x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w
polityce prywatności.
Anime z kategorii "jeszcze jeden".
Fabułę w tym anime uważam za genialną. Umiejętnie budowane napięcie, zwroty akcji, które, co ważne, miały sens oraz garść życiowej mądrości zaserwowana w nienachalny sposób to jej główne atuty. Aż dziw bierze, że przez 26 odcinków twórcom udało się przykuć mnie do monitora, choć cała historia obracała się głównie wokół jednej osoby uprawiającej hazard. Co prawda gdzieś w połowie nie czułem już takich dreszczy na plecach jak z początku (pewnie przyzwyczaiłem się do nadzwyczajnej dawki emocji jakie ten serial mi dostarczał), ale po zobaczeniu ostatniego odcinka miałem ochotę na więcej. I choć postacie nie są zbyt zróżnicowane (nic dziwnego, nałogowi hazardziści mają wiele cech wspólnych), nadrabiają to interesujący główni bohaterowie (Kaiji i osoby stojące za organizacją gier hazardowych). Warto też wspomnieć, że jest tu sporo krwi, dla osób lubujących się w brutalnych seriach jest to pozycja idealna, znajduje się tu bowiem wiele drastycznych scen, których nie widziałem nigdzie indziej.
Jeśli ktoś selekcjonuje anime kierując się grafiką sam sobie będzie winien pomijając tę perełkę. Szczerze polecam.
To nie jest kolejne anime dla nastolatków
Zostawmy jednak kwestię oryginalności. Anime to nie jest klasyczną sportówką. Nie ma tu schematu „od zera do bohatera”, ani „geniusz od urodzenia”. Został tu wykorzystany zupełnie inny pomysł i aż dziw bierze, że jeszcze nie został on skopiowany (AFAIK). Widać jest to zbyt trudne i twórcy wolą pójść przetartymi ścieżkami. Zapomnijcie o rozwlekłych pojedynkach, komentarzach na pół odcinka czy nawale szczęśliwych zbiegów okoliczności. Tutaj nigdy nie wiadomo co się stanie, liczą się przede wszystkim dramat i realizm (choć niezupełnie, ale na pewno nie znajdziecie tu powalania niedźwiedzi czy wstawania po 20‑tu knockdownach). Jeśli szukacie koszarowego humoru to również źle trafiliście, bo choć zdarzą się powalające teksty są one jedynie marginalnym dodatkiem.
Ashita no Joe ma klimat. Tutaj widać, słychać i czuć kto jest s‑synem, a kto poczciwym chłopem. W ringu natomiast rzeczywiście wiadomo, że jest to walka, w której zawodnicy nie poszli się poklepać po buzi, ale pona***ać. M. in. tego brakuje mi w Ippo (jedyne walki gdzie odrobinę było to czuć to Takamura vs. Hawk i Mashiba vs. Sawamura, choć seria ta nadrabia to humorem). Świat slumsów, więzienie (to co dzieje się w Rainbow to pikuś) i Japonia w okresie gospodarczych przekształceń tworzą niepowtarzalną i przekonującą scenerię. Czuć tutaj trud i wysiłek włożony przez pracujących ludzi, rozpacz i radość. W AnJ świat nie kończy się na ringu czy w sali treningowej, a bohaterami nie są jedynie bokserzy i ich rodziny. Nie ma tu monotonii (choć po 17 odcinkach pewnie trudno to stwierdzić), ani konwencjonalnych rozwiązań, nie ma tu sielanki. Dla jednych może być to wadą, ale dla osób, które widziały już standardowe chwyty setki razy AnJ będzie na pewno miłą odskocznią.
Osobny akapit należy się oprawie graficznej. Pomimo swej wiekowości nie odstrasza, a wręcz jest perfekcyjna dla tego rodzaju serii. Wyraźne kontury i pastelowe kolory idealnie wpasowują się w klimat serii. Co ważne w tego rodzaju serii, faceci wyglądają jak chłopy, a nie homosie albo ET (*cough* Claymore *cough*). Przede wszystkim jednak znakomicie zrobione są animacja i choreografia walk. Może to się wydać śmieszne i niewiarygodne, ale tutaj naprawdę czuć siłę ciosów i ból zawodników (czego o Hajime no Ippo powiedzieć niestety nie mogę). Zęby fruwają na prawo i lewo, ślina leje się mililitrami, a krew nie bryzga na prawo i lewo, ale wsiąka w rękawice.
Bardzo niedocenione anime
Anime jest niestety bardzo niedocenione, zginęło gdzieś w zalewie setek przeciętnych, wysokobudżetowych produkcji, przyćmione zostało przez popularne shouneny, przereklamowane serie Code Geass czy Death Note. Nie tylko recenzent uważa, że nie jest to produkcja, o której będzie się pamiętać przez lata, nawet grupy fansubberskie skrzętnie pomijały to anime (dziś w sieci znaleźć można jedynie DVD‑ripy), a zdobycie skanlacji mangi (nie mówiąc o kupnie tomików w języku innym niż japoński) jest prawie niemożliwe. Tymczasem – jak widać na moim przykładzie – znajdą się osoby, którym owa produkcja namiesza w rankingu ulubionych anime i nie pozwoli o sobie zapomnieć.
