x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w
polityce prywatności.
Obawiam się o ten tytuł...
Porównując drugą serię z pierwszą, muszę przyznać, że zabrakło mi tutaj mojego głównego motorku, który napędzał mnie do obejrzenia serii. Mianowicie brakowało mi przekomarzania Miroku z Sango. Ich relacja w pierwszej serii była przekomiczna. Lubiłam momenty, w których Miroku co chwilę szukał okazji, by wymknąć się w tanu, jak statystyczny facet i równie często dostawał po skalpie od Sango ;). Kształtująca się relacja Inuyashy i Kagome nie miała nawet połowy uroku czubiącej się pary M&S. Na duży plus wypada Sessoumaru i fakt, że w końcu przyznał się do tego, że coś liczy się dla niego bardziej, niż sława, chwała i honory. Z resztą było to oczywiste już w pierwszej serii, ale odnosiło się wrażenie, że prędzej odgryzie sobie język, zanim powie, że kliknij: ukryte Rin jest dla niego najcenniejsza. Można by stwierdzić, że sporo stracił na charakterze, ale osobiście lubię takich bad guy'ów, którzy wykazują jednak choćby nikłe przejawy jaśniejszej strony swojej osobowości.
Sam 'projekt' Naraku był głupi, jak but z lewej nogi od samego początku. Chociaż nie, stał się taki mniej więcej od momentu jego przeobrażenia w pierwszej serii. Tyle razy łapałam się na słowach 'what the fuck?!', że nie jestem w stanie zliczyć. Nawet jak na anime fantasy, dużo za dużo było udziwnień i mutacji z jego udziałem. W pewnym momencie stało się to niesmaczne, a sam Naraku zaczął sprawiać wrażenie zapychacza, który miał podtrzymać anime przy życiu na dłużej. Niestety, jako antagonista był tak idiotycznie groteskowy, że cały dramatyzm z nim związany padał na pysk. Nie umiałam traktować go poważnie, jak na czarny charakter przystało. Poza tym, what the hell, kliknij: ukryte jakie plany zdrady Naraku przez Hakudoushi'ego, Kannę, czy 'niemowlaka' serce Naraku. Pojawiło się to ni z gruchy, ni z pietruchy na początku drugiego sezonu, a nie przypominam sobie, by choć cień tego motywu pojawił się pod koniec pierwszej serii. No ludzie…
Śmieszyło mnie również twierdzenie, że miecz mówi coś do swojego właściciela, miecz wybiera szermierza, który ma go dzierżyć, miecz chce, miecz wybiera moment przystąpienia do ataku, blablabla. Nie chcę nic mówić, ale trzeba być idiotą, żeby to wymyślić. Fakt, że miecze przechodziły na kolejne 'stopnie wtajemniczenia' jakoś mnie nie dziwił, ale dialog Inuyashy z Tessaigą? O_o Brakowało mi w tym wszystkim jeszcze przemiany miecza w człowieka.
Ogólnie całe anime to bzdurka, ale były w nim elementy, które podtrzymywały mnie przy tej serii. Wspomniana wcześniej zabawna parka Sango&Miroku, a także Sessoumaru i jego podopieczna Rin sprawili, że nie wyłączyłam serii, tylko obejrzałam do samego końca.
26-cio odcinkowe małe arcydzieło
+
Fabuła – bardzo złożona, dobrze skonstruowana, a widz nie cierpi na nudę i niedoinformowanie w wielu kwestiach. Wszystko, co istotne, sukcesywnie jest wyjaśniane. Głównym jej walorem jest to, że nie rozbiega się w pewnym momencie, a bohaterowie dążą do obranego celu i realizują go bez względu na środki, mając świadomość, że prawdopodobnie muszą poświęcić wszystko, co mają.
