Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Dango

Komentarze

lastwhisper

  • Avatar
    lastwhisper 31.08.2011 20:34
    Re: Dodatek ;D
    Komentarz do recenzji "Code Geass: Lelouch of the Rebellion R2"
    Właśnie! W przypadku DN możemy mówić wręcz o dwóch różnych osobowościach Lighta – z tymże w efekcie końcowym pozostaje nam tylko i wyłącznie Kira ze swoją chorobliwą chęcią zawładnięcia nad światem. A szkoda, bo mógł wyjść z tego nawet sensowny morał. Tak to historia służy jedynie ku rozrywce. (;
  • Avatar
    lastwhisper 30.08.2011 16:01
    Re: Duża dolina vs. Mała rzeka?
    Komentarz do recenzji "Lovely Complex"
    Ale ja nie porównywałam klimatu – tylko elementy charakterów postaci. Oczywiście, jest niesamowita przepaść między tymi dwoma! Samo LoveCom mi się podobało – po prostu wskazałam rzeczy, które, według mojego uznania, są do zarzucenia. To wszystko.
  • Avatar
    A
    lastwhisper 29.08.2011 18:34
    Duża dolina vs. Mała rzeka?
    Komentarz do recenzji "Lovely Complex"
    Mam mieszane uczucia co do tego anime. Z jednej strony wydawało się, że jest to połączenie Bokura ga Ita ze Special A. Risa, która płakała prawie tak często jak Nanako z Bokura ga Ita, miała również tą samą irytującą zaciętość do walki, która graniczyła z głupotą – zupełnie jak Hikari. Z kolei Otani to wyjątkowo wolno myślący konus, który momentami przypominał Yano (w chwilach romantycznych), ale z drugiej strony to wykapany Tadashi. Wątek miłosny nijak się wyczuwało – choć to obrazowało bardziej dzisiejszą rzeczywistość niż przekoloryzowane dramaty, bo, nie oszukując się, tak we większości wyglądają dzisiejsze związki – poza tym, że raczej dziewczyny nie wyzywają swoich chłopaków od idiotów przy byle okazji albo nie dają im w mordę z byle powodu. W dużej mierze była to komedia – tego nie da się ukryć. Jednak trzy momenty zapadły mi w pamięci jako takie urocze i wzruszające –  kliknij: ukryte  Jednak mimo wszystko, kompleks wzrostu wydawał się wyjątkowo interesujący i chyba głównie ze względu na to warto obejrzeć. Poza tym to było chyba głównym wyznacznikiem całej fabuły – nawet wątek miłosny. Wzrost to chyba wyjątkowo kapryśny i złośliwy problem w przypadku japończyków. A może tylko mi się tak wydaje?
    Werdykt? Anime dla zabicia nudy. Tyle.
  • Avatar
    lastwhisper 25.08.2011 15:01
    Re: Szczerze? Niech Death Note się schowa!
    Komentarz do recenzji "Code Geass: Lelouch of the Rebellion R2"
    Jedynym powodem, dla którego ludzie stawiają DN i CG na równi, są podobni główni bohaterowie. Tylko i wyłącznie podobni, bo różnią się zarówno celem, jak i charakterem. Jedyne co ich łączy to intelekt oraz etykieta „potencjalnie złego”. I to tyle. :D
    I także uważam, że CG jest lepsze pod względem fabularnym i ma drugie dno, a oglądanie DN służy czystej rozrywce. (;
  • Avatar
    A
    lastwhisper 25.08.2011 14:55
    "Am I really a demon's child?"
    Komentarz do recenzji "Ao no Exorcist"
    Choć akcja brnie dalej, a całe anime nie miało jeszcze swojego zakończenia to muszę szczerze przyznać, że to wyjątkowo dobrze zaprezentowana seria tej wiosny. Początek był niezwykle intrygujący, następnie trochę przeszkadzał specyficzny i niekoniecznie zgodny z całą scenerią klimat, to jednak kwestia przyzwyczajenia ustąpiła miejsca na wiele refleksji i mnóstwo świetnej zabawy. Trochę drażni fakt, że studio odbiega w dużej mierze od pierwowzoru, a bynajmniej odcinki, które pojawiły się całkiem niedawno, nie miały raczej swojego miejsca w mandze. Miejmy nadzieję, że nie dadzą się zbytnio ponieść fantazji, aby całkiem przypadkowo zrobić z tego gniota.
    Postacie są kapitalne! Szczególnie Rin i Mephisto przyciągają uwagę swoją osobowością. Cóż, zwykle jest tak, że główny bohater skupia uwagę, z kolei postać tajemnicza, potencjalnie dobra bądź zła, wzbudza ogromne zainteresowanie widza.
    Póki co – najwyższa nota. Ale poczekajmy do końca, bo kto wie, co z tego naszego szatańskiego egzorcysty wyrośnie.
  • Avatar
    A
    lastwhisper 22.08.2011 13:07
    Stalowe serce.
    Komentarz do recenzji "Stalowy alchemik: misja braci"
    „A lesson without pain is meaningless, for you cannot gain something without sacrificing something else in return, but once you have overcome it and made it your own… you will gain an irreplaceable, fullmetal heart.”

