x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w
polityce prywatności.
Re: Ładne animacje i to tyle (dlatego 1/10, a nie 0/10)
Jesteś CIACH. Wystawiłeś temu anime najwyższą możliwą notę, w szczególności za fabułę, choć jest sztampowa do bólu i są dosłownie dziesiątki podobnych tytułów. Nie ma tu NIC kreatywnego, a to co jest nie jest też jakoś kunsztownie zaprezentowane, a co najwyżej przeciętnie, a zazwyczaj słabo. Seria nie broni się niczym i to ty w żaden sposób nie uzasadniłeś swojej oceny poza fanbojstwem i CIACH.
Kompletnie ignorujesz głupotę bohaterów czy debilny scenariusz (jak wspomniane przeze mnie nielogiczne przedstawienie potęgi postaci czy traktowanie widza jak idioty i klasyczne shounenowe „pogadajmy sobie podczas walki i wyjaśnijmy parę kwestii widzom w sposób łopatologiczny, bo to przecież tylko anime”.
Ignorujesz też to (choć sam to przyznajesz), że bohaterowie SĄ SZTAMPOWI, ale to zaleta, bo tego fani D&D oczekują :D. Dalej nie chce mi się produkować, za CIACH jesteś.
Twoja recenzja to idealny przykład wodolejstwa, tekst bez rzeczowej treści, peany zachwytu bez żadnych argumentów ku temu. Nie wiem jakim cudem coś tak słabego zostało opublikowane, choć się domyślam.
Re: Ładne animacje i to tyle (dlatego 1/10, a nie 0/10)
Jesteś doskonałym przykładem widza CIACH, który zachwyca się byle czym i nie potrafi nawet dostrzec przeciętnych dialogów (napisałbym słabych gdyby nie to, że twórcy sami od czasu do czasu puszczają oko w stronę widza doskonale wiedząc, że zalatuje sztampą) czy wyświechtanej fabuły. W recenzji tych kwestii właściwie nie poruszasz, zamiast tego lejesz wodę jakby ci płacili od każdego słowa. Z twojego opisu wynika, że to anime jakich wiele, gdzie mamy powolne tempo akcji, ale gdzie później nie brakuje też walk (które są dokładnie takie jak w dziesiątkach innych anime, nie ma tu żadnej unikatowości o której piszesz) i tak właściwie nie wiadomo dlaczego się nad nim zachwycasz. A właściwie wiadomo, bo sam zaznaczyłeś, że anime oczarowało się warstwą techniczną, tzn. grafiką i muzyką.
Dalej nie chce mi się pisać, w sumie nie od dziś wiem, że twoich recenzji nie warto czytać.
Re: Ładne animacje i to tyle (dlatego 1/10, a nie 0/10)
Re: Ładne animacje i to tyle (dlatego 1/10, a nie 0/10)
Niby taka przekoksowana, a bez problemu obezwładnił ją jeden strażnik
Ładne animacje i to tyle (dlatego 1/10, a nie 0/10)
Takiego znużenia podczas oglądania nie odczuwałem od dawna. Mamy tu postacie żywcem wyjęte z D&D, mamy tłumaczenie swojego postępowania podczas walki i zdradzanie strategicznych informacji czy łopatologiczne objaśnienia by nawet najgłupszy widz rozumiał co chciał przekazać scenarzysta. To już Naruto trzymało wyższy poziom.
Jedno z najbardziej przereklamowanych anime w historii.
Re: Drzazga
Ale przecież one nie były traktowane poważnie i seria ta nie bez powodu ma etykietę „komedia”. Coś nieuważnie oglądałeś.
Re: Rozczarowujące anime
Re: Rozczarowujące anime
W każdym razie tak jak ja nie podałem wystarczającego uzasadnienia dla mojej oceny tak i ty tego nie zrobiłaś. Nie wprost napisałaś dokładnie to o czym wspominałem, tzn. że każdego z bohaterów da się podsumować w kilku słowach i to by było na tyle. Zresztą przy niewiele ponad 20 odcinkach trudno żeby dobrze nakreślić ponad dziesiątkę postaci, problem polegał na tym, że były one przerysowane i zachowujące się debilnie. Zmoderowano bliźniacy, którzy rzekomo interesowali się dziewczynami, otaku, który myślał jedynie o mangach i były one dla niego wyznacznikiem postępowania, murzyn który świetnie gadał po japońsku i był niepewnym siebie „miękkiszonem”, itd. itd.
