Komentarze
Kokoro Connect
- No to na tyle : Bez zalogowania : 12.11.2021 07:20:53
- komentarz : Patka : 23.02.2019 12:01:01
- Re: Niby bardzo dobre na tle innych, ALE : Raikami : 9.09.2017 12:12:43
- Niby bardzo dobre na tle innych, ALE : Goose : 4.09.2017 21:52:04
- Świetne anime : Uratugo : 7.07.2016 02:27:19
- komentarz : Zachajv : 6.02.2016 16:12:16
- komentarz : thorn : 6.02.2016 15:23:29
- Niedoceniona perełka ze skazą : Raikami : 25.10.2015 21:43:03
- komentarz : Katasza : 1.07.2015 22:36:06
- komentarz : Yuki Asakawa : 25.04.2015 17:10:47
17.07.2012r. - 19.01.2013r.
Tak czy inaczej mocne 8.
Po seansie speciali
Ale dość pesymizmów – polecam i tyle ;) Tym co nie widzieli nic – całość. A tym co widzieli serie – te odcinki (chociaż w sumie nie ma co polecać…to raczej mus:))
10/10
Pozdrawiam i „Szczęśliwego Nowego Roku” :)
hm.
Na początku pomyślałam, że jest naprawdę świetnie. Pojawił się problem, czy ciało to rzeczywiście fundament tożsamości, czy można być sobą w ciele kogoś innego. To spostrzeżenie wydało mi się trafione w dziesiątkę, pomyślałam, wow, wreszcie coś nowego.
Niestety, na tym się skończyło. I o ile część z zamianą ciał była zdecydowania udana i nie mam jej nic do zarzucenia, tak już następne… były po prostu zbyt emocjonalne.
Za dużo krzyków, płaczu, ochraniania, pomocy i miłości. Zdecydowanie za dużo.
A może to ja po prostu źle robię, że cenię sobie ludzi, którzy nie przeżywają tak strasznie emocji i panują nad sobą? Oczywiście, nie każdy potrafi, ale tutaj nikt nie potrafił. Nie wyobrażam sobie, żeby którakolwiek grupka moich znajomych mogła się tak zachowywać, więc patrząc na takie coś w tym anime, automatycznie oddzielałam się od tego co się działo na ekranie mentalną, pancerną szybą.
Uspokójcie się, prosiłam. Nie było to ani zbyt wiarygodne, ani tym bardziej strawne.
Pośród oceanu dramatu utonęła moja sympatia do postaci.
Co do nich samych zaś, dość przerysowane, zwłaszcza główny bohater i jego pomaganie. To już było. Inaba była moją faworytką, dopóki też nie straciła tego wszystkiego, dzięki czemu była fajna.
Inne problemy też niesamowicie rozdmuchane, i ogólnie im dalej, tym bardziej naciągane rozmowy, wyznania i troski. I żeby chociaż były oryginalne, albo ciekawie poprowadzone – nie, nie były.
Myślałam, że dostanę dobrą serię, która zajmie się niby zwykłymi sprawami, jak właśnie tożsamość, która dla wielu wydaje się rzeczą oczywistą, a gdyby się zastanowić czym jest, to trudno to stwierdzić.
Dostałam jednak mocno naciągany szkolny dramacik.
Wydarzenia nadprzyrodzone stały się jedynie pretekstem do ukazania relacji grupki nastolatków – dobrze, w porządku. Ale w tym wypadku bardzo, bardzo szkoda, że nie było to niczym ponadto. Powinno być więcej niesamowitości i mniej dramatu, wtedy byłoby znacznie lepiej.
Seria w sumie ok, ale to i tylko to, na pewno nic więcej, bo też nie znalazłam tam niczego, czego bym już nie widziała, i to w lepszej oprawie. Może i dobrze zrobione, ale przewidywalne, a to nie wystarczy.
Gdyby nie pierwsza część, wszystko byłoby warte jeszcze mniej.
Na pewno mamy tu pomysł, pewien konkretny rys fabularny. I nie mogę tego nie docenić. A jednak anime mnie nudziło.
Standardowo: grupka przyjaciół, szkoła, problemy rodzinne i młodzieńcze zakochania, plus jeden wątek nadnaturalny, będący motorem napędowym fabuły.
Gdyby nie te zamiany ciał, anime byłoby nie do oglądania, bo nie miałoby w sobie kompletnie nic.
