Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Studio JG

Komentarze

czarna mamba

  • Avatar
    czarna mamba 25.08.2013 23:41
    Re: ...
    Komentarz do recenzji "Free!"
    Na ironii trochę trzeba się znać.

    Przekaz jest taki, że autor/ka wyśmiewa seksistowskie podejście wielu buraków do kobiet, dla których płeć piękna składa się jedynie z biustu, dwóch par warg oraz rąk do gotowania obiadów i prania gaci.
  • Avatar
    czarna mamba 25.08.2013 23:33
    Re: ...
    Komentarz do recenzji "Free!"
    Jeszcze jak facet ma na czym siedzieć, to tym bardziej ;). Mój pośladkowy fetyszyzm właśnie daje o sobie znać xD.
  • Avatar
    czarna mamba 25.08.2013 18:09
    Komentarz do recenzji "Księżniczka Mononoke"
    Jeżeli chodzi o dzieła kierowane do dzieci, muszę Cię poważnie rozczarować ;). Księżniczka Mononoke niewątpliwie nie jest pozycją dla dzieci, które nie powinny stykać się z realiami wojny oraz brutalnością z niej wynikającą, którą przedstawia film. Wiem, że pisząc to, masz na myśli większość filmów SG, ale przytoczę jeszcze jeden tytuł, którego za nic w świecie nie powinny oglądać dzieci. 'Grobowiec świetlików' jest bowiem filmem bardzo trudnym, poruszającym dramat ludzi, którzy w trakcie najazdu wroga tracą wszystko – rodziny, przyjaciół, cały dobytek. Nie wiem, czy chciałbyś swoim dzieciom pokazać scenę, w której przedstawieni są ranni, a matka głównych bohaterów wygląda jak mumia pokryta lęgnącym się robactwem, żerującym na jej zwłokach. Ohydny widok, ale jakże prawdziwy (aż do bólu) i dodaje realizmu wątkowi wojny.
  • Avatar
    A
    czarna mamba 25.08.2013 17:51
    Uwielbiam anime Studia Ghibli
    Komentarz do recenzji "Księżniczka Mononoke"
    Uwielbiam anime Studia Ghibli. W ich kolekcji jest naprawdę niewiele tytułów wobec których przechodzę obojętnie. Niektóre są tak spokojne, że na pierwszy rzut oka można stwierdzić – nuda. Mają jednak tak niesamowity klimat, że nie da się tego powiedzieć o żadnym z tytułów. W obliczu całej masy anime, w których prym wiodą spektakularne efekty specjalne, niektóre przyciągają mnie swoją normalnością, pozorną pospolitością fabuły, wątków oraz tła.

    Mononoke Hime nie należy do tych zwyczajnych tytułów, ale w pełni zachowuje klimat mojego ukochanego studia anime. Tą perełkę nabyłam lata temu, gdy nie miałam jeszcze swobodnego dostępu do zasobów internetu i nie mogłam w dowolnym momencie włączyć filmu online. Oglądałam ją już niezliczoną ilość razy i do tej pory nie mogę powiedzieć – znudziło mi się. Niemal każda postać dodaje coś od siebie. Nie mamy tylko i wyłącznie San, Ashitaki i Eboshi, a także Moro, które są głównymi postaciami filmu. Mamy również wiele innych postaci, które posiadają swoją indywidualną charakterystykę. Idźmy dalej. Anime jako całość nie jest tak uporczywie jednoznaczne. Nie da się powiedzieć, że jedna postać jest czarna, druga biała. Pod tym kątem spokojnie można dokonywać analizy charakterologicznej chociażby Lady Eboshi. Z jednej strony pomaga, z drugiej niszczy. Świat nie jest tak bardzo jednoznaczny, jak mogłoby się wydawać, żeby przetrwać, człowiek musi być silny, nierzadko brutalny. W przeciwnym wypadku zostaje zmiażdżony przez innych. Niszcz lub zostaniesz zniszczony. Taką zasadą kieruje się Eboshi i nie należy jej za to winić. W końcu nie robi tego wszystkiego dla siebie. Pod swoim skrzydłem ma całą społeczność wyrzutków, których przygarnęła, wypielęgnowała, dała schronienie i pracę. Jako antagonistka dla naszych głównych bohaterów jest postacią niemal wzorcową. Nie można ująć jej jednak ludzkich odczuć, dlatego z całego anime jest postacią najbardziej złożoną i wielowątkową.

