Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Zapraszamy na Discord!

Komentarze

Tuvo

  • Avatar
    Tuvo 24.04.2022 22:45
    Komentarz do recenzji "Sasaki to Miyano"
    A tutaj wychodzi, że BL jest metaforą BLa

    No tak, ale podczas oglądania wydawało mi się często, że w serii chodziło o to, żeby BL komentowało samo siebie. Może podchodzę do tego za bardzo symbolicznie – bo może szukam drugiego dna tam, gdzie go nie ma – ale żeby komentować konwencję, to trzeba wyjść trochę z tej konwencji (w jakiś sposób, który teraz mi trudno nazwać) i stanąć w jakimś oddzielnym polu. Stąd te dwa pola – jedno stereotypowe, które widzi widz/widzka, i drugie to meta­‑gatunkowe, które też widzi widz/widzka, ale tylko będąc chociaż przez chwilę w tym pierwszym. To chyba ma sens.

    Gdybym chciała odwracać kota ogonem, mogłabym teraz napisać, że hej, jak taki tekst nie pada, to jest święto lasu! Bardzo go nie lubię, swoją drogą.

    Nie rozumiem i nie umiem się odnieść.

    Sasaki odchodzi od swojej kliszy nieświadomie.

    Nie wiem, na jakim poziomie to refleksja. Scenariusz, który został stworzony przez twórców, to scenariusz stworzony świadomie, i wszystko wewnątrz niego ma wywrzeć jakiś efekt na odbiorcy.

    Co do reszty – nie przyszło mi do głowy, żeby w recenzji pisać o tym, czy jakiś bohater jest toksyczny i ma taki być, bo to jakiś element gatunku (a jest? nie wiem, nie mam do czego porównać). Rzuciły mi się w oczy inne rzeczy, o których napisałem.


  • Avatar
    Tuvo 24.04.2022 20:30
    Komentarz do recenzji "Sasaki to Miyano"
    Dziękuję za komentarz do recenzji – odniosę się do kilku rzeczy.

    Zastanawia mnie, czy trafne jest użycie w recenzji określenia „metafora gatunku”.


    Też mnie to zastanawiało przez pewien czas. Można to sobie pewnie swobodnie wymieniać na >symbol<, jak ktoś chce – mi się metafora podobała. Nigdzie nie zresztą napisałem, że to metafora z poziomu twórców i/lub bohaterów. Metafory mają to do siebie, że to, czy są, czy ich nie ma, zależy od odbiorcy i kontekstu.

    Poruszamy się w jednym obszarze znaczeniowym.


    Metafora ma też to siebie to, że NIE operuje na jednym obszarze znaczeniowym, ale przynajmniej na dwóch.

    jest strasznie oklepanym motywem.


    Tak, o to mi chodziło. Czy to jest 10/9 (?), to nie wiem, trudno mi operować takimi ogólnikami. Może tak jest.

    a Sasaki od swojej kliszy odchodzi jak tylko się da najdalej.


    Trochę o to mi chodziło, kiedy napisałem, że „przeglądaj się w gatunkowym lustrze”. Kliszę trzeba znać, jeśli chce się od niej odchodzić. Tutaj nie chodzi o bohaterów i pewnie też nie chodzi o twórców, ale JEŚLI O KOGOŚ CHODZI, to pewnie o TWÓRCÓW właśnie.

    Jeśli coś w recenzji jest niejasne lub nieskładne, to bardzo chętnie wyjaśnię, co miałem na myśli. To moja pierwsza recenzja, a konstruktywna krytyka zawsze się przyda.

    Serdecznie pozdrawiam,
    T
  • Avatar
    A
    Tuvo 24.08.2021 13:06
    jak wybiec z dworca i już nie wracać
    Komentarz do recenzji "Evangelion 3.0+1.0 Od-nowa"
    Ten Evangelion ma wszystko to, do czego Anno przyzwyczaił nas w swoich poprzednich produkcjach. To, co – jak się zdaje – zasługuje na szczególną uwagę jest fakt, jak bardzo symboliczna jest ta produkcja. Nie symboliczna w kontekście wykorzystania symboli z szeroko pojętego kręgu cywilizacji europejskiej, ale symboliczna na poziomie meta.

