x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w
polityce prywatności.
O Boże, bo skisnę xDD
Re: Wszystko co jest nie tak z tym anime.
Re: Akademia nijakości.
Delikatne wymykanie się schematom również idzie na korzyść Rakudai, anime nie zmienia nagle tożsamości, ale miło popatrzeć, jak robi kilka rzeczy inaczej. Mamy zatwardziałą tsundere, która jednak szybko okazuje słabość względem protagonisty (pomijając już, czy komuś to pasuje, czy nie), też nie wstydzącego się okazać swoich uczuć. Szybko zawiązujący się romans, dystansujący i marginalizujący haremową część, rozwiązanie nieporozumienia zwyczajną kłótnią, a nie podchody i boczenie się przez kilka odcinków i parę innych drobnych drobiazgów, jak choćby nawrócenie zawistników na uczniów (zresztą sami twórcy puścili wtedy oczko do widza). Małe rzeczy, a cieszą.
Rakudai podoba mi się znacznie bardziej od Asteriska i nie będę tego ukrywał, przerobiłem już wiele bajek tego typu i w tej pierwszej widzę małą gatunkową perełkę, w tej drugiej zaś najbardziej typowego z typowych przedstawiciela swego rodzaju.
Re: Akademia nijakości.
Rakudai jest chociażby o tyle lepszy, że znacznie lepiej wyreżyserowany. Wokół bohatera gromadzą się piękne dziewoje? Owszem, ale nie odnosi się wrażenia, jak np. w Asterisku, że każda to kolejna zwyczajna haremetka stanowiąca obiekt nieustannego fanserwisu, w czym pomagają sprecyzowane uczucia Ikkiego. Łatwo chociażby zauważyć, o ile mniej w Rakudaiu jest ujęć, że tak powiem, od „dupy/cycków” strony. Kiedy ma być poważnie, to jest poważnie, i żadne niepotrzebne rzeczy nie psują odbioru. Posłużę się choćby przykładem z ostatnich odcinków obu anime: w obydwóch przypadkach doszło do zamoczenia ubrania bohaterek w niewesołych okolicznościach. W Astersiku nie przeszkodziło to w ukazaniu prześwitującego (oczywiście) z każdej możliwej strony odzienia, następnie pannę rozebrano do bielizny i przez kilka minut mogliśmy podziwiać, jak kamera skupia się na odpowiednich częściach jej ciała. Gdzie w Rakudai ani przez sekundę nie zostało to wykorzystane w taki sposób – zero jakiegokolwiek niepotrzebnego fanserwisu, bo scena miała być klimatyczna i całkiem serio, i taka właśnie pozostała. Jakby nie zbędna scena w łazience z bodaj drugiego czy trzeciego odcinka, to właściwie w ogóle nie mógłbym się przyczepić. Walki? Dużo lepiej zrealizowane, porządnie animowane, dynamiczne, emocjonujące i efektowne. Na ich jakość ma też wpływ zbudowana wcześniej otoczka i backstory bohaterów, czuć, że te starcia mają tu prawdziwą wagę. Jak ktoś chce to się przyczepi, że „a bo główny bohater i tak wygra”, co jest prawdą, ale nie o to przecież w tym chodzi. Nie żeby te w Asterisku były złe, bo są przyzwoite, ale znacznie bardziej „suche”. No i kiedy to Ikki był ścierą do podłogi? Był wyszydzany ze względu na brak talentu magicznego, nigdzie nie zostało powiedziane czy pokazane, że jest słaby, tyle że dopiero teraz miał okazję pokazać swoje umiejętności, a że okazał się naprawdę dobry, to wymiata. Co do Stelli – nie sądzę, by straciła na charakterze – była i dalej jest silna, inna sprawa, że mięknie jeśli chodzi o swego lubego, i jeszcze nie radzi sobie dobrze z własnymi uczuciami. Zwyczajnie dere wysunęło się przed tsun, co jest właściwie dość miłą odmianą, poza tym to siedzi w każdej tsundere. No i poza tą nieszczęsną sceną łazienkową nie było chwili, bym pomyślał, że jest żałosna, ba, rewelacyjnym uciszeniem trybun z czwartego odcinka tylko zyskała w moich oczach.
Re: Akademia nijakości.
Rakudai jest lepszy na każdym polu i pokazuje, ile można wycisnąć z teoretycznie schematycznego materiału, ludzie za niego odpowiedzialni wydają się też wkładać więcej serca w to, co robią. I chyba są zwyczajnie bardziej uzdolnieni.
No, ale jak się popatrzy na takie Taimadou, to przeciętność Asteriska nie taka zła, przynajmniej da się oglądać.
