Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Otaku.pl

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

8/10
postaci: 8/10 grafika: 8/10
fabuła: 7/10 muzyka: 8/10

Ocena redakcji

7/10
Głosów: 4 Zobacz jak ocenili
Średnia: 7,25

Ocena czytelników

8/10
Głosów: 58
Średnia: 7,74
σ=1,24

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Avellana)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Macross

zrzutka

Walki, miłość i piosenki, czyli wszystko, czego niegdyś można było wymagać od serii przygodowej. A dzisiaj?

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: Hadia

Recenzja / Opis

Kiedy w roku 1999 na Ziemi rozbił się wrak statku kosmicznego, ludzie zrozumieli dwie rzeczy. Po pierwsze, nie są w Kosmosie sami. Po drugie, ludzkość nie ma monopolu na wojny, inne rasy inteligentne bez cienia wątpliwości wpadły na pomysł załatwiania porachunków siłą. A to znaczy, że także Ziemia musi potencjalnie liczyć się z inwazją – i na wszelki wypadek przygotować się do niej jak najlepiej. Z tego też powodu ludzkość zjednoczyła się (krwawo tłumiąc wybuchające lokalnie wojny niepodległościowe) i stworzyła wspólne siły obronne. Niebagatelną rolę w planach strategicznych odgrywała też odbudowa potężnego okrętu bojowego Obcych, nazwanego „Macross”. Dziesięć lat później prace nad jego rekonstrukcją zostały zakończone. Jednakże uroczystości z okazji wyprawienia „Macrossa” w dziewiczy lot został gwałtownie przerwane uaktywnieniem się starych automatycznych systemów obronnych okrętu. Jeden strzał wystarczył, aby zniszczyć ukrywający się w okolicach Księżyca statek obcej rasy… I tym samym rozpocząć wojnę między ludźmi a Zentradi, z wyglądu przypominającymi ludzi gigantami.

Głównym celem przybyszów, lekceważących „nierozwiniętą technologicznie” Ziemię, jest oczywiście sam „Macross”. Jednakże dzięki podprzestrzennemu skokowi (zwanemu tu fold) wymyka się on swoim prześladowcom… Lądując jednak nieco dalej, niż to było zaplanowane, czyli na orbicie Plutona, nie Księżyca, a co gorsza, zabierając ze sobą niemal całą wyspę, wraz ze znajdującym się na niej miastem i ukrytymi na szczęście w bezpiecznych schronach cywilami. Powrót na Ziemię nie będzie prosty, tym bardziej że flotę Zentradi tak naprawdę tylko ciekawość powstrzymuje przed zmieceniem „Macrossa” jednym atakiem… Na jak długo jednak wystarczy tej ciekawości?

Całą tę historię oglądać będziemy w dużej mierze oczami bohaterów. Hikaru Ichijyo, młodziutki pilot, nie miał wcześniej styczności z wojną, a na ceremonię z okazji startu „Macrossa” został zaproszony przez starszego kolegę, Roya Fockera, który kilka lat temu wstąpił do armii. W chaosie spowodowanym atakiem Zentradi Hikaru poznaje szesnastoletnią Lynn Minmay, pracującą w chińskiej restauracji. To właśnie ich losy śledzić będziemy przez całą serię – Hikaru wstąpi do armii, aby wykorzystać swoje umiejętności doskonałego pilota, natomiast Minmay rozpocznie karierę jako piosenkarka – ponieważ niezależnie od okoliczności ludzie potrzebują codziennej zwyczajności, a na pokładzie „Macrossa” odbudowane zostanie całkiem normalnie funkcjonujące miasteczko. Losy tej dziwnej wojny mogą w znacznie większym stopniu zależeć od pojedynczych ludzi, niż mogłoby się to początkowo wydawać…

