Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Zapraszamy na Discord!

Komentarze

czarna mamba

  • Avatar
    czarna mamba 29.09.2013 14:20
    Re: Wrażenia po 1 odcinku
    Komentarz do recenzji "Diabolik Lovers"
    Najdziwniejsze jest to, że właśnie ten sadyzm mnie kręci. Jeżeli chłoptasie zaczną cukierkować głównej bohaterce, przestanę to anime oglądać. Widziałam 'Brothers Conflict' (coś bardzo podobnego, tylko sto razy nudniejsze) i z obrzydzenia aż mnie odrzucało od nadmiaru słodyczy i feromonów. Sadystyczne podejście rodzinki Adamsów dodaje pieprzu do serii, dlatego zostanę przy niej do momentu, w którym wyznają dzieweczce, że się w niej zakochali. Dopóki pastwią się nad nią, dopóty mam ochotę ten serial oglądać.
  • Avatar
    czarna mamba 25.09.2013 12:13
    Komentarz do recenzji "Chihayafuru"
    Taki problem mam chyba z każdą sportówką. Na początku fabuła jest w miarę wyważona, z biegiem czasu mamy do czynienia z przesytem dyscypliny, która jest tematyką anime. Być może jest tak z każdym anime tematycznym, ale inaczej odbieram serię, której tematyką jest sport, a inaczej z muzyką, filmem, malarstwem. Obejrzane niedawno 'Nodame Cantabile' aż za bardzo było przesycone muzyką, ale nie przeszkadzało mi to tak bardzo, jak przesyt karuty w 'Chihayafuru' ;).
  • Avatar
    czarna mamba 18.09.2013 23:38
    Re: Marzenia są jak róża - piękne i jednocześnie sprawiające ból.
    Komentarz do recenzji "NANA"
    Właśnie czytam ciąg dalszy. Być może powstanie kiedyś kontynuacja, a ja w tej chwili psuję sobie zabawę, czytając mangę, ale nie mogłam przejść wobec niej obojętnie :). Losy bohaterów toczą się dość dziwacznie, ale takie jest życie i nigdy nie wiadomo, gdzie każdego rzuci, z kim i w jakich okolicznościach :). Polecam całą serię, jest naprawdę intrygująca.

     kliknij: ukryte 
  • Avatar
    czarna mamba 16.09.2013 11:29
    Re: Marzenia są jak róża - piękne i jednocześnie sprawiające ból.
    Komentarz do recenzji "NANA"
    Na podstawie pierwszych odcinków miałam podobnie wyrobione zdanie do Twojego :). Jedyne, co mnie zatrzymało, to ta druga Nana. Hachi była irytująca, ale zniosłam, a teraz jestem zadowolona ;).
  • Avatar
    czarna mamba 15.09.2013 23:59
    Re: Marzenia są jak róża - piękne i jednocześnie sprawiające ból.
    Komentarz do recenzji "NANA"
    Generalnie zawsze mam problem z dramami. Nie lubię ich oglądać, nawet jeżeli dotyczą anime, które należy do moich ulubieńców. Japończycy nadają się jako seiyuu, ale jako aktorzy są bardziej niż kiepscy, dlatego dużo bardziej wolę oglądać anime niż dramy. Tak sztywniackiej gry aktorskiej jeszcze nie widziałam.

    Nie ma co porzucać Nany. Pierwsze kilka odcinków nie powala, może nawet zirytować (głównie za sprawą Hachiko), wszystko wydaje się proste i trochę groteskowe, ale z biegiem czasu sprawy mocno się komplikują i tu tkwi cały sekret doskonałości serii. Gdybym mogła, nie spałabym w ogóle, połykając to anime w całości :).
  • Avatar
    czarna mamba 15.09.2013 22:58
    Re: Marzenia są jak róża - piękne i jednocześnie sprawiające ból.
    Komentarz do recenzji "NANA"
    Oby, OBY! To jest jeden z tytułów, którymi bardzo się zainteresowałam i chciałabym znać losy bohaterów do samego końca. Końcówka anime prawie niczego nam nie wyjaśniła, więc nie obraziłabym się za ciąg dalszy :). Anime pierwsza klasa :).
  • Avatar
    A
    czarna mamba 15.09.2013 19:41
    Marzenia są jak róża - piękne i jednocześnie sprawiające ból.
    Komentarz do recenzji "NANA"
    Żałuję, że obejrzałam to anime. Żałuję z tego względu, że od czasu 'Grobowca Świetlików' było pierwszym, które wywołało we mnie burzę emocji i skończyło się na smarkaniu w chusteczkę. Właśnie uświadomiłam sobie, jak płytkie było moje postrzeganie nie tylko anime, ale i wielu spraw z życia codziennego i jaką przytłaczającą samotność odczuwam. Z całą gamą sytuacji się utożsamiłam, dlatego nie mogłam utrzymać emocji na wodzy mimo usilnych prób.

