Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Zapraszamy na Discord!

Komentarze

czarna mamba

  • Avatar
    A
    czarna mamba 21.07.2014 20:56
    Obawiam się o ten tytuł...
    Komentarz do recenzji "Tokyo Ghoul"
    Coś mi się wydaje, że wtopią, a zapowiadało się naprawdę ciekawie, tym bardziej, że lubuję się w tym typie anime. Gdybym nie czytała właśnie mangi, nie zauważyłabym nawet jakichkolwiek większych nieprawidłowości. Za szybko wciskają poszczególne postaci i zamiast jakoś logicznie poprowadzić fabułę, obawiam się, że zrobią z tego tytułu kolejną papkę, która rozczaruje, zamiast wzbudzić uczucie ekscytacji, towarzyszące czytaniu papierowego pierwowzoru. Nie lubię takich drastycznych modyfikacji anime w stosunku do tego, co jest w mandze. Rozumiem, że to celowe działanie, ale jednak smrodek pozostaje.
  • Avatar
    A
    czarna mamba 29.05.2014 20:00
    Komentarz do recenzji "Inuyasha Kanketsu-hen"
    Miałam nie kontynuować serii, a jednak obejrzałam, choć na poprzedniku wieszałam psy. Sezon krótki, czyli taki, jaki powinien być. Nie lubię rozwlekania się na więcej, niż 50 odcinków, dlatego jestem zadowolona, że było 26, a nie ponad 100 odc. Jakoś nie przeszkadzało mi to, że twórcy upchali tak dużo elementów w tak małym naczyniu, choć szczerze mówiąc chciałam od czasu do czasu odpocząć od Naraku i jego świty, więc kondensacja akcji mogła przebiegać z nieco mniejszym natężeniem.

    Porównując drugą serię z pierwszą, muszę przyznać, że zabrakło mi tutaj mojego głównego motorku, który napędzał mnie do obejrzenia serii. Mianowicie brakowało mi przekomarzania Miroku z Sango. Ich relacja w pierwszej serii była przekomiczna. Lubiłam momenty, w których Miroku co chwilę szukał okazji, by wymknąć się w tanu, jak statystyczny facet i równie często dostawał po skalpie od Sango ;). Kształtująca się relacja Inuyashy i Kagome nie miała nawet połowy uroku czubiącej się pary M&S. Na duży plus wypada Sessoumaru i fakt, że w końcu przyznał się do tego, że coś liczy się dla niego bardziej, niż sława, chwała i honory. Z resztą było to oczywiste już w pierwszej serii, ale odnosiło się wrażenie, że prędzej odgryzie sobie język, zanim powie, że  kliknij: ukryte . Można by stwierdzić, że sporo stracił na charakterze, ale osobiście lubię takich bad guy'ów, którzy wykazują jednak choćby nikłe przejawy jaśniejszej strony swojej osobowości.

    Sam 'projekt' Naraku był głupi, jak but z lewej nogi od samego początku. Chociaż nie, stał się taki mniej więcej od momentu jego przeobrażenia w pierwszej serii. Tyle razy łapałam się na słowach 'what the fuck?!', że nie jestem w stanie zliczyć. Nawet jak na anime fantasy, dużo za dużo było udziwnień i mutacji z jego udziałem. W pewnym momencie stało się to niesmaczne, a sam Naraku zaczął sprawiać wrażenie zapychacza, który miał podtrzymać anime przy życiu na dłużej. Niestety, jako antagonista był tak idiotycznie groteskowy, że cały dramatyzm z nim związany padał na pysk. Nie umiałam traktować go poważnie, jak na czarny charakter przystało. Poza tym, what the hell,  kliknij: ukryte  No ludzie…

    Śmieszyło mnie również twierdzenie, że miecz mówi coś do swojego właściciela, miecz wybiera szermierza, który ma go dzierżyć, miecz chce, miecz wybiera moment przystąpienia do ataku, blablabla. Nie chcę nic mówić, ale trzeba być idiotą, żeby to wymyślić. Fakt, że miecze przechodziły na kolejne 'stopnie wtajemniczenia' jakoś mnie nie dziwił, ale dialog Inuyashy z Tessaigą? O_o Brakowało mi w tym wszystkim jeszcze przemiany miecza w człowieka.

    Ogólnie całe anime to bzdurka, ale były w nim elementy, które podtrzymywały mnie przy tej serii. Wspomniana wcześniej zabawna parka Sango&Miroku, a także Sessoumaru i jego podopieczna Rin sprawili, że nie wyłączyłam serii, tylko obejrzałam do samego końca.
  • Avatar
    A
    czarna mamba 16.05.2014 23:24
    26-cio odcinkowe małe arcydzieło
    Komentarz do recenzji "Seirei no Moribito"
    Jedno z nielicznych anime, które wpisało się na moją Top listę. Świetnie skonstruowane, dobrze rozbudowane, ujmujące, po prostu piękne. Klimatem przypomina mi Księżniczkę Mononoke i Shin Sekai Yori, którymi również byłam (co ja piszę, nadal jestem) oczarowana. Żałuję, że nie ma zbyt wielu serii tego typu na naprawdę wysokim poziomie. O wielu anime nie można tego powiedzieć, ale w przypadku tego, oglądając nie zmarnuje się nawet jednej minuty. Takie fantasy mogłabym oglądać codziennie.

    +

    Fabuła – bardzo złożona, dobrze skonstruowana, a widz nie cierpi na nudę i niedoinformowanie w wielu kwestiach. Wszystko, co istotne, sukcesywnie jest wyjaśniane. Głównym jej walorem jest to, że nie rozbiega się w pewnym momencie, a bohaterowie dążą do obranego celu i realizują go bez względu na środki, mając świadomość, że prawdopodobnie muszą poświęcić wszystko, co mają.

    Bohaterowie – dawno nie widziałam serii, w której bohaterowie byliby tak sympatyczni, będąc jednocześnie zwykłymi ludźmi, nieposiadającymi nieziemskiej urody, jeszcze bardziej kosmicznych magicznych mocy, niepopadający w skrajności. Są po prostu piękni ze swoimi zaletami i wadami. Balsa jest trzecią żeńską postacią, którą naprawdę doceniłam. Zazwyczaj mój stosunek do bohaterek płci pięknej jest albo neutralny albo negatywny, w zależności od serii i profilu charakterologicznego (lub jego braku, żywe mumie zdarzają się nader często). Balsa to kobieta z krwi i kości, jednocześnie wojowniczka doskonała, wiodąca surowy żywot, w którym nie tylko udało jej się doskonale odnaleźć, ale i występuje mu naprzeciw. Niezłomna, twarda, jak stal nonkonformistka, która walczy w imię swoich przekonań do samego końca, jednocześnie subtelna i delikatna.  kliknij: ukryte  W Chagumie zaskoczyło mnie tylko to, jak szybko, będąc wychowywanym na dworze cesarskim, otoczonym nieprzyzwoitym wręcz luksusem, odizolowanym od świata zewnętrznego, zdołał przystosować się do życia prostego wieśniaka. Spodziewałabym się po nim rozkapryszenia, rozkazywania wszystkim wokół i podkreślania swojej pozycji, jako syna niemal ziemskiego bóstwa, a tu nic z tych rzeczy. Chłopak naprawdę pozytywnie mnie zaskoczył. W dodatku jak na dziecko w tak młodym wieku, okazał się bardzo inteligentny. Następnie Tanda – chłopak o gołębim sercu. Zazwyczaj nie zwracam większej uwagi na tego typu bohaterów, są dla mnie jak powietrze lub tło. W tej serii został jednak na tyle dobrze skonstruowany, że nie mogłam oprzeć się myśli „chciałabym mieć takiego faceta”.
    Jedynym komediowym promyczkiem była szamanka Torogai. Nie dało się przy niej nudzić. Zawsze miała w zanadrzu jakiś rozbrajający tekst i bynajmniej nie był jakimś bezsensownym bełkotem, który zwala z nóg ekstremalnie wysokim poziomem głupoty. Babcia z jajem. Lubię to ;).

