Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Dango

Komentarze

Uratugo

  • Avatar
    A
    Uratugo 13.07.2016 12:40
    Komentarz do recenzji "D.Gray-man Hallow"
    Dobra, drugi odcinek był już lepszy. Allen zachowuje się, jak Allen, zaczynam powoli przyzwyczajać się do głosów, jakaś akcja się dzieje… Dalej mam lekki problem z kreską i wszystko dzieje się nazbyt dynamicznie (brakuje mi tu tego wiktoriańskiego klimatu i pewnej dozy melancholijnego spokoju), ale drugi odcinek prezentuje się znacznie lepiej od pierwszego.

    Jednak nadzieja umiera ostatnia. :)Sądzę, że z odcinka na odcinek tendencja będzie wzrostowa.
  • Avatar
    Uratugo 13.07.2016 00:22
    Re: Teorie teorie teorie
    Komentarz do recenzji "Re: Zero Kara Hajimeru Isekai Seikatsu"
    Mnie się wydaje oczywiste, dlaczego Emilia przedstawiła się początkowo imieniem wiedźmy- podobieństwa dają się odczuć, w szczególności samej Emilii- półelfka z białymi włosami… Subaru zupełnie nie zrobił sobie z informacji, że Emilia jest półkrwi elfką (ba, nawet mu to się spodobało), dlatego pewnie przedstawiła się imieniem zazdrosnej wiedźmy. Wątpię, aby to był przypadek, ale dalej nie wierzę w to, aby to właśnie Emilia była Wiedźmą. Takie przeczucie.

    Idąc dalej przekonaniem, że Emilia, to nie Satella- nie widzę powodów, dla których kult miałby chcieć ją zniszczyć. Poza tym gdyby tak było, równie dobrze mogliby połączyć siły z wrogami Wiedźmy na zasadzie „wróg mego wroga jest moim przyjacielem”. Nie kłócę się z tym, że kult może nie chcieć sprzyjać samej wiedźmie- mamy tu za mało informacji. Równie dobrze mogą pragnąć ją ożywić/odpieczętować jedynie po to, aby posiąść jej moc. Ale, jak już wspomniałem, mamy za mało informacji, żeby snuć takie teorie.
  • Avatar
    Uratugo 12.07.2016 22:42
    Re: Teorie teorie teorie
    Komentarz do recenzji "Re: Zero Kara Hajimeru Isekai Seikatsu"
     kliknij: ukryte 
  • Avatar
    Uratugo 12.07.2016 22:24
    Komentarz do recenzji "Re: Zero Kara Hajimeru Isekai Seikatsu"
    Arogancja jest złym doradcą. Można być pewnym swego, ale kiedy podaje się swoje racje w sposób wywyższający, z pewnością i poczuciem wyższości, to można się po prostu ośmieszyć. Kurizu odpowiedział ci w sposób merytoryczny, a ty nadal wychodzisz z poczuciem wyższości, jakbyś miał rację. Myślę, że przyznanie się do błędu i ewentualne przeproszenie, to oznaka klasy. Pozdrawiam. :)

    Wracając do meritum, czyli fabuły: Szczerze mówiąc nie sądziłem, że Pack- xd – może być tak przerażający. W ogóle, jeśli dobrze myślę- a wydaje mi się, że dobrze myślę- to Re:Zero będzie powoli odrzucać humor i lekkie tony na rzecz powagi i brutalności. Z jednej strony fajnie, ale z drugiej chyba już teraz zaczyna mi brakować pewnego rozładowywacza napięcia, które jednak na tle takiej brutalności by się przydało.
  • Avatar
    Uratugo 11.07.2016 16:19
    Komentarz do recenzji "Re: Zero Kara Hajimeru Isekai Seikatsu"
     kliknij: ukryte 
  • Avatar
    A
    Uratugo 11.07.2016 12:01
    Komentarz do recenzji "Re: Zero Kara Hajimeru Isekai Seikatsu"
    15 odcinek był naprawdę bardzo dobry. Dodał więcej pytań, niż odpowiedzi, ale jednak jestem zadowolony. Pytanie, co teraz?

     kliknij: ukryte 

    W każdym razie czekam na nowy odcinek i jestem ciekaw, jak Subaru rozwiąże tę sytuację.
  • Avatar
    A
    Uratugo 10.07.2016 02:09
    Polecam
    Komentarz do recenzji "ReLIFE"
    To jest bardzo ładne i ciepłe anime: myślę, że gdyby sprowadzić tę serię do jednego zdania, to to byłoby właśnie najbardziej adekwatne.

    Po zwiastunie spodziewałem się czegoś w stylu Si­‑Fi, więc nie byłem zbyt rozentuzjazmowany, ale postanowiłem zaryzykować. Już po pierwszym odcinku dotarło do mnie, że zupełnie źle spojrzałem na to anime (myślałem, że facet cofnie się w czasie do swoich lat licealnych) i natychmiast się przestawiłem.

    Fabuła jest prosta i jasna: Arata, który ma kłopoty z odnalezieniem się w dorosłym życiu, dostaje szansę na „resocjalizację” w postaci eksperymentu, polegającego na powrocie do liceum w odmłodzonej wersji siebie. Jako 27­‑latek musi stawić czoła realiom szkolnym (i wszystkim problemom z tym związanym) i nawiązać relacje z „rówieśnikami”, zachowując przy tym swoją tożsamość w ukryciu. Eksperyment trwa rok i po tym czasie wszyscy, których w ciągu tego roku poznał, zapomną o nim.