Sam pomysł wydał mi się być bardzo ciekawy, mający duży potencjał dramatyczny i humorystyczny, zależnie co jest aktualnie bardziej potrzebne. Mam jednak wrażenie, że nie wykorzystano go w optymalny sposób. Zamiany ciał są tu jedynym elementem akcji, na tym wszystko się opiera, więc jest dość biednie, a przynajmniej nie wystarczyło to, by mnie zaciekawić przez wszystkie odcinki. Do połowy serii – okej. Ale potem zaczęło być nudno.
Nie zaciekawili mnie też bohaterowie sami w sobie, ani ich problemy.
Seria poprawna, ale brakuje jej klimatu, pomimo fajnego pomysłu, czuję duży niedosyt.
5/10.
Słabizna
Pierwsza część: „Och nie! Zawsze, kiedy przyjaciele [z klubu] proponowali mi lody truskawkowe to mówiłam, że boli mnie brzuch, albo że muszę dbać o linię, a przecież tak naprawdę nie cierpię lodów truskawkowych. Na pewno wszyscy teraz już wiedzą, że cały czas ich okłamywałam, jak mam się teraz im pokazać na oczy?! NIEEEeee…”
Druga część: „Och nie! Widząc, że on zachowuje się naprawdę głupio skomentowała/em to, i powiedziała/em mu, że zachowuje się naprawdę głupio! Teraz z pewnością mnie nienawidzi i myśli, że nim pogardzam, jak teraz mam spojrzeć mu w oczy?! NIEEEeee…” Plus mały epizod kliknij: ukryte „Och nie! Jestem w nim zakochana, ale to nie jest komedia romantyczna, więc trójkąty romantyczne nie są dozwolone. Jak mam się teraz im pokazać na oczy?! NIEEEeee…”
Trzecia część: „Och nie! Przypomniała/em sobie rzeczy z dzieciństwa a tam nic tylko złe wspomnienia! NIEEEeee…”
W opisie tego anime na Tanuki jest, że są to okruchy życia. Ja powiedziałbym jednak, że był to dramat. Tak, bohaterowie wymyślali sobie takie problemy z tyłka, że po prostu dramat. Niby klub, do którego należy piątka bohaterów nie ma specjalnie żadnego celu ani określonej formy aktywności. Gdyby jednak ktoś powiedział, że jest to 'Klub Rozpaczy i Rozterek' to naprawdę pochwaliłbym klubowiczów na aktywność i pomysłowość.
Znaczy się, żeby nikt sobie nie myślał. Ta cała rozpacz i rozterki nie polegają na siedzeniu skulonym w koncie zaciemnionego pokoju, waleniu głową w ścianę, lub witaniu nowego nowego dnia słowami „ach, więc świat nie uległ jeszcze zagładzie”. Cała absurdalność polega na łatwości kreowania problemów z niczego i męczeniu się bohaterów, by w reszcie mogli dojść do od początku oczywistego rozwiązania.
Denerwujące jest też to, że rozwiązania poszczególnych problemów są podane tak, jakby były to nie wiadomo jakie życiowe mądrości. A tak naprawdę są to zwykłe głodne teksty o przyjaźni, miłości i życiu, które szesnastoletni już przecież bohaterowie powinni dobrze znać.
Ogólnie pomysł na serię był niezły. Sensowne by było, aby najpierw trochę popokazywać w lekkim żartobliwym kontekście jak to bohaterowie (nie) odnajdują się w obliczu nowego zjawiska, stopniowo przechodząc do sensownego problemu jednej z osób, w dalszej części go rozwiązując zostawiając jakieś sensowne przesłanie, lub przynajmniej ciepłe uczucie. W pierwszej części prawie się to udało, ale jednak ostatecznie zostaliśmy zalani pokładami nieszczęścia. W pozostałych częściach scenarzysta doszedł jednak najwyraźniej do wniosku, że nikt nie ogląda tej serii dla humoru, więc od razu przejdźmy do pokazywania, jacy to oni nie są nieszczęśliwi. No i w efekcie nawet jeśli dało by się z pomysłu na świat wykrzesać sporo humoru, lub przynajmniej lekkiego, przyjemnego nastroju, to po zakończeniu pierwszej części sceny tego typu możemy policzyć na palcach.
