennen Makyou nie sądziłam, że od razu zostanę wrzucona na głęboką wodę. Tymczasem scenarzyści nie bawią się w żaden wstęp, od razu przechodząc do meritum, jakim jest starcie Rikuo z Hagoromo­‑Gitsune. Co prawda pierwszy odcinek sugeruje, iż chłopaka czeka także pojedynek z rodziną Yury, ale jak się szybko okazuje, to jedynie pretekst do przedstawienia dwóch ważnych bohaterów, którzy w dalszej części serialu odegrają równie istotną rolę jak towarzysze młodego youkai. Tym razem wątek ludzkiej natury Rikuo, a także jego szkolnego życia, nie pojawia się praktycznie wcale. Druga odsłona przygód klanu Nura jest znacznie dynamiczniejsza i przede wszystkim mroczniejsza niż część pierwsza. Dzięki pojawieniu się demonicy z Kioto mamy okazję całkiem nieźle poznać przeszłość zarówno seniora rodu, Nurarihyona, jak i jego nieżyjącego syna, a ojca Rikuo, Rihana. Szczególnie historia tego pierwszego przypadła mi do gustu, stanowiąc całkiem sympatyczny, choć niepozbawiony akcji fragment serii. Jak się okazuje, dziadek głównego bohatera to bardzo impulsywny, szczery demon o interesującym podejściu do kwestii koegzystencji ludzi i youkai. Ten dwuodcinkowy skok w przeszłość to także gratka dla wielbicieli elementów romansowych, które raczej w serii się nie pojawiają, a tutaj właściwie stanowią oś fabuły.

Można powiedzieć, że tym razem akcja dosłownie gna do przodu, a jedyną chwilą wytchnienia jest kilkuodcinkowy trening Rikuo w tajemniczej wiosce demonów, Toono. Kiedy widz jest przekonany, że doskonale wie, co dzieje się na ekranie, zaczynają pojawiać się sugestie, że coś jest tu mocno nie tak, a intryga staje się dużo bardziej skomplikowana, niż nam się początkowo wydaje. Zwycięstwo klanu Nura przestaje być tak oczywiste, zwłaszcza kiedy kolejni podwładni Hagoromo­‑Gitsune okazują się wymagającymi przeciwnikami, o często znacznie większym bagażu doświadczeń niż sprzymierzeńcy głównego bohatera. W porównaniu z obecnymi antagonistami, grupa Tamazukiego z pierwszej serii wydaje się bandą osiedlowych małoletnich chuliganów, których nie stać na nic więcej, jak wybicie kilku szyb i pomazanie sprayem ścian domów. Trzeba przyznać, że wiekowa kitsune potrafi dobierać sobie współpracowników… W przeciwieństwie do grupki nastolatków z wybujałą ambicją, którzy woleli działać z zaskoczenia i cichaczem, „stara gwardia” atakuje otwarcie i z pełną mocą. Z tego też powodu możemy podziwiać znaczenie więcej pojedynków, które angażują większą niż poprzednio liczbę bohaterów. Dzięki temu fani Kubinashiego, Aotabou czy Kurotabou wreszcie będą mogli zobaczyć, na co ich naprawdę stać. Przy okazji warto wspomnieć, że druga część przygód wnuka Nurarihyona jest wyjątkowo krwawa i brutalna, chociaż to jeszcze nie jest poziom Berserka czy Shigurui. Mimo to ostrzegam co wrażliwszych widzów, że krew (tutaj z jakiegoś powodu w kolorze burobrązowym – być może demonia krew tak ma…) leje się strumieniami, a miażdżenie kończyn, widowiskowe rozbijanie głów czy nawet ukrzyżowania są na porządku dziennym. Uczciwie przyznaję, że nieco zaskoczyła mnie tak nagła zmiana klimatu i nagromadzenie przemocy, ale nie narzekam, gdyż dzięki takiemu zabiegowi serial zyskał na intensywności, a lokalne przepychanki grupy nieopierzonych nowicjuszy zamieniły się w faktyczną walkę o władzę i wpływy. Jedynym poważnym zgrzytem w Nurarihyon no Mago: Sennen Makyou jest otwarte zakończenie. Co prawda wątek pojedynku z Hagoromo­‑Gitsune znajduje rozwiązanie, ale okazuje się, że cała historia to preludium do czegoś większego i poważniejszego. Bez bicia przyznam, iż nie czytam mangi, więc nie mam bladego pojęcia, jak daleko posunęła się fabuła, ale odniosłam przykre wrażenie, że na razie nie mam co liczyć na animowaną kontynuację. Dlatego uprzedzam, że owszem, kolejny etap na drodze do przejęcia przez Rikuo władzy w klanie zostaje zamknięty, ale bohatera czeka następne, dużo trudniejsze zadanie i jeżeli chcecie wiedzieć, czy uda mu się je wypełnić, musicie sięgnąć po wersję papierową.