    Myślę, że dla fanów okruchów brzmi to dość atrakcyjnie. Historia kładzie nacisk na nawiązywanie relacji głównego bohatera z pozostałymi, nie zapominając o jego historii, która wyjaśnia stan, w jakim się znalazł, jako 27­‑latek. Mamy tu dużo interakcji miedzy postaciami, dużo uczuć, ale bez specjalnej egzaltacji, problemy natury społecznej współczesnego świata (bądźmy szczerzy- generacja NEET, to nie problem jedynie Japonii) i bardzo dużo realizmu, czego często brakuje mi w tzw. „obyczajówkach”.

    To już drugie z rzędu anime, które usatysfakcjonowało mnie w kwestii kreacji bohaterów. Każdy ma swoją historię, motywację, osobowość, rozterki, a to wszystko nie jest nam przedstawiane łopatologicznie, a w sposób niezwykle naturalny. Główna postać zadowala mnie szczególnie- ma wszystko, co powinien mieć oraz jest bardzo wiarygodny. Wydaje się być lekkoduchem i dość łatwo przychodzi mu zaprzyjaźnienie się z nastolatkami, ale mimo to nie dają nam zapomnieć, że koniec końców, jest on starszy od nich o całą dekadę: słychać to w jego sposobie mówienia, dojrzałości emocjonalnej, częstym pouczaniu i doradzaniu kolegom, oraz jego stosunku do nich (choć z biegiem czasu co raz częściej się zapomina, ale to też jest naturalne i zamierzone).

    Kreska bardzo mi sie podoba- nie jest specjalnie wyszukana, ale jest ładna, bohaterowie się od siebie różnią, nic się ze sobą nie zlewa… Wszystko gra.

    Soundtrack był wyjątkowo skąpy. Jednak przy tak statecznym i spokojnym anime nie wydaje mi się to wadą, a przeciwnie- fortepian w tle nie zwracał na siebie uwagi, a tylko lekko podkręcał klimat. W ReLife nie ma żadnych scen akcji, melodramatyzmu, tragedii, ani nic z tego rodzaju, dlatego nadzwyczajna ścieżka dźwiękowa nie była tu konieczna.

    Daję mocne 8/10. Temu tytułowi niczego nie brakuje i zasługuje on na uwagę, ale nie ma tutaj wybitności. Polecam fanom okruchów i lekkiego, ciepłego klimatu. Można się naprawdę pośmiać, ale jest tu również sporo realizmu i poruszania problematyki dzisiejszego świata (ale bez jakiejś dramaturgii i wysokich tonów), więc nie jest to bezrefleksyjna wydmuszka. Jeszcze raz polecam. :)
  • Avatar
    A
    Uratugo 9.07.2016 15:06
    Pozytywnie nastawiony
    Komentarz do recenzji "Fukigen na Mononokean"
    Pierwszy odcinek nastroił mnie bardzo dobrze. Uwielbiam klimaty youkai i choć jest to dość powszechny motyw, to jednocześnie jest bardzo wdzięczny.

    Kreska nie jest super wybitna, ale za to bardzo estetyczna i miła dla oka.

    Już widać, że nie będzie to zbyt ciężki klimat i raczej powinniśmy się spodziewać lekkości i humoru. Jak dla mnie ok. Czekam na kolejne odcinki i myślę, że seria wpadnie mi w gusta. Na coś takiego w ostatnim czasie czekałem. :)
  • Avatar
    Uratugo 7.07.2016 20:56
    Komentarz do recenzji "D.Gray-man Hallow"
    Naprawdę? Cóż, tak to wyglądało… Nie, jakby brakowało jakichś faktów, ale tak, jakby za szybko wszystko się toczyło. Może dlatego, że miedzy rozdziałami mangi nie było przerwy. W każdym razie wygląda to dla mnie odrobinę nienaturalnie.
  • Avatar
    A
    Uratugo 7.07.2016 13:41
    Komentarz do recenzji "D.Gray-man Hallow"
    Cały czas się zastanawiam, co właściwie o tym myśleć. Nie… Chyba trudno mi przed sobą przyznać, że pierwszy odcinek był bardzo słaby. XD

    Tak, jak myślałem, największy zgrzyt miałem z Seiyuu. Allena i Kandę jeszcze od biedy przeżyję (choć Kanda miał naprawdę dobry głos i mi go szczerze brakuje). Lenalee wyszła przyzwoicie, podobnie jak Miranda, Marian i Komui. Natomiast największy problem miałem z Lavim, Pandą (Serio? Jiraya? xd) i Krorym. Przy tym nie oceniam samych Seiyuu, a ich dopasowanie do postaci, porównując (nie da się tego uniknąć) do poprzedniej części.

    Kreska? Szczerze mówiąc załamuje mnie strasznie… Postaci wyglądają, jak z jakiejś gry, a kolorystyka jest aż nazbyt jaskrawa i uproszczona. Najciężej znoszę przedstawienie postaci z profilu. Te nosy… Problem mam tutaj z Lenalee- sama postać jest narysowana bardzo ładnie, ale to jednak nie Lenalee… Tak naprawdę w pierwszej chwili zastanawiałem się, kto to jest.

    Nie znam mangi (muszę w końcu się za nią zabrać), ale mam silne przeczucie, że bardzo mocno ucinali tutaj materiał i dali nam skróconą wersję… czegoś. XD Ledwo nas wprowadzili, a już zaczyna się jakaś poważniejsza akcja, która w dodatku została przedstawiona aż nazbyt płytko.

    Allen jest inny… Przy tym nie mam na myśli ani wyglądu, ani głosu. Mam na myśli charakter. Nie wiem, to nie Allen… Podobnie jest z Lavim, który swoją drogą został narysowany chyba najgorzej z naszej paczki (tak, jak obawiałem się tego już przy zwiastunie).

    Pozytywne akcenty? Na razie ich nie dostrzegam. XD Ścieżka dźwiękowa przywołuje wspomnienia i fajnie, ale jeszcze za szybko, żeby móc ją jednoznacznie ocenić.