Żadna z tych postaci nie zachowywała się racjonalnie i np. taki Yuki, który najwięcej krzyczał i tak codziennie stawiał się żeby pobiegać. Postaciom brakuje konsekwencji i przekonującej motywacji, większość biegała tylko dlatego, że tego wymagała fabuła, a nie dlatego, że autor scenariusza odpowiednio pokierował postaciami i dał jakąś sensowną wymówkę by większość czasu spędzali na hobby. Te sposoby Haijiego na wyperswadowanie im swojej racji były dziecinadą i nie miały nic wspólnego z rzeczywistością. Zacznijmy od tego, że nie wiadomo jakim cudem nagonił ich do tego akademika i czemu nie poszukał sensowniejszych kandydatów niż osoby kompletnie niezainteresowane bieganiem (albo które nie miały formy).
Zmoderowano wulgaryzm. Uprzejmie prosimy o nie używanie tego typu słownictwa.
Moderacja
Re: Rozczarowujące anime
Rozczarowujące anime
Nie chce mi się tutaj robić analizy poszczególnych postaci i podawać masy przykładów, za dużo tego, grunt że zdecydowanie nie zgadzam się z recenzentką co do oceny w tym aspekcie i właśnie postacie uważam za najsłabszy punkt tego anime. A gdy postacie są nieudane to automatycznie cała seria jest do skreślenia, bo poza nimi nie ma nic do zaoferowania. Sfera sportowa jest potraktowana po macoszemu i nierealistycznie, sama fabuła jest niedorzeczna, a przesłanie powiedziałbym wręcz toksyczne no i oczywiście głupie. „Rzuć wszystko i biegaj, a reszta sama się ułoży” – taki morał objawia się w tym anime. Nieważne są praca, dziewczyna czy codzienne obowiązki, liczą się tylko trening i czasówka, lol.
Zdołałem zdzierżyć połowę odcinków, resztę przeleciałem pobieżnie i niestety straciłem czas przy tej serii. Kurahara jest dla mnie nie do zdzierżenia, strasznie irytujący typ, który psuł każdą scenę. Ciągle sfrustrowany i zestresowany odbierał całą przyjemność z oglądania. Co gorsza reszta nie była wiele lepsza i brakowało im wielowymiarowości. Każdego z dziesiątki można podsumować w kilku słowach za to pełnokrwistych, złożonych postaci tutaj brak.
Podsumowując: przereklamowana seria, która skierowana jest raczej do dzieci, choć bohaterami są studenci (naiwni do bólu, powierzchownie przedstawieni, każdy z jedną cechą wyróżniającą). Paradoksalnie, wiele serii shounen ma dojrzalszych i bardziej złożonych bohaterów niż tutaj (np. Hikaru no Go, Ashita no Joe, Baby Steps czy nawet Haikyuu!!).
Ukryty skarb wśród anime
Czemu ta seria tak mi się spodobała? Przede wszystkim protagonista jest jedną z najciekawszych postaci jakie miałem okazję oglądać w anime. Postaci pierwszoplanowych również nie uważam za schematyczne czy mało atrakcyjne dla widza. Wręcz przeciwnie, bardzo łatwo polubiłem zarówno Gotho, Vanillę, Coconnę jak i Fyanę. Podobnie było z czarnymi charakterami, z tym, że tutaj słowo „polubić” niekoniecznie dobrze oddaje to co mam na myśli. Grunt, że byli interesujący i co ważne niegłupi.
Nie zgodzę się z recenzentem, że w serii roi się od niedociągnięć, wręcz przeciwnie. Poza incydentalnymi przypadkami, zgrzytów (czyt. buraków) tu nie ma, a jeśli już się pojawiają są tak nieistotne, że nie warto o nich wspominać (nawet będąc recenzentem, no bo to, że w LXXIII wieku wciąż korzysta się z dyskietek, nie ma touch‑screenów czy sterowania głosem, ale dżojstikami, a nowoczesne pojazdy brzmią tak samo jak silniki spalinowe, które codziennie słyszymy na naszych drogach są wg mnie detalami, podobnie jak to, że w Star Treku były również dyskietki, do sterowania windą służył drążek oraz pokazane były układy półprzewodnikowe zamiast czegoś bardziej wyrafinowanego). Twórcy właśnie dbali o szczegóły, apteczki czy bandaże nie brały się znikąd (ale np. były zabierane z AT), a amunicja nie była nieskończona (jak to jest przeważnie w innych anime). Przytoczę może jeden konkretniejszy przykład. kliknij: ukryte W jednym z odcinków został ranny Shako, bandaży pod ręką nie było, ale chwilę później widzę, że na jego nodze pojawiła się opaska uciskowa w dokładnie takim samym kolorze jak ubranie Fyany. Od razu zastanowiło mnie czy będzie miała całe ubranie. Okazało się, że brakowało jej rękawów. A to tylko przykład z brzegu!
