Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Yatta.pl

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

3/10
postaci: 2/10 grafika: 2/10
fabuła: 3/10 muzyka: 6/10

Ocena redakcji

3/10
Głosów: 6 Zobacz jak ocenili
Średnia: 3,00

Ocena czytelników

6/10
Głosów: 144
Średnia: 5,57
σ=2,49

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Piotrek)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Bishoujo Senshi Sailor Moon Crystal

zrzutka

Remake dwóch pierwszych części klasycznej mangi magical girls. Niestety wbrew tytułowi nie jest to kryształ tylko gniot. Serial nieudany pod praktycznie każdym względem.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: Avellana

Recenzja / Opis

Sailor Moon to absolutna klasyka anime. Wielu polskich fanów mangi i anime dorastało razem z tą serią. Opowiada ona o Usagi Tsukino, zwykłej 14­‑latce, która w szkole ciągle oblewa testy. Pewnego dnia od magicznej kotki Luny dowiaduje się, że jest reinkarnacją wojowniczki Sailor Moon z Księżycowego Królestwa zniszczonego przez Królestwo Ciemności. Teraz jego Królowe zamierzają podbić Ziemię, więc Usagi musi wraz z innymi czarodziejkami i tajemniczym Tuxedo Kamen ocalić Ziemię i znaleźć Srebrny Kryształ, zanim zrobią to wrogowie. W drugiej serii ich zadaniem będzie pomoc Chibiusie – dziewczynce przybyłej z XXX wieku. Czy uda im się zakończyć misję, nim tłum fanów z widłami i pochodniami zrówna z ziemią studio Toei Animation, które potraktowało po macoszemu remake tej legendarnej serii?

„Nowa” Usagi nie ma za grosz charyzmy. Nadal jest roztrzepanym śpiochem, ale poprzednio ukazano ją jako osobę sympatyczną, natomiast w Crystal nie posiada tego „pozytywnego magnetyzmu”, brakuje jej też zdecydowania, konsekwencji w działaniu i empatii. Zamiast tego wydaje się… egoistyczna. Postawiona przed jakimkolwiek problemem, myśli wyłącznie o swoich interesach, a jej błędy wynikają nie z gapiostwa, ale z tego, że skupia się na swoich potrzebach do tego stopnia, że nie potrafi trzeźwo spojrzeć na daną sprawę i zastanowić się, co powinna zrobić. Najbardziej drażniło mnie to, że kiedy ktoś jej bliski zostaje schwytany przez wroga, Usagi zamiast go ratować, stoi jak kołek i rozpacza, jaka to ona jest biedna, że jej go odebrano… Proces jej dorastania praktycznie nie istnieje, pod koniec jest ona samą beksą, jak na początku. Wszyscy niby podkreślają, że jest wspaniała i dobra, ale nic z tego nie wynika. Mamoru to sztampowy do bólu bishounen. Z kolei Chibi Moon z jednej strony jest samotna i skrzywdzona, ale z drugiej sprawia wrażenie rozpuszczonej i nie liczy się z innymi. Co gorsza, twórcy z czasem dodają jej kolejne skrzywienia psychiczne, byleby zrobić z niej jak najbardziej pokrzywdzone dziecko. Pozostałe postaci są kukiełkami tworzącymi dla nich tło. O innych Sailorkach wiadomo tylko tyle, że Ami to mózg grupy, Rei pracuje w świątyni i widzi przyszłość, a Mako jest silna, kochliwa i lubi gotować. Natomiast Minako twórcy zupełnie zignorowali i przez całe anime w zasadzie niczego się o niej nie dowiadujemy! Nigdy nie widziałam grupy magical girls, w której pozostałe dziewczęta w porównaniu do głównej bohaterki do tego stopnia przypominałyby papierowe ozdoby. Każdej Sailorce przez całą serię poświęcono zaledwie dwa odcinki, które prawie w ogóle nie rozwinęły ich charakterów.

Z czarnymi charakterami jest jeszcze gorzej. Po stronie Zła mamy w sumie 18 osób, ale warty wspomnienia jest tylko Diamand, który jako jedyny wyciąga wnioski i myśli, choć jednocześnie jest psychopatą z rozdwojoną jaźnią, który ciągle zmienia zdanie i którego działania nie mają sensu. W jednej chwili jest dla kogoś dobry, za moment chce go zabić… Resztę wrogów pozbawiono wszystkiego tego, za co w starej serii lubili ich fani. Tutejsi przeciwnicy nie mają żadnych osobowości, po prostu są źli i podbijają świat. Ostatecznie równie dobrze można by zostawić tylko Usagi, Mamoru, Chibiusę i jednego wroga, a resztę postaci usunąć i fabuła niewiele by straciła.