Chociaż cykl Macross, liczący obecnie trzy serie telewizyjne oraz kilka OAV i filmów, może wydawać się skromny w porównaniu z obejmującym kilkadziesiąt tytułów metawersum Gundama, to jednak te dwa tytuły wymieniane są jako równorzędne kamienie milowe gatunku mecha. Oryginalna seria była też jednym z pierwszych anime, które zyskały ogromną popularność w Stanach Zjednoczonych (jako Robotech – w wersji pociętej i sklejonej z dwoma innymi tytułami – Kikou Soseiki Mospeada i Choujikuu Kidan Southern Cross, ale jednak), co oznacza, że obecnie sentyment do niej mają fani po obu stronach oceanu. Czy jeśli jednak odłożyć na bok sentymenty, a skupić się po prostu na jakości, Macross może dzisiaj, blisko trzydzieści lat po swoim powstaniu, obronić się jeszcze jako pozycja nadająca się do oglądania?

Owszem, może, aczkolwiek trzeba od razu poczynić pewne zastrzeżenia. Kiedy mówimy o „klasyce” albo „kamieniach milowych gatunku”, nieodmiennie na myśl przychodzą dzieła dostojne i poważne, takie jak choćby Akira czy Ghost in the Shell, traktujące świat i podejmowaną tematykę bardzo serio. Tymczasem stworzone przez Shoujiego Kawamoriego i Studio Nue anime miało z założenia być przede wszystkim popularną serią rozrywkową. Stąd też, o ile nie jest to komedia, o tyle klimat całości jest znacznie pogodniejszy niż można by przypuszczać, choć oczywiście nie zabraknie także dramatycznych scen i zwrotów akcji. Wyraźnie jednak widać, że w Macrossie chodziło przede wszystkim o to, żeby ładnie strzelano, walczono i zakochiwano się, a nie o to, żeby przekazać widzom ponury obraz ludzkości skazanej na zagładę, lub wiecznej wojny obejmującej całą galaktykę. Więcej nawet – spora część konceptów (szczególnie dotyczących rasy pozbawionych zdobyczy kultury wojowników, Zentradi) od początku nie mogła być brana całkiem serio. Problem z Macrossem polega na tym, że dzisiaj nie nadaje się on dla swojej właściwej grupy docelowej – czyli widzów poszukujących efektownej rozrywki, dla których coś tak starego po prostu z definicji nie może być ciekawe (o efektownym nie wspominając). Z kolei dla odbiorców „wyrobionych i wymagających”, którzy od starej space opery oczekują raczej ukazanego z rozmachem dramatu, naznaczonego indywidualnymi tragediami, pokazana historia może być zbyt uproszczona i naiwna. Pozostaje więc tylko wąska grupa widzów, którzy umieją na stare serie spojrzeć z należytym dystansem i docenić to, co jest w nich naprawdę dobre.

Wiele serii z tamtego okresu – przełomu lat 70. i 80. – miało bardzo już dzisiaj archaiczną konstrukcję fabuły, z niedbale naszkicowanym zawiązaniem akcji, bardzo wydumanymi jej zwrotami od czasu do czasu i niekończącym się ciągiem epizodów pośrodku. Na ich tle Macross wyróżnia się liniową fabułą, która – co istotne – sprawia wrażenie od początku odpowiednio rozplanowanej. Tułaczka „Macrossa” nie trwa „dopóki mamy budżet”, a całość nie jest przeciągana w nieskończoność – co pozwala na zachowanie w miarę przyzwoitego prawdopodobieństwa tempa wydarzeń. Niestety popularność serii trochę jej zaszkodziła. Macross oryginalnie planowany był na 27 odcinków, jednak niemalże w ostatniej chwili podjęto decyzję o jego przedłużeniu, przez co seria rozpada się na dwie nierówne pod względem poziomu części. Właściwa wojna kończy się w odcinku 27., efektowną, choć bardzo krwawą bitwą. Potem zostajemy przerzuceni o dwa lata do przodu… I zaczynają się kłopoty. Po pierwsze, trzeba (trochę na siłę) obsadzić kogoś w roli Złego. Po drugie, na siłę zostaje przywrócony ładnie rozwiązany pierwszoplanowy trójkąt romantyczny, co sprawia, że bohaterowie zaczynają zachowywać się co najmniej nie fair w stosunku do siebie nawzajem. Po trzecie, klimat robi się zaskakująco ponury. Owszem, pokazanie tego, że nie wystarczy wygrać bitwy (ani nawet wojny), żeby na świecie zapanowało powszechne szczęście, nie jest głupim pomysłem. Tyle tylko, że dodatkowe osiem odcinków nie pozwala na porządne spenetrowanie tego tematu, zamiast tego rozwałkowując w nieskończoność sercowe rozterki niezdecydowanych bohaterów. Ostateczne zakończenie, wyciągnięte gwałtownie w ostatnim odcinku, sprawia wrażenie przyspieszonej decyzji o zamknięciu serii, a nie przemyślanej konstrukcji fabularnej.