Zaraz pewnie ktoś wyskoczy „Jak chciałeś oglądać komedię, to trzeba było sobie włączyć komedię. To są okruchy życia!” Nie, okruchy życia, jak sama nazwa wskazuje, polegają na pokazywaniu życia bohaterów. Nie uwierzę w to, że życie normalnych osób polega tylko na rozpaczaniu lub rozterkach, lub niesieniu pomocy mającym problemy i rozterki. Choć może i to bym zaakceptował, gdyby było tu coś zmuszającego widza do refleksji, a podane rozwiązania problemów polegały na czymś więcej niż „przyjaźń banzai!”.
Nie, ta seria to była strata czasu i naprawdę nie potrafię zrozumieć jak ktoś mógł być poruszony losami i rozterkami tych bohaterów. Może mieli niskie oczekiwania? A może po prostu jestem już za stary, a to, że jestem facetem zbyt mocno działa na moją niekorzyść? Mam jednak wciąż nadzieję, że to jakaś pomyłka i szczyt możliwości współczesnych okruchów życia i dramatów to nie jest to coś. Albo, że przynajmniej dożyję lepszych czasów…
4/10
skandal skandalem
/Ciach/ SEZONU
Zmoderowano temat. Zasada jest prosta: krytykę dopuszczamy, wulgaryzmów – nie. Moderacja
Zaskakująco duży potencjał dramatyczny
Temat zamiany ciał łatwo potraktować jako fundament do zbudowania komedii pomyłek czy radosnej zabawy pełnej erotycznych podtekstów. W anime jako gatunku można znaleźć na to aż nadto przykładów. Tymczasem Kokoro Connect podpowiada, że taki transfer może mieć też (i ma) drugą, poważną, a nawet mroczną, stronę. Została tu ona stosunkowo łagodnie zasugerowana w postaci wątku związanego z przybranym ojcem Iori, bez uciekania się do scen dramatycznych czy brutalnych. Zamiast otworzyć drzwi prowadzące do wnętrza domowego dramatu, uchylono je zaledwie na kilka centymetrów. Ale znając życie można założyć, że gdyby rzecz cała przytrafiła się innym, mającym w życiu pod bardziej śliską i stromą górkę bohaterom, serial zostałby opatrzony etykietą „dla dorosłych widzów” a bohaterowie stanęliby w obliczu dylematów, z jakimi nigdy, za żadne skarby nie chcieliby się zmierzyć.
Podam drastyczny przykład. Załóżmy, że ojciec bohatera to tyran i brutal. W szkole bohater robi dobrą minę do złej gry, ze wstydu starannie ukrywając siniaki i prawdę przed kolegami. Przez lata nauczył się dawać sobie z tym radę i żyć ze sztucznym uśmiechem na twarzy. Ale teraz raptem staje w obliczu sytuacji, kiedy to ktoś inny może znaleźć się w jego ciele. Ktoś, kto nic nie wie o jego życiu rodzinnym i nie wie, co go może spotkać. Czy w związku z tym bohater powinien przygotować kolegów na ewentualną przemoc ze strony ojca? Uprzedzić, jak powinni się zachowywać, by uniknąć agresji, do której zwykle wystarczy lada jaki pretekst? Jeśli tak, to musiałby teraz wywlec na światło dzienne całą brutalną prawdę, którą ukrywał latami, przemóc wstyd i upokorzenie, praktycznie wyspowiadać się publicznie. Zakładam, że nie byłoby to łatwe. Może więc nic nie mówić? Niech się dzieje co chce? Tyle że w konsekwencji kolega będący w pożyczonym ciele, nieznający zasad panujących w domowym obozie koncentracyjnym, z pewnością szybko złamie którąś z nich i w konsekwencji doświadczy agresji na skalę, jakiej bohaterowi zwykle udaje się uniknąć dzięki doświadczeniu. Jak wtedy spojrzeć w oczy osobie, która dostała łomot tylko dlatego, że bohaterowi zabrakło odwagi, by spróbować zapobiec takiemu rozwojowi wypadków? Dylematy, rozterki, wątpliwości.
