x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w
polityce prywatności.
Prawdopodobnie perełka sezonu
Jeśli pierwszy odcinek nie jest zwodniczy, to myślę, że może to być najlepsza propozycja w sezonie letnim. :)
Re: Budzi nadzieje
Budzi nadzieje
Nie mogę jednak powiedzieć tego samego o paru innych seriach z tego uniwersum. „Fate/Stay Night” było dobre, choć bez absolutnie żadnych rewelacji. Z pozostałymi seriami było tylko gorzej (zaznaczam, ze nie zapoznałem się z wszystkimi) i kończyłem je po pierwszych odcinkach.
Z „Fate/Apocrypha” jest inaczej. Mamy jakiś nieskomplikowany, ale satysfakcjonujący pomysł na fabułę, po pierwszych ujęciach postaci można stwierdzić, ze są do przełknięcia (w najgorszym wypadku), a animacja i kreska są przyzwoite. Czekam na więcej. :)
Plusy są oczywiste, każdy fan „Natsume ...” wie, o co chodzi. Spodobał mi się smaczek z ostatniego odcinka kliknij: ukryte (wzmianka o dziadku [prawdopodobnie] Natsume), choć niestety wiele więcej na temat Reiko się nie dowiedzieliśmy.
Jestem ciekaw, co zrobi Natori po dowiedzeniu się prawdy na temat kliknij: ukryte Księgi przyjaciół. Niewątpliwie darzy on Natsume prawdziwymi uczuciami, jakimi starszy brat może obdarować młodszego braciszka, ale czy to wystarczy? Być może Natori będzie chciał zrobić coś wbrew Natsume z troski o niego, a być może poczucie jego misji okaże się silniejsze, niż przyjaźń. Jestem ciekaw, jak to się potoczy.
Do Akagami no Shirayukihimerobiłem dwa podejścia. Po pierwszym (obejrzałem ze 2 odcinki) zrezygnowałem, ponieważ cała fabuła i bohaterowie wydawali mi się mocno oklepani i szablonowi. Czy coś się zmieniło przy drugim podejściu? Właściwie nie. XD Ale jednak postanowiłem się przebić przez magiczne „3 odcinki” i zanim się obejrzałem, miałem za sobą już cały pierwszy sezon. Warto było oglądać? Wydaje mi się, że tak.
Postacie są szablonowe, fabuła przewidywalna, problematyka schematyczna i nazbyt lekka, a klimat przeciętny. Całość jest jednak tak sympatyczna, że oglądanie było samą przyjemnością. Z poczuciem sytości daję tej serii siedem gwiazdek i zaraz zabieram się za drugi sezon. Nie wiem, czy w ciągu paru miesięcy wszystko nie wyleci mi z pamięci (zapewne tak), ale to nie znaczy, że dobrze się przy tym anime nie bawię. Polecam każdemu, kto lubi lekkie serie, zalewające miodem wrażliwe serducha. :)
Niezłe okruchy życia, przednia komedia- całkiem przyjemne anime
Zastanawiały mnie te skrajnie różne opinie co do Bokura wa Minna Kawaisoui stwierdziłem, że z tym anime jest jak z wycieczkami w góry- albo je kochasz, albo w ogóle ich unikasz.
Nie jest to wybitne, bo po prostu tego rodzaju serie nie mają w sobie pierwiastka, który zrobiłby z nich coś wybitnego. Bo o czym to właściwie jest? O życiu (nie)codziennym grupy w żaden sposób niepowiązanych ze sobą osób, jak wyłącznie wspólnym zamieszkiwaniem czegoś w rodzaju akademika (nie wiem, czy ten system mieszkalnictwa ma w Japonii jakąś specjalną nazwę, bo raczej różni się to od naszego współlokatorstwa). Akcja (jeśli można tu o takowej mówić) nie jest skupiona na żadnym elemencie dramatycznym, na żadnej tajemnicy, etc., a pokazuje raczej niepoukładane życie ludzi w gruncie rzeczy całkiem normalnych, choć mających swoje dziwactwa i życiowe problemy. Kto ich nie ma?