Bohaterowie – dawno nie widziałam serii, w której bohaterowie byliby tak sympatyczni, będąc jednocześnie zwykłymi ludźmi, nieposiadającymi nieziemskiej urody, jeszcze bardziej kosmicznych magicznych mocy, niepopadający w skrajności. Są po prostu piękni ze swoimi zaletami i wadami. Balsa jest trzecią żeńską postacią, którą naprawdę doceniłam. Zazwyczaj mój stosunek do bohaterek płci pięknej jest albo neutralny albo negatywny, w zależności od serii i profilu charakterologicznego (lub jego braku, żywe mumie zdarzają się nader często). Balsa to kobieta z krwi i kości, jednocześnie wojowniczka doskonała, wiodąca surowy żywot, w którym nie tylko udało jej się doskonale odnaleźć, ale i występuje mu naprzeciw. Niezłomna, twarda, jak stal nonkonformistka, która walczy w imię swoich przekonań do samego końca, jednocześnie subtelna i delikatna. kliknij: ukryte Bardzo dobrze, że nie rozpieszczała Chaguma, dzięki temu chłopak zdobył siłę i doświadczenie, które przydadzą mu się, gdy stanie na czele państwa. Nie pozwoliła mu na użalanie się nad sobą, co wyszło chłopakowi na zdrowie. Współcześni rodzice, którzy zamknęliby najchętniej swoje dzieci w szczelnym, przezroczystym kokonie, powinni uczyć się od niej. W Chagumie zaskoczyło mnie tylko to, jak szybko, będąc wychowywanym na dworze cesarskim, otoczonym nieprzyzwoitym wręcz luksusem, odizolowanym od świata zewnętrznego, zdołał przystosować się do życia prostego wieśniaka. Spodziewałabym się po nim rozkapryszenia, rozkazywania wszystkim wokół i podkreślania swojej pozycji, jako syna niemal ziemskiego bóstwa, a tu nic z tych rzeczy. Chłopak naprawdę pozytywnie mnie zaskoczył. W dodatku jak na dziecko w tak młodym wieku, okazał się bardzo inteligentny. Następnie Tanda – chłopak o gołębim sercu. Zazwyczaj nie zwracam większej uwagi na tego typu bohaterów, są dla mnie jak powietrze lub tło. W tej serii został jednak na tyle dobrze skonstruowany, że nie mogłam oprzeć się myśli „chciałabym mieć takiego faceta”.
Jedynym komediowym promyczkiem była szamanka Torogai. Nie dało się przy niej nudzić. Zawsze miała w zanadrzu jakiś rozbrajający tekst i bynajmniej nie był jakimś bezsensownym bełkotem, który zwala z nóg ekstremalnie wysokim poziomem głupoty. Babcia z jajem. Lubię to ;).
Dodatkowe walory:
Kreska – po prostu piękna. Postaci są tu zróżnicowane, ani jedna nie jest podobna do drugiej. Świat nie składa się jedynie z pięknych i młodych ludzi, dlatego urzeka mnie realizm pod względem rysowania postaci w tym anime. Kreska prosta, ale bardzo przyjemna dla oka. Krajobrazy również zaliczam do udanych, choć nie obyło się bez zgrzytów, patrząc np. na płynącą wodę. Mogła być lepiej dopracowana. Najbardziej podobały mi się jednak wnętrza. Widać, że dołożono naprawdę sporo starań w ich dopieszczenie.
Muzyka – nie skupiałam się na całym podkładzie muzycznym i odsłuchując sountrack z anime, z pewnością trafię na coś, czego nie udało mi się zapamiętać, ale kilka utworów naprawdę wpadło mi w ucho, tym bardziej, że lubię tego typu muzykę. Opening, jako jeden z nielicznych sprawiał, że nie chwytałam za myszkę celem przewinięcia go. Był naprawdę fajny. Ending nie zapadł mi w pamięć może dlatego, że od razu chciałam przejść do następnego odcinka, więc wyłączałam poprzedni, jak tylko ending się pojawiał. Anime jest także bardzo dobrze udźwiękowione.
Walki – nie znajdziemy tu wszechpotężnych herosów, posiadających moc, dzięki której mogliby zmieść miasto z powierzchni ziemi uderzeniem jednej potężnej kuli energii. Walki prowadzone są za pomocą pospolitego oręża i dość sporej ilości umiejętności ze strony wojowników. Trzeba przyznać, że w swojej prostocie są bardzo widowiskowe. Naprawdę jest na co popatrzeć, mimo że nie ma ich zbyt wiele w serii.