    Dodatkowe walory:

    Kreska – po prostu piękna. Postaci są tu zróżnicowane, ani jedna nie jest podobna do drugiej. Świat nie składa się jedynie z pięknych i młodych ludzi, dlatego urzeka mnie realizm pod względem rysowania postaci w tym anime. Kreska prosta, ale bardzo przyjemna dla oka. Krajobrazy również zaliczam do udanych, choć nie obyło się bez zgrzytów, patrząc np. na płynącą wodę. Mogła być lepiej dopracowana. Najbardziej podobały mi się jednak wnętrza. Widać, że dołożono naprawdę sporo starań w ich dopieszczenie.

    Muzyka – nie skupiałam się na całym podkładzie muzycznym i odsłuchując sountrack z anime, z pewnością trafię na coś, czego nie udało mi się zapamiętać, ale kilka utworów naprawdę wpadło mi w ucho, tym bardziej, że lubię tego typu muzykę. Opening, jako jeden z nielicznych sprawiał, że nie chwytałam za myszkę celem przewinięcia go. Był naprawdę fajny. Ending nie zapadł mi w pamięć może dlatego, że od razu chciałam przejść do następnego odcinka, więc wyłączałam poprzedni, jak tylko ending się pojawiał. Anime jest także bardzo dobrze udźwiękowione.

    Walki – nie znajdziemy tu wszechpotężnych herosów, posiadających moc, dzięki której mogliby zmieść miasto z powierzchni ziemi uderzeniem jednej potężnej kuli energii. Walki prowadzone są za pomocą pospolitego oręża i dość sporej ilości umiejętności ze strony wojowników. Trzeba przyznać, że w swojej prostocie są bardzo widowiskowe. Naprawdę jest na co popatrzeć, mimo że nie ma ich zbyt wiele w serii.

    Realizm – jeden z największych walorów serii. Nie znajdziemy tutaj zbyt wiele magii (w zasadzie tylko szczątkowe ilości), rany nie zagoją się w ciągu jednej nocy, by delikwent był w pełni gotowości do walki następnego dnia. Okazuje się, że nawet największe umysły czegoś nie wiedzą i cały czas poszukują prawdy, która jest niemal w zasięgu ręki, tylko dość długo błądzą w jej poszukiwaniu (pod latarnią najciemniej). Mamy również ciemne strony władzy oraz przepaść społeczną. Cesarz nie wychodzi do ludu, izoluje się od niego, jako ziemski bóg, przed którym ludzie mają chylić głowy do samej ziemi. Taki sztuczny świat, widziany zza półprzezroczystej zasłony. Tak samo, jak politycy nie widzą prawdziwego świata, żyją w swoim hermetycznym światku z dala od plebsu, tak Cesarz zdaje się nie widzieć zwykłych ludzi, upajając się swoją boskością. Tragiczna postać. Tym bardziej cieszy mnie, że Chagum, jako następca tronu, zakosztował trudnego plebejskiego życia, nabrał doświadczeń, które pozwolą mu w przyszłości stać się sprawiedliwym i mądrym władcą.

    Żeby nie było, że cały anim to jeden wielki realizm. Brakowało mi tutaj jedynie naprawdę skrajnego ubóstwa, nieurodzaju, głodu, a co za tym idzie, skrajnego podziału społeczeństwa na bogatych i nędzarzy. Mimo pojawienia się 'znaku suszy', plony były bardzo obfite. Owszem, mamy tutaj podział na klasy, ale nie widać tego elementu społeczeństwa, które zmuszone jest żebrać, kraść, by mieć co włożyć do ust. No i, jak na ironię, wszystko da się załatwić nawet, gdy nie posiada się zbyt wielu pieniędzy. Ten wątek potraktowany został trochę po macoszemu, ale jestem w stanie wybaczyć to zaniedbanie, gdyż seria bardzo mnie urzekła niemal w każdym aspekcie.

    10/10
  • Avatar
    A
    czarna mamba 13.05.2014 21:35
    Komentarz do recenzji "Uragiri wa Boku no Namae o Shitteiru"
    W tym anime niemal wszystko mnie rozczarowało, oprócz oprawy graficznej. Ktoś może nie lubić trójwymiarowych efektów w anime, ale uważam,że zadziałały tutaj na duży plus w kontraście do postaci, które zostały koszmarnie narysowane. A Propos postaci, gdybym chciała policzyć te, które w jakiś sposób mnie zainteresowały, na palcach choćby jednej ręki, wyszłoby na to, że mam o 5 palców za dużo. Nic, zero, null. Żadna postać nie zdołała zaskarbić mojego zainteresowania. Tępy główny bohater, który więcej się nastęka, najęczy i napłacze zanim coś z siebie wydusi stało się już normą. W dodatku Yuki ma tak koszmarnie gejowaty (nie obrażając gejów) głos, że mógłby spokojnie uczestniczyć w paradzie równości. Jego chroniczne 'boku wa…' brzmiało mniej więcej tak, jakby miał zamiar uwieźć zaraz Rukę i rozłożyć przed nim nogi. Sorry za skojarzenie, ale tylko ono przychodziło mi na myśl, gdy patrzyłam na tego wypłosza i słuchałam jego stęku. Poza tym, słuchanie żali jego towarzyszy, jaki jest pokrzywdzony, nieszczęśliwy, że musi patrzeć, jak inni dostają po tyłku, podczas gdy on robi jedynie za statystę, było tak irytujące i męczące, że w pewnych momentach miałam ochotę wyłączyć anime i więcej do niego nie wracać. Jajko, nie facet, już kobiety miały większe 'klejnoty koronne' od niego.

