Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Komikslandia

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

7/10
postaci: 7/10 grafika: 7/10
fabuła: 7/10 muzyka: 6/10

Ocena redakcji

7/10
Głosów: 3 Zobacz jak ocenili
Średnia: 6,67

Ocena czytelników

8/10
Głosów: 128
Średnia: 7,54
σ=1,39

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Piotrek)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Yowamushi Pedal

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 2013
Czas trwania: 38×24 min
Tytuły alternatywne:
  • 弱虫ペダル
Gatunki: Sportowe
Widownia: Shounen; Postaci: Uczniowie/studenci; Pierwowzór: Manga; Miejsce: Japonia; Czas: Współczesność; Inne: Realizm
zrzutka

Rowerowe szaleństwo, czyli jak niepozorny otaku został kolarzem szosowym.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: Avellana

Recenzja / Opis

Dla Sakamichiego Onody właśnie rozpoczyna się wyczekiwany z utęsknieniem nowy etap w życiu – liceum. Sympatyczny i niepozorny okularnik, będący otaku, w gimnazjum nie miał zbyt wielu przyjaciół i dlatego zawsze marzył, że w liceum zapisze się do kółka anime, gdzie rozmowom o jego ukochanym hobby nie będzie końca. Niestety, rzeczywistość bywa brutalna – w wybranej przez chłopaka szkole takie kółko nie istnieje i najprawdopodobniej nigdy nie powstanie, bo chętnych brak. Nieco podłamany tym faktem Onoda nawet nie przypuszcza, że dzięki swoim zainteresowaniom zwróci czyjąś uwagę, ale po kolei. Mieszkający na przysłowiowym krańcu świata chłopak, chcąc być na bieżąco z nowościami, niemal codziennie jeździ na niepozornym starym rowerze do Akihabary. Ponieważ jest to kawał drogi, bohater zupełnie nieświadomie ćwiczy nie tylko kondycję, ale i umiejętność jazdy. Pewnego dnia, kiedy radośnie pedałuje do szkoły (znajdującej się na sporym wzniesieniu), zauważa go Shunsuke Imaizumi, miłośnik kolarstwa, który nie może uwierzyć, że tak drobny chłopak, jadący na starym złomie, bez żadnego problemu jest w stanie pokonać tak trudną trasę.

Oto anime z jednym z najnudniejszych sportów na świecie w roli głównej – kolarstwem. Przepraszam wszystkich jego miłośników, ale jako niewrażliwa na piękno pedałowania baba, tak właśnie odbieram tę dyscyplinę. Bo cóż może być ciekawego w obserwowaniu grupy facetów jadących na rowerach długie kilometry? Na boisku, korcie, lodowisku ciągle coś się dzieje, mamy do czynienia ze zmienną sytuacją, zawodnicy wykonują różne ruchy, punktują na różne sposoby, dzięki czemu trudno mówić o powtarzalności. Tymczasem kolarstwo polega na jeździe na rowerze… Długiej, gdzie zmienia się jedynie pogoda i krajobraz (tak to wygląda w oczach laika, niestety). Naturalnie z pewnością istnieją różne techniki jazdy, panowie ścigają się, dlatego od czasu do czasu następuje zmiana lidera, ale mam wrażenie, że dla zawodników jest to znacznie bardziej odczuwalne i ekscytujące niż dla potencjalnych obserwatorów, chyba że ktoś lubi podziwiać piękną scenerię w tle. Gdybym nie przekonała się na własnej skórze, że anime opowiadające o tej niedocenianej dyscyplinie, może być interesujące i wciągające, zapewne wyśmiałabym osobę próbującą mi zareklamować coś takiego. Jak się jednak okazuje, przy odpowiednim podejściu (typowo mangowym), nawet kolarstwo nadaje się do sfilmowania i co ważniejsze, obejrzenia. Przy czym z góry uprzedzam potencjalnych widzów, że jak to zwykle bywa, japońska wersja zawodowej jazdy na rowerze nijak ma się do rzeczywistości i na Tour de Pologne zobaczycie najwyżej podobnie wyglądające kraksy i sprzęt.