    Cytat, który idealnie podsumował całą serię.
    Tak. To najdłuższa podróż do domu, jaką mógł zaserwować nam świat M&A. Najdłuższa, ale też niesamowita i budująca w wielu kwestiach. Akcja nie przebiega w infantylny sposób, jak można było się spodziewać ze względu na głównych bohaterów w wieku przeciętnego widza. Wszystko rozwija się w swoim czasie, okrywa kolejne elementy układanki i dokładnie obrazuje nam cały przebieg wydarzeń na podstawie refleksji, wspomnień, krótkich przebłysków, a także splotów zdarzeń i przypadkowych, teoretycznie epizodycznych bohaterów. Fabuła nie wydaje się być nudna nawet przez setną sekundy. Co prawda nie jest tak zaskakująca jak ta, ukazana w pierwszej wersji, ale z kolei został tutaj w pełni wykorzystany jej potencjał, a także predyspozycje do „przerzucania” silnych emocji na widza.
    Utożsamianie się z bohaterami było kolejnym charakterystycznym aspektem przy oglądaniu – różnorodność charakterów pozwoliła na wytypowanie swoich ulubieńców. Pojęcie ideału było tutaj wyjątkowo abstrakcyjne, gdyż każda przedstawiona postać cechowana była silnie zaletami, jak i wadami. Uważam, że postać Edwarda została wykreowana w szczególnie precyzyjny i trafny sposób. Nie zrobili z niego niezwykle dojrzałego, zrównoważonego chłopaka, który doskonale wiedział jak zachować zimną krew w obliczu zagrożenia – był w istocie zwykłym nastolatkiem, który zachowywał się lekkomyślnie i często dziecinnie, jak na jego wiek przystało. Nie potrafił zapanować nad emocjami i działał pod wpływem impulsu, nie zdając sobie sprawy z konsekwencji. Jak większość ludzi. W przypadku Roy'a również można mówić o zaskoczeniu – z pozoru spokojny, zrównoważony kobieciarz ze statusem Pułkownika, który pod wpływem emocji związanych z przyjacielem tracił jakąkolwiek zdolność do opanowania gorącej chęci zemsty. Postać ważna, ale zepchnięta na drugi plan w ostatecznym starciu. Z kolei Ling – trzeci w kolejności z Trójcy, która dzierżyła jako tako władzę w tej serii – był postacią bardzo charyzmatyczną i intrygującą w wielu kwestiach. Podobała mi się jego rola – to, w jaki sposób został wykorzystany. Kapitalny pomysł! Postacie w istocie były przedstawione realistycznie, zachowane w ryzach i podporządkowane wykreowanym przez autorkę charakterom. Naprawdę – to niesamowicie duży plus dla serii. W przypadku każdej odrębnej postaci.
    Komizm i dramatyzm wyszedł nadzwyczaj dobrze w tym połączeniu. Charakterystyczne gagi śmieszyły za każdym razem, a w chwilach grozy ściskało za gardło i roniło skrycie łzy.
    Brotherhood zasługuje na mocną 10. Dlaczego? Bo seria nie zawiodła mnie w żadnym calu. Każdy element wydawał się być na swoim miejscu, a ostatnie odcinki trzymały w napięciu i wywołały odpowiednie emocje na sam koniec. Nie czuję się niedosytu albo też wręcz jego nadmiaru. Jest wprost idealnie. Jedyne, co mnie trochę zirytowało, to patetyczne i już przesadnie abstrakcyjne  kliknij: ukryte . Ale w sumie można na to przymknąć oko. Taki mały szczegół nie jest w stanie zniszczyć mojej opinii o tym remake'u, który jednak chyba wydaje się być lepszy niż seria pierwsza. Ścieżka dźwiękowa była naprawdę odpowiednia – budowała napięcie i atmosferę w zależności od zdarzeń. Grafika też zasługuje na wysoką notę. A co do zakończenia? – Takie być powinno.
    Brotherhood spycha na drugi plan wszystkie inne serie, które dotychczas obejrzałam – nawet Code Geass, których dotychczas wydawał mi się najlepszy pod względem fabularnym. Dochodzę do wniosku, że bardzo trudno będzie przebić tak wysoki rating. Ale cóż – pożyjemy, zobaczymy!
    W kwestii końcowej mogę powiedzieć tylko jedno – OGLĄDAĆ I TO NATYCHMIAST!
  • Avatar
    lastwhisper 9.08.2011 11:11
    Re: "We're not gods. We're only humans."
    Komentarz do recenzji "Stalowy alchemik"
    Całkowicie Cię rozumiemy. Mnie też w sumie czasem się denerwuje, jak ktoś próbuje narzucić mi swoje zdanie. Tutaj, co prawda, było to zrozumiane w opaczny sposób.

