x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w
polityce prywatności.
Odcinek 9
+1
Być może mój problem z nią wynika przede wszystkim z tego, że ja często kliknij: ukryte antagonistów jednak nie lubię (nieważne jakiego typu), ale no jej to naprawdę nie jestem w stanie zdzierżyć na ekranie. ^^" Rozumiem jej rolę w historii i przyznam, że poprzez kliknij: ukryte mącenie i spiętrzanie nieporozumień ona jakoś tę fabułę urządza i dopełnia. Ale jest tak dla mnie denerwującą bohaterką, że tylko czekam, aż jej się coś stanie. ^^#
Chociaż były momenty, które oglądało mi się wyjątkowo zgrabnie (jak np. ostatni odcinek), tak jednak przez większość czasu wierciłam się zniecierpliwiona na fotelu. Ze wszystkich wątków fabularnych chyba już najlepiej oglądało mi się ten dotyczący 3 sióstr oraz ten, gdzie pojawiała się Kyouko (postaci żeńskie w ogóle są w tym anime bardzo fajnie nakreślone. Modliszkowata Kyouko jest wyjątkowo intrygująca).
Graficznie jest ślicznie, bardzo podoba mi się, jak przeniesiono specyficzną kreskę z mangi na adaptację. No i te cudowne wstawki dźwiękowe, gdzie różnego rodzaju onomatopeje są mówione słodkimi głosikami przez aktorki. <3
No, tylko że samą oprawą i pewnymi jaśniejszymi punktami niestety seria u mnie jakoś szczególnie nie zapunktowała – a mogła. Myślę, że to po prostu specyfika prowadzonej opowieści i jej narracji. Niestety dla mnie główny bohater jest zbyt depresyjny, by czasem już nie mieć dosyć tych jego smutnawych przemyśleń. A w każdym razie, w podanej formie były dla mnie niestrawne.
Ale jak ktoś ma cierpliwość do powolnej akcji, to można spróbować.
Nyahahaha
Chociaż w pewnym momencie anime znacznie przystopowało i niejako tuptało w jednym miejscu, to dobrze się bawiłam też i na tym etapie – próba rozwikłania zagadki na podstawie pojedynczych poszlak zawsze mi sprawia frajdę. Przy czym jednak, nie udało mi się zgadnąć, kto jest siódmym.
Ogólnie rzecz biorąc, animu to spodobało mi się na tyle, że być może sięgnę nawet po powieść. Chociaż pewnych typowych zjawisk nie zawsze unikało, tak jednak potrafiło w pewnych aspektach podejść do tematu z nieco innej perspektywy i to było czuć. No i mimo że sam koncept jest, omówmy się, dosyć prosty, tak wypełniono go należycie i ciekawie zrealizowano.
I tylko tej kliknij: ukryte krowy na końcu przeżyć nie mogę. Długo mi zajęło przyzwyczaić się do króliczych uszu, a widoku mućki to się nie spodziewałam…
Pozostawiam bez oceny.
Postaci ujdą, chociaż żadna z nich raczej nie zdobyła u mnie szczególniejszej sympatii. Ot, byli i zrobili swoje. Imion większości z nich już teraz nie pamiętam.
Generalnie, seria nie jest koszmarem, natomiast za bardzo się wlecze. Mnie klimat nie porwał i gdybym nie oglądała tego w towarzystwie, to chyba rzuciłabym w połowie. Taka po prostu zapchaj dziura, kiedy nie ma się pomysłu, co obejrzeć.
Ale wątek romantyczny to wyszedł serio niezgrabnie z tymi swoimi problemami. Nawet jak na nastolatków.