Mimo, że pomysł na historię nie jest szczególnie oryginalny to już samo jej prowadzenie tak. Desert Punk zaskakuje w każdym odcinku i jest to miłe uczucie. Nieraz szczęka opadała mi na podłogę, często wybuchałem śmiechem, a czasem nawet zwiększał mi się poziom adrenaliny we krwi. Niewiele jest anime, którym udało się wywołać we mnie tego rodzaju reakcje, a jeszcze mniej, które zdołały utrzymać ten efekt od początku do końca. Do mnie (czciciela Fallouta 1, wielbiciela Fallouta 2 i „hatera” Fallouta 3) seria trafiła idealnie i choć ostatnio nie miałem ochoty oglądać japońskich animacji, Sunabozu z miejsca przyciągnął mnie do monitora i w przeciągu 3 dni, oglądając odcinki jednym ciągiem tytuł zaliczyłem do ukończonych.
Jeśli ktoś szuka masy nieprzeciętnej akcji, chce się pośmiać, zrelaksować, ale też otrzymać produkcję, do której będzie można powrócić nie tracąc przy tym przyjemności – Desert Punk to strzał w dziesiątkę. Zdecydowanie polecam.
P.S.
Jest to jedno z nielicznych anime, w których angielski dubbing przewyższa (a na pewno niewiele ustępuje) oryginał(owi).
Recenzja do śmietnika
Autor napisał, że bohater rozprawia się z przeciwnikami w pomysłowy sposób, stosując się do zasad obowiązujących w postapokaliptycznym świecie, czyli mimochodem pochwalił fabułę za nietuzinkowe rozwiązania i spójność świata. Nie bardzo też chyba rozumie co znaczy świat postapokaliptyczny. No bo za dziwne uznawać to, że tylko nieliczni mają kombinezony bojowe czy broń, a pojazdy są rzadkością mogłaby tylko taka osoba. Poza tym chyba nawet nie raczył przeczytać swojej własnej recenzji, bo w zdaniu: „Od strony graficznej Desert Punk nie wygląda źle, jak na komedię wypada, pojawia się charakterystyczna groteska.” ewidentnie czegoś brakuje, a właściwie całe jest bez sensu.
Bardzo możliwe, że lista obejrzanych anime, widoczna w profilu recenzenta jest niekompletna. Jednak wybór tytułów i ich oceny pozwalają wyciągnąć kilka wniosków. Po pierwsze recenzent preferuje romanse i humor szkolnych komedii. Ecchi mu nie przeszkadza o ile gołe są nie dojrzałe kobiety, a lolitki lub upośledzone nastolatki (Akane‑iro ni Somaru Saka, Shana, Elfen Lied, Chobits, a także pedofilskie anime Kanokon, którego może i nie uwielbia, ale stawia wyżej niż Desert Punka). Nie przepada za anime, w których fabuła jest złożona, logiczna, spójna i oryginalna (Wolf's Rain, czy Haibane Renmei) uwielbia natomiast gnioty, w których nic nie trzyma się kupy, a bohaterowie zachowują się irracjonalnie (Elfen Lied dostało od niego najwyższe noty, lol).
Recenzja, która trafiła na tanuki chyba tylko dlatego, by zapełnić dziurę w bazie. Jeśli ktoś chce przeczytać recenzję, w której autor bardziej się przyłożył wystarczy wejść na Azunime albo Escapista (z tym, że tutaj jest po angielsku).
Re: Są zalety! ;p
Shoujo nie tylko dla dziewczyn
Zdecydowanie polecam wszystkim zapoznać się chociaż z pierwszym odcinkiem, skoro wielbiciel shounenów tak zachwala shoujo to musi coś w tym być ;). Jeśli nie będziecie się nastawiać na skomplikowaną czy osadzoną twardo w realiach naszego świata fabułę, a na czystą rozrywkę na pewno nie pożałujecie poświęconego czasu. Szkoda tylko, że anime jest tak mało popularne, niestety poza Japonią seria nie została zlicencjonowana.
Re: recenzja może zniechęcic
Re: słabe
Major jako przykład realistycznej serii o baseballu? :D. Już w pierwszej serii było pełno głupot jak to, że kliknij: ukryte knypek (Japończyk, a do tego 12‑latek) potrafił rzucać z szybkością, która dorównywała zawodowcom albo to, że drewniana piłka spowodowała pęknięcie metalowego kasku zamiast wgniecenia. Im dalej tym było gorzej, pojawiało się coraz więcej super‑hiper rzutów, a Goro przekraczał kolejne granice ludzkich możliwości. Jeśli ktoś chce zobaczyć w anime świat japońskiego baseballa możliwie najbliższy rzeczywistości to powinien zerknąć na którąś z adaptacji mang Adachiego (Touch, H2 czy też aktualnie wychodzące Cross Game).
