Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Komikslandia

Komentarze

Uratugo

  • Avatar
    Uratugo 8.12.2015 03:36
    Re: Przerost formy nad treścią
    Komentarz do recenzji "Katanagatari"
    Dobrnąłem tak daleko, ponieważ miałem mnóstwo czasu i niewiele filmów/anime do obejrzenia, czy książek do przeczytania. Przy 9 odcinku (plus/minus) znalazło się coś innego do roboty, więc serię porzuciłem.

    Na mnie zakończenie może wpłynąć co najwyżej na ocenę przeciętnej serii. Jeśli seria mnie zirytowała i pozostawiła w głównej mierze negatywne odczucia, to nawet świetne zakończenie niewiele zmieni. Poza tym nie mam jakiejś potrzeby, aby na siłę się przekonywać do czegoś, co do czego wyrobiłem już sobie taką, a nie inną opinię.

    Jeśli kiedyś znowu trafi się taki czas, kiedy będę miał go sporo i żadnych pomysłów na jego marnotrawstwo, to być może wrócę do serii. Póki co doba trwa dla mnie za krótko, a lista serii, seriali do obejrzenia i książek do przeczytania jest dość długa.
  • Avatar
    Uratugo 8.12.2015 03:19
    Re: mogło być lepiej
    Komentarz do recenzji "Akatsuki no Yona"
    Su­‑Won'a uważam za najlepszą postać w całej serii. Jest złożony i głęboki, do tego budzi wiele, często sprzecznych ze sobą emocji. Po pierwsze, nie „wymordował wszystkich”. Trzeba uczciwie przyznać, że przejęcie władzy przebiegło wyjątkowo bezkrwawo. Jeśli nie zakładamy, że poza „kamerą” ludzie ginęli, to zginęły praktycznie jedynie dwie osoby- król i kiepski, ale wierny sługa. To całkiem niezły wynik.

    Dalsze postępowanie So­‑Wona tylko pogłębia tę postać i sprawia, że intryguje. Z pewnością sam sobie nie zaprzecza i z pewnością sumienie go nie ruszyło- absolutnie nie ma żalu za zabicie króla.

    Co do krwi i tej całej reszty- trzeba też spojrzeć na gatunek- to nie shounen, ani seinen. Nie o krew i walki tutaj chodzi. Choć osobiście uważam, że zdecydowanie brakowało tu jakiegoś dobrego antagonisty, z którym Hak, albo smoki mogłyby widowiskowo powalczyć. Zamiast tego mieliśmy jedynie walki SUPER SILNY <-> TŁUM SŁABEUSZY.
  • Avatar
    Uratugo 7.12.2015 23:34
    Re: Bardzo dobre, ale bez spodziewanej rewelacji.
    Komentarz do recenzji "Bounen no Xamdou"
    Wiedziałem, że zapomniałem jeszcze o czymś wspomnieć- o fabule.

    Miałem wrażenie, że twórcy nie do końca wiedzieli, o czym właściwie mają zrobić to anime, więc pozwolili puścić wodze fantazji i rozwijać się jej samoistnie, dopiero tak 4, 5 odcinków przed końcem orientując się, że fabuła jednak musi zmierzać do konkretnego celu. O dziwo, nie było to jednak jakoś wyjątkowo uciążliwe. Zastanawiałem się tylko, dokąd właściwie zmierzamy (sic!)i jak to się wszystko potoczy. Gorzej zaczęło się robić właśnie tych w tych kilku ostatnich odcinkach, kiedy bardzo żywiołowo i chyba niezbyt dokładnie zaczęli nam wyjaśniać sens egzystencji Xamdou'ów, tej wielkiej pielgrzymki itd.
  • Avatar
    A
    Uratugo 7.12.2015 23:15
    Bardzo dobre, ale bez spodziewanej rewelacji.
    Komentarz do recenzji "Bounen no Xamdou"
    To może od początku…

    Pierwszą zaletą tej serii niewątpliwie jest grafika. Kreska jest, według mnie, świetna, a do animacji również nie mogę się przyczepić. Zarówno krajobrazy, jak i postaci są różnorodne i charakterystyczne. Bohaterowie są ładni, ale bez zbędnej cukierkowatości i wszechobecnych „ładniutkich” buziek. Kolorystyka również bardzo przypadła mi do gustu. Pod tym względem Bounen no Xamdouz pewnością będzie należeć do moich ulubieńców.

    Kreacja bohaterów również mnie zadowoliła, choć bez specjalnego ujęcia. Główne postaci są charakterystyczne, spójne i w żadnym wypadku nie można nikomu zarzucić tutaj płytkości. Zabrakło mi jednak odrobiny złożoności i elementu tajemnicy, które bardziej wymusiłyby na mnie zaangażowanie (o którego braku jeszcze pewnie kilka razy wspomnę).

    Główny bohater- Akiyuki- jest bohaterem bardzo pozytywnym. Ujął mnie swoją normalnością. Ta „normalność” nie była jednak „bylejakością”, czy przeciętniactwem. Był spójny, miał swoje wady i nie był na siłę kreowany na kogoś zwyczajnego, kto tak naprawdę jest najbardziej wyjątkowy na świecie. Pozostał sobą do końca- choć dojrzał i zdobył więcej życiowego doświadczenia.

    Relacje między bohaterami, choć pokazane raczej pobieżnie, również mnie usatysfakcjonowały. Były bardzo ludzkie i życiowe, np. relacja Były mąż- żona, czy trójkąt miłosny szkolnych przyjaciół. Jednak ta pobieżność, o której wspomniałem wcześniej, jest kolejnym powodem, dla którego nie mogłem się bardziej zaangażować emocjonalnie. Wywołało to u mnie pewien dysonans, kiedy  kliknij: ukryte Powinno to mną wstrząsnąć, a przynajmniej zasmucić, a jednak, mimo wszystko, nie zrobiło to na mnie żadnego wrażenia i źle mi z tym.

    Jedyną „relacją”, która wywarła na mnie emocjonalny wpływ, było poczucie nostalgii i duchowego wybrakowania narodowościowego między Nakiami i jej współbraćmi- poczucie więzi i braku domu pomiędzy swoimi współplemieńcami, którzy są wyrzutkami świata, była pokazana bardzo dobrze.

    Co do mechaniki świata przedstawionego mam zarówno dużo oddania, jak i zarzutów. Z jednej strony został nam pokazany bardzo wielobarwny i szeroki świat, pełen osobliwości i tajemnic, zarówno w tym „bajkowym” kontekście, jak i tym, którym powszechnie zwykło sie nazywać „Si­‑Fi”. To połączenie naprawdę się udało, dzięki czemu mogliśmy spojrzeć na bardzo złożony i ciekawy świat. Niestety, ale miało to również swoje wady. Po pierwsze, został nam on ukazany bardzo pobieżnie i stosunkowo płytko. Po drugie, pokazali nam dużo dziwactw, których nikt później nie raczył wyjaśnić, przez co niemożliwym było zrozumienie do końca szeroko pojętej natury i polityki tego świata. Przez to czułem się, jakbym miał oglądać mieszkanie na do kupna, ale mógł tylko stanąć w progu i pobieżnie się rozejrzeć- w dosłownym sensie, autorom nie za bardzo udało się mnie wprowadzić do swojej bajki, a to jest niestety (w tym akurat przypadku niestety) elementarny obowiązek Filmu/książki/mangi/anime/etc.

    Soundtrack mnie nie ujął. Był przyzwoity i nie raził, ale również nie w pełni spełniał swoją rolę. W scenach akcji nie za bardzo dodawał wigoru czy napięcia, a w scenach co bardziej smutnych nie wprowadzał w melancholię i wzruszenie. Był też, tak mi się teraz wydaje, dość skąpy.