    Świat punka nie jest mi nieznany, z tego względu żywo zainteresowałam się serią. Oczekiwałam czegoś naprawdę z przykopem, tymczasem dostałam historię, którą pisze samo życie. To niesamowite, jak skrajnie różne osobowości (nie mówię tu tylko o dwóch Nanach) były w stanie stworzyć coś na wzór rodziny, której większość z bohaterów nigdy lub prawie nigdy nie miała. Nie doświadczymy tu ciepła domowego ogniska (wyjątkiem jest dom rodzinny Nany vel Hachi), szczęścia spełnienia. Wręcz przeciwnie, każdy kto w końcu osiąga to, o czym marzył, uświadamia sobie, jak złudne było to marzenie, przez co zaczyna jeszcze bardziej cierpieć. Bohaterowie nie zdawali sobie nawet sprawy z tego, jaką cenę przyjdzie im płacić za chwile triumfu.

    Jednego nie rozumiem.  kliknij: ukryte 

    Pod względem graficznym anime wypadło całkiem przyzwoicie. Nie podoba mi się tylko zniekształcanie ludzkiego ciała w postaci wydłużonych kończyn i przesadnej chudości. Na szczęście w całym anime nie ma krztyny lukru. Nie wyobrażam sobie, z resztą, walenia różem po oczach w anime dotyczącym subkultur. Nawet Hachi zgrabnie wpasowała się w ten klimat, choć, ku mojemu lekkiemu rozczarowaniu, nigdy nie przybrała stylu swoich towarzyszy, a szkoda. Nie obraziłabym się, gdyby za sprawą Nany pokazała pazur.

    Pod względem muzycznym seria mnie nie rozczarowała. Mogła być trochę bardziej agresywna, ale i tak wpadła w ucho. W końcu muzyka Japończyków prawie zawsze jest nieco ugrzeczniona. Nie usłyszymy w niej przekleństw, jak to jest w naszym rodzimym muzycznym światku czy tzw. 'trzy akordy, darcie mordy'. Z resztą, muzyka idealnie pasuje do całości, więc nie ma się do czego przyczepić. Openingi i endingi dały radę ;).

    Szkoda tylko, że na sam koniec nie pokazano dalszego życia bohaterów po Hanabi. Nie wiemy, jak rozwinęła się kariera Black Stones'a i jak potoczyły się losy bohaterów, przede wszystkim, czy odnaleźli szczęście, za którym tak usilnie gonili. Moja ocena końcowa 9,5/10. Zazwyczaj nie wystawiam tak wysokich ocen innym tytułom. Anime musi sobie na to zasłużyć. Nana podołała zadaniu prawie w 100%.

    Ps. Gdyby Yasu naprawdę istniał, wzięłabym go za męża :P. Nie spotyka się facetów, którzy świadomie braliby na swoje barki odpowiedzialność za wszystko i wszystkich. Rzadko spotyka się również facetów tak inteligentnych, jak on :). Anioł stróż w postaci cielesnej, a nie prawnik (ci zazwyczaj są zepsutymi do szpiku kości szumowinami) i muzyk.
  • Avatar
    czarna mamba 12.09.2013 20:25
    Komentarz do recenzji "Chihayafuru"
    Wątpię, żeby stworzyła coś odkrywczego. W drugiej serii brakuje mi tego, co chociaż w szczątkowej ilości było, czyli zwyczajnego życia, łażenia po mieście, kawiarni, sklepach, czy wycieczki do Fukui albo gdzieś indziej. Druga seria w zasadzie jest jednym wielkim turniejem karuty, przerywanym treningami karuty. No, ile można? Poza karutą w zasadzie nic innego się nie dzieje. Dobrze chociaż, że poznajemy większą ilość bohaterów i, że wrócił Arata, ale ich relacje mogłyby trochę bardziej odbiegać od karutowych realiów, bo ja na początku miało to nawet trochę uroku (ot nowość, nieznana gierka, o której nikt nic nie wiedział, więc intrygowała), ale później pewien przesyt zaczął już męczyć.
  • Avatar
    czarna mamba 12.09.2013 16:26
    Re: Zmarnowany potencjał, ale...
    Komentarz do recenzji "Juu Ou Sei"
    Moim zdaniem najsłabszym ogniwem był przeskok czasowy i wątek z Karin. Zamiast niej mogli wydłużyć nieco inne wątki, a przede wszystkim pokazać, jak młody Thor dorastał jako nowy Najwyższy Kręgu Brązu. Karin niepotrzebnie wprowadziła tylko zmieszanie na drodze relacji Thor – Tiz, nie zmieniając w całej historii prawie niczego. Rozumiem jednak, że  kliknij: ukryte  Można było jednak inaczej to rozegrać. Tymczasem niepotrzebnie zapchano serię wątkiem ze służebnicą Zagi'ego, a wolałabym znacznie bardziej zredukowanie luki czasowej między 12­‑latkiem, który dopiero wszedł w brutalny świat, a 16­‑latkiem,  kliknij: ukryte  i był coraz bliżej zostania przywódcą wszystkich społeczności Chimery.
  • Avatar
    A
    czarna mamba 12.09.2013 16:05
    Całkiem ciekawe :).
    Komentarz do recenzji "Juu Ou Sei"
    Mimo kilku niedociągnięć, jest to jedno z ciekawszych anime, jakie miałam okazję ostatnio oglądać. Rzadko kiedy udaje się jakiejkolwiek serii przykuć mnie do monitora i rozbudzić chęć łyknięcia jej za jednym zamachem. Zazwyczaj rozkładam sobie anime na partie lub, jeżeli uznam tytuł za niegodny dalszego oglądania, porzucam po 2­‑3 odcinkach. Jeżeli chodzi o tą serię, czuję pewien niedosyt, który zapewne uzupełnię mangą.