Główny wątek (czyli podchody miłosne między dwójką licealistów) nie był dla mnie najbardziej interesujący, choć na swój sposób całkiem uroczy. To, co mnie ujęło w tym anime, to dobrze rozpisane postacie, z dużą dawką dystansu i bardzo dynamicznymi interakcjami między nimi.
Na rodzinę jesteśmy niejako skazani i łączą nas z nimi więzy krwi, których tak po prostu odrzucić nie można i czujemy z nimi wspólną identyfikację. Kolegów z klasy/pracy również sobie nie wybieramy, ale łączą nas z nimi relacje czysto zawodowe i o ile z nikim nie nawiążemy bliższych przyjaźni, o tyle te związki są po prostu powierzchowne, na kilka godzin dziennie. Przyjaciół wybieramy sobie sami (bardziej lub mniej świadomie, co również pokazuje to anime), ale z nimi widujemy się najczęściej na gruncie neutralnym, „ziemi niczyjej”, a jeśli zapraszamy ich do siebie, to są u nas gośćmi, pojawiającymi się jedynie na określony czas. Współlokatorstwo jest o tyle specyficzną relacją, że mamy do czynienia z ludźmi, z którymi nie łączą nas ani więzy krwi, ani więzy przyjaźni, a mimo to żyjemy z nimi pod jednym dachem, dzielimy z nimi nasze życie prywatne, naszą bezpieczną przystań i widujemy się w najróżniejszych sytuacjach, zarezerwowanych głównie dla rodziny: małżonków, dzieci, rodzeństwa. Ta specyfika sprawia, że oglądanie takich ludzi na ekranie jest dla mnie interesujące, bo nie codzienne (choć też nie jakoś specjalnie rzadkie, czy dziwne).
Każdy w „akademiku” jest inny: stonowany i uprzejmy, choć mający skrajne skłonności do masochizmu facet, który właściwie nie wiadomo, czym się zajmuje, uroczą (na pierwszy rzut oka) studentkę, stawiającą sobie za cel zwodzenie i porzucanie mężczyzn, którzy wpadną w jej bezwzględne sidła namiętności, piękną, młodą kobietę, która ma problemy z osobowością, w związku z czym wikła się w związki z typami, którzy mają za cel jedynie przelotne zabawy, a co skutkuje wyładowywaniem swoich rozterek i frustracji na całej reszcie współlokatorów (i nie tylko współlokatorów), uprzejmą, pomocną i zawsze uśmiechniętą nadzorczynię, która potrafi pokazać rogi, kiedy trzeba, licealistkę pochłaniającą książki do tego stopnia, ze nawet podczas jedzenia się od nich nie odrywa, oraz jeszcze jednego licealistę- będącego „magnesem na dziwaków”, który- choć pozornie ma problem ze wszystkimi naokoło- doskonale wpasowuje się w ten dom wariatów.
Wątki komediowe są wszędzie i są bardzo dobre. Praktycznie co chwila wybuchałem śmiechem, a nie zdarza się to przy każdej komediowej serii. Główną sferą humoru są interakcje między postaciami, okraszane licznymi gagami. Humor mimo całego mnóstwa absurdu, mieścił się w granicach smaku i nie popadał w groteskę (może czasami, ale były to momenty udane, więc wybaczam).
Bohaterowie sami w sobie nie są specjalnie porywający, ale- jak wspomniałem- relacje, jakie między nimi zachodzą są tak dobrze skonstruowane i tak dynamiczne, że naprawdę przyjemnie się ich ogląda. Do tego ciekawie patrzeć na to, jak wszyscy radzą sobie z tolerancją (a czasami jej brakiem) na odmienność kolegów spod dachu. Jest to chyba najlepszy punkt serii.
Strona wizualna jest bajeczna- wszystkie postacie odróżniają się od siebie, nawet te drugo i trzecioplanowe; są one ładne, może trochę cukierkowe, ale z pewnością nie są mdłe. Krajobrazy są dopracowane, wnętrza pomieszczeń bogate i „pełne”. Kolorystyka mnie uwiodła i sprawiała, że moje oczy odpoczywały. Kreska była jawnie „okruchowa” i nie wyobrażam się takiej np. w shounenie, ale i tak przypadła mi do gustu. Nie wyróżnia się ona, jeśli chodzi o oryginalność, ale i tak pozostawia po sobie przyjemne odczucia.