    Całość oceniłem na 8/10. Jest to seria bardzo przyzwoita, ale można było wycisnąć z niej znacznie więcej. Nie nazwę tego niewykorzystanym potencjałem, ale jednak pozostał spory niedosyt. Najbardziej irytujące jest to, że nic bym w sumie tutaj nie zmienił, bo wszystko było na miejscu, tylko niektóre rzeczy zrobiłbym „bardziej” i „głębiej”. Poza tym było spoko i oczywiście zdecydowanie polecam, bo jak najbardziej jest co oglądać.
  • Avatar
    Uratugo 21.11.2015 01:51
    Komentarz do recenzji "Hunter X Hunter [2011]"
    Nie zgadzam się. Po prosta strona techniczna trochę tu zawiodła, ale poza tym poziom ostatniego i przedostatniego arcu był na takim samym, jeśli nie lepszym poziomie, jak te początkowe.
  • Avatar
    Uratugo 15.11.2015 16:38
    Re: Wielki zawód
    Komentarz do recenzji "xxxHOLiC"
    tu mam wrażenie, że przekładasz zawód nad całą serią na jej postać,


    Być może. :P Jak piszę komentarz na świeżo, to w dużej mierze jest on kierowany odczuciami, jeszcze bez ochłonięcia, więc może tak być. Żeby móc spojrzeć na tę serię bardziej obiektywnie, muszę jeszcze jakiś tydzień odczekać.

    Zgadzam się oczywiście, że to Yuuko w dużej mierze trzymała poziom tego anime i to ona nadawała serii klimatu. Po prostu oczekiwałem czegoś więcej; nie jestem w stanie określić czego dokładnie.

    xxxHolic jak najbardziej ma powiązanie z serią Tsubasa Chronicle, tyle że w pierwszych seriach są to tylko lekkie smaczki,


    W tej pierwszej, pierwszej (czyli tej, pod którą właśnie piszemy komentarze)nie było niestety. Dzięki jednak za info, bo może to (i informacja o polepszonej kresce w późniejszych częściach)zmotywuje mnie do tego, żeby kiedyś sięgnąć po kontynuacje. Na razie mam jednak kilka innych tytułów na oku, więc nie zdarzy się to tak prędko).
  • Avatar
    A
    Uratugo 14.11.2015 20:12
    Wielki zawód
    Komentarz do recenzji "xxxHOLiC"
    Miałem już do czynienia z kilkoma seriami anime stworzonymi na bazie mang grupy CLAMP, do tego słyszałem, że jest to seria połączona z „Tsubasa Chronicle” (czego w anime oczywiście nie pokazali), wiec jestem mega zawiedziony, bowiem ta seria nie wyróżnia się niczym i nie jest godna specjalnego zapamiętania.

    Pierwszą sprawą jest kreska. Rozciągnięte sylwetki postaci nie są mi obce i zdążyłem już do nich jako tako przywyknąć, ale tutaj naprawdę przegięli. Samo rozciągnięcie jeszcze bym przeżył, ale tej totalnej niewymiarowości nie zaakceptuję; w sytuacji, kiedy drągal ma głowę wielkości piłki ręcznej, albo kiedy jego przerysowany wzrost w dużej mierze leży w karykaturalnej i nieproporcjonalnej długości nóg, coś jest nie tak, i to nawet bardzo.

    Soundtracku w ogóle nie pamiętam, mimo że serię skończyłem oglądać wczoraj wieczorem. Jednym słowem- nic wartego uwagi.

    Fabuła miała potencjał i gdyby go lepiej zorganizować i do tego jeszcze dodać wątek „Tsubasa Chronicle” (którego się spodziewałem)mogłoby wyjść cudo. Nic się niestety nie zadziało. Nie zgadzam się również z opiniami, jakoby „XXXHolic” poruszało jakieś ważne sprawy czy pokazywało jakieś zjawiska z ciekawszej perspektywy. Owszem- Yuuko czasami dawała tutaj radę (najlepsza postać w serii), ale poza jej kwestiami nie ma co się tutaj rozpływać.

    Bohaterowie to mój największy zawód. Yuuko wyszła dobrze. Tylko dobrze. W „TRC” miała niewielką rolę, ale była niezwykle zapamiętywalna i charyzmatyczna, więc spodziewałem się czegoś więcej, niż tylko przyzwoitości. Główny bohater był najbardziej irytujący i im mniej go było na ekranie, tym lepiej oglądało mi się to anime. A nie było zbyt wielu takich momentów. Jego ciągła hiper egzaltacja była tak irytująca, że już Sakura z „Naruto” w swoich najbardziej irytujących scenach nie była tak wkurzająca. Jego przyjaciółka (Himawari, tak?) była całkowicie bezpłciowa. Ani nie bawiła, ani nie smuciła, ani nie ciekawiła, ani nawet nie irytowała. Była tak obojętna, że gdyby jej nie było, seria ani by nie zyskała, ani by nie straciła. Doumeki wyszedł też po prostu przyzwoicie. Źle go nie opiszę, bo był nawet w porządku, ale nie wychodził poza jakiekolwiek ramy- nie przyciągał, nie skupiał na sobie uwagi, nie zaskakiwał… no po prostu nic.

    Gdyby nie sentyment do CLAMP­‑a, to zapewne przerwałbym oglądanie gdzieś w połowie serii. Głupi ja, dopiero pod koniec dowiedziałem się, że zekranizowana wersja „XXXHolic” nie ma żadnego nawiązania do serii o Syaoranie i reszcie ekipy, więc byłem jeszcze bardziej wkurzony.

    Nie chcę też powiedzieć, że seria była bardzo męcząca i irytująca. Oglądało się ją całkiem swobodnie i kilka odcinków było nawet ciekawych, ale to nie wystarczy, żeby nazwać jakieś anime dobrym. Od siebie daję 5/10. Raczej nie polecam, choć jeśli ktoś, jak ja, zechce obejrzeć to anime ze względu na źródło (CLAMP), to jak najbardziej powinien. Po prostu musi się przygotować, że szału nie będzie i staniki nie polecą. Uważam, że jest to najgorsza z obejrzanych przeze mnie serii tej grupy, a obejrzałem ich jakieś 6, łącznie z tą.
  • Avatar
    Uratugo 12.11.2015 09:20
    Re: Shiki = "zło konieczne o dobrym sercu" :?
    Komentarz do recenzji "Shiki"
    Musimy brać pod uwagę, że wiejskie życie różni się od miejskiego. Ludzie są przywiązani do swojej ziemi i nawet w trudnych momentach nie myślą o ucieczce. Większość z nich nie miałaby nawet dokąd uciec, skoro całe życie spędzili w częściowej izolacji od reszty świata- nie bez powodu Shiki wybrali właśnie tego typu miejscowość.

    Co do ich naiwnego podejścia do całej sytuacji- ja postrzegam to raczej, jako odwrotność zbiorowej histerii- żeby tylko nie popaść w obłęd, zaczynamy nienormalne postrzegać jako normalne i aby czuć choć minimum komfortu, będziemy uważać, że choć sytuacja jest trudna, to prędzej czy później „samo przejdzie”. Musimy też pamiętać, że mieszkańcy Sotoby nie znali przyczyn zaistniałej sytuacji, więc trudniej było się do niej odnosić. Jeśli uważasz to za niewiarygodne, to polecam kilka różnych pamiętników z obozów koncentracyjnych (choćby Tadeusza Borowskiego), gdzie ludzie pomimo tak skrajnej sytuacji w jakiej się znaleźli, w głowie budowali sobie system, który pozwalał im budować sobie obozowe życie tak, jakby było one zupełnie zwyczajne, po prostu ciężkie, ale zwyczajne.

    Kiedy tylko znaleźli przyczynę swojej tragedii (Shiki), natychmiast ich wszystkie obawy, frustracje, rozpacz i poczucie beznadziei znalazło ujście. Jak się to skończyło, nie muszę pisać. Myślę, że ten zabieg był świetny z socjologicznego i psychologicznego punktu widzenia.
  • Avatar
    A
    Uratugo 12.11.2015 02:04
    Cudo godne polecenia
    Komentarz do recenzji "Shiki"
    Gdybym miał w skrócie określić o czym tak naprawdę jest „Shiki”, to powiedziałbym, że to opowieść o ludzkich granicach- ich wytaczaniu, refleksji nad nimi i przekraczaniu ich.

