x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w
polityce prywatności.
Re: ALL HAIL LELOUCH!
Re: ALL HAIL LELOUCH!
Co do Rolo, to uważam, tak samo, że kliknij: ukryte Lelouch w ogóle się z nim nie liczył, a ostanie słowa wypowiedział z konieczności…
Tak samo z Nunnaly… kliknij: ukryte przecież nawet śmierć Shirley straciła dla niego znaczenie.
Właśnie, Shirley, pomimo, że mnie irytowała, była całkowicie niewinna. Możemy powiedzieć, że wraz z jej śmiercią, Lulu stracił wszystko co łączyło go z dawnym sobą. Bardzo symboliczne…no i nie wiem czy zwróciłeś uwagę na końcową scenę. Lulu umiera „w ramionach Nunnaly” a tłum wykrzykuje: „Żero! Zero!”. I chociaż skandował na cześć Zero – Suzaku, to scena była piękna. Lulu mógł mieć świadomość, że całe to działanie miało sens, że mu się udało.
Tak, koniecznie musisz wrócić do Code Geass…ja zapewne zrobię to samo…po sesji letniej ;0
Pozdrawiam.
ALL HAIL LELOUCH!
Już od dawna żadne anime tak mnie nie poruszyło jak właśnie Code Geass.
Pierwszy sezon obejrzałam w kilka dni, z drugim poszło mi jeszcze szybciej – a czas, który wybrałam na oglądanie jest dla studenta najgorszym z możliwych.
Zamiast siedzieć z nosem w notatkach mój czas całkowicie pochłonął Lelouch.
W tej odsłonie, pojawia się wiele przeróżnych elementów innych gatunków anime….ecchi, shounen, dramat, science‑fiction, a nawet romans – choć nieco kulawy.
Największy plus serii to jednak bohaterowie. Genialnie ucharakteryzowany Lelouch, który był po prostu postacia tragiczną. Działał po mimo tego, że wcale nie chciał, bo nie było innej drogi. Czasem ciężko jest nawet stwierdzić, która z masek bohatera jest prawdziwa… kliknij: ukryte nienawidził Rolo, przyznał się do tego w swoich rozmyśleniach. Chciał go wykorzystać i zgładzić, ale pod koniec jednak okazał mu serce…szczerze? Czy był wtedy prawdziwym Lelouchem? Takim, który opłakiwał Shirley…?
Mistrz udawania i kłamstwa.
kliknij: ukryte Czy tytuł Imperatora był jego celem? Chyba nie,był to efekt uboczny jego działań, które musiały go gdzieś zaprowadzić…
A Nunnaly, czy Lelouch rzeczywiście robił to wszystko dla niej? kliknij: ukryte Mógł sobie to wmawiać, ale nie mógł oszukać siebie samego…widać to w jednej z ostatniej rozmów z C.C.
Suzaku, postać która zagubiona jest od samego początku, co jest jego celem? Życie ideałami? Powtarzanie pieknych słów, które wpoiła mu szkoła? Nie. Na szczęście Zero pomoże mu znaleźć właściwą drogę…
Ostatni odcinek bardzo mi się podobał, może i tragikomiczny, ale świetnie wyreżyserowany… kliknij: ukryte Zero pokonany przez Zero…Wielki Imperator. I ostatnia scena, która pozostawia otwarte zakończenie…
Happy end? Zdecydowanie. Wielu zginęło, ale dla pozostałych bohaterów życie się jakoś ułożyło…ułoży…
Żałuję, że to już koniec…nie mam ochoty zaglądać jednak do odcinków specjalnych, czy też tej hmmm pseudo kontynuacji…
A i jeszcze jedno…Jak tak dobre anime może mieć tak słabe openingi?
Mechy, ach te mechy...
O dziwo, mechy wcale mi nie przeszkadzały, powiem więcej zaskakiwały mnie brawurowe akcje z nimi w roli głównej.
Jestem naprawdę pozytywnie zaskoczona Code Geass.
Bardzo ciekawe, dynamiczne, ze zwrotami akcji.
Świetnie poprowadzona fabuła, która nie skupia się na detalach a mknie naprzód. Twórcy nie rozwodzą się nad sposobem w jaki Lulu dostał się w miejsce A – akcja rusza gdy już tam jesteśmy – bo skoro już raz wyjaśnili nam na czym polega moc Geass, to po co powielać sceny, w których Lulu ogłupia pobocznych strażników i służbę? Autorzy jak widać potrafią racjonalnie myśleć, a dzięki temu anime jest tak dynamiczne i nie nudzi.
Jeżeli chodzi o bahaterów, na pierwszym miejscu jest duet Leloucha i C.C. Genialne dobrane charaktery, szczególnie jeśli chodzi o C.C. Tajemnicza, urocza – zobaczymy czego dowiemy się o niej w kolejnym sezonie.