Co więcej, rozwiązanie akcji jest bardzo często przeprowadzone z pomysłem jak kliknij: ukryte wrzucenie racy do furgonetki żeby wypłoszyć stamtąd Chirico albo wyrzucenie pieniędzy, by wywołać zamieszanie . W odróżnieniu od współczesnych serii, gdzie dla łatania dziur fabularnych albo ratowania bohaterów z sytuacji bez wyjścia stosowany jest taki plot device jak deus ex machina (vide przereklamowany Code Geass), w Votoms raczej tego nie ma ( kliknij: ukryte choć zdobycie 3 mld można by za to uznać ), a w każdym razie nie w takim stopniu jak w wielu nadmiernie popularnych anime. Tutaj bohaterowie muszę się często nagłowić, a nieraz zdarzy im się ucieczka z pola bitwy (co współczesnym protagonistom przez myśl nie przejdzie).
Najbardziej jednak urzekł mnie w tej serii jej klimat, osiągnięty w dużej mierze dzięki świetnej muzyce i udźwiękowieniu. Wciągająca historia sprawiła, że momentalnie zapominałem o pewnych niedoróbkach i ciągle miałem ochotę na jeszcze jeden odcinek. Co ciekawe, czasem wydawało mi się, że mam dość (głównie przez wspomniane przez recenzenta bitwy mechów), ale jak zapuściłem sobie nowy odcinek zostawałem ponownie wessany w świat Votomsa i wcześniejsza niechęć znikała jak ręką odjął. Jedno z najlepszych anime sci‑fi i zdecydowanie najlepsze mecha‑anime jakie miałem okazję oglądać. Polecam.
P.S.
Komentarz ten zamieściłem pierwotnie na Azunime, 25.12.2009 r. o godz. 19:26. Lipa, że admini Tanuki dysponując kopią tego serwisu nie udostępnili tej strony.
Re: Do tych co uważają Haikyuu za najlepsze anime sportowe...
W DnA jest właśnie znacznie więcej tego „nakama power bełkotu”, w każdym odcinku przypominają, że miotacz nie ma się czego obawiać, bo ma wsparcie z tyłu, W KAŻDYM. Do tego więcej też jest sztucznej dramaturgii i co kilka odcinków ktoś zostaje poważnie kontuzjowany. W Haikyuu jest właśnie mało tego „emowania”, co najwyżej krzykną do kogoś by go pokrzepić albo klepną w plecy bez zbędnego rozemocjonowania.
A ze stwierdzeniem, że w DnA jest pełno płaczków nie ma co polemizować, bo to jest fakt. Po każdym meczu ktoś tam beczy, ba, nawet w trakcie się to zdarza. W Haikyuu pamiętam tylko jedną taką scenę.
Co do realizmu zaś, tutaj też DnA daleko Haikyuu. Gimnazjalista (a później licealista) rzucający piłkę baseballową z prędkością z jaką rzucają profesjonalni gracze MLB powinno ukrócić wszelką polemikę. Do tego ten dym po każdym trafieniu w rękawicę… Szkoda gadać w ogóle. To samo z dzieciaczkami, które dają radę bez problemu wywalić piłkę poza trybuny albo twierdzeniem, że japoński uczeń 3‑ciej klasy gimnazjum wyrzucił piłkę na 120 m.
Re: Do tych co uważają Haikyuu za najlepsze anime sportowe...
Mi ten mecz się nie dłużył, co prawda niespecjalnie interesowały mnie wspominki niektórych bohaterów, ale generalnie nie było dłużyzn. W Chihayafuru niestety, jeśli obejrzy się pierwszą serię to już nic nie zaskoczy na meczach, co najwyżej to, że nie wygra faworyt. W Haikyuu mają jednak większe pole manewru. Chihayafuru to anime skierowane do młodych dziewczyn, którym marzy się książę z bajki, autorka bardzo dużą wagę przywiązuje do ukazania miłosnych problemów i relacji między zawodnikami, w Haikyuu jest znacznie więcej czystego sportu, rywalizacji i testosteronu. Poza tym siatkówka jest znacznie ciekawsza niż jakaś tam karuta, czyli gra pamieciowo‑zręcznościowa. Tak naprawdę wystarczy obejrzeć jeden sezon i widzimy wszystkie możliwe akcje, to zbyt prosty sport by dało się coś z niego więcej wykrzesać. Dlatego autorka nadrabia to warstwą obyczajową i jeśli ktoś tego nie kupuje to nie ma czego szukać w tym anime.
