Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Dango

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

4/10
postaci: 4/10 grafika: 7/10
fabuła: 4/10 muzyka: 6/10

Ocena redakcji

brak

Ocena czytelników

6/10
Głosów: 15
Średnia: 5,6
σ=1,62

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (fm)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Kidou Senshi Gundam F91

Rodzaj produkcji: film (Japonia)
Rok wydania: 1991
Czas trwania: 115 min
Tytuły alternatywne:
  • Mobile Suit Gundam F91
  • 機動戦士ガンダム F91
Tytuły powiązane:
Widownia: Shounen; Miejsce: Statki/Stacje kosmiczne; Czas: Przyszłość; Inne: Mechy
zrzutka

Potencjalna seria telewizyjna, która została skondensowana do dwugodzinnego filmu. Sprawdzony przepis na porażkę.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl

Recenzja / Opis

30 lat po wydarzeniach przedstawionych w filmie Mobile Suit Gundam: Odwet Chara po raz kolejny życie mieszkańców kolonii kosmicznych zakłócają działania wojenne. Kolejne ugrupowanie – Crossbone Vanguard – wpadło na jakże oryginalny pomysł, że kolonie kosmiczne powinny odłączyć się od Federacji Ziemskiej i pozwolić się rządzić nowej arystokracji zwanej „Cosmo Babylonią” (czyli dokładnie to samo, do czego dążył Zeon i Neo­‑Zeon, pomijając nową, pretensjonalną nazwę rządzącej kasty). Tym razem nastolatek, który będzie miał okazję się przekonać, że wojna nie przynosi nic dobrego (poza rozrywką związaną z pilotażem wielkich robotów), nazywa się Seabook Arno, a zły los oddziela go od dziewczyny – Cecily Fairchild.

Jak widać, mamy do czynienia z uniwersalnym schematem fabuły Gundamów. Wystarczy zmienić nazwiska postaci i nazwy ugrupowań, a otrzymamy wprowadzenie do innej części cyklu. W przypadku produkcji z bieżącego tysiąclecia dziewczynę należy jeszcze przetransformować w przyjaciela z dzieciństwa (naciski lobby fanek yaoi). Wydawałoby się, że to przepis na sukces, bo, parafrazując słowa inżyniera Mamonia, ludzie lubią filmy, które już kiedyś widzieli. Tym razem jednak próba rozpoczęcia kolejnej serii telewizyjnej okazała się nieudana z powodu nieporozumień w ekipie produkcyjnej. Ktoś uznał, że szkoda wyrzucać scenariusz pierwszych trzynastu odcinków do kosza, więc został on mocno skondensowany na potrzeby dwugodzinnego filmu. Efekty łatwo przewidzieć – związki przyczynowo­‑skutkowe zostają w różnych miejscach zagubione i czasem można się zdziwić, że jakaś osoba nagle zaczęła walczyć po drugiej stronie barykady.

Przyzwyczaiłem się do tego, że serie z wielkimi robotami dają zwykle jakiś (choćby i naciągany) powód, dla którego nastolatek siada za sterami swojej bojowej machiny. Czasem mamy do czynienia z „mistyczną więzią” (Reideen, RahXephon), innym razem z zaliczeniem kursu „Mały Terrorysta” (Full Metal Panic!, Gundam 00) albo z sytuacją kryzysową, w której kokpit staje się najbezpieczniejszym miejscem (Gundam Seed). Gundam F91 zrywa z tym trendem. Początek wydawał mi się obiecujący – niespodziewany atak, w którym wśród ludności cywilnej trup ściele się gęsto (paru potencjalnych bohaterów staje się automatycznie kandydatami do nagrody Darwina), ale rozwinięcie okazało się zupełnie nonsensowne. Grupa nastolatków napotyka jednostkę wojskową, której dowódca posługuje się chyba następującą metalogiką – „Jesteśmy postaciami z serii o Gundamach, więc losowo wybrany nastolatek okaże się być Newtype” (człowiekiem obdarzonym czymś w rodzaju szóstego zmysłu – idealnym kandydatem na pilota). Test tej teorii polega na posadzeniu chłopaka za sterami prototypowego superrobota (tytułowego F91). W przypadku niepowodzenia seria szukałaby nowego bohatera, a armia paru zylionów międzyplanetarnych jednostek monetarnych na nowy prototyp. Nie wiem, jak Wy, szanowni czytelnicy, ale ja na miejscu dowódcy nieopierzonego młokosa włączyłbym do jednostki dopiero przy poważnych niedoborach kadrowych (tu ma dostęp do najemników, a i żołnierzy z innych oddziałów nie brakuje), a jako maszynę dla niego wybrałbym najstarszy dostępny złom.