Nieprzypadkiem seria nosi tytuł Macross, a nie Valkyria (tak nazywane są tutaj transformujące w mechy myśliwce). Hikaru Ichijyo, chociaż znajduje się na pierwszym planie i uczestniczy w niemal wszystkich ważniejszych wydarzeniach, nie jest tu jedyną nadzieją ludzkości w walce z wrogiem. To po prostu jeden z uczestników wojny, wyróżniający się pod wieloma względami, ale z pewnością nie odgrywający decydującej roli. Jako postać pokazany jest całkiem sympatycznie, chociaż z pewnym zdumieniem dowiedziałam się, że może też uchodzić za osobę nudną. Trzeba przyznać, że brakuje mu typowej dla bohaterów nowszych serii charyzmy i indywidualności, co jednak ma swoje wady i zalety. Wadą niewątpliwie jest to, że Hikaru wypada stosunkowo blado jako postać. Jednak zaletą jest to, że pozostaje kimś zaskakująco normalnym. Nie bawi go wojna, nie pała nienawiścią do wroga, ale też nie ma głowy nabitej wzniosłymi frazesami o pokoju. Do armii wstępuje, bo nie da się ukryć, że tam jego zdolności są najbardziej przydatne. Jest zdumiewająco rozsądny i trzeźwo myślący – owszem, nie stanowi wzoru subordynacji, ale poza wykonaniem zadania liczy się dla niego jego własne bezpieczeństwo, a także (przede wszystkim) bezpieczeństwo innych, za których odpowiada. Nie ponoszą go nerwy, nie szarżuje na oślep, ale też nie płacze w kącie nad okropieństwami wojny. I to właśnie dzięki takiej jego postawie Macross unika obu skrajności – gloryfikowania wojny jako fajnej zabawy w strzelanie i gloryfikowania bezwzględnego pacyfizmu jako jedynie słusznej metody.

Zaskoczyła mnie trochę sama Lynn Minmay, pokazana dość przekonująco jako dziewczątko bardzo młodziutkie i (co tu ukrywać) średnio rozgarnięte. Owszem, ma mnóstwo wdzięku i trudno się dziwić zarówno jej popularności jako piosenkarki, jak i zauroczeniu Hikaru. Jednocześnie jednak trudno też traktować ją jako pełnoprawną i świadomą uczestniczkę wydarzeń – widać wyraźnie, że cała sytuacja, w jakiej się znalazła, zdecydowanie ją przerasta, nie zawsze też zdaje sobie sprawę z konsekwencji swojego postępowania. Z kolei ostatni składnik trójkąta, starsza troszkę od pozostałej dwójki oficer Misa Hayase, to typ kobiety rozsądnej, trzeźwej i mocno stojącej na ziemi, pozwalającej jednak, żeby praca odbierała jej resztki prywatności. To postać zdecydowanie ciekawsza, chociaż pewnym problemem jest to, że (szczególnie na początku serii) sprawia wrażenie starszej od Hikaru nie o trzy, a co najmniej o dziesięć lat.