Natomiast nazywanie Keijo i Shokugeki bardziej zróżnicowanymi i zaskakującymi jest dla mnie śmieszne, bo Keijo to gniot, a SnS to standardowa seria kulinarna, w której końcowy rezultat jest oczywisty. W Haikyuu nie było to takie pewne, że dadzą radę wygrać, równie dobrze autor mógł pójść w stronę minimalnej przegranej.
A wracając do Tsubasy, musiałabyś widzę sobie odświeżyć serię, bo tam długaśne mecze też były. 10 odcinków na mecz siatkówki to nie mało, ale przy 5 setach miało to swoje uzasadnienie. Warto zwrócić uwagę, że nie pokazano każdego punktu, a z jeden set praktycznie pominięto. Mogę się zgodzić, że gdyby ograniczono trochę komentarze z trybun i wspominki seria by na tym zyskała, ale wówczas prawdopodobnie nie mogliby jej wyemitować w TV i musieliby zamiast tego wydać OAV‑ki (bo seria stałąby się z 2 odcinki krótsza).
Re: Do tych co uważają Haikyuu za najlepsze anime sportowe...
Jeśli chodzi o Chihayafuru, tam nie było żadnych emocji, no chyba że ktoś jest babą. Do Haikyuu się jednak pod tym względem nie umywa.
Reszta przykładów (no może poza Ping Pongiem) też jest z nosa wzięta. Tsubasa to poziom Kuroko no Basket czy Prince of Tennis, zero realizmu i taka typowa bajeczka dla dzieci bez poszanowania inteligencji widza. Keijo to gniot, a SnS jest przeciętnym, kulinarnym anime.
Haikyuu wyróżnia całokształt: świetnie zarysowane postacie (nie ma aż takich płaczków jak w innych seriach, np. Diamond no Ace czy Major), względny realizm (właściwie to nie znam bardziej realistycznej sportówki, owszem, lekko przesadzają, ale nie tak jak w seriach baseballowych gdzie japoński gimnazjalista czy licealista rzucają z prędkością amerykańskiego profesjonalisty), odpowiednie stopniowanie emocji i brak dłużyzn. Są retrosy i jeden mecz potrafi trwać 10 odcinków, ale zachowany jest umiar.
W każdym razie mój ranking sportówek wyglądałby jakoś tak:
1) Hikaru no go
2) Haikyuu i Ping Pong The Animation
3) Cross game
4) Touch
5) One Outs
6) Initial D
7) Dash! Kappei!
8) Baby Steps
9) Ping Pong Club
10) Overdrive
11) Hajime no Ippo
itd. itd.
Za dużo tego widziałem i w zależności od dnia lista ta pewnie wyglądałaby trochę inaczej, ale te animce są w czołówce. A z kulinarnych nie znam nic lepszego niż Yakitate Japan.
Re: Najgłupsza scena tego sezonu
Odp. do moderatorki
„Mnie się nie nudzi w, w przeciwieństwie do innych osób.”
Odzywka godna gimnazjalistki. „Ja to jestem ponad tym, nie to co niektórzy…”
BTW, dobrze wiedzieć, że nawet moderator ma dostęp do archiwum forum. Szkoda tylko, że trzymacie te treści jedynie dla siebie. Gdyby rzeczywiście zależało ci na transparentności zwyczajnie podmieniłabyś linka, który stał się nieaktualny. Ja całej dyskusji nie kopiowałem, bo była to dyskusja ja vs. większość redakcji Tanuki, a ten formularz ma wyjątkowo skromne możliwości edytorskie.
A swoją opinię przekleiłem, bo znalazłem ją w swoich archiwach, a tej ściany tekstu nie pisałem do szuflady, ale po to by wyrazić swoją opinię. No i zmiażdżenie argumentami 13 czy 14 osób na forum o chińskich bajkach to nie lada osiągniecie – coś pomiędzy zajęciem 3‑go miejsca w rzucaniu papierowymi samolocikami, a kupieniem ziemniaków w promocyjnej cenie.
Moja dyskusja, która została usunięta z forum tanuki
Dobrze, że skorzystałaś z trybu przypuszczającego bo nikt przy zdrowych zmysłach nie poznawałby japońskiego baseballu oglądając anime, ale jeśli już to zabrałby się za ripy z transmisji NPB.