    Pierwsze 2, 3 odcinki kazały mi się mocno zdystansować do serii, pomimo pozytywnych opinii. Nie na tyle, żeby myśleć o zrezygnowaniu, ale jednak mój entuzjazm trochę ostygł. Zaczęło się to powoli zmieniać gdzieś koło czwartego odcinka, a nim dotarłem do połowy tego anime, to już byłem wciągnięty nie na żarty.

    Zastanawiałem się nad negatywnymi aspektami „Shiki”, ale jeśli mam być szczery, to raczej ich nie dostrzegam. Nie dlatego, że to arcydzieło stulecia i jest takie Och! i Ach!, co to to nie (choć prawda, że jest to anime z tych wyższych półek- bez dwóch zdań). Po prostu mam wrażenie, że seria ta została stworzona z dużą pieczołowitością i dokładnością, aby wszystko było na miejscu. Nie znalazłem tutaj zbędnych elementów (choć niektóre z początku takie mi się wydawały), gorszych pomysłów, czy niepasujących do siebie koncepcji.

    To, co mnie zawsze najbardziej interesuje i zwracam na to najwięcej uwagi, to bohaterowie. Nawet jeśli dane anime nie do końca się klei, ale postacie są dobrze skonstruowane, to jestem w stanie powybaczać co poniektóre mankamenty serii. W „Shiki” bohaterowie są stworzeni naprawdę cudownie i zostałem nimi oczarowany. Nawet jeśli niektórzy działali mi na nerwy, to absolutnie nie mógłbym ich zaliczyć do nieudanych projektów.

    Zdecydowanie na największe wyróżnienie zasługuje tutaj doktor Toshio Ozaki- choć o tym przekonałem się prawie na samym końcu. Jest to bohater wielowymiarowy i bardzo skomplikowany. Nie oznacza to bynajmniej, że jest zaskakujący czy nieodgadniony- co to, to nie- już po kilku odcinkach możemy wyrobić sobie o nim konkretne zdanie i jego postawa/osobowość do samego końca raczej się nie zmieniają. Pomimo tego jednak trzeba przyznać, że jest to gość, nad którym trzeba dłużej się zastanowić i przyciąga dużo uwagi. Posiada ogromną dozę charyzmy i wielopoziomowości.

    Co do bardziej rozbudowanych i ciekawych postaci, zaliczyłbym również Sunako, Seishin'a i Masao. Pierwsza- to bohaterka kilku twarzy- nie mam na myśli oszukańczej natury, a raczej kilka różniących się od siebie elementów jej osobowości. Z jednej strony jest świadoma tego kim jest i akceptuje swoją naturę, czemu daje wyraz w postaci swojej opiekuńczości i pouczeń „mniej doświadczonych” Shiki i poszukiwań dlań i siebie świata w którym będą mogli wieść „normalne” życie. Z drugiej jednak strony mamy małą dziewczynkę, pełną obaw, wyrzutów sumienia, poszukującą katharsis i odpowiedzi na sens swojego cierpienia, ponieważ nie może go dostrzec, zrozumieć. Z jednej strony mamy osóbkę naturalnie stosującą duże dawki czarnego humoru, lubiącą się przekomarzać i będącą ciekawą świata, z drugiej strony bardzo dojrzałą bohaterką, mającą unormowany pewien system wartości i wyrobione poglądy na sprawy trudne i skomplikowane, na przykład dotyczące życia i śmierci.

    Masao jest niezwykle ciekawym i bardzo wyrazistym przykładem człowieka toksycznego. Jego przerażająco niskie poczucie własnej wartości jest odreagowywane w postaci okrutnej ironii, egoizmu i całkowitej obojętności na ludzkie cierpienie. Jeśli już występuje u niego jakaś dawka wrażliwości, to jest ona filtrowana poprzez własne ego i samopoczucie. Postać niby niezbyt skomplikowana, a jednak warta uwagi.  kliknij: ukryte 

    Seishin jest bardzo trudny do oceny i podsumowania. Nawet na końcu serii, a może nawet szczególnie na jej końcu. Choć początkowo wydaje się człowiekiem o wyrobionym światopoglądzie i ideologii, to jednak okazuje się, że nie są one tak jednoznaczne, jak mogłoby się wydawać. Szczerze powiedziawszy Seishin irytował mnie przez większość serii, co jednak nie sprawiało, żebym go „olał”. Mimo wszystko siedział mi w głowie i nie bez przyczyny, jak się później okazało.

    Moją całkowicie subiektywną uwagę przyciągali również: Tooru- z nim dość szybko się zidentyfikowałem i  kliknij: ukryte  Ritsuko- która może i do wybitnych postaci nie należy, ale jej idealizm i wierność samej sobie były naprawdę fajnie wykreowane (i jako jedyna podtrzymywała mnie w wierze w ludzkość), oraz Yuuki (ojciec Natsuno), który posiadał ciekawą kombinację wrażliwej duszy romantyka z ubogim duchowo racjonalistą.

    Pomysł na fabułę, choć nie jakoś szczególnie oryginalny, został dość wyjątkowo (jak na anime) poprowadzony. Ogromne brawa za konstrukcję i dobrze poprowadzoną akcję, ponieważ zostało to zrobione po mistrzowsku- z rozsądkiem, umiarem i dużą dokładnością. Wszystko trybiło jak w szwajcarskim zegarku.

    Kreska nie bardzo mnie ujęła, ale też nie była odpychająca. Ta stylistyka jest dość niecodzienna, ale uważam, że jak najbardziej w granicach normy. Nie można też zarzucić twórcom jakiegoś pójścia na łatwiznę, bo absolutnie nie można tu mówić o uproszczonych projektach postaci, czy słabych tłach. Co do wspomnianych w recenzji fryzur- osobiście jestem fanem takich „bajkowych” włosów, jeśli tylko nie mają one na celu zamaskowanie mdłych projektów postaci.

    Soundtrack uważam za dobry, mam jednak drobniuteńkie zastrzeżenia; klimat tła muzycznego jest bardzo melancholijny, z mała dawką grozy, dlatego w dłuższej perspektywie był dość ciężki do strawienia. Zabrakło mi tutaj lżejszych kompozycji, które w zwyczajnych scenach trochę rozluźniałyby tę mocno przytłaczającą atmosferę.

    Wracając do pierwszego akapitu mojej wypowiedzi: uważam, że „Shiki” opowiada o ludzkich granicach. Czym są granice moralności, słuszności, ideałów i poglądów? Co grozi za przekroczenie tych granic? Czy człowiek może pozostać tym kim był, jeśli przejdzie tę nieprzekraczalną linię? Kiedy mamy prawo podejmować takie decyzje i czy w ogóle mamy?

    Doktor Toshio przekracza granicę jako pierwszy z ludzi. Kieruje się troską o swoją wioskę i poszukiwaniem sprawiedliwości w poczuciu beznadziei. Dokonuje kontrowersyjne decyzje, które nie są pozbawione uzasadnień. Czy ma jednak do tego prawo?

    Przemienieni Shiki poprzez fizjologię i szantaż psychiczny zostali zmuszeni do mordu na, niejednokrotnie, swoich bliskich i przyjaciołach. Było to tłumaczone zaspokajaniem naturalnych potrzeb, choć dobrze wiemy, że było w tym, oprócz nielicznych przypadków, sporo dobrej zabawy i zupełnego zrelaksowania. Czy Shiki mieli prawo do dokonywania swoich czynów?

     kliknij: ukryte 

    A co najważniejsze: gdzie właściwie przebiegają te granice? Kto jest zdolny określić kiedy kończy się pierwsze, a zaczyna drugie?

    Czy odwrócenie się od problemu i przyjęcie postawy neutralnej (Seishin) jest dobre, złe, a może gorsze od tego, co dokonali inni?

    Są to fajne kwestie do namysłu i dyskusji. Seria godna dziesiątki. Początkowo chciałem wystawić bardzo mocną ósemkę, jednak 2, 3 ostatnie odcinki przekonały mnie, żeby wystawić dziewiątkę. Nie wystawiłem dziesiątki z prostego powodu- nie jest to mój gatunek, w którym się lubuję i jest to dla mnie seria bardziej do stymulująca intelektualnie i moralnie, niż dobra rozrywka i łechtanie moich estetycznych i ideowych smaków. Z tego i tylko z tego powodu nie będzie dychy, która dla mnie jest równoznaczna z dodaniem do ulubionych.