    Myślę sobie, że ten Evangelion był bardziej dla Anno niż dla całej fanbazy. Kiedy oglądałem ostatnią scenę,  kliknij: ukryte , pomyślałem sobie, że to Anno wychodzi ze swojego Evangeliona, w którym siedział przez tyle lat. Świat zaczyna nabierać realnych kształtów, zaczyna się jakieś prawdziwe życie bohaterów (przynajmniej niektórych) w prawdziwym – a nie narysowanym – świecie. To zresztą znajduje wyraz w przedostatnich scenach filmu, gdzie  kliknij: ukryte  To ciekawy zabieg, bo zaczyna angażować widza w sposób, który wcześniej był niedostępny – w sposób bezpośredni pokazuje, że dzieło filmowe jest dziełem filmowym, o czym może chciałoby się zapomnieć, bo przecież rozrywka jest po to, żeby nie przypominała prawdziwego świata.

    Ostatnia część serii z pewnością pozostanie z pewnością na długo w pamięci fanów i fanek, bo zakończenia z reguły się pamięta. W mojej pamięci przede wszystkim zostanie muzyka – jak zawsze świetnie dobrana, piękna animacja, czasami celowo uproszczona (co przed niektórych interpretowane jest jako brak budżetu (?!), psychologiczne profile bohaterów, które chyba od zawsze przyciągały psychoanalityków i miłośników filozofii egzystencjalistycznej.
  • Avatar
    A
    Tuvo 24.12.2019 18:04
    o muzyka i emocjach
    Komentarz do recenzji "Given"
    Chciałoby się powiedzieć, że Given to anime typowe dla swojego gatunku: romans jest, dramat jest, BL jest, w tle trochę szkoły i niezbyt wiele muzyki.

    Okazuje się jednak, że nie jest ono tak typowe, jak mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka. Romans jest potraktowany bardziej kontekstowo – nie ma wyznań aż do kulminacyjnych odcinków, a samo uczucie dojrzewa stopniowo i poddawane jest serii pytań bardziej egzystencjalnych i wartościujących. Główny bohater w pewnym momencie zadaje sobie pytanie, które wydało mi się jednym z najbardziej cennych dociekań w serii: Czy to jest OK, żeby kochać osobę tę samej płci.

    Ten wątek wewnętrznej drogi do zrozumienia własnych uczuć jest zresztą kwestią centralną dla całej produkcji. Każdy z bohaterów (bohaterów, ponieważ bohaterki w tej serii pełnią raczej rolę wspierającą) jest na jakimś etapie swojej drogi. Ciekawe jest, że te poszczególne drogi nie są opisane z tą samą dozą szczegółowości, ale jednak każda wydaje się na swój sposób pełna. To jest jedna z mocnych stron serii – choć bohaterowie drugoplanowi są rzeczywiście drugoplanowi, to ich historia wybrzmiewa mocno tam, gdzie powinna.

    Należy chyba też powiedzieć, że kwestie sporne terminologiczne – jak to nazwać, czy jest to romans shonen­‑ai, czy już yaoi, czy może BL – wydają się uzasadnione, ponieważ seria przeciera szlaki dla takiego sposobu traktowania relacji męsko­‑męskich, które nie są jednoznacznie poprowadzone. Jest to, jak mi się wydaje, próba stworzenia takiej produkcji, która przekona do siebie osobę, która nie oglądała jeszcze anime podobnego typu, a którą zainteresuje wątek muzyczny. Jest to zabieg ciekawy, bo pokazujący, że stereotypy można nie tyle od razu łamać, bo przesuwać ich granicę i wygodnie wyginać.