    Dużo większe nadzieje pokładałam w Zessie. Czarny typek od razu przykuł moją uwagę, jednak nie na długo. Charakterologicznie wypadł chyba jeszcze gorzej od Shikiego z 'Togainu no Chi'. Lubię taki typ urody (pomijam tu całkowicie okrutnie spapraną kreskę) i 'stajlu' postaci, ale musi też mieć jakąś swoją ciemną stronę, trochę wredny, czasem okrutny, posiadający jednocześnie swoją drugą, bardziej pozytywną stronę. Tutaj mamy czerń na zewnątrz, a w środku przejrzysty kryształ. Nuda. Nie da się bawić w trakcie oglądania takiej postaci. Co z tego, że z wyglądu może być najlepszym ciachem serii, skoro charakter ma rozbełtany jak zwrócony obiad.

    Opening i ending nie przypadły mi do gustu, walki parzyły w oczy i ta gadanina w trakcie wywoływania bóstw i demonów. Dałam anime ocenę 5/10 chyba tylko ze względu na dopracowane tła i seiyuu Ruki. Nie wzbudziło we mnie zachwytu, nawet niespecjalnie podobała mi się ta seria, ale komuś może przypaść do gustu.
  • Avatar
    A
    czarna mamba 11.05.2014 16:48
    Komentarz do recenzji "Switch"
    Zgadzam się z recenzją w całej rozpiętości. Na pewno anime warte obejrzenia, mimo że bardzo krótkie i w moim odczuciu pozbawione wielu wątków, które mogłyby mieć istotne znaczenie dla fabuły. Nie znam mangi, więc nie mogę powiedzieć nic na ten temat. Na pewno kilka kolejnych epów dobrze zrobiłoby anime, choć z drugiej strony bardzo często świetnie rozpoczynające się serie cierpią na syndrom sknoconego zakończenia. Chociaż niewiele wyjaśniono, podoba mi się nawet zamknięcie serii w 2­‑3 odcinkach. Szybko i bez niepotrzebnej spiny.
    Nie byłoby jednak zabawy, gdybym nie mogła dodać szczypty dziegciu do beczki miodu. Widać tutaj sporą naiwność twórców w odniesieniu do realiów porachunków mafijnych. Niemal zawsze mamy okazję oglądać totalną rozpierduchę między gangami, włączając w to również Policję. Tutaj tego nie ma.  kliknij: ukryte 

    Dość negatywów. Z pozytywów mogę wymienić fabułę, która choć mało odkrywcza, posiadająca pewne mankamenty (a która ich nie posiada?), jest w stanie zaciekawić i sprawia, że te 2 OVA są dla widza niewystarczające. Plusem na pewno jest postać Hala, który wydaje się tutaj najciekawszym bohaterem, choć czas, który mu poświęcono został mocno zmarginalizowany, a o samym bohaterze nie wiemy nic poza tym, że jest tajniakiem i pracuje z mniej rozgarniętym Kai'em. To, że nic o nim nie wiemy działa na mnie jak magnes, przyciągający mnie zawsze do tego typu postaci. Wielkim plusem dla mnie jest również głos Junichi'ego w obsadzie. Uwielbiam ton jego głosu, a nie miałam okazji usłyszeć go od czasu Undertakera z Kurosza. Jestem zatem usatysfakcjonowana :).

    Pod względem graficznym anime wypada przeciętnie. Nie ma tragedii, postaci i tła narysowane są przyzwoicie, ale mogłoby być lepiej. Nie sprawdzałam, z którego roku jest to anime. Być może teraz oglądalibyśmy te dwa odcinki ze znacznie lepszą oprawą. Nie mam jednak dużych zastrzeżeń pod tym względem. Wiele dużo nowszych serii można wrzucić do kosza chociażby przez wzgląd na wygląd postaci, porażający zmysł wzroku.

    Opening i ending w porządku, choć nie urzekły mnie na tyle, bym szukała tych utworów w sieci i odsłuchiwała na okrągło.

    Ogólnie anime przedstawia się bardzo dobrze, choć elementy mafijne twórcy mogli poprowadzić ze znacznie mniejszą naiwnością, jaką się popisali. Nie obraziłabym się również za dołożenie może 2­‑3 epów, które seria spokojnie mogłaby znieść bez większych zgrzytów.

    8/10
  • Avatar
    A
    czarna mamba 7.05.2014 00:06
    Komentarz do recenzji "Akuma no Riddle"
    Po obejrzeniu pierwszego odcinka bałam się, że wyłączę anime definitywnie i absolutnie, przenosząc swoją energię na poszukiwanie czegoś innego. Pomyślałam wtedy, że to kolejny niewypał, na który szkoda czasu. Podjęłam jednak ryzyko i na razie nie czuję ani znudzenia, ani zażenowania ani irytacji. Może być. Nie rozumiem tylko założenia anime.  kliknij: ukryte . Może w dalszych epach zostanie wyjaśnione, o co chodzi.

    Jeżeli chodzi o kreskę, jest całkiem przyzwoita, choć nie przepadam za takim stylem rysowania postaci. Na szczęście twórcy oszczędzili nam widoku wściekłego różu, który leje się strumieniami w wielu innych seriach, to też nie będę narzekać. Seiyuu mi pasują, a muzyka nie drażni, więc na chwilę obecną jest dobrze. Nie spodziewam się fajerwerków po serii, nie traktuję jej również zbyt poważnie, ale mam nadzieję, że nie zostanie spaprana na sam koniec, jak to przerabialiśmy tysiące razy.
  • Avatar
    A
    czarna mamba 5.05.2014 23:36
    Komentarz do recenzji "Togainu no Chi"
    Początek zapowiadał się w miarę, nawet zdołał mnie zainteresować i tak anime utrzymywało moją uwagę do 8 odcinka. Później leciało na pysk po równi pochyłej. Oczywiście, jak to w anime pełnego przemocy i fetyszyzmu sado­‑maso, nie obyło się bez ckliwego bełkotu, którego wybitnie nie znoszę. Nie czytałam wcześniej recenzji, żeby nie psuć sobie wrażenia, nie czytałam mangi ani nie znam gry, ale nic nie zdołało bardziej go zepsuć, niż samo anime. W pełni zgadzam się z opinią recenzenta i osób komentujących to anime, jako gniot, który może i miał jakiś potencjał, ale twórcy postanowili go zblenderować i podać w postaci jednolitej masy, zawierającej wszystko i nic. Na początku spodobał mi się motyw i walk ulicznych i samej gry, która opierała się na zasadzie 'zabij lub zgiń” (gdzieś to już widziałam – 'Wolf's Rain', 'Btooom!'), ale później zaczęto wszystko mieszać i w rezultacie po obejrzeniu anime wiem tyle samo, co przed seansem, czyli nic. Na dodatek robienie z ludzi sex­‑zabawek było co najmniej obleśne. I nie piszę tutaj o samych podtekstach yaoi, które gdzieś tam przewijały się przez serial, do nich akurat nic nie mam. Mam na myśli tego 'psa' Arbitro, którego widok napawał mnie obrzydzeniem. Może coś o istotnych elementach (a raczej ich braku w niektórych miejscach) anime:

    Fabuła: zaczynało się w miarę interesująco, ale z biegiem czasu z anime zrobiło się łajno. Nie wiadomo, kto, co, po co i dlaczego. Nie wyjaśniono w zasadzie nic, oprócz jednej rzeczy ( kliknij: ukryte ). Po kilku pierwszych odcinkach fabuła rozbiegła się jak stado królików. Nie wiadomo było, co ma tutaj być motywem przewodnim, a o zakończeniu powiem tyle. Było chyba najsłabszym elementem serii, o ile może być coś słabszego od braku konkretnego kręgosłupa w postaci w miarę rozbudowanej i ciekawej fabuły.