Co się tyczy zaś przyrównania do Death Note'a czy Code Geassa… Cóż, widać stronniczość z Twojej strony. Przede wszystkim w One Outs nie ma filozofii, tutaj wszystko opiera się na logice. Może jakieś przykłady błędów logicznych albo „wydumanej filozofii”? Określenie, że "Toua nie dorasta Lightowi czy L do pięt" jest śmieszne, mówisz niczym dziecko, które uparcie twierdzi, że Batman jest lepszy niż Spiderman :D. To są zupełnie różne postacie, które osadzone są w zupełnie innej rzeczywistości i postawione są przed nimi problemy zupełnie innego rodzaju. No i skoro już jestem przy DN, cała ta dedukcja, kliknij: ukryte namierzenie Light'a przez L opierając się tylko na godzinach, w których następowały śmierci było naciągane. Smieszne też było, że pomimo ogromnej przewagi Light cały czas remisował z L. Wszystko opierało się na czytaniu w myślach przeciwnikowi i nie widzę tu wyższości nad One Outs. Jeśli chodzi o Code Geass, tam to już w ogóle była bajka. Zagęszczenie szczęśliwych przypadków na jeden odcinek jest tam ogromne, a przepis na anime jest bardzo prosty: wrzuć zwrot akcji o 180 stopni w co piątym odcinku i ludzie się ucieszą. Pokazanie jaki to Lelouch jest mądry polegało na uwierzeniu na słowo kliknij: ukryte (wygrał błyskawicznie w szachy z jakimś arcymistrzem, wow, może jeszcze wynalazł teleporter?), bo jakoś w trakcie anime jego mądrości nie było widać. Najbardziej rozwalające było jednak to, że kliknij: ukryte nikt nie poznał jego głosu choć maska go nie zmieniała… Nie będę przytaczał tu więcej przykładów, bo to nie miejsce do tego, ale ze wspomnianych przez Ciebie anime Code Geass jest najprymitywniejszy.
One Outs powinno spodobać się każdemu kto lubi serie sportowe, zna serie sportowe i wie czego się po nich spodziewać. Będzie idealna zaś dla tych, którzy dodatkowo z wypiekami na twarzy oglądali Kaijiego czy Akagiego (czego nie można powiedzieć o Melmothii, widziała jedynie 4 odc. tej pierwszej serii).
Nie ma żadnego błędu
kliknij: ukryte To nie był żaden błąd w fabule. Po pierwsze mowa była, że los nie może być zgnieciony w kulkę, wymiętolony, a nie zgięty. Po drugie Kaiji myślał o tym, że straci palce i o tym jakim cudem dziadek dał radę to zrobić, był na dnie rozpaczy. Nic więc dziwnego, że nie zauważył zgięcia. Zresztą to nic by nie zmieniło, nie udowodniłby, że dziadek był za to odpowiedzialny (jedynym dowodem byłoby to, że Kaiji nie wyciągnął losu jako pierwszy), w końcu obaj równocześnie wkładali losy, Kaiji sam był sobie winny, że nie przypilnował dziadka, ale myślami był zupełnie gdzie indziej. Mnie bardziej zastanawia czemu nie zażądał sprawdzenia pudełka i przejrzenia wszystkich losów zanim ucięto mu palce. Gdyby znaleziono drugi „wygrywający” wówczas miałby szansę się wykręcić (zwalić winę na dziadka, zażądać unieważnienia zakładu), chociaż ze względu na to, że był zgnieciony w kulkę byłoby to trudne, ale Kaiji nie mógł tego wiedzieć.
Bruce wszechmogący po japońsku, czyli pokazówka
Fabuła nie jest zbyt odkrywcza, ileż razy to widzieliśmy bohatera ratującego świat, a posiadającego przy tym potrzebne do tego niezwykłe zdolności? kliknij: ukryte W tym przypadku tą zdolnością jest komórka z dżinem w środku, a życzenia są z limitem. Tak czy inaczej służy to jednemu – pokazówce, tzn. wprawieniu gawiedzi w osłupienie, zainteresowanie widza. Fabuła jednak nie trzyma się kupy, 12 osób dostaje po 10 mld jenów (zdaje się, że ok. 100 mln $) i z tą suma może zrobić co zechce, a magiczna komórka zrobi za nas zakupy ze zniżką. I tak możliwe jest, że ni stąd, ni zowąd cysternie odpadną koła, a czarnej wdowie wyrosną skrzydła i wyfrunie przez okno. Jeśli ktoś chce zaś kogoś zabić, nic prostszego opanować umysł żony ofiary i zmusić ją do wykonania czarnej roboty (bardziej poważnie, jakim cudem mieli pewność, że żona będzie chciała zabić męża, a do tego da radę wyszkolonemu w walce wręcz policjantowi?). Z założenia ma to służyć uratowaniu Japonii (taa, rozdanie 120 mld nie nakładając przy tym właściwie żadnych limitów i rozdrobnienie ich na pewno pozwoli to osiągnąć), a w razie niewłaściwego rozporządzania majątkiem konsekwencje będą czekały na malwersantów już po fakcie (zamiast wyzerować komuś konto i rozdzielić sumę na pozostałych).
Bohaterowie to sami ekshibicjoniści i chyba tylko pod tym względem są nietuzinkowi. Gdyby pokazywania przyrodzenia nie podawano w humorystyczny sposób (scena z laptopem z ostatniego czy przedostatniego odcinka była całkiem udana) byłoby to dla mnie całkowicie niestrawne.