Postaci drugoplanowych – od zaprzyjaźnionego z Hikaru Roya zaczynając, przez załogę mostka „Macrossa” i samego kapitana Globala, a na mieszkańcach miasta kończąc – jest za wiele, by poświęcać im miejsce. Nie należy tu szukać rozbudowanych portretów psychologicznych, jednakże większość ważniejszych bohaterów przedstawiona jest spójnie i dostatecznie barwnie, żeby nie zamieniać się w dwuwymiarowe papierki. Warto podkreślić, że w większości dotyczy to także Zentradi – w tej serii brakuje klasycznych „czarnych charakterów”, opętanych wyłącznie nienawiścią i chęcią zniszczenia świata. Chociaż może to się wydawać mało prawdopodobne w kontekście „rasy stworzonej do walki”, w ostatecznym rozrachunku wychodzi zdecydowanie na korzyść.

Trzeba przy tym uczciwie przyznać, że Macross bardzo zręcznie lawiruje, unikając większości trudniejszych pytań. Niemal całkowicie zostaje z bohaterów zdjęta odpowiedzialność moralna – atakowani przez Zentradi, walczą wyłącznie w obronie własnej, a zaniechanie tej walki to po prostu pewna śmierć. Z kolei dla Zentradi wojna stanowi sens istnienia i jedyny sposób na życie, a ewentualne straty własne nie rozniecają w nich dodatkowej nienawiści, tylko traktowane są jako normalne koszta operacyjne. W ogóle zresztą warto zauważyć, że celowo unika się wszystkiego, co „nieestetyczne” albo potencjalnie zbyt poruszające dla widza – niemal nigdy nie widzimy rannych i zabitych, szczególnie cywilów. Śmierć najczęściej oznacza momentalne spopielenie w eksplozji, a w znikających z powierzchni Ziemi miastach pokazywane są tylko obracające się w proch budynki, a nie indywidualne tragedie. Nie twierdzę, że jest to wada, bo tego rodzaju dosłowność tej serii zdecydowanie nie służyłaby, ale jednak dla części widzów może to być zbyt „ulgowe” potraktowanie tematyki wojennej. Można się też przyczepić, że Zentradi są zbyt ludzcy – nie chodzi o wygląd (bo to akurat ma jakieś uzasadnienie), ale o możliwości porozumienia się z rasą, która od tysięcy lat kroczy kompletnie inną ścieżką cywilizacyjną – jest to jednak po prostu część tego uniwersum, licentia poetica space opery, którą należy przyjąć do wiadomości, podobnie jak naciąganie praw fizyki (chociaż dryfujący w przestrzeni kosmicznej tuńczyk naprawdę mnie zachwycił).

Oddzielne słowo należy się elementowi, na którym niestety znam się stosunkowo najsłabiej – mianowicie mechom. Jak pisałam wyżej, skonstruowane na potrzeby walk „zjednoczeniowych” na Ziemi valkyrie to wielozadaniowe myśliwce, nadające się zarówno do lotów w atmosferze, jak i w próżni. Ich cechą charakterystyczną jest zdolność transformacji – albo w postać klasycznego mecha (określanego jako battroid), albo też w „dwunogą” maszynę (gerwalk), stanowiącą fazę pośrednią pomiędzy oboma podstawowymi formami. Patrząc „od wewnątrz” świata, umożliwia to nawiązywanie równej walki z żołnierzami Zentradi, mającymi postać ludzi, ale znacznie od ludzi większymi. Patrząc z kolei od strony widza – pozwala na ogromne zróżnicowanie rodzajów prowadzonej walki, od „pieszych” starć po pościgi i gwałtowne manewry myśliwców. Co ciekawe, nie ma tu maszyn w jakiś sposób „specjalnych” – tak charakterystycznych dla Gundama jedynych w swoim rodzaju mechów, których pojawienie się na polu walki może zmienić przebieg wojny. Niektóre wyróżniają się wyglądem, ale z powodów głównie „kosmetycznych”, czyli po prostu sposobu pomalowania, i nawet Hikaru do samego końca lata w praktycznie normalnej valkyrii. Za to odpowiedniej transformacji może podlegać także cały „Macross” – i jest ona tyleż absurdalna, co niesamowicie efektowna, szczególnie widziana po raz pierwszy.