    Bohaterowie: mamy tutaj całą śmietankę wyśmienitych osobistości.

    -Akira – w zasadzie ni mnie chłop ziębi, ni grzeje. Nie ma osobowości, więc trudno powiedzieć, czy można go lubić czy nienawidzić. Mój stosunek do niego – neutralny.

    -Kyosuke – ciotunia z Ameryky przyleciała. Nadawał by się bardziej do ckliwych romansideł, aniżeli do anime, w którym na okrągło się leją. Po co go tam wcisnęli? Nie wiem. Chyba tylko po to, żeby Akira mógł poużalać się nad sobą.

    -Arbitro – obleśny sado­‑fetyszysta. W zasadzie nic nie jestem w stanie napisać na jego temat, oprócz tego, że odrzucał mnie całą swoją osobą. Robić z ludzi sex­‑zwierzaczki… Też ma chłop hobby… Na odstrzał i do piachu.

    -Rin – Buźka lolity, czyli pożywka dla pedo­‑miśków. Skąd wytrzasnęli chłopczyka z twarzą dziewczynki i dali mu nóż do ręki? W początkowej scenie przypominał mi nieco Aloisa Trancy z drugiej części Czarnego Lokaja i taki mógł zostać do końca. Nie wyszło.

    -Shiki – to chyba najbardziej spaprana ze wszystkich obiecująco zapowiadających się postaci, jaką widziałam. Lubię mrocznych bad guyów, chadzających z kosą za pasem, pojawiających się jak cień w różnych zakamarkach i w takim wydaniu nawet trochę mi się podobał. Niestety na końcu pokazał, że był totalną porażką. Już miałam wpisać go na listę postaci, które chciałabym uwiecznić na fan arcie, ale zmieniłam zdanie. Rozczarował mnie na całej linii.

    O reszcie postaci nie będę pisać, bo nie ma o czym.

    Muzyka: znośna, choć nie zawsze pasowała do anime. Opening był fajny, niektóre endingi też.

    Kreska: Tutaj akurat nie wypada jeszcze tak tragicznie. Recenzent narzeka, że postaci były kanciaste, niedopracowane, a tła beznadziejne. Miałam do czynienia z seriami, których bohaterowie wyglądali po prostu koszmarnie. Ni to koza, ni małpa. W tym anime kreska nie raziła mnie tak bardzo, jak w niektórych seriach. Bez rewelacji, ale tragedii też nie było.

    Anime oceniam na 3/10. Żeby chociaż wyjaśniono nieścisłości, ocena podskoczyłaby wyżej, ale po seansie nawet nie miałam ochoty zastanawiać się i snuć domysłów, więc można uznać, że anime było o niczym. Początek w miarę, ale mniej więcej w połowie zaczęło się staczać, by ostatecznie opaść na samo dno.
  • Avatar
    czarna mamba 3.05.2014 01:51
    Komentarz do recenzji "Inuyasha"
    Tak, jak pisałam wcześniej, zawzięłam się i obejrzałam do końca. Moje zdanie na temat tego anime nie zmieniło się jakoś radykalnie. W zasadzie mogłam nie oglądać całości, by z czystym sumieniem stwierdzić, że jest to prosta bajka dla prostego odbiorcy. Może to anime byłoby nawet ciekawe, gdyby nie ciągnąca się jak spaghetti fabuła, groteskowe youkai, sytuacje i dialogi, które momentami zwalały z nóg. Czasem odnosiłam wrażenie, że bohaterowie otwierają usta tylko po to, żeby przypomnieć widzowi o swoim istnieniu. Tłumaczyli coś, co od początku do końca było oczywiste. Miałam wrażenie, że twórcy przez coś takiego traktują nas, jak 5­‑letnie dzieci, którym trzeba wszystko wytłumaczyć od… do, gdyż istnieje ryzyko, że czegoś nie zrozumiemy. Przyznaję jednak, że coś mi się nawet spodobało w tym dziecinnym anime. Moją uwagę przykuł arcygadatliwy Sessiomaru, Rin, która zdołała choć trochę rozmiękczyć jego zatwardziałe serducho (o ile takowe posiada :P) i parka MirokuxSango, a także jej rozpaczliwe poszukiwanie brata. Co najmniej połowę epów spokojnie można by wyciąć. Nie zobaczyłam w nich nic, co mogłoby mnie zainteresować. Moja ocena podskoczyła jedynie o 1 pkt ze względu na w/w postaci.
  • Avatar
    czarna mamba 2.05.2014 12:20
    Komentarz do recenzji "Kami-sama Hajimemashita"
    Całkowicie zmieniłam zdanie na temat serii, dlatego dopiszę coś do mojej poprzedniej wypowiedzi, czego nie zawarłam poprzednio, pisząc 'na gorąco'. Seria spodobała mi się na tyle, że z wielką przyjemnością obejrzałam ją dwa razy. Zawsze tak robię, gdy nie chcę zbyt szybko rozstawać się z bohaterami, których polubiłam. Dla mnie 'Kamisama Hajimemashita' w odniesieniu do całokształtu tematyki anime jest mocno średnia, ale w odniesieniu do konkretnego gatunku (w tym wypadku shoujo, do którego mam ciężką awersję) wypada naprawdę bardzo dobrze. Nawet, jeżeli nie jest jakąś ultra ambitną serią, a jedynie ma zaspokoić głód wielu miłośniczek i miłośników romansów, moich odczuć względem serii nie może już zmienić. Po prostu podoba mi się i tyle. Jeżeli pani Suzuki chciała rozmiękczyć moje zatwardziałe w stosunku do shoujo serce, doskonale udało się jej to osiągnąć poprzez stworzenie postaci Tomoe i właśnie taką, a nie inną kreację tej postaci. Od tego momentu zwierzęce atrybuty postaci męskich zaczęły przyciągać mnie do serii, których wcześniej nie znałam, jednak nie zawsze znajdę tak dobrze stworzonych bohaterów, jak lisi youkai tej serii. Dobrym przykładem jest Miketsukami z 'Inu x Boku SS' którego postać zaczęła mnie interesować od bodajże dopiero 10 odc. (nie jestem już pewna, w którym odcinku wyszła na jaw prawda na jego temat). Wcześniej sprawiał wrażenie rozmiękłej kluchy i nawet wygląd po przemianie niewiele mu w tym względzie pomagał. Tomoe od początku do końca, moim zdaniem, jest bardzo dobrze wykreowaną postacią, spełniającą moje wszelkie kryteria. Wredny, cyniczny, brutalny, sprytny tam, gdzie trzeba, a jednocześnie ciepły i troskliwy tam, gdzie trzeba, czyli równowaga w pełni zachowana. Reszta postaci w jakiś sposób jest zabawna, nie męczą widza swoją osobą. Mogłabym jedynie przyczepić się do seiyuu Nanami. Sama bohaterka była w porządku, tylko przez cały seans denerwował mnie jej głos. Nie potrafię nawet wyjaśnić, dlaczego, ale nie polubiłam jakoś tej seiyuu. Mogli dobrać jej kogoś lepszego, ot moja skromna sugestia.