    Napisałem, że niezbyt wiele jest w niej muzyki, bo to rzeczywiście prawda. Wydaje mi się jednak, że muzyka nie ma być tematem, ale tylko nośnikiem pewnej idei – muzyka jest sposobem wyrazu, dzięki któremu artysta, szeroko rozumiany, pozwala sobie na wyrażanie emocji, przeżywanie trudnych chwil, godzenie się z przeszłością. Muzyka staje się w produkcji centralna wówczas, kiedy ma przekazać emocje bohaterów, nie służy tutaj uciesze widowni.

    Serię oceniam dość wysoko właśnie za to, że nie jest nachalna w sposobie prowadzenia historii, że jest zbilansowana w tym, ile czasu poświęca bohaterom, że nie jest tylko dramatem, ani tylko historią o miłości.
  • Avatar
    A
    Tuvo 4.10.2017 09:25
    Komentarz do recenzji "Hitorijime My Hero"
    Co do recenzji – można się zgadzać albo nie zgadzać. Ja się akurat trochę zgadzam, a trochę nie. Ale recenzje mają to do siebie, że nigdy nie będą (bo i nie muszą być) obiektywne.

    Jeśli chodzi o samo anime, to to rzeczywiście coś, czego można się spodziewać – zwykły romans, któremu chciano dodać trochę ponadprzeciętnego charakteru, ale wyszło średnio. Nie mówię, że to zła seria i że się źle ogląda, bo, moim zdaniem, to wszystko zależy, z jakim nastawieniem się do oglądania siada. Myślę, że jak ktoś lubi lekkie, niewymagające serie, które powielają schematy, to będzie zadowolony z produkcji, a może będzie ją nawet chwalić. Mnie nie zaskoczyło nic. Wydaje mi się też, że polski (i chyba japoński też) widz przyzwyczaił się do powierzchownego potraktowania tematu szkolnych romansów, zwłaszcza w świetle konwencji, które przyjęło sobie anime, bo myślę, że nie należy wymagać zbyt dużo od serii, która bazuje na BARDZO jasnym i klarownym podziale na seme i uke.
  • Avatar
    A
    Tuvo 23.09.2014 06:18
    było, ale można obejrzeć
    Komentarz do recenzji "Ao Haru Ride"
    Anime reprezentuje bardzo stały poziom, choć wydaje mi się, że twórcy nie do końca mieli pomysł na to, jak wszystko zgrabnie zmieścić w telewizyjną serię. Mamy tutaj właściwie misz­‑masz: trochę romans, trochę okruchy życia, trochę komedia i ten misz­‑masz właśnie dawałby dość szerokie pole do popisu, stało się jednak tak, jakby twórcom bardzo zależało na uschematyzowaniu fabuły. Mamy szkolną miłość, a jak mówi ludowe porzekadło „old love dies hard” i w tej serii faktycznie tak jest. Główny bohater jednak ze wszystkich sił próbuje bronić się przed uczuciem, w międzyczasie na jaw wychodzą interesujące, choć dające się przewidzieć, życiowe zawirowania. Mamy miłosny trójkąt, czyli wątek dość gruntownie już przemaglowany, mamy uczennice zakochaną w nauczycielu (której, moim zdaniem, powinno się w serii poświęcić trochę więcej miejsca).
    Jest trochę dramatyzmu, choroba, żałoba, próba pokazania wpływu straty ukochanej osoby na psychikę. Czyli galeria schematów i ogólnych trendów.

    Jest w tej serii jednak coś, co pozwala śledzić poczynania bohaterów z niesłabnącym zainteresowaniem. Myślę, że, mimo wszystko, siłą serii są jej bohaterowie – grupka młodych, sympatycznych nastolatków, którzy, wkraczając w dorosłe życie, uczą się funkcjonowania w trudnym świecie, odpowiedzialności za drugiego człowieka, rozumienia jego uczuć i – czasami – walki o wartości takie jak przyjaźń czy rodzina.