    Jest jednak kilka rzeczy, o których pragnę wspomnieć, a które odrobinę zepsuły efekt:

    *Akcja – pędziła zbyt szybko, nie pozwalając na płynny rozwój głównej postaci z wychuchanego chłopca w człowieka jungli, który musiał przelać krew, żeby przeżyć i, żeby stać się Jyu Oh.  kliknij: ukryte 

    *Główny bohater – po drodze zdarzyło mu się zmięknąć, głównie z kliknij: ukryte Jako dzieciak Thor bardziej mi się podobał. Był zdecydowanie bardziej konkretny, nastawiony na swój cel i, może komuś wydać się to niedorzeczne, bardziej brutalny, co paradoksalnie, według mnie, było jego zaletą aniżeli wadą. Wiem, że fanki rozwoju osobowości bohaterów mogą zechcieć mnie wyzwać, ale moim zdaniem jako 'rozwinięty' Thor w pewnym momencie okazał się rozmiękczonym kluskiem, który nie do końca wiedział, co chce osiągnąć i kto jest dla niego najważniejszy  kliknij: ukryte ).

    *Nie podobał mi się również zbyt szybki i zbyt duży przeskok czasowy.  kliknij: ukryte 

    *Strona wizualna – nie mam do niej zbyt wielu zastrzeżeń poza jednym – nosy bohaterów wyglądają z profilu jak u ryjówki. En face również nie prezentują się najlepiej (po co podkreślenie cienia na twarzy grubszą kreską, ja się pytam?! Cień, to cień, a w tym przypadku wygląda to, jakby bohaterowie mieli dwie kichawki, zamiast jednej).

    *Zakończenie – pod koniec było całkiem ciekawie.  kliknij: ukryte  Plus za spięcie włosków w kucyk – wyglądał jak ciasteczko pierwsza klasa, aż chciałoby się schrupać ;).  kliknij: ukryte  Ten element wyszedł całkiem dobrze. Końcówka wyszła niestety, bardzo sztampowa, co odrobinę popsuło efekt sprzed chwili. Jest to jednak ostatnie 2­‑3 minuty serialu, więc można przymknąć na to oko.

    Dużym plusem jest Trzeci. Mimo, że po drodze pojawiało się kilka ciekawych postaci, on przebił wszystkich, nawet głównego bohatera ;). Stał się moim niekwestionowanym faworytem tego anime ;).