Lulu – Light Yagami nie dorasta mu do pięt. Nie przeszkadza mi nawet jego pyszałkowatość, duma i wygórowana ambicjonalność. Popełnia błędy, czasem nie myśli, ale jego postać jest dynamiczna i charakterystyczna. Uwielbiam przeskoki między scenami gdzie jest Zerem i gdzie jest Lulu – widoczny jest jego rozwój jako postaci, a to jest w takiej serii najważniejsze.
Denerwowała mnie Rada Uczniowska z Shirley na czele – myślałam, kliknij: ukryte że jej postać jest już skończona…
Sama Nanaly również irytowała, ale taka już miała być…
Polecam wszystkim tym którzy boją się mechów.
Nie taki diabeł straszny…jak to mówią.
Nee kamisama...
Prosta, ale na swój własny sposób oryginalna historia z ciekawymi głównymi bohaterami.
Właśnie, bohaterowie – pomimo, że schematyczni to i tak nie da się ich nie lubić – szczególnie Tomoe, który swoim charakterem nadrabiał wszystkie inne wady serii. Plus również za Nanami, która była tak urocza, że uśmiech nie schodził mi z twarzy…Na dodatek jest naprawdę śliczną bohaterką (dodaje ją do listy najatrakcyjniejszych bohaterek anime).
Kiepska grafika mi nie przeszkadzała, bo ubóstwo w zakresie teł nadrobiły świetne projekty postaci (Narukami – bóstwo błyskawic,albo rybopodobne bóstwo, które zamieniło się w człowieka – nie pamiętam imienia; Kurama czy Smoczy Król)
W miarę oglądania jednak, można zauważyć,że główny wątek serii – czyli fakt,że Nanami została bóstwem – traktowany zostaje po macoszemu. Generalnie ciężko jest zrozumieć jak działa cały ten mechanizm bycia bóstwem – że o dziwo może nim zostać człowiek, przy czym w żaden sposób nie zmienia to jego życia, a zyskuje jedynie umiejętność słyszenia myśli wiernych. Nanami chodzi do szkoły i wiedzie życie szczęśliwej licealistki, a jej praca jako bóstwa, nie wiąże się z żadnymi obowiązkami na linii wierny‑bóstwo (no tak, była jedna scena gdzie Nanami wysłuchała prośby starszej kobiety), a w przypadku relacji bóstwo‑bóstwo – to Tomoe wykonuje brudną robotę karząc Nanami siedzieć cicho.
Podobało mi się jednak to, kliknij: ukryte że pomimo iż wokół Nanami roiło się od bishonenów, to twórcy nie zrobili jednego wielkiego wielokąta miłosnego opartego na schemacie – wszyscy kochamy Nanami. Każdy bishonen, który gdzieś tam się zetknął z bohaterką nie wywierał na nią jakiegoś wielkiego wpływu, a co działało w obie strony i nie zaznaliśmy obsesyjnej miłości do Momozomo (seria nie powtórzyła błędu Kaichou wa Maid sama, gdzie każdy męski rodzynek w odległości 1 km musiał, po prostu musiał zakochać się w Misaki).
Uczucie między głównymi bohaterami rozwijało się powoli i wszystko wyglądało w miarę przekonująco, i co najważniejsze – była rozmowa o uczuciach, bez dziwacznych podchodów czy podtekstów. Sama Nanami była na tyle rozsądna, że rozumiała, swoje uczucia do Tomoe – i tutaj znowu porówanie z Misaki z Kaichou wa Maid‑sama, która w tej kwestii była głucha i ślepa.
Plusem w Kamisama Hajimemashita jest też japoński folklor – bardzo malowniczy i ciekawy.
Seria nie jest wybitna,ale jej przystępna forma i co najważniejsze – odpowiednia długość sprawiają, że warto poświęcić trochę wolnego czasu.
A po seansie – dobry humor gwarantowany.
PS: Opening idealnie pasuje do serii, podobnie jak ending – te delikatne ah ah ah, które rozbrzmiewa po koniec odcinka, zawsze w odpowiednim momencie – super!
Plusów jest mnóstwo – przede wszystkim realizm postaci, a szczególnie małej Setsuko, która z założenia miała być dzieckiem i dzieckiem rzeczywiście była. Jej bestroska i naiwność.
Seita z kolei bardzo mnie irytował, był chłopcem dumnym i to duma, której nie mógł się wyzbyć ostatecznie go zawiodła.
Był nieufny, ale jest to zrozumiałe, dodatkowo wpłynął na to stosunek jego najbliższych do sytuacji w jakiej się znalazł. Ciotka, która pomagać wcale nie chciała i wykorzystała niemoc rodzeństwa (pamiętacie scene, w której kliknij: ukryte cała rodzina wraz z Seitą i Setsuko jedzą posiłek? Ciotka najpierw podała jedzenie „swoim” a dopiero potem nakarmiła rodzeństwo, przy czym ich racje były mniejsze, a na dodatek mało sycące).
Postawa ciotki, pomimo, że ciężko jest ją zaakceptować – była bardzo realistyczna. Kobieta miała dużą rodzinę i zastanawiała się czym nakarmi swoje dzieci, a tu jeszcze miała przyjąć pod dach dwójkę „obcych”. Nie wiem jak ja bym postąpiła,ale potrafię ją zrozumieć.
