Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Zapraszamy na Discord!

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

7/10
postaci: 5/10 grafika: 6/10
fabuła: 4/10 muzyka: 2/10

Ocena redakcji

6/10
Głosów: 3 Zobacz jak ocenili
Średnia: 5,67

Ocena czytelników

7/10
Głosów: 143
Średnia: 7,28
σ=1,55

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Eire)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Dragon Ball: Episode of Bardock

Rodzaj produkcji: odcinek specjalny (Japonia)
Rok wydania: 2011
Czas trwania: 20 min
Tytuły alternatywne:
  • ドラゴンボール エピソード オブ バーダック
Tytuły powiązane:
Gatunki: Sztuki walki
Widownia: Shounen; Postaci: Obcy; Rating: Przemoc; Pierwowzór: Manga; Miejsce: Świat alternatywny; Inne: Supermoce
zrzutka

„Dragon Ball Epizod I” – czyżby pierwsza jaskółka expanded universe?

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: Hagane no

Recenzja / Opis

Expanded universe – fabularna narośl na popularnej produkcji. Rozwija się na ciele rozpoznawalnych marek pod wpływem woli producenta, dokarmiana pieniędzmi fanów. Szczególnie podatne na tę zarazę są zachodnie filmy i seriale. Zaczyna się niewinnie – zawsze znajdzie się jakiś wątek domagający się rozwinięcia, jakaś tajemnicza postać potrzebująca tła i rodowodu. Wynajmijmy więc ghostwritera lub wyróżniającego się aktywnością fana, niech napisze parę słów czy narysuje komiks, a producent to podpisze i za ciężką kasę puści w świat. Jeśli chwyci, kolejni rzemieślnicy rozwiną kolejne wątki, a gdy tych zabraknie, dopiszą nowe, już tylko luźno powiązane z macierzystym dziełem. Producent czy pomysłodawca da ogólne wytyczne, albo i nie, i wszystko zacznie żyć własnym życiem. Powstanie olbrzymi świat pełen sprzecznych ze sobą historii, setek wątków i bohaterów. Zazwyczaj kiepsko napisanych, ale fani gotowi są przekopać się przez góry szmelcu i wybaczyć wiele głupot w zamian za jeszcze dzień życia w ulubionym świecie i od czasu do czasu coś wartego uwagi. Gwiezdne Wojny w ciągu trzydziestu lat dorobiły się nie tylko setek wspomnianych wyżej książeczek, komiksów i gier, ale także pełnowymiarowego serialu animowanego. Fani zaś od lat śmieją się i płaczą nad nowymi dziełkami, pracowicie układają chronologię i do upadłego omawiają każdą nieścisłość. I jest to dobre, bowiem nie ma nic lepszego dla fana niż ciągła dostawa nowego żeru.

W porównaniu do zachodnich kolegów, światy z mangi i anime prezentują się zaskakująco ubogo i porządnie. Zazwyczaj twórca danej serii nie puszcza jej luzem i jest mniej lub bardziej świadomy tego, co firmuje wymyślona przez niego nazwa. Przypadki, kiedy mangaka lub jego spadkobiercy zaakceptowali oficjalnie wydane komiksy rozwijające jakieś wątki, są rzadkie i prawie nigdy nie wychodzą na Zachód. Trudno szukać uniwersum, które poszerzałoby się w sposób opisany powyżej. Być może jednak mamy do czynienia z pierwszą jaskółką nowego i narodzinami tego zjawiska w świecie mangi i anime. A wszystko znowu zaczyna się od Dragon Ball.

Kiedy parę lat temu pisałam o takiej możliwości, sama nie wierzyłam, że kiedyś się spełni. Ot, od czasu do czasu jakiś odcinek specjalny i rozwijająca się po cichu gra MMO. Tymczasem w 2011 roku dostałam do ręki oficjalnie zaaprobowane przez Toryiamę doujinshi autorstwa Naho Ooishi. Niby nic wielkiego – trzy rozdzialiki opisujące historię znaną z odcinka specjalnego serii telewizyjnej. Tymczasem manga doczekała się krótkiej animacji, a studio zapowiedziało nowy projekt pod tajemniczą nazwą Dragon Ball Force. Czyżby odrodzenie znanej marki?

