x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w
polityce prywatności.
Plusy:
+ kreska. Zwykle to już by wystarczyło, żebym była zachwycona, ale tutaj jakoś nie. Może przez nosy, które kuły w oczy. Ale miasta i wilczki świetne.
+ Boska, melancholijna ścieżka dźwiękowa. Teraz cały czas nucę kołysankę Chezy.
+ Darcia
+ Wilcze relacje pomiędzy wilkami. To bardzo udany zabieg, że bohaterowie nie „przemieniali się” w ludzi, tylko niejako cały czas pozostawali wilkami. Ale dlaczego czarnowłosy, niebieskooki Kiba jako wilk był srebrny i miał żółte oczy? Inni zachowywali swoje charakterystyczne cechy wyglądu.
+ kliknij: ukryte Na samym końcu mnie rozłożył fakt, że przez 30 odcinków oglądałam zakończenie anime nawet o tym nie wiedząc. Mówię oczywiście o openingu, który od początku mi się podobał, a teraz to w ogóle uważam go za perełkę.
Ale są też minusy:
- odcinki 27‑30. kliknij: ukryte Jeśli twórcy bardzo chcieli wszystkich wybić, to nie musieli się tak krępować przez 25 odcinków. Zresztą sam sposób umierania- nie ważne z jakiej wysokości ktoś spadł, ile hektolitrów krwi stracił, zawsze musiał wygłosić wzruszającą mowę i wykonać parę wzruszających gestów. Miało być dramatycznie i smutno. Nie wyszło. Nie lubię, jak ktoś mi się każe wzruszać. I tak tragedia zmieniła się w ironiczne uniesienie brwi.
- Fabuła, która niby jest, a jej nie widać. Podobała mi się tak jakoś do siódmego czy ósmego odcinka, a reszta to było przeciąganie na siłę.
- Absurdalne pomysły, w postaci wielkich morsów i gigantycznych larw. Najgorsze jest to, że te walki chyba też miały być dramatyczne.
- Nieustanne przypominanie widzowi, jakie to smutne anime, jacy biedni bohaterowie, jacy wszyscy mają tragiczną przeszłość i że świat zmierza ku zagładzie. Dzięki za troskę, moja pamięć radzi sobie z zapamiętywaniem takich informacji dłużej niż jeden odcinek…
- Pustota. Anime chyba upiło się na smutno, zapomniało, jakie przesłanie chce przekazać i tylko płacze „Życie jest ble i robi nam ałka.”
No i się rozpisałam, a nadal nie wiem, jak je ocenić. Rozczarowałam się, spodziewałam się czegoś wyjątkowego.
Re: Czym nie jest recenzja...
Re: Spoilery
Można uznać, że Czerwony Kapturek był głupi, że dał się pożreć, jednak to wilk jest negatywna postacią w tej bajce. Czuję się jak Kapturek, któremu streszczenie przebrane za recenzję zjadło przyjemność oglądania. Jeśli nie znajdzie się dzielny myśliwy, który by zgładził wilka, to może przynajmniej postawić ostrzeżenie przed wejściem do lasu, aby takie nierozgarnięte dziewczynki jak ja wiedziały, czego się spodziewać…
Re: Spoilery
W tym wypadku czuję trochę złość sama do siebie, bo rzeczywiście nie musiałam pchać się akurat do recenzji któreś tam serii anime, którego nie znam. Jednak spoilery w takiej ilości uznaję za wadę i zdania nie zmienię.
Spoilery
O mój Alzheimerze, moja sklerozo i inne błogosławione choroby pamięci, przybądźcie szybciej i wyczyśćcie mą pamięć, abym mogła oglądać Higurashi bez pamiętania recenzji!