Jeśli chodzi o grafikę to przyznam, że jest ona ładna, ale ma bardzo poważną wadę – widać, pójscie na łatwiznę i przydzielenie większości pracy komputerom, stąd u kazdej postaci mamy śmieszny cień na nosie nawet przy oświetlonej facjacie. Nieraz widać też było kukiełkowe poruszanie się plastikowych przechodniów w parku co powinno znacznie zaniżyć ocenę za grafikę. Muzyka zaś była nieszczególna i przypadł mi do gustu jedynie ending.
Podsumowując, anime było niezłe. Dzięki temu, że krótkie nie zdążyłem się wynudzić całkowicie (choć momentami korciło mnie wyłączyć playera). Polecam je raczej żeńskiej części animemaniaków, za dużo romansu i gołych facetów.
Nawet jeśli fabuła nie jest odkrywcza, spoilery warto maskować… Moderacja
Niestrawny humor dla mnie
Od biedy mógłbym może i obejrzeć całość, ale ani oprawa graficzna mnie do tego nie zachęca (loli chara‑design), ani fabuła, ani zachwalani w recenzji bohaterowie więc po co się męczyć? Jeśli ktoś zastanawia się czy załatwiać sobie to anime to sugeruję obejrzeć ze 4 odc. najpierw i zdecydować czy warto brnąć dalej czy nie.
Anime wyróżniają ciekawi i wiarygodni bohaterowie, a także klimat podziemnego Tokyo co sprawia, że seria nie nudzi się zbyt łatwo o ile – jak wspomniała autorka recenzji, nie urządzimy sobie maratonu. Na uwagę zasługuje również genialna gra aktorów podkładających głosy pod głównych bohaterów, szczególnie chodzi mi o Akirę Kamiya, znanego jako Kogoro Mouri z Detektywa Conana. Tak świetnego operowania głosem mógłby mu pozazdrościć każdy dubbingujący artysta.
City Hunter to pozycja obowiązkowa – wypada w końcu zobaczyć na kim wzorowali się twórcy takich serii jak Black Cat czy Get Backers.
M&M'sy rzucają się w oczy, a nie w dłonie ;)
( kliknij: ukryte tajemnicze okoliczności śmierci Makimury jak i sama jego postać skutecznie przykuły mnie do ekranu na długie godziny, to dzięki temu poważnemu wątkowi City Hunter mnie wciągnął i miałem ochotę na jeszcze.
Do braku realizmu szybko się przyzwyczaiłem, ale było kilka momentów, które mnie całkowicie rozbroiły, ot chociażby przestrzelenie sobie ręki, by spowolnić pocisk, strzelanie do siebie z bazook bez żadnych efektów czy zatrzymywanie kul małego kalibru własnymi mięśniami… Seria ma jednak taki styl i albo się to zaakceptuje albo trzeba zmienić anime.
Jeśli chodzi o wykonanie techniczne to ja nie mam zastrzeżeń. Nie zauważyłem powtarzalności projektów postaci (powtarzalność to jest u Norihiro, Kishimoto, itd.), a animacja do dziś się broni IMO.
Serię zdecydowanie polecam wielbicielom filmów sensacyjnych rodem z Hong‑Kongu i wszystkim tym, którzy chcą poczuć klimat lat 80' i obejrzeć coś egzotycznego, a jednocześnie wciągającego. Niestety kolejne serie są niczym więcej jak klonami City Huntera 1, a odcinki to „spermutowane” wcześniejsze historie. Będę musiał jeszcze obejrzeć Angel Heart'a, ale nadziei na powrót mojego entuzjazmu towarzyszącego mi przy pierwszej serii nie mam.
Re: Zniszczone nadzieje...
Może po przeczytaniu tej wymiany zdań [link]przekonasz się by sięgnąć po pierwowzór anime.
Anime dla bab, czyli krytyki ciąg dalszy
Wygląda na to, że anime jest dla osób nadwrażliwych, które uwielbiają oglądać tandetne melodramaty, co i rusz szlochając w czasie seansu. Innymi słowy dla bab. Tanie chwyty jakie zastosowali twórcy tego anime wystarczyły by zrobić serii reklamę, z kolei nadmierny dramatyzm serii dał pretekst fanom, by doszukiwać się w nim ukrytego, kulturalnego bogactwa. Wierzę, że seria mogła co niektórych poruszyć, ale z pewnością żadnego sensownego przekazu tu nie ma, a już na pewno Elfen Lied nie charakteryzuje głęboka treść, która w rzeczywistości jest bardzo płytka, a wyświechtane, patetyczne, naiwne hasła same rzucają się w oczy. Co ciekawe tą niby głębię dostrzegają wszyscy fani, ale rażących błędów i tego, że twórcy traktują widzów jak idiotów już nie.