Strona muzyczna była bardziej skąpa, ale dobrze wpasowywała się w tło i nie drażniła.
Czy Bokura wa Minna Kawaisou ma moim zdaniem jakieś wady? Drobne. Główny bohater (Usa) jest trochę nazbyt zniewieściały, choć jego „chłopięcość” nie była czymś specjalnie irytującym, to po prostu drobny mankament. Brakowało mi też trochę więcej informacji o bohaterach, dzięki czemu moglibyśmy lepiej ich poznać. O ile poznawaliśmy pewne fragmenty ich przeszłości, o tyle były to raczej fragmenty, niż historie życia. Wątek romantyczny mógłby być lepiej wyeksponowany- mamy tu bardzo dużo tęczy i słodkich pierdów, ale przez całe 12 (z odcinkiem specjalnym 13) odcinków właściwie niewiele się wydarzyło między dwójką licealistów. To chyba tyle. :)
Gorąco polecam to anime każdemu, kto lubi właśnie takie klimaty około akademickie, z fajnymi postaciami z całością okraszaną mocnym wątkiem komediowym. Jeśli ktoś nastawia się na oryginalność i głębie, to się zawiedzie. Natomiast jeśli chce miło spędzić czas i pooglądać śmieszne gagi i dobrze wyeksponowanych bohaterów, z mocnym, choć niewinnym wątkiem romantycznym, to z pewnością Bokura wa Minna Kawaisou jest czymś dla niego.
Świetne, jak zawsze
W pierwszych odcinkach dostajemy właściwie to, co zawsze, czyli luźne historie z demonami, którym Takashi, chcąc nie chcąc, pomaga.
To, czego oczekuję od serii, to coś więcej na temat Reiko (choćby tego, z kim i jak się poznała na tyle, żeby zdecydowali się na dziecko) oraz bardziej rozbudowany wątek z klanem Matoba, ze szczególnym uwzględnieniem Matoby Seiji. Choć szczerze mówiąc nawet, gdyby tego zabrakło, to nie byłbym obrażony, gdyż „Natsume”, to coś więcej, niż akcja i intrygi. :)
Ciągle trzyma poziom.
Naprawdę niezłe
Historia była zgrabna, klimat mroczny i wiktoriański, a to uwielbiam. Fabuła była składna i było również trochę napięcia. Było dużo melancholii, ale nadmiar przytłaczającego klimatu jednak bywał ostudzany komediowymi wstawkami, co było bardzo rozsądnym posunięciem. Jednak zdecydowanie najmocniejszą stroną serii byli bohaterowie- oprócz dwójki głównych postaci (o których nie trzeba niczego pisać, bo trzymają poziom i każdy zabierający się za tę część na pewno wie, kim są) na uwagę zasługują chyba wszystkie postacie drugoplanowe z towarzystwa cyrkowego. Wszyscy mieli osobowości, swoje historie, motywację, lęki i fobie, rozterki i urazy… Po prostu mistrzostwo. Byłbym nawet gotów obejrzeć osobną serię skupiającą się na nich, gdyby takowa miała kiedykolwiek powstać. Pomimo tego, że są oni antagonistami, widz w ogóle nie odbiera ich w taki sposób.
Całość była bardzo dobra i polecam każdemu, kto lubi mroczne, wiktoriańskie klimaty, ale mające swój umiar i lekkość.
Pozytywny odmużdżacz
Jest przemoc, jest krew, jest akcja i jest humor. Widz nie musi specjalnie nadwyrężać swoich zwojów mózgowych, żeby to ogarnąć i się przy tym dobrze bawić. Ma być ładnie, miło i przyjemnie. Choć zdaje sobie sprawę, że tutaj brzmi to lekko groteskowo…
Kreska i styl lania się krwi mocno przypomina mi Hellsinga, co jest pozytywnym odczuciem. Poczułem nostalgię i cieszę się na to anime. Nie oczekuję serii sezonu, ale mam nadzieję na świetną zabawę i tryskającą krew, oraz skrajną przemoc okraszaną sporą dozą gagów.