    Póki co, mój entuzjazm mocno ostygł, ale staram się myśleć pozytywnie. Może następne odcinki będą tylko lepsze? :D
  • Avatar
    A
    Uratugo 7.07.2016 02:27
    Świetne anime
    Komentarz do recenzji "Kokoro Connect"
    Oglądało mi się to bardzo dobrze. Początkowo sądziłem, iż będzie to ciepła komedyjka, potem, że mocny dramat, ale koniec końców wyszły bardzo wyważone okruchy życia. Trochę obawiałem się nadmiaru napięcia i dramaturgii, ponieważ nie trafiałaby ona w moją „chwilę” i nie miałem ochoty na żadne cięższe klimaty.

    Fabuła i cały koncept był fajny i- wbrew pozorom- oryginalny (a przynajmniej na moją średnią ilość obejrzanych anime), choć słysząc streszczenie tej serii, raczej nie zapaliłby się we mnie entuzjazm. Dlatego uważam, że nie powinno się skazywać tej serii na stracenie już na starcie- warto się za nią zabrać i samemu wydać opinię.

    Fabuła do najbardziej skomplikowanych nie należy i czerpie z szablonów- szkoła, szkolne kluby, paczka przyjaciół, przyjaźnie i miłosne rozterki… Jednak „paranormalny” wątek wpleciony w historię naszych bohaterów dodaje jej oryginalności, inności i absolutnie nie zalatuje tanim kiczem.

    Klimat, jak wcześniej wspomniałem, jest mocno wyważony. Mamy tu wcale niemało humoru, który może nie wywołuje głośnego śmiechu, ale z pewnością jest udany. Wątki cięższe są bardzo fajnie utrzymywane w napięciu- nie jest zbyt dramaturgicznie, ale z drugiej strony poczucie, że „może się coś stać” cały czas pojawia się z tyłu głowy. Główny quasi antagonista wywołuje poczucie niepokoju i niepewności za każdym razem, kiedy się pojawia i nigdy do końca nie wiemy, czego od w ogóle chce i do czego jest zdolny.

    Bohaterowie, to dla mnie mocna dziewiątka, a to w moich standardach jest naprawdę uznaniem. Początkowo każda z postaci wydawała mi się raczej przeciętna i standardowa- jednak nacisk twórców na relacje miedzy nimi i ich psychologizację sprawił, że stali się oni prawdziwi i namacalni. Każdy bywa irytujący, bo każdy ma wady; każdego da się lubić, ponieważ każdy jest inny i „jakiś”. Najgorzej pod tymi względami wypada Aoki, jednak jest on bazą serii i we mnie osobiście budził poczucie bezpieczeństwa- właśnie jego niezmienność i „przeciętniactwo” było pewnym punktem odniesienia do całej reszty bohaterów i jego obecność rozluźniała napięcie widza… a przynajmniej moje.  kliknij: ukryte  Narzekam, ale naprawdę nie było źle. Bohaterowie są bardzo dobrzy; zwracam tylko uwagę na to, że zdecydowanie można było się do nich przyłożyć, aby nie byli „jedynie” bardzo dobrzy, a wyszły z nich perły.

    Kreska była przeciętna i to mnie najbardziej boli. Nie była brzydka ani irytująca, ale twarze postaci nie były zbyt różnorodne, a i brak oryginalności powoduje, że za niedługo to anime mi się rozmyje; szkoda, bo warta jest zapamiętania.

    Soundtracku w ogóle nie zarejestrowałem… Jeśli był, to niezwykle oszczędny i minimalistyczny.

    Moje ogólne odczucia są jak najbardziej pozytywne. Siłą tej serii są bohaterowie i ich relacje, które- choć nie są odkrywcze i oryginalne- zostały bardzo dobrze nakreślone. Czuć w nich realizm; nie brakuje tu oczywiście momentów naiwnych i słodkich, ale są one drobne i mają charakter raczej humorystyczny, niż rzeczywiście wpływający na fabułę. Wystawiłem ocenę 9/10 i myślę, że się nie zmieni (jestem świeżo po seansie). Oglądałem z ciekawością do ostatniego odcinka i czuję się w miarę usatysfakcjonowany. Serię szczerze polecam, szczególnie fanom okruchów.
  • Avatar
    A
    Uratugo 20.06.2016 23:00
    Komentarz do recenzji "D.Gray-man Hallow"
    Nie wiem, czy materiał mangi (liczony od zakończenia anime do ostatniego rozdziału mangi) jest na tyle nieduży, że 13 odcinków powinno udźwignąć tę ilość, czy nie, ale bez względu na to, uważam jednak, że te 13 odcinków, to niewiele.

    Osobiście miałem nadzieję, że przy dobrym poziomie możliwe będzie odnowienie serii i stworzenie anime od nowa, ale z drugiej strony jest to dość bezpieczne wyjście- jeśli coś poszło nie tak i „D Gray man” będzie niewypałem, to mimo wszystko w pamięci będzie się trzymać pierwotna wersja, a nową będzie można zwyczajnie odciąć od reszty i puścić ją w niepamięć.

    Bez względu na wszystko, mimo tego, że będzie to jedynie 13 odcinków, jest to najbardziej wyczekiwana przeze mnie premiera sezonu i cieszę się, że już do tego bliżej, niż dalej.
  • Avatar
    Uratugo 8.06.2016 01:20
    Re: Roy Mustang
    Komentarz do recenzji "Stalowy alchemik: misja braci"
    A mi właśnie się wydaję, że o tę „zwykłą” zapłatę chodzi- w końcu, kiedy taki Ed używa alchemii, to naocznie widać „zapłatę” (np. dziura w ziemi, z której wytworzył włócznię do walki), natomiast w przypadku Roya gołym okiem równej wymiany nie widać, bo jedynie pstryka palcami i znikąd pojawiają się olbrzymie płomienie.
  • Avatar
    Uratugo 6.06.2016 20:45
    Re: Roy Mustang
    Komentarz do recenzji "Stalowy alchemik: misja braci"
    Oczywiście, że alchemicy musieli płacić. Nie mogli stworzyć coś z niczego (co oferował kamień filozoficzny), Żeby dokonać transmutacji, musieli użyć dokładnie tyle materii, ile potrzebował obiekt, jaki chcieli stworzyć.