Najbardziej przereklamowane anime wszech czasów, czyli cała prawda o Elfen Lied
Zestawienie idiotyczności jakie pojawiły się w tym „genialnym” anime.
kliknij: ukryte
- Pierwszą kretyńską sytuacją była scena, w której Bandou – niby wyszkolony żołnierz – uderzył kobietę, bo się „skradła” (czyt. otwarcie podeszła do niego) i zagadała go, nawet go nie dotykając. Pokazało to jedynie jakim był idiotą i żółtodziobem skoro wystraszył go cichy, spokojny głosik, a wszystko odbywało się w bezpiecznej lokacji . Gdyby Bandou był psycholem to jak by to świadczyło o tych, którzy go wyszkolili i dopuścili, by ktoś niezrównoważony psychicznie mógł zostać przyjęty do armii? Przecież takie osoby są zagrożeniem dla wykonania misji, nigdy nie wiadomo, kiedy mając granat nie zmieni celów i mu coś nie odbije. Po to wykonuje się testy psychologiczne, by sprawdzić, czy potencjalny „żołnierz” nadaje się do wykonywania roboty. Nie braliby kogoś kto były w stanie zmienić charakter w wyniku jakiegoś traumatycznego zdarzenia, dziewczynki w wojsku nie mają miejsca. Co więcej, gdyby w teście fałszował, jego zachowanie w końcu wyszłoby na jaw, no bo przecież głos potrafił go wystraszyć, więc nie ma tu mowy o tym, że Bandou potrafiłby również tłumić swoją agresję. Gdyby to, że w bazie ktoś zagaduje żołnierza z tyłu wystarczyło temu żołnierzowi do reakcji jak na polu bitwy, to raczej ten żołnierz kariery by nie zrobił żadnej, ale został wcześniej ubity/wrzucony do pokoju bez klamek. Prawda jest taka, że twórcy Elfen Lied wrzucili psychola, by zwiększyć ilość brutalnych scen. I tyle.
- Kolejnym dowodem na to, że scenarzyści Elfen Lied traktują widzów jak idiotów jest sytuacja, w której policja pyta się Kouty o to czy nie widział zaginionej osoby, a on od razu podejrzewa teorię spisku i kłamie… To nie jest normalne.
- Kouta widzi uzbrojonych ludzi, zostaje kopnięty w brzuch i pierwsze co robi to pyta się uzbrojonych, niezidentyfikowanych mężczyzn w kominiarkach, którzy go zaatakowali „kim jesteście ?”. No ciekawe, pewnie to zawodnicy paintballa. Już sam fakt, że był w stanie od razu po ciosie mówić jest mało przekonujące.
Raczej jakiekolwiek pytanie się uzbrojonych ludzi w kominiarkach byłoby bardzo głupim zachowaniem. Z pewnością każda średnio inteligentna osoba siedziałaby cicho, a tym bardziej nie pytała się ludzi w kominiarkach o tożsamość (podpowiedzieć po co są kominiarki?), bo wystarczyłoby jej wiedzieć, że ma do czynienia z „uzbrojonymi ludźmi w kominiarkach, którzy chcą mi zrobić krzywdę” :D.
Oczywiście w realu nieracjonalne zachowania to normalka, ale w anime nie wymaga się doskonałego odbicia rzeczywistości. W ciągu 20 min. nie ma sensu pokazywać nieistotnych rzeczy, mogliby choćby pominąć taki dialog, przynajmniej jeden z bohaterów sprawiałby wrażenie bardziej inteligentnego. Zresztą jak już pisałem, reakcja na sytuacje stresowe czy zagrażające życiu mogłaby być taka jak tego kolesia, z tym jednym zastrzeżeniem, że po dostaniu w brzuch z kopa koleś nie powinien być w stanie wypowiedzieć nawet słowa. JAK REALIZM TO REALIZM.
Tak się składa, w tym anime realizm jest TYLKO w przypadku, gdy bohaterowie zachowują się NIERACJONALNIE. Dziwne, nie?
- Zabijanie świadków, lol. Jakich świadków ? Oni mieli kominiarki, nikt by mu nie uwierzył, że jakaś kolesiówa została porwana, zresztą policja musiała współpracować w schwytaniu jej, więc nie było opcji, by wskórał cokolwiek. Kto by zgłosił zaginięcie Lucy ? Jaki dowód miałby Kouta, że taka osoba jak Lucy w ogóle istnieje ? To nie są świadkowie, ale dzieciaki z wybujałą wyobraźnią, bez żadnych kamer czy aparatów. Nawet nie byliby w stanie sprowadzić Bandou na przesłuchanie, nie mówiąc już o tym że z miejsca dziecko zostałoby wyśmiane. Nawet gdyby policja im uwierzyła, to i tak schwytanie Lucy było decyzją rządową. Wzięli co swoje i tyle, a że jakiemuś bachorowi by to się nie podobało, kogo by to obchodziło? Scena miała służyć pokazaniu męskości tego nieudacznika, no i dodać kolejny grzech do listy psychola.
- Wracając jeszcze do najgłupszej postaci w całym anime, czyli Bandou. Widać, że koleś jak na „wyszkolonego żołnierza” jest zbyt narwany – delikwent z giwerą. Wyszkolony najemnik pociągnąłby za spust w momencie, gdy potwierdziłoby się to, że obiekt jest szukanym celem i gdyby miał pewność zlikwidowania go, a ten urządza sobie pogaduszki => członkowie SAT‑u to patałachy. Rzeczywiście Lucy było ciężko rozpoznać, a jedynym sposobem było spytanie się potencjalnego celu czy nim jest.