Mimo wszystko film mnie nie wzruszył, nie płakałam…
Żal mi było kliknij: ukryte małej Setsuko,ale takich dzieci w okresie wojennym były miliony, ba, nadal jest ich mnóstwo.
Przesłanie? Czasem wystarczy tylko okazać serce drugiemu człowiekowi, o ile zechce on je przyjąć.
Re: dobre, ALE:
Co do Twojego drugiego pytania – mógł to być każdy inny przemieniony shiki, czy nawet Tatsumi.
Mi osobiście Shiki bardzo się spodobało i o dziwo – duże znaczenie w ocenie ma dla mnie właśnie kreska.
Z ciekawością jednak przeczytałam Twój komentarz, który jest naprawdę produktywny.
Re: Ani ziębi, ani grzeje... Chociaż nie, jednak ziębi.
Re: Przytkało mnie
Mnie najbardziej przeraziło to co kliknij: ukryte szczuroludzie zrobili z Marią i Mamoru.
Akcja anime cały czas brnęła do przodu, śledziliśmy losy Saki i Satoru, jednocześnie cały czas zastanawiając się co dzieje się z resztą paczki. I nagle dowiadujemy się, że kliknij: ukryte ich już nie ma. Od bardzo dawna. A ich pożegnanie bylo pożengnaniem z życiem, z przyjaciółmi, z widzami. Zaszokowało to jak banalnie problem potraktował sam twórca. O śmierci przyjaciół nie wiemy praktycznie nic. To jest straszne.
Razem będziemy budować nową przyszłość.
Potem bohaterowie,których nie da się nie lubić,bardzo autentyczni,wierni swoim ideałom.
Postać Marii,dziewczynki,która otwiera wreszcie oczy i kliknij: ukryte dostrzega zło świata w którym zyje,która przekazuje to innym i podejmują ostateczną decyzję i jakże szalony krok. Próbuje ratować swoje życie,ale i życie przyjaciela.Porzuca to co kochała,niestety nie wie,że straci jeszcze więcej.
Ci najważniejsi – Saki i Satoru.Pytanie dlaczego oni również kliknij: ukryte nie porzucili tego obłudnego świata,dlaczego nie poszli w ślady przyjaciół – bo nie mieli dość odwagi,bo się bali? A może po prostu uznali,że oni mogą zmienić ten świat,zaczynając od własnej wioski,od podstawowych spraw jak czuwanie nad koloniami.
Tak różne postawy,ale wspólny cel.
Również postacie poboczne,chociażby perfekcyjnie wykreowany szczuroczłowiek Squealer. kliknij: ukryte Zdrajca,który przywiera maski wiernego i oddanego przyjaciela,a jednocześnie istota honorowa,która pragnie równości.„Jesteśmy ludźmi!” wykrzyknął gdy go sądzono,a jaka była reakcja sędziów? Śmiech,śmiech odrazy i politowania. Przecież szczuroludzie nie są winni temu,że zostały stworzone,a traktowani są jak kompletne wyrzutki,które prowadzą ze sobą wojny by po prostu móc przetrwać.
Po drugiej stronie – człowiek,który kliknij: ukryte deklaruje walkę z tym co złe,a to on za całe zło odpowiada.Używa hipnozy by ukryć niewygodną prawdę by stworzyć pseudo utopijny świat,gdzie usuwane są jednostki inne,różniące się od tych ideałów,które są kreowane w procesie jednego wielkiego prania mózgu.
I na końcu krzyk dzieci,które dostrzegają to wszystko.Dzieci – przyszłość całej naszej cywilizacji. To młode pokolenie,które ten świat dopiero poznaje,a już wiedzieć go musi tak zniekształconym.
I ta refleksja,która przychodzi po obejrzeniu. Historia znowu się powtarza.Nowy świat staje się powoli starym światem. Błędne koło,w które człowiek wpada,bez względu na upływ czasu.
Oglądając serie,miałam różne odczucia,ale przede wszystkim – smutek. Smutek,który towarzyszył mi od pierwszego do ostatniego odcinka.Nie ważne,że bohaterowie się uśmiechali,że świeciło słońce a okoliczna przyroda napawała nas urokiem – smutek cały czas gdzieś czaił się w moim sercu i myślach. Uczucie,które nie pozwalało wierzyć w kliknij: ukryte szczęśliwe zakończenie.
Przepraszam za tą sieczkę ze spoilerami,dla dobra tych,którzy jeszcze anime nie oglądali.
Re: Egao
Oryginalność pilnie poszukiwana!
Schematy,które spotykamy w każdej serii szkolnej,powtarzające się w kółko i w kółko,masa zabłąkanych bohaterów,którzy uparcie walczą o czas antenowy (i niestety czasem dostają go aż za dużo) i na siłę rozciągnięta fabuła.
Główna wada to jednak bohaterowie,nie,moe‑potworki czyli bohaterki Little Busters.