    Seria jest pełna naprawdę zabawnego, nienarzucającego się na siłę humoru. W przypadku gagów sytuacyjnych miałam sporo zabawy, rechocząc w niebo głosy. Szczególnie bardzo podobały mi się zabawne sytuacje w trakcie konfrontacji Tomoe x Mizuki x Kurama i ich wieczne kłótnie o bzdury ;). Doprawdy rzadkie zjawisko w moim przypadku, zważając na fakt, że tylko kilka serii komediowych do tej pory tak naprawdę zdołało mnie rozśmieszyć. Dodatkowo anime skłoniło mnie do przeczytania mangi, co zdarza się raz na dziesiątki serii. Zazwyczaj nie chce mi się sięgać po rozszerzoną, obrazkową wersję danego tytułu, dlatego generalnie swoje odczucia opieram na samym anime. W tym wypadku żałuję jedynie, że seria nie została przedłużona do min. 25 odc., a istotne wątki zostały pominięte. Aż prosi się o wyjaśnienie sprawy z Jukiji. Mam nadzieję, że twórcy pójdą kiedyś tą ścieżką i zdecydują się na stworzenie kontynuacji, gdyż prawdziwa akcja zaczyna się dopiero po wydarzeniach z aktualnej serii.
  • Avatar
    czarna mamba 28.04.2014 22:22
    Re: Słodkie dziewczyki
    Komentarz do recenzji "Tamako Market"
    Niestety, tak już jest, że rynek dyktuje nie producent, a odbiorca/konsument. Poznasz to chociażby po repertuarze prezentowanym w tv, który od ponad 10 lat odgrzewa starego kotleta, którego nie da się już przełknąć, tylko oprawa nieznacznie się zmienia. Tak samo jest z muzyką i wieloma innymi rzeczami. Nie ma różnorodności, bo ludzie jej nie potrzebują. Lubią łykać jeden i ten sam schemat. Nawet jeżeli studio wyprodukuje anime, które wymyka się przyjętym schematom, jest spychane na margines i zazwyczaj trzeba przekopać całą stertę badziewi, stojących wysoko w rankingu popularności, żeby się do niego dostać.
  • Avatar
    A
    czarna mamba 23.04.2014 23:06
    Komentarz do recenzji "Psycho-Pass"
    Teoretycznie powinnam potrafić ubrać w dobre słowa opinie na temat anime, w których odnalazłam swój 'efekt 'oh!'', jednak łatwiej jest mi ciosać kołki i wieszać psy na seriach, które w moim odczuciu okazują się totalną klęską. Pisząc na temat serii, które w jakiś sposób zdołały mnie zachwycić, zawsze boję się, że coś pominę. Byłby to niewybaczalny grzech wobec tych tytułów. 'Psycho Pass' niezaprzeczalnie wpisuje do kanonu tytułów, które cenię i będę ceniła za złożoność fabuły, bogaty zbiór postaci będących najbardziej przeze mnie cenionymi indywidualistami, a także za napięcie, które towarzyszyło mi przez niemal cały seans tego anime i skrajne emocje, jakie wywołał u mnie sam system Sybil. Przeraża mnie on o tyle, że nie jest nierealny, a wszystko, co w przeszłości przepowiedzieli wizjonerzy science­‑fiction powoli znajduje odzwierciedlenie w naszej rzeczywistości. Nasz świat nie jest wcale tak daleki od wprowadzenia podobnego systemu, który stygmatyzuje ludzi, zamyka ich w ciasnych klatkach statystyk, pomiarów, wszędobylskiej inwigilacji, umniejszając ich sile, inteligencji, pomysłowości i zdolności kreacji. W zasadzie już coś takiego funkcjonuje, tylko w nieco mniejszym zakresie, dając nam ostatki złudnego poczucia wolności. Tym bardziej przerażający jest fakt, że motyw ludzi zarządzających systemem jest analogiczny do rzeczywistego.  kliknij: ukryte  Tutaj okazują się użyteczni dla samej jego struktury. Absurd? Teoretycznie tak, ale takich przykładów możemy przytaczać miliony.

    Całe anime to gra, wyścig zbrojeń, próba sił. Kto okaże się bardziej cwany i przeciągnie linę na własną stronę. W trakcie oglądania anime wielokrotnie zaskoczył mnie nagły zwrot akcji. To dobrze, gdyż nie lubię, gdy wszystko idzie gładko. Bardzo podobała mi się rozkmina zamiarów głównego antagonisty, który nawiasem mówiąc, moim zdaniem spisał się na medal. Na szczęście ani w połowie serii, ani na końcu nie zobaczyliśmy jego ewolucji ze złego w tego dobrego. Do samego końca został zatwardziałym kryminalistą­‑ideologiem, który na swój, budzący odrazę sposób dążył do wyznaczonego celu. Sam antagonista zdołał wzbudzić we mnie dużo większe emocje, niż główni bohaterowie historii. Patrząc jednowymiarowo na jego osobę, można byłoby włożyć go w określony schemat, jednak motyw jego postępowania skłania do poważnego zastanowienia się nad tą postacią. Mimo metod, które stosował Mikishima, a które należałoby potępić, jego ideologię mimo wszystko uważam za słuszną. On jako jeden z nielicznych potrafił dostrzec prawdziwą istotę tego grajdołu zwanego Systemem Sybil i za wszelką cenę chciał go zniszczyć. Niewątpliwie należał również do ludzi o nieprzeciętnej inteligencji, dlatego tak długo mógł bezkarnie pogrywać sobie z przeciwnikiem. W żaden sposób nie mogę nazwać go postacią schematyczną lub kiepsko wykreowaną. Rzadko miałam okazję widywać w anime tak ciekawe persony, jak on, dlatego nawet jeżeli był bezwzględnym mordercą, zdołałam go polubić. Z resztą w anime nie zobaczyłam żadnego bohatera (pomijając randomy), których w jakiś sposób mogłabym nie polubić. Może poza Ginozą, który denerwował mnie swoją ignorancją i Kagarim, który z całej bandy wydawał się najbardziej nijaką i zbędną postacią. Bardzo się cieszę, że  kliknij: ukryte  Główna bohaterka mogła wydawać się głupią gęsią, która ślepo będzie szła ścieżką wyznaczoną przez system, a jednak okazała się kobietą z ogromnymi klejnotami. Była w stanie udźwignąć ciężar swojej pracy, jednocześnie potrafiąc w miarę trzeźwo oceniać sytuację z własnego puntu widzenia, a jednak zdecydowała się nie wychylać poza system i mimo tego robić swoje. Na początku ślepo wierzyła w słuszność systemu, jednak w miarę upływu czasu odkrywała, jak to wygląda 'od kuchni', a mimo to nie przeszła na stronę rebelii. Musiało to być dla niej niezwykle ogromnym ciężarem, z którym jakoś sobie poradziła, cały czas pozostając sobą. Pod tym względem Akane bardzo przypomina mi Saki z 'Shin Sekai Yori',tylko nie była tak płaczliwa, jak ona. Bardzo spodobało mi się w niej to, że nie traktowała egzekutorów jak niebezpiecznych kryminalistów, psy gończe, które należy trzymać na postronku i chłostać w razie jakichkolwiek objawów niesubordynacji. Mimo wszystko, to też byli ludzie, którzy mieli różną przeszłość, a o których losie bezpowrotnie zadecydował Sybil.