Realizm – jeden z największych walorów serii. Nie znajdziemy tutaj zbyt wiele magii (w zasadzie tylko szczątkowe ilości), rany nie zagoją się w ciągu jednej nocy, by delikwent był w pełni gotowości do walki następnego dnia. Okazuje się, że nawet największe umysły czegoś nie wiedzą i cały czas poszukują prawdy, która jest niemal w zasięgu ręki, tylko dość długo błądzą w jej poszukiwaniu (pod latarnią najciemniej). Mamy również ciemne strony władzy oraz przepaść społeczną. Cesarz nie wychodzi do ludu, izoluje się od niego, jako ziemski bóg, przed którym ludzie mają chylić głowy do samej ziemi. Taki sztuczny świat, widziany zza półprzezroczystej zasłony. Tak samo, jak politycy nie widzą prawdziwego świata, żyją w swoim hermetycznym światku z dala od plebsu, tak Cesarz zdaje się nie widzieć zwykłych ludzi, upajając się swoją boskością. Tragiczna postać. Tym bardziej cieszy mnie, że Chagum, jako następca tronu, zakosztował trudnego plebejskiego życia, nabrał doświadczeń, które pozwolą mu w przyszłości stać się sprawiedliwym i mądrym władcą.
Żeby nie było, że cały anim to jeden wielki realizm. Brakowało mi tutaj jedynie naprawdę skrajnego ubóstwa, nieurodzaju, głodu, a co za tym idzie, skrajnego podziału społeczeństwa na bogatych i nędzarzy. Mimo pojawienia się 'znaku suszy', plony były bardzo obfite. Owszem, mamy tutaj podział na klasy, ale nie widać tego elementu społeczeństwa, które zmuszone jest żebrać, kraść, by mieć co włożyć do ust. No i, jak na ironię, wszystko da się załatwić nawet, gdy nie posiada się zbyt wielu pieniędzy. Ten wątek potraktowany został trochę po macoszemu, ale jestem w stanie wybaczyć to zaniedbanie, gdyż seria bardzo mnie urzekła niemal w każdym aspekcie.
10/10
Dużo większe nadzieje pokładałam w Zessie. Czarny typek od razu przykuł moją uwagę, jednak nie na długo. Charakterologicznie wypadł chyba jeszcze gorzej od Shikiego z 'Togainu no Chi'. Lubię taki typ urody (pomijam tu całkowicie okrutnie spapraną kreskę) i 'stajlu' postaci, ale musi też mieć jakąś swoją ciemną stronę, trochę wredny, czasem okrutny, posiadający jednocześnie swoją drugą, bardziej pozytywną stronę. Tutaj mamy czerń na zewnątrz, a w środku przejrzysty kryształ. Nuda. Nie da się bawić w trakcie oglądania takiej postaci. Co z tego, że z wyglądu może być najlepszym ciachem serii, skoro charakter ma rozbełtany jak zwrócony obiad.
Opening i ending nie przypadły mi do gustu, walki parzyły w oczy i ta gadanina w trakcie wywoływania bóstw i demonów. Dałam anime ocenę 5/10 chyba tylko ze względu na dopracowane tła i seiyuu Ruki. Nie wzbudziło we mnie zachwytu, nawet niespecjalnie podobała mi się ta seria, ale komuś może przypaść do gustu.
Nie byłoby jednak zabawy, gdybym nie mogła dodać szczypty dziegciu do beczki miodu. Widać tutaj sporą naiwność twórców w odniesieniu do realiów porachunków mafijnych. Niemal zawsze mamy okazję oglądać totalną rozpierduchę między gangami, włączając w to również Policję. Tutaj tego nie ma. kliknij: ukryte Zginął jeden naukowiec i to niemal wszystko. Nie liczę kilku randomów, którzy co najwyżej mieli robić za tło, nie mając jakiejkolwiek konkretnej roli do odegrania. Mam wrażenie, że oglądałam zabawę w mafię z udziałem amatorów. Zero ostrożności, Kuzuyi można było wmówić wszystko, co tylko zechciałby usłyszeć. Jako szef mafii, zanim komukolwiek powierzy swoje sprawy, powinien wybadać człowieka wzdłuż i w poprzek, niemal czytać mu w myślach. Tymczasem interesy robi w ciemno i zaprasza obcego faceta, o którym nic nie wie, na swoje śmiecie, a także wyjawia mu plan działania, robiąc to bez żadnych podejrzeń. Podobnie sprawa ma się z Kai'em. Jako tajniak powinien wiedzieć, że każdy z pracowników miejsca, w którym przeprowadza infiltrację, może być potencjalnym podejrzanym i nie trzeba ku temu lat specjalistycznych szkoleń, żeby to wiedzieć. Najlepiej w tym układzie wyszedł jeszcze Hal. Choć pokazywany sporadycznie, miał dużą rolę do odegrania w tej sprawie i spisał się niemal śpiewająco. Nawet jeżeli został złapany za rękę, zdołał skierować podejrzenia Kazuyi na kogoś innego. Udało mu się wybronić, w przeciwieństwie do Kai'a.