Jak na czasy powstania, Macross wyróżnia się także staranną animacją, na jaką zasługiwał ówczesny „wysokobudżetowy hit”. Odpowiedniej oprawy doczekały się nie tylko same pojedynki i walki, pełne ruchu i rozsądnie (czyli w sposób mało odczuwalny dla widza) korzystające z powtarzanych ujęć. Dużo uwagi poświęcono także animacji postaci, ich gestów i mimiki, czyli temu, co najbardziej uczłowiecza i ożywia rysowanych bohaterów. Projekty postaci są natomiast raczej typowe – trafiają się tęczowe włosy, ale większość wygląda raczej zwyczajnie. Hikaru to klasyczny młody bohater z tamtego okresu, dziewczyny podobne do Misy czy Minmay można było zobaczyć w wielu seriach. Twarze nie są przesadnie, „mangowo” przerysowane, a proporcje ciała pozostają w granicach rozsądku. Zabawny natomiast jest świat, w którym poruszają się bohaterowie, pełen stareńkich urządzeń, w rodzaju wielkich automatów telefonicznych, służących do utrzymywania łączności na supernowoczesnym „Macrossie”, a także strojów i fryzur charakterystycznych dla epoki, w której powstawała seria. Ilość tego rodzaju detali sprawia, że ich wypatrywanie może być dodatkową atrakcją dla łowców staroci. Ścieżkę muzyczną natomiast należałoby podzielić na dwie części. Standardowa oprawa obejmuje śpiewaną natchnionym męskim głosem piosenkę w czołówce, zatytułowaną rzecz jasna Macross, oraz klasyczną ścieżkę dźwiękową z podniosłymi i zagrzewającymi do boju melodiami słyszanymi w trakcie walk i rzewnymi skrzypcami podkreślającymi momenty nastrojowe lub tragiczne. Drugą część stanowią odgrywające niebanalną rolę w fabule piosenki, wykonywane przez Mari Iijimę, która wcieliła się w rolę Lynn Minmay. Tu trzeba powiedzieć uczciwie: same w sobie są one przedstawicielami leciwego j­‑popu i chociaż bez wątpienia wpadają w ucho, dzisiaj większość z nich, tak jak „debiutancka” Watashi no Kare wa Pilot, raczej będą niezamierzenie śmieszyć, szczególnie zestawione z nabożnym zachwytem, z jakim są przyjmowane. Już lepiej bronią się utwory bardziej liryczne, jak choćby Ai wa Nagareru czy My Beautiful Place, które nadal mogą wzruszyć, szczególnie w połączeniu z kontekstem, w jakim pojawiają się w serii.

Jeśli ktoś poszukuje odpowiedzi na pytanie, czy oglądanie cyklu Macross należy bezwzględnie rozpocząć od pierwszej serii, brzmi ona – niekoniecznie. Uniwersum Macrossa nie jest aż tak złożone i bez większych przeszkód można najpierw sięgnąć po którąś z nowszych pozycji, potem dopiero cofając się do początków całej sagi. Choujikuu Yousai Macross mimo upływu lat zachowało wiele walorów, które niegdyś decydowały o jego popularności i nadaje się do oglądania nie tylko z sentymentu dla „starych czasów”. To nadal żywa, pełna akcji seria, która może po prostu wciągnąć. Owszem, wymaga pewnego przymknięcia oka na naiwności fabuły, ale ostatecznie jest całkowicie warta zarówno poświęconego jej czasu, jak i miejsca zajmowanego w historii anime.

Avellana, 21 lutego 2010

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: Studio Nue
Autor: Shouji Kawamori
Projekt: Haruhiko Mikimoto, Kazutaka Miyatake, Shouji Kawamori
Reżyser: Noboru Ishiguro
Scenariusz: Ken'ichi Matsuzaki
Muzyka: Kentarou Haneda