Dla nikogo nie będzie niespodzianką, kiedy napiszę, że Onoda szybko wzbudza zainteresowanie nie tylko Imaizumiego, ale również klubu kolarskiego. Okazuje się bowiem, że chłopak posiada niespotykany talent i ma zadatki na znakomitego kolarza, specjalizującego się w odcinkach górskich. Tu pozwolę sobie na kilka słów wyjaśnienia – dyscyplina uprawiana przez bohaterów to kolarstwo szosowe. Zawodnicy nie biorą udziału w zawodach indywidualnie, ale tworzą grupę, której zadaniem jest wspieranie najlepszego z nich, zwanego liderem, podczas wyścigu. Większość wyścigów pomyślanych jest tak, aby trasa przejazdu była jak najbardziej urozmaicona. Ponieważ zazwyczaj są one bardzo długie, często rozgrywają się przez kilka dni, a trasę dzieli się na etapy. Oczywiście istnieją inne typy zawodów, ale to właśnie opisane wyżej możemy zobaczyć w Yowamushi Pedal. Wracając jednak do fabuły – przecież nie od razu Rzym zbudowano. Zanim Onoda i jego nowi koledzy, Imaizumi oraz poznany w Akihabarze Shoukichi Naruko, wystartują w zawodach, czeka ich mnóstwo pracy, zwłaszcza naszego otaku. Po pierwsze, mordercze treningi, podczas których chłopcy pokonują własne słabości i szlifują już posiadane umiejętności, po drugie zaś, walka o miejsce w grupie. Uczniowie trzeciej klasy mają zapewniony udział w wyścigach, podczas gdy pierwszoroczni muszą walczyć o ten zaszczyt z łaknącymi sukcesów rok starszymi kolegami. Liczy się nie tylko talent, ale też doświadczenie, zdolność planowania oraz współpraca z kolegami. Okazuje się, że nawet Imaizumi czy Naruko, dla których zasady rządzące kolarstwem nie są nowością, muszą się jeszcze wiele nauczyć.

Anime można podzielić na dwie części – pierwsza, dłuższa, skupia się na Onodzie i jego próbach dopasowania się do reszty drużyny. Jest ona nie tylko ciekawsza fabularnie, gdyż zawiera coraz to nowe wyzwania sportowe, ale też wiele mówi o bohaterach. Poznajemy protagonistę, a także obserwujemy, jak rozwijają się relacje, łączące go z kolegami. Sakamichi szybko daje się wciągnąć w świat kolarstwa szosowego, zwłaszcza że jazda na rowerze zawsze była dla niego przyjemnością, a decyzja o dołączeniu do klubu nie została podjęta pod przymusem. Ponieważ mamy do czynienia z postacią niezwykle sympatyczną, pełną optymizmu i ciepła, również dajemy się ponieść emocjom i kibicujemy Onodzie na jego nowej drodze. Niestety druga część, w całości poświęcona zawodom międzyszkolnym, nie wypada tak atrakcyjnie, a wiąże się to głównie z niesamowitym rozwleczeniem akcji. Rozumiem, że przejechanie kilkudziesięciu kilometrów w ciągu jednego odcinka to ciut za dużo, zwłaszcza jeśli oglądamy typową serię sportową, ale na bogów, pod koniec bohaterowie nie są w stanie pokonać nawet kilkuset metrów!

Tak, dla widza jest to z pewnością skrajnie irytujące, ale… To nie jest tak, że cały czas obserwujemy wyścig. Specyficzna kompozycja anime (nie wiem, jak wygląda to w mandze, ponieważ jej nie czytam) sprawiła, że w pierwszej części zabrakło miejsca na przedstawienie postaci drugoplanowych, a także przeciwników. Dlatego też bardzo częstym zabiegiem scenarzystów jest wrzucanie retrospekcji, dotyczących poszczególnych „bohaterów odcinka”, wyjaśniających ich motywację, a także opowiadających o dotychczasowych kolarskich osiągnięciach. Te fragmenty może nie zawsze są interesujące, ale z pewnością potrzebne. Gorzej, kiedy podczas wyścigu bohaterowie zaczynają toczyć długie, niekiedy śmiertelnie poważne dyskusje. Jakby nie patrzeć, pedałowanie kosztuje sporo energii, po co więc tracić ją na zbędne pogaduszki? Jaki sens ma ujawnianie przeciwnikowi asów w rękawie i wyjaśnianie strategii? Po jakie licho doświadczeni zawodnicy dają się wciągać w irytujące rozmowy, które sprawiają, że tracą koncentrację i puszczają im nerwy? Widać tu shounenowe korzenie, powielanie jednego z najprzykrzejszych dla widza schematów, czyli tłumaczenia antagoniście, co i jak ma zamiar się zrobić, gdy tymczasem zmarnowany na ten cel czas powinno się wykorzystać na działanie. Wszystko to sprawia, że otrzymujemy maksymalnie rozciągnięty i pozostawiony bez konkluzji finał, który trudno uznać za udany i satysfakcjonujący. Jedynym plusem całej sytuacji okazał się fakt, że nie trzeba było długo czekać na kolejny sezon.