    Dobrą stroną produkcji jest muzyka – dopasowana do klimatu serii, lekka, ale dająca się zapamiętać. Jeśli o grafikę chodzi, wydaje mi się, że twórcy tego anime mają jakąś dziwną manierę do upraszczania twarzy postaci w nieodpowiednim momencie. Zdaje sobie sprawę, że to zabieg zamierzony (chyba?) i że to być może tylko rzecz gustu, ale takie ubożenie portretu postaci jakby zupełnie bez powodu trochę mnie raziło.

    Anime można polecić tym, którym nie straszna powtarzalność – bo to tutaj, dobrze to albo źle, znajdziemy. Nie trzeba się jednak tym za bardzo przejmować, kiedy lubi się dobrze skonstruowane, lekkie historie, które nie odrzucają ani przesadnym dramatyzmem, ani nachalną „lukrowatością”.

  • Avatar
    A
    Tuvo 18.09.2014 18:10
    Komentarz do recenzji "Je t'aime"
    Przykład na to, że krótki film promocyjny może być czymś wartościowym. Solidny graficznie i oszczędny fabularnie, jest historią z otwartym scenariuszem, która jest jednocześnie na tyle ciepła, że zostaje w pamięci.

    Warto obejrzeć.
  • Avatar
    A
    Tuvo 17.09.2014 16:15
    Komentarz do recenzji "RahXephon"
    RahXephon jest niewątpliwie tytułem, wobec którego trudno przejść obojętnie chociażby ze względu na to, że poważnie pretendował do zastąpienia kultowego Evangeliona. Niełatwo powiedzieć, czy słuszna jest opinia, że produkcja powiela koncepcję Anno i czy faktycznie zasługuje na miano godnego zastępcy jego dzieła.

    Podobieństw jest całe mnóstwo – od samego pomysłu walk robotów z Dolemami, przez problemy psychiczne (poszukiwanie własnej tożsamości, wątpliwości natury moralnej), aż po takie szczegóły jak krzyżyk, który jedna z bohaterek nosiła na szyi, a który wygląda prawie identycznie jak ten, który posiadała Katsuragi. Przykłady takich analogii można mnożyć zresztą nie tylko w przypadku samych bohaterów i zbieżności fabularnych, ale również, gdy spojrzymy nieco dokładniej na oprawę audiowizualną – tutaj, na przykład, wykorzystanie utworów klasycznych (Wagner, Borodin) i inspirowanie się nimi. Sama muzyka jest zresztą piękną i subtelna i bez wątpienia zasługuje na najwyższe noty.

    W serii nie brakuje mistycyzmu i symboliki religijnej. Nie są to Anioły, tak jak w przypadku Evangeliona, ale Dolemy do złudzenia je przypominają. Nie braknie patetycznych scen apokaliptycznych, kręgów halo, krzyży i nawiązań do religii chrześcijańskiej czy, ogólniej mówiąc, kręgu cywilizacji europejskiej.

    Mimo tych wszystkich podobieństw, nie odniosłem wrażenia, że cała seria to jeden wielki epigonizm i że niemal ociera się o plagiat. Jest to jednak historia bardzo różniąca się od dzieła Anno pod kilkoma względami. Przede wszystkim, nie jest tak metaforyczna i dwuznaczna i, choć wydaje się może widzowi, że w pewnym momencie twórcy stracili panowanie nad swoim dziełem, wszystko stanowi spójną całość, której zwieńczeniem jest ostatni odcinek, będący skądinąd całkiem otwartym scenariuszem.

    Serię traktuję bardziej jako ukłon w stronę Evangeliona i jego twórcy, a nie próbę skopiowania pomysłu. Pozostaje jednak to dziwne uczucie, że gdzieś już się to widziało i dlatego myślę, że jeśli ktoś chce spojrzeć na kwestię anime z przesłaniem inaczej, a jednocześnie ma ochotę poznać coś, co już było, z trochę innej strony i w trochę innym wydaniu, powinien sięgnąć po tę produkcję.
  • Avatar
    A
    Tuvo 5.09.2014 02:35
    quasi-horror z quasi-przesłaniem
    Komentarz do recenzji "Gyo"
    To nie jest anime dla wszystkich. Nie powiedziałbym nawet, że to anime dla starych wyjadaczy, bo i taki mógłby się zniechęcić i zniesmaczyć. To produkcja dla tych, którzy cenią sobie alternatywne scenariusze i lubią poznawać nowe artystyczne koncepcje, które są, tak jak w tym przypadku, mocno dziwne i groteskowe.