Dlaczego potworki? Bo tak brzydkich twarzyczek jeszcze w anime nie widziałam. Tak,są to wyjątkowo nie udane projekty,no może poza Rin,trochę przypominała mi Shane z Shakugan no Shana. Włosy we wszystkich kolorach tęczy i te fryzury z kokardkami,gwiazdkami i co tam jeszcze wpinają we włosy pięciolatki.
Główny bohater męski – Miki?Riki?Miki‑Fiki?Jest tak samo męski jak jego imię.Każdemu chce pomóc,ba gotów jest w środku nocy,w czasie ulewy pobiec na cmętarz i rozmyślać nad problemem koleżanki,z którą tak naprawdę nic go nie łączy. A i nie czerwieni się na widok majtek w mrówkojady. Twarda sztuka.
Do tego rozmowy o wszystkim i o niczym,czyli mądrości życiowe licealistów. Bełkot,z którego ciężko wyłapać jakieś sensowne przesłanie.Było?Było!
Plusy jednak jakieś wyłapałam.
Teoria powracającego szczęścia Komari…
I Kyousuke. Bishonen,który wydawać by się mógł wpatrzonym w siebie pyszałkiem (tak myślałam o nim na początku),a okazał się być wyluzowanym,wręcz ekstrawertycznym,sympatycznym gościem,bardzo tajemniczym.Ciężko mi nawet jednym słowem określić jego charakter,z czym nie miałam trudności przy pozostałych rodzynkach z Little Busters.
Wydawać by się mogło,że to on będzie głównym bohaterem,wiodącą postacią. Tymczasem on pojawia się sporadycznie i nie uczestniczy w wątkach poszczególnych dziewczyn,a cała uwaga skupia się na Naoe. Jednocześnie jednak Natsume jest bardzo ważną postacią,bez której cała konstrukcja by się zawaliła. Jest dobrym duchem Little Busters i prawdziwym przyjacielem Rikiego. Relację pomiędzy tą dwójką są przecież nakreślone w szczególny sposób i cały ten zabieg bardzo mi się podobał.
Bardzo go polubiłam…No i jest rudy.
Generalnie anime NAWET mi się podobało.
Początek był bardzo dobry,przyjemnie się oglądało,ale potem odcinki były zwykłymi zapychaczami,pomiędzy którymi nieumiejętnie wpleciono historie bohaterek. Zabrakło mi tu również jakiegokolwiek wątku romantycznego pomiędzy członkami Little Busters. Myślę,że serii już by to nie zaszkodziło.Pomijając Komari i Noumi,które zostały koszmarnie przerysowane,pozostałe dziewczyny były w miarę normalne (na tle tego anime oczywiście),więc jakieś uczuciowe zawirowanie mogłoby być nawet realne.
Oryginale to to w żadnym stopniu nie było,ale kilka ciekawych momentów się trafiło,no i wątek Kudryavki,który choć mocno naciągany,potrafił zaciekawić.
5/10
Tajemnicze do samego końca
Myślę,że recenzja bardzo dobrze przekazuje to czego możemy doświadczyć oglądając Hotarubi No Mori E.
Cała historia jest prosta,bez zbędnych zapychaczy,czy fanserwisu.
Tajemnica,która opiewa serię od samego początku do końca,naturalność zachowań i typowość postaci to największe zalety filmu. Oczywiście mamy również piękną grafikę i muzykę,gdzie przygrywki na pianinie dodają uroku całej scenerii.
Zakończenie,chociaż oczywiste,zostało wprowadzone bardzo zgrabnie,bez zbędnych strumieni łez czy góry patosu. Jednocześnie jednak,trochę zaskoczyło,bo pewnie nikt się nie spodziewał,że to nie Hotaru „pożegna” Gina. kliknij: ukryte I ten piękny moment gdy Gin powiedział do Hotaru „Chodź,teraz możesz mnie dotknąć”,i chociaż były to sekundy,mogliśmy zobaczyć tą szczerą radość na twarzy Gina,smutek na buzi Hotaru.
Jedyna wada filmu,to czas trwania.
Jest zdecydowanie za krótki.
Nie mam w zwyczaju kilkakrotnego oglądania tej samej serii i pomimo,że nigdy już nie wrócę do Hotarubi No Mori E całą historię zapamiętam na bardzo długo.
Re: Mion i Shion
Re: Mion i Shion
Onizuka bardzo rozczarował
Oczywiście największa wada serii to jej poziom graficzny. Wykrzywione twarze bohaterów i te okropne miny Onizuki naprawdę uprzykrzały oglądanie.
Fabularnie również zawiodło. Przed seansem czytałam różne opinie (wykluczające spoilery) i przygotowałam się na częste braki logiczności w wątkach czy posunięciach bohaterów,ale pod tym względem seria mnie przerosła. Całość wyglądało jak amerykańska komedia familijna oparta na schemacie: idiota,który został nauczycielem (pomijając żałosne pobudki dla których Onizuka postanowił poświęcić się nauczaniu) w jednej chwili zmienia klasę pełną łobuzów czy też wycofanych uczniów. Próbowałam się doszukiwać jeszcze jakichś normalnych wątków,a przynajmniej dobrze zrealizowanych. Onizuka łażący w kostiumie słonia i straszący klasę,silny i odporny niczym Hulk Hogan , nie jest tym czego potrzebowałam w tego typie serii.