Dość negatywów. Z pozytywów mogę wymienić fabułę, która choć mało odkrywcza, posiadająca pewne mankamenty (a która ich nie posiada?), jest w stanie zaciekawić i sprawia, że te 2 OVA są dla widza niewystarczające. Plusem na pewno jest postać Hala, który wydaje się tutaj najciekawszym bohaterem, choć czas, który mu poświęcono został mocno zmarginalizowany, a o samym bohaterze nie wiemy nic poza tym, że jest tajniakiem i pracuje z mniej rozgarniętym Kai'em. To, że nic o nim nie wiemy działa na mnie jak magnes, przyciągający mnie zawsze do tego typu postaci. Wielkim plusem dla mnie jest również głos Junichi'ego w obsadzie. Uwielbiam ton jego głosu, a nie miałam okazji usłyszeć go od czasu Undertakera z Kurosza. Jestem zatem usatysfakcjonowana :).
Pod względem graficznym anime wypada przeciętnie. Nie ma tragedii, postaci i tła narysowane są przyzwoicie, ale mogłoby być lepiej. Nie sprawdzałam, z którego roku jest to anime. Być może teraz oglądalibyśmy te dwa odcinki ze znacznie lepszą oprawą. Nie mam jednak dużych zastrzeżeń pod tym względem. Wiele dużo nowszych serii można wrzucić do kosza chociażby przez wzgląd na wygląd postaci, porażający zmysł wzroku.
Opening i ending w porządku, choć nie urzekły mnie na tyle, bym szukała tych utworów w sieci i odsłuchiwała na okrągło.
Ogólnie anime przedstawia się bardzo dobrze, choć elementy mafijne twórcy mogli poprowadzić ze znacznie mniejszą naiwnością, jaką się popisali. Nie obraziłabym się również za dołożenie może 2‑3 epów, które seria spokojnie mogłaby znieść bez większych zgrzytów.
8/10
Zastanawiają mnie też te dziwne smsy z łamigłówkami. Być może to wszystko ma doprowadzić do przebudzenia się drugiej, zabójczej osobowości Azumy, albo ją przetestować. Slajdy z openingu również nie dają mi spokoju (przede wszystkim jej spojrzenie w momencie obejmowania Haru – za tym kryje się coś, co na chwilę obecną daje poletko do snucia domysłów). Być może będzie chciała zabić dziewczynę na końcu, gdy wyeliminuje konkurencję. Może w dalszych epach zostanie wyjaśnione, o co chodzi.
Jeżeli chodzi o kreskę, jest całkiem przyzwoita, choć nie przepadam za takim stylem rysowania postaci. Na szczęście twórcy oszczędzili nam widoku wściekłego różu, który leje się strumieniami w wielu innych seriach, to też nie będę narzekać. Seiyuu mi pasują, a muzyka nie drażni, więc na chwilę obecną jest dobrze. Nie spodziewam się fajerwerków po serii, nie traktuję jej również zbyt poważnie, ale mam nadzieję, że nie zostanie spaprana na sam koniec, jak to przerabialiśmy tysiące razy.
Fabuła: zaczynało się w miarę interesująco, ale z biegiem czasu z anime zrobiło się łajno. Nie wiadomo, kto, co, po co i dlaczego. Nie wyjaśniono w zasadzie nic, oprócz jednej rzeczy ( kliknij: ukryte z czego tworzono Rain). Po kilku pierwszych odcinkach fabuła rozbiegła się jak stado królików. Nie wiadomo było, co ma tutaj być motywem przewodnim, a o zakończeniu powiem tyle. Było chyba najsłabszym elementem serii, o ile może być coś słabszego od braku konkretnego kręgosłupa w postaci w miarę rozbudowanej i ciekawej fabuły.