"Kościół zna jedyną drogę do zbawienia"
Nie bardzo podobało mi się rozplanowanie fabuły. Gdzieś tak w połowie poczułam się zaskoczona, że twórcy zdają się chcieć odejść od jakichś utartych schematów: kliknij: ukryte Galfa gwałci Marię (jak się okazuje potem — wcale jednak nie), Viv zostaje poważnie przebita włócznią archanioła Michała, a Bernard, całując czarownicę stopę, wyraźnie pokazuje, że zmienia swój stosunek do niej. Z tych trzech rzeczy tylko ta ostatnia została pociągnięta jakoś tym torem, którym się zapowiadała. Bardzo nie podobało mi się to zagranie, iż Maria straciła na jakiś czas swoje moce, by potem je odzyskać — wciąż nie przemawia do mnie, dlaczego tak miałoby się stać i wydało mi się to mocno naciąganym. Samo zakończenie jest zdecydowanie za słodkie i chociaż nie oczekiwałam żadnego dramatu (bo to nie taka seria), to jednak stężenie szczęścia i miłości było za duże. To, że przyjęto bohaterkę z otwartymi ramionami do wioski zostało zrealizowane na siłę i byleby tylko wątki dobrze się rozwiązały. Fakt, że Michał przemówił do ludu, oczyszczając Marię z jej postępków, jeszcze bardziej potęguje u mnie to wrażenie. Z ostatnich takich rzeczy, które mnie nieco męczyły, to postać Ezekiel. Nie chodzi tutaj o charakter, a raczej o cały jej wątek bycia posłańcem archanioła. Przecież to, jak ona bohaterki pilnowała, można było o kant czegoś rozbić. Dobrze, że sam Michał się tam dość szybko w tę sprawę wtrącił, bo to było naprawdę „typowo mangowe” zagranie, które robi po prostu widza w konia.
Poza jednak tym kwękaniem, to anime oglądało mi się bardzo dobrze. Odcinki szybko połykałam, nic się jakoś specjalnie nie dłużyło. Postaci z założenia pozytywne lubić się dało (chociaż osobiście stwierdzam, że zupełnie nie rozumiem po co wprowadzono kogoś takiego jak Priapos — przecież on tam w fabule nic nie zdziałał), a „tych złych” miejscami nawet też — nie byli tak do końca jednoznaczni. Muzyka lecąca w tle była przyjemna i pasowała do wydarzeń, a animacja, nawet jeśli miejscami dość mocno oszczędna, nie bolała. Bardzo podobał mi się androgeniczny design archanioła Michała i te jego puste oczy.
Generalnie rzecz ujmując, to pomimo tych negatywniejszych odczuć, które wypisałam powyżej, seria spełnia dobrze swoją powinność jako tytuł dostarczający rozrywki. Miejscami potrafiło zaskoczyć, szkoda więc, że nie pociągnięto tych pojedynczych nieprzewidywalności trochę bardziej.
Everybody, put your hands up!
Ogólnie rzecz biorąc, „Death Parade” było dla mnie przyjemną niespodzianką i cieszę się, że ekipa nie zepsuła dobrego pomysłu wyjściowego.
Takie bowiem odniosłam wrażenie.
Całość odczułam jako produkcję mocno przeciętną. Ani mnie to specjalnie nie wciągnęło, ani nie poruszyło.
Wiele elementów w tym tytule wydaje mi się średnio udanych, a jedyną sprawą, którą daje się jako tako usprawiedliwić, jest początkowa drętwota głównego bohatera. Relacje między dwójką protagonistów nie wypadły dla mnie przekonująco. Zbyt szybko zmieniło się nastawienie jednego do drugiego, zabrakło mi czasu na przedstawienie stopniowego rozwoju przywiązania (i nawet plot twist, którym można byłoby to próbować uzasadnić, mnie nie przekonuje). Prawdę mówiąc, samo rozplanowanie czasowe wydaje mi się najbardziej kulawą częścią tytułu. Otóż, z jednej strony, według mnie, przydałyby się tak z dwie godzinki na odpowiednią ekspozycję materiału. Spokojnie można byłoby rozwinąć, subtelnie poprowadzić i ładnie zakończyć fabułę (mówię zarówno o realistycznym budowaniu więzi między bohaterami, jak i wąteku Ryuu). Z drugiej strony natomiast, pierwsze pół godziny było w pewnych miejscach rozwleczone, jak gdyby twórcy nie mieli pomysłu, co mogą tam umieścić i chcieli zapełnić czas antenowy.