    „Shiki” polecam każdemu lubiącemu ambitne serie i nie są mu straszne cięższe klimaty.
  • Avatar
    Uratugo 31.10.2015 13:26
    Re: Przerost formy nad treścią
    Komentarz do recenzji "Katanagatari"
    można powiedzieć, że od czasu greckiej tragedii większość opowieści jest schematyczna.


    Schemat jest ważny i istotny. Dobrze korzystać ze schematów. Powinny być one jednak pewnego rodzaju formą, którą wypełnia się czymś indywidualnym, tak aby dana postać była- po pierwsze autentyczna – po drugie głęboka. Niejako jedno z drugim się przeplata. Nie ma na świecie osoby, która miałaby cechy osobowości, której nikt inny nigdy w historii nie miał. Nie oznacza to, ze nie jesteśmy oryginalni. Każdy z nas ma takie, a nie inne przeżycia, taką, a nie inną osobowość i to ich kompilacja daje efekt oryginalności. Każda z osobna już taka nie jest. Myślę, że o taką głębię właśnie chodzi przy tworzeniu postaci.

    Wyjątek stanowi sytuacja, kiedy postać jest nieważna. Nieważna w takim sensie, że nie o nią w opowieści chodzi, a o pewne wartości/prawdy/zwał jak zwał, które chce nam przekazać autor. W tej sytuacjo bohater jest tylko narzędziem do realizacji tego zadania i postać może być prosta, oparta na danych schematach lub, co często się zdarza, pewnych archetypach. Tak było między innymi w przypadku wcześniej wspomnianej serii „Kino no Tabi: The Beautiful World”.
  • Avatar
    Uratugo 31.10.2015 13:12
    Re: Przerost formy nad treścią
    Komentarz do recenzji "Katanagatari"
    No dobrze, zwracam honor- „nakama­‑power” w tym anime nie było. Przy reszcie będę się jednak upierał.
  • Avatar
    Uratugo 31.10.2015 13:10
    Re: Przerost formy nad treścią
    Komentarz do recenzji "Katanagatari"
    Szczerość i łatwowierność? Nie, to nie Shichika.


    Przecież jest szczery i prostolinijny. Mówi co myśli i co czuje, nie bardzo patrząc na to, czy jest to stosowne czy nie. A łatwowierność? Może przesadziłbym, gdybym stwierdził, że przyjmuje wszystko zupełnie bezkrytycznie, ale jednak jest w nim dość znacząca doza łatwowierności. Nie miał żadnych podejrzeń co do Togame, kiedy ta zaproponowała mu podróż. Kiedy walczył z tą kobietą (nie pamiętam jej imienia) zajmującą się dziećmi i walczącą wieloma mieczami, również stosunkowo bezkrytycznie i prostolinijnie przyjmował wszystko do wiadomości. Jego zaufanie do Togame nie rozwijało się stopniowo – ich więź tak – ale zaufanie już nie. Ono było toakie same od początku podróży.

    A ich dialogi mają za zadanie zaprezentowanie więzi jaka się między nimi pojawia i przemycenie różnych informacji poniekąd.


    Nie mówię, że nie, uważam tylko, że nie jest to zabieg do końca udany. W ocenie czegoś nie kieruję się w pierwszej kolejności motywacją autora, a efektem, jaki dany zabieg wywołuje. Motywacje i przyczyny tego to, a tego zjawiska są na kolejnym miejscu. Co z tego, że ma to jakiś sens, jeśli jest to zrobione nie do końca trafnie? Przynajmniej w moich oczach.
  • Avatar
    Uratugo 30.10.2015 21:22
    Re: Przerost formy nad treścią
    Komentarz do recenzji "Katanagatari"
    Skocz po słownik, bo widzę że ogarniasz tego słowa…


    To była bezczelność.

    Masz tu definicję naiwności, resztę potraktuję jako zapychacz.


    Idąc za twoim linkiem: „Naiwność- zbytnia prostota, szczerość i łatwowierność.”

    Każdy odrobinę myślący widz „Naruto” doskonale wie, że takie cechy opisują głównego bohatera tej serii. Do Ichigo bez najmniejszego naciągania również można owe cechy przypisać. W tym momencie sam strzeliłeś sobie w stopę.

    resztę potraktuję jako zapychacz. Po prostu nie masz argumentów, aby podeprzeć swoje wcześniejsze stwierdzenie ^^


    Argumenty podałem, proszę przeczytać ze zrozumieniem.
  • Avatar
    Uratugo 30.10.2015 19:23
    Re: Przerost formy nad treścią
    Komentarz do recenzji "Katanagatari"
    Po pierwsze, nie bądź bezczelny. Ja piszę grzecznie i kultura osobista wymaga od ciebie tego samego.

    Po drugie- nikogo nie gnoję, a oceniam. Gnoiłbym, gdybym używał takich określeń, jak idiota, debil, frajer, dno, czy coś tego rodzaju. Wyraziłem swoją opinię na temat bohatera, a skoro nie potrafisz przyjąć krytyki wobec postaci budzących twoją sympatię- nie czytaj. Nie będziesz tak się spinał.

    Po trzecie, nie jest moim problemem, że dla ciebie nie istnieje coś takiego, jak przeciętność czy średniość (coś, co nie jest najgorsze, ale też nie wybitnie dobre). I błagam, czytaj ze zrozumieniem; nie chwaliłem głównego bohatera „Katanagatari” za oryginalność, a jedynie zaznaczyłem fakt, że posiada pewne indywidualne cechy, które poza schemat wychodzą. Posiadanie kilku indywidualnych cech, to jeszcze nie oryginalność. Ani to była pochwała, ani stwierdzenie oryginalności, ot, zwykła ocena.

    Wskaż mi moment w którym „cudownie się podnosi i leje swoich przeciwników”, nie przypominam sobie, aby coś takiego miało miejsce.


    Oglądałem to już jakiś czas temu, więc mogę się mylić, ale  kliknij: ukryte 

    Naiwnym? Czyli? Ichigo i Naruto byli naiwni w stosunku do życia? Naprawdę? Jeden dążył do zdobycia tytułu Hokage, drugi za wszelką cenę próbował ochronić swoich bliskich i przyjaciół. Czy to czyni ich naiwnymi? Skocz po słownik, bo widzę że ogarniasz tego słowa…


    Już chciałem wytłumaczyć ci, co oznacza naiwne podejście do życia i świata, i dlaczego tak określiłem tych właśnie bohaterów tym sformułowaniem ale sobie oszczędzę. Chyba nie mam po co ci tego tłumaczyć. Albo zwyczajnie nie rozumiesz znaczenia tego określenia, albo nie rozumiesz mechaniki i psychologizacji takich postaci, jak Ichigo czy Naruto, a komentarze pod „Katanagatari” raczej nie służą do tłumaczenia prostych zjawisk, które z tym tytułem niewiele mają wspólnego.
  • Avatar
    Uratugo 30.10.2015 17:17
    Re: Przerost formy nad treścią
    Komentarz do recenzji "Katanagatari"
    Najpierw piszesz że główny bohater przypomina typowego z mainstreamu, a potem co innego


    Nic innego nie napisałem. Napisałem, że Shichika jest typowym przedstawicielem shounena i wpisuje się we większość schematów tego typu bohaterów, nie jest jednak pustą kalką i zachowuje przy tym swoją indywidualność, która jednak nie wybija się specjalnie, patrząc na bardziej ambitne serie. Nie widzę w tym sprzeczności.

    I napisz mi w czym Shichika ci przypomina Ichigo czy Naruto, bo nie wiem. Wyglądem? Charakterem? A może metodą walki?