Problem mogą mieć z historią Europy środkowowschodniej, która jest już ogólnie mniej znana. Mam tu na myśli oczywiście Anastazję Romanową i Rasputina. Choć i Disneya pewnie mają obcykanego, więc i ich mogą jako tako kojarzyć. XD
Pozytywnie
W sumie nie trzeba dużo opowiadać. Fabuła się nie rozwija, bo i nie ma się rozwijać; po prostu została nam przedstawiona pewna niecodzienna codzienność z życia Handy, oprawiona ogromem poczucia humoru i tak na to powinno się patrzeć. Jestem zadowolony, usatysfakcjonowany, polecam i daję mocne 8. :)
Normalnie prawdopodobnie nie zainteresowałbym się tą serią, ale jako że opowiada ona o szkolnym życiu Handy- głównego bohatera „Barakamon”, stwierdziłem, że warto sprawdzić, z czym to się je. Nie żałuję.
Motyw jest stały i na nim opiera się wszelka fabuła- Handzie wydaje się, że jest znienawidzony przez wszystkich, natomiast w rzeczywistości jest traktowany prawie na równi z bóstwem. Wynikają z tego ciągłe niedomówienia, pomyłki, i dobitnie jest nam udowadniane, że słowa wypowiedziane tak samo, nie zawsze znaczą to samo. Z odcinka na odcinek jest co raz zabawniej, a humor staje się co raz bardziej wyrafinowany, groteskowy i absurdalny, mieszcząc się jednocześnie w granicach dobrego smaku. Oglądam z uwagą i polecam. Póki co wyszło 7 odcinków, ale jestem pewien, że poziom nie spadnie.
Re: Co to wszystko dalo
21 odcinek
Mam tylko nadzieję, że kiedy umrze następnym razem (a umrze na pewno), to nie cofnie się do momentu sprzed zabicia Białego Wieloryba. Za dużo takich patetycznych sytuacji się wydarzyło, żeby teraz to powtarzać.
Gościu, który na końcu się pokazał (niestety nie pamiętam imienia) trochę mnie zaskoczył, ale sądzę, że jego pomoc w ratowaniu Emilii będzie niebagatelna. No i sądzę, że koniec końców oboje przeproszą i się pogodzą. XD
Pytanie, co teraz? Subaru sam, ani nawet z Rem wiele zdziałać nie mógł. Tym bardziej, że był psychicznie niestabilny. Teraz ma do pomocy całkiem sprawnego Wilhelma i najlepszego medyka w królestwie. No i tego gościa, o którym myślę, że jest całkiem silny, skoro robi za osobistego parobka jednej z kandydatek na władcę. Do tego ochłonął, więc może na spokojnie przeanalizować umiejętności Betelguese i wymyślić, jak poradzić sobie z jego niewidzialnymi rączkami, które tylko on widzi. No i coś czuję, iż to nie koniec jego umiejętności- kiedy został zamrożony przez Packa, wydawało się, iż niespecjalnie się tym przejmuje. Może i dlatego, iż jest mocno stuknięty, ale jednak w całym jego szaleństwie jest sporo miejsca na chłodną kalkulację. Zobaczymy, co z tego wyjdzie i jestem ciekaw, ile razy Subaru zginie, zanim ostatecznie uporają się z atakiem Kultu Wiedźmy na posiadłość Roswaala.
Świat jest teatrem, aktorami ludzie, którzy kolejno wchodzą i znikają.
Pomysł na fabułę świetny- nie jakoś wybitnie ambitny i wielce skomplikowany, ale niewątpliwie wdzięczny i dający wiele możliwości, które we większości zostały zrealizowane. Za mało tylko było symboliki (fajnie by było, gdyby nadali głębi zjawiskom, które nazwali tak, a nie inaczej i dali im takie, a nie inne role), politycznego (w skali globalnej, nie lokalnej) kontekstu i przedstawienia ludzkiego dramatu- bo o ile w przypadku głównych bohaterów pokazali to świetnie, to jednak za mało było tu kontekstu społecznego.
