x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w
polityce prywatności.
Nie zgodzę się, sztuka może być lub nie być wartościowa, trzeba tylko doprecyzować, jakie „wartości” mamy na myśli. Nie chciałbym popadania w nihilizm kulturowy, w którym wszystko jest jedynie „opinią”. Nie oznacza to, że istnieje jakowaś „obiektywna/wartość” ocena filmu/serii itp., ale że jeżeli możemy zrozumieć kryteria piszącego i co na ich podstawie zawyrokował, to możemy je odnieść do swoich. Poza tym pewne rzeczy są mało dyskusyjne, np że w fabule Ep. 9 brakuje elementarnej logiki. Kwestią indywidualną jest natomiast, czy nam to przeszkadza.
Problem z omawianym tekstem jest taki, że startuje on ze specyficznej pozycji SW 1‑6 będących „najważniejszą kinową opowieścią wszechczasów” i całą resztą będącą „profanacją” (cytaty). Jedną częścią tego problemu jest dogmatyczne odrzucanie jakichkolwiek „wpływów” na Star Wars. Jak tu padało Star Wars od początku czerpało z czego wlezie. Nie będące kanonem wyprodukowane w Japonii anime Star Wars jest krytykowane za posiadanie wpływów japońskich i anime. Fragmenty w stylu narzekań na obecność zantropomorfizowanych królików (sic!) nie poprawiają sytuacji. Brzmi to szczególnie dziwnie na portalu poświęconym mandze i anime.
Drugą częścią problemu jest wydźwięk emocjonalny. Stwierdzenie, że
to trochę mocne słowa, ale w sumie zasłużone. Można tych filmów nie lubić, ba – i ja ich nie lubię, ale lepiej odbiera się oceny wyrażone z… pewnym poziomem emocjonalnego dystansu, tak to ujmijmy. Szczególnie, jeżeli chodzi o emocje negatywne.
Poza tym aż głupio się czuję, musząc komentować takie trywializmy, ale Visions nie są kanoniczne. Ani trochę. Powinno to być oczywiste dla każdego, kto je widział, ale padło też oficjalnie. Jest to zbiór krótkometrażówek inspirowanych uniwersum Star Wars. Amen.
Re: Co do losu przeciwników
Zaś drugie 40% to buddyści (głównie z odmiany zen). W buddyzmie nie ma żadnej kary za nic, nie ma żadnej duszy, po śmierci co uważałeś za swoje ja przestaje istnieć, co jest swoją drogą najważniejszą zasadą całego buddyzmu. Wierzą oni natomiast w ciągłość życiowej energii, na której dobrostanie powinno nam zależeć poprzez prowadzenie etycznego życia.
Generalnie to gadanie o całym tym „karaniu” to jakieś kompletne bzdury. Odpowiedź na złe czyny istotnie jest traktowana na wschodzie inaczej. W tradycji zachodniej, bazującej notabene w tym aspekcie głównie na judaizmie, nie elementach stricte chrześcijańskich, kara ma mieć nade wszystko cel zadośćuczynienia moralnego. Na wschodzie kara natomiast ma zapewnić porządek społeczny, jest pragmatyczna.
Re: Ciekawe
Odcinek 10
Ogólnie mamy 10 odcinek, okazuje się, że prawdziwy wątek główny dopiero się zaczął i nie wydaje się być zbyt interesujący…
Re: XI wiek
Re: Plunderer po 3 i 4 odcinku
Re: Nie.
O czym to mogło być
To mógł być serial o karierze muzycznej, tak się nawet zapowiadało, ale początkowe próby przedstawienia, jak działa przemysł popkulturowy w świecie przedstawionym szybko uwiędły. To mógł być serial o sile muzyki i jej wpływie na ludzkie serca, ale ostatecznie przykłady owego wpływu okazały się tak mizerne, że nie sposób było tego kupić. Zwykle seriale krystalizują się z czasem, a ten stawał się coraz bardziej amorficzny. Zamiast rozwijania początkowych wątków i postaci wprowadzał coraz więcej nowych, w zasadzie żadnego nie zamykając porządnie. Wyszedł z tego kalejdoskop, momentami zajmujący uwagę, ale ogółem pozbawiony treści.
To ironiczne, że emocjonalny rdzeń tej serii pozuje na bycie opartym na autentyczności i prawdzie ukrytej w muzyki, a jednocześnie swoją strukturą anime aktywnie podważa znaczenie przedstawionych w niej piosenek (skądinąd w większości świetnych). Utwory starały się poruszać tematy poruszane w poszczególnych wątkach, ale wypadały pusto, kiedy z tego komentarza nic ostatecznie nie wynikało. Nieczęsto się trafia, aby seria okazała się obciążeniem dla muzyki w niej zawartej, ale to właśnie taki przypadek.
Pierwszy odcinek
Psycho Pass się sprzedaje, więc trzeba było jakąś fabułę wyprodukować. No to bierzemy jakąś Zbrodnię, niechaj będzie wypadek transportowego drona w którym utopił się pasażer. Nużące to jak flaki z olejem, kompletnie nie wiadomo, dlaczego widza miałoby to obchodzić, to dodajmy żonę ofiry, która będzie się godnie smucić na ekranie, może kogoś to wzruszy. Do tego przydadzą się moce parapsychiczne protaga, nazwane dla żartu „ekstremalną empatią przekraczającą bariery umysłów”, które zdejmą z barków scenarzystów ciężar wymyślania śledztw, które trzymałyby się kupy i prawie gotowe! Pozostaje tylko porobić przebitki na knowania grupy cyber‑masonów, żeby wzbudzić nadzieję, że w następnych odcinkach to nudziarstwo ustąpi czemuś bardziej zajmującemu.
