Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Otaku.pl

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

7/10
postaci: 5/10 grafika: 9/10
fabuła: 6/10 muzyka: 9/10

Ocena redakcji

7/10
Głosów: 3 Zobacz jak ocenili
Średnia: 6,67

Ocena czytelników

6/10
Głosów: 6
Średnia: 6
σ=1,41

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Melmothia
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Kidou Senshi Gundam GQuuuuuuX

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 2025
Czas trwania: 12×24 min
Tytuły alternatywne:
  • Mobile Suit Gundam GQuuuuuuX
  • 機動戦士Gundam GQuuuuuuX
Tytuły powiązane:
Pierwowzór: Projekt multimedialny; Miejsce: Statki/Stacje kosmiczne; Czas: Przyszłość; Inne: Mechy
zrzutka

Każdy z nas bawił się kiedyś lalkami i figurkami, natomiast Kazuya Tsurumaki i studio Khara postanowili przełożyć to doświadczenie na język anime. Dzięki temu otrzymaliśmy jeden z najdziwniejszych i najciekawszych tworów z multiwersum Gundam, choć jest to również anime mające sporo różnorakich problemów…

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: Avellana

Recenzja / Opis

Zapewne każdy kojarzy historie z gatunku „co by było, gdyby?”, tak uwielbiane chociażby przez autorów fanfiction. Jest to motyw przynajmniej w założeniach mający ogromny potencjał i jeśli wykorzystać go w odpowiedni sposób, można stworzyć coś, co potrafi śmiało rywalizować z dziełem oryginalnym. I o ile amatorom często brakuje umiejętności i doświadczenia, tak od zawodowców, szczególnie tych uznanych w branży, można, a nawet trzeba, oczekiwać sukcesu. A czym ten sukces jest? No właśnie, tu leży problem subiektywności i nijak nie da się go rozwiązać, dlatego zamiast się zastanawiać czy Kidou Senshi Gundam GQuuuuuuX jest anime udanym czy też nie, wolę się zastanowić czemu, mimo wielu niezaprzeczalnych wad, oglądanie tej serii było niezwykle ciekawym doświadczeniem. Zarówno ze względu na wrażenia po każdym odcinku, jak i na wszelkiego rodzaju dyskusje toczące się w internecie. Nie jest to zadanie łatwe, więc może zacznę od początku.

Rok 0085 Universal Century. Minęło pięć lat od zakończenia Wojny Jednego Roku, której zwycięzcą okazało się Księstwo Zeonu. Stało się tak dlatego, że w newralgicznym momencie to Char Aznable, a nie Amuro Ray, znalazł się za sterami opracowanego przez Federację Ziemską gundama. Ostatecznie wojnę zakończyła nie zwycięska bitwa, a tajemniczy incydent nazwany Zekhnovą, gdy Char i pilotowany przez niego gundam zniknął w wyniku tajemniczej, potencjalnie nadnaturalnej eksplozji, której źródłem była pilotowana przez niego maszyna.

Tymczasem w jednej z kosmicznych kolonii wchodzących w skład Side 6 poznajemy pozornie zwyczajną nastolatkę, Yuzurihę Amate, która marzy o wyrwaniu się ze sztucznego, ciasnego świata kolonii w poszukiwaniu szeroko pojętej wolności. Nim jednak przyjdzie jej spełnić to marzenie, zgodnie z klasycznym gundamowym schematem siada za sterami tytułowego mecha, GQuuuuuuXa, wplątując się w wir wydarzeń i intryg. Na jej drodze staje tajemnicza Nyaan i równie zagadkowy Shuuji Itou, przez którego „przemawia” czerwony Gundam należący wcześniej do Chara, i którego celem jest dotarcie na Ziemię, by odnaleźć, jak się później okazuje, Różę Szaronu (nazwa metaforyczna). W tym samym czasie Challia Bull poszukuje swojego zaginionego partnera, Chara, przy okazji angażując się w polityczne intrygi między poszczególnymi frakcjami Księstwa Zeonu, które niechybnie doprowadzą do kolejnej, tym razem domowej, wojny.