Bohaterowie również jest zadowalający, choć nie obyło się bez wad i szablonów. Najlepiej wybronili się moim zdaniem Mahiro, Aika i Hakaze (do końca pierwszej części). Co do reszty, to było różnie- od totalnie szablonowych postaci (Evangeline, Natsumura, Megumu), po już trochę mniej schematycznych, ale za to często irytujących (Samon, który na szczęście pozbył się później swego miesza, bo to ciągłe stukanie nim już doprowadzało mnie do szału, oraz Tetsuma). Generalnie ten punkt stoi średnio przyzwoicie, ale nie na tyle, żeby się nad tym użalać.
Klimat, to chyba najmocniejszy punkt tego anime. Był ciężki ale jednak został odpowiednio wyważony lżejszymi wstawkami. Bardzo podobała mi się analiza psychologiczna głównej dwójki, często przy okazji retrospekcji związanych z Aiką, które to z kolei były przeze mnie naprawdę wyczekiwane. Dzięki temu wszystkiemu nie dostaliśmy melodramatu dla małolatów (Sasuke mściciel i te sprawy), a fajny życiowy dramat, z pogranicza psychologicznego i egzystencjalizmu. Problemem była tutaj część druga, która teoretycznie powinna być znacznie cięższa, nawet postapokaliptyczna,a jednak była znacznie bardziej infantylna, nawet sielankowa.
Jako że jestem wielkim fanem klasyki, a Szekspir zajmuje szczególne miejsce w moim sercu i na moich półkach, to nie mógłbym nie docenić przewijających się od początku do końca motywów szekspirowskich. Zawsze miło usłyszeć znane cytaty dobrane w odpowiedni sposób i wypowiedziane z głębią, choć w egzotycznym języku (z perspektywy kręgu kulturowego tejże literatury) oraz dostrzegać te jasne, i te mniej jasne odniesienia do poszczególnych dzieł. Było to szczególnie piękne, kiedy było przedstawiane przez Aikę, która skradła moje serce dość późno, bo dopiero gdzieś w drugiej części.
Seiyuu mnie usatysfakcjonowali. Wyjątkiem jest tutaj Alibaba Saluja, którego słyszę już chyba w każdej serii, za którą się nie zabiorę. Jest to o tyle męczące, że głos ma on dość trudny, wysoki i głośny. Jeśli słyszy się go za często, to po prostu zaczyna drażnić.
Soundtrack bardzo dobry, ale więcej o nim powiedzieć nie mogę. Był klimatyczny, dobrze dobrany i na poziomie, ale do niego raczej wracać nie będę, jeśli mam być szczery.
No dobra. Były same plusy, to teraz może minusy?
Pierwszym minusem jest tutaj słabe budowanie napięcia. Od razu wiadomo, kto wygra walki, widz nie ma poczucia niepewności, oraz dobrzy zawsze wychodzą z tarapatów. Trochę to nudne było i przydałoby się więcej poczucia niepewności i wydłużenia czasu, w którym chłopaki mieli poważne kłopoty (był tylko jeden taki moment). Antagoniści nie mają lekko w Zetsuen no Tempest i właściwie lepiej się prezentowali w drugiej części, kliknij: ukryte jako już „ci dobrzy”.
Drugim poważnym minusem jest Hakaze. Póki była na wyspie, to prezentowała się bardzo dobrze. Nie była „zwykłą dziewczyną z wielkim darem”, a urodzoną królową, która liderem była nie tylko ze względu na moc, a również na mentalność i intelekt. Mogli z niej zrobić drugiego Sinbada (och, to już drugie odniesienie do Magi), ale w drugiej części niestety postać została zdegradowana do zwykłej nastolatki z niezwykłymi umiejętnościami. Szkoda.
Kolejną wadą, a raczej przytykiem, jest niewielka ilość odcinków. Był to na tyle wdzięczny temat na fabułę, że mogliby spokojnie zrobić z tego 50 (2 sezony w sensie) odcinków bez efektu przedłużania. Wtedy mogliby rozwinąć więcej wątków, a także przedstawić wiele ciekawych spraw, na które zwyczajnie nie było czasu.
Zdecydowanie największy minus tej serii, to część druga, o czym wspominałem już parę razy wyżej. Tak, jak wspomniałem- druga część powinna być znacznie mroczniejsza i bardziej dramatyczna, a nie wiedzieć czemu było to uderzanie w zdecydowanie lżejsze tony. Żeby nie było- tragedii tutaj nie ma i sama w sobie druga część prezentuje się przyzwoicie, ale po prostu traci ten smaczek sprzed swojego czasu.
