Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Dango

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

9/10
postaci: 8/10 grafika: 9/10
fabuła: 8/10 muzyka: 8/10

Ocena redakcji

8/10
Głosów: 9 Zobacz jak ocenili
Średnia: 8,33

Ocena czytelników

7/10
Głosów: 201
Średnia: 7,46
σ=1,59

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Yumi)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Tsuritama

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 2012
Czas trwania: 12×24 min
Tytuły alternatywne:
  • つり球
Postaci: Uczniowie/studenci; Miejsce: Japonia; Czas: Współczesność
zrzutka

Książę wędkarzy, kosmici, tajemnicze organizacje, legendy o potworach morskich, problemy rodzinne, zagadka Trójkąta Bermudzkiego, kaczki i ratowanie świata wrzucone w dwanaście odcinków. To nie serial akcji, a „nieco” szalone okruchy życia.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: Avellana

Recenzja / Opis

Dawno, dawno temu, pewną niewielką japońską wysepkę nawiedziło nieszczęście: pięciogłowy, ziejący ogniem smok morski. Przez blisko tysiąc lat nękał on mieszkańców wyspy, czyniąc wiele szkód. Wreszcie, kiedy wydawało się, że nie ma sposobu na pozbycie się potwora, nadszedł ratunek. Z niebios zstąpiła piękna bogini. Jeden jej uśmiech wystarczył, by uwolnić ludzi od smoka, bowiem od pierwszej chwili zakochał się on w bogini i na jej prośbę zaniechał dręczenia mieszkańców wysepki…

Setki lat później na rzeczoną wysepkę, czyli Enoshimę leżącą przy wschodnim wybrzeżu Honsiu, przybywa Yuki Sanada. Yuki według standardów, do jakich przyzwyczaili nas twórcy anime, jest typowym japońskim nastolatkiem – z trudem nawiązuje nowe znajomości, nie ma rodziców, mieszka z babcią, no i właśnie się przeprowadził. Rzecz jasna, niedługo dane mu będzie cieszyć się zwyczajnym życiem. Już pierwszego dnia w nowej szkole udaje mu się skompromitować przed koleżankami i kolegami za sprawą blondwłosego chłopaka, który podobnie jak Yuki dołącza do klasy. Haru, bo tak mu na imię, nie tylko na wstępie oznajmia, że jest kosmitą, ale też zmusza Yukiego za pomocą wody z pistoletu­‑zabawki do odtańczenia tradycyjnego tańca z Enoshimy ku uciesze reszty klasy. Natomiast po lekcjach, natrętny chłopak nie daje Yukiemu spokoju i namawia go, by razem wybrali się łowić ryby. Niedługo później Haru dowiaduje się, że Natsuki Usami, kolega z nowej klasy, zdobył tytuł „księcia wędkarzy” i skłania go, by nauczył jego i Yukiego sztuki wędkarstwa. Gdy Yuki wraca do domu w poszukiwaniu spokoju, czeka go niemiła niespodzianka – Haru dogadał się z Keito, babcią bohatera, która pozwoliła mu zamieszkać z nimi. Oj tak, nasz główny bohater długo jeszcze nie zazna tak cenionego przez siebie spokoju…

Czyli co? Seria o wędkarstwie? I tak, i nie. W końcu nie bez kozery występują w niej samozwańczy kosmici i pistolety z wodą o magicznych właściwościach. Brzmi absurdalnie? Nie martwcie się, to dopiero początek! Widz (bo bohaterowie są tego faktu nieświadomi) szybko przekonuje się, że Haru od dłuższego czasu znajduje się pod czujną obserwacją Akiry Yamady, enigmatycznego Hindusa, któremu zawsze towarzyszy kaczka imieniem Tapioca. Akira jest członkiem większej organizacji o niesprecyzowanych celach i niedługo po Haru również staje się kolejnym uczniem tej samej klasy. Z kolei Natsuki znajduje się w poważnym konflikcie z ojcem: nie potrafi wybaczyć mu związku z inną kobietą po śmierci matki i nie zdaje sobie sprawy z tego, że z powodu rodzinnych nieporozumień najbardziej cierpi jego ukochana młodsza siostra, Sakura. Haru od początku zapowiada, że jego celem jest ocalenie świata, ale Yuki nie traktuje tego poważnie, podobnie zresztą jak rzekomego kosmicznego pochodzenia nowego znajomego. Tym bardziej że Haru jakoś nie pali się do zdradzenia szczegółów takich jak natura domniemanego zagrożenia, za to ciągle wraca do tematu wędkarstwa i nalega na kolejne lekcje. Nie bez znaczenia dla fabuły pozostaje oczywiście przytoczona na początku legenda: niektórzy mieszkańcy Enoshimy, w tym kapłan lokalnej świątyni, uważają, że historia zaczyna się powtarzać, bo w pewnym miejscu na morzu statki znikają bez wieści.