    Anime polecam jako bardzo dobrą pozycję dla kogoś, kto preferuje tytuły na wysokim poziomie. Nie mogę jednak z czystym sumieniem powiedzieć, że jest dla każdego. Z jednej strony widzimy sielankę, którą reprezentuje las, a także osada Emishów, z drugiej strony widać brutalność systemu feudalnego oraz całą masę problemów społeczności cywilnej, piętrzących z tego tytułu. Zewsząd nadciąga wojna, śmierć jako naturalna konsekwencja powyższej. Skutki wojny nie są w żaden sposób zawoalowane, ugrzecznione. Wszystko widać jak na dłoni. Z tego względu odstraszyć od tytułu mogą sceny, w których przeciwnicy tracą członki na skutek celnych ataków Ashitaki. Pod tym względem bardzo podobny jest 'Grobowiec świetlików' – film, który z czystym sumieniem określam mianem 'filmu z najwyższej półki'. Podczas, gdy wielu tytułów już nie pamiętam lub kojarzę je przez mgłę, tych dwóch pozycji nie zapomnę nigdy.
  • Avatar
    czarna mamba 25.08.2013 00:54
    Re: Ufff :)
    Komentarz do recenzji "Suki-tte Ii na yo"
    Nie jesteś jedyną osobą, która zobaczyła w anime to, co chciała :). Zawsze omijałam shoujo szerokim łukiem, ale ostatnio naszła mnie ochota na głębsze zapoznanie się z gatunkiem. Niestety, każda z serii, po które ostatnio sięgnęłam była kompletnie nie do wytrzymania, więc chciałam się poddać i wrócić do shounenów i cyberpunków, ale natknęłam się na coś, co przykuło moją uwagę zwyczajną (właśnie tak, od dawna bardzo mi tego brakowało), schludną i nieagresywną kreską. Postanowiłam spróbować i już po pierwszym odcinku wiedziałam, że dobrnę do końca, nawet jeżeli gdzieś w środku seria może przeżyć kryzys. Tytuł przypadł mi do gustu i ostatecznie uratował reputację gatunku. Mam nadzieję na więcej podobnych tytułów. Nie czułam czegoś takiego od czasu Chihayafuru, które jest jedną z moich ulubionych serii :).
  • Avatar
    A
    czarna mamba 25.08.2013 00:30
    Mój efekt 'Oh!'
    Komentarz do recenzji "Suki-tte Ii na yo"
    Nareszcie, po ciężkich bojach z równie ciężkimi w odbiorze tytułami shoujo, trafiłam na coś, co pochłonęłam w całości w niemal kilka godzin. Nareszcie znalazłam tytuł, który wywołał u mnie efekt 'Oh!'. Kilka poprzedzających tytułów, z którymi próbowałam sobie poradzić zakończyło się na 2­‑3 odcinkach, więcej nie byłam w stanie wytrzymać, aż skręcało mnie z obrzydzenia, a serie wywoływały we u mnie potężny ziew. W przypadku tej serii żałuję, że skończyła się na 13 odcinkach. Po prostu chcę więcej, a piszę tak w przypadku naprawdę niewielu tytułów, które wpadły mi w oko i poruszyły serce. Takie wredne i cyniczne babsko, jak ja też czasem jest w stanie się wzruszyć, tylko potrzebuje do tego naprawdę silnego bodźca ;). W 'Sukitte…' znalazłam go i jestem w pełni usatysfakcjonowana :). Ten tytuł ratuje cały gatunek shoujo, który uważałam do tej pory za nudny, płytki, przesłodzony i ohydny :P. Wpisuję go na listę moich faworytów i na pewno wrócę do niego :).
  • Avatar
    czarna mamba 23.08.2013 08:53
    Re: Wcale nie tak źle
    Komentarz do recenzji "Brothers Conflict"
    Taaa, tatuś płodny, jak młody buchaj, nastukał trzynastkę marzeń i ulotnił się gdzieś indziej, by dalej podnosić demografię kraju xD. Nasz Premier dałby mu dotację za rozsiewanie plemników na prawo i lewo, bo za kilkadziesiąt lat nie będzie miał kto płacić podatków w Polsce xD. Matka z kolei wizualnie wygląda na prawie tyle samo lat, co jej dzieciaczki. Nie wiem, jakich metod podtrzymujących młodość używa, ale jak na matkę trzynastki dzieci, z których prawie połowa jest już dorosła, trzyma się niesamowicie, chyba że u niej każda ciąża trwała tyle samo, co u chomika, wtedy uwierzę, że w tak młodym wieku można mieć tyle dzieci :P.

