Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Otaku.pl

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

6/10
postaci: 8/10 grafika: 8/10
fabuła: 6/10 muzyka: 7/10

Ocena redakcji

7/10
Głosów: 11 Zobacz jak ocenili
Średnia: 6,55

Ocena czytelników

8/10
Głosów: 602
Średnia: 7,65
σ=1,63

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Piotrek)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Tasogare Otome x Amnesia

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 2012
Czas trwania: 12×24 min
Tytuły alternatywne:
  • Dusk Maiden of Amnesia
  • 黄昏乙女xアムネジア
Widownia: Shounen; Postaci: Duchy, Uczniowie/studenci; Pierwowzór: Manga; Miejsce: Japonia; Czas: Współczesność; Inne: Trójkąt romantyczny
zrzutka

Legenda o duchu uczennicy nawiedzającym starą szkołę okazuje się prawdziwa… Rzecz głównie dla amatorów romansów.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: Avellana

Recenzja / Opis

Liczące sobie kilkadziesiąt lat liceum Seikyou to prawdziwy labirynt nowych i starych budynków, pełen zapomnianych przejść i nieużywanych sal lekcyjnych. Trudno się dziwić, że takie miejsce ma własny zestaw historii o duchach – samo się przecież o to prosi! Wśród różnych krążących wśród uczniów legend najczęściej powtarza się ta, że gdzieś w tym labiryncie ukryte jest ciało zamordowanej wiele lat temu dziewczyny imieniem Yuuko Kanoe, której duch nawiedza od tamtej pory szkołę. Wydaje się to wymarzonym tematem dla niewielkiego klubu zajmującego się badaniem zjawisk paranormalnych… Ale przyszły członek tego klubu, Teiichi Niiya, pewnego dnia na własne oczy przekonał się, że legenda o Yuuko jest nie tylko prawdziwa, ale wręcz namacalna. Pogodna, beztroska i pełna energii (bo przecież nie życia) Yuuko jest zachwycona tym, że ktoś ją wreszcie widzi – nic więc dziwnego, że nie planuje dać nowemu znajomemu chwili spokoju. W końcu trzeba się oderwać od ponurej przeszłości… Zaraz, jakiej przeszłości? Yuuko wie doskonale, że jest duchem, nie ma jednak pojęcia, co właściwie sprawiło, że znalazła się w takim stanie, nie pamięta też niczego ze swojego życia. Chętnie zgadza się na propozycję Teiichiego, że razem spróbują odkryć prawdę o wydarzeniach sprzed kilku dekad – czy to jednak na pewno dobry pomysł?

Nierówne. To słowo najlepiej opisuje tę serię, na początek jednak przydałoby się małe zastrzeżenie natury gatunkowej. Fani anime przywykli wszelkie historie o duchach wrzucać do różnych działów gatunku zwanego z angielska mystery, tym razem jednak mamy do czynienia z czymś innym – z czystej wody romansem paranormalnym (czyli, w ogromnym uproszczeniu, takim, w którym udział biorą jakieś istoty nadprzyrodzone – upadłe bądź nie anioły, wampiry albo właśnie duchy). Pierwsze odcinki obiecują raczej rodzaj niepozbawionej fanserwisu komedii „z dreszczykiem”, szybko jednak się okazuje, że cała fabuła koncentruje się tylko na parze protagonistów i tworzącej się między nimi relacji. Z czasem seria przybiera poważniejszy ton, ale mimo nieuchronnych momentów ponurości (mówimy o romansie, w którym jedna ze stron zeszła z tego świata kilkadziesiąt lat temu gwałtowną śmiercią) klimat nie staje się do samego końca przytłaczająco ciężki.