    Co do porównania między tymi dwoma seriami – naprawdę trudno to uczynić, ponieważ, jak na mój gust, obydwie serie warte są uwagi. FMA nie ma tak dobrej grafiki i rozwiniętej akcji jak remake, ale z kolei dużo dramatyzmu oraz splotów zdarzeń, których się nie spodziewamy. Brotherhood właściwie nie zaskakuje zbyt często, ale podoba mi się rozwinięcie fabuły i projekty postaci, a także większy udział tych charakterów, które w pierwszej wersji miały raczej niewielkie znaczenie albo też w ogóle nie istniały jak np. Ling Yao.
    To wszystko. (;
  • Avatar
    A
    lastwhisper 29.07.2011 01:45
    "I'll be waiting for you to return."
    Komentarz do recenzji "Bokura ga Ita"
    Tak, owszem. Zgadzam się. Sztampowa historyjka, znów o nieszczęśliwej miłości, jak każde typowe romansidło, w czym główna bohaterka wydaje się być momentami kretynką, a jej ukochany, wbrew pozorom, bezbronnym barankiem. Cóż.
    Więc dlaczego moja ocena wynosi 10/10? Bo, choć innym może się to wydać żałosne i nietaktowne, to jednak uważam to jedną z najbardziej wiarygodnych miłosnych historii, jakie przyszło mi obejrzeć w tej kategorii. Gdyby spojrzeć na to z bliska, główna bohaterka nie była idiotką, jak można zakładać powierzchownie – była zwyczajną dziewczyną, momentami po prostu samolubną i widzącą czubek własnego nosa, ale kochająca i po prostu ludzką. I chyba nie wmówicie mi, że każdy człowiek jest nieskazitelnie czysty. W dodatku zwykle w romansidłach wyobraża się kogoś perfekcyjnego, kogoś ponad wszystko. Ilość wylanych łez świadczyła o wrażliwości, a nie o tym, że była „beksą” czy coś podobnego – po prostu stawiano ją przed trudnym wyborem, w obliczu trudnych decyzji. To oczywiste, że monologi głównej bohaterki nie zadowolą osobnika lubującego się w akcji czy też komediach, ale z kolei uwrażliwiają i uczulają osoby na to podatne.
    Yano był równie wiarygodną postacią – z jednej strony typowy chłopaczek z miasta, cieszący się popularnością, przystojny i w dodatku wcale nieobojętny na przyziemne sprawy. Jednak z drugiej strony przywiązany do spraw uczuciowych, a szczególnie tego jednego, zwanego miłością. W jego przypadku wątek z Naną, byłą dziewczyną, był trafnie rozegraną kwestią. Podobało mu się, że Takahashi nie próbowała go przymusić do udowodnienia, że jest dla niego ważniejsza –  kliknij: ukryte 
    Co do Takeuchi'ego. Był on równie dobrą postacią, tyle, że od początku wydawał mi się jedynie dobrym materiałem na przyjaciela. kliknij: ukryte  ale to, w jaki sposób to rozegrał, świadczyło, że równie ważne jest dla niego kumplowanie się z Yano i zachowanie jego szczęścia,  kliknij: ukryte . Bynajmniej takie wrażenie daje on w anime.
    Seria, fakt faktem, nie jest wybitna, ale ma w sobie coś wartego uwagi, nawet dla potencjalnego antyfana. Choć szczerze bardziej ją polecam osobom obeznanym w tym gatunku aniżeli fanatykom akcji. Kreska nie zachwyca, ale z czasem zaczynasz zdawać sobie sprawę, że to jej urok. A te bańki mydlane oraz niedokończone tła – myślę, że to miało skupić naszą uwagę na bohaterach. I uświadomić, że w ich wyobraźni naprawdę momentami byli całkiem sami. Cóż, w pierwszych odcinak boleśnie daje Ci po oczach ich brak u bohaterów albo inne zdeformowane kształty, ale – przywykniesz.
    Teraz czytam też mangę, która, z tego co słyszałam, mknie dalej własnym torem. Jestem ciekawa! I czuję, że się nie zawiodę.
  • Avatar
    A
    lastwhisper 1.07.2011 19:21
    "Don't call me Miss Rank Two!"
    Komentarz do recenzji "Special A"
    W gruncie rzeczy to podobał mi się początek – typowa komedyjka z mnóstwem humoru, ale i pewnymi komplikacjami, rozwiązywanymi w całkiem ciekawy sposób. Potem zrobiło się strasznie mdło i bez odpowiedniego romantycznego smaku, a w dodatku Hikari stała się typem bohaterki, której wręcz nie znoszę – po prostu tępa. Na końcówkę składały się przeważnie chwile dramatu, a ostatnie dwa odcinki miały w miarę głębszy sens, czego trudno było się spodziewać po absurdalnych sceneriach z początku, jednak naprawdę mi się podobało. Szczególnie polubiłam Tadashi'ego, nawet jeśli momentami brakowało mu wyczucia. Z Akirą tworzyli nawet lepszą parę aniżeli Hikari i Kei.
    Polecam jedynie na zabicie czasu, jednak nie zaboli, jeśli ktoś nie obejrzy. Chyba, że należy do zagorzałych fanów tego gatunku.
  • Avatar
    A
    lastwhisper 27.06.2011 15:46
    "To będziesz nasza wspólna przygoda."