Dużo wątków? Dużo! Nie zapominajmy jednak o wątku głównym, czyli wędkarstwie, z którym wszystkie wymienione elementy łączą się i przeplatają. Niektóre z czasem stają się integralną częścią głównej osi fabularnej, inne można bez problemu od niej oddzielić, gdyż stanowią jedynie epizody albo dryfują w pobliżu, mając na całą resztę wpływ znikomy. I chociaż połączenie tego wszystkiego, co wymieniłam powyżej, z pewnością wydaje się ryzykowne, nie ma się czego obawiać: twórcy wiedzieli, co robią. Tsuritama bardzo sprawnie łączy komediowe okruchy życia z elementami seriali sportowych i akcji, a okazjonalnie nawet czegoś na kształt dramatu, nigdy nie przesadzając w żadną stronę. Fabuła podzielona jest na kilka etapów. Po zawiązaniu akcji następuje część, w której bohaterowie ciężko pracują, by udoskonalić umiejętności w sztuce wędkarskiej – wtedy seria najbardziej przypomina anime o tematyce sportowej. Następnie całość płynnie przechodzi w okruchy życia z wędkarstwem w tle, gdy na pierwszy plan niespiesznie występują wszystkie szeroko rozumiane problemy rodzinne. Kiedy i te sprawy zostaną przynajmniej częściowo uporządkowane, Tsuritama powoli zaczyna udowadniać, że wszystkie ponadnaturalne zdolności, legendy i gadki o kosmitach nie stanowią tylko nietypowej dekoracji, ale do czegoś prowadzą. Nieuchronnie zbliża się finał, który zawiera w sobie najwięcej elementów akcji – do głosu dochodzą wspomniane organizacje i legendy, aczkolwiek wędkarstwo nadal pozostaje kluczowym elementem układanki. O ile dwa pierwsze etapy są odpowiednio wyważone i nie zdążą znudzić widza, tak końcówka wydała mi się w którymś momencie odrobinę rozwleczona, choć z drugiej strony widać, że było to konieczne, by twórcy zdążyli zawrzeć w niej wszystko, co zamierzali. Taka konstrukcja, choć tworzy pozycję trudną do zdefiniowania jednym słowem czy wpisania w ramy konkretnego gatunku, ma sporo sensu i bardzo konkretny cel. Widz ma szansę polubić bohaterów, zanim zostanie z całym impetem wrzucony w ich problemy lub misję ratowania przez nich świata. Wszystko zależy od tego, czego oczekuje się od anime, ale ja często mam z tym problem – co mnie obchodzi, jaki los spotka bohatera, którego nie znam i nie lubię, a tym bardziej los świata, który wydaje mi się absolutnie nieciekawy? Tutaj rzecz wygląda zupełnie inaczej.

Ponieważ Tsuritama to produkcja oryginalna, od początku do końca stworzona przez studio A­‑1 Pictures, jest serią kompletną – można spokojnie oglądać bez obawy, że zakończenie okaże się naciągane, wymyślane na chybcika lub zwyczajnie urwane, jak to bywa w przypadku adaptacji nieukończonych mang czy powieści. Co ciekawe, wspomniana na początku legenda, mająca dla fabuły spore znaczenie, nie została wymyślona na użytek anime, ale jest częścią historii spisanej w jedenastym wieku przez buddyjskiego mnicha Koukeia – Enoshima Engi. To, oraz płynne przechodzenie od nastroju do nastroju, wprowadzanie poszczególnych elementów stopniowo i uprzednie sugerowanie każdego z nich, a nie wrzucanie w anime wszystkiego, co się nawinie, udowadnia, że gdzieś tam w Japonii jest ktoś, komu chce się jeszcze tworzyć coś ciekawego i przemyślanego. Przy wtórności i poziomie przynajmniej połowy wypuszczanych aktualnie serii to budująca perspektywa.