    Roy Mustang posiadał rękawiczki ze specjalnego materiału, na których był krąg transmutacyjny. Pstrykaniem palcami wywoływał iskry, które pozwalały na wzniecenie wybuchów, dzięki transmutacji.
  • Avatar
    A
    Uratugo 4.06.2016 23:52
    Trudne do jednoznacznej oceny
    Komentarz do recenzji "Steins;Gate"
    Generalnie mam mieszane uczucia co do tej serii; miała ona wzloty i upadki, fabuła na przemian powodowała napięcie i męczyła, a bohaterowie również są bardzo nierówni pod względem oceny.

    Może zacznę od fabuły. Jakieś pierwsze trzy odcinki kiepskie, choć nie na tyle fatalne, żeby nie spodziewać się rozkręcenia tej imprezy. Poczekałem i się doczekałem. Gdzieś w piątym odcinku zaczęło się naprawdę ciekawie i emocjonująco. Co później poszło nie tak? Generalnie narzekam na totalny brak oryginalności. Nie zobaczyłem tutaj nic nowego, niespodziewanego, czegoś, czego wcześniej bym nie widział. Rozczarowujące jest to nie dlatego, że spodziewałem się pionierstwa w dziedzinie Si­‑Fi, a dlatego, że pierwsze odcinki wskazywały na coś „innego”.

    Zazwyczaj motyw podróży w czasie albo utrzymuje się w konwencji przygodówki, albo kina fatalnego. „Stein; Gate” utwierdzał nie w przekonaniu, że będzie to kino zrównoważone pomiędzy jednym a drugim, a dzięki temu dostaniemy coś naprawdę fajnego. Niestety, mniej więcej w odcinku, w którym  kliknij: ukryte , zaczynamy dostawać coś pomiędzy Terminatorem, a Efektem motyla. Nie podobało mi się to. Było to zdecydowanie za ciężkie w odbiorze (nie pod względem intelektualnym, a emocjonalnym)i seria zgubiła swój swoisty klimat, do którego z początku ciężko mi było się przekonać, ale jednak później bardzo się do niego przywiązałem. Gdzieś pod koniec chciałem już zrezygnować, ale stwierdziłem, że skoro już jestem na tym etapie, to trochę głupio byłoby porzucać to anime. Zostałem. Ostatnie 2/3 odcinki mnie usatysfakcjonowany i nie żałuję, że nie przerwałem seansu.

    Postaci nie są pierwszego sortu (hoho, jak politycznie to dziś brzmi), ale mnie kupiły. Sam główny bohater z początku mnie drażnił, ale dość szybko przekonał mnie do siebie (zresztą tak, jak wcześniej wspomniany klimat, który w dużej mierze tworzył właśnie on). Nie ukrywam, że mnie najpierw rozczarował, bowiem po „szalonym naukowcu” spodziewałem sie czegoś więcej; niemniej później ciężko mi było sobie wyobrazić, że to mógłby być ktoś inny. „Christina”, choć sympatyczna, była na wskroś szablonowa i jednowymiarowa. Myślałem, że może okaże się  kliknij: ukryte , dzięki czemu pokaże coś więcej, ale jednak tego nie zrobiła. Maiyuuri robi za tą głupiutką, czego nie lubię, ale jednocześnie była tak dziwna, specyficzna i oryginalna, że ją polubiłem chyba najbardziej. Reszta była do lubienia, ale jakoś nie zbliżyłem się do nich na tyle, żeby nad nimi się rozprawiać.

    Akcja była bardzo nierówna. Z nudy przeskakiwała na najwyższe obroty, potem jednak za długo utrzymywała się w wysokim napięciu, przez co zaczynała męczyć, a później zaczynała wpadać w rutynę, żeby zaraz znów podkręcić obroty. Zdecydowanie zabrakło tutaj subtelności i umiejętności planowania.

    Kreska aż nadto pospolita. Nie było w niej niestety nic charakterystycznego, przez co za niedługo najpewniej mi się rozmyje w pamięci, jak tysiąc innych pospolitych anime, a szkoda, bo seria warta jest zapamiętania. Na szczęście nie była brzydka, a jej poziom był wyrównany przez wszystkie odcinki. Była to chyba jedyna równowaga, jaką nam zaserwowali.

    Soundtrack również ciężki do określenia. Czasami go brakowało, czasami był zbyt pospolity, czasami były zgrzyty pomiędzy ścieżką dźwiękową, a akcją, ale czasami aż powodowała ciarki na całym ciele.

    Całą serię oceniam na 7. Gdyby poprawić gorsze strony i uniknąć paru błędów, to mogłoby być nawet 9, przy dobrych wiatrach- kto wie- może nawet 10. Pomysł, choć już przetarty, to został dobrze obmyślony, ale jego realizacja była już trochę gorsza. Nie nazwę tego anime zmarnowanym potencjałem, jednak niewątpliwie popełniono tu błędy, których naprawa z tylko „dobrego anime”, mogłaby zrobić dzieło zapamiętywalne na lata. Sądzę, że również budżet mógł mieć tu wiele do powiedzenia, choć na tych sprawach w ogóle się nie znam. 7, to średnia całości, bowiem znajdą się tu aspekty warte dziewiątek, ósemek, ale również szóstek. Siódemka wydaje mi się surowa, ale sprawiedliwa.
  • Avatar
    A
    Uratugo 5.05.2016 02:28
    Ciekawe
    Komentarz do recenzji "Re: Zero Kara Hajimeru Isekai Seikatsu"
    Początkowo w ogóle nie wiązałem z tym anime żadnych oczekiwań. Szczerze mówiąc dalej nie spodziewam się żadnego majstersztyku, ale coś mnie w tej serii zaciekawiło.