To samo, jeśli np. bohater miałby w domu matkę alkoholiczkę, która obwinia go o odejście męża. Albo jest niechcianym dzieckiem, o czym rodzice nie dają mu zapomnieć. Albo, w skrajnym przypadku, jest wykorzystywany seksualnie przez kochanka matki. Patologie, do których dochodzi w rodzinach, których byśmy o to nigdy nie podejrzewali, można by wymieniać jeszcze długo. Dzielenie się prawdą o sobie i swoim życiu osobistym, szczerość, okazywanie zaufania i liczenie na wzajemność ze strony osób, które chcielibyśmy trzymać od tych spraw jak najdalej może okazać się próbą dużo trudniejszą niż znoszenie razów.
Bardzo chciałbym zobaczyć, jak bohaterowie Kokoro Connect stają przed podobnym problemem i koniecznością podjęcia decyzji o zdjęciu maski z wymalowanym obliczem „wszystko w porządku”. Jak wyrzucają z siebie wszystko. I chciałbym wtedy zobaczyć reakcję kolegów. Raz, bo poznają okrutną prawdę, której istnienia nie spodziewali się. Dwa, bo w dowolnym momencie, wbrew swej woli mogą zetknąć się z tą ponurą rzeczywistością w bardzo bolesny sposób. Co wtedy zrobią? Wracając do przykładu z okrutnym ojcem używającym przemocy fizycznej: postawią mu się? Tyle że to, co wydawałoby się naturalnym odruchem obronnym, w konsekwencji może obrócić się przeciwko temu, z czyjego ciała skorzystaliśmy, bo tyrani nie tolerują sprzeciwu ani buntu i jeśli życie bohatera do tej pory przypominało obóz koncentracyjny, to po podniesieniu ręki na „pana i władcę” z pewnością zamieni się w piekło. Pójdą na policję? Tyrana zamkną, ale przecież wróci, a wtedy dysfunkcyjna rodzina bohatera rozpadnie się albo dojdzie do tragedii. Nic nie robić i pozwolić, by obcy facet złoił nam skórę? Uciec? Tylko co wtedy z tym, którego ciało pożyczyliśmy? Nasze czyny w momencie, gdy korzystamy z jego ciała, będą policzone na jego konto. Wyobrażam sobie, że w takiej sytuacji bardzo łatwo jest zrobić coś, czego sam właściciel ciała nigdy by nie zrobił, czego by sobie nie życzył, z różnych powodów. W tym momencie mamy do czynienia z kwestią odpowiedzialności. Jak poradziliby sobie z nią nastoletni bohaterowie, z jakimi mamy do czynienia w Kokoro Connect, dokonując zmian w czyimś życiu, choćby najbardziej słusznych z naszego punktu widzenia czy zasad moralnych, ale bez pytania zainteresowanego o zgodę? Tu wrócę do sytuacji rodzinnej Iori: chciałbym zobaczyć jak zachowałby się Taichi, gdyby przyszło mu znaleźć się w ciele Iori w chwili, gdy jej agresywny, pijany ojczym podniósłby rękę na matkę dziewczyny albo na nią samą? Czy doszłoby do konfrontacji? Jak wpłynęłoby to na stosunki między parą nastolatków? I jak ja, siedzący przed ekranem, poradziłbym sobie postawiony w takiej sytuacji?
Sam jestem zaskoczony tym, jak duży potencjał dramatyczny ukrywa się w Kokoro Connect. Trudne, momentami mroczne czy nawet okrutne w pokazywaniu prawdy skrzętnie chowanej za zamkniętymi drzwiami prywatnych domów. Łatwo mogę wyobrazić sobie taką produkcję w postaci fabularnej, przeznaczonej dla dorosłych widzów. I właśnie za to, że dano mi możliwość, abym zdał sobie z tego sprawę i zmusił do wysiłku wyobraźnię, zapamiętam serial na długo.
Świetne oceny recenzentki
Lekka przesada
Zacznijmy od bohaterów. Ten brązowowłosy (wybaczcie, nie jestem dobra w pamiętaniu imion) to chodzący ideał – pomocny, miły, koleżeński, wszystkich traktuje równo, spokojny… Słowem: nuda. Oczywiście twórcy starali się nadać mu jakiegoś ''wyrazu'' poprzez kliknij: ukryte dodaniu, że robi to wszystko właściwie dla siebie, a nie dla innych, ale wydało mi się to wciśnięte na siłę. Wyszło nieprzekonująco i koniec końców pan Ideał jest tak samo nudny, jak na początku. Teraz poznęcam się nad Yui i Aokim. Yui to typowe dziewczę wstydzące się za wszystko, wrażliwe i słabe psychicznie ( kliknij: ukryte dodaj postaci wypisz wymaluj traumę, by usprawiedliwić jej zachowanie i mamy świetny charakter!). Może być, ale wypadła nieco zbyt… bezbarwnie, tak samo jak zakochany w niej chłoptaś. Niby są, niby coś robią, a i tak akcja obraca się wokół Taichiego i dwóch pozostałych koleżanek (o, przypomniałam imię!).