Chwalę Tsuritamę i chwalę, ale proszę mnie źle nie zrozumieć – jeśli przyjrzeć się tej serii dokładnie i rozebrać ją na części pierwsze, okazuje się, że nie znajdziemy w niej nic nowego. Ratowanie świata, dzieciak z problemami, wybór między przyjacielem a obowiązkiem, poświęcenie dla dobra innych – wszystko było już nieraz. Pewną nowość stanowi jedynie sam temat wędkarstwa, a przynajmniej ja nie spotkałam się jeszcze z serią, gdzie byłoby ono tematem przewodnim. Ale nie liczy się przecież „co”, tylko „jak”, i to tutaj tkwi największa siła Tsuritamy. Wspomniane już podzielenie serii na etapy sprawia, że na początku trudno zorientować się, co tak naprawdę przyniosą następne odcinki i dokąd to wszystko zmierza. Może to być wada lub zaleta, niektórzy widzowie lubią być zaskakiwani, inni nastawią się na konkretną konwencję i będą mieli za złe zmianę klimatu, dlatego ostrzegam. Wracając do meritum: nie mam pojęcia w jaki sposób, ale wszystkie te wtórne elementy, choćby klasyczne sceny poświęcenia dla przyjaciół i dostania z tego powodu od rzeczonych przyjaciół przez łeb czy towarzyszące temu odrobinę patetyczne słowa, są zaskakująco udane. Podczas oglądania końcowych odcinków, w których natężenie tego typu elementów wzrasta, odkryłam, że autentycznie przejmuję się losem postaci, a ich najbardziej idiotyczne (z punktu widzenia widza, bo trudno powiedzieć, żeby były nieuzasadnione) zachowania nie budzą irytacji, raczej coś w rodzaju troski. Krótko mówiąc, nie tylko spełniły swoją rolę, ale dało się nawet zapomnieć, że przecież to już było i zapewne będzie jeszcze wiele razy. Schematy, do których twórcy podeszli od nieco innej strony, podane w ładnej, kolorowej otoczce i nietypowym towarzystwie, wydają się świeże. Zapewne sporą zasługę mają tutaj wszechobecne elementy komediowe, które nie opuszczają Tsuritamy ani na chwilę – nieważne, w którym jesteśmy momencie, to nigdy nie jest konwencja całkowicie na serio (może z wyjątkiem wątku rodziny Natsukiego, a i temu daleko do dramatu). Nie mogłaby być, biorąc pod uwagę lwią część rozwiązań fabularnych z finałem na czele. Całość nie uchodzi za wyjątkowo idiotyczną chyba tylko dlatego, iż twórcy bardzo wyraźnie wiedzą, co robią i jak nie przesadzić, dozując każdy element z dbałością o kruche proporcje mieszanki. Wyraźnie mają też dystans do siebie i swojego dzieła, tworząc serię rozrywkową, która przy okazji niesie przesłanie, ale jednak jej głównym celem jest bawienie widza. Nie zawsze na tyle, by zrywać boki ze śmiechu, chociaż znajdzie się kilka scen, które mogą wywołać chichot. Jednak ogólnie rzecz ujmując, jest to raczej typ serii, którą ogląda się z „bananem” na twarzy.

W Tsuritamie widzę głównie ciepłe okruchy życia, które chcą opowiedzieć trochę o relacjach międzyludzkich, przede wszystkim o przyjaźni. Yuki, Haru, Natsuki i Akira to cztery zupełnie odmienne typy charakterów, przy czym ten drugi rzeczywiście nie ma pojęcia o ludziach i ich uczuciach. To daje okazję do pokazania, w jaki sposób zaczyna rozumieć innych, a także jak pozostała trójka mimo odmiennych poglądów zaczyna darzyć się szczerą sympatią. Pokazane zostanie również pogłębianie więzi z innymi bohaterami drugiego planu, których jest pokaźna gromadka. Nie zapominajmy także o konflikcie Natsukiego z ojcem – tutaj ważne jest nie tylko, jak zostanie on rozwiązany, ale i jak duży wpływ może mieć na pozostałych członków rodziny i otoczenie. Mam wręcz wrażenie, że te wspominane wielokrotnie elementy akcji w końcowej części anime służą głównie temu, by pokazywać zachowania bohaterów w danej sytuacji, bo do ich zaplecza emocjonalnego przywiązano naprawdę dużą wagę.