Bohaterowie: mamy tutaj całą śmietankę wyśmienitych osobistości.
-Akira – w zasadzie ni mnie chłop ziębi, ni grzeje. Nie ma osobowości, więc trudno powiedzieć, czy można go lubić czy nienawidzić. Mój stosunek do niego – neutralny.
-Kyosuke – ciotunia z Ameryky przyleciała. Nadawał by się bardziej do ckliwych romansideł, aniżeli do anime, w którym na okrągło się leją. Po co go tam wcisnęli? Nie wiem. Chyba tylko po to, żeby Akira mógł poużalać się nad sobą.
-Arbitro – obleśny sado‑fetyszysta. W zasadzie nic nie jestem w stanie napisać na jego temat, oprócz tego, że odrzucał mnie całą swoją osobą. Robić z ludzi sex‑zwierzaczki… Też ma chłop hobby… Na odstrzał i do piachu.
-Rin – Buźka lolity, czyli pożywka dla pedo‑miśków. Skąd wytrzasnęli chłopczyka z twarzą dziewczynki i dali mu nóż do ręki? W początkowej scenie przypominał mi nieco Aloisa Trancy z drugiej części Czarnego Lokaja i taki mógł zostać do końca. Nie wyszło.
-Shiki – to chyba najbardziej spaprana ze wszystkich obiecująco zapowiadających się postaci, jaką widziałam. Lubię mrocznych bad guyów, chadzających z kosą za pasem, pojawiających się jak cień w różnych zakamarkach i w takim wydaniu nawet trochę mi się podobał. Niestety na końcu pokazał, że był totalną porażką. Już miałam wpisać go na listę postaci, które chciałabym uwiecznić na fan arcie, ale zmieniłam zdanie. Rozczarował mnie na całej linii.
O reszcie postaci nie będę pisać, bo nie ma o czym.
Muzyka: znośna, choć nie zawsze pasowała do anime. Opening był fajny, niektóre endingi też.
Kreska: Tutaj akurat nie wypada jeszcze tak tragicznie. Recenzent narzeka, że postaci były kanciaste, niedopracowane, a tła beznadziejne. Miałam do czynienia z seriami, których bohaterowie wyglądali po prostu koszmarnie. Ni to koza, ni małpa. W tym anime kreska nie raziła mnie tak bardzo, jak w niektórych seriach. Bez rewelacji, ale tragedii też nie było.
Anime oceniam na 3/10. Żeby chociaż wyjaśniono nieścisłości, ocena podskoczyłaby wyżej, ale po seansie nawet nie miałam ochoty zastanawiać się i snuć domysłów, więc można uznać, że anime było o niczym. Początek w miarę, ale mniej więcej w połowie zaczęło się staczać, by ostatecznie opaść na samo dno.
Seria jest pełna naprawdę zabawnego, nienarzucającego się na siłę humoru. W przypadku gagów sytuacyjnych miałam sporo zabawy, rechocząc w niebo głosy. Szczególnie bardzo podobały mi się zabawne sytuacje w trakcie konfrontacji Tomoe x Mizuki x Kurama i ich wieczne kłótnie o bzdury ;). Doprawdy rzadkie zjawisko w moim przypadku, zważając na fakt, że tylko kilka serii komediowych do tej pory tak naprawdę zdołało mnie rozśmieszyć. Dodatkowo anime skłoniło mnie do przeczytania mangi, co zdarza się raz na dziesiątki serii. Zazwyczaj nie chce mi się sięgać po rozszerzoną, obrazkową wersję danego tytułu, dlatego generalnie swoje odczucia opieram na samym anime. W tym wypadku żałuję jedynie, że seria nie została przedłużona do min. 25 odc., a istotne wątki zostały pominięte. Aż prosi się o wyjaśnienie sprawy z Jukiji. Mam nadzieję, że twórcy pójdą kiedyś tą ścieżką i zdecydują się na stworzenie kontynuacji, gdyż prawdziwa akcja zaczyna się dopiero po wydarzeniach z aktualnej serii.