Inaba jest jedyną bohaterką, która zjednała moją sympatię, co dziwne, bo prędzej utożsamiłabym się z Iori (tutaj prawie udało się twórcom zrobić z nią coś dobrego, ale… no właśnie, prawie).
Muzyka nijaka, chociaż nie razi jakoś uszu. Dla grafiki wielki plus – taka w moim stylu, K‑ON‑owa. Fabuła była główną dźwignią anime, i tak samo, jak wydaje się przemyślana do momentu kliknij: ukryte ''uwolnienia emocji'', co mi nie przypadło do gustu, to dalej wydaje się być rozciągana na siłę. Pokłon dla autora noweli za moment, kiedy kliknij: ukryte kosmita/ta dziwna istota wchodzi w ciało Iori i skacze do rzeki. Mistrzostwo. Prawie się dałam nabrać, że ktoś zginie, ale wiadomo – w takich bezwstydnie wręcz optymistycznych tytułach nie może dojść do czegoś takiego.
Ogólnie wystawiłam 7/10 za fabułę, grafikę i postać Inaby. Jeszcze do momentu o którym wspomniałam byłam pewna wystawienia 9/10, jeśli nie 10/10, ale koniec mnie rozczarował. kliknij: ukryte A jeżeli twórcy myślą, że mała Iori tak szybko pozbyłaby się nieznośnego ojczulka z domu i jeszcze rozmawiała z córką o tym przy kolegach, to chyba nie znają życia.
Raczunek proszę.
Ocena za postacie całkowicie mnie już znokautowała. Nawet LoGH ma na Tanauku za to 9/10, a jest anime nie o trzy ligy, lecz wręcz całe galaktyki lepszą.
Fabuła to kolejny killer. Oto pewnego dnia jakiś kosmita, demon, czy tam człowiek z niewyemitowanego odcinka Archiwum X (wybrać co pasuje) napastuje grupę uczniów. Bawi się nimi swoimi magicznymi mocami wystawiając ich młodzieńcze serca na próby i inne dramy przeciętnego gimbusa. Dzieciaki zmagają się z samym sobą otwierając skrywane tajemnice i lęki przed swoimi kolegami.
Nie powiem, po obejrzeniu czegoś takiego można od razu poczuć się lepszym człowiekiem… Ludzie oglądający zwykle jakieś majtko‑szkolne pierdółki może się zachwycili nową dla nich koncepcją, ale to naprawdę jest kliknij: ukryte przeciętne, żeby nie powiedzieć kliknij: ukryte mocno przeciętne.
Polecam poczytać w internecie o skandalu, którego dopuściła się ekipa podczas promocji tego anime. Shamefur dispray.
Na szczęście seria została zbojkotowana i sprzedaje się na tyle słabo, że następnym razem pomyślą zanim poniżą dla zabawy kolejną osobę.
hm?
Zmarnowany potencjał, acz historia ciekawa
Momentami niestety epatuje nieco przesadnym dramatyzmem, szczególności w osobie Iori, ale to można przeboleć. Natomiast tym, co uznałabym za jej największy błąd to przeładowanie pomysłami – kliknij: ukryte zamiana ciał była interesująca i potem te wewnętrzne pragnienia pasowały jako uzupełnienie, natomiast powroty do dzieciństwa były już piętrzeniem problemów nieco na siłę, przez co postacie wypadały coraz bardziej sztucznie, koniec końców przechodząc przez wszystko bardzo lekko
Co do bohaterów – z jednej strony mamy tutaj kilka naprawdę ciekawie wykreowanych charakterów (jak Inaba, czy Yui, których zdecydowanie nie zaszufladkowałabym do typowych szablonów), jak też i takich, którym na siłę wciśnięto pewne udziwnienia (klasycznym przykładem byłaby Iori, ale Taichi także się pod to łapie) oraz jednego, zupełnie niepotrzebnego bohatera, bo tak naprawdę praktycznie w ogóle nie przedstawionego, przewijającego się niby na pierwszym planie, ale jednak zawsze gdzieś w tle – Aokiego. Mieszanka wybuchowa, czy też raczej nudny chaos? Osobiście optowałabym niestety za tym drugim – raczej wątpliwe, bym na dłużej zapamiętała kogokolwiek poza Inabą z jej niezwykłym podejściem do życia i innych osób.