Nieszczególnie podobało mi się przejście, a raczej jego brak, pomiędzy zmianami atmosfery utworu. Nagła dhramatyczność w drugiej połowie filmu wywołała u mnie uśmiech zażenowania, a potem przerodziła się raczej w niesmak.
Grafika średnio w moim guście, za to spokojniejsze partie instrumentalne były dla ucha całkiem miłe.
Jak dla mnie, nic specjalnego. Można sobie obejrzeć, taki tam zapychacz na godzinkę, chociaż ja osobiście nikomu bym nie poleciła.
Popularnym być.
Już nawet nie wymagam, by postać się zmieniała, gdyby tylko było zabawnie. A żarty bawiły mnie chyba właśnie tylko w pierwszych odcinkach. Nie przeszkadzają mi żarty… niewybredne, jednak w tym wypadku jakoś mi nie podeszły.
Graficznie nie olśniewa, lecz także nie jest źle. Lubię kiedy postaci mają naturalne kolory włosów, to się jakoś ceni.
Czołówka była wpadająca w ucho, o.
Wleciało i pewnie szybko z głowy wyleci.
Bóg opuścił nie tylko ten świat, lecz także twórców.
Zaczynając od strony audiowizualnej.
Grafika wydaje mi się być dosyć dobra, jednakże nie podobał mi się sposób rysowania postaci, dlatego nie mogę w pełni powiedzieć, bym bardzo się nią cieszyła. Muzycznie jest raczej okej, ścieżka dźwiękowa jest nawet dosyć przyjemna. Ending mijał mi, bo mijał (a dosyć szybko stawał się wyczekiwany z powodu znudzenia), z kolei czołówka raczej mi do gustu nie przypadła. Mocno przeciętna, w stronę czegoś słabego.
Podobał mi się motyw przewodni, a może raczej – pomysły ogółem. Świat porzucony przez boga, pozorna nieśmiertelność rasy ludzkiej, grabarze, miasta pełne umarłych, kliknij: ukryte szkoły, które przetrzymywały niezwykle utalentowanych uczniów, utknięcie w pętli czasowej – to wszystko jest fajne, ciekawe i zachęcające.
Wszystko zepsuł sposób połączenia, prezentacja i rozwinięcie tychże wątków.
Nie udało mi się przyuważyć jakiejś szczególnie logicznej próby powiązania ich. Bardziej wygląda mi to na kwestię przypadku czy też po prostu zachcianki. Uczucie oglądania zapychaczy towarzyszyło mi praktycznie cały czas. Fabuła i niby obrany cel głównej bohaterki spada na dalszy plan. To tak jakby autor powymyślał ciekawe motywy i chciał je upchnąć w jedno dzieło, nie wiedząc trochę za bardzo jak tego dokonać.
Żeby jeszcze bohaterowie postępowali logicznie.
Albo chociaż byli sympatyczni.
Z tak bezsensownym zachowaniem postaci i tak chamskim wręcz sprowadzaniem bohaterów do marionetek fabuły dawno się nie spotkałam.
Przykłady?
kliknij: ukryte Co prawda, pół odcinka temu chciałem zabić xyz, bo mi tak jakby zabił żonę, ale co tam, chodźmy go uratować, odwidziało mi się.
albo
kliknij: ukryte - Nie możemy tam wejść. To miasto umarłych. Wam, grabarzom, groziłoby wielkie niebezpieczeństwo.
- Ale ja chcę tam wejść!
- Czy masz ku temu powód?
- Hm… w sumie to nie. Ale i tak chcę wejść!
- Okej. Wbijamy.
Ja czegoś takiego nie trawię. Uważam, że to robienie z widza kretyna. Takich nielogicznych zagrań można wynaleźć jeszcze trochę, jeśli nie sporo.
Charakterami bohaterowie także nie grzeszą. Nawet jeśli mogliby mieć jakieś prześwity czegoś nieco mniej jednowymiarowego, tak w rezultacie są jednak sprowadzani do płaskich ludzików, które drażnią.
Uważam, że ta seria jest wyjątkowym niewypałem. Zmarnowany ogromny potencjał, pchanie się w utarte schematy i braki logiki oraz robienie z widza idioty. Gdyby to jeszcze było jakoś interesująco przedstawione. Ja wierciłam się zanim jeszcze odcinek doszedł do połowy. I już wyczekiwałam piosenki końcowej.