Skrywający się pod pseudonimem Maybe autor mangi, stanowiącej podstawę tej adaptacji, miał trochę pomysłów, które bez żadnej przesady mogę nazwać świetnymi. Stworzył dobre i silne postaci żeńskie, doskonale poradził sobie także z tymi elementami, które zazwyczaj w tego typu dziełach wypadają najsłabiej – czyli momentami wzruszającymi. Na uwagę zasługuje to, że nie tylko naprawdę poznajemy w pewnym momencie historię Yuuko, ale też jest ona przerażająco realistyczna – autor potrafił się powstrzymać przed „dokręceniem śruby” i wysłaniem całej koncepcji w opary absurdu. Elementy nadprzyrodzone dawkowane są zaskakująco oszczędnie i na swój sposób „przyziemne”, mało efekciarskie, co pozwala uniknąć niezamierzonej śmieszności. W odpowiednich momentach seria naprawdę łapie za gardło – i na tym polega jej siła i urok. W dodatku, o dziwo, chociaż jest to ekranizacja niezakończonej mangi, scenarzyści (konsultując się z mangaką) napisali własne zakończenie, więc pokazana opowieść naprawdę znajduje na ekranie konkluzję – co w dobie urywanych w losowym miejscu adaptacji jest na wagę złota.

Skoro jest tak dobrze, to czemu ocena jest tak niska? Niestety całkiem uczciwie wyższej wystawić się nie dało. Nie odwołuję żadnego z komplementów wyliczonych w poprzednim akapicie – widać jednak wyraźnie, że autor miał kilka świetnych pomysłów na kluczowe elementy fabuły i bolesny ich brak na wszystko pozostałe, czyli „mięsko”, które powinno wypełniać odcinki (zdaje się, że poskracana adaptacja i tak pod tym względem wypada lepiej niż oryginał). Początkowe odcinki toną w banale – kompletnie bezsensownych działaniach bohaterów utrzymanych w duchu zdjętej z taśmy fabrycznej „szkolnej komedii nr 98137” – i łatwo mogą zrazić mniej cierpliwych widzów, którzy dojdą do wniosku, że dostaną tutaj coś, co widzieli już setki razy. Dalej, gdy atmosfera się zagęszcza, zaczyna się robić zdecydowanie lepiej, ale też widać potknięcia – pokazana w jednym z odcinków historia Yuuko Kirishimy byłaby świetna, gdyby nie to, że rozgrywa się za szybko – potrzebowałaby dwóch­‑trzech odcinków spokojnego „budowania” tego wątku na drugim planie przed dramatyczną konkluzją. Najmocniejsza jest zdecydowanie końcówka, jednak z wyłączeniem samego zakończenia. Owszem, doceniam jego istnienie i domyślam się, że wielu widzom się spodoba, ale nie czarujmy się – z punktu widzenia konstrukcji fabuły i dramaturgii jest ono koszmarnym niewypałem. Błędy warsztatowe widać także w sposobie popychania akcji: poszczególne elementy „układanki” dotyczącej przeszłości Yuuko są najczęściej kładzione bohaterom przed nosem (zazwyczaj przychodzi i wygłasza je Momoe Okonogi, kolejna członkini klubu).

Postaci pojawia się w sumie niewiele i to akurat może zostać potraktowane zarówno jako zaleta, jak i wada serii. Bohaterowie są niemal kompletnie „wyrwani” z otoczenia – rzadko kiedy pojawiają się nawet inni uczniowie (a jeśli już, to w zasadzie tylko jako anonimowa masa), zaś akcja z jednym wyjątkiem nie opuszcza nigdy granic szkoły, dlatego nie dowiadujemy się ani słowa o bliskich czy sytuacji rodzinnej postaci. Pozwala to się skoncentrować bez przeszkód na głównym wątku i oczyszcza go z niepotrzebnych dodatków – jednocześnie jednak buduje wrażenie sztuczności i teatralności, szczególnie w chwilach, gdy nieuchronnie nasuwa się pytanie „dlaczego nikt się tym nie zainteresował?”. Oprócz Teiichiego i Yuuko poznajemy jeszcze tylko dwie dziewczyny: wspomnianą już Momoe Okonogi oraz Kirie Kanoe (zbieżność nazwisk nieprzypadkowa).