Cytat:
(...) Gdybym miała powiedzieć, co najbardziej nie podobało mi się w tej serii, odpowiedziałabym, że właśnie to bezduszne podejście do baseballu – traktowanie go jako własnej rozgrywki, chęci udowodnienia przeciwnikowi swojej wyższości, przy całkowitym pominięciu entuzjastycznego podejścia do gry, nie wspominając już o szczerej chęci zmierzenia się. Aż czuć te pieniądze, które są stawką, czuć, i to bardzo przeszkadza.(...)
Ale właśnie to jest całym sednem tej serii. Musisz chyba mieć niezwykle mały dorobek obejrzanych serii sportowych albo być wyjątkową purystką i fanką sportówek skoro najbardziej irytował cię element, który wyróżnia to anime na tle setek mu podobnych. To co dla ciebie jest wadą, dla innych będzie zaletą i właśnie to, że „czuć te pieniądze” nadaje anime realizmu i buduje napięcie.
To samo tyczy się ciągłych zwycięstw Tokuchiego. Zazwyczaj w seriach sportowych główny bohater jest niezwyciężony i choć w niektórych anime zdarzą mu się czasem jakieś potknięcia, ostatnie słowo należy do niego. Poza tym Tokuchi nie ma na swoim koncie „tylko zwycięstw”. Przecież na samym poczatku przegrał zakład z Kojimą! Nie ma to jak generalizowanie w recenzji.
Cytat:
(...) Tokuchi jest nie tylko hazardzistą, lecz również najlepszym z najlepszych psychologów, który czyta ludziom w myślach i potrafi ze stuprocentową dokładnością określić ich następny ruch – Light Yagami i L razem wzięci nie dorastają mu do pięt.(...)
Wyolbrzymienie, które nie przystoi recenzentowi. Samo przewidywanie posunięć przeciwnika leży jak najbardziej w ludzkich granicach (to że ja czy ty bym tego nie zrobił nie znaczy, że nie ma takiej osoby), Tokuchi kierował się logicznym mysleniem i nie było tu naciągnięć, problemem było perfekcyjne wcielenie planu w życie (jeśli coś ma dziwić, to to, że każdy szanujący się baseballista jest świetnym kieszonkowcem, a Tokuchi ma sokoli wzrok).
Jeśli chodzi o bohaterów, jak najbardziej można ich nie lubić, ale w żaden (a przynajmniej nie w decydujący) sposób
nie powinno wpłynąć to na ich ocenę. One Outs to popis jednej postaci – Tokuchiego i trudno zaprzeczyć, że jest to interesująca postać. Jest nie tylko nietuzinkowa, ale przy tym intrygująca. Inteligentny, bezwzględny, dążący po trupach do celu, ale też honorowy (gra na zasadach wyznaczonych przez przeciwnika i trzyma się umowy co do litery). Ze względu na specyfikę serii nie było okazji poznać bohaterów na innych płaszczyznach, ale nie zmienia to faktu, że zasługuje on na uwagę. Zastanawia mnie czemu recenzent uważa go za „pospolitego”, ciekawe jakie przykłady podobnych postaci podałby, bo ja jakoś nie mogę skojarzyć klonów Tokuchiego.
Poza głównym bohaterem mamy przygłupiego trenera, nadmiernie honorowego Kojimę, rozsądnego Ideguchiego, właściciela klubu i jego pomagierów oraz kilka innych mniej znaczących postaci pobocznych, które mimo wszystko nie były nieznaczące (jak np. Itsuki Takami czy bracia trenerzy). Wg mnie w tej sferze twórcy wykonali dobrą robotę i ocena 4 (czyli poniżej przeciętnej) jest raczej krzywdząca. Przyznam jednak, że postacie nie są najmocniejszą stroną serii, jednak tak jest zazwyczaj w seriach sportowych (wyjątkiem są anime na podstawie mang Adachiego). W tym anime najważniejsza jest fabuła, która choć jednowątkowa, jest całkiem zawiła i zmusza do myślenia.
Cytat:
(...)czasami dla odmiany profesjonalnym graczom w baseball trzeba wszystko tłumaczyć jak dzieciom, co chyba dziwi najbardziej z tego wszystkiego. (...)
