Komentarze
Stalowy alchemik: misja braci
- Re: Roy Mustang : tajakjejtam_taka_ona : 29.08.2019 19:40:41
- Re: Polski tytuł : gruszeczkowa : 21.06.2019 11:32:50
- Re: Polski tytuł : gruszeczkowa : 21.06.2019 11:21:35
- Re: Polski tytuł : Maxromem : 20.06.2019 14:47:08
- Re: Polski tytuł : Orzi : 20.06.2019 14:19:27
- Re: Polski tytuł : Nick : 20.06.2019 13:50:50
- Polski tytuł : gruszeczkowa : 19.06.2019 13:38:24
- Re: Kocham!! : Marta001 : 17.12.2018 22:12:17
- Re: Starsza : Samu : 26.04.2017 18:31:14
- Re: Roy Mustang : Prozi : 26.04.2017 15:23:48
Naprawdę warto obejrzeć.
Nad wersją pierwszą posiada jedną ale za to olbrzymią przewagę, która niweluje wszystkie jej wady, które tak cierpliwie wyliczały osoby wcześniej serie komentujące. Autor mangi a zanim scenarzyści po prostu bawili się tą historią. Fakt niepodważalny fabuła posiada dziury, godne sera, obok siebie w absurdalnym na pozór zestawieniu sąsiadują powalające scenki komediowe i prawdziwie dramatyczne sytuacje. Ale w żadnym momencie się nie nudziłam, pytania i wątpliwości dotyczące fabuły są w ogólnym rozrachunku nieistotne. Ta seria jako rozrywka spełnia swoje zadanie bardzo dobrze, wszystkie wątki ostatecznie splatają się dając kompletny obraz wydarzeń. Wiem, że kiedyś jeszcze raz sięgnę po tę serie, jest tego warta. Lubię się cieszyć grą jaka toczą z widzem autorzy a tu pisarz i twórcy anime puszczali do widza perskie oko systematycznie, a czasem stroili diabelskie miny. I jak tu się nie bawić.
Świetne.
Z bohaterów najbardziej polubiłam oczywiście jak każdy Eda który zauroczył mnie już w 1 wersji FMA :D oraz Amstronga :D . Z tych złych postaci Envy'ego oraz Greeda. Szkoda tylko ,że tak blacho potraktowali wątek Niny i Tuckera. W FMA plakałam dość solidnie a w brotherhood prawie mnie to nie ruszyło. Szkoda też, że im bliżej końca tym mniej Eda i Ala , a końcowa bitwa jest pokazana o parę odcinków za wcześnie. kliknij: ukryte Scena wyznaniowa była przesłodka, (nie wiem czy to normalne‑raczej nie) ale wkurzyła mnie troche bo nie chcialam aby Edward kliknij: ukryte był z Winry <zauroczona>. Ogólnie rzecz biorąc to anime jest na pewno jednym z moich ulubionych i w przyszłości do niego z chęcią wrócę. 10/10
GENIALNE!!!
Edward jest tylko jeden!
Spodziewałam się czegoś gorszego, typowego dla gatunku, a otrzymałam shounen, jakiego jeszcze nie widziałam. Nie tylko mający sens i fabułę, na którą nie składają się kolejne potwory tygodnia, ale przede wszystkim dopracowany i dopięty na ostatni guzik, przemyślany od deski do deski pomysł, zrealizowany w mandze niesamowicie, ale i w anime bardzo, bardzo dobrze. Ma rozpoczęcie i zakończenie, nie ciągnie się w nieskończoność i przede wszystkim nie nudzi.
Akurat po bohaterach spodziewałam się tak samo wysokiego poziomu jak w mandze i nie zawiodłam się. Studio nie schrzaniło po raz drugi roboty własnymi dodatkami. Przelewając na ekrany kolorowe i mówiące wersje postaci, zrobili to tak, jak należy. Och, jakże wiele odsłon one miały, szło się pogubić w ich różnorodności. Ulubionych nie wymienię, bo musiałabym pół obsady wyróżnić. Dynamiczne, żywe i myślące charaktery, niektórych postaci po prostu nie sposób nie pokochać.