Yuki, jak już wspomniałam, jest standardowym bohaterem anime – na pierwszy rzut oka chłopak przeciętny, pozbawiony silnej osobowości, chcący jak najmniej wyróżniać się spośród sobie podobnych. Na drugi – nadal przeciętny, ale w pozytywną stronę. Życzliwy, ma zdrowe podejście do życia i otwarty umysł, nie sprawia wrażenia idioty. Natsuki to z kolei zgryźliwy i zamknięty w sobie typ, który o uczuciach nie zamierza mówić na głos, chyba że tych negatywnych. Łatwo było przesadzić i zrobić z niego parodię, ale na szczęście tak się nie stało, a z biegiem odcinków chłopak zaczyna się nawet uśmiechać coraz częściej. Chociaż Akira uczęszcza do liceum razem z pozostałymi bohaterami, jest o wiele starszy od nich – ma dwadzieścia pięć lat, ale i bez tej informacji można przypuszczać, że nie jest już nastolatkiem. Widać to w dojrzalszej ocenie sytuacji, działaniach i ogólnym sposobie bycia. Choć długo pozostaje tajemniczy, ostatecznie okazuje się równie udanym bohaterem, jak pozostali. Haru jest postacią na tyle charakterystyczną, że z miejsca będzie budził albo sympatię, albo irytację. I chociaż w przypadku tego drugiego nie mam pewności, wydaje mi się, że zmiana opinii raczej nie wchodzi w grę, te wrażenia mogą się jedynie pogłębiać. Właśnie od stosunku do tego bohatera zależy w dużej mierze opinia o całej serii, a najbardziej finale i tym, czy zastosowane w nim chwyty będą spełniać swą rolę, czy irytować tym bardziej. Haru to typ radosnego, lekkomyślnego dzieciaka, który, jak już wspomniałam, wiele musi nauczyć się o ludziach, ich uczuciach i relacjach. Dlatego na początku rzeczywiście zdarzają mu się zachowania typowe dla kilkuletniego egoisty, ale działa nie do końca świadomie i zachowuje przy tym tak szczery i nieskrępowany optymizm, że potrafi momentalnie zjednać sobie sporą część widzów. Najistotniejszą chyba zaletą całej tej czwórki, poza sensowną kreacją początkową, jest fakt, że zmieniają się oni na przestrzeni dwunastu odcinków. Nie nagle, a stopniowo – może nie zawsze da się to odczuć, ale akcja Tsuritamy obejmuje okres około trzech miesięcy. Zmiany zachodzą w naturalny, ale widoczny sposób, a znajomość z Haru ubarwia życie pozostałej trójki, bo nikt nie ma chyba wątpliwości, że przynajmniej początkowo to on jest spoiwem i katalizatorem, dzięki któremu te znajomości zostają w ogóle zawarte. Wniosek jest prosty – przyjaźń nadaje życiu sens i czyni je piękniejszym. Ale nie należy czekać, aż przyjaciele sami zapukają do drzwi: trzeba próbować, wyjść im naprzeciw. I, mimo całej barwnej otoczki ratowania świata, właśnie tę wyświechtaną frazę uważam za motto serii.

Oprócz czwórki głównych bohaterów, w Tsuritamie występuje całkiem udana gromadka postaci drugoplanowych. Mentorką Haru w poznawaniu ludzi zostaje Keito, babcia Yukiego. Jest ona doświadczoną przez życie i dojrzałą osobą, która będzie doradzać bohaterom i naprowadzać ich na właściwą drogę, nigdy nie mieszając się w ich sprawy bezpośrednio. Rzecz jasna wydaje się mocno wyidealizowana, ale jednocześnie pełna ciepła i naprawdę trudno jej nie lubić – tym bardziej że nigdy nie poucza ani nie prawi długich kazań, wszystko potrafiąc zawrzeć w kilku słowach. Bardzo udaną i wesołą parę stanowią Ayumi, właściciel sklepu wędkarskiego, i Misaki, jego pracownica. On wyraźnie coś do niej czuje, ona udaje, że tego nie widzi albo raczej traktuje jako normę. Tych dwoje wzbogaca serię o wątek romantyczny, który może i przewija się od czasu do czasu gdzieś na piątym planie, ale nadal pozostaje zaskakująco udany. Rodzina Natsukiego to, mimo wszystko, ludzie życzliwi i podchodzący do konfliktu w rozsądny sposób – może poza samym zainteresowanym, który przejawia typowy dla nastolatka upór i egoizm. Istotne jest, że każdy tutaj zachowuje się stosownie do wieku, dzięki czemu uniknięto taniego dramatyzmu. W serii pojawia się jeszcze kilku bohaterów, którzy pod koniec odegrają istotniejszą rolę, ale akurat o nich niewiele można powiedzieć ponad to, że na pierwszy rzut oka wyglądają sensownie.