Jeśli bierzecie się za tę pozycję, najpewniej znacie już i świat, i pierwowzór, więc nie będziemy bawić się we wprowadzenia. Ostatnie minuty planety Vegeta – domu rasy Saiyan, których galaktyczny tyran Freezer uznał za zbyt niebezpiecznych, by pozostawić ich przy życiu. Jego plany przejrzał wprawdzie jeden z wojowników, przypadkowo obdarzony zdolnością jasnowidzenia, ale co on może w starciu z największą potęgą w galaktyce? Planeta rozpada się w efektownym wybuchu, a nasz bohater ni z gruszki, ni z pietruszki przenosi się w przeszłość? Jak? Dlaczego? Nieważne. W tej alternatywnej rzeczywistości Bardock – Saiyanin niskiej klasy, znany szerszej publiczności jako ojciec Goku, zmierzy się z przodkiem Freezera, pokazując, dlaczego kosmiczny tyran miał powody, by bać się swoich sprzymierzeńców i skąd wzięła się legenda, którą Saiyanie opowiadali przez następne 1000 lat.

Fabuła – pobili się, przestali i prawie wszyscy byli weseli. Tego oczekiwałam i to mi się podobało. Nie podobało mi się to, co zobaczyłam pomiędzy mordobiciami, czyli połączenie wątku ojca Goku i legendarnego Super Sayianina – wojownika o niespotykanej sile i woli walki. Kto twierdzi, że w jakikolwiek sposób zaskoczyły go wydarzenia zaserwowane w tej produkcji, ten kłamie i powinien się wstydzić. Ja tylko pragnę przypomnieć, że wyjątkowe supermoce winny pozostać wyjątkowe, a nie dopisywane do życiorysu każdego, kto pojawi się w kadrze. Poza tym – dziury, dziury, dziury fabularne widzę. Ja wiem, że czasu nie było, ale zostawienie bohatera w pół ruchu w obcym świecie to nie jest miłe posunięcie. Sam zajął się produkcją Saiyańskiej rasy?

Skoro o bohaterze mowa – może to kwestia grafiki, ale Bardock wydaje mi się miły i niebezpiecznie zbliża się do granicy bycia bojownikiem o wolność naszą i waszą. Lekkie przesunięcie akcentów sugeruje, że nie był wcale taki zły i przecież poszedł bronić niewinnych przed złym… STOP. Oddajcie mi leniwego pana do wypitki i do wybitki, co wszystko miał gdzieś, dobra? Poza nim mamy miłe stworki z planety­‑która­‑stanie­‑się­‑planetą­‑Vegeta (uśmiechają się, są mili, dobrzy, więc zostają okrutnie sponiewierani przez silniejszych) i przodka Freezera, którego od potomka różni to, że ma rogi trochę bardziej. Gdzieś tam w tle plącze się mięso armatnie bez cech szczególnych.

Kreska zdążyła podzielić fandom: ja twardo okopuję się na pozycji, że cukierkowe barwy do tej serii nie pasują. Komputerowa grafika paradoksalnie wygląda lepiej w ruchu niż na zatrzymanych kadrach – animacja jest o wiele bardziej płynna niż w poprzednich produkcjach, w walkach widać i czuć dynamizm. Panie nie powinny przegapić jednej z niewielu okazji do popatrzenia na ładnie umięśnioną męską klatę piersiową – rzecz w chwili obecnej godna uwagi. Na kadrach niestety widać małą ilość szczegółów, którą można by wybaczyć ręcznej animacji, ale zestawiona z jaskrawymi kolorkami trochę razi. Udźwiękowienie – muzyka pika w tle, openingu brak. W roli ojca Goku – Masako Nozawa.

Brzmi to wszystko sucho i naiwnie, ale w sumie dziełka spod znaku expanded universe zawsze brzmią naiwnie, gdy opisuje się je osobom spoza ścisłego fandomu. Gdyby ta animacja po prostu wpadła mi w ręce, zapewne nie wróciłabym na nią uwagi. Zawsze starałam się dawać oceny obrazujące jakość danego tytułu, bez osobistych sentymentów, ale tej produkcji w oderwaniu od fandomu omawiać się nie da. Jeśli do ubożuchnych parametrów dodamy subiektywną ekscytację wywołaną wiadomością o jej powstaniu, czekanie, dyskusje, zapowiedź nowych kawałków, wyjdzie nam coś, co w sumie każdy fan zobaczyć powinien. Dla tych 20 minut w świecie Dragon Ball.

Eire, 25 stycznia 2012

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: Toei Animation
Autor: Akira Toriyama
Projekt: Tadayoshi Yamamuro
Reżyser: Yoshihiro Ueda
Scenariusz: Makoto Koyama
Muzyka: Hiroshi Takaki