    Naiwnym podejściem do życia, budzącą się wielka mocą, kiedy nakama (w tym przypadku ukochana) są w niebezpieczeństwie i nawet pogruchotany i bliski przegrania, nagle wstaje i cudownie pokonuje przeciwnika, często głupkowatym zachowaniem, prostotą myślenia… Jeszcze kilka cech by się znalazło. Nie twierdzę oczywiście (o czym napisałem wcześniej), że nie zachowuje indywidualnych cech, bo takie posiada, jednak nie wybijają się one poza powszechny schemat.
  • Avatar
    Uratugo 30.10.2015 17:05
    Re: Przerost formy nad treścią
    Komentarz do recenzji "Katanagatari"
    „Bakemonogatari " mam na oku od jakiegoś czasu i powoli się do tej serii zabiorę, kiedy będę miał odrobinę czasu.

    Co do porównywania z „Kino Journey”, chodziło mi jedynie o prostotę formy, która jednak sama w sobie zachowuje pewną wybitność i sztukę. Jak wnioskuję po recenzji, recenzentka za taką serię uważa „Katanagatari”. Nie chcę tutaj obrażać czyichś odczuć- to po prostu moja opinia i moje wrażenia po seansie.
  • Avatar
    Uratugo 30.10.2015 16:54
    Re: Przerost formy nad treścią
    Komentarz do recenzji "Katanagatari"
    Może kiedyś do tego wrócę, ale na razie nie planuję.
  • Avatar
    A
    Uratugo 29.10.2015 23:41
    Przerost formy nad treścią
    Komentarz do recenzji "Katanagatari"
    Po tak rewelacyjnej recenzji spodziewałem się fajerwerków. Fajerwerków nie było. Nawet zimnym ogniem bym tego nie nazwał.

    Kreska prosta i, moim zdaniem, była pójściem na łatwiznę, ale miała swój urok i była pewną emanacją kultury wschodu, więc jakoś nie specjalnie bym się do niej przyczepiał, gdyby reszta rekompensowała tę wadę. Tak się jednak nie stało.

    Postacie? Ani oryginalne, ani przykuwające uwagę, ani skomplikowane. Schemat ich osobowości można ujrzeć w co drugim anime.

    Główny bohater przypomina każdego głównego bohatera typowego shounena- Naruto, Natsu, czy Ichigo. Oczywiście nie chcę przez to powiedzieć, że Shichika jest całkowicie pozbawiony osobowości i nie ma swoich indywidualnych cech, których raczej nie przypisze się każdemu. Nie; ma je i prezentują się nawet dobrze, ale nie unika on schematu i nie wyróżnia się na tle swoich „kolegów po fachu”, jeśli spojrzeć na ciut lepsze serie, jak „FMAB” czy „Pandora Hearts”. Główna bohaterka natomiast nie wyróżnia się na tle irytujących towarzyszek głównego bohatera. Więcej o niej pisać nie trzeba, bo i więcej sobą nie reprezentuje. Ta jej „nieoczywistość”, o której wspominała recenzentka mnie nie przekonuje. No chyba, że w późniejszych odcinkach nagle zaczął się wyjątkowy zwrot i rozwój osobowościowy, o którym nie wiem.

    Jeśli mogę wymienić tutaj postać, która w jakiś sposób mnie ujęła, to będzie to Nanami- siostra głównego bohatera. Dlaczego? Ponieważ, chyba jako jedyna, jest w tej serii naprawdę złożona i niejednoznaczna. Późniejsze odcinki z jej udziałem rzeczywiście budziły emocje i przyciągały uwagę widza.

    Historia mogłaby być ciekawa, gdyby zastosowano tutaj coś chwytliwego. Niestety, fabuła okazała się być przewidywalna, co wcale jej nie pomogło. Według recenzentki pierwszy odcinek może wydać się najsłabszy, ja jednak uważam, że każdy kolejny (a obejrzałem ich ok. dziewięciu) był na tym samym poziomie. Dialogi i przemyślenia bohaterów wcale nie były głębokie i inteligentne- były przeintelektualizowane i niepotrzebnie przedłużane. O ile w niektórych momentach (kiedy faktycznie rozmawiali o czymś istotnym) były do przyjęcia, o tyle w innych (zazwyczaj tych, mających odgrywać rolę filozoficzno­‑egzystencjalne) były wręcz irytująco nudne. To była po prostu próba zrobienia fascynującej rozmowy, z gadania o dupie Maryni. I to właśnie nazwałem przerostem formy nad treścią. Nie chodziło bowiem o to, aby dialogi budziły refleksję czy poruszenie, a o to, aby brzmiały fajowo i głęboko. Nie ze mną te numery.

    Soundtrack to jedyne, do czego nie mogę się przyczepić. Był naprawdę dobry- robił klimat i wciągał w historie, które się widziało w monitorze. Mieszanka dalekowschodniego folku ze współczesnymi opcjami muzycznymi wyszła bardzo dobrze. Tu daję plus i nie czepiam się niczego.

    Zapytam zatem przewrotnie, komu spośród teoretycznej „grupy docelowej” – dojrzalszych i poszukujących niebanalnych tytułów widzów – ta produkcja się może nie spodobać? Poza osobami przywiązanymi do bardziej tradycyjnej grafiki wskazałabym przede wszystkim tych, którzy oczekują od tego rodzaju tytułu wyjątkowej złożoności i nieprzewidywalności fabuły.


    To pytanie może być pretekstem do mojego podsumowania.

    Czego oczekuję od dobrej serii? Przede wszystkim głębi. Głębi i czegoś, co poruszy. Poruszy w bardzo szerokim kontekście- emocjonalnym, duchowym, intelektualnym. Tak- uważam, ze złożoność i nieprzewidywalność są bardzo ważnymi cechami charakteryzującymi dobre serie. Nie są one jednak głównym kryterium w ostatecznym rozrachunku, jeśli od początku, w założeniu serii nie miały tokowych cech być, bo zwyczajnie nie pasowałyby do całego konceptu.

    Za przykład bardzo dobrej, ale nieskomplikowanej i nie nieprzewidywalnej serii, mogę podać „Kino no Tabi: The Beautiful World”. Seria ta ma kreskę poniżej przeciętnej, prostą fabułę, niezwykle proste uniwersum i mało złożonych bohaterów (nie licząc głównej), a uważam ją za dzieło niezwykłe i wyjątkowe. Ambitne i poruszające. „Katanagatari” za takie anime nie uważam. Nie uważam również, abym w jakiś sposób nie dorastał do tej serii. Obejrzałem dość trudnych i ambitnych anime, żeby mieć samoświadomość w tym zakresie i wiedzieć, że nie brakuje mi dojrzałości czy autorefleksji, aby móc zrozumieć tę serię.

    „Katanagatari” uważam za anime słabe. Wydaje mi się, że twórcy włożyli bardzo wiele wysiłku w to, aby ów seria wyglądała na oryginalną, niebanalną i ambitną intelektualnie, ale po drodze energia poświęcona na pozory sprawiła, że zagubili gdzieś istotę sprawy. Najlepszym określeniem tego dzieła, jakim mogę je ocenić, są właśnie słowa „przerost formy nad treścią”. Z mojej strony niewymuszone 4/10. Serii nie dokończyłem.
  • Avatar
    A
    Uratugo 29.10.2015 22:18
    Mieszane uczucia
    Komentarz do recenzji "Cudowny Park Amagi"
    Seria ma dość mocne wady, które, patrząc obiektywnie, przeważają nad plusami, a jednak skłamałbym gdybym stwierdził, że mi się to nie podobało. Podobało. Dlaczego? Sam nie wiem…

    Jeśli chodzi o bohaterów, to od początku wzbudzili moją sympatię. Wszyscy byli raczej płytcy, dość mocno schematyczni i niezbyt skomplikowani, ale mieli dość osobowości, aby wzbudzić we mnie pozytywne uczucia.