Niby czemu miałoby dziwić? Czy Tokuchi tłumaczył zasady gry? Nie. Słyszałaś kiedyś może wypowiedzi żużlowców? Albo bokserów? Albo piłkarzy? Z całym szacunkiem dla tych osób, ale członkami Mensy to przeważnie nie są. Tłumaczenie Tokuchiego było potrzebne z dwóch powodów: po pierwsze nie każdy widz połapałby się o co chodzi (szczególnie taki, który o baseballu nie ma pojęcia) i takie wybiegi są specyficzne dla każdej serii sportowej (kolejny dowód na to, że niewiele serii sportowych widziałaś, skoro cię to dziwi), po drugie nie każdy zawodnik zrozumiałby trik w mig, gdyby było inaczej pewnie przeczytałbym: „każdy zawodnik drużyny Likaonów mógłby spokojnie zastąpić Tokuchiego, drużyna składa się bowiem z samych geniuszy taktyki”.
Cytat:
(...)Nie, przepraszam, jeszcze bardziej dziwi to, że właśnie ci profesjonalni gracze padają jak muchy w starciu z osobnikiem, który w lidze jest od paru dni. (...)
A serię oglądała? Bo czytając recenzję zaczynam w to powątpiewać. Widać było w jaki sposób załatwił graczy i wcale nie padali oni jak muchy. Tokuchi był mistrzem rzucania, nie powinno więc dziwić, że nie było japońskiego pałkarza który mógłby sobie z nim poradzić (skoro nawet zawodowi gracze amerykańscy nie dawali rady, a tacy też brali udział w One Outs).
Cytat:
(...) Mam też nieodparte wrażenie, że większość z ukazanych technik jest tak naprawdę zwyczajna i prosta do zrozumienia, często stosowana w grze, jednak tutaj przedstawiona została tak, jakby to był najnowszy i najbardziej szokujący wynalazek sezonu. Każda piłka, każdy rzut, odbicie czy w ogóle każda podjęta akcja przez danego zawodnika, Tokuchiego szczególnie, jest witana okrzykami zdumienia, niedowierzania i wybałuszonymi oczami, czasami jeszcze komentarzem narratora, który mówi nam, co się właśnie stało, jakbyśmy tego nie widzieli.(...)
Sądząc po wcześniejszych, niesłusznych zarzutach najprawdopodobniej oglądałaś serię po łebkach, przewijając co „nudniejsze” momenty albo odwracając głowę na boki. Dlatego zastanawiam się jakbyś je oceniła gdyby nie było tu tej „łopatologii” i tłumaczenia oczywistych oczywistości (które moim zdaniem nie były wcale takie oczywiste). Pewnie wówczas przeczytałbym zarzut: „seria jest hermetyczna, laik nie połapie się w niuansach gry i właściwie nikomu nie można jej polecić”. Przypominam, że anime leciało w telewizji i podejrzewam, że nawet w Japonii nie każdy dysponuje nagrywarką z twardym dyskiem, coby mógł sobie cofnąć i przyjrzeć się dokładniej co i jak.
Cytat:
(...) Każda piłka, każdy rzut, odbicie czy w ogóle każda podjęta akcja przez danego zawodnika, Tokuchiego szczególnie, jest witana okrzykami zdumienia, niedowierzania i wybałuszonymi oczami, czasami jeszcze komentarzem narratora, który mówi nam, co się właśnie stało, jakbyśmy tego nie widzieli.(...)
Wszystkie „ochy” i „achy” mogą irytować jeśli ktoś skupia się właśnie na nich, a nie na sednie sprawy czyli samym triku, któremu nie można zazwyczaj odmówić pomysłowości.
Cytat:
(...) Siła każdego z zawodników przez całą serię się nie zmienia, a mecze rozwiązywane są prawie zawsze dzięki geniuszowi Tokuchiego, który albo sam zajmuje się niszczeniem wrogów (w tej serii to jest całkiem poprawne określenie dla przeciwnej drużyny), albo dokładnie instruuje innego zawodnika, mówiąc mu, co ma zrobić.(...)
Jak można oczekiwać, że w ciągu jednego czy kilku meczów ktoś może „zmienić swoją siłę” !? Mało tego, jak można oczekiwać, że doświadczony i wyrobiony zawodnik jest w stanie zrobić to w sposób zauważalny w ciągu jednego sezonu (a w One Outs nie pokazano nawet całego sezonu)? Tu nie było nowicjuszy (oprócz Tokuchiego), więc nie powinno dziwić, że pozostawali na tym samym poziomie. Nie można w nieskończoność zwiększać swoich umiejętności, a gdyby komuś gwałtownie spadła forma zostałby najpewniej wyrzucony z drużyny (a raczej takie przypadki często się nie zdarzają).