    Reset? Dla mnie to żaden reset. Reset, to był w Yosuga no Sorai nie wspominam tego dobrze… To tutaj, to coś innego. Jak dla mnie ciekawy zamysł, byleby tego nie zepsuli po tym,  kliknij: ukryte .

    Zarys fabuły nie ma w sobie nic oryginalnego, ale zawsze uważałem, i dalej uważam, ze sztuka nie tkwi w tym, aby robić coś jak najbardziej niespotykanego, a w tym, aby potrafić dobrze wykorzystać już przetarte szlaki. Póki co, tutaj idzie to nieźle.

    Postacie też nie wychodzą specjalnie poza schemat i tu już tkwi pewien mankament, aczkolwiek nie są to bohaterowie szarzy i nudni. Jeśli tylko stan się nie pogorszy, to ten punkt będzie dla mnie zadowalający.

    Emocje są. Czułem ekscytacje w paru momentach i uważam, że autorzy bardzo dobrze operują podtrzymywaniem napięcia u widza, to się ceni. Chociaż akcja jest dość przewidywalna, to nie na tyle, żeby graniczyć z pewnością, a poza tym jest przechodzi ona całkiem sprawnie.

    Moje oczekiwania? Nie są wielkie. Nie mam wątpliwości, że to anime nie dostanie się do moich ulubionych, ani nie podbije mojego serca. Czy to warsztatem, czy to skomplikowaną, wielowymiarową fabułą, czy to warstwą wizualną. Niemniej uważam, że jest to anime warte uwagi, dzięki któremu można miło spędzić czas.
  • Avatar
    Uratugo 28.03.2016 01:02
    Re: Nowa seria w 2016
    Komentarz do recenzji "D.Gray-man"
    Może być ciekawie. Szczerze mówiąc jest to dla mnie wielka niewiadoma, ponieważ nie sięgałem po mangę- nie było czasu.

    Nie można jednoznacznie niczego ocenić po tak króciutkich migawkach, ale wydaje mi się, że kreska będzie satysfakcjonująca. Jedynie jakoś Lavi wydaje mi się troszeczkę pogorszony. Jeśli podkład muzyczny z tego filmiku jest zapowiedzią soundtracku, to będę usatysfakcjonowany, ponieważ pójdzie on w ślady pierwszej części, a jest czym się inspirować.

    Naprawdę mocno wyczekuję wejścia „D.Gray­‑mana” na ekrany i mam nadzieję, że się nie zawiodę.
  • Avatar
    Uratugo 28.02.2016 23:03
    Komentarz do recenzji "Miasto beze mnie"
     kliknij: ukryte  poznajemy prawie od razu, poza tym to tylko moje podejrzenia. Nawet nie podawałem żadnych szczegółów fabularnych, więc nie widzę w tym problemu. Ale rozumiem, następnym razem zwrócę na to większą uwagę.
  • Avatar
    A
    Uratugo 28.02.2016 20:37
    Komentarz do recenzji "Miasto beze mnie"
    Ach, i ósmy odcinek już zaprzeczył moim podejrzeniom, tak jak myślałem.

    Sądziłem, że fabuła jest posunięta dalej. Nie rozumiem rozgoryczenia i mocnego sceptycyzmu niektórych osób.

     kliknij: ukryte 
  • Avatar
    A
    Uratugo 28.02.2016 19:43
    Komentarz do recenzji "Miasto beze mnie"
    Jestem przy siódmym odcinku i naprawdę się wciągnąłem. Boję się, że fabuła się rozmemła gdzieś po drodze, bo w tych klimatach bardzo łatwo o przekombinowanie. Sądząc po komentarzach, chyba tak będzie. Cóż… lepiej się na to nastawić, niż później mocno zawieść. Póki co, mam satysfakcję z oglądania.

    Nie sądzę, aby zabójcą  kliknij: ukryte  to trochę zbyt oczywiste. W siódmym odcinku właśnie jakoś mnie natchnęło, żeby uznać szalone podejrzenie-  kliknij: ukryte Pewnie nieprawdopodobne, a jednak tak mnie jakoś wzięło, żeby zwrócić na niego uwagę…

    Zamaskowano spoilery. No ludzie, serio?
  • Avatar
    A
    Uratugo 27.02.2016 11:07
    Dające nadzieje
    Komentarz do recenzji "Hai to Gensou no Grimgar"
    Nie oszukuję się- to nie jest mój typ anime. SAO zakończyłem na pierwszym sezonie, i to z lekką ulgą, a Long Horizon porzuciłem po jakichś pięciu odcinkach. Choć kiedy wyobrażam sobie jakąś serię w której bohaterowie zostają wciągnięci do gry, w mojej głowie wygląda ona atrakcyjnie, to kiedy zabieram się za oglądanie czegoś takie, szybko dociera do mnie, że nie zostaję zupełnie wciągnięty w ten świat.

    Postanowiłem dać szansę Hai to Gensou no Grimgar, ponieważ, po pierwsze: kreska bardzo mnie zainteresowała, po drugie: nie bardzo wiedziałem z czym to się je. I się nie zawiodłem.