    Tak, jak wcześniej pisałam, mimo kilku niedociągnięć, seria zdołała przykuć mnie do monitora i trzymała w napięciu do ostatnich minut. Przez całą serię zadawałam sobie pytanie 'i co dalej?', co rzadko mi się zdarza. Ostatnio taką zajawkę miałam przy oglądaniu Death Note. Jak najszybciej chciałam wiedzieć, o co tu chodzi i jakie będą posunięcia bohaterów. Szkoda tylko, że cała historia została ukiszona w zaledwie 11 odcinkach. Wiem, że zbyt duża ich ilość spowodowałaby rozwalenie fabuły, przez co seria stałaby się mułowata, ale przeginanie w drugą stronę również jej nie służy. Mimo wszystko jestem usatysfakcjonowana i chcę więcej takich anime.
  • Avatar
    czarna mamba 12.09.2013 10:30
    Komentarz do recenzji "Chihayafuru"
    Ucieszyłabym się tylko,  kliknij: ukryte 
  • Avatar
    czarna mamba 11.09.2013 16:52
    Re: W sumie czemu nie.
    Komentarz do recenzji "Chihayafuru"
    Na koniec dodam jeszcze, że nie życzę mu, by był z Chihayą. Widząc, co dziewczyna odstawia, aż szkoda mi chłopaka. Zatracił się kompletnie w miłość, która go tylko rani i aż żal patrzeć, jak musi cierpieć, widząc, jak jego 'muza' wodzi maślanym wzrokiem za wszystkim, co zwycięża, niezależnie od płci, wieku, koloru skóry i statusu społecznego. Znacznie lepiej byłoby mu z kimś, kto doceni wszystkie jego starania. Dziewczyna mogłaby nawet nie być szkolną gwiazdą, być tak piękna jak Chihaya, ale spojrzałaby na niego, jak na mężczyznę, a nie kastrata.

    Kiedyś go nie lubiłam, ale z biegiem czasu zaczęłam powoli zmieniać o nim zdanie. Nie zmienia to jednak mojej opinii, że przez grę w karutę dla Chihayi, zatracił swoją osobowość i byłoby dla niego lepiej, gdyby choć trochę się od tego zdystansował. Nie mam jednak co liczyć na tak radykalny zwrot, jeżeli całe anime od A do Z kręci się wokół karuty, więc wszyscy musza w nią grać, nawet jeżeli dostają odruchu wymiotnego na widok kart.
  • Avatar
    czarna mamba 11.09.2013 16:41
    Re: W sumie czemu nie.
    Komentarz do recenzji "Chihayafuru"
    Pamiętam, jak jakiś czas temu zarzucałaś Taichiemu, że jest wyjątkowo niedojrzałą postacią i nie potrafi się zachować po męsku, z honorem (odnośnie zrywania z dziewczyną przez telefon). Teraz mówisz, że byłby ciekawszą postacią, gdyby udawał, że zlewa dziewczynę, którą tak naprawdę kocha? To dopiero byłoby dojrzałe, męskie i z honorem, prawda? ;)