Dopieszczeni, żywi bohaterowie i dobra historia to tylko część. Świetnie dobrani seiyuu dający tchnienie postaciom oraz muzyka na wysokim poziomie. Openingi, jak dla mnie, miały tendencję spadkową – od fenomenalnej piosenki ze świetną animacją do czegoś, co niestety musiałam przewijać. Sprawa z endingami miała się z kolei na odwrót, pierwszy był strasznie typowy, kolejny już mniej, a ostatni oglądałam i słuchałam do końca w każdym odcinku.
Zaskoczyły mnie tła. Na początku krzywo na nie patrzyłam, choć pięknie namalowane, trochę mi nie pasowały te uproszczone plansze, na których strasznie odróżniała się animacja bohaterów, jednak w połowie serii uznałam, że nadają nieco bajkowy wymiar i kit z tym, że wyglądają jak obrazki gimnazjalistów. Animacja bardzo ładna, płynna i naturalna, kreska zachowała raczej swój oryginalny kształt, bardzo podobały mi się takie drobiazgi jak dziurki w uszach, niewielkie blizny ( które nie znikały w następnym odcinku ), znamiona, zmarszczki oraz to, że ludzie wyglądali jak ludzie. Bardzo lubię wydłużone sylwetki na obraz i podobieństwo Clampa, ale tutaj by nie pasowały. No i bohaterowie się zmieniali, dojrzewali. Kurczę, przez 22o odcinków Naruto nie urósł ani centymetra, w Bleachu też trzeba było zaznaczyć, ze minęło już parę lat. A tutaj podczas 6o epizodów postaci strasznie się zmieniały. I strasznie mi się to podobało.
Co ciekawe, wracając do talentu „pisarskiego” pani Arakawy, kliknij: ukryte ostatnia Wielka Epicka Bitwa przeszła moje najśmielsze oczekiwania. Czasami podczas oglądania niektórych shounenów nagle przypominam sobie o tym, ze jakaś postać zniknęła jakieś 3o odcinków temu i jeszcze nie wróciła. A jak wracała, to w ostatniej chwili, aby ocalić pozostałych bohaterów podczas bitwy, która ma miejsce kolejne 3o odcinków dalej. W Hagane.. sprawa miała się tak, że w chwili, gdy sobie o kimś przypominałam, kogoś zaczynało brakować, ta postać w tym samym czasie się pojawiała, zachowując w miarę możliwości naturalność i realistyczność między czasem a przestrzenią zdarzeń. Słowem, zachowana została równowaga, ma się to nie tylko do bohaterów, ale do całych scen, gdy czegoś zaczynało brakować, to w niedługim czasie się pojawiało, przez co historia była składna a wszelkie niedomówienia wyjaśniane w niedługim czasie.
Końcówka serii jak najbardziej satysfakcjonująca. Zaś kliknij: ukryte wyznanie Eda było chyba najmniej romantycznym wyznaniem miłości, jakie widziałam w anime, a przez to, jednocześnie było takie słodkie i tak charakterystyczne, że zapamiętam je na długo. To, co zostało rozpoczęte, zakończyło się bez żadnych większych zgrzytów. Fullmetal Alchemist: Brotherhood, jako jedną z nielicznych serii, mogę polecić z czystym sercem chyba każdemu, bez względu na wiek czy upodobania.
... ... ...
Jednak nie potrafię oprzeć się wrażeniu, że czegoś tu brakowało, ale za nic w świecie nie potrafię określić czego.
Najbardziej podobały mi się walki. Zwłaszcza Mustang vs Lust czy Mustang vs Envy. Miałem nadzieję, że główni bohaterowie pokażą coś ciekawszego, ale to tylko moje zdanie. I tak ich uwielbiam.
SPOILER!
kliknij: ukryte Cieszę się, że wszystko skończyło się happy endem. I TO JAKIM! Wyznanie miłości Ed'a i Winry wręcz boskie. Edzio urósł, Al odzyskał ciało, Hohenheim okazał się wporzo co mnie bardzo cieszy, Riza przeżyła, Havoc odzyskał władzę w nogach. Jednak jednego nie ścierpię… Mustang z wąsem= NIEEE!!!