    Ps. Lubię wiewiórki, ale ta jest wyjątkowo irytująca. Gdyby zechciała się uciszyć, byłaby o wiele sympatyczniejsza :P. Główna bohaterka nie daje rady, to trzeba było wcisnąć w serię wiewiórę­‑przyzwoitkę, pilnującą ją na każdym kroku xD.
  • Avatar
    czarna mamba 23.08.2013 08:44
    Re: Wcale nie tak źle
    Komentarz do recenzji "Brothers Conflict"
    Nie znam żadnej górnolotnej produkcji shoujo, a nadmiar romansu jest potwornie mdły, podobnie jak główna bohaterka tej serii. Nie ma w niej kompletnie nic, co zdołałoby przyciągnąć, a przede wszystkim utrzymać uwagę widza. Mogę się założyć, że takie badziewia sprzedają się w Japonii doskonale. Nie ma to jak karmić się harlequnowską papką, która doprowadza mózg do postaci płynnej.

    Próbuję dalej, mając nadzieję, że znajdzie się w końcu coś, co nie wali po gałach różem i co nie zalatuje tanim harlequinem. Naprawdę chcę przekonać się do tego gatunku, ale oglądam już trzecie lub czwarte anime, w którym główna bohaterka wygląda, jakby miała przewrócić się z wyczerpania. Chcę też coś z jajem, a ta seria, gdyby nie kilkoro dziwadeł, m. in. brat­‑siostra i fryzjer­‑artysta-cut, jest niemal śmiertelnie poważna. Główna bohaterka (nawet nie pamiętam imienia) tylko to potęguje.

    Zmoderowano wulgaryzm. Uprzejmie prosimy o stosowanie niewulgarnych synonimów.
    Moderacja
  • Avatar
    czarna mamba 23.08.2013 01:10
    Re: Wcale nie tak źle
    Komentarz do recenzji "Brothers Conflict"
    Nie mam porównania, gdyż do tej pory omijałam shoujce szerokim łukiem, żeby nie musieć uciekać od nich z krzykiem. Jedynym względnym animcem pod względem fabuły (bo przecież nie kreski, która może kompletnie zmiażdżyć), jaki oglądałam, był Skip Beat!, więc postanowiłam rozejrzeć się trochę po tytułach dla onna i co? I jajco. Nie jestem w stanie strawić ani głównej bohaterki, ani tym bardziej stada bizonów (albo raczej baranów), kręcących się wokół niej, jak muchy wokół g…. Jestem właśnie na trzecim odcinku i oglądam to tylko po to, by na sam koniec nasmarować jakąś wybitnie sarkastyczną recenzję. Stwierdzam jednak, że na trzeźwo jest trudno, a po pijaku nic bym z tego nie wiedziała, więc na jedno wychodzi. Straszne, masakryczne, miażdżące i paraliżujące. Można rzygnąć tęczą. Kompletnie nie moje klimaty. Shouneny zalatują przynajmniej jakąś fabułą, nie mówiąc już o cyberpunku, ale to?! Myślałam, że kobiety są mądrzejsze od facetów, ale widzę, że chyba nie te japońskie. Są sweet, bleh!
  • Avatar
    czarna mamba 13.07.2013 01:41
    Re: To nie jest gra dla starych ludzi...
    Komentarz do recenzji "Chihayafuru 2"
    Prawda początkowo Taichi grał w karutę dla Chihayi, ale obecnie zaczął odnosić zasłużone sukcesu, a sama gra daje mu satysfakcje.


    Taaaak, ale nie chciałabym, by zatracił się w grze, jak większośc bohaterów. U tej niewielkiej garstki cenię zdrowe podejście do tej gry, które nie odseparowuje ich od codziennego życia. Chihaya, Arata, Shinobu i parę innych osób to ekstremalne przypadki, więc dla równowagi potrzeba kogoś zdrowo patrzącego na karciankę i jej potencjalne znaczenie w życiu. Ile można walic łapami w tatami (jeszcze, do diabła, za darmo!!!)? Co za dużo, to nie zdrowo.

    A co do jego motywu gry w karutę, uważam że był co najmniej tak infantylny, jak motyw Sumire, która też z czasem poczuła karutowego bluesa i cieszyła się ze swoich drobnych zwycięstw, a nie tylko z faktu stałego przebywania w pobliżu Taichi'ego. Nawet jeżeli szaleje za Chihayą do nieprzytomności, nie powinien rezygnowac z własnych marzeń i planów. W jaki sposób chce zwrócic na siebie jej uwagę, skoro w nieskończonośc będzie tkwił pod jej pantoflem?
  • Avatar
    czarna mamba 13.07.2013 01:26
    Re: To nie jest gra dla starych ludzi...
    Komentarz do recenzji "Chihayafuru 2"
    bo jeżeli znasz to uczucie to wiesz, że z miłości człowiek jest zdolny do największych poświeceń


    Nie wiem, skąd czerpiesz takie informacje, ale na pewno nie z realnego życia. To, że w shoujo mangach zakochani ludzie potrafią wskoczy za obiektem swoich westchnień w ogień, nie znaczy, że w rzeczywistości tak jest. Zejdź na ziemię ;). Byś się zdziwiła, co ludzie potrafią robic z 'miłości' O_o.