    Gratuluję pamięci ;). Owszem, napisałam tak, ale co innego, gdy przestanie nadskakiwać Chihayi i powie w końcu 'nie!' jej różnym dziwnym kaprysom, a co innego, gdy jest z dziewczyną dla zabawy i zrywa z nią przez telefon. Pierwszy wariant nazywa się odrobiną indywidualizmu, osobistą przestrzenią, którą posiada każdy, a druga strona nie powinna tak do końca w nią wnikać, żeby nie zaburzyć równowagi między dobrem moim i twoim. Pantoflarz z reguły jest mało atrakcyjnym obiektem, zwłaszcza dla kogoś, kogo gloryfikuje i wynosi na piedestał, a Chihaya jest osobą, której, jak ktoś nie stuknie w głowę, to nie skapnie się, że coś jest na rzeczy. Jeżeli lekka zlewka ze strony Taichi'ego jest takim wielkim problemem, niech wszyscy jego fani nie płaczą później, że chłopak nie może być z ukochaną, bo ta traktuje go jako podnóżek lub chusteczkę do nosa w zależności od potrzeb. Może to brzmieć zbyt powierzchownie, ale takie są reguły miłości, chyba że mamy do czynienia z kiepskim melodramatem, wtedy płacz nad sobaczym losem Taichi'ego będzie w pełni uzasadniony.
  • Avatar
    czarna mamba 11.09.2013 11:58
    Re: W sumie czemu nie.
    Komentarz do recenzji "Chihayafuru"
    Z moich obserwacji wynika, że Chihaya jest raczej typem zdobywcy, a nie ofiary. To ona lubi gonić króliczka, aniżeli nim być. Taichi, uważając, że to on powinien ją zdobywać, popełnia radykalny błąd. Każda osoba będąca poza zasięgiem Chihayi, jest dla niej atrakcyjna, niezależnie od płci. Wszystko w tym anime obraca się wokół karuty, więc pod tym kątem należy rozpatrywać jej osobowość i zachowanie. Dopóki może gonić swój cel, dopóty nie zechce stracić go z zasięgu wzroku, złapany króliczek szybko się nudzi. Taichi albo jest nieudolnym myśliwym albo wybitnie ociężałym króliczkiem. Ani jedna z opcji nie gwarantuje mu sukcesu na drodze uczuciowej.
  • Avatar
    czarna mamba 11.09.2013 11:39
    Re: W sumie czemu nie.
    Komentarz do recenzji "Chihayafuru"
    No właśnie, desperacją. Na pewno nie zyska w oczach Chihayi, jeżeli zawsze będzie grał wyłącznie dla niej, a nie dla siebie. Owszem, w którymś momencie zdał sobie sprawę z tego, że nie lubi przegrywać (a kto lubi?), ale jak dotąd nie widziałam w jego grze prawdziwej radości, jaką mógłby z niej czerpać, gdyby rzeczywiście była jego hobby. Robiąc to tylko dla miłości, kompletnie pozbawił samego siebie indywidualizmu i osobowości, a przecież byłby dużo ciekawszą postacią, gdyby zlewał i Chihayę (albo chociaż udawał, że ją zlewa), a tym bardziej karutę, która sama w sobie jest niezbyt ciekawa. Podnóżek nigdy nie jest atrakcyjny dla kobiet, nawet jeżeli ma buźkę aniołka i jest na każde skinienie, tym bardziej dla kogoś tak upośledzonego emocjonalnie, jak Chihaya, która nie wie, jak to się je i dlaczego akurat tym widelcem.
  • Avatar
    czarna mamba 10.09.2013 15:07
    Re: W sumie czemu nie.
    Komentarz do recenzji "Chihayafuru"
    Ups! Pomyłka. Taichi nie ma rozwojowej osobowości. On jako jedyny ją zatracił, gdy zaczął snuć się za ogonem Chihayi. Byłby o wiele ciekawszą postacią, gdyby nadal miał zlew na karutę i omijał ten grajdoł z daleka. Zamiast realizować własne plany i ambicje, wkręcił się w coś, co nie było jego pasją, tylko po to, by uszczęśliwić swoją ukochaną. Z drugiej strony, tak ukształtowała go matka, która zrobiła z dziecka maszynkę do spełniania życzeń, zamiast człowieka posiadającego własne zdanie. Nie ma to jak zepsuć kogoś od embrionu bezwzględnym wymuszaniem na nim posłuszeństwa.
  • Avatar
    czarna mamba 10.09.2013 14:10
    Re: W sumie czemu nie.
    Komentarz do recenzji "Chihayafuru"
    Hiromi, mnie też irytuje fakt, że wszyscy patrzą na Aratę pod kątem jego dziadka. Chłopak nie może sam wypracować własnego stylu, bo każdy chce zobaczyć styl dziadka w jego grze. Dziadek to dziadek, Arata to Arata. Lepiej, żeby dziadkowi pozwolono odpoczywać w spokoju na wieki, zamiast nieustannie wywoływać go z zaświatów. Samego Aratę lubię, choć nie ma jakieś rozwojowej osobowości, jak np. Taichi czy inni bohaterowie (bardzo lubię Tsutomu i uważam, że mikrusek bardzo został skrzywdzony przez twórców przez danie mu minimum czasu antenowego w drugiej serii, moim zdaniem niesprawiedliwie, gdyż jest jedną z najsympatyczniejszych postaci w anime). Główna bohaterka strasznie zaczęła mnie irytować ostatnimi czasy, jako dziecko była bardziej konkretna i przystępna.

    Co do kwestii, z kim powinna być Chihaya, już mi to lotto. Niech będzie sobie nawet z Prosiakiem, byle zakończenie serii było jakieś sensowne. Niespecjalnie mnie to interesuje, z kim twórcy postanowią sparować te mało rozgarnięte dziewczę. W tej chwili wolę skupić się bardziej na obserwowaniu rozwoju Shinobu. Ta postać ma dużo większy potencjał, niż Chihaya, Taichi i inni bohaterowie razem wzięci, więc przydałoby się odrobinę ją uczłowieczyć. Co nie zmienia faktu, że jest jedną z najbardziej wyrazistych postaci, tylko w tej chwili kojarzy mi się z agresywnym pit bullem, aniżeli zawodniczką karuty. Najbardziej nie znoszę Yumin i jej senseia. Tej dziewczyny nie da się wytrzymać ani po pijaku, ani tym bardziej na trzeźwo. Chodząca depresja, która tylko odstręcza od siebie.
  • Avatar
    czarna mamba 9.09.2013 17:34
    Re: eee...?
    Komentarz do recenzji "Brothers Conflict"
    Tego adoptowanego nie liczę. Reszta wskazuje na to, że mamuśka uwielbiała hulaszcze życie xD.

