Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Studio JG

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

5/10
postaci: 6/10 grafika: 3/10
fabuła: 4/10 muzyka: 6/10

Ocena redakcji

6/10
Głosów: 6 Zobacz jak ocenili
Średnia: 6,33

Ocena czytelników

6/10
Głosów: 33
Średnia: 6,15
σ=1,5

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Avellana)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Hitohira

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 2007
Czas trwania: 12×24 min
Tytuły alternatywne:
  • ひとひら
Postaci: Artyści, Uczniowie/studenci; Pierwowzór: Manga; Miejsce: Japonia; Czas: Współczesność; Inne: Realizm
zrzutka

Udział w szkolnym teatrze receptą na nieśmiałość? Nieźle zapowiadająca się, ale rozpaczliwie przeciętna seryjka szkolna.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl

Recenzja / Opis

Właściwie Mugi Asai nie bardzo pasuje do liceum o profilu artystycznym – trafiła tu wyłącznie ze względu na swoją najlepszą przyjaciółkę, zafascynowaną fotografią. Skoro jednak tu jest, powinna zapisać się do jednego z licznych klubów… Ale czy naprawdę musi? Mugi jest nieśmiała do tego stopnia, że nawet odezwanie się w klasie stanowi dla niej poważny problem. W dodatku w takich sytuacjach całkiem dosłownie nie może wydać z siebie głosu – a szkoda, bo głos ma ładny i mocny, ale bardzo rzadko daje otoczeniu okazję go posłuchać.

Wszystko jednak ma szansę się zmienić, kiedy – nieco przypadkiem – zostaje zgarnięta do szkolnego klubu teatralnego. Drugiego szkolnego klubu teatralnego, dodajmy. Ten pierwszy to całkiem normalny klub, gromadzący spore stadko miłośników teatru i rządzony przez charyzmatyczną Mirei Sakaki. Ten drugi zrzesza całe pięć osób (licząc już z nowymi nabytkami – Mugi i jej kolegą z klasy, Kaiem), a przewodniczącą jest Nono Ichinose, obdarzona równie silną osobowością, jak Mirei. Oczywiście obie panie przewodniczące żyją ze sobą jak pies z kotem, co przekłada się na wrogość i ostrą rywalizację między samymi klubami. Jak w tym wszystkim odnajdzie się Mugi?

Serie tego typu mają zazwyczaj nieliczną, ale oddaną widownię. Ich amatorzy podkreślają wrażliwość, potrzebną do odbioru prostych historii, nasyconych stonowanymi emocjami i odnajdujących niezwykłość w codzienności. Nie ukrywam, że ja także lubię takie opowieści. Problem polega na tym, że wbrew pozorom „opowieści z życia wzięte” muszą mieć fabułę skonstruowaną równie precyzyjnie, jak thrillery science­‑fiction. Właśnie w takim prostym układzie każdy fałszywy ton i kiks scenariusza są doskonale widoczne, nie mogąc schować się chociażby pod efektownymi scenami akcji.

Tymczasem autorce (a za nią scenarzystom) jakimś cudem najzwyczajniej w świecie zabrakło pomysłu. A może wiary w to, że teatralne perypetie Mugi, zwieńczone oczywiście jakimś przedstawieniem, wystarczą, by „unieść” tę serię? Już na samym początku dostajemy więc dodatkową atrakcję – jesienią mają się odbyć przedstawienia obu klubów teatralnych, po których klub przegrany musi ulec likwidacji. Taki termin, zamiast nadać rytm opowieści, poważnie nadwyręża jej wiarygodność (raczej rzadko kiedy tego rodzaju problem rozwiązywano by w taki sposób), a związany z konsekwencjami przegranej dramatyzm dodaje przygotowaniom niepotrzebnego patosu „walki o przetrwanie”. Równolegle rozwijany wątek personalny jest niestety jeszcze gorszy – dowiadujemy się bowiem, że jeśli nasz przyjaciel postanowił w wieku nastoletnim zrobić głupotę, która zniszczy mu życie, to naszym obowiązkiem jest wspierać taką osobę w jej „marzeniu”, a nie próbować wybić jej to z głowy… Przy czym należy pamiętać, że chyba żaden z bohaterów nie myśli serio o karierze scenicznej i epizod teatralny zamierza pozostawić w liceum! Zapowiadany „pojedynek” rozgrywa się już w odcinku ósmym, na dziewiąty zostają rozciągnięte jego konsekwencje, a potem przez trzy odcinki oglądamy desperackie próby wyciśnięcia z widzów wzruszenia kolejnymi kieszonkowymi tragediami oraz zamknięcia opowieści jakąś emocjonalną i znaczącą klamrą.