    Fabuła to świetny pomysł, który niestety został zmarnowany. Taki potencjał! Od początku ta historia z magicznym światem, i tak dalej, była mocno naciągana. Mogli to lepiej przedstawić. Dużo lepiej. Różne pomysły na odcinek rozmywały się już po kilku pierwszych minutach. Szkoda, bo gdyby poprawić osobowości bohaterów i dłużej posiedzieć nad fabułą aby ją porządnie dopracować, to mogłoby to być anime na bardzo wysokim poziomie. Co w końcu z tym złym czarownikiem? Dlaczego główny bohater dostał taką a nie inną umiejętność, z której skorzystał jedynie dwu, trzykrotnie? Dużo pomysłów, nawet ciekawych, ale ich realizacja pozostawia wiele do życzenia.

    Kreska bardzo ładna. Nie była charakterystyczna i w pamięci na długo nie zostanie, jednak nie można odmówić jej estetyki i solidności. Postaci bardzo ładne i wyróżniające się od siebie. Animacja, jak na tego typu anime, była zadowalająca.

    Soundtrack niezapamiętywalny, ale nie zły. Sam w sobie mógłby być nawet do posłuchania, jednak praktycznie w ogóle nie budował klimatu. Sceny mające być wzruszające w ogóle nie były wzruszające, a sceny napięcia w ogóle nie budowały napięcia.

    Seria wymagałaby solidnego dopracowania. Sama w sobie jest jednak do obejrzenia. Sam nie wiem czemu wystawiam tak wysoką ocenę, ale „Amagi Brilliant Park” dostaje ode mnie ocenę 7/10.
  • Avatar
    A
    Uratugo 24.10.2015 20:25
    Nudy na pudy
    Komentarz do recenzji "K"
    Obejrzałem całość i nie znalazłem w tej serii absolutnie niczego, co mogłoby być warte zapamiętania tudzież większej uwagi.

    Fabuła bardzo przeciętna i wyjątkowo wybrakowana. Co, skąd i dlaczego? Odpowiedzi nie uzyskujemy, bo i z jakiego powodu mielibyśmy ją uzyskać? Sama mechanika świata przedstawionego, choć niespecjalnie oryginalna, mogłaby się obronić, gdyby była bardziej wiarygodna i solidna. A żeby taka była, musielibyśmy trochę dowiedzieć się na temat konstrukcji tego świata. Za plus można uznać, że o ile było wiele dziur fabularnych, o tyle całość pozostawała od początku do końca niepozbawiona logiki i sensu.

    Postaci bardzo przeciętne. Tak przeciętne, że nie zdołałem zapamiętać prawie żadnego imienia. Relacje między nimi były równie płytkie, co one same. Niby jakieś interakcje między nimi zachodziły, ale nie miały one żadnego wpływu na akcję i fabułę. Nawet nie pofatygowali się, aby cokolwiek w tej kwestii wyjaśniać. Ciekawym mogłoby być zwrócenie uwagi na relację czerwonego króla z tą dziewczyną od kulek, co zawsze trzymała go za rękę. No i mogliby się pofatygować, aby wyjaśnić relację niebieskiego króla z czerwonym, bo ewidentnie jakiś bliżej nieopisany, a w miarę istotny związek między nimi zachodził.

    Kreska i animacja były przyzwoite i to jest chyba jedyny plus całej serii. Inna sprawa, że niewiele było okazji do efektownych pokazówek.

    Soundtrack był zupełnie bezbarwny. Pewnie dobrze dobrany, bo mnie nie mierzwił, ale nie mogę sobie przypomnieć absolutnie żadnego momentu, w którym tło muzyczne zwróciłoby moją uwagę, czy spotęgowało jakiekolwiek odczucia. Wczoraj „K” obejrzałem, a już teraz nie mogę sobie przypomnieć jakiekolwiek kawałka i nie wiem nawet, jaką muzykę tutaj zastosowano.

    Historia nie urzekła mnie w ogóle, prawdopodobnie dlatego, że cała droga do wyjaśnienia zaistniałej sytuacji była bardzo bylejaka.

    Trudno nazwać mi tę serię złą, bo tragedii tutaj nie było. Właściwie nie mam żadnych odczuć co do tego anime- złości, frustracji, poczucia spełnienia, zafascynowania, smutku, refleksji… No nic. Zupełnie nic. Na koniec tylko lekki zawód, że poświęciłem jej tę odrobinę czasu. Trudno jednak nie zauważyć, że „K” broni się w wizualnej części oraz jest raczej logiczna, choć mocno wybrakowana.

    Trudno mi ocenić, komu mogłoby się to anime spodobać. Myślę (bez żadnej urazy, bo nie mam tu niczego złego na myśli). że osobom raczej mało wymagającym, a lubiącym zająć trochę czasu wolnego. Seria trochę skojarzyła mi się z „Mahouka Koukou no Rettousei”, choć tamta seria wzbudziła we mnie trochę więcej emocji. Zarówno tych negatywnych, jak i pozytywnych.

    Całość oceniam na 5-. Jak już wspomniałem- dla osób niemających za bardzo co zrobić z czasem wolnym i oprawa wizualna jest w stanie wypełnić im pozostałe braki.
  • Avatar
    Uratugo 16.10.2015 23:01
    Re: Zadziwiająco dobre
    Komentarz do recenzji "Akatsuki no Yona"
    Byle tylko nie skończyło się na jawnych deklaracjach ze strony Haka i ucieczce przed tym Yony,