    Farbowanie włosów jeszcze zrozumiem, ale po co robić operacje plastyczne, skoro są tacy piękni, młodzi, gładcy i powabni? Poza tym, tęczówek oczu nie da się zabarwić na różne kolory, chyba że część nosi kolorowe szkła ;>.

    Tak czy inaczej to anime to lipa. Nie wiem, czym się tu zachwycać. Gdyby chłopcy chcieli nago paradować po plaży, jeszcze bym zrozumiała zachwyt nad tą serią, ale w tych okolicznościach ohy i ahy są bardzo na wyrost xD.
  • Avatar
    czarna mamba 9.09.2013 14:24
    Re: eee...?
    Komentarz do recenzji "Brothers Conflict"
    Jeszcze takiej mieszanki, jak w tym anime nie widziałam na oczy, a przecież uczyłam się genetyki i wiem, że dzieci muszą być podobne do rodziców, ew. dziadków czy pradziadków. W tym wypadku, każdy syn jest z innej parafii, więc jeżeli są od jednego ojca, musiał mieć bardzo ciekawe korzenie xD.
  • Avatar
    czarna mamba 9.09.2013 00:28
    Komentarz do recenzji "Nodame Cantabile"
    Akurat kreska mangi przypadła mi nawet do gustu :). Jest prosta, minimalistyczna i całkiem przyjemna dla oka :). W anime widać pewne niedociągnięcia, jak zachwianie proporcji ciała czy sceny gry na instrumentach, które zostały zrobione w technologii 3D. Nie za bardzo pasują to do całości i psują efekt, ale to jest tylko mały defekt, który nie niszczy tego anime :). Humor, wyraziste postaci i muzyka rekompensują ten jeden ubytek :).
  • Avatar
    czarna mamba 9.09.2013 00:19
    Re: eee...?
    Komentarz do recenzji "Brothers Conflict"
    Ja nawet nie próbowałam ich zapamiętywać xD. To anime jest straszne, mdłe, obrzydliwie przesłodzone, a główna bohaterka zachowuje się, jakby miała problem z policzeniem do 2 i, przede wszystkim, nie wiedziała, do czego służy facet!…

    Ps. Tak się zastanawiam, skąd u tak młodej mamuśki wzięło się AŻ tylu synów. Czyżby w anime ciąża u kobiety trwała mniej więcej tyle, co u gryzonia?

    Skończyłam oglądanie na kilku odcinkach. Miałam cichą nadzieję, że się rozwinie, a tu mamy przykład kompletnego braku fabuły. Jedynym środkiem stymulującym mózgownice shoujo otaku są bisze, którzy po kolei przysysają się do głównej mimozy, jak glonojady do szyby. Anime stoi na szarym końcu listy moich ulubieńców. W zasadzie, można by rzec, nie mieści się w jakichkolwiek kryteriach rozstrzygających o tym, że anime mi się podoba. Nawet kresce miałabym dużo do zarzucenia, ale kompletny brak fabuły jest niewybaczalny. Dziwię się, że takie nic zdobyło tak dużą popularność, a naprawdę dobre tytuły przechodzą bez większego echa. Marzy mi się, żeby było na odwrót.
  • Avatar
    czarna mamba 9.09.2013 00:08
    Komentarz do recenzji "Nodame Cantabile"
    Lubię anime muzyczne, ale dawno nie oglądałam tak dobrego i zabawnego ;). Brawo dla twórców, choć w kwestii graficznej nie do końca się popisali ;). Mukyaaa!, Gyaboo! xD
  • Avatar
    czarna mamba 8.09.2013 23:09
    Komentarz do recenzji "Nodame Cantabile"
    Dzięki tej serii stałam się fanką fortepianu i oboju ;). Te dwa instrumenty mną zawładnęły. Przyjemnie było słuchać solo fortepianowego w wykonaniu bohaterów (Nodame, Shinichi czy Rui) oraz oboju prowadzonego przez Kouroki'ego :). Nawet skrzypce nie uwiodły mnie tak bardzo, jak jego delikatne brzmienie :).
  • Avatar
    A
    czarna mamba 8.09.2013 20:33
    Komentarz do recenzji "Nodame Cantabile"
    Są takie serie, na które nie szkoda mi wolnego czasu i nie żałuję, że nie poświęciłam go na coś innego. 'Nodame Cantabile' należy do grona tytułów, do których z chęcią będę wracać. Do tej pory nie miałam okazji oglądać anime, w którym muzyka klasyczna nie będzie jawić się jako coś nudnego z epoki dinozaurów, tylko zdobędzie ciekawą i bardzo sympatyczną oprawę, okraszoną szczyptą (a raczej całą kopą) nierażącego w oczy humoru. Serię polubiłam ze względu na duet głównych bohaterów. Megumi i Shinichi tworzą niesamowicie sympatyczną parę. Ona zakręcona, chaotyczna (trochę jak ja :P) outsiderka, nie poddająca się wszelkim szkolnym regułom i zwyczajom. On wywyższający się, trochę bucaty syn znanego pianisty i pretendent do miana najsłynniejszego dyrygenta, który jest sfrustrowany faktem, że nie może wyjechać do Europy, by podążyć śladem swojego mentora z dzieciństwa. A wszystko przez fobię, która w bardzo bolesny i upierdliwy sposób daje o sobie znać.