    To nie tak wciąż robisz z niego amanta, a on dzieciństwa jest stały w swoich uczuciach.


    Nie robię z niego amanta, to po prostu normalne, że umawia się z dziewczynami. Co w tym złego? Złe jest tylko to, że na zastępstwo za Chihayę wybierał najłatwiejsze pustaki, które same się pchały do związku. Zamiast jednak grzecznie odmawiac i zachowywac full celibat dla swojej ukochanej, brnął w związki bez żadnych perspektyw i przyszłości.

    Jak teraz czytam *inną mangę* (Ty dobrze wiesz, jaką ;)), i właśnie widzę, jacy z Japończyków są gadżeciarze, nawet jeżeli gadżetem ma byc facet/kobieta, ogólnie ktoś popularny. Jak łatwo ludziom zmieniają się gusta i priorytety. Aż jestem tym przerażona O_o. Dla dziewczyn, które umawiały się z Taichim, był on właśnie takim gadżetem, który pasował do torebki, butów, sukienki i koloru paznokci. Jakież to prostackie.

    Ps. Czasem miło byłoby przeczytac odniesienie do całości mojej wypowiedzi, a nie tylko oderwanego fragmentu, zwłaszcza jeżeli dotyczy różowowłosego aniołeczka ;>.
  • Avatar
    czarna mamba 13.07.2013 00:34
    Re: To nie jest gra dla starych ludzi...
    Komentarz do recenzji "Chihayafuru 2"
    Trochę to dziwne, ale Japonki chyba już tak mają, że rumienią się na widok swoich mentorów, zwłaszcza gdy ci chwalą piękno ich kimon xD. W każdym razie, wątpię by tylko o to chodziło, tym bardziej, że gdybym była na miejscu Chihayi, nie chciałoby mi się jechac do innego województwa, by przekonac kogoś, kogo ledwo znam do swojego hobby :P. Z resztą, co mi tam. Mogę jedynie czekac na kontynuację mangi i trzeci sezon anime ;). Teraz chcę jedynie zobaczyc Aratę w tradycyjnym stroju. Rarytasik ;).

    Co do samej karuty – wszyscy tam mają równe kuku na muniu, włącznie oczywiście z Aratą oraz Queen. Żeby stawiac karciankę na pierwszym miejscu, trzeba byc nieziemsko stukniętym xD. Trochę więcej powagi. Chciałabym zobaczyc trochę twardsze stąpanie bohaterów po ziemi, bo nie da się życ samymi mrzonkami. W byciu Meijinem oraz Queen karuty absolutnie nie ma nic złego, ale dążenie do osiągnięcia tego poziomu u niektórych bohaterów graniczy z obsesją. Sam temat anime jest intrygujący, bo nigdy wcześniej nie spotkałam się z tą grą, ale uwielbienie jej do tego stopnia, że patrzy się na świat i ludzi tylko przez karty, to już lekkie przegięcie. Takie rzeczy się leczy, moi drodzy ;P.