W 26 odcinkach zawarto dokładnie 26 rozdziałów mangi. Fabuła jest pozbawiona wypełniaczy, zwięzła i wierna pierwowzorowi. Niestety, choć te cechy zazwyczaj uważane są za zalety, tym razem stanowią poważną wadę. Zacznijmy od tego, że twórcy ortodoksyjnie trzymają się zasady „jeden rozdział mangi = jeden odcinek anime”. To sprawia, że czas antenowy bywa na siłę rozciągnięty, a epizody stają się nudne i pełne dłużyzn. Staremu anime zarzucano, że połowa serii to wypełniacze, ale tam wykorzystano je na przedstawienie postaci, którego w Crystal zabrakło. Cały czas antenowy zajmują dwa wątki: walka ze złem i relacje między Usagi, Mamoru i Chibiusą. A przecież ważnym elementem mahou shoujo jest też codzienne życie bohaterów, które tutaj ledwo zarysowano. Wątki poboczne, które mogły ubarwić serię, są porzucane, albo kończą się, zanim na dobre się zaczną. Brakuje też humoru, bo zrezygnowano z kolejnego atutu oryginalnej serii – super­‑deformed. Większość odcinków jest przewidywalna i nijaka, nie ma w nich nic wartego uwagi.

Zamiast zbudować porządny, dramatyczny nastrój, twórcy postawili na patetyczne dialogi o tym, że nic się nie da zrobić. Postaci usiłują wmówić widzowi, że strasznie cierpią i sytuacja jest rozpaczliwa, chociaż nic na to nie wskazuje. Po prostu lamentują i szybko się poddają. Zwłaszcza, że w krytycznych momentach tylko część bohaterów walczy, a reszta, zamiast im pomóc, stoi z boku i się patrzy. W dodatku sceny śmierci (które kiedyś były jednym z największych atutów uniwersum) są tak pozbawione emocji, że można je przegapić! I potem nie wiadomo, czy dana postać zginęła, czy tylko została trafiona i uciekła. Wielu spraw nie wyjaśniono, a inne rzeczy są mocno naciągnięte. Na to, że nikt nie poznaje Sailorek po przemianie przymknę oczy, bo to popularny motyw w tym gatunku. Ale np. gdy wrogowie otwierają nowy interes, w jeden dzień stają się sławni na całe miasto (a w dwóch przypadkach na cały świat). Przy okazji podróży w przyszłość powiedziano, że jeśli dwie takie same osoby znajdą się w tym samym czasie, zaczną znikać. Dotknęło to postaci, które spędziły w XXX wieku kilka godzin, a tym, które przebywały tam wiele dni, nic się nie stało.