Wspomniałam w drugim akapicie, że Yowamushi Pedal ma niewiele wspólnego z prawdziwym sportem, co w dużej mierze jest prawdą. O ile na początku twórcy zachowują jeszcze pewne pozory, a serwowane widzowi wyjaśnienia wydają się mieć sens, o tyle końcówka z kolarstwem ma już wspólną głównie jazdę na rowerze. Autor komiksu dość szybko i niezbyt płynnie przechodzi od normalnego sportu do supermocy – techniki jazdy bohaterów wydają się wzięte z kosmosu, a przedziwne sposoby na pokonanie przeciwnika częstokroć wzbudzają śmiech. Owszem, ogólne zasady wyścigów pozostają bez zmian i faktycznie pokrywają się z tym, co można zobaczyć na prawdziwych zawodach, ale już zachowanie poszczególnych asów szosy wydaje się co najmniej podejrzane. Nieprawdopodobna pojemność płuc, poruszanie się niczym pająk, człowiek­‑guma? Te i podobne atrakcje czekają na Was w drugiej części anime, acz warto wspomnieć, że Onoda na tle kolegów wypada zaskakująco przeciętnie. Oprócz niesamowitej kadencji (częstotliwość obrotu pedałów) chłopak nie dysponuje żadnymi rewelacyjnymi zdolnościami i co więcej, trudno nazwać go geniuszem. Mimo licznych treningów, Sakamichi nie przemienia się nagle w czarnego konia drużyny, jest dobry w swojej dziedzinie, potrafi myśleć nieliniowo, ale na razie nie ma żadnych zadatków na lidera grupy. Jest świetnym wsparciem dla kolegów i utalentowanym kolarzem, ale, na szczęście, jego sportowy rozwój ciągle trwa, i pozostaje zupełnie naturalny. Pomijam nadzwyczajne szczęście i upór Onody, tak charakterystyczne dla protagonistów wielu serii turniejowych.

Inna sprawa, że sięgając po podobną produkcję, widz zazwyczaj wie, czego się spodziewać. Realizm nigdy nie był najmocniejszą stroną japońskich seriali animowanych, a anime sportowe, uczciwie i bez przerysowań ukazujące życie zawodników, da się policzyć na palcach jednej ręki (może dwóch). Zresztą nawet te pozbawione pierwiastka „supermocy” rządzą się pewnymi prawami i nie są wolne od schematów. Mam świadomość, że nie wszyscy czytelnicy się ze mną zgodzą, ale w wielu przypadkach o tym, czy seria nadaje się do oglądania, decydują bohaterowie. Skacząc od jednych zawodów do drugich, czasem przetykanych treningami, trudno znaleźć w anime sportowym bardziej wyróżniający je element od postaci. Może tylko ja tak uważam, ale nawet najciekawsze rozgrywki nie są w stanie przykuć mojej uwagi, jeżeli ich uczestnicy to banda bezbarwnych lub antypatycznych osób.

Yowamushi Pedal obejrzałam i całkiem sobie chwalę, co oznacza, że bohaterowie mają w sobie „to coś”. Onoda okazał się szalenie uroczym protagonistą, któremu widz kibicuje z całego serca – niby niezdara, której brak pewności siebie, ale kiedy trzeba, daje z siebie wszystko. Co bardzo istotne, Sakamichi jest pozbawiony tej charakterystycznej buty, którą emanuje wielu głównych bohaterów. Trochę przypomina mi Kuroko z Kuroko no Basket, ale jest od niego bardziej wylewny i otwarty, poza tym jego talent wiąże się z latami treningów, nawet jeśli były nie do końca świadome. Bohater to taka trochę sierotka o złotym serduszku, ale z pewnością nie fajtłapa – Onoda potrafi walczyć i ma silne poczucie sprawiedliwości, to idealista, ale z rodzaju tych pożytecznych, zarażających innych ludzi swoim optymistycznym podejściem. Znakomicie uzupełnia się z poważnym i dumnym Imaizumim oraz głośnym, energicznym Naruko. Panowie rzadko popadają w konflikt, gdyż mangaka bardzo rozsądnie zrobił z nich specjalistów w różnych dziedzinach – Imaizumi ma duszę lidera, podczas gdy Naruko to urodzony sprinter.