Re: Słodkie dziewczyki
Całe anime to gra, wyścig zbrojeń, próba sił. Kto okaże się bardziej cwany i przeciągnie linę na własną stronę. W trakcie oglądania anime wielokrotnie zaskoczył mnie nagły zwrot akcji. To dobrze, gdyż nie lubię, gdy wszystko idzie gładko. Bardzo podobała mi się rozkmina zamiarów głównego antagonisty, który nawiasem mówiąc, moim zdaniem spisał się na medal. Na szczęście ani w połowie serii, ani na końcu nie zobaczyliśmy jego ewolucji ze złego w tego dobrego. Do samego końca został zatwardziałym kryminalistą‑ideologiem, który na swój, budzący odrazę sposób dążył do wyznaczonego celu. Sam antagonista zdołał wzbudzić we mnie dużo większe emocje, niż główni bohaterowie historii. Patrząc jednowymiarowo na jego osobę, można byłoby włożyć go w określony schemat, jednak motyw jego postępowania skłania do poważnego zastanowienia się nad tą postacią. Mimo metod, które stosował Mikishima, a które należałoby potępić, jego ideologię mimo wszystko uważam za słuszną. On jako jeden z nielicznych potrafił dostrzec prawdziwą istotę tego grajdołu zwanego Systemem Sybil i za wszelką cenę chciał go zniszczyć. Niewątpliwie należał również do ludzi o nieprzeciętnej inteligencji, dlatego tak długo mógł bezkarnie pogrywać sobie z przeciwnikiem. W żaden sposób nie mogę nazwać go postacią schematyczną lub kiepsko wykreowaną. Rzadko miałam okazję widywać w anime tak ciekawe persony, jak on, dlatego nawet jeżeli był bezwzględnym mordercą, zdołałam go polubić. Z resztą w anime nie zobaczyłam żadnego bohatera (pomijając randomy), których w jakiś sposób mogłabym nie polubić. Może poza Ginozą, który denerwował mnie swoją ignorancją i Kagarim, który z całej bandy wydawał się najbardziej nijaką i zbędną postacią. Bardzo się cieszę, że kliknij: ukryte Kougami mimo wszystko żyje sobie gdzieś tam na marginesie społecznym, ale jednak żyje i daje to nadzieję na równie dobrą kontynuację serii z jego udziałem. Szkoda mi tylko Masuoki. Był naprawdę świetną postacią, ale na sam koniec spełnił ojcowski obowiązek, więc jego śmierć nie poszła na marne. Za to chwała mu. Główna bohaterka mogła wydawać się głupią gęsią, która ślepo będzie szła ścieżką wyznaczoną przez system, a jednak okazała się kobietą z ogromnymi klejnotami. Była w stanie udźwignąć ciężar swojej pracy, jednocześnie potrafiąc w miarę trzeźwo oceniać sytuację z własnego puntu widzenia, a jednak zdecydowała się nie wychylać poza system i mimo tego robić swoje. Na początku ślepo wierzyła w słuszność systemu, jednak w miarę upływu czasu odkrywała, jak to wygląda 'od kuchni', a mimo to nie przeszła na stronę rebelii. Musiało to być dla niej niezwykle ogromnym ciężarem, z którym jakoś sobie poradziła, cały czas pozostając sobą. Pod tym względem Akane bardzo przypomina mi Saki z 'Shin Sekai Yori',tylko nie była tak płaczliwa, jak ona. Bardzo spodobało mi się w niej to, że nie traktowała egzekutorów jak niebezpiecznych kryminalistów, psy gończe, które należy trzymać na postronku i chłostać w razie jakichkolwiek objawów niesubordynacji. Mimo wszystko, to też byli ludzie, którzy mieli różną przeszłość, a o których losie bezpowrotnie zadecydował Sybil.