    Cały film to, moim zdaniem, pewne nadrealistyczne odbicie ludzkiej psychiki w sytuacji ekstremalnej, która sama w sobie też poniekąd jest symbolem. Tylko sytuacje ekstremalne są wstanie zdjąć maskę człowiekowi i wyeksponować jego prawdziwą naturę. Myślę, że też nie należy skupiać się zbytnio na pojedynczych zdaniach bohaterów, bo opowieść jako całość prezentuje rzeczywistość do tego stopnia zdeformowaną, a jednocześnie tak otwartą na interpretacje, że prawie każdy pomysł i spekulacja ma w sobie ziarno prawdy.

    Wystawiłem dość niską ocenę, bo – pomimo zalet, takich jak nieszablonowość i psychologiczny realizm – odczuwam przerost treści nad formą. Chciano powiedzieć za dużo w zbyt krótkiej produkcji, wykorzystując antyestetyzm, brzydotę i brutalność jako główny przekaźnik, który, wydaje mi się, nie do końca sprostał zadaniu.
  • Avatar
    A
    Tuvo 1.09.2014 13:03
    nic nadzwyczajnego
    Komentarz do recenzji "Onigamiden"
    Film bez wątpienia posiada dobre strony i od nich zacznę. Po pierwsze, jest dość klimatyczny, można poczuć klimat historycznej Japonii (do pewnego stopnia i na pewnych zasadach, np. nie oceniając zbyt rygorystycznie tychże historycznych realiów). Po drugie, bardzo ładna grafika, bardzo ładne, choć komputerowe tła i dość efektowne walki. Po trzecie i, niestety, ostatnie – mimo powierzchowności i jednolitości bohaterów, zamieszania z fabułą wyszły filmowi na dobre. Właściwie nie było wiadomo od pewnego momentu, kto jest dobry, a kto jest zły, choć można było się domyślać, czyją stronę weźmie główny bohater.

    Co było w filmie niefajne, to, jak już wspomniałem, mocno prości bohaterowie, których wybory można było przewidzieć bez żadnego filozofowania.
    Więcej, film miał bardzo przeciętną muzykę i miejscami zupełnie niepasującą do tego, co miało miejsce na ekranie, co czasami nadawało filmowi komediowego charakteru i jestem daleki od stwierdzenia, że był to zabieg celowy.

    Dałem produkcji 6, chociaż wiem, że będą tacy, który znajdą więcej wad (bo jest ich z pewnością więcej, a o niektórych nie wspominam, bo nie są one aż tak widoczne). Dla mnie to nie była strata czasu, chociaż, szczerze mówiąc, można w mnogości produkcji historyczno­‑fantastycznych znaleźć tytuły o wiele lepsze pod względem zarówno fabularnym, jak i muzycznym.
  • Avatar
    A
    Tuvo 30.08.2014 13:39
    Komentarz do recenzji "Dragon Ball Z: Kami to Kami"
    Jak dla mnie to film mocno odstaje od oryginalnej serii, wyczuwam zresztą próbę odświeżania na siłę i upiększania bez powodu. Nie mam tutaj na myśli grafiki, ponieważ ta jest z oczywistych względów zwyczajnie bardziej dopracowana, mówię natomiast o zagubionym klimacie. Jeśli ma się w pamięci serie DB, w których fabuła krążyła wokół poszukiwania smoczych kul, których zebranie miało zresztą prawie zawsze jakiś konkretny cel, a teraz, w filmie kinowym, widzi się je jako zwykłą nagrodę w grze bingo, można czuć się trochę rozczarowanym.