Ostateczna ocena… ... ... NIE WIEM
10/10
Jest to zupełnie inny shounen niż Nauto, Bleach, czy One Piece. W tamtych przypadkach autorzy wymyślili sympatycznych bohaterów i ciekawy świat, pozostawiając fabułę w szczątkach na zasadzie „jak już zacznę rysować, samemu mi coś do głowy przyjdzie”. W FMA nie ma czegoś takiego. Widać, że autorka przemyślała fabułę od samego początku, tworząc świetną i ciekawą historię
Dużo lepsze
trudny wybor
Jednakze nie moge zaprzeczyc, ze to przy tym starym FMA bawilem sie lepiej. Mangi nie czytalem i byl to poczatek mojej przygody z anime, wiec i gust nie byl wyrobiony.
Co mnie boli przy serii Brotherhood to zbyt moralizatorskie podejscie do wielu spraw i lopatologiczne wyjasnianie pewnych sytuacji, co nawet dla srenio uwaznego widza jest zbedne i tylko sztucznie wydluza czas antenowy.
Niemniej polecam serie, bo w koncu ekranizacja jednej z najbardziej popularnych mang zasluguje na uwage. Poznanie niektorych bohaterow z troche innej strony niz to bylo pokazane wczesniej rowniez (Mustang i Kimblee to prawdziwi giganci tej serii). Generalnie kawal dobrej roboty i swietna rozrywka na dziewiatke.
Dobre
świetna seria
Warto również znaczyć, że niektóre utwory nagrywał Chór i Orkiestra Filharmonii Warszawskiej.
meh
Według mnie powinno być:
postaci: 7/10
Czasem był ktoś ciekawy, czasem nie.
grafika:(?) .../10
Znaczy animacja i kreska? Tanuki powinno dawno zmienić ten głupi system…
*animacja: 9/10
Zdecydowanie najlepsza rzecz w tym anime, wszystkie sceny walki to typowy wysoki poziom Bones.
*kreska: 7/10
Prosta, ale ujdzie w tłumie.
fabuła: 7/10
Pierwsza połowa była zdecydowanie lepsza od drugiej. Końcówka lipna niemiłosiernie (oryginalne zakończenie serii już było lepsze).
muzyka: 8/10
Tu się zgodzę, soundtrack był całkiem przyzwoity, openingi i endingi też na poziomie.
FMA
Ci z Bones są świetnymi alchemikami
skromne 10/10, wyżej niestety się nie da
Początek niezachęcający, środek świetny, koniec ujdzie
Początek mi się nie spodobał, nudził mnie.Moze przez to, ze oceniałam go przez pryzmat pierwszej serii FMA, w której zakochałam sie od pierwszego odcinka. Ale im dalej się zagłębiałam w animca tym bardziej mi sie on podobał, a ostatnie 15 epów obejrzałam za jednym zamachem.
Nie chce mi się szczegółowej recenzji pisać, od tego jest recenzent. Powiem krótko: grafika ładna i dynamiczna (lepsza niż w I sezonie), muzyka bardzo przyjazna, openingi i endingi całkiem fajne.
Bohaterowie ci wszyscy co byli w I serii, bez zmian- świetni, Al, Ed i Mustang wymiatają xP. Co do nowych lub tych pokazanych trochę 'szerzej' zakochałam się w Greedzie, który jest po prostu BOSKI w każdym wcieleniu xD. Poza tym prześwietny był pan książę Ling, który mnie rozwalał szczzególnie kiedy kliknij: ukryte został opętany przez Greeda i mu mendził ciągle xP No i Kimblee, który owszem był wredny, ale czy był taki do końca zły to już cieżko powiedzieć. Ah no i oczywiście szanowna siostrzyczka Armstronga! To dopiero kobieta! Więcej takich powinno być w animcach :D
Ale i tak największy plus to mega wciągająca fabuła. Jak się przeżyje te pierwsze epy to dalej jest już z górki, wszystko logicznie połączone, zdarzają się dramatyczniejsze, NIE przedramatyzowane, sceny (np kliknij: ukryte śmierć HughesaT.T), ale równoważą je humor i wartka akcja. Nie brak moich kochanych walk, zrobionych na bardzo przyzwoitym poziomie.
Co mnie odrobinę zawiodło, to kulminacja amine, którą zmieszczono w trzech epach. Trochę krótko i pod koniec mało spektakularnie. A szkoda. Nie czytałam mangi, wiec może tak było w pierwowzorze, a skoro FMA:B ściśle się jej trzymało, to ciężko mieć o kwestie fabularne pretensje do twórców anime.