    Komentarz do recenzji "Fullmetal Alchemist: Conqueror of Shambala"
    Cóż, rozumiem wasze awersje co do tej produkcji, ale gdyby nie patrzeć na to pod kątem całej serii, z pewnością wypada całkiem nieźle. W gruncie rzeczy dramatyzmu tutaj aż w nadmiarze, stosunkowo wiele spraw obrało zupełnie inni obrót, a tym bardziej starano się idealizować bohaterstwo większości postaci. W istocie jest wiele elementów, które są niemal absurdalne –  kliknij: ukryte  Stanowczo brakowało typowego dla Alchemika klimatu. W dodatku postacie zostały spłycone, pozbawione swojej barwności i wręcz sprężystości. Nie wiem czemu, ale bardziej podobała mi się alternatywna wersja Alphonse'a jako fizyka, dlatego trochę  kliknij: ukryte  W gruncie rzeczy zakończenie było dobrym elementem zaskoczenia, jednak raczej niezbyt satysfakcjonującym. Zastanawiam się jak można było znów tak potraktować Winry? Nie wiem, ale nawet przez serię TV miałam wrażenie, że stanowi ona jedynie element wystroju wnętrz i nikt nie liczy się z jej uczuciami. Dochodzę do wniosku, że Ed zachował się dokładnie tak, jak jego ojciec, a więc wszystkie porównania, nieważne jak się zapierał, były trafne.
    A teraz muszę się wyżyć, więc najgorszy element – POSTACIE.

    Edward – totalne nieporozumienie. kliknij: ukryte 
    Wrath – chłopiec, który nikogo bardziej nienawidził niż Edwarda,  kliknij: ukryte 
    Roy Mustang – w gruncie rzeczy jedyna postać zachowana w ryzach,  kliknij: ukryte 
    Envy – zielony smok. I chyba nie skomentuję.

    Jest parę momentów, gdzie krew leje się strumieniami, a ty już nie wiesz, czy oglądasz Teksańską Masakrę Piłą Mechaniczną czy też bajkę. Tak, bajkę. Bo dopóki w serii TV wszystko się logicznie układało, tak tutaj tej logiki brakuje. Ale cóż – sentyment pozostaje.
    Co jest jeszcze większym absurdem?  kliknij: ukryte 
    Jeśli chodzi o zalety, to podobał mi się wątek z cyganką i poświęcenie Alphonse'a z naszego (dla nich alternatywnego) świata. Tak samo pomysł na to, aby mieszkali w Niemczech i umieszczone tam elementy historyczne były ciekawym tłem. I jakby nie patrzeć, została zachowana zasada równowartej wymiany –  kliknij: ukryte  Tak samo dobre było, że Ala wsadzili w stary strój Eda, a ten drugi wyglądał jak Sherlock Holmes, haha. Ścieżka dźwiękowa była nawet przyzwoita – w sumie najlepszy element.
    Ogólnie film taki sobie. Bawi granicami absurdu, wzrusza w chwilach przesadnego dramatu, ale wcale nie jest aż taki zły.
    Daję 6/10. Bo sentyment i całkiem niezłe efekty.
  • Avatar
    lastwhisper 26.06.2011 21:06
    Re: "We're not gods. We're only humans."
    Komentarz do recenzji "Stalowy alchemik"
    To przyjdzie mi ocenić jak skończę oglądanie drugiej serii. Póki co udało mi się dotrwać do 51 odcinka, ale szczerze przyznam, że byłam mocno zaszokowana takim obrotem sprawy i wręcz nie chciało mi się wierzyć, iż całą serię zakończyli w tak kontrowersyjny sposób. Teoretycznie obydwoje osiągnęli swoje cele, ale to Edward wylądował w nieciekawym położeniu, z kolei  kliknij: ukryte . W ogóle dobrym elementem zaskoczenia było to, że przez chwilę widz naprawdę wierzył  kliknij: ukryte  Szczerze powiedziawszy, odniosłam wrażenie, że najlepsze zagrywki zostawili na koniec. I strasznie pokomplikowali sprawę z tym  kliknij: ukryte . Nie wiem czy jestem usatysfakcjonowana takim zakończeniem. W gruncie rzeczy trudno jest określić jako pozytywne. To takie neverending story. Trzeba dopowiedzieć samemu, skoro drugi sezon to jedynie remake, wiernie oddany mandze. Z tego co udało mi się wywnioskować na samym początku, skończy się o wiele szczęśliwiej.
  • Avatar
    A
    lastwhisper 14.06.2011 23:36
    "We're not gods. We're only humans."
    Komentarz do recenzji "Stalowy alchemik"
    A więc nie mam co nawet przymuszać się do krytyki, bo to wcale nie będzie konieczne, nawet jeśli dopiero co obejrzałam 20 odcinków.