Właściwie to każda sytuacja, w której występował ten żołnierz była idiotyczna. Chociażby w 6‑tym odcinku był jego wyskok przez zamknięte okno na 2‑gim piętrze. Dla wielbicieli Elfen Lied napiszę wprost o co mi chodzi (bo za każdym razem gdy to piszę, tzn. na azunime, na filmwebie i na gildii nie domyślają się czemu uważam tą sytuację za głupią). Taki wyszkolony żołnierz nie ryzykowałby złamania nogi oraz okaleczenia i skoku przez zamknięte okno, ale raczej OTWORZYŁ okno lub po prostu wyszedłby frontowymi drzwiami. No, ale przecież musiało być wyjście z hukiem, bo nie byłoby głębi.
- Nic jednak nie przebije dziewczynki, która widząc zwijającego się z bólu ślepego kalekę ze świeżą raną, pyta się spokojnym głosikiem „Co się stało” ? No ciekawe… „Szedłem se plażą i się potknąłem”. Potem jeszcze każe mu nie odchodzić, a on – zaskoczenie – słucha jej ( w sumie dziwne, że się wcześniej ruszał, ranny, osłabiony z powodu utraty krwi… znów nienormalne zachowanie). Do niewidomego, któremu dopiero co galareta spływała z oczodołów (tyle krwi z oczodołów na pewno by się nie wydzielało swoją drogą, kolejna bzdura, dlatego piszę galareta), tzn. świeżo upieczony niewidomy, no i bez ręki miałby sobie gdzieś pójść.
To, że była w szoku byłbym w stanie uwierzyć, ale stoicki spokój i udzielenie pierwszej pomocy raczej nie charakteryzują kogoś kto go doznał. Widać dziewczynka musiała często spotykać krwawiących kadłubków. Była molestowana seksualnie, a nie pracowała jako pielęgniarka na wojnie. A propos molestowania, nie uważacie za dziwne, że taka dziewczynka chętnie spoufaliła się z innymi i kąpała się z Lucy?
- Genialne było też pokazywanie zdjęć rentgenowskich ślepemu :D. Jakby „ojciec” całego projektu nie wiedział jak wygląda układ kostny dicloniusa… No tak przecież to trzeba pokazać naiwnym widzom, którzy to oglądają. Trochę dowcipniej pisząc:
Mamy w pokoju 2 kolesi, jeden jest ślepy, a drugi nie. Ślepy pyta się drugiego: „Co mnie załatwiło?”, a ten odpowiada: a takie coś, z takim czymś (pokazuje ślepemu na zdjęciach rentgenowskich co dokładnie), dlatego musimy cię wykastrować.
- Pomijam już to, że Kouta macał Nyuu przy każdej okazji oraz co chwilę pokazywano gołą dziewczynę…
- Śmieszna była też dla mnie sytuacją, którą większość wielbicieli EL uważa za najbardziej drastyczną w tym anime. Pokazywali wyrywane serca, kończyny, głowy, masakrowanie ludzi, rozrywanie ich na strzępy pokazując przy okazji narządy wewnętrzne, klatkę piersiową i kręgosłup…, ale jak zabijają „psiuńcia” już nie pokazali… Masakrowanie ludzi jest OK, ale psa nie, bo to zbyt drastyczne.
- Mamy żywy organizm uzbrojony w niewidzialne rączki, które potrafią powstrzymać pociski i zmasakrować w mgnieniu oka dziesiątki ludzi. Ja bym school girl jej nie nazwał. Fakt, że broń biologiczna znalazła się w szkole umocnił mnie jeszcze w moim przekonaniu – Elfen Lied może podobać się tylko <wycięto>. Sam pomysł, by uwolnić następną broń biologiczną niby jeszcze silniejszą jest genialny…
Na koniec zostawiłem najlepsze. Nie pamiętałem tego, więc walnę to w cytat:
(Wilk Stepowy wygrzebał z tematu o Elfen Lied na forum Gildii):
SPOILER
- "dla mnie najgłupsze było to jak Yuka przytula Koutę na oczach Lucy a ta uderza Yukę tak że ona leeeci i leeci, uderza w barierkę lekko ją odginając po czym wstaje, wchodzi po schodach lekko zdziwiona a Kouta do niej „mówiłem żebyś uważała, schody są śliskie” ... –
NO I KONIEC SPOILERA”
„Anime dla osób dojrzałych”, dobre sobie. Pokazywanie ran ciętych explicite jest głupie, chyba że zrobiono by to w sposób realistyczny (no przecież to dla widzów dorosłych jest, jak realizm to realizm). Po co pokazywali przekrój poprzeczny kończyny ? Nie można było po prostu tego pominąć ? Faktem jest, że bachorom baleron bardziej się podobał.
Z góry przepraszam osoby, które nie potrzebowały by wskazywać im palcem gdzie widzę nieścisłości. Nauczony doświadczeniem, które wyniosłem z innych serwisów, musiałem wiele rzeczy napisać wprost, bo myślenie boli (wystarczy, że przeczytacie odpowiedzi na azunime, gildii, czy filmwebie, a zrozumiecie co mam na myśli).
EL to głupia krwista rąbanka, a jeśli już miałbym doszukiwać się na siłę głębi to znalazłbym jedynie niezamierzony przez twórców czarny humor. Osoby, które widzą więcej chcą chyba w ten sposób tłumaczyć własne upodobanie sieczki z gołymi nastolatkami.
