Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Yatta.pl

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

6/10
postaci: 7/10 grafika: 4/10
fabuła: 5/10 muzyka: 4/10

Ocena redakcji

brak

Ocena czytelników

4/10
Głosów: 21
Średnia: 4,43
σ=1,62

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Piotrek)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Abarenbou Rikishi!! Matsutarou

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 2014
Czas trwania: 23×24 min
Tytuły alternatywne:
  • Rowdy Sumo Wrestler Matsutaro!!
  • 暴れん坊力士!!松太郎
Tytuły powiązane:
Gatunki: Sportowe
Pierwowzór: Manga; Miejsce: Japonia; Czas: Współczesność; Inne: Realizm
zrzutka

Nieokrzesany cham i prostak pnie się po szczeblach kariery zawodowego zapaśnika sumo. Utrzymana w starym stylu seria obyczajowa udająca sportowe anime.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: Avellana

Recenzja / Opis

Chwilami mam powyżej uszu bohaterów pozytywnych. Lśniące zbroje, niewzruszone ideały, patetyczne przemowy i nieludzkie pokłady altruizmu może i są moralnie chwalebne, ale na dłuższą metę nudne. Nie przekonują mnie także dziesiątki sympatycznych nieudaczników, którym los po masie niepowodzeń wszystko wynagradza, nastoletnich geniuszy, przy których Einstein wygląda na pospolitego nauczyciela – słowem wszystkich wzorców, na bazie których kreuje się obsadę. Nie dotyczy to tylko anime, ale wszelkich innych wytworów kultury. Nieważne, czy efekt końcowy jest udany, czy beznadziejny, w takich chwilach szukam protagonisty nietypowego, który w swojej roli w dziewięćdziesięciu dziewięciu przypadkach na sto nie miałby prawa się znaleźć. Dlaczego? Ot tak, z ciekawości i chęci poszerzenia horyzontów.

Wydawać by się mogło, że nie tak trudno zrealizować to pragnienie, skoro co roku powstają setki seriali animowanych, tysiące filmów i setki tysięcy książek. Rzeczywistość nie jest tak prosta, bo o wielu tytułach zwyczajnie się nie dowiaduję, albo poznaję je w lata po premierze, zwyczajnie z braku informacji. W recenzji tej postanowiłem więc zadbać o to, by fanom anime przybliżyć taki właśnie rzadki okaz, który przeszedł bez echa z wielu powodów, ale który wciąż może okazać się gratką dla odpowiedniego odbiorcy.

Abarenbou Rikishi!! Matsutarou pojawiło się niespodziewanie, ale wieści o serialu nie rozgrzały zbyt wielu, choć tematyka zaskakiwała. Toei Animation postanowiło wziąć na warsztat długą, liczącą, aż 36 tomów mangę, której pierwsza adaptacja w formie OVA powstała w latach 90. XX wieku i która zaginęła w mrokach dziejów, docierając do uszu tylko najbardziej dociekliwych fanów anime. Był to jeden z podstawowych powodów zignorowania zapowiedzi – adaptacja praktycznie nieznanej poza Japonią mangi obracającej się wokół niszowego sportu nie miała prawa zostać przyjęta entuzjastycznie, nawet jeśli ktoś skojarzył Tetsuyę Chiobę, autora komiksu, z takim klasykiem jak Ashita no Joe. Nie pomógł też brak jakichkolwiek szczegółowych informacji, przez co zainteresowani musieli próbować w ciemno, i co tu dużo mówić, najczęściej się zawodzili.

Nie zaakcentowano wyraźnie podstawowego powodu, dla którego warto zainteresować się tym nietypowym tworem japońskiej animacji, a mianowicie wypaczonej osobowości protagonisty, który w każdym innym anime byłby znienawidzonym przez masy czarnym charakterem. Matsutarou Sakaguchi jest złośliwym osiłkiem i troglodytą, który zamiast wziąć się za uczciwą pracę, wciąż przesiaduje w szkole, w której uczy jego wielka, nieodwzajemniona miłość, Reiko. Nikt nie ma odwagi go ze szkoły wyprosić, a co bardziej oddani zawodowym ideałom nauczyciele wciąż wierzą, że chłopak w końcu znajdzie sobie zajęcie i wyjdzie na ludzi. W międzyczasie okazjonalnie pomaga w kopalni, dokucza pozostałym mieszkańcom i regularnie wszczyna większe burdy z coraz poważniejszymi konsekwencjami. Jeden z wybryków kończy się źle nie tylko dla niego (zostaje aresztowany), ale i dla Reiko, która została wciągnięta w zamieszanie i ostatecznie przeprowadza się do Tokio w dość nieprzyjemnej atmosferze. Dla Sakaguchiego to istna tragedia, nie ma bowiem pracy, pieniędzy ani perspektyw, by podążyć za ukochaną.