    Na początku podobała mi się postawa Taichi'ego – 'nie chcę zmarnowac życia na grę w karutę'. I mógł przy tym zostac, zamiast realizowac nieswoje plany i marzenia. Zrobił to z zazdrości o Aratę i gdyby Chihaya ze swoim wszędobylskim nochalem nie wepchnęła się na podwórko tego drugiego, Taichi grałby sobie teraz w piłkę, uczył się i zarywał najłatwiejsze dziewoje w Tokio, a fabuły w ogóle by nie było.
  • Avatar
    czarna mamba 12.07.2013 23:10
    Re: To nie jest gra dla starych ludzi...
    Komentarz do recenzji "Chihayafuru 2"
    Jakoś tego nie kupuję. Każda dziewczyna, niezależnie od wyglądu, stanu posiadania (w tym siostry jako najbardziej upierdliwego zwierza domowego) czy sytuacji rodzinnej, chce by atrakcyjna, chociażby dla tego jednego faceta. Fani Taichi'ego mogą mi za to urwac głowę, ale z obserwacji jej postaci wywnioskowałam, że ona chce by atrakcyjna tylko dla jednej osoby (chyba, że mam zwidy albo tak mocno zakorzeniła się w mojej głowie chęc kibicowania Aracie, że nieświadomie coś przekręcam i nadinterpretuję :P). Nie wiem, czy to źle czy dobrze, nie moja brocha. Nie przeszkadzałoby mi to wszystko (nawet jej pozorną aseksualnośc), gdyby nie zachowywała się jak wariatka. Naśladowanie kutego na cztery łapy jełopa, którym jest Suou, uchodzi w moich oczach za objaw desperacji i skazuje ją, nawet mimochodem, na wyszydzenie. Jeżeli nie zostanie Królową, świat się przecież nie zawali. Musi w końcu dostrzec, że świat nie składa się lepszych i gorszych, tylko z dobrych, lepszych i jeszcze lepszych i zawsze może trafic na kogoś, komu będzie mogła glancowac szczewiki, nawet wtedy gdy zwali z tronu obecną Queen. Jeżeli jednak karuta jest jej jedynym hobby i celem, w którym chce się realizowac, nigdy nie dostrzeże innych stron życia. Rozumiem rozrywkę po szkole w wolnym czasie, ale nie tworzenie z gry sensu życia, chyba że na zawsze zamierza mieszkac z rodzicami i życ na ich utrzymaniu.
  • Avatar
    czarna mamba 12.07.2013 20:36
    Re: To nie jest gra dla starych ludzi...
    Komentarz do recenzji "Chihayafuru 2"
    Ale nie jest już dzieckiem, które było wyjątkowo wkurzające na samym początku, więc już jest dobrze. Żeby trzecioplanowy bohater przewyższył głównego i tytułowego, z tym drugim musi by już naprawdę źle. Nie ma kto Chihayą wstrząsnąc, żeby się ogarnęła i spojrzała odrobinę szerzej, niż tylko przez pryzmat karuty. Lada chwila naprawdę uwierzę, że jest w stanie słac czekoladki walentynkowe Suou. Taki pustak, jak ona nie wie, kiedy dac sobie na wstrzymanie.
  • Avatar
    czarna mamba 12.07.2013 20:15
    Re: To nie jest gra dla starych ludzi...
    Komentarz do recenzji "Chihayafuru 2"
    Problem tylko w tym, że mimo wszystkiego, co mówi się na temat przyjaźni damsko­‑męskiej, ja w nią nie wierzę. Prawie nigdy nie jest tak, że obie strony do końca łączy jedynie przyjaźń. Prędzej czy później jedna ze stron zakochuje się w drugiej i to, co było budowane przez lata, zaczyna się sypac, zwłaszcza jeżeli jedna osoba nie jest zainteresowana drugą lub, co gorsza, ma partnera. W wielu takich przypadkach jedynym sensownym wyjściem z patowej sytuacji jest odejście, ucięcie wszystkiego, oczywiście uprzednio wyjawiając powód odejścia. Nie ma sensu katowac się do końca życia z tego powodu. Dlatego piszę tu o wyborze, jakiego powinien dokonac Taichi. Jeżeli trzymają go jeszcze jakieś nadzieje, że Chihaya spojrzy kiedyś na niego, jak na mężczyznę, a nie tylko przyjaciela, inaczej chodzącą chusteczkę do nosa, niech uzbroi się w cierpliwośc. Chihaya w tej chwili nie nadaje się do jakiegokolwiek związku. W tym względzie szkoda byłoby mi Araty, za którym zawsze będę stac murem. Teraz jest na tej lepszej pozycji, bo albo gra niedostępnego, albo naprawdę Chihaya nie interesuje go jako potencjalna dziewczyna. W każdym razie, z takimi ptasimi móżdżkami, jak ona, trzeba postępowa właśnie w taki sposób, a jeżeli Taichi chce, by Chi go zauważyła, niech przestanie robic z siebie jej podnóżek, bo w końcu jest facetem z krwi i kości.
  • Avatar
    czarna mamba 12.07.2013 19:54
    Re: To nie jest gra dla starych ludzi...
    Komentarz do recenzji "Chihayafuru 2"
    Co do Sumire – nawet ona przeskoczyła Chihayę. Na początku myślałam, że dziewczę do samego końca pozostanie plastikowe i, że z biegiem czasu będę chciała udusi ją online, ale zauważyłam, że przechodzi metamorfozę nawet większą, niż Taichi, Komano i inni bohaterowie razem wzięci. Dalej ma swoje małe zagrywki, ale nie są one już tak irytujące :). Wiemy już, że nie ugania się za Taichim tak natarczywie, jak wcześniej i, że z jej strony to już nie jest zauroczenie wyglądem i głosem, ale głębsze uczucie w stosunku do całokształtu, z jego zaletami i wadami. Jako postac żeńska zaczęła mi się podobac, ale Kany nie przebije ;).
  • Avatar
    czarna mamba 12.07.2013 19:44
    Re: To nie jest gra dla starych ludzi...
    Komentarz do recenzji "Chihayafuru 2"
    Nieszczęśliwa miłość to najczęstszy powód targnięcia się na własne życie, więc nie masz racji – dla młodego człowieka nie ma większej „tragedii” (w znaczeniu poczucia nieszczęścia, bezsilności i beznadziei).