    Cóż, ten scenariusz jest bardzo prawdopodobny. Próbkę tego mieliśmy już przy sytuacji, w której Hak zlizywał miód z jej dłoni, a ta zażenowana/przestraszona uciekła. To już nie była kolejna akcja, którą można było obrócić w żart. Chłopak jest co raz bardziej sfrustrowany. Wcześniej mógł trzymać swoje uczucia na wodzy, bo rzadziej się z księżniczką widywał i byli na zupełnie innym poziomie relacji. Teraz, kiedy Hak jest za nią całkowicie odpowiedzialny i spędza z nią praktycznie 24 godziny na dobę, do tego wspiera ją w tej, bądź co bądź, tragicznej i niezwykle ciężkiej sytuacji, uczucia wracają, ponieważ, siłą rzeczy, stają się sobie bliżsi.
  • Avatar
    A
    Uratugo 16.10.2015 22:23
    Miłe zaskoczenie
    Komentarz do recenzji "Akatsuki no Yona"
    Nie ma co się oszukiwać- nie jest to mój ulubiony typ anime. Trafiłem na nie przez przypadek i pomyślałem sobie: Co mi szkodzi? Obejrzę ze dwa odcinki i jeśli mi się nie spodoba, to nie dokończę i zapomnę o istnieniu tej serii.
    Pierwszy odcinek nie był zapierającym dech w piersiach, ale coś mnie przyciągnęło. Kolejny podobnie, i następny, i następny i tak obejrzałem całą serię. Bardzo miło i przyjemnie mi się oglądało, dlatego swojej decyzji nie żałuję.
    Świat przedstawiony jest bardzo konkretny i logiczny. Nie było tutaj dużego rozwodzenia się na temat struktur państw, charakterów klas społecznych czy polityki jako takiej, ale rozumiem też, że nie jest to anime z tego rodzaju, gdzie takie kwestie mają grać ważniejszą rolę. A ponieważ te tematy co jakiś czas powracały i podawały nam co nieco informacji, mogę spokojnie powiedzieć, że uniwersum jest zbudowane dość solidnie. Nie ma żadnej rewelacji, ale trudno dopatrywać się tutaj błędów, czy wybrakowań.
    Bohaterowie, choć nie emanują oryginalnością, są charyzmatyczni i przyciągający uwagę. Wszyscy mają „to coś” oraz nie są puści czy papierowi. W każdym z głównych bohaterów z łatwością można dostrzec zmiany, jakie w nich zachodzą- dojrzewanie, zdobywanie wiedzy o samym sobie, oraz zmiany wynikające z wytworzonych relacji na przestrzeni całej fabuły. Myślę, że w tej kwestii jednostajny pozostał jedynie Shin­‑Ach i od wyruszenia na wyprawę z nową paczką raczej niewiele się w nim zmieniło. Inna sprawa, że nie było też na to zbyt wiele czasu… Yona konsekwentnie dojrzewa i przechodzi metamorfozę. Tutaj naprawdę duży szacun dla twórców, bo zazwyczaj takie akcje (w kwestii damskiej kadry bohaterów tego typu) wychodzą bardzo nienaturalnie. Tutaj główna bohaterka jest naprawdę „jakaś”. Nawet jeśli nie do końca odpowiada mi jej charakter, to są to obiekcje jedynie subiektywne. Obiektywnie rzecz biorąc, Yona jest dobrą bohaterką z osobowością, charyzmą i dobrym rozwojem. Podobnie jest z Haku, którego zmiany są całkowicie zależne od Yony, ponieważ to ona jest głównym bodźcem na niego działającym. Tym bardziej rozwój tej postaci wydaje mi się interesujący i jestem bardzo ciekaw, w którą stronę się rozwinie.
    Bardzo podobają mi się relacje zachodzące pomiędzy bohaterami, ponieważ są one dynamiczne i ciągle zmieniające się. Nie są to jednak mechaniczne, nienaturalne zmiany, a takie, które wypływają z doświadczeń, jakie między nimi zachodzą. Szczególnie mam tu na uwadze Haka z Yoną (ale nie tylko). O ile stosunek samej Yony do Haka nie zmienia się tak bardzo, o tyle Hak w tej kwestii Zienia się ciągle. A w tle tego wszystkiego ciągle pojawia się Soo­‑Won…
    Akcja jest stosunkowo prosta, choć bardzo ciężko ocenić, w jakim kierunku zmierza. A przynajmniej na tym etapie rozwoju fabuły. Znamy cel Soo­‑Wona (choć wiele z jego osoby pozostaje wciąż tajemnicą), ale nie mamy pojęcia dokąd zmierza smocza banda z Yoną na czele. Jest to o tyle ciekawe, że choć rudowłosa księżniczka jest prawowitą dziedziczką tronu, to nie ulega wątpliwości, że nowy król wydaje się nie tylko wspaniałym, sprawiedliwym i godnym następcą, ale również zdołał uwieść swoją osobą i poczynaniami prosty lud. Z drugiej strony Yona jest kojarzona ze słabymi i niekompetentnymi rządami jej ojca, co z pewnością jej nie pomaga… Jak to się wszystko potoczy? Tego jestem niezmiernie ciekaw.
    Kreska jest zdecydowanie ponadprzeciętna. Nie nazwałbym jej genialną, ale zdecydowanie trzyma wysoki poziom. Z animacją jest podobnie. Postacie są różnorodne i ładne (ale nie cukierkowe), widoki piękne, a sceny walki takie, jakie mają być, czyli pełne dynamiki i estetyki. Krwi, co prawda, za dużo nie było, ale w tego typu historii nieszczególnie mi jej brakuje.
    Soundtrack nieszczególnie mnie ujął, ale propsy dla twórców, ponieważ muzyka została doskonale dobrana i jako tło sprawdzała się idealnie. Muszę też pochwalić pierwszy Opening. Z natury przewijam tę część odcinka, ponieważ totalnie nie kręci mnie japońska muzyka (czasami tylko typowy folk) i takich openingów/endingów, których faktycznie mogę oglądać i słuchać, można wyliczyć na palcach jednej ręki.
    Całość oceniam na 8/10. Bardzo miło spędzony czas, którego nie żałuję. Polecam chyba każdemu, ponieważ to stosunkowo lekka i ciepła w odbiorze seria, która jednak nie zalatuje tandetą, a stosunkowo dobrym warsztatem. Jeżeli pojawi się sie drugi sezon, to niewątpliwie się za niego zabiorę.
  • Avatar
    A
    Uratugo 14.10.2015 21:43
    Ambitne dzieło
    Komentarz do recenzji "Kino no Tabi: The Beautiful World"
    Właśnie jestem po ostatnim odcinku i szczerze mówiąc nie do końca wiem, jak ubrać swoją opinię w słowa…

    Uniwersum jest bardzo proste, nawet, można rzec, wyjątkowo oszczędne i skąpe. To jednak nie jest żadna wada w tym przypadku, ponieważ nie gra i nie ma ono grać ważnej roli w fabule, a jest jedynie narzędziem do wprowadzania konkretnych zamysłów, które autor/autorzy chcieli nam przekazać.

    Jeżeli chodzi o bohaterów, to de facto można oceniać jedynie dwójkę głównych postaci (z której to dwójki jedna to motor). Kino jest postacią, której nie potrafię (i nie wiem tak naprawdę, czy w ogóle chcę) rozgryźć. W jednej chwili ta dziewczyna (nie wiem, czy tylko ja jestem taki nieogarnięty, ale zrozumiałem, że to dziewczyna dopiero jakoś w połowie serii) sprawia wrażenie ciepłej i miłej, by zaraz pokazać wprost niesamowity chłód, wręcz totalne zobojętnienie na, bądź co bądź, straszne rzeczy dziejące się wokół. Rzadko pokazuje emocje i nigdy nie wyzbywa się swojej uprzejmości, która w pewnych momentach potrafi być wręcz przerażająca ze względu na ekstremalny dysonans sytuacyjny. Nie jestem w stanie jej jednoznacznie ocenić, ale też nie wiem, czy w ogóle warto ją oceniać. Myślę, że Kino ma pełnić w tej serii jedynie przewodnika, który pokazuje nam świat, ale również jako „produkt” tego świata. Tak ją właśnie odbieram.

    Jeżeli chodzi o koncepcję tego anime, to jest ona prosta i przejrzysta. Każdy odcinek (chyba tylko z jednym czy dwoma wyjątkami) opowiada historię z pobytu głównej bohaterki w jednym mieście + ewentualna podróż od do. Każdy odcinek porusza inny temat stricte egzystencjalny, czasami polityczny, zadając widzowi trudne pytania, jednocześnie nawet nie zamierzając nam na nie odpowiedzieć. To dość frustrujące, ale bynajmniej nie uważam tego za wadę; przeciwnie. Ze dwa, trzy razy miałem w głowie niezły mętlik, a zakończenie dość mocno mną wstrząsnęło i jeszcze nie do końca dotarł do mnie sens tego wszystkiego. Jest nad czym rozmyślać, jest co czuć i jest to z pewnością budujące.

    Tło muzyczne jest bardzo oszczędne (jak prawie wszystko w tej serii)i we większości ogranicza się jedynie do efektów dźwiękowych. Mimo wszystko jest ono stosunkowo wymowne i klimat jak najbardziej można poczuć. Nie jestem jednak w stanie ocenić, czy to wyszło im na dobre czy na złe; wydaje mi się, że tak po prostu miało być, bez większego zastanawiania się nad słusznością takiego pomysłu.

    Jeśli chodzi o kreskę i animację, to tak jak zostało napisane w recenzji- jest ładna, choć niezbyt skomplikowana. Trochę szkoda, ponieważ uroda wielu postaci momentami się ze sobą zlewała i nie było czuć tutaj różnorodności. Jest to o tyle problem, że co odcinek pojawiają się nowe postaci i ciężko zawiesić na nie oko.

    „Kino no Tabi: The Beautiful World” zdecydowanie nie polecam każdemu. Jest to dzieło trudne i ambitne oraz ciężko doszukać się tutaj akcji, melodramatyzmu, charakterystycznej dla anime egzaltacji, czy wątków komediowych, które choćby od czasu do czasu rozluźniały tę stosunkowo ciężką atmosferę. Czekałem na coś takiego od dłuższego czasu i szczerze powiedziawszy brakowało mi właśnie takiej stylistyki w anime. Mój głód został zaspokojony. Przynajmniej w tej kwestii.

    Polecam osobom skłonnym do refleksji i kontemplacji na temat trudnych, ale niezwykle istotnych spraw dotyczących tak człowieka jako indywidualnej jednostki, jak i na temat roli człowieka w społeczeństwie i społeczności ludzkiej jako takiej. Seria ta otwiera wiele ważnych wątków, o których może nawet wielu wcześniej nie myślało. Z mojej strony 9/10
  • Avatar
    A
    Uratugo 12.10.2015 18:13
    Podróż w sentymenty
    Komentarz do recenzji "Chobits"
    „Chobits” jest jednym z pierwszych anime, jakie zdarzyło mi się obejrzeć. Działo się to mniej więcej w czasie oglądania siostry „Chobitsa”- „Tsubasa Chronicle”. Serię wspominam z ogromnym sentymentem i ponowne jej obejrzenie mnie nie zawiodło.