    Fabuła jest, przynajmniej na razie, raczej mało wymagająca i bardzo stateczna, ale mam nadzieję, ze już niedługo się to zmieni. Możliwości są spore. Dodatkowym plusem, szczególnie dla mnie, jest fakt, że bohaterowie sami nie wiedzą, że z tym światem coś jest nie tak i prawdopodobnie zostali wciągnięci do jakiejś gry. To duży plus również dla mnie, ponieważ nie muszę słuchać o jakichś questach, levelach itp.

    Kreska mnie wciągnęła od pierwszego odcinka. Choć sami bohaterowie są typowo mangowi, to jednak są atrakcyjni (w pozytywnym sensie) i każdy z nich jest charakterystyczny. Krajobraz natomiast od razu urzekł mnie natychmiast. Jest bardzo nietypowy, powiedziałbym: bajkowy. Nie jest jakoś wybitnie szczegółowy i majestatyczny, ale naprawdę urzeka.

    Bohaterowie nie wychodzą ze szczególnych szablonów, ale dają radę. Wiążę z niektórymi nadzieję na rozwój i większe rozbudowanie. Za usprawiedliwienie można przyjąć fakt, że bohaterowie wiedzą osobie de facto dokładnie tyle, ile my w nich widzimy; mają jakąś przeszłość, ale sami nic o sobie nie pamiętają. Drażni mnie tutaj jedynie brak szczególnych rozterek i refleksji nad tym.

    Jestem po siedmiu odcinkach i, póki co, jestem bardzo zadowolony. Mam nadzieję, że poziom się podwyższy i zobaczymy coś więcej, bo fabuła rozwija się raczej powoli.
  • Avatar
    A
    Uratugo 3.02.2016 03:24
    Komentarz do recenzji "Przygody małego Nemo w krainie snów"
    Nie ukrywam, że ogromnie się zdziwiłem tym tytułem na tej stronie. A tytuł ten znalazłem tu przypadkowo.

    Na wstępie zaznaczam, że mam przeogromny sentyment do „Małego Nemo” i nie potrafię spojrzeć na niego ze strony obiektywnej.

    Przygody małego Nemo w Krainie Snów, to absolutny numer jeden mojego dzieciństwa. Przewyższa nawet Króla Lwa, Planetę skarbów, a nawet Dragon Balla. Oglądałem ją przynajmniej raz w tygodniu, przez baaardzo długi czas na VHS. Niestety później, zapewne z powodu utraty na zawsze magnetowidu, który odszedł w niełaskę i zapomnienie, wieczna przygoda przestała być wieczna, a dziecko, jak to dziecko, zaczęło dorastać i zapomniało o dawnych sentymentalizmach. Nie zmienia to faktu, że ta bajka wyryła się w moim umyśle i podświadomości już na zawsze.

    Dzięki przypadkowemu natrafieniu na ten tytuł na Tanuki, mogłem sobie odświeżyć po wielu, wielu latach ten film i nie ukrywam, że zrobiłem to z przyjemnością, choć oczywiście dostrzegłem wady, których nie dało się nie zauważyć.

    Oprawa wizualna niewątpliwie zachwyca. Odbicia obrazów w kałużach, oniryczne scenerie opuszczonych, zrujnowanych miast, baśniowe, barwne i przepiękne krajobrazy Krainy Snów, bajkowa „techniczność” (nie wiem, jak to inaczej określić)sterowców, lokomotyw, mroczne scenerie krain koszmarów i wiele, wiele innych rzeczy po prostu zachwycają oko i pobudzają wyobraźnię. Ciężko mi uwierzyć, że ta animacja jest już całkiem wiekowa. Pod tym względem moja pamięć nie szwankuje i nie okłamała mnie, kiedy przypominałem sobie te wszystkie obrazki w pamięci.

    Bohaterowie są raczej prości i sztampowi. Z perspektywy czasu zauważam ich szablonowość, ale jednocześnie, wśród bajek swoich czasów, można wyczuć odrębność od ogółu, co niewątpliwie jest efektem wprowadzenia odrobiny japońskiej wrażliwości estetycznej. Bohaterowie do polubienia, ale nie można od nich oczekiwać czegoś spektakularnego.

    Fabuła jest prosta i przewidywalna, ale dla młodego odbiorcy niezwykle atrakcyjna i pozwalająca się wciągnąć w historię. Walka ze złem, mnóstwo dowcipu, wspaniałe, niebezpieczne, ale ciekawe przygody, przyjaciele, poszukiwania, tajemnicza mapa… Wszystko jest na miejscu i jest to to, co tygrysy lubią najbardziej. Dzieci chcą przeżyć przygodę i przygodę dostają. Patrząc na dzisiejsze bajki, uważam, że historia z Małego Nemojest dość wyrafinowana.

    Soundtrack jest raczej porządny i nie wychodzący poza ramy. Nie dotyczy to jednak piosenek otwierającej i zamykającej film („Little Nemo” i „Slumberland”, które są niezwykle wzruszające i na wskroś baśniowe, jakby żywcem wyciągnięte z porządnej XIX­‑wiecznej bajki, pełnej księżniczek, przygód, niewinnych miłostek i wielkich przyjaźni. Pełno w nich pozytywnego sentymentalizmu i baśniowości.