Tytułowa bohaterka, czyli Yuuko Kanoe, początkowo zrobiła na mnie dość przeciętne wrażenie. Wiecznie pogodna i niepoważna, wieszająca się niedwuznacznie na Teiichim, wyglądała jak kolejne wcielenie fantazji japońskiego otaku. Wyróżniało ją jednak to, że faktycznie miała w sobie sporo uroku osobistego i – co wcale nie oczywiste – była w swoich podchodach autentycznie seksowna. Z czasem okazało się jednak, że autor miał na jej postać naprawdę dobry pomysł, realizowany pomału, ale konsekwentnie. W miarę rozwoju fabuły jej jednowymiarowy charakter znajduje solidne uzasadnienie, na uwagę zasługuje zaś to, że w żadnym momencie nie staje się ona chodzącym ideałem – nawet gdy w retrospekcji poznajemy jej prawdziwą osobowość, jest ona daleka od doskonałości. Świetnym kontrapunktem dla wiecznie pogodnej Yuuko jest aż do przesady poważna Kirie. Udało jej się uniknąć wpadnięcia w pułapkę „typowej tsundere” z jednej strony, a nie przesadzić z szarpiącymi ją rozterkami i wątpliwościami z drugiej. To wiarygodna i pełnokrwista postać, na swój sposób może nawet ciekawsza od samej Yuuko – aż szkoda, że obserwujemy ją tylko przez pryzmat wydarzeń związanych z klubem badania zjawisk paranormalnych i historią głównej pary. Na tym tle stosunkowo blado wypada Momoe: energiczna i optymistyczna, ale przy tym naiwna i (nie ukrywajmy) umiarkowanie rozgarnięta. Sama w sobie byłaby pewnie dość słabą postacią, doskonale się jednak sprawdza jako uzupełnienie obsady – bez niej trójkąt Yuuko – Teiichi – Kirie byłby rozpaczliwie ciężki i melodramatyczny. Ósemkę za postaci wystawiłam właśnie ze względu na dziewczyny – z litości postanowiłam z tej oceny wyłączyć głównego bohatera. Teiichi w zasadzie nie robi nic złego… Po prostu jest typowym, klasycznym i ogranym do bólu bohaterem haremówki, miłym, życzliwym światu i zasadniczo pozbawionym kręgosłupa. W innej serii zasługiwałby na wzruszenie ramion, tutaj po prostu irytuje – tak dobrze napisane postaci żeńskie zasługiwałyby na odpowiednio interesującego partnera.

Studio Silver Link wyraźnie postanowiło nie przejmować się etykietką „podróbki SHAFT­‑u”, przylepioną przez niektórych fanów, i robić swoje, czyli poszukiwać oryginalnych graficznych środków wyrazu. W przeszłości szło im to różnie – recenzowane przeze mnie jakiś czas temu C3 było pod tym względem porażką, do której wepchnięto bez ładu i składu wszystkie eksperymenty graficzne, jakie twórcom przyszły do głowy. Tutaj pod tym względem jest zdecydowanie lepiej. Niektóre z zastosowanych środków wizualnych są podobne, na przykład skłonność do zatapiania zachodów słońca w zimnych odcieniach różu i fioletu zamiast w tradycyjnej ciepłej palecie, jednak różnica polega na tym, że twórcy wiedzą, po co im te efekty. Początkowo może to być mniej widoczne, z czasem jednak da się wyraźnie dostrzec, że wszystkie te niezwykłości – światłocienie, nietypowe ujęcia kamery, barwy, eksperymenty z fakturą – towarzyszą wydarzeniom nadnaturalnym. Kiedy raz czy dwa akcja odcinka praktycznie zjawisk nadprzyrodzonych nie zawiera, grafika nagle staje się całkowicie zwyczajna i stonowana, podkreślając normalność pokazywanej akcji. Pochwalić też wypada sposób pokazania retrospekcji – gdy oglądamy wspomnienia Yuuko, konsekwentnie patrzymy na świat jej oczami, a nie po prostu oglądamy film, w którym odgrywa główną rolę. Oczywiście czasem wena twórców trochę ponosi, jak w scenie z nagle pojawiającymi się (i równie nagle znikającymi) generowanymi komputerowo liśćmi klonu albo w momencie, gdy cienie oświetlonych przez dwa okna postaci tworzą prostopadły krzyż, jednak nie sądzę, by specjalnie się to rzucało w oczy. Projekty postaci są trochę lepsze od przeciętnej – autentycznie ładne (szczególnie Yuuko i Kirie, których rodzinne podobieństwo zostało dobrze uchwycone), ale w gruncie rzeczy niewyróżniające się jakoś szczególnie.