    Szczerze mówiąc, chciałabym miec tylko takie problemy, ale to tylko moje subiektywne zdanie.

    Znów wychodzę na zimną, bezwzględną sucz, ale dla mnie zawód miłosny nie jest żadnym powodem do tego, by targnąc się na własne życie. Ktoś, kto to robi, nie rokuje zbyt sduzych nadziei na to, że w przyszłości poradzi sobie chocby z błahym problemem. W życiu trzeba miec jaja ze stali, albo twardy tyłek, by mniej bolało, gdy ktoś w niego kopie. Dlatego nie współczuję 'tragedii' związanej z zawodem miłosnym, tylko tej związanej z charakterem, a raczej jego wyjątkową słabością. Taichi nie jest ani słaby, ani tym bardziej głupi, żeby robic sobie krzywdę z powodu krótkowzroczności Chihayi. Po prostu, albo musi zaczekac aż jego 'muza' dojrzeje i zauważy jego starania, albo da sobie z nią spokój. Czasem trzeba zrobic radykalne cięcie, by poczuc się wolnym. On ma wybór, więc niech z niego mądrze korzysta.
  • Avatar
    czarna mamba 12.07.2013 18:58
    Re: To nie jest gra dla starych ludzi...
    Komentarz do recenzji "Chihayafuru 2"
    Myślę, że są większe tragedie, niż despotyczna mamuśka i obiekt westchnień mający móżdżek wielkości orzecha laskowego. Taichi ma wszelkie predyspozycje do tego, by byc numerem 1 niemal w każdej dziedzienie i zawsze doskonale sobie poradzi. Może dzięki wrodzonemu urokowi, a może ciężkiej pracy i odrobinie szczęścia, nie wiem. Zawsze bardziej współczułam chociażby Komano, bo widziałam, że chocby stanął na rzęsach i zaczął pląsac piruety 20 m nad ziemią, nigdy nie będzie miał predyspozycji do bycia popularnym i lubianym nie tylko w szkole, ale i poza nią. Nikt nie chce zadawac się z kimś, kogo od wyglądu amanta dzielą całe lata świetlne. Taichi ma wybór, więc niech lepiej ruszy swoja inteligentną główką i samodzielnie dokonuje trafnych wyborów, żeby się nie rozczarowac. Nie każdy ma takie szczęście oraz mozliwości.

    A uważasz, że obserwowanie jak ukochana cofa się w intelektualno­‑emocjonalnym rozwoju, to nie jest tragedia?


    Nie nazwałabym tego tragedią, raczej lekkim dramatyzmem. Jeżeli w pełni akceptuje regres umysłowy swojej ukochanej, może w to brnąc dalej, ale jeżeli jest to wada nie do zaakceptowania dla niego, lepiej żeby dał sobie spokój. Chihaya nie jest funta kłaków warta, a już na pewno nie tego, by cierpiec miłosne rozterki z jej powodu. To już jednak należy zostawi Taichi'emu. Co zrobi, jego sprawa.

    Dwunastoletnia Chihaya była bystrą, rezolutną i szlachetną dziewczynką.


    W pełni zgadzam się, że dwunastoletnia Chihaya była bystrzejsza i bardziej rozgarnięta od tej szesnastoletniej. Z upływem fabuły jest coraz bardziej ciężko strawna i szczerze wątpię w to, by miało się coś w tej materii zmienic. Przewiduję, że będzie z nią jeszcze gorzej, niż dotychczas. Coś takiego kończy się zazwyczaj w pokoju bez klamek i gustownym wdzianku z przydługimi rękawkami.