    Teraz coś o stronie graficznej i akustycznej. Tutaj wypowiem się krótko, bo i nie mam zbyt wiele do opisywania na ten temat. Graficznie anime z jednej strony było na plus, z drugiej na minus. Plusem były niezwykle starannie dopieszczone tła. Miasto, budynki, fabryki, itd. Sprawiały wrażenie prawie wyjętych z fotografii. Pod tym względem nie zauważyłam jakichś wielkich zgrzytów. Zgrzyty pojawiały się, gdy na plan wchodzili bohaterowie. Nie za bardzo podobała mi się kreska żeńskich bohaterek. Miały dziwne oczy i nosy. Nieco lepiej wypadali panowie, aczkolwiek co jakiś czas można było zauważyć krzywizny i ogólnie brak dopracowania w niektórych ujęciach. Zdarzyło się, że bohater miał jedno oko na środku policzka, co wyglądało, jak rodem wyjęte z dzieła Picassa. Ogólnie design postaci mocno średni, choć niektórzy bohaterowie zostali narysowani w sposób, który mi osobiście przypadł do gustu. Muzycznie anime wypada dobrze, choć przez większość czasu muzyka w tle w jakiś sposób mi umykała. Była tak dyskretna, że naprawdę trzeba by było skupić się na tym aspekcie anime, żeby zarejestrować każdy utwór, który przewinął się przezeń. Podobały mi się za to niektóre openingi i endingi, a muszę przyznać, że rzadko się to u mnie zdarza.

    Moja ocena anime: 10/10 Tytuły, które oceniam pełną punktacją należą do rzadkości. W swojej ocenie pomijam aspekt graficzny i muzyczny. Skupiłam się niemal wyłącznie na fabule i bohaterach, które zaliczam do jednych z najlepszych. Z czystym sumieniem mogę polecić serię i mam nadzieję, że drugi sezon nie zdoła mnie rozczarować :).
  • Avatar
    czarna mamba 23.04.2014 16:47
    Komentarz do recenzji "Inuyasha"
    Jeżeli nie będę miała lepszego pomysłu na kolejne anime, być może spróbuję przemęczyć ten tytuł, tylko po to, żeby sprawdzić, czy moje odczucia zmienią się w trakcie seansu, czy zostaną na tym samym poziomie, na jakim są teraz. Nie liczę jednak na nic odkrywczego. Możemy podyskutować dalej, gdy już zobaczę cokolwiek w tym anime, o czym warto byłoby wspomnieć. Jak na razie zobaczyłam jednak jeden wielki stos absurdu, nawet jak na serię fantasy, po które również sięgam. Nie ograniczam się wyłącznie do anime realistycznych, lubię wybiec poza dobrze nam znany wymiar, ale chcę zobaczyć coś, co mnie ujmie w danej serii, a nie mieć wrażenie, że oglądam bajkę dla dzieci.
  • Avatar
    czarna mamba 22.04.2014 22:30
    Komentarz do recenzji "Inuyasha"
    A ja nie. Nie mam ku temu podstaw, zwłaszcza że nie napisałaś nic konkretnego na temat dyskusji, którą sama poruszyłaś. Nie musiałam oglądać całości anime, żeby mieć takie, a nie inne odczucia. Dlatego nie chciałam tracić na nie czasu. Są takie serie, których charakter da się wyniuchać już od samego początku. Ten serial przypomina mi nieco „Ranmę 1/2” (głównie z powodu kreski, tępego głównego bohatera i wielo epizodyczności), który również pozbawiony był większego sensu, a humor skierowany był raczej do dzieci, niż starszych widzów.

    Uwierz mi, że oglądałam sporo anime, w których rzeczywiście potrafiłam dojrzeć drugie dno i dzięki temu, jak i dobrze skonstruowanym bohaterom (przynajmniej tym głównym) serie przyciągały mnie do siebie. Mogły mieć nawet milion epów, żebym obejrzała je w całości, nawet nie jeden raz i zapragnęła kontynuacji. Dlatego właśnie poddaję pod wątpliwość tak wysoką ocenę tego tytułu.
  • Avatar
    czarna mamba 22.04.2014 21:00
    Komentarz do recenzji "Inuyasha"
    Śmiechu warte jest to, że ktokolwiek potrafi znaleźć w tym anime jakikolwiek realizm i głębię. Przytoczę może cytat z wychwalającej pod niebiosa recenzji tego tytułu:

    Historie postaci są bardzo rozbudowane, splatają się ze sobą, tworząc wrażenie, że świat anime żyje i jest prawie realny, a nie – jak to ma czasem miejsce – stanowi dekorację, stworzoną po to, by bohaterowie mogli popisywać się swoimi nadprzyrodzonymi mocami.


    Gdzie w tym jest realizm? Mimo, że nie obejrzałam serii do końca, choćbym wypatrzyła sobie oczy, żadnego realizmu nie uświadczę. Nawet nanograma, nie mówiąc już o całych pokładach. Historia jak każda inna. Ktoś ginie, ktoś inny chce się zemścić. Było miliony razy, ale w innych historiach można było odnaleźć drugie dno. Tutaj tegoż można szukać, jak igły w stogu siana, nie mówiąc już o absurdzie sytuacyjnym, piętrzącym się, jak Himalaje.