Co ciekawe, przepaść dzieląca młodszych zawodników i seniorów jest spora, przy czym nie mam na myśli umiejętności, a mentalność. Kapitan drużyny, Shingo Kinjou, oraz jego koledzy, sprinter Jin Tadokoro i specjalista od odcinków górskich, Yuusuke Makishima, zachowują się jak dorośli, a nie licealiści. Dotyczy to zwłaszcza tego pierwszego – zawsze poważnego i opanowanego. Rozumiem, że panowie mają być wzorem dla młodszych członków klubu, ale momentami miałam wrażenie, że oglądam dojrzałych mężczyzn w sile wieku, a nie nastolatków. W ogóle zawodnicy traktują kolarstwo szalenie poważnie, niekiedy tak, jakby ich życie miało zależeć od wyniku turnieju. Podczas wyścigów w ogóle nie czuć, że oglądamy rozgrywki międzyszkolne, raczej Tour de France. Nie jest to wada, ale odrobinę ucierpiały na tym postaci, których osobowości giną pod przemowami o tym, jak ważna jest drużyna i zwycięstwo. W sensie, mamy pokaźne stadko kolarzy, składające się z wyjątkowych indywidualistów i ekscentryków, ale poza nielicznymi wyjątkami, nie dowiadujemy się o nich nic, co nie miałoby związku ze sportem. Naturalnie, każdy zawodnik jest inny, charakterystyczny, wyróżniający się, ale zawsze są to cechy mające coś wspólnego z jego stylem jazdy, treningiem i podejściem do kolarstwa. To trochę smutne, ale wśród starszych kolegów Onody nie ma uczniów czy nastolatków, są kolarze, tylko i wyłącznie.

Przydałoby się też poświęcić kilka słów przeciwnikom, czyli przede wszystkim aktualnym mistrzom, uczniom liceum Hakone. Z drużyną Souhoku (szkoła, do której uczęszcza Onoda) łączy ich przyjazna, acz zacięta rywalizacja. Podobnie jak w drużynie, której członkiem jest główny bohater, tak i tu nie brakuje zawodników charyzmatycznych i niezwykle utalentowanych, naturalnie dość oryginalnych – zupełnie rozbroił mnie jeden ze sprinterów, Izumida, który nie dość, że nadał imiona swoim mięśniom, to jeszcze z nimi rozmawia. Poza tym autor zadbał o to, by większość panów mogła się zmierzyć indywidualnie z kolarzem o podobnej specjalizacji z przeciwnego obozu. Ale nie zabrakło w Yowamushi Pedal prawdziwego antagonisty, wrednego i przekonanego o własnej wyższości. Akira Midousuji, bo tak zwie się ów typ, jest jednym z najobrzydliwszych bohaterów, z jakimi spotkałam się w anime. Wszystko, autentycznie wszystko, od fizjonomii po zachowanie, jest tak ohydne, że na sam widok pana, robi mi się niedobrze. Midousuji to przebiegły manipulator, cham i egocentryk, którego powinno się zamknąć w zakładzie dla psychicznie chorych i zupełnie serio nie wiem, co podobny socjopata robi w anime sportowym. Jego nie da się lubić, ale nie to jest największym problemem – mimo wszystko w seriach sportowych obowiązują pewne zasady i nawet największy buc jakoś tam wpisuje się w ustaloną konwencję, nie dotyczy to jednak Midousujiego. Patrząc na niego, słuchając jego wywodów, miałam wrażenie, że urwał się z innej serii i zupełnie nie pasuje do ogólnej koncepcji. Mangaka bardzo wyraźnie przedobrzył, tworząc jego postać, w wyniku czego zamiast nieuczciwego megalomana powstał czystej wody świr. Swoją drogą, podziwiam spokój i opanowanie wyimaginowanych, szlachetnych japońskich kolarzy, gdyż podczas prawdziwego wyścigu już dawno ktoś wepchnąłby pana do rowu lub zwyczajnie zatrzymał się, zszedł z roweru i obił mu pyszczek, aż miło (nie, moi mili, kolarstwo to nie tenis czy golf i zawodnikom często puszczają nerwy).