    Krytycy – mówcie co chcecie, ale jak dla mnie historia z wzruszającym wątkiem o pogoni za celem, który jest niemal nieosiągalny, wyjątkowo trudny do spełnienia, w gruncie rzeczy daleki od świata rzeczywistego, w dodatku na tle sekretów skrywanych w dziedzinie alchemii nadaje nowego znaczenia słowu „niesamowite”. W gruncie rzeczy może to się wydawać dość kontrowersyjne, ponieważ z drugiej strony schemat się powtarza – jest zdeterminowany główny bohater w beznadziejnym położeniu, mnóstwo tajemnic i „ci źli”. Ale alchemia jest dobrze wykorzystanym materiałem, nawet jeśli czasem przez kilka odcinków odczuwasz pewien niedosyt. Jednakże czy to nie sprawia, że sięgasz po następny? Ja jestem usatysfakcjonowana, że w końcu wzięłam się za anime, które obrazowałam sobie jako przydługiego tasiemca. A teraz nie mogę się od tego oderwać. Niebawem nadejdzie czas na mój ostateczny werdykt, bo trudno wystawić coś konkretnego, nawet po 20 odcinkach. W końcu wszystko się może zmienić.
  • Avatar
    lastwhisper 28.05.2011 23:07
    Re: Ma potencjał...
    Komentarz do recenzji "Ao no Exorcist"
    To w sumie dobrze, bo ten temat już mi się trochę przejadł, hahaha. Ale zaczęłam czytać mangę i z zadowoleniem stwierdzam, że są tam znaczące różnice. W anime starali się to rozwlec w czasu, a to dobrze, bo żmudne byłoby oglądanie tego samego.
    Hm?  kliknij: ukryte Dobra, muszę, niestety, trochę poczekać. Ale naprawdę nie czuję się zawiedziona. Sam motyw, fabuła bardzo mi się podoba.
  • Avatar
    lastwhisper 27.05.2011 11:48
    Re: Ma potencjał...
    Komentarz do recenzji "Ao no Exorcist"
    Masz rację! Ale właśnie chodzi mi o to, że dość lekceważąco podeszli do tej ciężkiej tematyki. Rozumiesz – chodzi o to niezbyt spójne przejście od mrocznego klimatu na początku serii do wesołej, specyficznej szkoły. Ale przyznam się szczerze, że humor jest tu przydatny. (; A te dziwne stwory nadają swoisty, ale przyzwoity smak całej serii. Dlatego nie czuję się ani trochę zawiedziona – to po prostu moje spostrzeżenia.
    Mangi jeszcze nie czytałam, więc nie mogę się wypowiedzieć. Ale nie spodziewam się zawodu, bo tematyka ciekawa i przedstawiona w nieklasyczny sposób. Może to i nawet lepiej, że pozbyli się ciężkiego klimatu… (;
  • Avatar
    A
    lastwhisper 26.05.2011 22:27
    Ma potencjał...
    Komentarz do recenzji "Ao no Exorcist"
    ... i to naprawdę duży. Jednak trudno mi ocenić czy to anime okaże się być strzałem w dziesiątkę. Twórcy stąpają po dość cienkim lodzie, bo, jak dla mnie, atmosfera serii nie jest do końca spójna. Z jednej strony samo słowo „egzorcyzm” kojarzy nam się z rytuałem wiążącym ze sobą straszliwe doznania. A tu zaserwowano nam „maskotki” rodem z Pandora Hearts, choć tam klimat był stonowany i idealnie wpasowany. Owszem, sceny z samym Szatanem napawały dziwnym niepokojem, w dodatku wyjątkowo drastycznie prezentowały się w drugim odcinku, ale tak poza tym nie ma furory. Choć głupio mi oceniać to wszystko na bazie paru odcinków. Mimo iż True Cross Academy całkowicie odbiega od tematyki chrześcijańskiej, to jednak śmieszne kontrastuje z ponurym klimatem i w sumie chce się to oglądać dalej. W efekcie końcowym muszę przyznać, że naprawdę mi się podoba. Jak niewiele do szczęścia potrzeba ...
  • Avatar
    lastwhisper 21.05.2011 02:41
    Re: Zbrodnia Ikara ;)
    Komentarz do recenzji "Notatnik Śmierci"
    W pewnym sensie masz dużo racji. Ale z drugiej strony ma się wrażenie jakbyś zgubił wątek samej osobowości Raito, czy też Lighta, jak kto woli. Nie zapominajmy, że w chwili  kliknij: ukryte  Przez całą serię poznajemy dwie strony jego w sumie nieskomplikowanego charakteru. Zauważ jakie jego poglądy były inne, gdy nie był w posiadaniu notatnika, a jak zachowywał się, mając go zwykle pod ręką. Chore żądze. W dodatku to nie była obawa przed zdemaskowaniem tylko pewien obrany cel, który zaczyna mu ciążyć i przeszkadzać w realizowaniu wyższych ambicji. Dla osoby, która poświęciła tyle ludzkich istnień w stworzeniu świata idealnego,  kliknij: ukryte 
  • Avatar
    A
    lastwhisper 11.05.2011 18:08
    WHAT THE HELL WAS THAT?!