    Ich znajomość zaczyna się od sonaty Bethovena ;)...

    No właśnie… Anime warto obejrzeć m. in. ze względu na muzykę. W mandze, którą obecnie czytam (chyba stałam się już otaku serii xD) nie usłyszymy melodii Mozarta, Bethovena, Chopina i innych kompozytorów. Jeżeli ktoś nie pała miłością do muzyki klasycznej, manga powinna mu w pełni wystarczyć. Dla tych, którzy nie stronią od niej, pozycja powinna znaleźć się na liście anime do obejrzenia :).

    Co mogę powiedzieć o samym anime? Kreska jest niezobowiązująca, prosta, czasami zbyt prosta, pozostawiająca wiele do życzenia, jeżeli chodzi o jakość (stare anime, to i animacja nieco staroświecka). Nie zahacza jednak o wszędobylski kicz, którym odznacza się wiele tytułów (nieproporcjonalne sylwetki, różowe włosy, oczy na 3/4 twarzy, słodziuteńkie buźki niezależnie od płci), w gruncie rzeczy jest przyjemna dla oka i schludna, nie wysuwa się na pierwszy plan i o to właśnie chodzi. Można powiedzieć, że pod tym względem mam niewiele do zarzucenia, aczkolwiek mogłoby być trochę lepiej :). Postaci wyglądają jednak jak ludzie, a nie potworki z innej planety i, co najważniejsze, można odróżnić płeć poszczególnych bohaterów. Każdy z nich posiada swój indywidualny profil, nie zlewają się w jedną papkę. Oczywiście bardzo dobrze wyeksponowane są główne postaci Nodame i Shinichi'ego, które należą do bardzo specyficznych par. Początkowo Chiyaki uciekał od dziewczyny, gdzie pieprz rośnie, później zaczęło brakować mu jej nachalności, aż w końcu zmiękł i zapałał do niej cieplejszymi uczuciami. Nic jednak nie wskazuje na pogłębienie ich relacji, jakiego oczekiwałby każdy fan romansów aż do ostatniego odcinka serii. Zabieg ten jest kolejnym plusem serii. Nie lubię czegoś, co od początku jest oczywiste. Czasami jest tego za dużo, a ta seria sprawiła, że z niecierpliwością oczekiwałam rozstrzygnięcia. Z resztą w pierwszej serii nie ma czegoś takiego, jak pocałunek. Jest opiekuńczość, czasami przebłyski tolerancji Shinichi'ego w stosunku do wybryków Nodame, tęsknota, ale nic poza tym. Fan romansów shoujo będzie nieusatysfakcjonowany, ja jak najbardziej :).

    Polecam serię każdemu miłośnikowi muzyki, humoru i josei :). Anime tak mnie wciągnęło, że wchłonęłam dwa pozostałe sezony i ova'ki, nawet jeżeli sub był w języku hiszpańskim, którego nie znam xD. Próbowałam obejrzeć również wersję aktorską, ale ze smutkiem stwierdzam, że Japończycy nie nadają się na aktorów. Są utalentowanymi seiu, jednak z grą aktorską nie radzą sobie najlepiej. Próby wyrażenia jakiejkolwiek emocji wyglądają, jak porażenie mięśni twarzy, co samo w sobie wywołuje śmiech politowania. Anime oceniam na 9/10. Punkt odejmuję za kreskę, która nie powala, ale również nie razi w oczy, co zazwyczaj odstrasza mnie od konkretnego tytułu.
  • Avatar
    A
    czarna mamba 27.08.2013 22:50
    Chcę więcej takich anime :).
    Komentarz do recenzji "Sakamichi no Apollon"
    zę się, że istnieją jeszcze na tym świecie anime, które odbiegają od utartych schematów. Bardzo podobało mi się zakończenie, mimo że okazało się nieco smutne. Ścieżki głównych bohaterów rozeszły się, choć wszyscy sądzili, że Kaoru będzie z Ritsuko. Życie jest jednak bardziej zaskakujące i nieprzewidywalne, niż sądzimy. Nie jesteśmy w stanie całkowicie go zaplanować. Gdzie nas poniesie i do czego zmusi, nie wiemy. Ostatni odcinek to udowadnia.