    Klimat nie jest zbyt ciężki, choć od samego początku do samego końca w tle czuć pewną specyficzną woń melancholii. Jest to bardzo fajne i chyba właśnie ta melancholia mnie tak przyciąga do tego anime. Wątki komediowe są śmieszne, wątki dramatyczne są poważne i wiarygodne, choć dość mocno stonowane. W moim odczuciu za mocno, bo można było tutaj wprowadzić trochę poważniejsze tony, choć i bez nich wyszło bardzo przyzwoicie.

    Fabuła jest stosunkowo prosta, jednak nie ma co wymagać wyjątkowej złożoności od obyczajówki. Wszystko jest na miejscu i wszystko ze sobą współgra. Raczej nie odnajdziemy tutaj naiwnych czy płytkich zagrań, które w odczuciu widza wychodzą po prostu żenująco.

    Kreska jest bardzo ładna i schludna. Choć seria ma już trochę ponad dekadę, to jej estetyka spokojnie mogłaby i dzisiaj być również uważana za atrakcyjną (przy lepszej animacji i jakości rzecz jasna).

    Soundtrack również dobrze trafiony i chyba też nieco zróżnicowany, co wychodzi na plus. Tło muzyczne bardzo dobrze podkreśla klimat i z nim współgra. W zabawnych scenach jest żywa i lekka, w smutnych spokojna, wręcz depresyjna, a w chwilach mocniejszej akcji pobudza napięcie i niepewność.

    Postacie są raczej proste i to jest delikatny minus tej serii. Nie ma tu oczywiście płytkości czy bylejakości, jednak chciałoby się bliżej poznać niektórych bohaterów. W zamian dostajemy jedynie pojedyncze historyjki (zbyt skąpe, aby nazwać je historiami) mające na celu wyjaśnić nam motywację i działanie co niektórych. W tej kwestii zostałem spełniony jedynie w przypadku Chii i Yumi (wraz z jej miłością). Całość broni jednak fakt, że nie ma się poczucia abstrakcyjności i bezsensu zachowań co poniektórych, ponieważ ich problemy i charaktery są de facto odbiciem ze świata rzeczywistego i trzymają się kupy. Także problemy tego uniwersum są bardzo nam bliskie, więc nie ma się problemu z identyfikacją z bohaterami.

    Problematyka poruszana w serii jest bardzo bliska obecnemu światu. Choć nie mamy persocomów, to są one jedynie pretekstem do dyskusji na tematy naszej rzeczywistości; niekoniecznie łatwe i etycznie jednoznaczne. Refleksja po zakończeniu serii jest o tyle ciekawa i intensywna, że autorzy wcale nie przedstawiają nam tak oczywistych i jednoznacznie „prawidłowych” (w szerokim znaczeniu tego słowa) odpowiedzi na owe problemy. Jest nad czym myśleć.

    Całość oceniam na mocne osiem. Chciałoby się dać choć punkt więcej, jednak żadnej wybitności w tej serii bym się nie doszukiwał. To po prostu bardzo dobre, „ciepłe” i inteligentne anime. Mam jednak świadomość, że ta stylistyka nie każdemu może przypaść do gustu i nie będę się z tym kłócił- mam wrażenie, że grupa Clamp ma jasno sprecyzowany content i te panie nigdy nie aspirowały do zadowolenia jak największej grupy fanów mang/anime.
  • Avatar
    A
    Uratugo 12.10.2015 17:18
    Wymieszanie powagi dramatu z infantylizmem
    Komentarz do recenzji "Akame ga Kill!"
    Całkiem fajny pomysł na mechanikę świata, choć nie jest on jakoś specjalnie wyszukany, czy wyjątkowo oryginalny. Kreska i animacja są na bardzo satysfakcjonującym poziomie. Postaci i krajobrazy są ładne i schludne, bez jakichś specjalnych potknięć (z tego co pamiętam, bo „Akame ga Kill!” oglądałem już jakiś czas temu).

    Bohaterowie nie są specjalnie skomplikowani, ale trudno powiedzieć też o nich, że są przezroczyści, czy bez wyrazu. Co to, to nie. Każdy jest „jakiś”, każdy czymś się wyróżnia, ma swoje ego, swoją osobowość. Z łatwością można się do konkretnych postaci przekonać i się do nich przywiązać. Niestety. Ale o tym za chwilę.

    Fabuła, choć dość prosta i nieskomplikowana, jest w miarę ciekawa i może zainteresować na tyle, żeby nie zrezygnować z seansu.

    Soundtrack osobiście mi odpowiadał i był miły dla ucha, choć momentami miałem wrażenie, że dany kawałek został nietrafiony do klimatu sceny, co budziło pewien zgrzyt.

    Za to wszystko mógłbym dać może nawet mocną siódemkę. Co poszło nie tak?

    Po pierwsze totalna naiwność i płytkość głównego bohatera. Może nie samego bohatera (Tatsumiego), bo ten w ostatecznym rozrachunku wyszedł całkiem spoko. Bardziej mam tu na myśli kreację jego osobowości- sfery uczuciowej, zażyłości relacji międzyludzkich, w szczególności aktów ich okazywania. Tatsumi z samego początku traci dwójkę przyjaciół, z którymi był niezwykle zżyty. Wspólne dorastanie w małej wiosce, wspólne treningi i takie tam sprawy. Choć poprzysięga dążenie do sprawiedliwości i twórcy przedstawiają nam tę sytuację (śmierć przyjaciół) jako główne ogniwo i motywację chłopaka do przyłączenia się do grupy rewolucyjnej, to jednak ten wątek jest niezwykle skąpy i płytki. Od czasu do czasu mamy wspominki tego wydarzenia, jednak w międzyczasie nic nie wskazuje na to, żeby ów tragiczne zdarzenie miało jakiś większy wpływ na Tatsumiego.

    Następnym, bardzo dużym minusem jest niesmaczny mix dwóch klimatów, na jakie zazwyczaj dzieli się shouneny; Pierwszy- idealistyczne przedstawienie świata, gdzie wszyscy są dobrzy, tylko tak naprawdę mieli przykre dzieciństwo, bohaterowie pomimo trudnych przeżyć starają się cieszyć codziennością i nie widać po nich żadnych większych traum, wszechobecne Nakama Power, oraz dążenie do zmiany świata (często w sposób naiwny i dziecinny) na lepsze, gdzie nie będzie wojen, głodu, samotności i innych takich.

    Drugi styl- dramat, w którym śmierć noże pojawić się na każdym kroku, bohaterowie skrywają bardzo trudną i traumatyczną przeszłość, która odbija się na ich przyszłym życiu, gdzie antagoniści bywają tak obrzydliwi i bestialscy, że o „nawróceniu” nie ma mowy. To połączenie wyszło beznadziejnie i skutkowało częstą niesmaczną karykaturą.

    Jeszcze co do same śmierci w „Akame ga Kill!”- rzadko się zdarza, żebym narzekał na nadmiar zgonów w jakimś uniwersum, ale w tym przypadku akurat to mi nie pasuje. Między innymi właśnie dlatego, że te wszystkie śmierci po prostu nie pasują do tej niewinnej formuły, gdzie wszyscy są piękni, mili i dobrzy.

    Do tego im dalej brniemy w fabułę, tym bardziej wszystko zaczyna przyśpieszać i skracać się. Potknięcia fabularno­‑logiczne są co raz częstsze i odpychają tym widza, który zaczyna się męczyć.

    Moja ostateczna ocena, to 6 ze sporym minusem. Nie polecam, ale też nie odradzam. Myślę, że jest to dobry odmużdżacz, ale zdecydowanie nie zmusza do refleksji, nie poszerza horyzontów, ani nie zapewnia wyszukanej rozrywki, czy wykwintnego poczucia humoru. Po prostu może być.