Trendsetter
A tak bardziej serio, główna bohaterka jak na kilkusetletniego mędrca (800‑letniego chyba) zachowywała się momentami niestosownie do swojego doświadczenia i wieku, kokietując Lawrenca i licząc na jego ciepłe słowa niczym nieokrzesana pannica, co wydało mi się dość dziwne. Widać chciano może dotrzeć również do młodszej widowni, dlatego wprowadzono elementy tego rodzaju (goła baba z nadludzkimi możliwościami, zakochana w głównym bohaterze, skąd ja to znam ?). Nie zmienia to jednak faktu, że fabuła była interesująca, a biorąc pod uwagę jej specyfikę ośmielę się stwierdzić, że chwilami wręcz genialna. Ekonomią nie interesuję się prawie wcale, a mimo to nie nużyły mnie te wszystkie wzmianki nt. walut, czy mechanizmów rządzących średniowiecznym rynkiem.
W skrócie: serię obejrzałem z przyjemnością, duet bohaterów polubiłem i mam ochotę na więcej. Polecam wszystkim zapoznać się z pierwszym odcinkiem.
Jednej rzeczy nie zrozumiałem dlatego prosiłbym o wyjaśnienie i sprostowanie. kliknij: ukryte Lawrence dzięki Horo zauważył, że stół na którym ważony był pieprz był pochylony, przez co waga wskazywała na jego niekorzyść. Udało mu się dzięki temu wynegocjować kupno towaru w dużej ilości (20 sztuk zbroi), ale musiał się zapożyczyć. Na kontrakt nawet nie spojrzał, tylko dał wiarę osobie, która przed chwilą chciała go oszukać. Okazało się, że firma od której zakupił artykuły zbankrutowała i była winna kasę innej, a on jako wspólnik przejął z towarem dług. Dzięki temu zadłużona firma pozbyła się długu, a firma która potem razem z Lawrenecem próbowała przeszmuglować złoto miała zająć się egzekucją długu.
Re: BG
Na azunime jest właśnie rozmowa na temat „płynności demograficznych wskaźników” jak to określił Dark Rael. Coś w tym jest.
Starość nie radość
Heh, widać że nie zwracałeś uwagi na wyświetlacz czasu/masz krótką pamięć/ślepo ufasz ANN (niepotrzebne skreślić).
Bus Gamer
W nawiasach czas trwania bez openingu i endingu.
Odc. 1 czas trwania 23 min. 44 s (20:50 +-1s)
Odc. 2 23 min. 19 s (20:09 +-1s)
Odc. 3 23 min. 29 s (20:22 +-1s)
W sumie 70 min. 25 s (61:11 +-3s)
Dla porównania:
Read or Die OAV
Odc. 1 31 min. 50 s (27:45)
Odc. 2 30 min. 56 s (27:36)
Odc. 3 33 min. 35 s (32:05)
W sumie 96 min. 21 s (87:26 +-3s)
Różnica ponad 26 min. wiele mówi. W przypadku pozostałych 2 tytułów różnica byłaby jeszcze większa.
Co do konsensusu. Ja nigdzie nie napisałem, że nie zgadzam się z twierdzeniem, że anime jest niedoskonałe. Chciałem jedynie podkreślić, że w swojej klasie ciężko znaleźć coś lepszego. Z pustego i Salomon nie naleje, mając zaledwie 61 min. ciężko wymagać opowiedzenia kompletnej historii. Podobne zarzuty miał Zegarmistrz do „Blood: The Last Vampire” i również nie zgodziłem się z jego oceną.
Widzę jednak już skąd ta różnica zdań. Ja należę do osób, które wolą otwarte zakończenia (vide Berserk) miast inwencję własną animatorów, bo przeważnie kończy się to fatalnie, czego najlepszymi przykładami są FMA, Claymore, Trigun.
Co się tyczy zaś mojego taniego (nie przeczę) argumentu „shouneny nie są dla dziewczyn”. Jest to istotna sprawa moim zdaniem, nie chciałbym bowiem, by miłośniczka historii miłosnych recenzowała Rambo 4. Nie wiem jak jest w tym przypadku, ale skoro recenzentka już na początku sama zaznaczyła, że anime skierowane jest do innej grupy odbiorców…
Gdybyś zrecenzował Bus Gamer'a Ty fm, tego rodzaju zarzut nie miałby miejsca, ale w przypadku dziewczyny nie wiem czy np. brakowało historii miłosnej, by seria mogła się spodobać. Zaczynam jednak dostrzegać, że mamy po prostu z moshi_moshi całkowicie odmienny gust (choćby co najwyżej przeciętny D.Gray‑man został przez nią wysoko oceniony), dlatego postaram się więcej nie czepiać do jej recenzji, a tym bardziej nie stosować argumentu „jesteś dziewczyną, więc się nie znasz”. Przepraszam za czepialstwo moshi_moshi, recenzuj dalej shouneny, a nuż w końcu się zgodzimy co do oceny anime :).
Nadzieja jest matką głupich
Między 1,5h, a 1h jest 50% różnica. Mając jeszcze 1,5 odcinka anime mogłoby wyglądać zupełnie inaczej.