Dalszy ciąg nie przynosi zdecydowanej poprawy, bo motywacje obu stron pozostały dla mnie do samego końca niejasne. W przypadku Crossbone poznajemy jedynie plan Człowieka w Żelaznej Masce (wyjęty zresztą z horrorów klasy C). Cała reszta najwidoczniej nie spodziewała się zdobycia nawet jednej kolonii, ponieważ nie ma pomysłu na dalsze działania, poza defiladami wojsk na ulicach. Wojska Federacji teoretycznie powinny się ewakuować (do czego mają pełne prawo, skoro rząd się na nich wypiął), ale czemu w takim razie podejmują niesprowokowane działania partyzanckie? Jeśli bronią kolonii, czemu powodują w niej więcej zniszczeń niż rebelianci?

Jeśli chodzi o jeden z wyróżników gundamowego uniwersum, czyli wspomnianego już zamaskowanego bandytę, nie posiada on cienia klasy i charyzmy zarówno poprzednika (czyli Chara Aznable), jak i następców. Można odnieść wrażenie, że kawał stali na twarzy służy jedynie ochronie kruchego ego, a facet nadaje się tylko do leczenia w ośrodku zamkniętym. Przy tworzeniu naczelnego antagonisty twórcy mogli się lepiej postarać. Już bardziej intrygujący wydał mi się porucznik Zabine, lecz zabrakło czasu, żeby w należyty sposób rozwinąć jego historię. Protagonista z kolei w swoim typie bohaterów wyróżnia się stosunkowo niewielkim natężeniem młodzieńczego przedramatyzowania. Można mu to liczyć na plus, choć mnie brakowało w nim przejawów zastanawiania nad tym, co aktualnie robi. Zachowuje się czasem jak bezwolny robocik, który posłusznie wypełnia rozkazy, a jak mu się powie „Ten człowiek jest be”, to odrzeknie „Dobra, zabijmy go”. Cecily zachowuje się, jakby jej aktualny charakter był wybierany na podstawie rzutu kostką. Raz ochoczo walczy w oddziałach Crossbone i jest dumna z tego, jak szybko czyni postępy, innym razem tłumaczy się, że jest małą, zagubioną dziewczynką i tak w ogóle to wcale nie chciała być niegrzeczna. Przy parze niedopracowanych bohaterów trudno mi było uwierzyć w potęgę ich miłości, więc jedyne wzruszenie, jakie zafundowało mi zakończenie filmu, to wzruszenie ramionami.

Oglądając to anime łatwo zauważyć, że spora część budżetu poszła na początkowe sekwencje walk w mieście ze wszystkimi wybuchami i niszczeniem budynków. Później poziom efektowności znacznie spada, miasta tracą zarówno rangę areny zmagań na rzecz chmur, jak i resztki trójwymiarowości (stają się namalowanym na ziemi tłem). Tym niemniej same starcia robotów wypadają całkiem nieźle, jak na rok produkcji. Zadbano również o to, żeby postacie dobrze wyglądały w ruchu, a rozmowy nie ograniczały się wyłącznie do animacji samych ust aż do zakończenia aktualnej kwestii. Zazwyczaj albo widać jak pracują mięśnie całej twarzy przy mówieniu, albo chociaż po paru słowach następuje jakaś drobna zmiana w mimice. Oprawa muzyczna wyróżnia się dwoma melodyjnymi piosenkami, śpiewanymi przez Hiroko Moriguchi. I w zasadzie na tym można zamknąć listę komplementów. Pozostałe motywy jeśli wybijają się ponad przeciętność, to przy bliższym wsłuchaniu się sprawiają wrażenie „zgapionych” z innych produkcji, przykładowo rozpoznać można Marsz Imperialny z Gwiezdnych Wojen.

Ostatecznie można uznać, że Gundam F91 ma szansę się spodobać bardzo specyficznej grupie widzów. Powinni być oni koneserami starszej (rok produkcji pojawia się w tytule) kreski do tego stopnia, żeby nie zwracać uwagi na dziury w scenariuszu i nielogiczne zachowania postaci. Sądzę, że jednak znacznie rozsądniej sięgnąć po inne anime o Gundamach, bo tych akurat nie brakuje. Jeśli tworzenie anime by porównać do pieczenia ciasta, to tym razem wyprodukowano zakalec.

fm, 1 stycznia 2009

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: Sunrise
Autor: Hajime Yatate, Yoshiyuki Tomino
Projekt: Kunio Ookawara, Yoshikazu Yasuhiko
Reżyser: Yoshiyuki Tomino
Scenariusz: Tsunehisa Itou, Yoshiyuki Tomino
Muzyka: Satoshi Kadokura

Wydane w Polsce

Nr Tytuł Wydawca Rok
1 Mobile Suit Gundam F91 Beez Entertainment 2006