Mam tylko nadzieję, że nikt nawet nie pomyśli o drugim sezonie, a w końcówce zamiast piętrzyć nowe problemy zamkną kliknij: ukryte rozdział uczuciowy po prostu.
Osobiście wystawiłam temu 7/10 za dobry pomysł i ciekawą realizację, ale…niestety tylko do połowy. Ponadto dostało ono ode mnie wielgachnego minusa za brzydką grafikę, zwł. jeśli chodzi o postaci, które przez to wypadały bardziej sztucznie (mimika ich twarzy to był koszmar, a skoro seria miała skupiać się na problemach psychologicznych to powinna być podstawa).
Problemy, dylematy, problemy. Z przymrużeniem oka.
Jak ja bardzo się nie spodziewałam, że to anime będzie, czym zostało. I jak bardzo się cieszę, że okazało się tym, czym jest. Za mało od jakiegoś czasu powstaje takich tytułów – nawet brakuje mi określenia, po prostu „takich”. Gdzie mimo nadnaturalności realizm zostaje w odpowiednim miejscu, gdzie jest dramat – ale nie taki mroczny, wylewający się z ekranu i wszechprzygnębiający, ale szary i codzienny. Gdzie jest traktowany jako coś szarego i codziennego, a nie koniec świata (przez twórców rzecz jasna, bohaterowie mają swoje prawa), armagedon i w ogóle to przeraźcie się widzowie powagą sytuacji. Nie. Są problemy, ale są i jasne strony sytuacji. Jest źle, ale nigdy tak, by nic nie dało się zrobić. Po prostu. Co nie znaczy, że rozwiązanie sprawy będzie łatwe, wręcz przeciwnie. Ale kto powiedział, że ma być łatwo? Niechby i tylko dla tej jednej konkretnej osoby, ale rozwiązanie nie może przyjść ot tak, wtedy nie byłby to „problem”. Jest pokazane, że owszem może i problem zakrywa bohaterom cały świat i wydaje im się, że zaiste znajdują się właśnie w najgorszej możliwej sytuacji, ale jednocześnie widać, że wcale tak nie jest, a to tylko punkt widzenia, który łatwo odwrócić. Bo za chwilę los pokaże, że może się stać coś jeszcze gorszego albo że i inni mają swoje problemy. Niespodziewanie. A bohaterowie otwierają szeroko oczy, patrzą, stwierdzają „o faktycznie!” i śmieją się sami z siebie. Później. Wcześniej są pełni powagi, mówią poważnie o rzeczach, które wydają im się poważne, w ten charakterystyczny, pełen wiary w swe racje sposób. I mogą mieć tę rację lub nie, przecież nie o to chodzi. Albo właśnie o to? Nie wiem, ale na każdym kroku uderza mnie jedno. Są po prostu… tacy prawdziwi. Nie mam pojęcia, kiedy ostatnio tak bardzo mogłam się utożsamić z jakimś bohaterem animca. Oglądając Kokoro Connect prawie w każdym odcinku czułam się, jakbym dostawała w twarz, w sam środek dumy. Aha, więc właśnie tak wyglądam, gdy w dokładnie ten sam sposób wyolbrzymiam problemy, stawiam siebie w centrum wszechświata, rozpaczliwie usiłuję zwrócić na siebie uwagę a jednocześnie udaję, że nic się nie stało? Więc tak to wygląda z zewnątrz, takie to proste, takie banalne, tak łatwe do rozczytania? A nie wydawało się… Ale nie myślcie, że oglądanie tego wszystkiego, tego bezpardonowego wytykania wad, od środka a równocześnie od zewnątrz było nieprzyjemne. Ciosy, argumenty były celne i trafiały w sedno, ale nie bolały. Dawały do myślenia, to na pewno. A jednocześnie seans był niesamowicie zabawny. (Tak, bo to po małej części też komedia, chociaż może nie taka tradycyjna – chyba trzeba to dobrze rozumieć, wszystkie te niby absurdalne, a jednak prawdziwie sytuacje znać od kuchni, wtedy można mówić o „komedii”.) I nawet nie tyle zabawny – kojący. Po całym męczącym