Teraz coś o stronie graficznej i akustycznej. Tutaj wypowiem się krótko, bo i nie mam zbyt wiele do opisywania na ten temat. Graficznie anime z jednej strony było na plus, z drugiej na minus. Plusem były niezwykle starannie dopieszczone tła. Miasto, budynki, fabryki, itd. Sprawiały wrażenie prawie wyjętych z fotografii. Pod tym względem nie zauważyłam jakichś wielkich zgrzytów. Zgrzyty pojawiały się, gdy na plan wchodzili bohaterowie. Nie za bardzo podobała mi się kreska żeńskich bohaterek. Miały dziwne oczy i nosy. Nieco lepiej wypadali panowie, aczkolwiek co jakiś czas można było zauważyć krzywizny i ogólnie brak dopracowania w niektórych ujęciach. Zdarzyło się, że bohater miał jedno oko na środku policzka, co wyglądało, jak rodem wyjęte z dzieła Picassa. Ogólnie design postaci mocno średni, choć niektórzy bohaterowie zostali narysowani w sposób, który mi osobiście przypadł do gustu. Muzycznie anime wypada dobrze, choć przez większość czasu muzyka w tle w jakiś sposób mi umykała. Była tak dyskretna, że naprawdę trzeba by było skupić się na tym aspekcie anime, żeby zarejestrować każdy utwór, który przewinął się przezeń. Podobały mi się za to niektóre openingi i endingi, a muszę przyznać, że rzadko się to u mnie zdarza.
Moja ocena anime: 10/10 Tytuły, które oceniam pełną punktacją należą do rzadkości. W swojej ocenie pomijam aspekt graficzny i muzyczny. Skupiłam się niemal wyłącznie na fabule i bohaterach, które zaliczam do jednych z najlepszych. Z czystym sumieniem mogę polecić serię i mam nadzieję, że drugi sezon nie zdoła mnie rozczarować :).
Uwierz mi, że oglądałam sporo anime, w których rzeczywiście potrafiłam dojrzeć drugie dno i dzięki temu, jak i dobrze skonstruowanym bohaterom (przynajmniej tym głównym) serie przyciągały mnie do siebie. Mogły mieć nawet milion epów, żebym obejrzała je w całości, nawet nie jeden raz i zapragnęła kontynuacji. Dlatego właśnie poddaję pod wątpliwość tak wysoką ocenę tego tytułu.
Gdzie w tym jest realizm? Mimo, że nie obejrzałam serii do końca, choćbym wypatrzyła sobie oczy, żadnego realizmu nie uświadczę. Nawet nanograma, nie mówiąc już o całych pokładach. Historia jak każda inna. Ktoś ginie, ktoś inny chce się zemścić. Było miliony razy, ale w innych historiach można było odnaleźć drugie dno. Tutaj tegoż można szukać, jak igły w stogu siana, nie mówiąc już o absurdzie sytuacyjnym, piętrzącym się, jak Himalaje.
Chętnie przeczytam jednak, czym wedle Twojej opinii powinnam się zachwycić. Może skłoni mnie to do powrotu do tej serii. Kto wie? ;)
Re: Brrrr, to było starszne
Re: Brrrr, to było starszne
Tematyka youkai (zwłaszcza duchów zwierzęcych) podoba mi się choćby ze względu na japoński folklor, z którym jest związana. Trochę za dużo nałykałam się współczesnego bełkotu, więc powrót do japońskiej tradycji i wierzeń działa na mnie bardzo odświeżająco :).
Re: Brrrr, to było starszne
Tobie to anime przypadło do gustu, czy tak jak ja miałaś ochotę wcisnąć 'escape' i nigdy nie wracać?
Re: Brrrr, to było starszne
Dziękuję, postoję. Laleczkowaci faceci wybitnie mnie odrzucają. Trochę charakteru przydałoby się gwiazdeczkom, zamiast ładnej buźki i wymyślnej fryzury (ach, to cięcie pijanego fryzjera =_=).
W jakikolwiek sposób by nie spojrzeć, 'Uta no Prince sama' miało być serią muzyczną, ale nie wyszło. Zupełnie, jakbym słuchała repertuaru mojego sąsiada i jego 'majteczek w kropeczki'. Nie mam pojęcia, czym tu się zachwycać.
Nie szukam na razie serii muzycznych a youkai w miarę tak samo interesujących, jak 'Kamisama Hajimemashita', czyli anime, które choć należy do gatunku zniechęcającego mnie już samą nazwą (shoujo), w jakiś sposób zdołało przyciągnąć mnie do ekranu i nie skończyło się na jednej turze oglądania ^_^. Nawet humor zdołał mnie rozbawić, co rzadko się zdarza w takich seriach :P. Jeżeli jakiś bohater mnie zainteresuje, nie chcę zbyt szybko rozstawać się z nim, dlatego potrafię obejrzeć anime nawet trzy razy z rzędu tylko dla niego :P.