Na koniec mam ciekawe spostrzeżenie. Sprawdziłem listę anime Melmothii i okazało się, że oprócz One Outs obejrzała tylko jedną (1) serię sportową !!! Aktualnie ogląda Cross Game i Basquasha, widziała niecałe 77% pierwszej serii Initial D, niecały odcinek (bądź też nieokreśloną ich ilość, ale stawiałbym na to pierwsze) Slum Dunka (czyli nawet nie 1% serii), 26 odc. (stanowiące niecałe 18% wszystkich odcinków) jednej z najgorszych (IMO) sportówek – Eyeshielda 21, jeden odcinek równie głupiego Inazuma Eleven, 6 odc. (ok. 3% całej serii, a nie liczę tu kontynuacji w OAV!) kultowej sportówki PoT… De facto jedyną obejrzaną przez nią w całości serią sportową jest Hikaru no Go (sic!). Statystyki te wyglądałyby jeszcze gorzej gdybym spojrzał na nie w dniu, w którym ukończyła recenzję. Prawdę mówiąc z mojego krótkiego „śledztwa” wynika, że wielbicielką serii sportowych nie jest (skoro porzuca większość oglądanych serii z tego gatunku, nie zna klasyków), a już na pewno nie ma odpowiedniego przygotowania, by recenzować serię sportową.
A Moderacja naprawdę gratuluje chęci przeklejenia ściany tekstu napisanej 5 sierpnia 2009. Nie wspominając nawet o pominięciu całej 3 stronicowej dyskusji z udziałem recenzentki.
I nie, nawet nie zamierzam tych trzech stron przeklejać – mnie się nie nudzi, w przeciwieństwie do innych osób.
<sarkazm mode off>
IKa
Podczas oglądania zapominałem, że to tylko serial animowany, wyobraźnia włączała mi się automatycznie po zakończeniu openingu i odrywałem się od rzeczywistości na długi czas. Rzadko kiedy podczas oglądania czy to anime, czy to seriali, przeżywam losy bohaterów, ale przy tym tytule siedziałem jak na szpilkach, adrenalina sama się wydzielała, a pomimo tego, że za oknem zimno a w pokoju było 20 stopni C max, przy oglądaniu meczów, czy miłosnych perypetii czułem zimny pot na swoim ciele ;). Szkoda, że teraz już takich serii nie robią, liczy się głównie efekciarstwo, ew. oryginalność, której nie jestem w stanie docenić. Ja lubię historie proste, bez żadnych metafor czy innych zbędnych dodatków, ważne są dla mnie ciekawa fabuła i bohaterowie. Nie może też zabraknąć akcji, powolne tempo nie jest dla mnie. Wszytko to posiada Touch, a że grafika jest archaiczna nic dla mnie nie znaczy, żeby tak wszystkie anime miały taką kreskę, ale były równie wciągające pewnie nie robiłbym nic innego tylko w bajkach siedział ;).
Pomimo względnego braku oryginalności serial ogląda się bardzo przyjemnie. Anime ma jednak rażącą wadę (jedyną tak poważną) – nadmiar zmoderowano bohaterów. Gdyby nie to, że „załatwiłem” całość pewnie rzuciłbym oglądanie po kilku odcinkach, na szczęście tego nie zrobiłem. Anime na dobre rozkręca się dopiero po 24 odc. (w sumie liczy ich 78) dlatego radzę dobrze się zastanowić zanim ktoś się za nie zabierze. Nie ma sensu zaczynać oglądania tylko po to żeby za kilka- kilkanaście odcinków przerwać seans. Jeśli ktoś nie obejrzał przynajmniej 25 odc. to nie może powiedzieć, że zna Kyou Kara Maou!
Serial warto obejrzeć z kilku powodów. Jest sporo ciekawych postaci, KAŻDA postać ma idealnie dobrany głos (nie pamiętam kiedy się spotkałem z takim anime), świat jest całkiem pomysłowo zrobiony, walk nie brakuje, a i pośmiać się jest też kiedy. Z czasem potrafi również zszokować, bo okazuje się, że nic nie jest tu takie jasne.