Nie zgadzam się natomiast z komentarzami poniżej co do logiki (właśnie konstrukcja logiczna stoi tutaj bardzo pewnie i nie miałem poczucia dziur i absurdów) i nadmiernych dialogów, które akurat w tym przypadku prezentowały się bardzo dobrze i nie były wcale nudne.
Moja ocena, to 8/10. Do wybitności jednak sporo tej serii zabrakło. Niemniej to anime mnie wciągnęło i uważam, ze jest bardzo godne polecenia.
Re: Po 17 odcinku
Re: Po 17 odcinku
Mam natomiast mocny problem z tym przedramatyzowaniem, wspomnianym przez Retkita. Nie chodzi o to, ze stało się to tak straszne, ze nie mogę wytrzymać, tak to jest straszne (co by świadczyło raczej o poziomie serii), a z tym, ze oglądam to anime i po prostu męczy mnie już ten tragizm. Liczę na umiar- więcej nie oczekuję. Jeśli to się wyważy w najbliższych odcinkach, to będę usatysfakcjonowany.
Re: Po 17 odcinku
Dobrze, że mnie poinstruowałeś, dziękuję za radę z kategorii „jak się nie podoba, to nie oglądaj”.
Każdy, kto obejrzał więcej, niż 2, 3 horrory/thrillery/dramaty wie, że poziom napięcia i dramatyzmu trzeba odpowiednio dawkować. Jak się nie robi nic, oprócz dramatyzowania i nie spuszcza się powietrza, to znaczy, że coś poszło nie tak.
Rozumiem, że wymaganie od głównego bohatera choćby minimalnie logicznej konstrukcji jest absurdalne? Że wymaganie od głównego bohatera, żeby robił coś więcej, niż płacz, bełkotanie i krzyczenie, to coś nieodpowiedniego? Może cię rozczaruję, ale nie mamy do czynienia z gatunkiem spod znaku „groteska i absurd”, więc jednak spodziewam się czegoś logicznego i tego, ze główny bohater będzie głównym bohaterem, a nie mimozą rzuconą na wiatr bezdennego fatalizmu.
Po 17 odcinku
Już poprzedni (16) odcinek oglądało mi się trudno, ponieważ fatalizm głównego bohatera jest cięższy, niż w greckiej tragedii. Jego zachowanie, acz zrozumiałe, jest po prostu głupie. Ma możliwości intelektualne (jakie ma, takie ma, ale nie jest ćwierćinteligentem przecież), a zachowuje się, jakby nie wiedział niczego, nie znał się na niczym, oraz nie potrafił choć przez chwilę pomyśleć logicznie.
Subaru co raz bardziej pogrąża się w psychicznej destabilizacji, fabuła robi się co raz bardziej tragiczna i perspektywy są co raz bardziej rozpaczliwe. Mam wrażenie, że skończy się to tym, że albo Subaru już do życia nie wróci, albo zamkną go gdzieś, gdzie będzie gnił do końca świata, bo przecież „nikt nic nie wie, tylko on”.
Subaru stracił kontakt z rzeczywistością już ze 4/5 odcinków temu. Nikt nie jest w stanie przeprowadzić z nim logicznej, spójnej i merytorycznej dyskusji, on niczego nie potrafi już wyjaśnić (tak ciężko powiedzieć „kult Wiedźmy zaraz przybędzie i wszystkich was wyrżnie, dlatego musimy uciekać”?), oczekuje od wszystkich, że poddadzą się mu i jego decyzjom bez wyjaśnienia, choć w istocie nikt tego nie zrobi, bo wygląda to, jakby jego zamiary były co najmniej podejrzane. Zamiast przeprosić Emilię, te znowu wydziera się na nią i robi z niej nędzną porcelanową lalkę, którą tylko on może posiadać, bo sama rozbije się na tysiąc kawałków. Wydaje mi sie, ze po tym wszystkim ich relacje się już nie poprawią. Nawet jeśli Emilia pewnych rzeczy nie będzie pamiętać (to, że Pack go zabije jest więcej, niż pewne), to będzie je pamiętać Subaru.