Zastanawiałam się nad kontynuowaniem,ale jednak się poddałam.
Naturalnie wystawię oceny,ale na tym etapie prawdopodobnie byłaby to ocena 4.
Dziękuję.
K.
Mion i Shion
Teraz wreszcie udało mi się obejrzeć i moim zdaniem powszechne zainteresowanie serią i liczne komentarze o jej rzekomo – wspaniałości,są bardzo na wyrost.
Fabuła i rozwiązanie poszczególnych wątków są naprawdę bardzo ciekawe, jednak przez cały seans miałam wrażenie,że czegoś tu jednak brakuje.
Wątek sióstr Sonozaki oglądało mi się najprzyjemniej i z niemałym zawodem żegnałam się z ich historią. Z drugiej strony jednak wiele elementów serii zdawało się być stworzonych bez zbytniego zastanowienia. Tutaj nasuwa mi się kliknij: ukryte relacja pomiędzy Shion a Satoshim. Uczucie, którym pałała dziewczyna do brata Satoko było dla mnie bardzo nienaturalne, tak samo zresztą jak cała histeria,która popchnęła Shion do wszystkich zbrodni.
Kolejną odpychającą bohaterką była Satoko. Jej wizerunek we wspomnieniach Shion był naprawdę irytujący,aż nawet kliknij: ukryte trudno było się dziwić złości do której jej zachowanie doprowadziło Shion. Jej niesamodzielność i uzależnienie od brata przekraczało granice wytrzymałości.
Co do sfery tajemniczości seria jakoś się spisała. Niestety jest jeszcze wiele wątków, których rozwiązania doszukiwać się musimy w kolejnych odsłonach anime. A co mnie nie cieszy bo aż ciarki mnie przechodzą na myśl,że znowu będę musiała oglądać twarz Satoko.
Pod względem graficznym jest okropnie. Słodkie buzie, ogromne oczęta i włosy we wszystkich kolorach tęczy,do tego te potwornie chude rączki i nóżki (co najbardziej odpychające jest chyba w przypadku Riki) są po prostu koszmarne.
Reasumując,serię oceniłam na 7. Oglądało się dosyć ciekawie,ale całość trochę rozczarowała w zderzeniu z przychylnymi ocenami, które prawie od samego początku towarzyszyły serii.
O czym jest to anime?
Bo jak na typową serię szkolną to coś za mało w Hyouce właśnie tego szkolnego życia. Z kolei na serie kryminalną za mało w niej sensownych i interesujących więcej niż jedną osobę zagadek (czy też tajemnic).
Dużo możemy powiedzieć natomiast o bohaterach, niestety opinie mogą być tak skrajne, jak skrajne są i tak kiepsko nakreślone charaktery głównej czwórki. Przepraszam, powinnam powiedzieć trójki, bo do Houtarou nie mogę się przyczepić (reprezentował typ mojego ulubionego bohatera anime).
Niestety, relacje pomiędzy bohaterami są kiepsko nakreślone.Spędzają oni ze sobą mnóstwo czasu,ale bynajmniej nie wykorzystują go na bliższe poznanie się. Przecież nawet taki głupi festiwal mógł ich w pewien sposób zintegrować.
Porażką była dla mnie Mayaka. Na początku została przedstawiona jako zadziorna, nerwowa osóbka, obdarzona nie wielkim wzrostem, ale za to dużym temperamentem. No może trochę przesadzam z tym jej wybuchowym charakterem, bo w wielu kwestiach przytakiwała innym lub po prostu się wycofywała. Należy tu wspomnieć o sytuacji z festiwalu, kiedy z prawdziwym oporem wyrażała swoje zdanie w rozmowie z przewodniczącą. I gdzie się podziała jej zadziorna natura? Zabrakło mi w niej takiej pozytywnej energii, którą zaraziła by swoich kolegów (chociaż na dobrą sprawę to powinno być zadaniem Chitandy).I tu dostrzegam skrajność w swojej własnej opinii, bo przecież nie możemy nazwać jej szablonową postacią.
Właśnie. Chitanda. Tak namolnej i irytującej osoby chyba jeszcze nie widziałam. Na szczęście nie była to nieśmiała jąkała (to by mnie dobiło), ale jej słodka twarz i jeszcze słodszy głosik skutecznie spowalniały mi seans. Rozumiem, miała być tą, która podsuwa reszcie pomysły i tajemnice, ale na litość boską sama też mogłaby dorzucić jakąś hipotezę, nie – Eru czeka aż inni (czyt. Houtarou) poda jej gotowe rozwiązanie na talerzu. Ona wtedy serdecznie mu dziękuję i wychwala pod niebiosa. Przecież ona nawet nie nadaję się na przewodniczącą klubu. Sprawiała wrażenie zagubionej uczennicy podstawówki. Wybaczam jednak twórcom to, że pokazali, że w przedmiotach szkolnych może i jest mądra i zdolna, natomiast jeśli chodzi o kwestie poza lekcyjne – po prostu sobie nie radzi, a jej mózg wykazuje mniejszą aktywność. Jest to bardzo – realistyczne, tak, to dobre słowo.