Morał z oryginalnej serii brzmiał: trzeba mieć nadzieję, nie poddawać się, walczyć o przyjaźń i miłość. Niestety w Crystal Usagi skupia się tylko na Mamoru i ignoruje przyjaciółki. Nawet gdy słyszy, że one nie żyją, powtarza sobie, że sama nie da się zabić, póki nie zobaczy Mamo­‑chana (a gdy Luna zostaje ranna, płacze i mówi, że ją kocha. Ważniejszy jest dla niej kot?). Jej uczucie do Mamoru zniszczyło też przesłanie by się nie poddawać. Doszło do tego, że Usagi radzi sobie tylko, gdy on stoi obok i szepcze do ucha: „Nie poddawaj się, kochanie, dasz radę!”. Jeśli podejmie jakieś kroki bez niego, możemy być pewni, że poniesie klęskę i będzie rozpaczać, że nie ma przy niej Mamo­‑chana. W dodatku ich watek poprowadzono naprawdę fatalnie. Na początku czubią się i lubią, natomiast gdy odzyskują wspomnienia, w jednej chwili ich uczucie zmienia się w wielką tragiczną miłość. Nie mają chwili, by ją rozwinąć i nacieszyć się sobą, bo ich związek oparto głównie na koszmarnych próbach jego udramatyzowania. W tym celu między innymi kilkakrotnie wyprano Mamoru mózg, by wrogie kobiety mogły się do niego potulić i żeby Usagi rozpaczała nad tym, że jej Mamo­‑chan zrobił się zły i wali ją berłem w ramię… Zupełnie niepotrzebnie dodano też zazdrość o Chibiusę. Reakcję Usagi na to, że mała nocowała u niego, przedstawiono w taki sposób (i z taką muzyką), jakby chłopak zdradził ją z pięciolatką! Ale apogeum głupoty widać w scenie, gdy Mamoru zostaje opętany przez Beryl, zaś Usagi stwierdza, że… zabije go, bo nie chce oglądać jego „złej wersji”. Kto normalny zabija bliskich bo nie chce na nich patrzeć?! A inne pary? Wątek Mako i Ittou urwano w najciekawszym momencie, a platoniczną miłość Sailor Pluto ograniczono do czerwienienia się. Jest za to nowy romans Sailorek i Generałów… zakończony najgorszą sceną romantycznej śmierci, jaką widziałam. Błyska światło, zostaje dziura w ziemi, Sailorki płaczą przez 45 sekund… I zapominają o nich, żyją, jakby nic się nie stało. A gdzie emocje, zbliżenia na twarze i inne podstawowe elementy kanonu? Pewnie w koszu na śmieci!

Twórcy nie pomyśleli o tym, że coś, co kiedyś mogło się wydawać nowością, przynajmniej w obrębie tego gatunku, dziś może być odbierane inaczej. Najlepiej widać to w formowaniu drużyny. Każda członkini oprócz Minako trafia do niej według tego samego schematu: zaprzyjaźnia się z Usagi, zostaje zaatakowana przez siły Zła, przemienia się i od razu dołącza do grupy. Dawniej to nie budziło zastrzeżeń, dzisiaj sprawia wrażenie niewykorzystanego potencjału. We współczesnych seriach jest to okazja do pokazania jakichś rozterek i emocji, natomiast to, co zaprezentowano w Crystal jest oklepane i wykonane bez żadnego pomysłu. W zasadzie całą fabułę można podsumować: „Kiedyś to było dobre, dziś powstały lepsze wersje tego samego”.

Niestety graficznie seria prezentuje się jeszcze gorzej. Toei Animation to studio z długą tradycją, ale najwyraźniej nie uznało za stosowne przeznaczyć na ten projekt odpowiednich zasobów. O ile projekty postaci są ładne, to samo wykonanie woła, czy raczej wrzeszczy, o pomstę do nieba. Ciągle pojawiają się niestaranne rysunki, od których kamera szybko ucieka (mądry sprzęt, nie dziwię mu się), tak żeby nikt ich nie zauważył. Rozstaw oczu i twarze zmieniają się dosłownie w każdym ujęciu. Raz są pociągłe, raz trójkątne, raz kwadratowe, raz spłaszczone. Szyje, nogi, ręce i palce są za długie, za cienkie i powykręcane w różne strony. Na domiar złego włosy Usagi wiją się nienaturalnie na wszystkie strony, a kiedy bohaterowie się pochylają, nie mają oczu, tylko ciemną plamę na twarzy. Nawet kotów nie ominęła „japońska masakra rysikiem do tabletu”. Dodano im talię osy i ogony dłuższe od reszty ciała. Tła są puste, cieniowanie niestaranne, a jaskrawa kolorystyka prezentuje się cukierkowo.