Przednia zabawa
Wszystko za sprawą wszechobecnego humoru (doskonale czuć tutaj rękę pani Rumiko Takahashi) i potraktowania wszelkich wydarzeń oraz postaci z mocnym przymrużeniem oka. Muszę przyznać, że początkowo nieraz ziewałem, spodziewając się w końcu, że coś ruszy z kopyta, jednak nie doczekałem się tego. I wcale nie żałuję, bo Rinne znakomicie sprawdza się w roli komedii, w której fabuła stanowi jedynie bazę dla często przezabawnych perypetii i interakcji między bohaterami. W recenzji zostało wspomniane, że gdyby nie odrealnienie całości, to sytuacja niesamowicie ubogiego Rinne byłaby prawdziwie tragiczna, a „główny zły” mógłby z powodzeniem uchodzić za najgorszego i najpodlejszego, pozbawionego sumienia i krzty człowieczeństwa skurczybyka, jakiego nosiła ziemia. Na całe szczęście nie musimy się o tym przekonywać, a zamiast tego możemy cieszyć się z niezwykle udanych i budzących sympatię bohaterów, których codzienne zmagania z nadnatrualną rzeczywistością są pożywką dla masy gagów i stanowią ciągły powód do śmiechu. Jak tu nie polubić biednego Rinne, szanującego każdy grosik, krwawymi łzami nieoczekiwane straty, a za porządny posiłek gotowego zbudować darczyńcy pomnik. Albo uroczo stoickiej Sakury, zawsze dającej się porwać biegowi wydarzeń, z niewzruszoną miną przyjmującej najdziwniejsze z dziwactw, nie raz i nie dwa sprowadzającą ciętymi komentarzami wszystko i wszystkich na ziemię. A to tylko dwójka z wielu barwnych postaci, z „czarnym charakterem” (serio, ten facet jest momentami potężnie komiczny) na czele.
Co prawda skłamałbym mówiąc, że Kyoukai no Rinne spełniło moje oczekiwania, liczyłem w końcu raczej na serię przygodową z prawdziwego zdarzenia, ale niezwykle przyjemna komedia jaką otrzymałem w zamian nie pozwala mi narzekać. Polecam na odprężenie i wyzbycie się kiepskiego nastroju, skuteczność gwarantowana.
Re: Akademia nijakości.
Re: Poziom Gintamy
Za to mam nieodparte wrażenie, że za Rakudai odpowiadają ludzie, którzy mimo że operują na schematycznym materiale, to potrafią sporo z niego wycisnąć. Zdecydowanie muszę pochwalić reżyserię, przede wszystkim wszelkich scen akcji, choć nie tylko – kliknij: ukryte mam na myśli głównie świetne uciszenie tłumu przez Stellę oraz romantyczną scenę z końcówki 4 odcinka. Widać, że ktoś tu się zna na rzeczy, walki są dynamiczne, sprawnie wykadrowane, dobrze animowane i bardzo zgrabnie komponują się z muzyką. Swobodne poczynanie sobie z paletą barw również liczę na spory plus. Nawet skąpana w czerni i czerwieni cenzura wypada efektownie i dodaje smaczku. Jeszcze jakby nasza rudowłosa heroina była ciut mniej uległa, posiadała biust w normalniejszych rozmiarach, a pan genderowy nie był taki genderowy, to byłbym w pełni zadowolony. Oczywiście fajnie by się stało, gdybyśmy otrzymali jeszcze fabułę z prawdziwego zdarzenia, wystarczy, że będzie chociaż w miarę sensowna i jako tako ciekawa.
Re: Czytajcie mangę
Skreślać nie skreślam, ale moje oczekiwania znacznie zmalały.
Re: O co kaman?
Re: O co kaman?
1. Nie lubić/nie oglądać shounenów/historii o superbohaterach
2. Nie lubić parodii
3. Nie lubić jednego i drugiego
4. ciach
Jeśli któryś z punktów cię dotyczy, już wiesz, dlaczego ci się nie podoba.
Żarcik poleciał.
Moderacja
Re: ocena
A tak poza tym Hajime (i Uchida Maaya) jak zwykle świetna, uwielbiam tę dziewczynę. :)
Niestety nie mogę z czystym sumieniem dać wyższej noty, a to głównie ze względu niesamowicie irytującą Tsubasę, stanowiącą powód zdecydowanie najważniejszy, głupie gelulululu (bo samego/samą? Gelsadrę jakoś tolerowałem), od którego trzeszczały mi momentami zęby, no i jednak niewielką ilość GATCHA w Gatchamanie.
Ale to mnie tak nie boli, boli za to strasznie irytująca postać Tsubasy, którą pozwoliłem sobie określić świeżo przeze mnie wymyślonym akronimem III, czyli Idealistycznie Infantylna Idiotka. Zdaję sobie sprawę, że można być idealistą, niechętnie przyjmować opinie innych lub je zwyczajnie ignorować, ale ta panna wykazuje się poziomem rozumowania i pojmowania godnym dziecka w wieku przedszkolnym, a przy okazji jeszcze zachowuje się jakby pozjadała wszystkie rozumy. Przy jej totalnie oderwanej od rzeczywistości gadce o „zjednoczeniu serc, wzajemnym zrozumieniu i światowym pokoju” slogany wygłaszane przez walczące o miłość i sprawiedliwość mahou shoujo wydają się całkiem realne. Po prostu nie jestem sobie w stanie wyobrazić, że gdzieś mógł uchować się ktoś tak bardzo nieskażony zdrowym rozsądkiem, jakąkolwiek, choćby bazową wiedzą na temat ludzi i otaczającego świata, i równie infantylnych poglądach. Chyba że pod kloszem w jakimś sztucznym środowisku. A o ile się orientuje, Tsubasy, jako przeciętnej japońskiej nastolatki, zupełnie to nie dotyczy.
Tak więc mimo że ogólne wrażenia mam pozytywne (choć póki co trochę mało GATCHA, ale jeszcze kilka odcinków przede mną), to ta pannica chwilami bardzo psuje przyjemność z oglądania.