Re: Cudo wśród anime - prawdziwa perełka
Jednak jest mnóstwo osób, które portale takie jak Tanuki traktują jak miejsce, gdzie można wejść, napisać, że jakieś anime jest do dupy i uciec bez wyjaśnień. Sądzę, że na tych dziesięciu stronach komentarzy, takie bezwartościowe opinie też się zdarzają. A mnie ostatnio szlag trafia za każdym razem, gdy na taką natrafię. Dlatego, trochę bez zastanowienia, przypisałam mahowi własne odczucia i bez podstawowej wiedzy merytorycznej o EL wtrąciłam swoje trzy grosze… :D
Re: Cudo wśród anime - prawdziwa perełka
Język, którym uczestnicy debaty się posługują MA znaczenie. Inaczej odbiera się osobę, która używając neutralnego języka spokojnie argumentuje tezę, a inaczej, która wulgarnie wykrzykuje swoje poglądy. No i tak, oczywiście, postać z anime nie poczuje się zraniona, jednak jej fan, który się do niej przywiązał, owszem. To trochę tak jak z Bogiem. On przecież nie przejmuje się bluźnierstwami, lecz osobę wierzącą one urażą. Natomiast można z taką osobą podyskutować o istnieniu Boga, bez nienawiści i na odpowiednim poziome kultury osobistej. Wulgaryzmy tak naprawdę nie charakteryzują przedmiotu dyskusji, lecz osobę, która ich używa. I myślę, że to właśnie chciał przekazać mah.
Lubię ale i tak ponarzekam
Ok, już się tłumaczę. Uwielbiam Inuyashę, ale myślę, że, wbrew temu co napisała joyce9, anime nie oddaje klimatu twórczości Rumiko Takashi. Nie żebym od razu klasyfikowała to jako wadę. Tylko że jest wyraźnie zrobione pod publiczkę. Dodano pewne elementy tylko po to, by było bardziej romantycznie i słodko. A nie było to potrzebne. I w ten sposób, jak dla mnie, wyszło… lukrowane shojo.
Ale, jak już mówiłam, lubiłam, lubię i będę lubić Inuyashę. A ta seria posiada wszystkie zalety poprzednich serii, jest ich płynną, niewymuszoną kontynacją, plus wydaje mi się, że grafika i kolorystyka się jeszcze poprawiły. A muzyka po tylu odcinkach za człowiekiem chodzi tak, że aż ściągnęłam soundtrack.
Taak, niby dobrze, że zakończono tę tasiemcowatość, ale i tak żal serce ściska, że to już koniec…
Dobre, choć dla mnie ciężkie.
O emocjach już powiedziałam to teraz inne zalety… ładna, dynamiczna kreska. Odpowiednia, klimatyczna muzyka. Świetne projekty bohaterów: żaden z nich (czasem wbrew pozorom) nie był schematyczny, wszyscy mieli w sobie głębię. Co mi się bardzo spodobało, to fakt, że nie byli oni stworzeniu „w powietrzu”, tylko ich wady, i część zalet, wynikały z przeżyć, zdarzeń które wpłynęły na ich psychikę. Co więcej, te zmiany nadal następują.
Cóż, Allen‑kun… Mam co do niego mieszane uczucia. No bo on…był taki dobry. O jezu, jaki on był dobry. Był czystą dobrocią. Czy wspomniałam już, że był naprawdę dobry? Ale poza tym jest jedna z najsympatyczniejszych i najnaturalniejszych postaci z jakimi się do tej pory w anime spotkałam. Uwielbiałam odcinki z jego mistrzem lub sprzeczki z Kandą…( w ogóle podobały mi się zapychacze, czy jestem dziwna? Przynajmniej pozwalały wziąć oddech pomiędzy kolejnym wyżywaniem się na egzorcystach…). No i ma naprawdę urocza mimikę, zwłaszcza te słodkie uśmiechy, ach. ^^
Pomysł z Akumą jest genialny, przynajmniej nie chodzi o zwykłą łupankę, tylko o ratowanie dusz. Niektóre historie były naprawdę smutne. Klan Noah świetny. Główny Zły też byłby znakomity, gdyby nie miał aż tak groteskowo‑halloweenowego- dziecięcego wyglądu.