Koniec końców mimo minusu jakim jest nudnawy początek i za krótka walka końcowa, uważam serię za obowiązkową do obejrzenia dla wszystkich fanów anime, z którą koniecznie trza się zapoznać.
Wiem ze powinnam być ostra w ocenie, ale mam sentyment do FMA i ostatecznie daję 10/10 :DD POLECAM!!!
Brotherhood – to beznadzieja. Tak się człowiek cieszył że będzie kontynuacja a tu lipa. Fakt jest zgodnie z manga, i moze rzeczywiscie troche bardziej rozbudowana fabula.
Ale nic poza tym.
Zapitalaja jak nie wiem co. W pewnych momentach czlowiek nie wie co sie dzieje. I nie mozna sie wczuć w żadną z sytuacji… bo juz się skończyła.
Poza tym jedynka była jakoś tak… te postacie miały jakieś wnętrze. Były rozbite. Homonkulusy w poszukiwaniu człowieczeństwa. Dawno oglądałem jedynke ale wiem jedno była duuuużo lepsza.
10/10 jedynka. A Brotherhood – to zawód.
Ciesze się że nie czytam mangi. . . bo widze że można nieźle zmarnować dobry materiał lecąc razem z nią.
W całej rozciągłości popieram poniższe...
Zarwane nocki napisał(a):
A teraz już bardziej z dystansem. napisał(a):
To również jest jak najtrafniejsze określenie!
nędza napisał(a):
A ty co,z byka spadłeś?!Chyba jedne z najlepszych, ale każdy ma własny tok myślenia nie?
Nie no czego?! Co nie pasuje? Dla mnie 2 jest prawdziwsza!
Liczba tomów 27- ściągłam z wikipedii:P)!!Czyli że w jedynce kilka pierwszych odcinków w miarę sie trzymało org.fabuły a reszta? Poleciała w ziuu razem z wymysłami autorów! Niewiem jak inni ale ja dużo bardziej jestem za Fullmetal Alchemist 2 :Brotherhood niż za inną historia z 1 serii!:P Przynajmniej robiona na równi z wychodzeniem nowych rozdziałów mangi:D
Dodam po krótce- przygoda moich ukochanych braci Elric(polubiłam ich od razu po pierwszym odcinku!:P) dużo lepiej się dla nich skończyła w FMA:B niż w „wymyślonej rzeczywistości” twórców jedynki!
Wycięto informację o nielegalnych źródłach.
Morg
Z nieco innej beczki
O tym co było i o tym co dostaliśmy teraz
Anime jest tak naładowane wymuszonym dramatyzmem, patetycznymi monologami i wątpliwymi heroicznymi czynami, że aż scyzoryk w kieszeni sam się otwierał. Ten łamiący się krzyk Eda trwający przez większość serii aż bębnił mi w uszach. Co chwile znajdował jakiś powód żeby zademonstrować jaki to z niego nieskazitelny obrońca ludzkości, a tu taka wszechobecna niesprawiedliwość świata.
Jego brat dzielnie mu w tym dorównywał.Jak by tylko mógł oddałby nerkę każdemu napotkanemu potrzebującemu. Reszta bohaterów również robiła co mogła żeby dotrzymać im kroku. Mamy tu typowych czarno białych bohaterów.
W pierwszej serii byli oni bardziej niejednoznaczni kliknij: ukryte np. homunkulusy miały tam jakiś cel (dla każdego indywidualny).Samo ich powstanie było tam lepiej, ciekawiej ukazane. Były zrodzone z ludzkich grzechów i niedoskonałości, zaś w dwójce są tworami jakiegoś czarnego bobka z kolby, który sprytnie sobie wykminił, że dzięki temu zbliży się do doskonałości. Irytował mnie też motyw kamienia filozoficznego, który to miał być czymś niemalże nieosiągalnym, a okazał się być łatwiej dostępny niż marchewka w warzywniaku.Nigdy nie było wiadomo, które z postaci za chwile wyjmie go zza pazuchy. Śmieszyło mnie również nawrócenie Scara, który wymordowawszy połowę populacji alchemików doszedł do wniosku, że nie tędy droga i teraz należy podążać ścieżką dobra i pokoju, żeby zmienić ten nikczemny świat:) Co ciekawe dzięki temu niewątpliwie cwanemu zagraniu uchylił się przed ciążącym nad nim wyrokiem i co więcej na koniec został niemalże mianowany ambasadorem dobrej woli. W pierwszej części dużo ciekawiej rozwiązano jego problem:)Jeszcze wspomnę o jednym z najbardziej czerstwych momentów serialu, a mianowicie o końcowej walce Eda z głównym antagonistą. Kiedy to wyglądał on jak zatwardziały anorektyk, nasz główny bohater lał go po pysku aż huczało, a reszta wykrzykiwała tylko imię naszego herosa. W tym stanie każdy wzięty z łapanki leśny dziadek spuściłby mu łomot, ale nie, zrobił to oczywiście nasz waleczny małoletni alchemik.Ta scena była ekstremalnie żałosna.