Kto wie, może nawet ustąpi, ale tej serii to raczej nie uratuje. W pierwszym sezonie miało to pomysł. Nie był to oryginalny pomysł, a co do jakości realizacji można by się spierać, ale był. Natomiast to co się tutaj dzieje to w połowie pozbawiona śladu innowacji kopia poprzednich sezonów (jeśli ktoś mi powie, że moce parapsychiczne to innowacja, to mnie skręci), a w pozostałej części banalna i generyczna do bólu opowiastka kina akcji.
Re: No cóż.
Re: 21
Trzeba gdzieś postawić barierę, co można zdradzić, żeby wyjaśnić o co chodzi w danej produkcji. Ten sam portal prowdzi bloga z zajawkami, w których pierwsze 3 odcinki są omawione ze szczegółami. Podtrzymuję stanowisko, że czepianie się ujawnienia faktów z pierwszego odcinka zahacza o komedię, szczególnie kilka tygodni po zakończeniu serii i od osób, które widziały ją wcześniej, więc tylko sobie teoretyzują, że gdyby jej nie widziały, to by im to zepsuło pierwszych 20 minut seansu.
Re: Lina # urwisko
Mieszane uczucia
Oczywiście pod kątem rozrywkowym to ciągle doskonałe anime, a animacja jest równie wspaniała, albo i nawet lepsza, ale porównanie rozwoju postaci, jaki dostaliśmy wcześniej do tego co się dzieje tutaj robi kiepskie wrażnie. Poza tym główny wątek fabularny jest słaby. Sztampowa walka ze złą mafijną organizacją i jej przepotężnym bossem – nic więcej w nim nie ma. W pierwszym sezonie można by fabułę podsumować tak samo, ale wątek ten był głównie traktowany jako pretekst do parodii oraz psychologizowania. Teraz jest tego mniej, a i powtarzalność tych elementów coraz mocniej zwraca uwagę.
Pod żadnym pozorem nie sugeruję, że to zła seria, ale podpada pod określenie „opcjonalna”.
Podsumowanie na stan 19 odcinka
Po tak drastycznej (i pozytywnej) zmianie jakości wydawałoby się, że seria powinna się ustabilizować, a tu nie – następne odcinki to kolejna zmiana, tym razem na nawet gorsze niż na początku.
Pierwsze odcinki były nudne, ale miały sens, później się polepszyło, ale po zakończeniu arcu ze świniami skończył się zarówno sens jak i emocje. Aktualnie scenarzyści najpierw wymyślają durne zagrożenia, które nie mają związku z głównymi motywami serii, a później proponują jeszcze głupsze rozwiązania. Wprowadzają postać , która nie jest do niczego fabularnie potrzebna ( kliknij: ukryte Milim), ale jest dość potężna, aby problemy bohaterów na tym etapie rozwiązać skinieniem palca, później proponują nikogo nie przekonujące powody, dla których tego nie robi, wszystko to po to,a by na końcu kliknij: ukryte i tak rozwiązała ona problem skinieniem palca właśnie! Na litość boską, to tak elementarna niekompetencja scenariuszowa, że słów brakuje…
Z tego co rozumiem anime dzieli te problemy z oryginalnymi nowelkami, ale nie uważam, że to cokolwiek usprawiedliwia. Mając do wyboru adaptację wierną albo dobrą, wybieram to drugie.
Mam wrażenie, że ludzi zniechęca track record tego studia. Co prawda trudno się dziwić.
Wypada pochwalić za bohaterki: nie było czasu w pełni je rozwinąć, ale to dobrze wymyślona ekipa. Przegląd różnych form dziewczęcości, a jednocześnie wycieczka po historii kobiet‑idolek w Japonii. Znalazło się nawet miejsce na chyba najurokliwszą reprezentację trans, jaką widziałem w anime.
Popastwię się za to trochę nad zakończeniem: kliknij: ukryte amnezja bohaterki to tani chwyt, który wyraźnie miał przykryć brak prawdziwego pomysłu na finał. Dobra opowieść powinna pokazywać, jak zmieniają się jej bohaterowie, powinniśmy kibicować im w stawaniu się lepszymi i cieszyć się, gdy się tak dzieje. Tutaj Sakura w przedostatnim odcinku stała się w zasadzie nową postacią. Wszystko, co udało jej się osiągnąć wcześniej zostało wymazane; na dodatek twórcy skupili się na wątku jej ciągłego pecha, który nie był wcześniej odpowiednio podbudowany. Ot, standardowe pokonywanie przeciwności i tyle. Jej psychologiczne załamanie ostatecznie udało się pokonać standardową gadką motywacyjną w stylu „w grupie siła”. Ech.
Cóż, drugi sezon zdaje się niemal pewny. Twórcy mają jeszcze szansę pójść z historią w ciekawszą stronę. Odbiór pierwszych odcinków w porównaniu do reszty może im dać do myślenia.
Re: Trudna ocena
Jestem człowiekiem, który nie stara się traktować historii jak logicznych zagadek do rozwiązania, z reguły nie wypatruę aż elementy świata połączą się w spójny mechanizm. Niemniej Made in Abyss wydaje mi się dokładnie historią, w której to się w większości stanie, co wnioskuję niejako z przestrzennej formy tej opowieści. W miarę schodzenia niżej to co wyżej staje się zrozumiałe, tajemnicą pozostaje głębia. Oczekuję więc, że na końcu jasne będzie niemal wszystko, być może z ostatnim elementem ostatecznej religijnej tajemnicy na samym dnie.
Re: Legendy