Duet Keigo Hoashi i Ryuuichi Takada stworzył w swoim czasie muzykę do Suzumiya Haruhi no Shoushitsu, tu zaś przygotował naprawdę wpadającą w ucho i budującą klimat ścieżkę dźwiękową. Na oddzielne ciepłe słowa zasługują piosenki w czołówce i przy napisach końcowych, odpowiednio Choir Jail śpiewane przez Konomi Suzuki i Calendrier Aki Okui. Ta pierwsza piosenka może wydać się trochę zbyt przedramatyzowana, ale obie są dobre wokalnie i mają szansę zostać zapamiętane – na pewno są tego warte. Ciekawym zabiegiem jest skonstruowanie animacji w taki sposób, żeby obie te piosenki naśladowały teledyski śpiewane przez Yuuko – zresztą jej seiyuu, Yumi Hara, wykonuje w jednym z odcinków własną wersję Calendrier. Skoro zaś o Yumi Harze mowa, trzeba tu pochwalić aktorkę, dla której jest to pierwsza główna rola. Nie tylko ma naprawdę ładny, niepiskliwy głos, ale jeszcze potrafi wykrzesać z niego bardzo interesującą skalę emocji – przyznam, że będę czekać na jej kolejne kreacje. W rolę Kirie wcieliła się zdecydowanie bardziej doświadczona Eri Kitamura (m.in. Saya z Blood+, Ami z Toradora, Sayaka z Mahou Shoujo Madoka Magica), natomiast Momoe zagrała Misato Fukuen (m.in. Konjiki no Yami z To Love Ru, Yoshika ze Strike Witches i Rika z Boku wa Tomodach ga Sukunai). Jako Teiichi marnuje się Tsubasa Yonaga (m.in. Ren z Ookiku Furikabutte, Jun ze Special A i Satsuki Hanabusa z Yumeiro Pâtissière).

Tasogare Otome x Amnesia polecić należy przede wszystkim i głównie amatorom romansów. Główny wątek jest tu poprowadzony na tyle dobrze, że mają oni spore szanse wybaczyć wszystkie niedociągnięcia fabuły i uznać serię za klasę samą w sobie. Innym zalecam pewną ostrożność: jeśli gatunkowa mieszanka będzie wam odpowiadać, a klimat zdoła zrobić wrażenie, seans prawdopodobnie uznacie za przyjemny. Jeśli uznacie, że was to „nie wciąga” – darujcie sobie dalsze oglądanie. Wprawdzie im dalej, tym lepiej, ale jednak jest dość prawdopodobne, że jeśli to anime nie spodoba wam się od razu, to nie spodoba wam się w ogóle, szczególnie jeśli nastawicie się na zagadkę kryminalną z wątkiem nadprzyrodzonym w stylu, powiedzmy Another.

Avellana, 14 lipca 2012

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: Silver Link
Autor: Maybe
Projekt: Yukiko Ban
Reżyser: Shin Oonuma, Takashi Sakamoto
Scenariusz: Katsuhiko Takayama
Muzyka: Keigo Hoashi, Ryuuichi Takada