Grafika w Tsuritamie pełni ogromną rolę we współtworzeniu specyficznego klimatu serii. Aż chciałoby się powiedzieć – nareszcie ktoś nie tylko rozumie, że animacja to bardzo konkretne, a przy tym elastyczne medium niosące ze sobą wiele możliwości i środków wyrazu, ale nawet potrafi to wykorzystać! Bo powiedzmy sobie wprost: to anime nie mogłoby mieć innej szaty graficznej. Bardziej realistyczne projekty postaci czy niektórych elementów świata sprawiłyby, że całość wyglądałaby idiotycznie. W końcu mówimy o serii, w której patronem tajnej organizacji jest kaczka, woda z zabawkowych pistoletów pozwala kontrolować ludzi, a cały finał zawiera w sobie tyleż powagi i napięcia, co humoru. Ale nic dziwnego, że całość wygląda tak, a nie inaczej, w końcu reżyserem Tsuritamy jest Kenji Nakamura, odpowiedzialny za takie produkcje jak Mononoke, Kuuchu Buranko, a ostatnio C: The Money of Soul and Possibility Control. Choć fabularnie tytuły te prezentują się bardzo różnie, nie można odmówić im oryginalnej i nietypowej oprawy graficznej. Projekty bohaterów Tsuritamy wyglądają dość charakterystycznie: drobne, nieco uproszczone sylwetki, przeciętne, ale wystarczająco zróżnicowane twarze z małymi (jak na standardy anime) oczami oraz równie zwyczajne (wyjątkiem Yuki, ale ma to swój cel) fryzury. Mimika jest dość bogata – dla mnie to bardzo istotne, ponieważ dzięki temu postacie od razu mają w sobie więcej życia i wydają się bardziej realistyczne. Tutaj warto zwrócić uwagę na pewien zabieg, a mianowicie ukazanie reakcji Yukiego w chwilach zakłopotania lub napięcia – tego nie da się opisać, to trzeba zobaczyć, ale jest to właśnie dowód na umiejętne operowanie możliwościami, jakie daje animacja. Na plus liczę także fakt, że bohaterowie posiadają szafę z ciuchami – może nie przesadnie wielką, bo to jednak faceci, ale zawsze. Nikt przez cały czas nie paraduje w mundurku, a i ubrań noszonych po szkole jest przynajmniej kilka zestawów. Sylwetki i twarze nigdy nie ulegają deformacji, występują jedynie uproszczenia, zazwyczaj przy dużych odległościach. Animacja utrzymuje dobry poziom od początku do końca. Ogólnie rzecz biorąc, świat Tsuritamy jest niezwykle wyrazisty i kolorowy. Paletę barw wypełniono mocnymi kolorami, często na zasadzie kontrastu. Trawa jest soczyście zielona, niebo intensywnie niebieskie, a włosy głównego bohatera to kwintesencja pomarańczu. Nie jest na tyle pstrokato, by razić oczy, ale wystarczająco, by robić wrażenie. Ten zabieg tworzy radosny, optymistyczny klimat, w którym utrzymana została cała seria. Tła zawsze są dopracowane, czy to wnętrze budynku, ulica Enoshimy, czy ocean. A skoro już o wodzie mowa – na początku drażniło mnie, że morze jest niemal całkowicie płaskie, jak lustro. Dopiero później spostrzegłam, że pozostaje ono w ciągłym ruchu, tyle że pokazane to zostało w dość specyficzny sposób (podobnie jak niebo, po którym niemal cały czas przesuwają się chmury). Efekt nie musi się podobać, ale z pewnością nie można zarzucić twórcom niestaranności, bo wszystko wygląda tak, jak zostało przez nich zaplanowane. Szacie graficznej trudno cokolwiek zarzucić – chyba że same założenia, które mogą budzić mieszane odczucia, bo już poziom ich wykonania jest naprawdę wysoki. Przyczepić można się do jednej rzeczy – syndromu pustych ulic. O ile nie jest to potrzebne z punktu widzenia fabuły, na uliczkach Enoshimy nie znajdziemy ani jednego przypadkowego przechodnia.