    Moją żeńską faworytką w tej chwili jest Kana, a jeżeli zechcą nieco uczłowieczyc Shinobu, również stanie się jedną z najbardziej lubianych przeze mnie bohaterek. Widac, że to inteligentna dziewczyna, tylko w procesie szkolenia na przyszłą Queen wyprano z niej wszelkie emocje i ludzkie odruchy, robiąc z dziewczyny automat do wygrywania. Myślę, że jako dziecko pozbawione dzieciństwa i normalnych, zdrowych kontaktów z rówieśnikami, które są niezbędne do prawidłowego rozwoju, przeżyła większą tragedię, niż Taichi. Jego matka nigdy nie pozbawiała go kontaktów z kolegami, mimo że miał nosic głowę wyżej niż pozostali.
  • Avatar
    czarna mamba 12.07.2013 09:29
    Re: To nie jest gra dla starych ludzi...
    Komentarz do recenzji "Chihayafuru 2"
    Tragicznym to za duże słowo, gdyż nigdy nie doznał jakiejś wielkiej tragedii, która mogłaby odcisną piętno na jego psychice. To prawda, że jego mamuśka jest wariatką, ale w ten sposób zachowuje się wielu rodziców. On, jako prawie dorosły facet nie musi realizowac już ani ambicji matki, ani tym bardziej marzeń Chihayi. Robi to, bo myśli że tylko w ten sposób jest w stanie trafi do jej serca. Również uważam, że chłopak marnuje się, próbując zrówna się z Aratą i zdobyc Chihayę. Dziewczyna nie jest funta kłaków warta, więc daremne jego wysiłki. Szkoda go trochę, ale jest w pełni świadomy tego, co robi. Może gdyby udawał niedostępnego, jak robi to Arata, zdobyłby większe zainteresowanie Chihayi, ale w tej chwili próbuje jej nieba przychylic, a ona traktuje to najwyraźniej jako coś oczywistego. W drugim sezonie Chihaya rozczarowuje swoją lekkomyślnością. Coraz częściej robi na mnie złe wrażenie niedojrzałej gówniary, którą ktoś powinien sprowadzic do parteru. W obecnej sytuacji wszyscy wypadają korzystniej od niej. Niegdyś sympatyczna, teraz zaczyna irytowac.
  • Avatar
    czarna mamba 12.07.2013 08:54
    Re: To nie jest gra dla starych ludzi...
    Komentarz do recenzji "Chihayafuru 2"
    Z jednym się zgadzam. Arata od najmłodszych lat (właściwie chyba od kołyski) wychowywany był na karutowego Mistrza. Dziadek go szkolił, dziadek stawiał mu wyzwania i dziadek był jego największą inspiracją do tego, by piął się wyżej i wyżej. Trudno więc oczekiwac, że nagle porzuci styl, w którym przez całe dzieciństwo uczony był grac i wymyśli coś swojego, aczkolwiek chciałabym zobaczyc moment, w którym w trakcie gry realizuje sam siebie, a nie oczekiwania innych. Wszyscy chcą widziec w jego grze grę dziadka, więc nawet nie miałby szansy na wypracowanie własnego sposobu wygrywania i właśnie to mnie wkurza. Nigdy nie lubiłam porównywania, które zawsze, niezależnie od azymutu, jest krzywdzące dla danego człowieka. Człowiek, chocby chciał, nie ma wtedy szans na indywidualizm. Zawsze wypada blado na tle lepszej osoby. Nie zmienia to faktu, że każdy tam może zostac podpięty pod styl gry swojego mentora. Chihaya będzie grała pod styl Harady ( kliknij: ukryte ), Arata swojego dziadka, Porky tego drugiego popaprańca z konkurencyjnej do Shiranami szkoły (nie pamiętam, jak ten jełop się wabił), a np. Fujisaki pod styl Sakurazawy, etc.

    Ach widzisz na dodatek wielu bardzo obstaje za tym „cudownym dzieckiem”, a mnie skręca


    Nie każdy musi piac z zachwytu nad anielską postacią Taichi'ego. Ktoś musi obstawac za jego antagonistą i ja zamierzam robi to do samego końca serii. Tym bardziej, że nie jestem jedyna ^_^.