Dla mnie jednak największą porażką okazał się Satoshi. Wiadomo, chłopak miał grać rolę grupowego clowna, obracającego wszystko w żart, stanowiącego przy typ totalne przeciwieństwo protagonisty. W sumie to Fukube jakoś wbija się w ten szablon, ale niestety nadal sprawia wrażenie, że jest tylko tłem i jakoś nic nie robi by to zmienić. Niby od czasu do czasu doda coś to sprawy, ale jest to praktycznie minimalna aktywność. Naprawdę zdziwiła mnie jego osoba. Nawet jako clown się nie sprawdzał, bo gdyby od czasu do czasu rzeczywiście rozśmieszył grupę to nic złego by się nie stało. Chłopak, który zazdrości wszystkim, a gdyby tylko chciał mógłby osiągnąć na prawdę dużo, no i byłby ciekawszą postacią. A tak, po za uśmiechniętą gębą nie wnosi do serii nic.
Nie powiem jednak, że było aż tak nudno i beznadziejnie. Owszem seria potrafiła zanudzić, ale w pewnych momentach nawet przyjemnie się oglądało kliknij: ukryte (odcinek 3 i problem ucznia, który palił papierosy w szkole). Nie powiem, ten wątek mnie zaciekawił, bo (przynajmniej ja) nigdy nie spotkałam się z problem kliknij: ukryte palenia papierosów wśród uczniów – szczególnie w seriach szkolnych (ach ta idealna japońska młodzież).
Zabrakło mi tu jednak większego powiązania odcinków ze sobą. Tak zdarzają się zagadki rozciągnięte na kilka epizodów, ale to rzadkość. Więc niestety ta epizodyczność wątków bardzo przeszkadza.
Poza tym gdyby nie Oreki to cały ten Klub Klasyczny zmarł by śmiercią naturalną.
Za ogromną wadę należy uznać też długość serii. 22 odcinki pozbawione akcji , w większości przegadane – to stanowczo za dużo.
Oglądało się na prawdę ciężko,ale jakoś dotrwałam do końca.
Moja ocena to 5,ale tylko za Orekiego i śliczną grafikę.
BAKA INUUU!!!
Sam Saito również zaczął irytować, bo z jednej strony kocha Louise,ale i na wdzięki innych dziewczyn to chętnie popatrzy.
Kolejny aspekt – Siesta. Co prawda zaskoczyła widza,ale w złym znaczeniu niestety – zmiana – ok,ale żeby chociaż rozsądna.
Zakończenie – niby fajne,ale i tak przewidywalne i niestety musiało się pojawić tradycyjne „baka inu”.
Obejrzałam serię pierwszą – gdzie błędy były, ale i w tej odsłonie ich nie brakuje. Obie serie oceniam tak samo,ale za kolejne części nie mam zamiaru się brać.
W moim odczuciu seria Zero no Tsukaima to anime raczej dla młodszych widzów (mam tu na myśli chociażby nastolatków) albo tych którzy dopiero zaczynają swoją przygodę z anime – dla nich przygody Louise i Saito będą wprost idealne.
Ja już mam za sobą dużoo serii,więc oglądniecie Zero(...) nie przyniosło dla mnie prawie żadnej satysfakcji – chciałam się po prostu przekonać,czym tak zachwycają się fani Louise.
Oceniłam na 4,ale żałuję czasu spędzonego na tej serii (a zabrała mi go dużo,bo wolno oglądałam) :D
Pozdrawiam.
Re: postaci koszmar wielki
Nie, to nie miał być sarkazm.
Louise
Saito był całkiem fajny, aż tak bardzo nie dawał sobą pomiatać.
Fabuła średnio wciągająca, za dużo gagów związanych z biustem Kirche, i jaka to Louise jest płaska.
Pranie gaci Louise przez Saito również nie było czymś interesującym.
Humor średni, wszystko ratował Guiche,którego uwielbiam.
Początek generalnie słabiutki,ale końcówka już lepsza.
Po drugi sezon chyba sięgnę głównie z powodu zaciekawienia jakie wzbudziło we mnie odkrycie Lousie. Ciekawi mnie również to jaka jest rodzina naszej tsundere,bo w tym sezonie nie wiemy o nich nic.
Ogółem Zero no Tsukaima to seria przewidywalna, z nieciekawymi bohaterami i szalenie głupimi rozwiązaniami (księżniczki chodzą na wojny?? pff). Mało się dowiadujemy o samej głównej parze, co niestety zmusza do dalszego oglądania, lub zakończenia z poczuciem braku satysfakcji.
Kreska kolorowa i „słitaśna” – ale da się wytrzymać.