Brzmi chaotycznie? No cóż, opisy fabuły to nie jest moja specjalność, a w tym przypadku zadanie okazało się niezwykle trudne, bo GQuuuuuuX jest tak napakowany wątkami, że trudno to jakoś uporządkować i przy okazji skategoryzować, a przy tym nic nie zdradzić ani nie pominąć niczego istotnego. Dlatego też uznałem, że może lepiej zostawić to właśnie w takiej formie, a przyjemność (bądź nie) odkrywania kolejnych tajemnic, zwrotów akcji i szalonych pomysłów fabularnych reżysera Kazuyi Tsurumakiego i scenarzysty Youjiego Enokido pozostawić widzowi. Mogę z pewnością napisać, że cokolwiek przeczytaliście bądź przeczytacie o tej serii w różnych źródłach to prawie na pewno prawda albo przynajmniej półprawda. Wynika to głównie z prostego faktu, że GQuuuuuux to anime nie tyle nawet z kryzysem tożsamości, a osobowością wieloraką (z przerzutami).

W zaledwie dwunastu odcinkach (z czego jeden i pół zostały poświęcone napisanemu przez Hideakiego Anno hołdowi/fanfikowi opartemu na pierwszej serii Gundam) upchnięto treść, którą spokojnie dałoby się obdzielić co najmniej kilka różnych seriali. Samo wyliczanie byłoby nieco spojlerujące, ale przykładowo: mamy tu historię o Machu (taki pseudonim przyjmuje Yuzuriha Amate), Nyaan i Shuujim w klimatach młodzieżowego odkrywania siebie (czyli coś, co Tsurumaki robił już wcześniej), ale ten wątek nie ma nawet szansy się rozwinąć, bo fabuła ciągle skacze między „nerdowskim” science­‑fiction, klasyczną wojną w wydaniu gundamowym, rekonstrukcją i reinterpretacją idei (głównie Newtype’ów) z uniwersum UC, ciągłymi nawiązaniami i puszczaniem oczka do fanów Gundamów (co momentami przeradza się w tani i nachalny fanserwis) i jeszcze paroma innymi pomysłami, które nieustannie walczą między sobą o uwagę widza i skromny czas antenowy. Tak naprawdę jedyną zaletą tego całego chaosu jest widowiskowość i nieprzewidywalność, które cechują każdy kolejny odcinek. Jak wiadomo tego typu pozornie szalone konstrukcje fabularne nie są niczym nowym dla Kazuyi Tsurumakiego, ale trudno oprzeć się wrażeniu, że jedyna wizja, jaka przyświecała twórcom tego anime, to swego rodzaju zabawa popularną marką i związanymi z nią motywami, by zrobić coś, co w założeniach ma być rekonstrukcją i wielkim trybutem dla równie wielkiego dzieła, a okazuje się czymś, co bardziej przypomina historie wymyślane przez chłopców bawiących się figurkami. Czy dodatkowe dwanaście odcinków w czymkolwiek by pomogło? Wątpię. Tu przydałaby się operacja chirurgiczna, która rozdzieliłaby to wszystko na parę osobnych anime, a nawet wtedy nie byłoby żadnej gwarancji, że z poszczególnych cząstek wyszłoby coś znacznie lepszego. Można więc stwierdzić, że już w samych swoich założeniach był to projekt skazany na fabularny i scenariuszowy miszmasz.

Może trochę wyolbrzymiam, ale takie wrażenia towarzyszyły mi podczas seansu (a z dyskusji w internecie wiem, że nie byłem w tych odczuciach odosobniony), a więc niech potencjalny widz wie, na co się pisze. W tym momencie jestem zobowiązany do nadmienienia, że największą frajdę z oglądania tego anime będą mieli fani Gundamów albo przynajmniej widzowie zaznajomieni ze wszystkimi (tak, wszystkimi) anime z uniwersum Universal Century od pierwszego Kidou Senshi Gundam aż do filmu Gyakushuu no Char włącznie (jeśli samo wskazanie tych tytułów jest spojlerem, to bardzo przepraszam). Jeśli ktoś nie należy do tej grupy widzów, to niech szykuje się na jeszcze większy chaos niż ten, który tu opisałem. Albo wręcz przeciwnie – może widz, który z Gundamami nie miał do czynienia, dostrzeże tu jakiś kosmiczny porządek, możliwy do zobaczenia tylko bez posiadania wiedzy grup docelowych tego anime? Odważnych śmiałków proszę o kontakt – jestem ciekaw wyniku takiego eksperymentu.

