Komentarze
Kill La Kill
- komentarz : Turbotrup : 4.08.2020 19:47:45
- Tak głupie, że aż śmieszne : Byczusia : 6.05.2020 23:24:25
- komentarz : zakuro5 : 25.06.2017 22:05:15
- Otrzymałem więcej niż się spodziewałem : Filippiarz : 7.07.2016 21:41:45
- Re: Gniot : Filippiarz : 7.07.2016 20:47:13
- Otrzymałem więcej niż się spodziewałem : Filippiarz2 : 7.07.2016 01:39:53
- komentarz : imspidermannomore : 9.01.2016 07:39:31
- komentarz : nixx : 9.01.2016 05:17:16
- komentarz : Nixx : 9.01.2016 05:15:21
- komentarz : thorn : 3.01.2016 22:15:50
Z drugiej strony, z czasem anime zaczęło się przeistaczać w ckliwego shounena z nieskończoną ilością power‑upów, więc cieszę się, że skończyli zanim seria straciłaby swój cały urok.
6/10.
Tak głupie, że aż śmieszne
Otrzymałem więcej niż się spodziewałem
Przecudna „kreska” (od zawsze ją kocham), świetna animacja, muzyka i fabuła która wystrzeliwuje mózg w kosmos…
Przepiękne walki prześlicznych kobiet (ten zabójczy MILF!!!), męscy protagoniści są wspaniale męscy – każdy po swojemu, ale każdemu należy się szacunek za to jak swoja męskość reprezentuje, nawet „fioletowym sutkom” ;)
Z tego co właśnie wyczytałem jest tu masę odniesień do historii Japonii i odniesień do faszyzmu i Orwella.
Kudos, świetne anime
Otrzymałem więcej niż się spodziewałem
Przecudna „kreska” (od zawsze ją kocham), świetna animacja, muzyka i fabuła która wystrzeliwuje mózg w kosmos…
Przepiękne walki prześlicznych kobiet (ten zabójczy MILF!!!), męscy protagoniści są wspaniale męscy – każdy po swojemu, ale każdemu należy się szacunek za to jak swoja męskość reprezentuje, nawet „fioletowym sutkom” ;)
Z tego co właśnie wyczytałem jest tu masę odniesień do historii Japonii i odniesień do faszyzmu i Orwella.
Kudos, świetne anime
Bohaterowie są świetni (Satsuki!), elementy komediowe kompletnie trafiały do mnie (na specjalną uwagę zasługuje tu Mako, uwielbiam), akcja gna w bardzo szybkim tempie, nie ma miejsca ani czasu na nudę, zawsze coś się dzieje. Idealnie pasująca jest do charakteru serii grafika, specyficzna kreska i animacja. Jest kolorowo i wybuchowo, ale przy tym ogląda się lekko i nie przyprawiało mnie o uczucie zmęczenia. Zdecydowanie rewatchable.
Jeśli komuś nie spodoba się już na poczatku, to nie ma sensu brnąć w to dalej, bo seria utrzymuje swój klimat przez cały czas od początku do końca. Jest szalona, absurdalna, szybka i jeżeli założenia odpowiadają widzowi, to ma szansę na świetną rozrywkę.
Bywały nieco słabsze momenty, są niezaprzeczalne wady, ale w tym wyjątkowym wypadku nie mogę nie przymknąć na nie oka będąc tak zadowolona z całości. 10/10.
No i jeszcze, skoro już wszyscy porównują Kill la Kill do TTGL… to drugie jest bardzo, bardzo dobre, ale jednak KLK>TTGL.
Dużo golizny i absurdu, czyli czemu mi się podobało
Cóż, za dużo walk, za mało fabuły, ale jak już zaczęto ją tłumaczyć, to mnie kopara opadła. Uważam, że to co przemyśleli zrobiło wrażenie. Kreska okropna, nie ma co. Paskudna i tyle, ale biorąc pod uwagę charakter serii ujdzie.
Mnie w „Kill la Kill” najbardziej bawiło trio Ryuko, Mako i Senketsu xD Wymiatali, bardzo mi się ich relacje podobały.