Oceniam na 3 i idę szukać kolejnej odsłony.
11 odcinków...
Myślę,że seria zapowiadała się na prawdę nieźle. Liczyłam jednak,że twórcy przedstawią portret psychologiczny Rokki,ukażą co czuje i co myśli i najważniejsze,dlaczego nie może oderwać się od bolesnej przeszłości. Rzeczywiście jest tak jak czytamy w recenzji,twórcy wcale nie starają się ukazywać tej wypatrywanej przeze mnie głębi.
Cała historia jest opowiedziana głównie z perspektywy Shimao,ale muszę przyznać,że do końca nie zrozumiałam pobudek jakimi się kierował działając na złość Hazukiemu. Czy na pewno szczęście Rokki?
Zamieszanie z kliknij: ukryte zamianą ciała wyszło na dobre serii,ale już kliknij: ukryte wędrówka Hazukiego po świecie ze szkicownika Shimao niemiłosiernie wnerwiała.
Sam Hazuki bardzo mi się spodobał,nieco sarkastyczny szczególnie w stosunku do Shimao,co sprawiało jednak,że był on ciekawa i autentyczną postacią. Nie doszukamy się w jego postawie współczucia dla męża Rokki,trudno też o zrozumienie – jest on raczej samolubny,ale dzięki temu otrzymujemy zupełnie inny typ bohatera. Przede wszystkim ciekawego.
Rokka z kolei dołowała mnie swoją ciągłą zmianą nastroju,a jej nico dziecinne cechy trochę niszczyły pierwotny wizerunek poważnej szefowej. Nie wspominając o jej braku reakcji (gdzie powinno być wielkie WTF!) gdy kliknij: ukryte odkryła,że duch Shimao przejął ciało Hazukiego. No co,oni po prostu siedzieli i jedli kulki ryżowe. To co,że mój mąż nie żyje od 3 lat.
Mankamentem była również ta cała miłosna gra pomiędzy Hazukim a Rokką. Przypominała mi nieco młodzieńczą licealną miłość,a nie powoli rozwijające się uczucie dorosłych ludzi. Rumieniąca się Rokka nie była dla mnie zbyt zrozumiałym posunięciem.
A shimao? Tak,denerwujący,zupełnie pozbawiony taktu,w wielu kwestiach przypominał mi Hazukiego. Generalnie kluczowa postać,ale mojej sympatii nie zdobył.
Dziwi mnie tak niska ocena poziomu graficznego serii,wg. mnie wszystko było bardzo fajnie zrobione,bardzo kolorowo i ciepło – słowem przyjemnie.
Muzyka – jeśli chodzi o czołówkę i ending – wspaniała,idealnie dopasowana. Ale to co przewija się w trakcie oglądania odcinków,nie zasługuję na uwagę. Oj tam takie brzdęki…
A i zakończenie. Przewidywalne i niestety nagle urwane. Zupełny brak wyjaśnienia i rozwinięcia tego co wreszcie urodziło się pomiędzy głównymi bohaterami – szkoda,bo mogło być ciekawie. Plusem za to był ten kliknij: ukryte przeskok w czasie i wyjaśnienie kim jest chłopiec z openingu.
Reasumując,było różnie,niestety troszkę się wynudziłam. To tylko 11 odcinków,ale myślę,że czas poświęcony na oglądniecie tej serii mogłam przeznaczyć na obejrzenie dwa razy dłuższego anime i zajęłoby mi to tyle samo czasu.
Ocena – 5.
Shin?
Nie będę tu truć o moich odczuciach estetycznych,bo mi akurat zbytnio nie podoba się japońska uroda. Szczególnie nie podobał mi się Nobu…ale ok.
Historia,niestety,jest skrócona i jak ktoś już zauważył,opiewa tylko relacje pomiędzy głównymi bohaterkami żeńskimi.
Gra aktorska. No tu pozwolę sobie ponarzekać.
Nana Komatsu wyszła na trzpiotkę o dziecinnym usposobieniu (wiem,w anime/mandze też taka była,ale tutaj wyglądało to nie ciekawie),Nana Osaki wyszła na cyborga z ponurą miną,Yasu został strącony na margines,zresztą tak jak Ren,a Shin? Ooo tutaj to przesadzili z tym jego nadąsaniem. Przecież on prawie w ogóle się nie odzywa,a jeśli już to recytuje jakiś monolog Homera. Mina zbitego kundla również nie dodaje mu powabu,przez co jest go ciężko polubić. Shin w anime/mandze był otwarty i niezwykle sympatyczny.
Muzyka. Hmm czekałam aż usłyszę takie nuty jak Rose czy A Little Pain….przeliczyłam się,bo to co usłyszałam w filmie było kiepskie i niemiłosiernie kaleczyło angielski.
Generalnie film oceniam nisko,tak 6‑7 gwiazdek (u mnie to jest mało).
No i teraz muszę obejrzeć NANA 2...szlag.
oryginalność do potęgi n
Nie mogłam nigdzie znaleźć jakiegoś konkretnego opisu serii (ale też nie przykładałam się do poszukiwań) więc zaczęłam oglądać w ślepo.