Bohaterowie na pierwszy rzut oka prezentują się sympatycznie, a co najważniejsze – nie są przesadnie udziwnieni. Szybko jednak okazuje się, że nie dowiemy się o nich niczego, poza garścią banałów oraz (niestety) wyżej wspomnianych dramatów, które skutecznie rujnują ich prawdopodobieństwo psychologiczne i każą wygłaszać koszmarnie drętwe przemowy. Całkiem nieźle bronią się wątki romantyczne – właśnie dlatego, że trochę nie starczyło dla nich czasu i rozwijają się na drugim planie, pozostają naturalne i zwyczajnie ciepłe. Przy okazji trzeba jednak napisać, że odtwarzająca rolę Mugi mało jeszcze doświadczona Orie Kimoto nie bardzo poradziła sobie z tym zadaniem. Jej Mugi brzmi bardzo przekonująco, kiedy jąka się niemal niedosłyszalnym głosem. Jednak ów słynny „głos sceniczny” jest tylko i wyłącznie mocny – nie ma w nim śladu modulacji aktorskiej, a „zagrane” nim sceny wypadają straszliwie sztywno. Owszem, można to tłumaczyć (całkiem zrozumiałym) brakiem aktorskiego doświadczenia bohaterki, ale to nie wyjaśnia zachwytu, w jaki wszyscy wtedy wpadają. Niestety do gry na scenie nie wystarcza mocny głos i dobra dykcja…

Chociaż – może wystarcza? Nie dane nam tu oglądać procesu „powstawania przedstawienia”, który zresztą miałby spore szanse absolutnie wystarczyć jako oś fabuły. Próby są nieliczne i poszarpane, o wypracowywaniu jakiejś koncepcji na dekorację i ruch na scenie nie ma mowy – zamiast tego możemy podziwiać kolejne dramatyczne rozmowy o tym, kto się do czego nie nadaje. Jedno trzeba powiedzieć: cała piątka bohaterów zachowuje się na scenie koszmarnie sztucznie i drewniano, w czym nie pomaga autorska sztuka, w której grają – nieznośnie pretensjonalna bzdurka, która może pasowałaby do teatrzyku w podstawówce, ale na pewno nie wywołałaby żadnych wzruszeń w liceum.

Nie każda seria musi mieć od razu wysoki budżet, ale jednak grafika Hitohira pozostaje bardzo głęboko poniżej średniej. Uwagę zwracają przede wszystkim wady animacji – sztywne ruchy postaci, ograniczane zresztą do minimum, nieruchome tła, kamera jeżdżąca po szkicowanym obrazku – nie ominięto tu niczego, na czym można by obciąć koszty. Do tego dochodzą wyjątkowo paskudne efekty komputerowe, z sypiącymi się „plastikowymi” płatkami wiśni na czele. Postaci są naszkicowane niemal prostymi liniami, a ich twarze mają identyczne kształty i zazwyczaj są po prostu pozbawione wyrazu. Uwagę zwracają nietypowe refleksy na włosach, sprawiające wrażenie, jakby nieszczęsnych bohaterów ufarbowano lakierem typu „metalic”. Muzyka nie przeszkadza – jest poprawna i nie wpływa w żaden sposób na ocenę całości.

Hitohira to przykład tytułu, w którym niezły pomysł na spokojną serię obyczajową został pogrzebany pod chwytami z kiepskiej telenoweli. Rozpaczliwie przeciętna i miejscami nudna, ma pewnie szanse się podobać osobom, które lubią historie „z życia wzięte”, a w tytułach takich jak Asatte no Houkou czy Binbou Shimai Monogatari nie widzą żadnych fabularnych niedociągnięć.

Avellana, 20 października 2007

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: GENCO, XEBEC
Autor: Izumi Kirihara
Projekt: Junko Yamanaka, Masatomo Sudou
Reżyser: Akira Nishimori
Scenariusz: Megumu Sasano