Brrrr, to było starszne
Różowo, kolorowo, słodko, obrzydliwie. Kompletnie nie moja bajka. Seansu drugiego sezonu na pewno nie będzie. Nie chcę katować się na święta.
Re: Wieje nudą
Jedyne, na co w miarę przyjemnie się patrzyło, to rzadkie momenty przemiany Miketsukami'ego w swoją prawdziwą postać. Z lisimi uszami, ogonami i w kimonie wyglądał o wiele korzystniej, niż pod krawatem. Również jego postawa zmieniała się w tej postaci na korzyść. Chyba właśnie dla tego wizerunku zaczęłam oglądać ten serial zafascynowana wcześniej postacią Tomoe, którego bohater przypomina z wyglądu.
Teraz ogólnie o serialu. Wcześniej wypowiadałam się na jego temat po obejrzeniu zaledwie trzech odcinków, które uważałam za kiepskie. Nie zmieniłam zdania po obejrzeniu całości. Momentów, które w jakiś sposób mogły mnie zaciekawić było jak na lekarstwo.
Ogólnym założeniem miało być stworzenie komedii romantycznej. Serial spełnił jednak tylko jedno z dwóch założeń. Był romantyczny, jednak komedii w nim nie zobaczyłam lub też nie potrafię śmiać się z bezsensownych i głupich żartów, choć niektórym seriom udawało się wydobyć ze mnie gromki śmiech właśnie takimi banalnymi gagami. W tym przypadku nie byłam jednak w stanie dostrzec, co ma widza rozśmieszyć. Może to wina mojego skrzywionego poczucia humoru, a może bohaterów, którzy byli nijacy.
Jeżeli chodzi o fabułę, nie była najpłytsza, jaką widziałam, ale nie zauważyłam również głębi, która jest dla mnie ważna przy oglądaniu anime. Owszem, mamy wątek rodzin youkai, który okupiony jest samotnością i uprzedmiotowianiem ich członków, ale mam odczucie, że to wciąż za mało. Nawet bohaterowie nie są w stanie pogłębić tego motywu, a ich płytkość sprawia, że nie da się tego wątku traktować zbyt poważnie. Sami bohaterowie momentami sprawiają wrażenie upośledzonych umysłowo. W trakcie oglądania często zdarzało mi się robić minę, którą powszechnie określa się jako 'What the fuck?!/what the hell is it?! O_o' z powodu ich chronicznej tępoty.
Ogółem serial nie przypadł mi do gustu, ale wcześniej opisany wątek z historią Miketsukami sprawił, że moja ocena podskoczyła AŻ o połowę oczka. Jednak było coś, co zdołało mnie w tym serialu zaskoczyć. Szkoda tylko, że miało to miejsce tylko w jednym odcinku, do którego musiałam dotrzeć przemęczając 9 wcześniejszych.
Wieje nudą
Na razie nie zobaczyłam tutaj nic, co mogłoby przyciągnąć mnie do tego anime, ale postaram się przetrwać, żeby napisać o nim coś więcej. Na szczęście ma tylko 12 odcinków, czyli ilość znośna. Może moja ocena podskoczy choć o pół punktu z jakiegokolwiek powodu, niech to będzie chociaż drobny szczegół. W tej chwili jest kiepsko. Na chwilę obecną moja ocena to 4/10.
Re: Bardzo sympatyczna seria.
Re: Nee kamisama...
Oj tak, zdecydowanie. Nic tak nie poprawia nawet najbardziej kiepskiej serii (ta należy do mocno średnich pod względem fabuły i bohaterów, aczkolwiek całkiem przyjemnych w odbiorze), jak odrobina folkloru i/lub chociaż jeden dobrze wykreowany bohater. Tutaj mamy obie rzeczy w doskonale dobranych proporcjach i choć, jak zwykle, jeżeli chodzi o serie shoujo, główną bohaterkę chętnie zastrzeliłabym z jakiegoś grubego kalibru, całą miałkość innych bohaterów nadrabia Tomoe i nie chodzi tu o jego ekstremalną biszowatość. Raczej o zadziorność i niepokorny charakter, który lubię u bohaterów różnych anime. Za to na Mizuki'ego mam alergię. Wkurzający typek.