    Ogień i woda idealnie do nich pasują ;)
  • Avatar
    czarna mamba 9.07.2013 23:08
    Re: Złe
    Komentarz do recenzji "Chihayafuru"
    Mnie przede wszystkim urzekło to, że najbardziej, z pozoru, szare myszki, dają się lubic. Kana jest świetna pod każdym względem. Podobnie Komano. Mały, chuderlawy brzydalek, który spędziłby życie z nosem w książkach, gdyby Chihaya nie przytargała go do klubu razem z biurkiem. Niby nic specjalnego, ale charakterologicznie stał się jedna z moich ulubionych postaci. Doceniam tą serię również za wyrazistośc wszystkich postaci. Niemal w każdej z nich można odnaleźc coś ciekawego. Oczywiście, moim niekwestionowanym faworytem jest Arata, ale inni nie zostają zbytnio w tyle.  kliknij: ukryte 
  • Avatar
    czarna mamba 9.07.2013 16:11
    Re: Złe
    Komentarz do recenzji "Chihayafuru"
    Szczerze mówiąc, lepiej jak grają sobie w Karutę, aniżeli akcja anime miałaby rozgrywa się pod budką z piwem xD. Nie no, żart. Mnie osobiście, na samym początku zaintrygowała tematyka. Pierwszy raz w ogóle o niej słyszałam. Nie wiedziałam, co to jest, czym to się je i dlaczego akurat tym widelcem. Na pewno wolę oglądac ludki walące w tatami, niż piłkarzy albo bokserów ;D. Tak samo intryguje mnie tematyka anime – gra Shougi lub Go. Z tymi dyscyplinami jest jak z szachami. Trzeba myślec, myślec i jeszcze raz myślec.

    Fakt, że z biegiem czasu Karuty trochę jest za dużo, ale istnieją również inne wątki – trochę obyczajowości, trochę shoujo, trochę dramy poszczególnych bohaterów. Mimo, że anime nie zawsze powala inteligencją, zdążyłam się w nie wciągną i delektuję się wszystkim, co ma do zaoferowania :).
  • Avatar
    czarna mamba 5.07.2013 20:48
    Re: Finał
    Komentarz do recenzji "Chihayafuru 2"
    To jest analogia do jakiego anime, bo nie kojarzę postaci? :)

    W przypadku Chihayi raczej nie ma mowy o żadnym zranieniu. Ona po prostu od dzieciństwa miała męskich przyjaciół, którzy byli dla niej stałym elementem krajobrazu, a nie kimś, z kim za parę(naście) lat mogłaby brać ślub i mieć dzieci. Gdyby miała tylko i wyłącznie koleżanki, które ćwierkają między sobą o chłopakach, zupełnie inaczej patrzyłaby na płeć męską i relacje z facetami. Chihaya tego nie miała, dlatego jest upośledzona pod tym względem :P.
  • Avatar
    czarna mamba 5.07.2013 18:18
    Re: Finał
    Komentarz do recenzji "Chihayafuru 2"
    No ja myślę, bo na razie jedyną jej formą kokieterii jest szarpanie za ubranie w celu zwalenia drugiego człeka z nóg (lub rowera) xD. Kana ma twardy orzech do zgryzienia, chyba każdy by wymiękł, gdyby miał do czynienia z dzieckiem w ciele kobiety. Robiąc jakiekolwiek gesty w stronę Taichi'ego, Chihaya nie zdawała sobie nawet sprawy z tego, że on to bardzo osobiście odbiera, dlatego trochę mi go żal, ale tylko trochę, bo w końcu stoję po stronie Araty ;). Na jej miejscu każdy w miarę rozgarnięty człowiek wiedziałby, o co chodzi i albo odbiłby piłeczkę, albo kazał absztyfikantowi spadać na drzewo. Na świadomą bajerę z jej strony na pewno to nie wygląda, ale i tak budzi lekki niesmak.
  • Avatar
    czarna mamba 5.07.2013 16:51
    Re: Finał
    Komentarz do recenzji "Chihayafuru 2"
    No cóż, obu chłopaków na pewno da się lubić z ich zaletami (przede wszystkim) i wadami. Miałam tylko problem z Taichim, bo przy czytaniu milion razy o tym, że tak ciężko pracuje i ma pecha, jego postać była dla mnie ciężko strawna. Gdyby sami bohaterowie nie robili z niego totalnego pechowca i nie chcieli prowadzić go wręcz za rękę, nigdy nie pomyślałabym o nim, jako o bohaterze, którego nie polubię. Co prawda na początku nie wywarł na mnie zbyt dobrego wrażenia jako bachor, a później jako pierwszoklasista, ale z biegiem czasu nawet ja zauważyłam jego metamorfozę charakterologiczną.

    Jeżeli chodzi o Aratę, to do tej pory nie wiem, co mnie do niego przyciągnęło, ale polubiłam go od pierwszej sekundy, jak tylko pojawił się w serii. Gdy zobaczyłam go w wieku 17 lat, nie mogłam oderwać od niego oczu ;). Wizualnie dużo bardziej przypadł mi do gustu, niż Taichi, choć nie przeczę, że i z niego jest kawał pięknego chłopca ;).