    Powiem więcej – wprowadzenie niemal niezwyciężonego przeciwnika (który, swoją drogą, był bardzo sympatyczną postacią) ukierunkowuje fabułę właściwie w jedną stronę – ostatecznego starcia z Goku i nie daje się rozwinąć fabule w żadną inną stronę.

    Ogólnie mówiąc film wizualnie nie jest najgorszy, choć na tle innych produkcji (nie tych spod znaku DB), wypada raczej przeciętnie (tutaj na przykład najnowszy film kinowy serii Neon Genesis Evangelion). Nie jest to też nic nowego, tylko raczej próba wyciśnięcia resztek soku z i tak suchej pomarańczy.
  • Avatar
    Tuvo 30.08.2014 00:24
    Re: kilka luźnych refleksji
    Komentarz do recenzji "Sidonia no Kishi"
    To zależy od tego, czego się oczekuje – mi nie przeszkadza, jeśli anime urywa wątki, gdy wiem, że będzie je kontynuowało w kolejnej odsłonie, natomiast widziałbym to jako wadę, jeśli anime miałoby się już zakończyć.

    Wydaje mi się ponadto, że duża część tych wątków, które nie zostały wyjaśnione, nadal nie zostanie do końca wytłumaczona w kolejnej serii, ale może to tylko przeczucie.
  • Avatar
    Tuvo 25.08.2014 20:31
    Re: syf
    Komentarz do recenzji "Sidonia no Kishi"
    A mi się bardzo podoba takie filozoficzne podejście do anime – takie a priori podejście.
  • Avatar
    A
    Tuvo 25.08.2014 20:05
    kilka luźnych refleksji
    Komentarz do recenzji "Sidonia no Kishi"
    Podczas oglądania i zaraz po naszło mnie kilka luźnych refleksji:
    a) muzyka bardzo średnia, żeby nie powiedzieć mierna. To oczywiście mocna subiektywizacja, natomiast po pierwszym przesłuchaniu openingu darowałem go sobie w każdym kolejnym odcinku,
    b) spójna fabuła, która zostawia miejsce na kolejną serię – znaki zapytania i niedopowiedzenia bardzo działają na wyobraźnię widza,
    c) w połowie jedenastego odcinka zaczęła razić mnie przewidywalność walk i wyborów bohaterów – każda z takich potyczek składała się właściwie ze stałych elementów (taktyka – niewypał; anihilacja większości pilotów; heroizm głównego bohatera),
    d) fabuła bardzo wciąga – nie jest to nic nowego, ale poprowadzono ją w taki sposób, że mimo schematyzmu i odtwórczości, nie razi aż tak bardzo monotonią.

    Umiejscowiłbym to gdzieś pomiędzy Neon Genesis Evangelion a filowym Alienem, bo myślę, że dla miłośników mniej więcej takiego kina seria została stworzona. Z pewną dozą ostrożności poleciłbym ten tytuł również tym, którzy zaczynają przygodę z anime osadzonymi w podobnym, galaktycznym uniwersum, bo nie każdemu może spodobać się miejscami nachalny fanserwis i epizodyczny brak logiki.
  • Avatar
    A
    Tuvo 9.08.2014 22:51
    nierówny poziom
    Komentarz do recenzji "Kotoura-san"
    Anime, które ma trochę nierówny poziom. Były odcinki, które mi się bardzo podobały, a nich zaraz takie, które podobały mi się raczej średnio.

    Ogólnie rzecz biorąc sam pomysł nie jest zbyt oryginalny, ale uważam, że twórcy wykorzystali drzemiący w nim potencjał i stworzyli całkiem sympatyczną komedię. Bohaterowie niby dość schematyczni – przytłoczona przeszłością dziewczyna, które odnajduje przyjaciół i którzy stają się dla niej podporą w trudnych chwilach, zakochany licealista z głową pełną zbereźnych pomysłów, pomocna przewodnicząca i mózg­‑zastępca. Postaci jednak nie straszą wtórnością.