    Komentarz do recenzji "Highschool of the Dead: Drifters of the Dead"
    Póki co, miałam jako tako dobre zdanie o samym Highschool of the Dead, a mam tutaj na myśli dobry potencjał do rozwinięcia czegoś większego na łamach świetnego horroru. Ale to OVA zniesmaczyło mnie na całej linii. Wiem, że ten dodatek był akurat czystym ecchi, ale nie mogę się powstrzymać od krytyki. Dobra – Hirano z miotłą był śmieszny, ale cała reszta?! W mordę jeża, ale mnie skręca w żołądku od mdłości! Ale to w końcu moje własne zdanie. Nie bagatelizuję upodobań fanatyków ecchi, nie musicie się o to martwić. Cóż, dobrze, że chociaż znalazło się miejsce na paru zombiaków. Wyczekuję drugiego sezonu z nadzieją, że znów pojawi się dawka adrenaliny.
  • Avatar
    A
    lastwhisper 9.05.2011 19:51
    Wiernie czekamy...
    Komentarz do recenzji "Sekai-ichi Hatsukoi"
    ... na ciąg dalszy, oczywiście. Zdecydowanie, pięć odcinków nie jest wystarczające, aby nasycić niezłomnych fanów  kliknij: ukryte , którzy tak rozpaczliwie wypatrywali trzeciego sezonu, choć nawet się na niego nie zapowiadało – i wciąż raczej nie zapowiada. W zamian za to dostaliśmy jednak Sekai­‑ichi Hatsukoi, które natychmiast zasiało ziarenko zwątpienia wśród zwolenników trzech uroczych panów ze znanej nam serii shounen­‑ai. Czy to możliwe, aby pojawił się konkurent? I to w dodatku nic dziwnego, że spod rysika tej samej autorki, Nakamury Shungiku. Trudno jeszcze ocenić czy ta seria przegoni JR albo chociażby mu dorówna, ale jedno jest pewne – już znaleźliśmy sympatię w klimacie napiętych relacji między Takano a Onoderą. Póki co, tylko ich udało nam się trafnie rozszyfrować, poznać – na resztę protagonistów musimy trochę poczekać.
    Co do podobieństwa do Junjou Romantica – mimo, iż bardzo lubiłam Misaki'ego czy też Hiroki'ego, to jakoś nie wyobrażam sobie kolejnej postaci wykreowanej ich wzorem. Wolę zachować sobie ich obraz tak, jak pamiętam, a nie przyrównywać do innych. Fakt faktem, niektóre cechy aktualnych bohaterów przypominają tych, z JR, ale nie zapominajmy, że byli oni na tyle różnorodni, że trudno byłoby się chociaż w pewnej mierze nie powtórzyć. Ale nie mnie to oceniać na tak wczesnym etapie!
    Co mi pozostaje? Czekać na ciąg dalszy!
  • Avatar
    A
    lastwhisper 9.05.2011 19:27
    "I'll treasure this."
    Komentarz do recenzji "Kimi ni Todoke 2nd Season"
    Na wstępie mogę już zaznaczyć, że radziłabym nie oceniać tego obiektywnym okiem osobom, które nie czerpią przyjemności z oglądania rozkwitającej, czystej, niewinnej miłości – nawet jeśli jest się fanem romansideł, a raczej dramatów z tych związanych. Kimi ni Todoke to historia zalążka potężnej, wiarygodnej miłości, która mimo wielu przeciwności, tak błahych i z naszej perspektywy śmiesznych, w końcu zaczęła kwitnąć. Druga seria w pewnym stopniu różni się od pierwszej – choć klimat został zachowany, to jednak akcja, w pewnym sensie, nabrała tempa, a przy okazji mieliśmy możliwość doświadczyć jak powoli rozwija się uczucie w dwójce głównych bohaterów. Teraz, gdy o tym pomyślę, aż trudno mi uwierzyć, że można było to rozłożyć na tyle odcinków, ale z drugiej strony przecież nie zabierałam się za to w poszukiwaniu mocnej, wartkiej akcji. Uważam, że mimo wszystko, to właśnie Kento zmusił Kazehayę do poważnych przemyśleń, by w końcu przestać sterczeć w miejscu i z żalem ściskającym gardło bezradnie spoglądać jak Sawako stopniowo się od niego oddala, bo to oczywiste, że raczej długo zajęłoby jej wyznanie uczuć jako pierwszej. Co do Kurumi – cóż, trochę mi jej szkoda.  kliknij: ukryte  A, właśnie. Co do głównej bohaterki – z początku myślałam, że naprawdę jest coś z nią nie tak. W pierwszej serii niezwykle irytowała mnie jej delikatność i ekscytacja na wszystko, co się działo. Ale z czasem dotarło do mnie, że właśnie na tym polega urok jej osobowości. Kazehaya może i był słodki, ale momentami był po prostu „niemęski” – zagubiony chłopczyk, szukający po omacku ręki, której mógłby się kurczowo uchwycić. Obydwoje błądzili i trochę im zajęło, zanim Kazehaya, jak to sam ujął, „dotarł” do Sawako, a jej uczucia „dosięgnęły” chłopaka. Bardzo żałuję, że tak poskąpili nam wątku z Chizu oraz Ryuu, bo w pierwszej serii zapowiadało się na coś hucznego. Choć może i dość tych rozterek miłosnych?  kliknij: ukryte 
    Myślę, że jest to seria, nad którą trzeba ze spokojem posiedzieć. Nie zadowoli się nią osoba szukająca przygód, mrożącej krew w żyłach akcji czy też nawet komedii. Owszem, były momenty, z których można było się śmiać, ale zostały one przyćmione przez krzyżujące się spojrzenia nieświadomie zakochanych. Piękne. Nie nudziłam się – tak szczerze wam powiem. Właśnie szukałam odpoczynku od tych wszystkich horrorów, przygodówek, science­‑fiction i takich tam. Nie żałuję!