Cyber City Oedo trwało w sumie ok. 2 h. czyli 2 razy więcej niż Bus Gamer, podobnie Petite Cossette (chociaż to anime nie dla mnie, nie przepadam za tego rodzaju produkcjami) ciężko więc porównywać te tytuły. Co do Read or Die się zgodzę, ale jest to perełka.
Nic podobnego nie napisałem. Zdziwiło mnie jedynie owo „rozczarowanie” skoro recenzentka nie była targetem. Chyba był to po prostu sposób na zwiększenie ilości słów w recenzji (albo rzeczywiście moshi_moshi jest tak naiwna).
Jakim cudem Bus Gamer mógł rozczarować?
Anime na raz, ale niezłe. Mi przypomina stare, dobre, sensacyjne kino akcji w stylu City Huntera. Strzelaniny, pościgi, walki na noże, wszystko skondensowane w kilkudziesięciu minutach. Nie przypominam sobie lepszej 3 odc. OAV‑ki. Polecam Bus Gamer‑a osobom, które lubią anime akcji, a póki co nie mają czasu oglądać tasiemców.
Przyzwoite anime, choć momentami miałem wrażenie że to parodia gat. mystery
Ogólnie seria mnie mocno rozbawiała i dlatego skończyłem oglądać wszystkie 45 odc., ale drugi raz za to się nie zabiorę na pewno.
W mojej ocenie:
Agatha Christie no Meitantei Poirot to Marple < Tantei Gakuen Q < Ayatsuri Sakon < Kindaichi Shounen no Jikenbo << Meitantei Conan ~ Detective Monk.
Jeśli to Majin Tantei Nougami Neuro jest jeszcze słabsze niż DAQ, to na pewno się za nie nie zabiorę. Muszę jeszcze kiedyś zacząć Master Keaton--a, podejrzewam, że spodoba mi się bardziej niż DAQ.
A i w serii była jedna drastyczna scena, gdy jeden z bohaterów kliknij: ukryte miał uciętą głowę choć później oczywiście okazało się, że była to mistyfikacja.
Re: Porazka do potegi tasiemcowej..
Widzę brak umiejętności czytania ze zrozumieniem (co nie świadczy najlepiej o fanie D.Gray‑man‑a, czyli odmóżdżającym anime). On napisał: „pierwsze chmm 10 odcienkow bylo interesujacych,ale im dalej tym gorzej”, nietrudno wywnioskować z tej wypowiedzi, że jednak oglądał więcej niż 10 odc.
D.Gray‑man nawet po tych 50‑60 odc., kiedy to podobno zaczyna dopiero się akcja jest dość nudny. Nie polecaj więc tego komuś, kto stwierdził po kilku odcinkach, że to anime nie dla niego, straci bowiem tylko czas jeśli będzie kontynuował oglądanie tasiemca tylko po to by dobrnąć do 60 odc.
Jeśli ktoś chce obejrzeć/przeczytać dobre anime /dobrą mangę akcji, polecałbym:
Hunter X Hunter‑a, Bleach‑a (do 63 odc.), Naruto (do 123 odc.), City Hunter‑a, Black Cat‑a (tu akurat tylko manga wchodzi w grę, anime jest marną ekranizacją), Marchen Awakens Romance, FMA (wbrew temu co niektórzy pisali nie ma nic wspólnego z D.Gray‑manem), Get Backers, Yu Yu Hakusho, Detktywa Conana.
Przeciętny shounen (wiem, że jestem w mniejszości :P)
Fabuła również mnie nie zachwyciła, była idiotyczna jak w większości shounenów. Walka za walką z coraz to silniejszymi przeciwnikami (którzy mogli oczywiście też „levelować”), zdobywanie nowych umiejętności, itp. itd. Standard. Wyjątkowo mi to wszystko nie dopasowało. Da się oglądać, ale jest cała masa lepszych shounenów.
Re: 09/10
Nie chodzi tutaj o to czy było to normalne zachowanie czy nie, ale o to że denerwowało ciągłe słuchanie tych samych słów, dzięki czemu nawet ja już wiem co to znaczy „motto”, „korosu” po jap. W mandze mnie to nie irytowało bo w ciągu 5 s czytania wiedziałem więcej niż po minucie oglądania anime. Autorzy chcieli po prostu dojechać do tych 24 min. i kilkukrotnie pokazywali zbędną scenę. Jakoś nie przeszkadzało im wycinanie istotnych szczegółów (choćby bardzo ciekawą rozmowę przy ognisku, z tomu 9, str. 178, czy wątek Alicii/Beth) natomiast „klonowali” po kilkanaście razy tą samą wypowiedź, lol. „Szał”, który jak piszesz miał wpływ na takie, a nie inne zachowanie został przedstawiony marnie. W mandze (jak wszystko zresztą) było to zrobione o niebo lepiej. Najlepszą furię przedstawiono jak dotychczas w dwóch anime: Berserku (Gattsu) i w Record of Lodoss War OAV (Orson).
Tego nie zauważyłem żeby napisał.
Nie było go zbyt wiele ? Pod koniec jego jęczenie nasiliło się tak, że nie dało się oglądać Claymore‑a. Co chwila było tylko „Kurreeeeaaa…” i jego łkanie, płakanie. Co oni zrobili z niego ? W mandze mnie nie denerwował, wręcz go lubiłem, a przez anime przeszedłem na stronę obozu „Raki haters”.