    Chętnie przeczytam jednak, czym wedle Twojej opinii powinnam się zachwycić. Może skłoni mnie to do powrotu do tej serii. Kto wie? ;)
  • Avatar
    czarna mamba 22.04.2014 20:23
    Komentarz do recenzji "Inuyasha"
    Zastanawia mnie tylko tak wysoka ocena tego anime. Na pewno nie jest czymś, co zasługuje na 9 pkt. Znacznie lepsze pozycje oceniane są dużo niżej i w mojej opinii zupełnie nie zasługują na tak niską notę.
  • Avatar
    A
    czarna mamba 22.04.2014 20:17
    Komentarz do recenzji "Inuyasha"
    A ja pójdę pod prąd i na pohybel pełnym zachwytów opiniom napiszę, że to anime to nie moja bajka. Może lubiłabym je, gdybym chodziła do podstawówki lub gimnazjum, ale na takie płytkie historyjki jestem za stara. Od czasu do czasu staram się kończyć serie, które w żaden sposób nie urzekają mnie, wręcz potrafią znudzić lub zirytować, tylko dlatego, że są krótkie. W tym przypadku zostawiłam Psa po kilku odcinkach. Nie widziałam sensu męczenia ponad 150 epów, wolałam rozejrzeć się za czymś innym. Jeżeli chodzi o tematykę youkai, widziałam, może niektóre nienajambitniejsze, ale na pewno wszystkie dużo lepiej skonstruowane serie od „Inuyashy”. Tutaj nie uświadczę niczego, oprócz pogoni za jakimś magicznym kryształkiem, który  kliknij: ukryte , nawalanki ze wszystkim, co żyje i na drzewo nie ucieka i durnowatego głównego bohatera, który potrafi myśleć mięśniami, zamiast zawartością mózgoczaszki. Znacznie lepiej od psa wypadła heroina, aczkolwiek zwykle nie pałam zbytnią miłością do bohaterów mojej płci, dlatego w żaden sposób Kagome mnie nie urzekła, choć była jedną z lepiej skonstruowanych postaci tej serii.
  • Avatar
    czarna mamba 20.04.2014 19:18
    Re: Brrrr, to było starszne
    Komentarz do recenzji "Uta no Prince-sama: Maji Love 1000%"
    Dotrwałam do końca tylko po to, żeby wiedzieć później, o czym piszę, a także ze względu na małą ilość odcinków. Gdyby seria miała 24+ odcinki, nie ryzykowałabym rozpuszczenia mózgownicy tą absurdalną tandetą. Takiego chłamu nie oglądałam od czasu Brother's Conflict, jeżeli chodzi o haremówki, oczywiście. Po drodze napatoczył się jednak Gantz, którym byłam tak zniesmaczona, że nie umiałam przetrwać dwóch odcinków.
  • Avatar
    czarna mamba 20.04.2014 14:25
    Re: Brrrr, to było starszne
    Komentarz do recenzji "Uta no Prince-sama: Maji Love 1000%"
    'Zoku Natsume Yuujincho' aktualnie oglądam. Świetne. Równie dobre, jak Mushishi, które oglądałam lata temu ;). Inuyashę właśnie przerwałam. Jakoś mnie nie porwał i stwierdziłam, że nie ma sensu oglądać 100­‑iluś odcinków, jeżeli nie widzę w nim nic, co mogłoby mnie zainteresować. Pasuje bardziej młodszym nastolatkom, nie jest jednak dla starszej widowni.

    Tematyka youkai (zwłaszcza duchów zwierzęcych) podoba mi się choćby ze względu na japoński folklor, z którym jest związana. Trochę za dużo nałykałam się współczesnego bełkotu, więc powrót do japońskiej tradycji i wierzeń działa na mnie bardzo odświeżająco :).
  • Avatar
    czarna mamba 20.04.2014 13:14
    Re: Brrrr, to było starszne
    Komentarz do recenzji "Uta no Prince-sama: Maji Love 1000%"
    Nie tylko lisie. Kocie i przybierające najbardziej dziwną postać ;). Na razie znalazłam całkiem dobre anime o tej tematyce, ale dobrze jest zrobić sobie listę kolejnych pozycji do obejrzenia ;).

    Tobie to anime przypadło do gustu, czy tak jak ja miałaś ochotę wcisnąć 'escape' i nigdy nie wracać?
  • Avatar
    czarna mamba 20.04.2014 09:55
    Re: Brrrr, to było starszne
    Komentarz do recenzji "Uta no Prince-sama: Maji Love 1000%"
    A tak dla podniesienia ciśnienia zerknij na drugi sezon! Nie, no żartuję nie chcę Cię denerwować.


    Dziękuję, postoję. Laleczkowaci faceci wybitnie mnie odrzucają. Trochę charakteru przydałoby się gwiazdeczkom, zamiast ładnej buźki i wymyślnej fryzury (ach, to cięcie pijanego fryzjera =_=).

    Cóż nadal szukasz kolejnej dobrej serii muzycznej?


    W jakikolwiek sposób by nie spojrzeć, 'Uta no Prince sama' miało być serią muzyczną, ale nie wyszło. Zupełnie, jakbym słuchała repertuaru mojego sąsiada i jego 'majteczek w kropeczki'. Nie mam pojęcia, czym tu się zachwycać.

    Nie szukam na razie serii muzycznych a youkai w miarę tak samo interesujących, jak 'Kamisama Hajimemashita', czyli anime, które choć należy do gatunku zniechęcającego mnie już samą nazwą (shoujo), w jakiś sposób zdołało przyciągnąć mnie do ekranu i nie skończyło się na jednej turze oglądania ^_^. Nawet humor zdołał mnie rozbawić, co rzadko się zdarza w takich seriach :P. Jeżeli jakiś bohater mnie zainteresuje, nie chcę zbyt szybko rozstawać się z nim, dlatego potrafię obejrzeć anime nawet trzy razy z rzędu tylko dla niego :P.
  • Avatar
    A
    czarna mamba 20.04.2014 00:38
    Brrrr, to było starszne
    Komentarz do recenzji "Uta no Prince-sama: Maji Love 1000%"
    Męczyłam to anime niemiłosiernie tylko po to, by wysmarować swoją opinię. Muszę pogratulować twórcom za niemal udaną próbę uśpienia mnie, gdyż w trakcie oglądania oczy same się zamykały. Nie znam się na haremówkach, w swoim życiu obejrzałam może ze trzy i mam nadzieję, że więcej na takie nie trafię. Nie potrafię zrozumieć, dlaczego niemal w każdym anime tego gatunku występują tylko dwa typy bohaterów – ospała, zamulona bohaterką z mózgiem dwulatka i stado pustych, bezosobowych biszy, których chętnie wykopałabym na księżyc. Szczerze mówiąc najbardziej zjadliwą postacią tego anime był… kot. On jeden nie zdołał w żaden sposób mnie zirytować. Był nawet sympatyczny, ale może dlatego, że uwielbiam zwierzęta… W każdym razie w całym anime fabuły niet, muzyki niet, charakteru… niet do potęgi n­‑tej. Komedia romantyczna? A gdzie, za przeproszeniem był humor i romans? Chyba w kosmosie bo nie w tym anime. W takim razie do wyliczanki dołączamy: humor niet, romans… nieeeet. W takim razie co miało być w tym anime? Nie zobaczyłam w nim niczego, kompletnie niczego. Dodatkowo z nóg zwalił mnie nauczyciel­‑trans. Te różowe, obleśne włoski, styl niuni z wiadomego zawodu. Ohyda.