  • Avatar
    A
    lastwhisper 7.05.2011 01:38
    Dojrzewanie do miłości?
    Komentarz do recenzji "Kimi ni Todoke"
    Tak, zdecydowanie. Taki temat można byłoby nadać całej tej serii. Choć na początku wydaje się niedorzecznością, aby ze splotu tak skrajnych postaci wyszło coś godnego uwagi, to z czasem okazuje się, że na naszych oczach rysuje się urzekająca, chwytająca za serce, piękna historia o różnych obliczach przyjaźni, tolerancji, dojrzewaniu do bycia wśród ludzi i przede wszystkim młodzieńczej, delikatnej, niewinnej miłości. Co do komentarza mojej przedmówczyni to nie mogę się zgodzić, bo metamorfoza była zależna od uczuć, jakie się w niej kumulowały, w tym właśnie fakt, że  kliknij: ukryte  Mimo, że standardem jest szkolny romans, to historia została przedstawiona w niezwykle delikatny, nieskazitelnie czysty sposób. Przewija się też wątek konkurencji, ale wcale nie kończy się on schematycznie –  kliknij: ukryte 
    Owszem, drażnią niektóre przydługie fragmenty, szczególnie końcówka, która, niestety, napawa mnie rozczarowaniem. Mam nadzieję na lepsze rozwinięcie w drugiej serii, a nie „odgrzewanie kotleta”. Jest to anime dla osób wrażliwych, przyzwyczajonych do romansów i okruchów życia.
    Co ja więcej mogę? POLECAM! Wkupiło się w moje łaski i wręcz zajmuje szczególne miejsce.
  • Avatar
    A
    lastwhisper 6.05.2011 21:34
    Milusio.
    Komentarz do recenzji "Hiyokoi"
    Słodko, ale i zwyczajnie. Zupełnie jakby dzień wycięty z życia przeciętnej zakompleksionej nastolatki, która poznaje popularnego Pana Idealnego i którego w dodatku z początku niezbyt lubi. To mi się podobało – nie była to wielce wyolbrzymiona historia jednostronnej z początku miłości. Było… normalnie, zwyczajny wstęp do czegoś o wiele większego. W dodatku obiekt westchnień bohaterki nie jest ideałem jak to zwykle bywa (patrz. Kimi ni Todoke bądź Kaichou wa Maid­‑sama!) – jest złośliwy, trochę cyniczny i w gruncie rzeczy zuchwały, ale mimo to pomocny i z ukrytą głęboko wrażliwością. Mam cichą nadzieję, że doczekamy się pełnej serii.
  • Avatar
    A
    lastwhisper 21.04.2011 12:51
    "Jiiiiiiiiiiiii"
    Komentarz do recenzji "Służąca Przewodnicząca"
    A więc tak – zakończenie serii jest koszmarne, mdłe, słodkie i… właśnie dlatego mi się podobało. Nie wiem czemu, ale byłam nawet w stanie znieść czerwoną jak burak twarz Misaki oraz jak zwykle nonszalanckiego Usu'iego. Trochę dennie i schematycznie zakończyli, ale podobało mi się, że  kliknij: ukryte 
    I tak, to fakt. Anime nie zaskakuje w żaden sposób. Fabuła jest prosta, szablonowa, przewidywalna, ale też interesująca i można doszukać się w jej uroczych momentów oraz komizmu. Choć zwykle nie oglądam komedii romantycznych, to zdecydowałam się obejrzeć KWMS i wcale nie żałuję. Jeszcze nie czytałam mangi, ale mam to jak najbardziej w zamiarze – też dlatego trudno mi jest cokolwiek przyrównać.
    Jeśli chodzi o osobowości postaci to były to skrajne przypadki jak na komedię przystało. Choć miało się wrażenie, że Usui został wycięty z bajki o kopciuszku i wstawiony do przypadkowej komedii, w której oczkiem w głowie jest istna terrorystka i sadystka w stroju francuskiej pokojówki. Ano właśnie, przechodzimy do gwoździa programu. Usui jako wszechmocny, wszechwiedzący i wszędobylski „zboczony kosmita” w formie idealnego w każdym calu anioła stróża, a po drugiej stronie Misa jako zażarta, ambitna, całkowicie ślepa (co było trochę irytujące!) diablica w ciele przewodniczącej rady uczniowskiej w dodatku w przebraniu pokojówki po godzinach, która przez całą serię próbowała dogonić na pełnym gazie wspaniałego Usui'ego, podczas gdy on biegł truchcikiem przed nią i nawet nie dostał zadyszki… Ach, i tu właśnie poprawka. Ja to bardziej odebrałam jako próba bycia idealnym dla samej Misaki. Może był taki, by jej coś udowodnić? A może jakieś zdarzenia z przeszłości mu tak nakazywały? W gruncie rzeczy wszystko mu zwisało i powiewało, więc dlaczego miałby się starać? Ano bo najwidoczniej w komediach romantycznych wszystko jest idealizowane. Ale nawet to mi, o dziwo, nie przeszkadzało. Jeszcze polubiłam postać Aoi'ego, który nawet przypominał mi Ciela z Kuroshitsuji.  kliknij: ukryte  Poza tym też ciekawiło mnie dlaczego siostra Misaki, Suzuna, jest taką nietypową postacią. Szkoda, że nie poznaliśmy jej bliżej. I w sumie w efekcie końcowym trochę było mi szkoda Hinaty. On tak się starał. I był naprawdę uroczy! Może jeszcze błyszczy w dalszej części? Dowiem się jak przeczytam mangę.