Seria graficznie prezentuje się dobrze, ale trudno mówić o fajerwerkach. Animatorzy nieźle poradzili sobie z odwzorowaniem jazdy na rowerze, acz nie jest to czynność szczególnie zajmująca i ciekawa. Większość scen „wyścigowych” jest zwyczajnie monotonna i składa się na nie kilka niezwykle podobnych do siebie ujęć. Jedyną odskocznią są chwile, kiedy kolarze przystępują do ataku, próbując uciec przeciwnikom lub ich wyprzedzić, ale na próżno szukać tu realizmu. Odwzorowanie prędkości, z jaką faktycznie jeździ się podczas zawodów, okazało się zadaniem trudnym, dlatego widzowi często wydaje się, że bohaterowie jadą zbyt wolno albo zbyt szybko. Natomiast warto pochwalić całkiem niezłe i nierzucające się w oczy efekty komputerowe, których w Yowamushi Pedal nie brakuje. Osobna sprawa to projekty postaci, wierne oryginalnym, ale często nijak mające się do tego, jak powinien wyglądać kolarz. Osoby uprawiające ten sport zawodowo są zazwyczaj dość szczupłe, żylaste, z dobrze widocznym umięśnieniem (zwłaszcza na nogach). Tymczasem bohaterowie są niezwykle zróżnicowani pod tym względem – Tadokoro to kawał chłopa, bardziej przypominający zapaśnika niż kolarza, zaś niektórzy członkowie klubu Hakone mają muskulaturę godną kulturysty. Midousujiego litościwie pominę, ponieważ on w ogóle przeczy prawom anatomii. Tła wyglądają przyjemnie i nie ograniczają się do trzech krajobrazów na krzyż, ale kolorystyka i sposób ich przedstawienia są raczej typowe. Poza tym żałuję, że tak rzadko wykorzystywano w anime zmiany pogody i oświetlenia – bohaterowie jeżdżą w niemalże idealnych warunkach, jedyną przeszkodą bywa temperatura i, jeżeli wymaga tego scenariusz, wiatr.

Ścieżka dźwiękowa niezbyt zapadła mi w pamięć, nie tyle z powodu nieuwagi, a raczej przeciętnego poziomu. Na próżno szukać tu na dłużej wpadających w ucho kompozycji. Dwie pierwsze czołówki, czyli Reclimb zespołu ROOKiEZ is PUNK'D oraz Yowamushi na Honoo w wykonaniu Dirty Old Men, całkiem dobrze oddają klimat produkcji i są dobrym, energicznym wprowadzeniem do odcinka – chociaż Reclimb nie grzeszy rewelacyjnym wokalem. Znacznie mniej atrakcyjnie wypada ostatni opening oraz endingi, śpiewane przez seiyuu. Panowie świetnie spisali się, odgrywając role nastoletnich kolarzy, ale muzyka zdecydowanie nie jest ich powołaniem. Linie melodyczne były fajne, dynamiczne i dobrze zagrane, problem polega na tym, że to, co najważniejsze, niewiele różniło się od występu przypadkowych osób wyżywających się na karaoke.

Yowamushi Pedal jest produkcją nierówną, która przyciąga ciekawym początkiem, mamiącym widza wizją realistycznie pokazanego sportu, by w połowie przemienić się w klasycznego przedstawiciela gatunku. Warstwa sportowa, poza wykorzystaniem jako bazy niezbyt widowiskowej i nie aż tak popularnej dyscypliny, nie oferuje żadnych niespodzianek i nowości fabularnych. Dlatego największą zaletą Yowamushi Pedal pozostają bohaterowie – sympatyczni, ciekawi i różnorodni. Owszem, to nadal garść charakterystycznych schematów, ale jeżeli ktoś lubi serie sportowe z nastoletnimi geniuszami, dla których nie ma nic cenniejszego od zwycięstwa, to powinien być zadowolony. Nie powinien natomiast liczyć na to, że jego wiedza o kolarstwie znacznie się poszerzy, po informacje lepiej jednak sięgnąć do internetu. Tymczasem bohaterowie nadal pedałują, zobaczymy, czy w drugiej serii wreszcie uda im się dojechać do mety.

moshi_moshi, 25 stycznia 2015

Recenzje alternatywne

  • Slova - 17 lipca 2014
    Ocena: 6/10

    Trudne początki kolarstwa, czyli jak z pełną prędkością przejechać siedemset metrów w pół godziny, śpiewając przy tym opening ulubionego anime. więcej >>>

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: TMS Entertainment
Autor: Wataru Watanabe
Projekt: Takahiko Yoshida, Yoshio Mizumura
Reżyser: Osamu Nabeshima
Scenariusz: Reiko Yoshida
Muzyka: Kan Sawada