Bardzo dawno nie widziałam też tak leniwej animacji. Twórcy upraszczają ją, kiedy tylko się da, cały ruch ograniczono do naprawdę niezbędnego minimum. Dużo ujęć się powtarza, a walki są fatalnie animowane. Wszystkie sceny pokazujące, jak ktoś jest zdumiony lub przerażony, są tak przedłużane, że można pomyśleć, iż odbiornik się zawiesił. Efekty specjalne pozostawiają wiele do życzenia. Nawet spodobały mi się transformacje, ale jestem chyba jedyną osobą, która tak uważa. Totalnie nietrafiony był natomiast pomysł, żeby animować metamorfozy w CGI. Dodawanie przemian 3D do rysunkowych serii mahou shoujo ma sens tylko wtedy, gdy stanowią one część układu tanecznego, a do tego CGI wykonane jest tutaj wyjątkowo niestarannie. Ponadto komputerowy Kryształ wygląda sztucznie i kłóci się z rysunkowa resztą, Królowa Metalia i planeta Nemesis to kłujące w oczy świetliste plamy, a Fantom Śmierci… wygląda jak głowa klasycznego ufoludka. Do tego dochodzą zwykłe błędy. Diana początkowo ma niebieskie oczy, potem różowe. Srebrny Kryształ raz ma łańcuszek, raz nie. Postacie giną na pustkowiu, padają na plecy, w kolejnym odcinku leżą w innych ubraniach, w innej pozycji, twarzami do ziemi. Mamoru zostaje trafiony mieczem, ma na klacie półmetrową ranę, w kolejnym odcinku okazuje się, że nie ma rany, bo jego klejnoty (bez skojarzeń!) zatrzymały broń… Gdyby przyznawano Złote Maliny za najgorszą grafikę i animację, Crystal miałby je w kieszeni. Na szczęście w wersji Blu­‑ray wykonano kosmetyczne poprawki twarzy, cieni i sylwetek. To jedna rzecz, która ratuje grafikę przed postawieniem jej pały…

Gdy pytałam ludzi, co najbardziej podobało im się w Crystal, drugą najczęściej padającą odpowiedzią była muzyka (pierwsza brzmiała: „Nic”…). Niestety ścieżka dźwiękowa też ma swoje wady. Yasuharu Takanashi robił już soundtracki do mrocznych serii (Shiki, Mononoke), ale jest bardziej znany ze słodkich przygodówek shoujo (Fantasista Doll, serie z cyklu Precure). I tym razem poszedł tą drugą drogą. Spodobało mi się kilka klimatycznych utworów, szczególnie Tsuki no Densetsu, które skojarzyło się z Wedding Wars: Ai wa Honoo, czyli drugim openingiem Wedding Peach. I tu zaczynają się schody, bo w zasadzie cały OST pasowałby lepiej do aniołów i panien młodych niż do czarodziejek z kosmosu. Wiele utworów brzmi jak kolędy i pieśni kościelne. W pewnym momencie zaczęłam wręcz nucić „Chwała na wysokości, a pokój na Ziemi…”. Wykonujący opening zespół Momoiro Clover Z nagrał własną wersję Moonlight Densetsu, ale ostatecznie nie wykorzystano jej w anime. Zamiast niej użyto nowego intro, Moon Pride. Zarówno ten utwór jak i ending są po prostu ładne i nie wybijają się ponad przeciętność. Ze starej ekipy seiyuu została tylko Kotono Mitsuishi jako Usagi. Sailorki, Bractwo Śmierci i Generałowie głosowo wypadli całkiem dobrze. Gorzej z resztą antagonistów. Petz brzmi jak stara babka ze wsi, Beryl dziwnie stęka i jęczy, a Metalia rycząc, wydaje takie dźwięki, jakby korzystała z torby na chorobę lokomocyjną. Natomiast Mędrzec prowadzi rozmowy w taki sposób, że przypominają… kwestie z tradycyjnego japońskiego teatru kabuki. Gdy tylko się odzywał, miałam ochotę się śmiać.

Aby podsumować moje zdanie o tej serii, sparafrazuję słowa, które w grze Diablo III wypowiada kupiec Kadala, prezentując graczowi przedmioty kupione na zasadzie „kota w worku” – „Widywałam lepsze (magical girls). No nic, (Blu­‑ray) nada się na przycisk do papieru…”. Widać, że twórcy w ogóle nie zrozumieli, co czyni Sailorki wyjątkowymi, a cały urok oryginalnej serii powędrował do kosza. Jeśli macie ochotę na nową wersję kreskówki z dzieciństwa, lepiej przejdźcie od razu do nieporównywalnie lepszego trzeciego sezonu tego remake’u. Dużo nie stracicie.

Donia, 16 sierpnia 2021

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: Toei Animation
Autor: Naoko Takeuchi
Projekt: Yukie Sakou
Reżyser: Munehisa Sakai
Scenariusz: Yuuji Kobayashi
Muzyka: Yasuharu Takanashi

Odnośniki

Tytuł strony Rodzaj Języki
Bishoujo Senshi Sailor Moon Crystal - wrażenia z pierwszego odcinka Nieoficjalny pl