W drugiej części pojawia się całe mnóstwo nowych postaci, zarówno pozytywnych, jak i negatywnych, a wiele już znanych pokazuje się od zupełnie innej strony. Wspomniałam już wyżej o młodości dziadka głównego bohatera, przy okazji warto też powiedzieć coś o Gyukim, który okazuje się bardzo oddanym i lojalnym przyjacielem Nurarihyona, zawsze gotowym służyć mu pomocą. Zazwyczaj rozważny i spokojny youkai, cieszący się ogromnym poważaniem wśród reszty domowników, ma też drugą, nieco dzikszą naturę, która daje o sobie znać podczas walki. Dzięki krótkim retrospekcjom i wstawkom umieszczonym już po piosence kończącej odcinek, możemy poznać przeszłość Aotabou i Kubinashiego. Ciekawie rozwinął się Rikuo, który na szczęście przestał narzekać na los i pogodził się ze swoją demoniczną naturą. Pod okiem kolejnych nauczycieli wyrasta na wspaniałego, odpowiedzialnego i godnego zaufania przywódcę. Miłą odmianą było także zobaczenie głównego bohatera w nocnej formie nie tak pewnego siebie i bezczelnego. Wreszcie jego osobowość zaczęła tworzyć spójną całość, dzięki czemu „nocny” i „dzienny” Rikuo to nadal jedna i ta sama osoba, a nie dwa odrębne byty, różniące się nie tylko wyglądem, ale i charakterem.

Mimo pierwszego niezbyt dobrego wrażenia, także członkowie klanu Keikain zyskali moją sympatię. Yura po raz kolejny udowodniła, że jest jedną z najsensowniejszych bohaterek w serialu. Owszem, bywa, że dostaje potężne baty, ale widać, że cały czas się uczy i zazwyczaj najpierw myśli, a dopiero potem działa (tym bardziej nie rozumiem, co ten nieszczęsny Rikuo widzi w nudnej i głupiej Kannie…). Niestety, chociaż dziewczyna pokazała się z bardzo dobrej strony, w zestawieniu ze swoim starszym bratem Ryuujim i sławnym przodkiem, Hidemoto wypada blado. Ten pierwszy jest dosyć oryginalnym przykładem onmyouji: ponieważ nie jest tak zdolny jak siostra, ucieka się do podstępów – kłamie, oszukuje, wykorzystuje innych i do tego jest bardzo złośliwy, ale na tym polega jego urok, zwłaszcza że wszystko co robi, robi w dobrej wierze… Natomiast Hidemoto to dawny przyjaciel Nurarihyona, a także jeden z najsilniejszych członków klanu Keikain, chociaż jego zachowanie wcale na to nie wskazuje. Wiecznie uśmiechnięty, niepoważny, a nawet nieco zdziecinniały, doprowadza swoich bliskich do rozpaczy. Mimo to cieszy się ogromnym szacunkiem, gdyż jego geniusz dorównuje rozrywkowej naturze.