Pierwszy szok to opening,który słodkością dorównuje całej serii Tokyo Mew Mew.Jednak w tym przypadku mi się podobał.Wywoływał uśmiech na twarzy już po 2 sekundach,co jest ogromnym plusem.
Dalej,nieco dziwny początek,ale i tak w miarę normalny biorąc pod uwagę to co zobaczyłam potem.
Właśnie,fabuła,tutaj to kompletnie nie wiem co mam myśleć….
Aaaa czy wspomniałam,że serię porzuciłam? Tak,to istotne.
Więc zakończyłam oglądanie na etapie odcinka 3.
Nie mogłam przekonać się do takiej masy absurdu.Nie mam pojęcia co twórcy chcieli nam przekazać (wiem,powinnam najpierw zakończyć serię by tak powiedzieć) ale nie miałam motywacji i chęci by brnąć dalej.
I jestem na siebie wściekła bo miałam kończyć wszystkie serie.
Ale dość już tych wycieczek personalnych.
Seria na pewno jest oryginalna i z pewnością spodoba się tym,którzy wymagają od serii ciut więcej.
A główna bohaterka jest śliczna. ^^
Czerwonooki ideał.
Jest dokładnie tak jak czytamy w recenzji: niesamowicie nudno,przewidywalnie i bez polotu.Jedyny plus to właśnie oprawa dźwiękowa.Jednak czy oglądamy anime tylko dla tego? Muzyka ma stanowić dodatek,a nie ma być próbą ratowania serii.Serię owszem,mogliby ratować dobrze zarysowani bohaterowie.Ale kogo mamy? Idealnego studenta z miną cierpiętnika (ta jego facjata wytrącała z równowagi),potencjalną kandydatkę na dziewczynę Yakumo,czyli Haruke‑chan z bobrem na głowie (co za brzydula),jakiegoś zgryźliwego policjanta co sam nie umie nic zrobić i kolejnego gliniarza w roli popychadła,który potyka się o własne nogi (beznadziejny i nie,nie śmieszny),głównego „bad assa”,który powtarza ciągle tą samą kwestie – ciemność to,ciemność tamto,reszta to elementy tła – chociażby Nao.
Ale skoro wspomniałam już o Haruce,to ta dziewczyna irytowała mnie niemiłosiernie. W sumie nie była to nieśmiała,czerwieniąca się dziewuszka czy też bijąca po głowie chłopczyca,ale i tak nie zdobyła mojej sympatii.Przylepiła się do Yakumo jak mucha do lepu (niby się zakochała) i zawsze pojawiała się tam gdzie on.Co za ironia.
Tak właściwie to żaden z bohaterów nie wykazywał jakichś głębszych uczuć,byli nieciekawi i płytcy.
Ciąg zdarzeń w serii również był nieco chaotyczny.Przykład z 2 odcinka: kliknij: ukryte Haruka odwiedza wuja Yakumo,w następnej scenie widzimy ją już w pracy,by za chwilę znowu przenieść się do świątyni i zobaczyć jak dyskutuje z administratorem i nikogo nie dziwi co robią tam w środku nocy.
Klimat serii miał być mroczny,ale tak naprawdę wcale się tego nie odczuwało.Nieco chóralne,celtyckie czy też plemienne pieśni i mrok wcale nie wystarczą by widz miał gęsią skórkę.
Naciągany dramat również kół w oczy. kliknij: ukryte Nie porusza mnie tragedia dziadka,który 50 lat temu stracił ukochaną,a teraz chce prosić jej ducha o przebaczenie. Wątek może byłyby ciekawy,gdyby był odpowiednio poprowadzony,a nie tak na odczepnego.
Seria uważana jest za kryminał,co moim zdaniem obraża ten gatunek. Dobry kryminał ma wciągać widza,a nie usypiać. Akcje Yakumo mogły być ciekawe,chociażby kliknij: ukryte ten wątek z ostatnich odcinków,czyli lekarz,który chcąc ratować życie córki poświęcił życie ojca Nao. Ale wszystko jakoś nie przykuwało uwagi. Ziewałam i ziewałam.
W serii pełni było również błędów logicznych. Np. dlaczego Haruka również widziała duchy? Albo fakt,że duchowi zrobiono zdjęcie czy nagrano na filmie,a kliknij: ukryte zachowanie Nao po śmierci ojca? Zapłakała tylko raz.
Seria była na tyle straszna,że odcinki oglądałam masowo (czego nigdy nie robię) byle szybciej skończyć.Opinię na temat Shinrei Tantei Yakumo wyrobiłam właściwie już po 2 odcinku i do końca raczej nic się nie zmieniło.
Reasumując,do plusów zaliczam:
- opening i ścieżkę dźwiękowa;
- sytuacje (nieliczne niestety),w których Yakumo karze Haruce spadać na drzewo;
- nieco nieudolny sarkazm głównego bohatera (ale zawsze coś)
Aha,oceniłam na 4.
Czemu tak wysoko!?