Wady…są. Po pierwsze, każdy kolejny poziom Akum najpierw było zniszczyć tak trudno, że nasi młodzi egzorcyści niemal ginęli, a potem…ta trudność znikała i pojawiała się dopiero przy kolejnym poziomie. No ja wiem, że nie można było ich tak zabujać w co drugim odcinku ( w co dziesiątym spokojnie wystarczyło…), ale mimo wszystko to jakiś zgrzyt.
Kolejnym zgrzytem jest kliknij: ukryte reakcja po domniemywanej śmierci Allena. O ile, jak już wspomniałam, ogólnie emocje są dobrze przedstawione, to tutaj pokazana były przeżycia tylko Lenalee i Laviego. A przecież reszta też była jego przyjaciółmi i (jak przystało na tak dobrą osobę) ratował im życie itd.
Kwestię postrzegania chrześcijaństwa czy realizmu świata przedstawionego lepiej pominąć milczeniem.
Przepraszam za tak długo komentarz, ale w końcu obejrzałam te 100 odcinków i musiałam się wyżyć pisemnie… ;D
Dla mnie nie jest to historia o miłości. Myślę, że bohater bardziej tęsknił za straconymi złudzeniami, marzeniami i dziecięcym zapałem, niż za swoją pierwszą miłością. Żałował, że szara rzeczywistość zabiła wartości i ideały, w które wierzył.
Nie jest to optymistyczna wizja, o nie.
Poza tym, gdyby trzecia część była z happy endem, nie tworzyło by to tak zgranej całości:
Pierwsza część jest o wykraczaniu poza dzieciństwo, jednak przepełniona jest wiarą, że dzięki odwadze i wytrwałości można zdobyć to, co się pragnie.
W drugiej ta wiara znika, nadchodzi realizacja, że nie można mieć wszystkiego, że trzeba coś poświęcić, nawet gdy jest to dla nas cenne.
Zaś trzecia… Coż, dla mnie trzecia jest taka, że gdybym miała wannę, to bym się w niej utopiła z żalu. Tęsknota za przeszłością, ucieczka od teraźniejszości, brak wiary, że można zmienić przyszłość.
Ale może patrzę na to anime za bardzo z mojej perspektywy…^^"
Re: Jedno z najlepszych w swoim gatunku
„Recenzja <łac. recensio = przegląd> – omówienie dzieła lit. , spektaklu teatralnego, koncertu, wystawy, pracy naukowej, itp. Publikowane w prasie lub za pomocą innych środków przekazu. R. przybiera różne formy: od suchej parozdaniowej informacji o danym wydarzeniu kulturalnym do swobodnego felietonu. Charakter r. zależy os miejsca publikacji, w prasie codziennej r. mają zazwyczaj zadanie przede wszystkim informacyjne, w pismach literackich stanowić mogą wielostronne omówienie dzieła, maja niekiedy charakter polemiczny, zbliżają się też do eseju.(...)” Wg „Słownika terminów lieterackich” pod redakcją Janusza Sławińskiego. Ossolineum 1998.
Czy definicję felietonu też trzeba napisać, czy też wszyscy wiedzą, że jest to forma subiektywna i bez sztywnych reguł? Myślę, że recenzje na Tanuki jako teksty operujące często humorem, ironią i żywym, indywidualnym językiem można zaliczyć do pogranicza recenzji i felietonu.
A niezachowywanie norm mogłoby zostać zarzucone, gdyby, dajmy na to, anime byłoby klęską pod względem animacji, a recenzent wychwalałby płynność ruchów. A z takim przypadkiem jeszcze się nie spotkałam.
Najtrudniej jest chyba oceniać serie, które ani nie są wybitne, ani też nie są gniotem, bo wtedy każdy może coś innego uznać za wadę, a co innego za zaletę. Zdania są podzielone i się robi zamęt, tak jak tutaj. Ech…
Za dużo pytań pozostaje.
Można wyłączyć głos.
Miło się oglądało…ale czy to wystarcza, żeby wysoko ocenić anime? Jak dla mnie nie.
Do refleksji.
Znakomite zakończenie: nie ma na nie co narzekać, kliknij: ukryte przecież nie pasowałby tu ani happy end, a nikt chyba by się nie ucieszył z tragedii.