    Różowo, kolorowo, słodko, obrzydliwie. Kompletnie nie moja bajka. Seansu drugiego sezonu na pewno nie będzie. Nie chcę katować się na święta.
  • Avatar
    czarna mamba 18.04.2014 21:20
    Re: Wieje nudą
    Komentarz do recenzji "Inu x Boku SS"
    Dobrnęłam jakoś do końca. Musiałam czekać 10 odcinków na to, żeby cokolwiek ciekawego zaczęło się dziać. Do tego momentu było jedynie zgrzytanie zębami. Wyjaśnienie tajemnicy Miketsukami jakoś odświeżająco zadziałało na ten niezbyt interesujący serial. Można powiedzieć, że było to nikłe światełko w tunelu, aczkolwiek światło zgasło przy końcówce i znów był jeden wielki zgrzyt. Jakoś nie pałam miłością do seriali romantycznych, choć od czasu do czasu udawało mi się znaleźć coś, co oglądałam 'na jednym wdechu', przez co zarywałam noce i następnego dnia kulałam się do pracy z worami pod oczami.

    Jedyne, na co w miarę przyjemnie się patrzyło, to rzadkie momenty przemiany Miketsukami'ego w swoją prawdziwą postać. Z lisimi uszami, ogonami i w kimonie wyglądał o wiele korzystniej, niż pod krawatem. Również jego postawa zmieniała się w tej postaci na korzyść. Chyba właśnie dla tego wizerunku zaczęłam oglądać ten serial zafascynowana wcześniej postacią Tomoe, którego bohater przypomina z wyglądu.

    Teraz ogólnie o serialu. Wcześniej wypowiadałam się na jego temat po obejrzeniu zaledwie trzech odcinków, które uważałam za kiepskie. Nie zmieniłam zdania po obejrzeniu całości. Momentów, które w jakiś sposób mogły mnie zaciekawić było jak na lekarstwo.

    Ogólnym założeniem miało być stworzenie komedii romantycznej. Serial spełnił jednak tylko jedno z dwóch założeń. Był romantyczny, jednak komedii w nim nie zobaczyłam lub też nie potrafię śmiać się z bezsensownych i głupich żartów, choć niektórym seriom udawało się wydobyć ze mnie gromki śmiech właśnie takimi banalnymi gagami. W tym przypadku nie byłam jednak w stanie dostrzec, co ma widza rozśmieszyć. Może to wina mojego skrzywionego poczucia humoru, a może bohaterów, którzy byli nijacy.

    Jeżeli chodzi o fabułę, nie była najpłytsza, jaką widziałam, ale nie zauważyłam również głębi, która jest dla mnie ważna przy oglądaniu anime. Owszem, mamy wątek rodzin youkai, który okupiony jest samotnością i uprzedmiotowianiem ich członków, ale mam odczucie, że to wciąż za mało. Nawet bohaterowie nie są w stanie pogłębić tego motywu, a ich płytkość sprawia, że nie da się tego wątku traktować zbyt poważnie. Sami bohaterowie momentami sprawiają wrażenie upośledzonych umysłowo. W trakcie oglądania często zdarzało mi się robić minę, którą powszechnie określa się jako 'What the fuck?!/what the hell is it?! O_o' z powodu ich chronicznej tępoty.

    Ogółem serial nie przypadł mi do gustu, ale wcześniej opisany wątek z historią Miketsukami sprawił, że moja ocena podskoczyła AŻ o połowę oczka. Jednak było coś, co zdołało mnie w tym serialu zaskoczyć. Szkoda tylko, że miało to miejsce tylko w jednym odcinku, do którego musiałam dotrzeć przemęczając 9 wcześniejszych.
  • Avatar
    A
    czarna mamba 17.04.2014 23:05
    Wieje nudą
    Komentarz do recenzji "Inu x Boku SS"
    Oglądam już trzeci odcinek i zastanawiam się, czy coś zdoła mnie w tym anime zaskoczyć i zaciekawić. Jedynym zaskoczeniem jest lisia postać Matsukami. Po przeobrażeniu jest wypisz, wymaluj Tomoe z Kamisama Hajimemashita (a raczej jego marną kopią, nieładnie), z tym że tamten bohater posiadał wyrazisty charakter, który bardzo mi odpowiadał, zwłaszcza jako dziki lisi demon z dawnych czasów, który z jednej strony żył wojną, był bezwzględny, z drugiej okazał się romantykiem ( kliknij: ukryte ). Matsu zachowuje się, jak ciepła klucha z oczami spaniela, której nie mogę strawić. Krótko mówiąc przesłodzona breja lukru… Główna bohaterka też nie wnosi nic do serii. Na me gusta jest zbyt oklapuciała. Pozostali tylko irytują. Nawet humor, zawarty w anime nie śmieszy w przeciwieństwie do w/w tytułu (tam momentami pokładałam się ze śmiechu i cały czas żałuję, że było takie krótkie – najważniejsze wątki z mangi nie zostały w nim zawarte). Jednym słowem nuda.

    Na razie nie zobaczyłam tutaj nic, co mogłoby przyciągnąć mnie do tego anime, ale postaram się przetrwać, żeby napisać o nim coś więcej. Na szczęście ma tylko 12 odcinków, czyli ilość znośna. Może moja ocena podskoczy choć o pół punktu z jakiegokolwiek powodu, niech to będzie chociaż drobny szczegół. W tej chwili jest kiepsko. Na chwilę obecną moja ocena to 4/10.

  • Avatar
    czarna mamba 13.04.2014 21:32
    Re: Bardzo sympatyczna seria.
    Komentarz do recenzji "Soredemo Sekai wa Utsukushii"
    Ja też nie lubię ekranizacji nieskończonych mang, jeżeli twórcy przewidują krótkie serie. Tak czy inaczej trzeba wtedy zajrzeć do mangi, choć osobiście rzadko to robię, ale miałam okazję oglądać sporo serii, które miały wspólny początek z mangą, później poszły swoją drogą. Nie lubię takiego mieszania. Można to jednak znieść, jeżeli twórcy zostawiają sobie otwartą furtkę do kontynuacji serii w oparciu o wydarzenia z pierwowzoru.
  • Avatar
    czarna mamba 9.04.2014 14:54
    Re: Nee kamisama...
    Komentarz do recenzji "Kami-sama Hajimemashita"
    Plusem w Kamisama Hajimemashita jest też japoński folklor – bardzo malowniczy i ciekawy.


    Oj tak, zdecydowanie. Nic tak nie poprawia nawet najbardziej kiepskiej serii (ta należy do mocno średnich pod względem fabuły i bohaterów, aczkolwiek całkiem przyjemnych w odbiorze), jak odrobina folkloru i/lub chociaż jeden dobrze wykreowany bohater. Tutaj mamy obie rzeczy w doskonale dobranych proporcjach i choć, jak zwykle, jeżeli chodzi o serie shoujo, główną bohaterkę chętnie zastrzeliłabym z jakiegoś grubego kalibru, całą miałkość innych bohaterów nadrabia Tomoe i nie chodzi tu o jego ekstremalną biszowatość. Raczej o zadziorność i niepokorny charakter, który lubię u bohaterów różnych anime. Za to na Mizuki'ego mam alergię. Wkurzający typek.