    Uważam, że to naprawdę dobra komedia romantyczna. Niektóre rzeczy były naciągane, ale w gruncie rzeczy ich relacje były interesujące. Nie był to typowy romans, bo w rezultacie niewiele się zmieniło. Tym bardziej, że Usui nie był typem romantyka. Podporządkowywał się pod Misaki w każdej kwestii, co czasem drażniło – bo, wiadomo, chciałoby się poznać jego ciemną stronę. Chyba, że nieustanne znudzenie na twarzy i tajemniczość to jego mroczna osobowość. Poza tym nic nie przebije jego tekstów i bycia bezpośrednim.
    A więc w efekcie końcowym – 8/10. W sumie zastanawiam się czy to nie za wysoko, w dodatku dałam też gwiazdkę, ale czuję, że będę wracać do tego anime, gdy sama przeżyję miłosną przygodę.
  • Avatar
    lastwhisper 19.04.2011 00:58
    Re: Krew, flaki i zombie, to jest to!
    Komentarz do recenzji "Highschool of the Dead"
    A właśnie wielka szkoda! Gdyby zachować granice dobrego smaku, nawet elementy ecchi nie byłby tak drażniące i horror przeplatany właśnie z eksponowaniem wdzięków kobiet mógłby być wręcz strzałem w dziesiątkę. Ale cóż – zrobili tak, jak jest przedstawione. W sumie nie możemy aż tak bardzo narzekać, bo z tym czy bez tego i tak robi sieczkę z mózgu. Ale za dobra akcja i zadatki na dobry horror.
  • Avatar
    A
    lastwhisper 17.04.2011 17:39
    Hm.
    Komentarz do recenzji "Highschool of the Dead"
    A więc – zmusiłam się do powrócenia do tej serii głównie dlatego, że miałam ochotę na coś, co potrafi zrobić z mózgu sieczkę. Jestem raczej oporna na takie bodźce, więc Highschool of the Dead nie wywarło na mnie aż tak ogromnego wrażenia. Aczkolwiek, gdyby tak przymknąć oko na galaretowate cycki i nieustanne dwuznaczne scenerie, które psuły klimat horroru, pozostałaby nam całkiem niezła jatka. Mindfuck na pełnej linii, ale co za tym idzie – cholernie wciągające. Fakt faktem, jak już w recenzji było wspomniane, rozwalanie zombie to dość oblatany temat. Są elementy, które niemiłosiernie irytują, a także te, które chce się oglądać. Irytują – pielęgniarka, styl ecchi i niezrozumiały wątek z Shido. Fascynują – sceny akcji  kliknij: ukryte  i w sumie niezrozumiały wątek miłosny między Rei a Takashim, a także nastrój. Seria dobra – jeśli naprawdę lubisz oglądać lejącą się nieustannie krew.
    Daję 6/10, bo choć wywarło pozytywne wrażenie, to jednak trudno mi porównywać to do wcześniej obejrzanych anime.
  • Avatar
    A
    lastwhisper 16.04.2011 15:11
    Nieprzyzwoicie idiotyczne, ale...
    Komentarz do recenzji "Kore wa Zombie Desuka?"
    ... podobało mi się. Jednak coś było interesującego w tej niedorzeczności. Lekkie, przyjemne i momentami bezgranicznie głupie. W sam raz na ponure popołudnie, kiedy już naprawdę nie masz co robić bądź oglądać. Mimo wszystko patrzę na to pozytywnie i coś czuję, że doczekamy się drugiej serii. Wiele spraw nie zostało jeszcze wyjaśnionych i wiele rzeczy może się jeszcze wydarzyć. Jest to seria do której nie da się emocjonalnie przywiązać, ale umila czas i nie jest wcale jego stratą. Szkoda, że tak ukrócili motyw z Królem Nocy – a mogło się z tego rozwinąć coś większego. W ogóle pomysł na głównego bohatera jako zombie, do tego Masou­‑Shoujo, Wampirzyca Ninja oraz nekromantka dają ciekawy efekt.
    Cóż, 7/10. Trochę ujmują niektóre żarty niskich lotów i brak rozwinięcia fabuły, która w sumie też nie jest zbytnio porywająca.
    Czekajmy na ciąg dalszy. O ile będzie.