Realistyczne, nieprzerysowane postaci, które wiarygodnie podchodzą do moralnych problemów.
Świetnie dopasowana muzyka. Opening należy do moich ulubionych, pierwszy raz w życiu ani razu go nie przewijałam. No i doceniam takie zabawy z widzem, jak ukrywanie nazw piosenek w tytułach episodów…
Wady…tutaj zaznaczam, że to moja bardzo subiektywna opinia, ale nie przypadła mi do gustu kreska. Czasami wyraz twarzy postaci był znakomicie uchwycony, ale czasami były brzydko zdeformowane. Cały czas towarzyszyła mi też sarkastyczna myśl, że dużo lakieru do włosów musieli zużyć, żeby ich fryzury były tak nieruchome.
Obejrzałam.
Po pierwsze: świetni seiyuu. Zwłaszcza Kappei Yamaguchi. Ten facet jest geniuszem! Połowa osobowości Inuyashy to głos. Znakomicie oddane wszystkie aspekty osobowości. No i mocno mnie trzepnęło, kiedy zorientowałam się, że to seiyuu od L z Death Nota. Nigdy bym się nie zorientowała…
Po drugie, oczywiście muszę się wypowiedzieć na temat związku Inu- Kikyo. Jest on denerwujący, bo kompletnie nierealistyczny, w przeciwieństwie do tego z Kagome. Inuyasha, którego inteligencja emocjonalna jest na poziomie ucznia podstawówki i o uczuciach nie wie nic (co jest w anime często podkreślane) nagle w obecności Kikyo zachowuje się jak amant z tandetnego wyciskacza łez. Takiemu Inuyashy mówię zdecydowane nie.Taka zmiana w sposobie bycia podchodzi już pod rozdwojenie osobowości. A sama Kikyo…twórcy chyba nie wiedzieli, co z nią robić. Najpierw zostało powiedziane, że ma w sobie tylko nienawiść i przez bite 50 odcinków zachowuje się wrednie i tylko przeszkadza. Potem nagła transformacja i zmienia się w osobę, której mamy współczuć. Tragiczny romans, ona nie chciała być zła, pomaga wszystkim…Taki ideał, tylko że martwy. Dla mnie- postać bez charakteru. Podobnie rzecz ma się trochę z Sesshomaru, ale w jego przypadku twórcy jakoś sobie poradzili i wybielenie ( a może raczej zszarzenie, bo Sesshomaru to chyba jedyna neutralna postać) odbyło się bezboleśnie, a nawet interesująco. Wracając do Kikyo…czy ktoś taki naprawdę zakochałby się w Inuyashy? A on sam, gdyby spotkał Kikyo i Kagome wym samym czasie, jak myślicie, na kogo zwróciłby uwagę?
Po trzecie: walki. Stawały się coraz bardziej iryujące. Biedny Inuyasha musiał sobie radzić sam, bo nadlatywały pszczoły, Sango była mało efektywana, a Kagome, nawet jeśli w końcu się ruszyła, to miała przy sobie 3, no może 5 strzał.
Narzekanie narzekaniem, ale „Inuyasha” to naprawdę zabawne, wciągające anime z dynamicznymi bohaterami, rozbudowaną rzeczywistością, odpowiednią muzyką i ciekawą akcją z wieloma wątkami. Będzie mi smutno, kiedy się zakończy…Myślę o nim trochę jak o niekończącej się historii…
Emocjonalna impresja
Morderstwo na historii miłosnej.
Aż dziw, że marmoladka taka smaczna...
Anime baaaaardzo nierówne. Były momenty, w którym mocno ziewałam, bo odcinki dało się streścić do „On/ona przypomina sobie przeszłość i miota się emocjonalnie”. Były tak absurdalne pomysły, że opadała mi szczęka i pytałam samą siebie, czy oni ode mnie oczekują, że w to uwierzę. Ale były też chwile naprawdę wzruszające i zabawne, które kazały mi machnąć ręką na wszelkie niedoskonałości i po prostu cieszyć się smakiem marmoladki. A zawdzięczam to postaciom, których nie dało się nie pokochać i nie kibicować z całego serca. Dobrze, że się wszystko dobrze skończyło. Ale, co chyba wszyscy mówią, szkoda, że przebieg zdarzeń był aż tak przewidywalny…Może bym się wszystkim trochę bardziej przejmowała, gdyby zostało miejsce na chociaż cień wątpliwości.