Pomocną dłoń wyciąga przypadek. Wybryki bohatera ściągają do miasteczka szefów stajni sumo, dla których nieokrzesany, ale silny jak tur młodzieniec jest idealnym kandydatem na zawodnika. Początkowo niechętny przeprowadzce i jego zdaniem idiotycznej dyscyplinie sportu Matsutarou decyduje się skorzystać z okazji, by przenieść się do stolicy i pomieszkać w niej na koszt innych. Oczywiście nie ma najmniejszego zamiaru przykładać się do ćwiczeń i obowiązków, a kolegów i trenerów traktuje bezczelnie. Przed wychowawcami niełatwe zadanie przekształcenia goryla w mistrza wiekowego, uwielbianego w Japonii sportu.

Używanie słów takich jak „niesympatyczny” i „prostacki”, byłoby eufemizmem i nie oddawałoby charakteru protagonisty. Jest on ordynarnym chamem i egoistą, któremu nawet przez myśl nie przejdzie myślenie o innych ludziach w innej kategorii niż słudzy i podnóżki. Nie tłumaczy go wychowanie w wielodzietnej rodzinie bez ojca ani wrodzona porywczość. Jest po prostu nie do zniesienia i nie miałem najmniejszego problemu w identyfikowaniu się z jego ofiarami. Sakaguchi po prostu nie daje się lubić. Tym większe brawa należą się autorom za pieczołowite ukazywanie jego powolnej transformacji w człowieka zaczynającego wykazywać podstawowe odruchy niezbędne do życia w społeczeństwie. Nie dość, że jest to ślimaczący się proces, to jeszcze zmiany są niemal niezauważalne i polegają głównie na tym, że bohater nie robi czegoś złego jako pierwszej rzeczy, jaka przychodzi mu do głowy (co jak na niego i tak stanowi niesamowity postęp). Z czasem pojawiają się nawet przyjazne odruchy, ale to raczej przejawy budzącego się z wieloletniej drzemki sumienia niż pełna i prawdziwa przemiana.

Ktoś z takim charakterem w świecie sumo nie ma łatwo. Zapaśnicy żyją w ściśle zhierarchizowanej społeczności, której podstawą jest dyscyplina, cierpliwości i szacunek, jak nietrudno zgadnąć: cechy obce protagoniście. Dzięki początkowym sukcesom odnoszonym na ringu za sprawą swej monstrualnej siły może liczyć na pewną dozę pobłażliwości, ale taryfa ulgowa szybko się kończy. Matsutarou po raz pierwszy w życiu nie jest już panem sytuacji, tym bardziej że ukochana, którą w Tokio odnalazł, nie widzi w nim mężczyzny, ale niesfornego ucznia, którego wciąż trzeba wychowywać. Sport ma znaczenie drugo- a wręcz trzeciorzędne, a anime równie dobrze mogłoby opowiadać o losach brutalnego piekarza w wielkim mieście.

Kto więc skusił się na Abarenbou Rikishi!! Matsutarou, by poznać nieco bliżej świat sumo, ten za wiele z seansu nie wyniesie i może poczuć się oszukany. Nie brakuje co prawda specjalistycznej nomenklatury i wiernie odtworzonych elementów opisujących życie codzienne zapaśników oraz walki, ale twórcy nie zatrzymują się nad tymi opisami, przyjmując, że odbiorca zna już podstawy. Jest co prawda kilka odcinków, które dzieją się przede wszystkim na ringu, ale powinno się je traktować jako uzupełnienie. W późniejszym okresie wyniki są już niemal wyłącznie podawane w dialogach. Same pojedynki zostały też nieco podkolorowane i nie zaskakują skomplikowaną techniką czy też zwrotami akcji. Wielu podobnych anime nie ma, doliczyłem się raptem trzech, w tym wspomnianej już wcześniejszej wersji tej historii oraz równie wiekowych Aa Harimanada i Ucchare Goshogawara, tak więc nie pozostaje nic innego, jak się z tym faktem pogodzić i czekać na lepsze czasy.