Teraz wypadałoby coś napisać o postaciach… Tak, o postaciach… Eee… A więc Chara każdy zna, Challię Bulla każdy pozna (pojawił się w jednym odcinku pierwszego Gundama i nie odegrał tam znaczącej roli), innych postaci z oryginalnego uniwersum UC nie będę zapowiadał… Amate (częściej używająca ksywki Machu), Nyaan i Shuuji są i coś robią, jest też załoga statku, ta ekipa od nielegalnych walk mechów (ups, chyba zapomniałem o tym wspomnieć w opisie fabuły), ten koleś, co pilotował GQuuuuuuXa, ale dał go zabrać małolacie, jakieś tam postaci poboczne (wiedźma, Newtype’y – wiadomo), politycy (nie będę spoilerował), rebelianci (w jednym odcinku), zatroskani rodzice, piloci mechów… No, tak to mniej więcej wygląda. Ogólnie bohaterowie są pozornie ciekawi, mają jakieś cele, marzenia, osobowości i tak dalej, ale fabuła praktycznie nie daje im oddychać, a scenariusz, choć niezły, nie wkłada w ich usta zapadających w pamięć dialogów. Niektórzy z nich pojawiają się i znikają w mgnieniu oka, inni są przerzucani przez akcję z miejsca na miejsce, robiąc w zasadzie nie wiadomo co (w pewnym momencie Machu wprost przyznaje, że nie za bardzo wie, co się wokół niej dzieje i jaka jest jej rola w tym wszystkim). Pozostali to chodzące makiety, bo pojawiali się w pierwszym Gundamie i fani już wszystko o nich wiedzą (a przynajmniej z takiego założenia wychodzą twórcy tego anime). Oczywiście są tu i ówdzie ciekawe pomysły, ślady naprawdę dobrze napisanych bohaterów, ale ostatecznie wszystko to po widzu spływa, bo żadna z postaci nie ma czasu ani okazji, by naprawdę wzbudzić jakiekolwiek głębsze emocje. Odbija się to również na relacjach między nimi, bo trudno np. uwierzyć w prawdziwą, głęboką przyjaźń Machu i Nyaan, gdy najwięcej czasu ze sobą spędziły… w endingu.

Na szczęście jest jeden element, który stoi tu na najwyższym poziomie, a jest nim – uwaga, uwaga, wielka niespodzianka – oprawa audiowizualna. Już po samym ogłoszeniu ekipy odpowiedzialnej za to anime oczywiste było, że co jak co, ale będzie to przynajmniej wyglądać i poruszać się niezwykle ładnie. Projekty mechaniczne Kim Se­‑Juna nie każdemu muszą przypaść do gustu (szczególnie że są oczywiście dużo bliższe stylistyce np. Evangeliona niż klasycznych Gundamowych mechów), jednakże nie można odmówić im szczegółowości i pomysłowości, dzięki czemu wszystkie maszyny w tym anime prezentują się naprawdę dobrze. Pomaga w tym wysokiej jakości CGI, choć tu też widzowie, jak zawsze, podzielili się na obozy. Na pocieszenie dodam, że scen z ręcznie rysowanymi mechami nie brakuje i są one zgrabnie łączone z animacją komputerową. Projekty postaci w wykonaniu Take (Katanagatari, Pokémon: Sun & Moon) też raczej nie są na tyle uniwersalne, by mogły spodobać się każdemu, ale należy docenić ich prostotę, świetnie dobrane palety kolorów, ekspresywność, a przede wszystkim to, jak bardzo sprzyjają dynamicznym ruchom i budowaniu mowy ciała poszczególnych postaci. Całości dopełniają świetne tła, bardzo staranna kompozycja kadrów, kolorystyka i dbałość o najmniejsze szczegóły. Momentami anime to wygląda dosyć niepozornie, ale prawie każda minuta animacji jest dopracowana niemalże do perfekcji i przejścia ze spokojnych, nastrojowych momentów do eksplozywnej, szybkiej akcji wyglądają nadzwyczaj dobrze. Dla koneserów pozostaje jeszcze wyszukiwanie różnego rodzaju wizualnych motywów charakterystycznych dla twórczości Kazuyi Tsurumakiego i nie tylko (naprawdę jest ich dużo).