    Przeszkadzała mi jeszcze trochę grafika – może to tylko rzecz gustu i z technicznego punktu widzenia nie ma się do czego przyczepić, ale zdawało mi się, że czasami głowy postaci były jakoś nienaturalnie (w granicach normalności w odniesieniu do grafiki anime) duże.

    Obejrzeć można, bo ogląda się przyjemnie, ale raczej jest to komedia jedna z wielu.
  • Avatar
    A
    Tuvo 8.08.2014 00:57
    10!
    Komentarz do recenzji "Natsume Yuujinchou: Itsuka Yuki no Hi ni"
    Zgadzam się zupełnie z recenzją – niesamowicie ciepły odcinek, prawdziwy smakołyk dla fanów, ale i nie tylko. Właśnie dlatego, tak myślę, wydany trochę po zakończeniu serialu i właśnie dlatego zupełnie odbiegający od głównego nurtu fabuły, żeby każdy, nie tylko ten, kto każdy poprzedni sezon ma za sobą, mógł nacieszyć się tą krótką historią.

    Aż chciałoby się kolejną serię.
  • Avatar
    A
    Tuvo 6.08.2014 01:32
    mogło być lepiej, ale nie jest źle
    Komentarz do recenzji "Hal"
    Do seansu zabierałem się już jakiś czas, ale w końcu się udało.

    Właściwie to naprawdę fajna produkcja. W tym sensie używam słowa fajna, że spełnia moje oczekiwania jako okruchy życia i dramat, mam jednak kilka zastrzeżeń, które nieco obniżyły ocenę. Wydaje mi się, że próba wpychania niepotrzebnych scenek, które pretendowały do śmiesznych, a dały wrażenie raczej zapychacza, nie wyszła na dobre. Odniosłem wrażenie, że sceny z paniami emerytkami były mocno na siłę – niby trochę rozładowywały dramatyzm, trochę łagodziły, ale to nie do końca to.

    Bardzo za to na miejscu wydawał mi się zabieg odwrócenia ról. Było to zaskoczenie i przyznam, że przez chwilę głowiłem się nad tym, co tak naprawdę się dzieje, ale myślę, że o taki właśnie efekt chodziło twórcom. Zabieg, jak wszyscy wiemy, znany i stosowany, ale akurat tutaj nie czułem nachalnej wtórności.

    Po seansie właściwie można, ale nie trzeba, zastanawiać się nad przesłaniem. Wszystko widać jak na dłoni – ludzie robią różne rzeczy, aby ulżyć sobie w cierpieniu. Można natomiast postawić całkiem zasadne pytanie, czy mogłoby tak być w przyszłości, że automatyzacja obejmie również sferę ludzkich emocji, nawet tak osobistych i głębokich jak smutek związany ze stratą ukochanej osoby?
  • Avatar
    A
    Tuvo 4.08.2014 12:06
    Komentarz do recenzji "Toradora!"
    Bardzo udana seria, jedna z najlepszych, jakie oglądałem. Na początku może trochę zalatywać pospolitym romansidłem, ale już bohaterowie rekompensują lekkie fabularne zamieszanie w pierwszym odcinku.
    Kiedy ma być śmiesznie, jest śmiesznie, kiedy dramatycznie, jest dramatycznie, i to jest chyba największa zaleta tej produkcji – jest bardzo przemyślana, relacja między bohaterami, nawet tymi, którzy na początku niezbyt się lubią, zmienia się diametralnie, ale nie dynamicznie; brak tutaj przyspieszeń, wszystko rozwija się w odpowiednim tempie i nie ma się ani wrażenia, że akcja się ciągnie, ani że goni na łeb na szyję.

    Ciekawe jest to, że to nie jest taki romans, jakie można byłoby się spodziewać – anime odzwierciedla, na tyle, na ile to oczywiście możliwe – jakąś część japońskiej szkolnej rzeczywistości i nie przepuszcza tego przez maglownicę fanserwisu – dostrzec go jak najbardziej można, ale w ilościach znośnych i do przyjęcia, bo nadaje on serii tylko charakterystycznego, ciepłego klimatu.
  • Avatar
    A
    Tuvo 4.08.2014 11:51
    Komentarz do recenzji "Another"
    Niestety tylko 6.