Może być
Najlepsze anime traktujące o koszykówce
Serial opowiada perypetie największego rozrabiaki, który chcąc zdobyć względy dziewczyny – fanki koszykówki – wstępuje do drużyny koszykarskiej i przy okazji zaczyna nieustanną rywalizację z wschodzącą gwiazdą tego sportu, w której zakochana jest owa dziewczyna. W anime nie braknie bójek, zabawnych sytuacji, czy dramatyzmu, ale wszystko to jest jedynie tłem dla meczów. I choć niektóre starcia potrafią zainteresować, po dłuższym czasie oglądanie tych samych zagrań staje się męczące. Muszę jednak nadmienić niewątpliwą zaletę rozgrywek – są one dość realistyczne i świetnie zanimowane pomimo tego, że seria jest dość leciwa. Nie uświadczymy tu więc bananowych strzałów, kamehamehy czy teleportacji jak ma to miejsce w innych anime z tego gatunku (PoT, Dash! Kappei czy Kuroko no Basket).
Serię polecam przede wszystkim wielbicielom anime sportowych, jak również osobom, które chcą spędzić czas na oglądaniu relaksującej, zabawnej historii pod warunkiem, że mają zanik pamięci krótkotrwałej albo korzystają z playera z rozbudowanymi opcjami playbacku.
Całkiem udana kontynuacja
W najnowszej odsłonie Cobra będzie musiał pomóc uratować sztucznie stworzoną planetę Galon zanim ta rozbije się o Słońce.
Seria nie zapowiada się może szczególnie interesująco, ale już po pierwszym odcinku można zorientować się, że będzie to całkiem przyjemne, wyłącznie rozrywkowe anime, przy którym zbyt tęgie myślenie nie będzie wskazane. Przygotujcie się więc na oglądanie bohatera, którego kule się nie imają, mającego perfekcyjną celność, niesamowitą siłę i wytrzymałość. Przysłowiową wisienką są skąpo odziane, pięknie narysowane kobiety i masę akcji w niezbyt realistycznym wydaniu. Kicz jak się patrzy, ale ja ten kicz oglądałem z przyjemnością.
BTW, polecam zapoznać się najpierw z serią TV – Space Adventure Cobrą (w razie czego służę linkową pomocą). Już w pierwszym odcinku pojawił się niemały spojler dotyczący jednej z pierwszoplanowych postaci. Poza tym wersja z 1982 r. jest naprawdę świetna i niewiele jest serii z tego gatunku, które mogłyby temu anime dorównać pod względem świetności. Zachęcam do przeczytania jej recenzji na Azunime.
Kontynuuje dobrą passę serii
Sam tok rozumowania poszczególnych osób (przede wszystkim Ohtsukiego i Kaijiego) i wgłębienie się w ich psychikę dawało wiele frajdy, jednak ostateczny cios przebijał wszystko. Słowem: lepiej być nie mogło.
W 9 odcinku rozpoczęła się również kolejna gra, tym razem pachinko.
Anime wciągające od początku do końca. Nie było tu słabego odcinka, a większość była wręcz genialna. Pomysłowość autora, jak i sposób przedstawienia emocji zasługują na uznanie. W żadnym innym anime nie widziałem tak dobrze zobrazowanej rozpaczy jak w Kaijim. Same postacie są bardzo realistyczne i jedyny poważny minus to to, że nikt tutaj nie stosuje się do polskiej zasady „chłopaki nie płaczą”.
Drobniejszych wad co prawda nie brakowało, np. niektóre pomysły, choć ociekające przebiegłością były naciągane i niemal niemożliwe do zrealizowania, ale przynajmniej dzięki temu historia nabierała kolorów. Dłużyzny też się zdarzały choć osobiście tylko w jednym (23‑cim) odcinku to poczułem, ale rozumiem narzekania niektórych. Faktem jednak jest, że autorowi udało się przedstawić w niezwykle interesujący sposób grę w pachinko (sic!) i to przez niemal 20 odcinków!
Myślałem, że dokonanie czegoś takiego jest niemożliwe, spodziewałem się, że historia po chinchirorin będzie pozostawiała wiele do życzenia, a okazało się, że jest zupełnie inaczej. Chinchirorin arc podobał mi się bardzo, ale to pachinko wybiło tę serię na poziom geniuszu i sprawiło, że wystawiłem anime najwyższe noty. Również ocenę zawyżyłem o jedno oczko, ale zwyczajnie od BARDZO długiego czasu nie spotkałem się z anime, które tak by mnie wciągnęło i na którego odcinki czekałbym z taką niecierpliwością (chyba ostatnim takim anime było Kemono no Souja Erin). Wisienką na torcie był narrator, który samym swym głosem wynosił anime na wyżyny. Zdecydowanie polecam i czekam na kontynuację. Chociaż nie wiem czy tym razem wytrzymam i nie zabiorę się za mangę.