    Daję 10/10 i trafia to do moich ulubionych. Jednocześnie uprzedzam, że jest to całkowicie subiektywna opinia podparta sentymentem z dzieciństwa. Nie radzę patrzeć na Przygody małego Nemo w krainie snówjak na coś innego, niż bajka dla dzieci, bo można się zawieść. Jednak, jeśli usiądzie się do niej z nastawieniem, że to bajka (i lubi się bajki), to myślę, że można się zrelaksować przy seansie. Nie będzie tu żadnych niezwykłości i rewelacji. Oczywiście nie licząc rewelacji wizualnych, które zachwycą z pewnością każdego, bo jest na co patrzeć. Polecam przede wszystkim dzieciom i nie wyobrażam sobie, by jakiemuś 6, 7­‑latkowi mogłaby się nie spodobać. A wśród dzisiejszych bajek, byłaby to pewna zdrowa odmiana, ponieważ „Nemo” jest pozbawiony współczesnego żartu i potoczności, a zawiera raczej staromodną wrażliwość i klasyczną niewinność, które jednak nie wieją nudą, a wręcz przeciwnie.
  • Avatar
    A
    Uratugo 26.01.2016 13:00
    Dobre i zabawne
    Komentarz do recenzji "Shokugeki no Souma"
    Pierwsze dwa odcinki niespecjalnie mnie nastroiły i mimo pozytywnej recenzji jakoś zaleciało mi kiczem. Już chciałem zrezygnować, ale pomyślałem sobie, że zobaczę chociaż jeszcze, jaki klimat będzie w tej super szkole. No i się zaczęło…

    Fabuła była skonstruowana fajnie, choć zabrakło mi tutaj wątków pobocznych. Jasne- to gastro komedia i wokół jedzenia się wszystko skupia, ale jednak zabrakło mi tutaj jakichś pobocznych wątków niezwiązanych stricte z jedzeniem i gotowaniem. A biorąc pod uwagę charyzmę bohaterów, z pewnością coś fajnego można by wymyślić.Poza tym małym minusem wszystko było na swoim miejscu. Wszystkie nierealistyczne wątki były skonstruowane w tak komediowy sposób, że nie czuło się tutaj braku realizmu, a patrzyło się na te sceny, jak na typowe gagi (Souma wyciągający jakieś drobniaki z bankomatu od ojca, akademik wyglądający jak zamek Drakuli, itp.).

    Postacie świetne, choć nie wybitne. Wszyscy na swój sposób zabawni i zapamiętywalni. Bardzo podobały mi się relacje między nimi, bo ciągle coś się działo- napięcie, chęć rywalizacji, sympatia, jej brak; wszystko było dynamiczne i takie „prawdziwe”, choć ubrane w humorystyczny sposób.

    Myślę, że recenzent trochę przesadził z tym, że seria ta ma potencjał do zostania +18. Owszem, początkowo można się tego spodziewać, ale dalsza akcja trochę minimalizuje te ero gagi, a i te późniejsze są odrobinę stonowane.

    Soundtrack był znakomicie dobrany i doskonale uzupełniał cały klimat serii. Kreska szybko mnie kupiła, choć nie była wyjątkowo charakterystyczna. Nie mniej nie była bez wyrazu, więc tutaj również plus.

    Z początku te wszystkie pojedynki wydawały mi się trochę naciągane, ale jakoś szybko mnie kupiły i napięciem wyczekiwałem ich wyników. Do tego muszę przyznać, że nieraz naprawdę zrobili mi smaka i już sobie kilka co ciekawszych, a nie wyglądających na wybitnie drogie i skomplikowane, dań posprawdzałem w necie i kto wie, czy niektórych sobie nie zrealizuję.

    Daję ocenę 8/10. W swej kategorii jest to z pewnością jedna z najlepszych serii. Nie wszystko mi się podobało, ale jednak trzeba uczciwie przyznać, że Shokugeki no Souma, to bardzo dobrze skonstruowana seria, która ma ręce, nogi i raczej żadnych poważniejszych niedociągnięć. Wiele wątków jeszcze przed nami, więc z pewnością sięgnę po kontynuację, jeśli tylko się pojawi. Gorąco polecam wszystkim, którzy lubią się pośmiać, a przy tym szukają czegoś ciekawego i nie idącego po linii najmniejszego oporu. Pierwsze dwa odcinki mogą nie nastrajać na coś świetnego, jednak później jest tylko lepiej.
  • Avatar
    A
    Uratugo 31.12.2015 13:09
    Zdecydowanie przereklamowane
    Komentarz do recenzji "Angel Beats!"
    Od dawien dawna słyszałem wspaniałomyślne opinie o tej serii. Właściwie nie wiem, dlaczego dopiero teraz się za nią tak naprawdę zabrałem.

    Zamysł, bynajmniej niespecjalnie oryginalny, mógł być bardzo fajnym posunięciem i możliwości były tutaj duże. Niestety, ale łatwo było też zepsuć tę koncepcję i w moim mniemaniu wyszło to jedynie średnio przyzwoicie.

    Bohaterowie są sztampowi, przeciętni i stworzeni w bardzo szablonowy sposób. Nie mieli w sobie nic oryginalnego. Wybaczyłbym, gdyby bronili się charyzmą, jednak nawet jedna jedyna postać nie posiadała tej charyzmy. Przy każdej postaci miało się wrażenie „gdzieś już to widziałem” i żadna z nich nie wychodziła ponad to. Tak, jak nie mogę znaleźć tutaj żadnego bohatera, który jakoś by mnie irytował, tak nie znalazłem też żadnego, który by przykuł moją uwagę i wywołał bliższą sympatię. O identyfikacji z bohaterem już nie wspomnę. Wszyscy byli „po prostu ok”.

    Fabuła była niezbyt skomplikowana, ale w tym przypadku nie było to jakąś wadą. Nawet uznałbym to za pozytyw, ponieważ oglądało się tę serię lekko, co było pomocne. Dzieciaki miały jakiś cel, przeciwników, ambicje, rozterki, jakąś przeszłość… Wszystko było na miejscu, więc akurat do samej fabuły niespecjalnie bym się przyczepiał.

    Nie było też żadnych refleksji. Owszem- anime miało kilka morałów, i to wcale nie najgłupszych czy przekombinowanych, ale jednak ani nie odkrywczych, ani nie ubranych w wyjątkową formę, która by urzekła.