Na koniec 7/8, bo bardzo szybko poszła mi ta seria i miałam z nią dużo zabawy~! Może ciut za dużo, bo do arcydzieła mu daleko, ale porządna dawka rozrywki i humoru jak najbardziej~!
PS: Mistrzowski opis cycków w ostatniej części recenzji.
:D
1984 na wesoło.
Przecież KlK czerpie całymi garściami z zupełnie różnych źródeł. Ale po kolei.
Cała Akademia jest zorganizowana niemal identycznie, jak Oceania w „Roku 1984”. Mamy Wielką Siostrę w osobie Satsuki, która kontroluje wszystko, decyduje o życiu każdego mieszkańca, ale jednocześnie jest symbolem. Pod nią Wewnętrzna Partia, czyli Trzy- i Dwugwiazdkowcy, Zewnętrzna Partia, czyli Jedno- i Bezgwiazdkowcy, a na koniec prole, czyli rodziny uczniów, którym zależy tylko na, cytując krula Korwina, żarciu i życiu. Jest nawet Goldstein, czyli sama Ryuuko – wróg publiczny i kozioł ofiarny… Że już nie wspomnę o haśle Satsuki, które jest parafrazą trzech zasad angsocu – „Wojna to pokój, wolność to niewola, ignorancja to siła”.
Pozostając przy kulturze wyższej, można wspomnieć o tym, że w soundtracku wykorzystaną całą masę utworów zachodnich kompozytorów muzyki klasycznej – na YT są kompilacje, można poszukać.
Ale są też i lżejsze nawiązanie. Ogólnie od pierwszego odcinka miałem wrażenie, jakbym oglądał kolejne dzieło Tarantino. Inspiracje są ewidentne – masa czarno‑białych retrospekcji, absurdalny humor i zabawa konwencjami – oczywiście, to wszystko pojawia się nie tylko u Tarantino, ale tylko u niego można zobaczyć to wszystko. To jest charakterystyczne. Ktoś może powiedzieć, że to tylko moje wrażenie, tyle że w jednej scenie pojawiają się w tle postacie z Pulp Fiction, co powinno stanowić wystarczający dowód.
Zresztą z ciekawości poszukałem teraz listy nawiązań w KlK, i jest ona imponująca, chociaż głównie dotyczy innych anime. Tak czy inaczej, za to tej bajce należy się duży plus.
Na tym niestety jednoznaczne pozytywy się kończą. Może ujmę to tak – KlK jest wyjątkowo chwiejnym anime pod względem poziomu. Z jednej strony jest tak absurdalne, że nie sposób nie parsknąć śmiechem przy wielu okazjach. Zwłaszcza Plaża Nudystów rozbrajała mnie od początku do końca. Z drugiej strony, po pewnym czasie ciągłe walki, które praktycznie nigdy nie przynoszą rozstrzygnięcia, robią się po prostu nużące. To jest według mnie największa wada KlK. Do tego pod koniec twórcy w dużej mierze porzucają humor i idą pełną parą w shounenowanie. Wychodzi z tego gniotowate zakończenie, wypełnione walkami na poziomie walk z Claymore – a kto widział Claymore, ten wie, jak żałosnie słabe były walki w ostatnich odcinkach.
Co do postaci mam mieszane uczucia. Nienawidzę postaci służących tylko jako tło do komediowych wstawek, a czym innym jest Mako i jej rodzina? Nie wnoszą do KlK kompletnie nic, a irytują niesamowicie. Zwłaszcza pod koniec Mako jest po prostu za dużo.
Ryuuko mogłaby mieć na drugie imię Sztampa, ale ja osobiście lubię ten archetyp wściekłej, nieumiejącej nad sobą zapanować postaci. Nie lubię za to takich, które tylko poddają się wszystkiemu, co los im przyniesie i nie mają żadnego planu poza rzuceniem się w wir walki i liczeniem na najlepsze, a niestety taka właśnie jest Ryuuko. Lipa.