Skoro już jestem przy panu Tsurumakim, to wszyscy zapewne wiedzą, jak wielką rolę muzyka odgrywała w chociażby FLCL i tutaj jest podobnie. Soundtrack, pełen zarówno klasycznych (bez spojlerów) brzmień, jak i elektronicznych, cyberpunkowych dźwięków, świetnie uzupełnia i buduje atmosferę, a czasami, choćby ze względu na chaotyczność fabuły, mówi więcej o postaciach niż dialogi i wydarzenia na ekranie. Jest tu poszukiwanie wolności przez zagubioną młodzież, melodia kosmicznych tajemnic, a także rytm czającej się na horyzoncie wojny. Prócz tego praktycznie w każdym odcinku pojawia się jakaś piosenka, która zgrabnie dopełnia to, co dzieje się na ekranie. Ogólnie wielkie brawa dla kompozytora Yoshimasy Teruiego i wszystkich pozostałych wykonawców (m.in. zespołu NOMELON NOLEMON) odpowiedzialnych za tę niezwykle udaną ścieżkę dźwiękową.

Na samym początku pisałem o zabawie figurkami, ale oczywiście nie taki był zamiar reżysera i reszty ekipy (o czym można również poczytać w wielu wywiadach i artykułach). W idealnym świecie byłaby to z pewnością seria niezwykła, zapadająca w pamięć, uznawana za jedną z najlepszych itd., ale jak widać, dobrymi chęciami piekło jest wybrukowane i Kidou Senshi Gundam GQuuuuuuX to właśnie takie małe piekiełko. I używam tu zdrobnienia, bo mimo wszystko nie potrafię nie lubić tego anime. Tak, jest to piekiełko, ale niezwykle urokliwe, fascynujące i zaskakujące. Pisałem również o tym, jak wiele frajdy przyniósł mi seans i jak ożywione były dyskusje na temat tej produkcji, ale jak to właśnie z takimi tworami bywa, seria ta zapewne dosyć szybko odejdzie w zapomnienie (ba, już nawet teraz, parę miesięcy po zakończeniu emisji niemal nikt o tej serii nie pisze/mówi). A więc żar powoli przygasa, diabełki się rozchodzą, a potępieńcy odeszli, nieco znudzeni zbyt łagodnymi torturami. Niektórzy jednak wciąż pamiętają kąpiele w kotłach i nocne niebo pełne gwiazd zmarnowanego potencjału. Ja jestem jednym z nich i tak jak oni, piszę i opowiadam o tym dziwacznym piekiełku, o którym nie napisano „porzućcie wszelką nadzieję, wy, którzy wchodzicie”, a „wejdźcie i zobaczcie, jakie owoce przynosi ludzka kreatywność”. I dopowiadam, zachęcając słuchaczy do odnalezienia tej krainy lub odkrycia całkiem nowej: „wy, co Gundama macie w sercu, obejrzyjcie to anime i miejcie baczenie na przyszłość, bowiem wyrocznie już wiedzą, że następny Gundam również…”. I urywam teatralnie, a oni, podekscytowani, błagają, bym dokończył. A dokończyć nie mogę – Gundam jest przecież opowieścią nieskończoną, której każdy rozdział, choćby najgorszy, jest warty uwagi i odkrycia.

ZSRRKnight, 14 września 2025

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: Studio Khara, Sunrise
Autor: Hajime Yatate, Yoshiyuki Tomino
Projekt: Hajime Ueda, Ikuto Yamashita, Kim Se-Jun, Shie Kobori, Take, Yumi Ikeda
Reżyser: Kazuya Tsurumaki
Scenariusz: Youji Enokido
Muzyka: Masayuki Hasuo, Yoshimasa Terui