dniu nic tak dobrze na mnie nie działało jak odcinek Kokoro Connect (między innymi dlatego obejrzałam wszystkie dostępne odcinki tak późno, zostawiałam je sobie na czarną godzinę). Nawet więcej – to jeden z najskuteczniejszych leków na chandrę. Tak, będąc przytłoczona moimi problemami, tymi samymi prawie co bohaterów, tak samo poważnymi w moim przekonaniu, włączałam sobie Kokoro, by jeszcze bardziej w te dylematy wleźć. I nie było nic lepszego niż obserwowanie ich z odpowiedniej perspektywy i zobaczenie, jak ktoś inny się z nimi zmaga – że nie jestem wcale taka wyjątkowa, że nawet Japończycy mają dokładnie to samo, że w ogóle można i trzeba się z tym zmagać, nawet jeśli z różnym efektem. Nikt nie obiecuje wymarzonego happy endu, rzeczywistość nigdy nie będzie wyglądała dokładnie tak samo. Może lepiej, może po prostu inaczej? Oraz to, że wcale nie muszę i nie powinnam znosić tego wszystkiego z uśmiechem na ustach. Tak, bohaterowie Kokoro Connect są tak prawdziwi dlatego, że im też puszczają nerwy: pokrzyczą, popłaczą, nafoszą się i wcale nie patrzą, czy nadal wyglądają przy tym uroczo! Wszyscy jednakowo nieidealni, z problemami wcale nie traumatycznymi czy niezwykłymi, ale to już chyba pisałam. W każdym razie – szczerze ich uwielbiam. Nawet jeśli przerażało mnie, że mogę być aż tak typowa i nawet jeśli jedna z bohaterek to pod pewnymi względami moja przerażająco wierna kopia. Dawno nie polubiłam tak żadnej gormadki, no i nie pamiętam żebym kiedykolwiek stwierdziła, że z pewnością lubiłabym bohaterów nawet wtedy, gdybym spotkała ich w prawdziwym życiu. Ze wszystkimi wadami i zaletami, po prostu. Czy są schematyczni? Nie mam pojęcia, nie wydaje mi się – są nie tylko zbiorem cech, to kompletne, żywe osobowości. Ale może nikt nie chce myśleć o sobie, że jest schematyczny.
Serię tę polecam gorąco, ale tylko tym, którzy akurat Przeżywają tak samo poważnie, równie głęboko i te same sprawy, co bohaterowie. Które będą akurat miały ochotę dojrzeć to, co w tej serii jest do zobaczenia – a jest tego sporo, pewnie nie na wszystko zwracam uwagę, bo są tu dylematy rozmaite i jednocześnie bardzo osobiste. Oraz oczywiście tym, którzy Przeżywali i chcą powspominać z przymrużeniem oka. Warto.
nuuuuuuuuuuuuuuuuda
jedenaście
kliknij: ukryte cofanie się do dzieciństwa jest urocze. Trochę dziwne, że kliknij: ukryte po wszystkim niczego nie pamiętają., bo reakcje siebie samych na to co robili po przemianie byłyby fajniejsze^^.
Ale podoba mi się fakt iż z każda przemianą wychodzi z nich coraz więcej. Dowiadują się o sobie nawzajem, uczą się siebie jakimi są naprawdę i są zmuszeni zmierzyć się z tym co usłużny umysł stara się zapomnieć. To trudne, ale i tak w rezultacie z korzyścią dla nich. Poprzez drastyczne środki Heartseed im pomaga, ale zastanawia mnie czy na koniec wyjaśni się więcej na jego temat. Wydaje się, że jego celem jest w gruncie rzeczy zadzierzgnięcie mocniejszych więzi między przyjaciółmi i wymazanie wszelkim nieporozumień. Szczytny cel nie powiem. Ale miałoby to dla mnie większy sens, gdyby on coś z tego istotnie miał.
A tak w ogóle, na początku odcinka myślałam, że to sen Inaby, kliknij: ukryte której spełniają się marzenia w związku z Taichim. Ona i jej miły Taichi, a reszta koła robiąca za ich dzieci, co rozwiązuje problem rywalizacji ^^. Jakież było moje zaskoczenie, gdy okazało się, że to jednak nie sen…