Sama końcówka również mnie jakoś specjalnie nie usatysfakcjonowała. To był w najczystszej formie happy end. Czekałem tylko aż wszyscy zbiorą się w kółko, złapią za ręce i zaczną wesoło śpiewać, co chwile radośnie przytupując. Nic nie mam do szczęśliwych zakończeń, ale to tu podane, było po prostu daremne. Oczywiście w alternatywnej wersji dużo bardziej mi się podobało:P.
Żeby ktoś nie pomyślał, że jestem jednostronny to napisze o paru idiotyzmach pojawiających się w obu seriach.
Po pierwsze samo prawo równoważnej wymiany czasem nie dotyczyło naszych bohaterów. Coś tam co pewien czas zwyczajnie nie trybiło. Postacie miejscami tworzyli przedmioty bez dania czegoś równowartego w zamian np. Ed transmutujący z ziemi broń bynajmniej nie glinianą:D Jeśli to było zgodne z tym głównym prawem alchemii to równie dobrze mógł na szybkości skołować z gleby samochód, a nie przez większość czasu naginać na piechotę. I nadszedł czas na największego idiotę wszech czasów, czyli niejakiego kliknij: ukryte Shou Tucker. Biedaczysko nie miał floty, to żeby dostać dofinansowanie z państwa skrzyżował swoją małą córeczkę z psem. Jak by nie mógł transmutować sobie pieniędzy (niby to było zabronione, ale chyba lepsze niż stworzenie himery ze swojego ukochanego dziecka). Ja tam bym transmutował kase ile wlezie:D Tucker skończył jak skończył, ale za jego kretynizm dostał ciekawszą karę w jedynce. Na koniec zostawiłem sobie Alphonsa. Hasał sobie pociesznie w tej zbroi po deszczu, nurkował w rzece i nic… No właśnie czemu ten znak trzymający jego dusze się nie rozmył? Nie ma to jak mieć farta.
Można by jeszcze trochę powymieniać, ale już mi się zwyczajnie nie chce.
Jeżeli chodzi o grafikę to rzeczywiście nie była zła i nie będę się jej czepiał. Jak na tak długą serie to trzymała poziom, chociaż jak na mój gust było zbyt kolorowo.We wcześniejszej serii kolory były troche przytłumione(albo to tylko ja miałem taką upośledzoną wersje) co dawało trochę poważniejszy klimat.
Muzyka za to do jedynki nawet się nie umywa i nie mówie tu o openingach czy endingach (ich z zasady staram się nie słuchać bo nie bawi mnie jpop), tylko o OST, który tutaj poprostu jest. Ani nie razi ani jakoś specjalnie nie powala.
A więc w skrócie. Uważam, że pierwsza seria była zdecydowanie lepsza i nie ważne czy to jeden wielki filler czy nie (nawet jeśli stworzyłoby ją roczne dziecko walące w pieluche, moje zdanie na ten temat by się nie zmieniło). Oczywiście nie twierdze, że to anime nie może się podobać i że moja ocena jest jedyną słuszną i niepodważalną oceną. W gruncie
rzeczy nie jest ono takie złe :P. Niepotrzebnie tylko zostało po brzegi naładowane dramatyzmem i dialogami
parodiującymi (chyba niezamierzenie) bądź co bądź ciekawy materiał na dobrą historie. Wystawiam mocno naciągane sześć oraz dziękuje i gratuluje wszystkim tym którym chciało się te bzdety przeczytać.