Na ścieżkę dźwiękową składają się głównie krótkie kompozycje z udziałem fletu, skrzypiec i fortepianu. Znajdują się wśród nich utwory wesołe, kojarzące się z upalnym latem oraz spokojniejsze, towarzyszące nieco poważniejszym scenom, przy czym tych pierwszych jest zdecydowanie więcej. Nie są to może dzieła wybitne, ale doskonale współtworzą klimat anime, a to chyba nawet ważniejsze. Całkiem nieźle sprawdzają się też jako indywidualne kompozycje. Tsuritama może także pochwalić się dobrymi utworami w czołówce i przy napisach końcowych. Opening to niezwykle żywiołowa i radosna piosenka – Tsurezure Monochrome w wykonaniu zespołu Fujifabric – którą dopełnia przemyślana i świetnie skonstruowana animacja bohaterów tańczących taniec z Enoshimy. To połączenie o tyle udane, że stanowi kwintesencję serii, doskonale oddając jej klimat. Utworem równie dobrym, ale o wiele spokojniejszym, bardziej nastrojowym i ciepłym jest ending, czyli Sora mo Toberu Hazu, za którą odpowiada zespół o nazwie Sayonara Ponytail. Piosence towarzyszy bardzo ładna grafika przedstawiająca leniwie płynące, barwne rybki. Jeśli ktoś waha się, czy oglądać Tsuritamę, niech rzuci okiem na opening i ending – one naprawdę mówią wszystko o tej serii. Klimatem, animacją i tekstem. W Tsuritamie usłyszymy kilkoro znanych seiyuu i paru takich, którzy na swoim koncie mają niewiele ról, ale ze swoim zadaniem cała obsada poradziła sobie bardzo dobrze. Tak więc jako Haru wystąpił Miyo Irono (Jintan z AnoHana, Chizuru z Kimi to Boku, Haku z Spirited Away i całe mnóstwo innych ról), w roli Akiry usłyszymy Tomokazu Sugitę (doskonała rola Kyona z Melancholii Haruhi Suzumiyi, Hideki z Chobits czy Takumi z Honey and Clover). W Yukiego wcielił się debiutant – Ryouta Ohsaku, zaś Natsukiego zagrał Kouki Uchiyama, który ma na koncie niewiele ról, za to kilka naprawdę znaczących i udanych (m.in. tytułowy bohater Soul Eatera, Natsuno z Shiki, Gin z Hotarubi no Mori e). Seiyuu wartym wzmianki jest jeszcze wcielający się w jednego z bohaterów pojawiających się dopiero pod koniec Takahiro Sakurai (Suzaku z Code Geass, Oshino z Bakemonogatari, Misaki z Junjou Romantica).

Tsuritama to naprawdę dobra, solidnie zrobiona seria. Ma w sobie ogromną dawkę optymizmu i pachnie wakacjami, a jej głównym celem jest bawienie widza, co udaje się jej doskonale. Niestety, jest też na tyle specyficzna, że nie wszystkim będzie się podobać – wymieszanie, a także sam sposób podania tak różnych elementów dla wielu osób może okazać się niestrawny. Polecam ją głównie osobom ceniącym okruchy życia, nawet doprawione w nietypowy sposób – zawsze to coś innego niż zwykle. Długo zastanawiałam się, jaką właściwie powinnam wystawić ocenę: wreszcie zdecydowałam i nie żałuję. Dlaczego tak wysoko? Bo dawno nie zdarzyło mi się cieszyć każdym odcinkiem, polubić wszystkich bohaterów, zobaczyć fajnie skonstruowaną fabułę, którą twórcy wyraźnie się bawią. Do tego jeszcze oprawa techniczna, tworząca niezwykły klimat… Na pewno będę do tej serii wracać. Ostatecznie Tsuritama wniosła trochę kolorów w moje życie, czego życzę wszystkim, którzy jednak zdecydują się po nią sięgnąć.

Yumi, 5 sierpnia 2012

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: A-1 Pictures
Projekt: Atsuya Uki, Yuuichi Takahashi
Reżyser: Kenji Nakamura
Scenariusz: Toshiya Oono
Muzyka: Kuricorder Quartet