Zamiast cieszyć się aspektem sportowym, trzeba skupić się na stronie obyczajowej, która wypełnia z powodzeniem dwadzieścia trzy odcinki, zaledwie ułamek wielotomowej mangi. Wszystkie ważniejsze wątki zamknięto w zacnym momencie, kreując dotychczasowe wydarzenia na szkołę życia w pigułce, przerysowaną i nieco naiwną jak na starsze duchem produkcje przystało, ale wciąż pełną trafnych obserwacji i wniosków. Toei Animation nie udało się do końca zrealizować swojej wizji ze względu na ograniczenia finansowe i najwidoczniej brak zainteresowania kontynuowaniem śmiałego eksperymentu, ale na ich usprawiedliwienie działa nietypowość tematu, która uniemożliwiła zebranie porządnego budżetu i licznej ekipy. Zabrakło też zastanowienia się nad scenariuszem i okrojenia go ze zbędnych elementów, przede wszystkim komediowych.

Nie twierdzę, że Abarenbou Rikishi!! Matsutarou nie potrafi rozśmieszyć widza, jest w tym całkiem niezłe, a humorystyczne wstawki rozluźniają poważną atmosferę w dobrze wyważonych proporcjach. Problemem jest treść gagów, które obracają się najczęściej wokół puszczania gazów. Nie jest to wybredny dowcip, taki poziom kojarzy się z Akademią Policyjną, i to niestety nie z jej lepszymi czasami. Tracą na tym bohaterowie, w tym Tanaka – pierwszy przyjaciel protagonisty i jedna z ciekawszych postaci, który regularnie sprowadzany jest do roli grubasa puszczającego bąki. Smrodliwy humor rozśmieszył mnie może dwa razy podczas całego serialu, a niestety występuje o wiele, wiele częściej i doskwiera nieustannie.

Innym powodem, dla którego trzeba odrobiny samozaparcia, by usiąść przed ekranem, jest stylizowana na epokę, ale wciąż koślawa grafika i brzdęki udające ścieżkę dźwiękową. Niski budżet mogę zrozumieć, ale nie będę z tego powodu traktował wad pobłażliwiej, tym bardziej że rysownicy wykładają się na rzeczach prostych. Postacie nie prezentują się źle, dopóki stoją w jednym miejscu, ale gdy tylko zaczynają się poruszać, na jaw wychodzą ograniczenia użytych technik. Cały wysiłek idzie w nieliczne sceny, w których animatorzy wykazali się ambicją, by z trudnościami zawalczyć – dzięki temu walki sumo ozdabia kilka spektakularnych rzutów. Zmienność poszczególnych klatek jest poza tymi momentami mocno ograniczona, ale niedostatki udaje się jakoś zamaskować, choćby pastelowymi brawami i wiernością mangowemu stylowi, dzięki którym braki mogą uchodzić za celowy zabieg. Muzycznie podobnych sztuczek zastosować się już nie da, i choć opening utrzymany w klimacie pieśni enka jest ciekawą alternatywą dla popowej sieczki, to już reszta utworów nie dość, że kiepska, to zapętlana jest w nieskończoność, zanudzając już po pierwszym odcinku. Endingu za to całkowicie brak, co pozwoliło zaoszczędzić kilka dodatkowych jenów.

Gdybym miał traktować Abarenbou Rikishi!! Matsutarou z całą surowością, byłbym zapewne zmuszony stwierdzić, że nikt z Was, drodzy czytelnicy, nie powinien ryzykować rozczarowania, na jakie narażacie się, próbując oglądać to anime. Wierzę jednak, że jest to produkt wysoce specyficzny, który od początku przeznaczony był dla bardzo wąskiej grupy odbiorców, sentymentalnych osobników wychowanych na obyczajówkach z lat 70. i 80., którzy będą potrafili zignorować wady, dla innych dyskwalifikujące to anime. Wciąż nie jestem pewien, czy sam się do nich zaliczam, gdyż nie pozostałem na niedostatki obojętny, ale tych blisko dziewięciu godzin życia nie uznaję za zmarnowane. Było to ciekawe doświadczenie, które byłbym skłonny powtórzyć, choćby ze względu na protagonistę z piekła rodem. Gdyby ktoś zaoferował nakręcenie dalszego ciągu, obejrzałbym go w ciemno, świadom ograniczeń serii. W zasadzie to całkiem niezła rekomendacja…

Tassadar, 16 listopada 2014

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: Toei Animation, TV Asahi
Autor: Tetsuya Chiba
Projekt: Noboru Koizumi
Reżyser: Yukio Kaizawa
Scenariusz: Akatsuki Yamatoya
Muzyka: Tatsumi Yano