    To, co mi najbardziej w Angel Beats! przeszkadzało, to zbyt lekka forma dobrana do fabuły i nieumiejętne przechodzenie z komedii w dramat i na odwrót.

    Miałem wrażenie, że twórcy, nie chcąc się przemęczać, stwierdzili, że jak przejdą z zabawnej sytuacji w dramatyczną, dodając jedynie smutną muzyczkę (ten motyw fortepianowy po 10 razach zaczął już naprawdę irytować), to wszystko będzie ok. No, nie było wcale ok. Często miałem opóźniony zapłon i dopiero w połowie smutnej sceny załapywałem, że otóż właśnie mamy jakiś motyw dramatyczny, żeby za dwie, trzy sceny znów oglądać śmieszno­‑infantylne perypetie bohaterów. Nie było to dobre ani dojrzałe.

    Ta niedojrzała do treści forma sprawiała, że przeszłość bohaterów wcale nie wywoływała na mnie wrażenia, nie wzruszała, ani nie ujmowała mnie niczym specjalnym. Tak naprawdę tylko dwa razy się wzruszyłem- przy wątku Yui i przy odśpiewywaniu hymnu w czasie rozdaniu dyplomów- to wszystko. Wszystkie inne dramatyczne i straszne wątki nie zrobiły na mnie żadnego wrażenia. Nie dlatego, że były głupie, nietragiczne, czy dlatego, że nie były materiałem na sceny wzruszające. Po prostu cała ta dziecinna otoczka serii sprawiała, że miałem wrażenie, iż to wszystko robione jest na siłę i w ogóle nie przystaje do całości.

    Grafika bardzo ładna, ale znowuż- zupełnie nieoryginalna. Przyjemnie się na nią patrzyło i była bardzo estetyczna, ale za miesiąc rozmyje mi się całkowicie, ponieważ nie było w niej nic charakterystycznego. Wolę już kreskę niedopracowaną i z wadami, ale charakterystyczną i zapamiętywalną.

    Soundtrack nie był zły, tylko drażniło mnie dobieranie poszczególnych utworów do scen- albo niezbyt były dobrane, albo na umór powtarzane i gwałcone, jakby nie mieli żadnych innych. Już wcześniej to napisałem, ale powtórzę- ten smutny motyw fortepianowy był tak często serwowany, że w pewnym momencie już miałem ochotę powyłączać głośniki, żeby jej nie słyszeć.

    Świat przedstawiony jest fajny i ciekawy, ale zabrakło mi tutaj trochę szczegółów. Czy są jakieś granice tego świata? Początkowo sądziłem, że poza terenem szkoły nie ma zupełnie nic, ale to sobie wyjeżdżali do lasu, tam w góry… Zabrakło mi jakichś satysfakcjonujących informacji w tym zakresie.

    Moja opinia na temat Angel Beats! byłaby odrobinę łagodniejsza, gdybym od bardzo dawna nie wysłuchiwał takich pozytywów na jej temat. Miały być świetne okruchy życia, a są one co najwyżej przeciętne. Miało być wiele łez, a było tylko odrobinę szklanych oczu. Miało być świetnie i uroczo, a wyszło jak zwykle. Cały czas zastanawiałem się, czy ocenić to anime na 6 czy 7. 7 to dużo, ale gdybym nie nastawiał się na coś lepszego, to 6 wydawałoby mi się odrobinę za małą oceną. Ostatecznie wystawiłem siódemkę, ale jest ona z duuuużym minusem.

    Polecam na zabicie czasu, na nic więcej. Bynajmniej nie ambitne dzieło i do dychy mu bardzo daleko. Ma jednak swoje zalety i bardzo lekko się ogląda.
  • Avatar
    A
    Uratugo 10.12.2015 12:31
    Trochę za mało, jak na OVA
    Komentarz do recenzji "Akatsuki no Yona [2015]"
    Zawsze wyczekuję OVA dobrych serii, bo można się spodziewać czegoś ciekawego, innego, a jednocześnie swojskiego i w stylu głównego trzonu. Do tego oczekuję zawsze lekkiej, ale jednak dopracowanej fabuły na taki odcinek.

    Tutaj troszkę się zawiodłem. Nie przeczę, obejrzałem to z przyjemnością, bo Akatsuki no Yona jest po prostu przyjemną serią. Tylko, czy wyniosłem stąd coś więcej?

    Początek zapowiada coś zabawnego i ciekawego- grupka podróżników znajduje w środku lasu gorące źródła i postanawia zrobić sobie chwilę odpoczynku od trudów wyprawy. Tak też było, jednak realizację pomysłu oceniam na coś tylko odrobinę zabawnego i odrobinę ciekawego.

    Poczucie humoru poszczególnych bohaterów nie odbiega w żaden sposób od głównej serii, jednak zabrakło mi tutaj czegoś więcej. Również pomysł z pająkiem i Kiją oceniam na dość mocno oklepany i naprawdę, mogliby to zrobić lepiej…

    Dostaliśmy trochę retrospekcji i to mi się bardzo podobało. To chyba jedyna rzecz w fabule, do której w ogóle nie mogę się przyczepić.

    Graficznie ten odcinek nie wyszedł lepiej, ani gorzej od głównego wątku, co z jednej strony mi nie przeszkadza, ponieważ Akatsuki no Yona stoi na bardzo zadowalającym poziomie pod tym względem, ale jednak OVA powinno się wyróżniać.

    Całość oceniam na siódemkę, i to z takim małym minusem. Niby OVA, a miałem wrażenie, że to po prostu ciekawy odcinek fillerowy. Nie było to złe, ale jednak oczekiwałbym czegoś więcej, a niestety niczego „więcej” nie dostałem.