Jeżeli w następnym odcinku/dwóch napięcie i dramatyzm nie zelżeją, to nie wiem, czy sobie nie odpuszczę. Z odcinka na odcinek robi się co raz ciężej, aż do tego stopnia, ze robi się to nieznośne. Nie dostajemy niczego w zamian. Czy warto w takim razie oglądać coś, co męczy i wywołuje jedynie litość, zażenowanie, rozdrażnienie i poczucie bezsensu? Bo sympatia do głównego bohatera gdzieś wyparowała, nie wiedzieć kiedy… Może wróci, no, ale to musi się coś zadziać pozytywniejszego, niż krzyki, smarki z nosa i żałosne próby zrobienia czegoś, co z góry skazane jest na porażkę.
Re: Teorie teorie teorie
kliknij: ukryte Co do Subaru- jak wspomniałem, każdy grzeszy i gdyby na siłę szukać momentów, które miałyby świadczyć o tym, że Subaru jest reprezentantem wszystkich siedmiu grzechów głównych, to idąc tym tropem każdego można by o to posądzić. Poza pychą Subaru jest jak każdy normalny człowiek. Niespecjalnie żarłoczny, ani nie pożądliwy, ani nie zazdrosny, ani gniewny, ani nawet chciwy. A lenistwo, to ostatnie, o co można go posądzić. W ostatnim odcinku zwariował, więc podpinanie to pod „nieróbstwo” jest raczej sporą nadinterpretacją.
I jasne, Subaru się gniewa i czasami bywa zazdrosny, ale nie jest to jakoś ewidentne i mające symboliczny charakter. Jest zakochany, to się trochę powkurza i zrobi się zawistny, kiedy inny facet się do niej „przystawia”, ale nie ma to chorobliwego wymiaru.
Jedyne, co można mu podpiąć, to pycha- ma ku temu powody i posiadanie takiej, a nie innej mocy sprzyja pogłębianiu się arogancji wraz z zachwianiem równowagi psychicznej.
Re: Szaleństwo
Subaru nie może wydostać się z pętli śmierci, która cały czas zatacza koło. Stara się, robi co może, ale koniec końców ciągle ktoś umiera- a ostatecznie również on sam. Ile razy trzeba umrzeć, żeby dostać świra? Ile razy trzeba ujrzeć umierających bliskich, żeby w końcu siadła psycha? W dodatku Subaru nie ma jak rozładować swojego napięcia, ponieważ pomimo prób podzielenia sie z kimś swoją tragedią, nie jest w stanie wydusić z siebie słowa. Narasta poczucie niemocy, frustracja, strach, poczucie wyobcowania- ponieważ nikt go nie rozumie- arogancja, ponieważ mimo wszystko jest przeświadczony o tym, że jest super wyjątkowy i posiada moc, której nikt inny nie ma… Do tego nie jest w stanie podzielić się z nikim nawet sukcesami (uratowanie od śmierci Emilii) i napięcie osiąga już takie rozmiary, że wypowiada naprawdę przykre słowa (wręcz nakazuje jej być wdzięczną i mieć świadomość długu, jaki u niego ma). Dodajmy do tego szereg upokorzeń, odwrócenie się od niego najbliższej mu osoby i mamy świra- każdy ma swoje granice.
Nie powiedziałbym też, że Subaru wrócił do normalności. Jedynie odzyskał świadomość i zdolność do kontaktu z rzeczywistością, ale nie określiłbym jego obecnego stanu, jako optymalny. Pytanie, czy wróci do siebie? Czy będzie dalej brnął w ten stan?
Re: Teorie teorie teorie
Subaru, jako reprezentant wszystkich grzechów mi nie pasuje. Każdy człowiek jest trochę pyszny, trochę leniwy, trochę zazdrosny… Subaru na tym tle się nie wyróżnia. Wyróżnia go rosnąca pycha, ponieważ pomimo strachu przed śmiercią i bolesnym „rytuałem zmartwychwstania”, nabiera on przekonania, że jest niezwyciężony. Widać to w jego wybuchach emocji i w różnych postanowieniach (Wilhelm zapewne to zauważył, dlatego zrezygnował z nauczania go szermierki).