Równie wielką lipą okazuje się Ragyo. A zaczyna z naprawdę wysokiego pułapu. Jej pierwsze pojawienie się wywołuje ciarki, później jest równie dobrze. Ale potem przychodzi to gniotowate zakończenie i cały misterny plan idzie w…
Ale są też jasne punkty. Satsuki i jej przyboczni, którzy z nawiązką nadrabiają to wszystko, czego brakuje Ryuuko i Mako. Plaża Nudystów.
Kreska była, jak dla mnie, paskudna. Może nie tyle pod względem poziomu wykonania, co stylu. Naprawdę momentami nie dało się na to patrzeć. Najgorsze było to marszczenie brew, którym popisują się wszystkie postacie, a które przez cały czas powodowało, że przed oczami stawał mi obraz Ahmeda Martwego Terrorysty. Nie chce mi się rozpisywać na temat grafiki, bo na pewno nie będę jej miło wspominać.
Muzyka zaś to zupełnie inna para kaloszy. Też nie jest do końca równa. Część utworów jest banalnych albo nie do końca adekwatnych do sytuacji, w których się pojawiają. Openingi i endingi należą do tej grupy. Ale są też naprawdę godne zapamiętania kawałki: Blumenkranz (PRZEDE WSZYSTKIM), Before My Body Is Dry (w wersji bez rapu, którą polecam), theme poszczególnych przybocznych Satsuki – tych słucham bez końca, odkąd tylko zabrałem się za KlK i usłyszałem je po raz pierwszy. Genialna robota.
Więc jakby to ocenić… Poszczególne elementy oceniłbym tak:
Muzyka – 9/10
Grafika – 5/10
Postacie – 5/10
Fabułą – 4/10
Co dawałoby średnią 5.5/10… Ale za masę nawiązań, nie zawsze oczywistych, należy się dodatkowy plusik. 6/10 to uczciwa ocena. Nie żałuję czasu poświęconego Kill la Kill, ale nie widzę jakiekolwiek szansy, żebym kiedykolwiek do tego wrócił. Jest zbyt nierówne, a zalety, które przecież istnieją, nie rekompensują znużenia, które czułem podczas oglądania ostatnich odcinków.
„Nareszcie koniec” było moją reakcją na finał ostatniego odcinka. Reakcja ewentualnego nieszczęśnika, który przebije się przez moją ścianę tekstu, zapewne będzie podobna. :D
;-;
Naprawdę warto obejrzeć ale trzeba pamiętać że głównym celem serii było skarykaturowanie popularnych stereotypów!
Pomimo tego, że nie zgadzam się ze zdaniem autora, muszę przyznać, że sporządził naprawdę bardzo dobry tekst. Czytało się go niezwykle sympatycznie i lekko. Doceniam poczucie humoru. Co prawda widać bardzo mocną chęć popisania się dowcipem i błyskotliwością przez co, jak wspomnieli moi przedmówcy, bardzo dużo jest o eurowizji i cyckach a bardzo mało o recenzowanym tytule. Jednakże jasno widać zdanie autora i jego opinię na temat kluczowych elementów produkcji. Przyznać muszę, że elementy na które zwrócił uwagę mogą się nie podobać. Cieszę się, że widać argumenty potwierdzające w oczach autora jego zdanie. Tego typu teksty są bardzo potrzebne. Dzięki temu wiem, że gust recenzenta jest zupełnie odmienny od mojego i dzięki temu nie będę się sugerował jego opinią w przypadku następnych anime. Chętnie jednak przeczytam inne teksty jeśli będą stać na tak wysokim poziomie jak ten.
pomysł dobry
6/10, za OST.
Jedno z lepszych
recenzja
czy to kolejny głupi schiz?
Za recenzje serdecznie dziękuję, przekonała mnie by nie zmuszać się do oglądania tego anime. Parę osób, które lubię mówią że jest fajne, ale widać się mylą.
o co chodzi
hehehe
Jestem usatysfakcjonowany
Hej Tablis...
Żartowałem. Tak naprawdę poziom tej recenzji sięga poziomu „Faktu” albo „GW”. Wiadomo, że jest zapotrzebowanie wśród internautów na czytanie głupot, ale bez przesady.