    Już dawno nie oglądałam tak przyjemnego anime. Zazwyczaj spotykałam tytuły, w których jest przesyt dziwacznych osobowości, magii, romansu, dziwnych stworzeń i nieludzkich mocy. \'Sakamichi no ...\' choć nie posiada bardzo spektakularnej fabuły, bardzo dobrze się ogląda. Jeżeli ktoś jest miłośnikiem muzyki, zwłaszcza jazzu, ta pozycja jest niemal obowiązkowa, podobnie jak dla fanów rock\'n\'rolla \'Beck, Mongolian Chop Squad\'. Ja co prawda nie jestem miłośniczką jazzu, ale lubię od czasu do czasu posłuchać dobrej, czarnej muzyki. Ten serial daje mi taką możliwość :).

    Z głównych postaci najbardziej na plus jest postać Sentarou. Prosty chłopak ze wsi, biedny jak mysz kościelna, na pierwszy rzut oka chuligan i Mike Tyson w wersji japońskiej. Z drugiej jednak strony jest to chłopak o wielkim sercu i choć przywdział pozę luzaka, wymięka w obliczu kobiety, która jest dla niego ważna. W dodatku równy z niego kompan, nie tylko do wspólnego grania :). Żeby dobroci stało się za dość, bardzo ucieszyłam się z głosu Yoshimasu Hosoi, którego kojarzę z roli Araty w \'Chihayafuru\' :). Bardzo podoba mi się jego głęboki, męski głos. Ten seyuu podkłada głos pod drugą postać, którą najbardziej polubiłam. W najbliższym czasie muszę zapoznać się z innymi jego rolami :). Nieco bladziej wypadają Kaoru oraz Ritsuko. Kaoru momentami okazywał się nieznośnie zaborczy i niezdecydowany, a Ritsu trochę za bardzo nieśmiała. Mniemam jednak, że jest to wina japońskiej mentalności, która nie pozwala na ujawnianie prawdziwych uczuć. Gdyby jednak każdy Japończyk był tak nieznośnie skryty, już dawno na świecie nie byłoby tego narodu ;).

    Jestem zadowolona z obejrzenia całego serialu. Bardzo przyjemne, ciepłe, spokojne, ale niezamulające anime. Udanym zabiegiem było stworzenie muzycznej oprawy całej historii. Niezbyt często można natknąć się na tytułu o muzykach – amatorach. Gra na fortepianie Kaoru chwyta za serce, a perkusja Sentarou ukazuje wszystkie emocje, targające bohaterem w trakcie gry. Lubię dobrą muzykę, dlatego nie żałuję, że zabrałam się za ten tytuł. Zwykle nie czytam opisów, więc nie mam pojęcia, czego mogę się spodziewać, dopóki nie spróbuję. W tym wypadku to był celny strzał w ciemno. Mam jedynie pewne zastrzeżenia co do oprawy graficznej. Od razu widać, że twórcy dysponowali niezbyt pokaźnym budżetem na realizację serialu. Kreska pozostawia bardzo wiele do życzenia. Na tle wielu innych anime nie razi jednak tak bardzo. Postaci wyglądają zwyczajnie, normalnie, nie wyróżniają się jakimś spektakularnie oczojebnym kolorem włosów i oczu, nie wyrastają im z głów antenki, kocie uszy i ogony. Normalność to jest to, czego ostatnimi czasy usilnie poszukuję w anime. Przesyt kiczu muszę w jakiś sposób zrównoważyć czymś zwyczajnym, dlatego polubiłam serie o szkolnym życiu. Gdyby poprawiono kreskę, anime byłoby doskonałe w każdym calu. Całości daję 9/10 pkt. Punkcik odejmuję za kreskę. Studio tworzące anime mogło się trochę bardziej postarać, ale póki co, nie zrobiło z postaci niekształtnych pokrak, z czego niezmiernie się cieszę :). Dawno nie miałam okazji oglądać serialu, który pokazuje normalne, codzienne życie, ale ani trochę mnie nie znudził. Plus za Sentarou. Mimo, że chłopak jest trochę nieokrzesany, jest chyba najfajniejszą postacią serii :).