Zgadzam się też z Salvą co do doprowadzającej czasem do szału skrytości bohaterów, zwłaszcza Yuu. Dlaczego oni woleli cierpieć z powodu nieporozumień, zamiast wygarnąć co im leży na serduchu? No, ale wtedy anime by się skończyło przed rozpoczęciem…
Chciałam też przygadać Yuu, bo przez znakomitą większość serii strasznie mnie irytowały niektóre jego zachowania wobec innych dziewczyn. Wydawał się wyjątkowo bierny i nie sprawiał wrażenia skupionego wyłącznie na Miki. Błagam, dlaczego te wszystkie dziewczyny zakochiwały się w nim od pierwszego spojrzenia? Doszło do tego, że cieszyłam się jak głupia, kiedy tylko pojawiał się ktoś zainteresowany Miki. Ale, jak mówię, przeszło mi koło 60 epa, bo w końcu mnie przekonał co do szczerości uczuć. Uwielbiam tę parę! ^^
Z pozostałych postaci moimi ulubieńcami są Satoshi i Michael, ale właściwie każdy znalazł miejsce w moim serduszku… No i kto nie uwielbia rodziców! Są najfajniejszą rodziną w anime ever! :D
Do grafiki i muzyki, o dziwo, łatwo przywykłam, chciaż na początku z trudem powstrzymywałam się od zarysowywania kredką na ekranie co koszmarniejszych rozwiązań kolorystycznych ciuchów…^^"
Cóż, kiedy zaczęłam pisać komentarz, byłam świeżo po ostatnich czterech odcinkach i nie mogłam nadziwić się głupocie bohaterów, którzy chyba nagle przestali umieć liczyć i myśleć logicznie, jakby ich mózgi nagle zostały wessane w przestrzeń kosmiczną. Po prostu błagałam na kolanach, żeby ktoś zakończył ten koszmar i ich oświecił… Więc nie byłam totalnie zachwycona. Ale teraz, kiedy sobie przypominam całokształt…nie mogę zaprzeczać, co zresztą widać, że wciągnęłam się niesamowicie i dawno tak bardzo nie przejmowałam się shoujo. Ach, słodki marmoladki smak… To może zastępować prawdziwe słodycze! ^^ Ale i tak zamierzam przeczytać mangę i w końcu odpowiedzieć sobie na pytanie, jak twórcom udało się z 8 tomów zrobić 76 odcinków, bo na razie pozostaje to fascynującą zagadką.
Moja opinia...a może jej brak?
Chociaż chciałam podejść do oglądania z neutralnym nastawieniem, gdzieś w głębi duszy cały czas oczekiwałam na ten moment, w którym objawi zło i bohaterowie odsłonią swoje odrażające oblicza…tymczasem czas mijał, z pierwszego odcinka niepostrzeżenie zrobił się 6, potem 12, w końcu 24…krótko mówiąc, po kilku dniach byłam już po Itazura na Kiss. I co? Szczerze mówiąc, nie wiem…
Oglądało mi się gładko i przyjemnie. Może mało się śmiałam, a już na pewno nie płakałam, ale często miałam uśmiech na twarzy. Kreska nie zachwyca, muzyka poza drugim endingiem nie zwróciła mojej uwagi. Fabuła banalna, choć można było lepiej wykorzystać parę ciekawych wątków np. pracy w szpitalu. Postaci stereotypowe i jednowymiarowe, ale… nie odrzuciły mnie. A już na pewno nie główni bohaterowie. Kotoko może i głupia, ale nie gęś, miała odwagę i determinację, żeby spełniać marzenia i nigdy się nie poddawać. Nie prawda, że jej jedyną ambicją było rodzenie dzieci Irie‑kun: kolejną jej zaletą była umiejętność pomagania innym i wnoszenia w ich życie radości. Myślę, że wykorzystała to także w pracy… No i Irie. Jak na się mu nie przypatrywałam, nie mogłam w nim odnaleźć psychopaty i drania, jakim niektórzy go robią. Chłodny i ironiczny- może. Ale potrafił zaserwować całkiem ładne, romantyczne sceny, którymi żadna dziewczyna, nie tylko Kotoko, by nie pogardziła. Poza tym był ambitny i zdolny do poświęceń…Cóż, może nigdy nie stanie romantycznym rycerzem, ale zapewni Kotoko całkiem dobre życie.