Oczywiście kilka słów należy się również antagonistom głównych bohaterów. Hagoromo­‑Gitsune to, przepraszam za określenie, ale naprawdę w tym przypadku pasuje idealnie, wredna suka, jakich mało. Dla przeciwników nie ma nawet odrobiny litości, a wszelkie rzezie i mordy są dla niej jedynie rozrywką, która ubarwia jej nudny tysiącletni żywot. Za sam sposób wypowiedzi widz ma ochotę zrobić jej krzywdę, że nie wspomnę o czynach. Jej świta to zbieranina starych i potężnych youkai, które skoczyłyby w ogień na jedno jej skinienie. Z drobnymi wyjątkami stanowią raczej nieciekawą i bardzo jednowymiarową masę brutalnych psychopatów. To raczej typowe czarne charaktery, pozbawione jakichkolwiek cech, które mogłyby sprawić, że widz spojrzy na nie przychylniejszym okiem (nawet śliczna buźka Shoukery nic tu nie pomoże).

Od strony wizualnej mamy do czynienia z powtórką z rozrywki. Szczegółowym i dopracowanym projektom postaci towarzyszą ładne, zróżnicowane i estetyczne tła. Chociaż większość nowych bohaterów ma ludzką postać, autor oryginału zadbał, by w jakiś sposób różnili się od prawdziwych ludzi, tudzież po raz kolejny przypisał im po dwie postaci. Niewielkim zgrzytem okazał się wspomniany wyżej kolor krwi, który być może wynika z faktu, że przy tej ilości przemocy połowa scen tonęłaby w różnych odcieniach czerwieni. Natomiast poważną wadą okazały się wstawki komputerowe wyjątkowo niskiej jakości. Muzycznie również niewiele się zmieniło: ścieżka dźwiękowa łączy brzmienia klasyczne, czasem wręcz filharmoniczne, z elektroniką. Niewiele utworów zapadło mi w pamięć, ponieważ w dużej części stanowią one jedynie tło dla wydarzeń, przy czym jest to tło dobrze dobrane. Kiedy ma być podniośle i dynamicznie, to jest, a kiedy scena wymaga subtelniejszego podkładu, takiż otrzymujemy. Przypadły mi do gustu także obydwie czołówki, czyli piosenki Hoshi no Arika i The LOVE SONG w wykonaniu LM.C. Może wokalnie nie porażają, ale rytm i melodia są chwytliwe, a całość klimatem świetnie pasuje do serialu. Po raz kolejny zaś porażką okazały się kompozycje towarzyszące napisom końcowym – infantylne, paskudnie zaśpiewane i tak słodkie, że aż bolą zęby. Dla mnie rzecz zupełnie nienadająca się do słuchania.

Kolejna odsłona przygód klanu Nura okazała się znacznie lepsza od części poprzedniej. Praktycznie pod każdym względem bije ją na głowę; jest mroczniej (choć nie w sposób, który wywołuje uśmiech politowania), dynamiczniej i znacznie ciekawiej. Zaprezentowana intryga potrafi zaskoczyć widza skomplikowaniem, podobnie jak powiązania między niektórymi bohaterami. Jedyną poważną wadą może być otwarte zakończenie, ale ze względu na cały czas wydawaną mangę istnieje na to rada – wystarczy sięgnąć po oryginał. Szalenie podobało mi się pogłębienie relacji między bohaterami, a także pokazanie, że na pierwszy rzut oka pocieszny i sympatyczny klan youkai potrafi być bezwzględny i okrutny, kiedy zajdzie taka potrzeba. Ostatecznie rodzina Nurarihyona to nie zakon, a niemalże organizacja przestępcza zrzeszająca demony. Serial polecam przede wszystkim widzom, którzy pierwszą część mają już za sobą i nie przestraszyła ich jej początkowa chaotyczność. Nurarihyon no Mago: Sennen Makyou to nadal klasyczny shounen, tyle że nieco krwawszy od konkurencji. Fani poprzedniej serii, a także miłośnicy historii o japońskich demonach powinni zakończyć seans zadowoleni.

moshi_moshi, 6 stycznia 2012

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: Studio DEEN
Autor: Hiroshi Shiibashi
Projekt: Mariko Oka, Shinobu Tagashira
Reżyser: Michio Fukuda
Scenariusz: Hideaki Koyasu
Muzyka: Kouhei Tanaka