    Początek był bardzo obiecujący, chociaż historia zdawała mi się kalką rodem z amerykańskich horrorów. Klimat mroczy, bohaterowie dość różnorodni, brak schematów. Wykonanie w sumie nie najgorsze, chociaż muzyka nie zapada w pamięć.

    To, co przesądziło o ocenie, to były ostatnie odcinki (najbardziej chyba ostatni), zupełny, niekontrolowany zjazd w dół, który zakończył się totalną kraksą. Nie mam pojęcia, w jakim celu twórcy zakończyli serię tak krwawo i absurdalnie – wydaje mi się, że po prostu nie mieli już pomysłu na to, jak wszystko dobrze skończyć. A bardzo szkoda, bo gdyby te dwa końcowe odcinki były może bardziej przemyślane, anime byłoby o wiele lepsze.
  • Avatar
    A
    Tuvo 4.08.2014 01:16
    Komentarz do recenzji "K"
    Anime dość specyficzne i raczej nie dla każdego. Fabuła jest spójna, ale nie zawsze jasna – zdarzało mi się zastanawiać, do jakich udziwnień będą jeszcze skłonni twórcy (tu m.in. próba JAKIEGOŚ racjonalnego wytłumaczenia  kliknij: ukryte , co wyszło raczej średnio, ale można przymknąć oko).
    Bohaterowie to nic nowego – ludzie, o których właściwie niewiele wiadomo – ani skąd się wzięli, ani czego chcą. Poznać możemy portrety psychologiczne (albo raczej pseudopsychologiczne) góra trzech postaci, a w serii jest ich multum.

    Ogląda się jednak przyjemnie, jeśli przymknie się oko na bardzo lekko potraktowaną psychologię postaci i nie do końca klarowną fabułę.
  • Avatar
    A
    Tuvo 4.08.2014 01:05
    Komentarz do recenzji "Hotarubi no Mori e"
    Bardzo dopracowane pod każdym względem. Technicznie – bez zarzutu, fabularnie – nie ma się do czego przyczepić. Za krótkie. Wiem, że trudno byłoby zrobić z tego serię, bo przekaz produkcji jest jasny – to historia przyjaźni (nie przesadzałbym tutaj nie nazywałbym relacji między bohaterami romansem), a co za dużo, to nie zdrowo, ale może należałoby wyjaśnić jeszcze coś albo jeszcze coś wprowadzić?

    Z drugiej strony nie wiem, czy warto wydłużać na siłę tak przyjemną i ciepłą produkcję.

    Zasługuje na 10.
  • Avatar
    A
    Tuvo 4.08.2014 00:48
    Komentarz do recenzji "Bokurano"
    Pomysł wydawał się nieświeży, ale okazuje się, że to wcale nie takie odgrzewane kotlety, żaden Evangelion, choć na początku mogłoby się nawet tak wydawać. Okazuje się, że można zrobić bardzo dobrą serię o mechach, ale taką serię, której fabuła nie oscyluje wokół bezsensownej sieczki.
    Najbardziej doceniłem postaci – to indywidualności, każdy ma swoją historię, charakter, cele i wartości. Z każdą postacią można się jakoś utożsamić, jakoś mocniej się w nią wczuć i wygląda na to, że o to chodziło twórcom. Przyczepić się można chyba tylko do tego, że każdy odcinek to pewien ustalony schemat, po dwóch­‑trzech odcinkach można się już domyślić, że każdy następny będzie wyglądał co najmniej podobnie. Mi to nie przeszkadza, ale podejrzewam, że są osoby, które będą kręcić nosem na tego typu schematyczność.
    Ogółem – seria jest godna polecenia, ale więcej jest tutaj dramatu niż walk w czystym rozumieniu tego słowa.