Tylko dlaczego niezamierzenie najśmieszniejszymi momentami były te, w których mówił po „angielsku”? XD Jakoś nie podzielałam zachwytu bohaterek…
Ogółem, pewnie nigdy nie będzie mi się chciało już wracać do tej serii, ale spędziłam całkiem miłe parę godzin. Nie pozostały mi też żadne trwałe wrażenia, poza jednym dręczącym pytaniem: czy w Japonii spoliczkowanie swojej kobiety jest wyrazem uczucia ?!
Całkiem, całkiem...
Risa i Otani to jedna z moich ulubionych par. Boże, wreszcie jakaś komedia romantyczna, w której bohaterowie mają o czym ze sobą rozmawiać! A że typowe? Nie do końca, pomysł z tym, że Otani jest znacznie niższy moim zdaniem jest całkiem oryginalny. SD zabawne, muzyka ok (bardzo polubiłam drugi opening), sympatyczni bohaterowie. No i uwielbiam za psychologiczny realizm scenę, w której kliknij: ukryte Risa dostaje kosza w sklepie i nie potrafi nawet o tym powiedzieć przyjaciołom… Owszem, często płakała, ale nawet to oglądałam z przyjemnością, bo nie wyglądała wtedy uroczo i nieskazitelnie, jak to zwykle w shoujo bywa, tylko realistycznie- miała zaczerwieniony nos i wykrzywione rysy twarzy. Zresztą, czy ktoś się dziwi jej zachowaniu?
Ogółem, to anime na oceniam na plus.
Genialne...
To prawda, że po 25 odcinku to nie to samo…ale to zrozumiałe, że po kliknij: ukryte śmierci L, który jest bohaterem wybitnym i właściwie wiadomo, że najbardziej fascynujące są jego mentalne pojedynki z Raito, anime musiało trochę podupaść. Właściwie ciągnęło się chyba tylko po to, że trzeba było jakoś wszytko zakończyć. Co, moim zdaniem, nie zmienia faktu, że jest genialne. Chociaż pewnie głównie to zasługa właśnie L. Świetna postać. Najbardziej niezdefiniowana i rozbudowana psychologicznie. Zostawia nas z tajemnicami- widz też nie wie, ja się nazywał i kim tak naprawdę był…
Nie zgadzam się też z zarzutami, że jest anime nudne- to jego wielka zaleta, że nie stara się upchnąć kilku wątków naraz, tok myślowy bohaterów jest dokładnie wytłumaczony, a napięcie rośnie z minuty na minutę. Ja po prostu je chłonęłam znieruchomiała i z zapartym tchem.
Nie rozumiem tylko, dlaczego w końcowych odcinkach dodano do ścieżki dźwiękowej parę nowych melodii, które nie pasowały do klimatu serii.
Jedno jest pewne: Death Note trzeba obejrzeć- to już legenda anime.
Całkowity zachwyt...
Świetny pomysł i doskonała realizacja. Anime, które naprawdę wciąga i pozostaje w pamięci! :D
Do oryginału się nie umywa
Wniosek: jeśli ktoś chce zabawnej i wdzięcznej komedii romantycznej, powinien zapoznać się z mangą. Natomiast jeśli komuś zależy na dobrej zabawie przy oglądaniu animca…niech mangi nie czyta, ponieważ potem mocno się rozczaruje.