Stanowczo odradzam.
Re: omg
Wydaje mi się, że ludzie wierzący mogą spokojnie do tego podejść, jeżeli nie są zanadto przeczuleni.
Me ciało stworzone jest z mieczy.
Podeszłam do tej produkcji dość podejrzliwie. Początek mnie wynudził, bo zawierał wydarzenia, które w serii tv już się znalazły, tylko w wersji przyspieszonej. Potem już się zrobiło ciekawiej i (dla mnie, osoby nie znające visual novel) mniej przewidywalnie.
Podobało mi się ukazanie bohaterów w innym świetle, części dano nieco więcej czasu do zaprezentowania się, niektórych z kolei zepchnięto na bok. Według mnie to akurat Saber wyszło tylko na dobre, nie miała nawet momentu, w którym by mnie choć trochę irytowała.
Pojedynki są świetnie zrealizowane (zdaniem lajka, który na sprawach techniczno‑graficznych się nie zna, a sporo błędów przemyka jej koło oczu), miło się na nie patrzyło.
Zgodzę się z tym, że charaktery, niektórych bohaterów wydają się być nieco zmienione, ale ja to odebrałam w naprawdę niewielkim stopniu. Do tego Shinji zrobił się nawet sensowniejszy także dla mnie, pomimo faktu, że w serii tv nie miałam mu dużo do zarzucenia, lubiłam go.
Czy oglądać? W sumie, z ciekawości można. Przed obejrzeniem tego filmu byłam tylko po serii telewizyjnej i raczej nie miałam problemu z odbiorem tejże ekranizacji. Zdarzało się parę scen, przez które w nieodpowiednich momentach zaczynałam się śmiać, ale ogółem film odebrałam bardzo pozytywnie. Te niecałe dwie godzinki można spokojnie poświęcić, oczywiście jeżeli było się przynajmniej po obejrzeniu Fate/Stay Night, bo jednak nie mam złudzeń, żebym nie miała problemów z ogarnięciem tego, co się dzieje na ekranie, bez wcześniejszego zapoznania się z realiami tegoż uniwersu.
Fejty/steje i inne najty
Anime jest nierównie nierówne, jednak jakby uprościć całą moją opinię o nim to nie żałuję czasu, który mu poświęciłam.
Osobiście zaskoczyły mnie te głosy, że Shirou jest beznadziejnym protagonistą. Fakt, wielu już było bohaterów, którzy jak głupi rzucają się by pomóc innym. Jednak w gruncie rzeczy, czy to źle? Tak, wiem, niekiedy takie zachowania zahaczają o zwyczajną głupotę, ale u tego rudzielca jakoś tego nie odczułam. Miał własny system wartości, całkiem nawet sensownie uwarunkowany.
Saber już mi bardziej zgrzytała. Lubię bohaterki, które nie są głupie, potrafią stłumić emocje i narzucają sobie własną, wewnętrzną dyscyplinę. Jej kreacja wypadła jednak dziwnie. Po pierwsze, jej faktyczna tożsamość. kliknij: ukryte Jej płeć strasznie tutaj zgrzytała! Pod tym względem twórcy są strasznie niekonsekwentni, raz zmieniając jej imię na Arturia, a potem jej syn zwraca się do niej per ojcze. Szlag mnie trafiał.
Dodatkowo jej zachowanie podczas chociażby kliknij: ukryte randki z Shirou mnie irytowało. Wiem, że ona skrywa jeszcze inne oblicze, bo jest kobietą, ale czegoś innego oczekiwałam po tego typu protagonistce.
Miałam obawy co do Tohsaki, a teraz wydaje mi się, że zaraz po Rider jest jedną z najlepiej wykreowanych postaci żeńskich. Nie jest głupio tsunderowata, jest zadziorna, ale wie kiedy nie przegiąć. Jednak czasem miałam wrażenie, że właśnie brakuje jej tego charakterku, za szybko okazywała łagodność. No i to strzelanie z palców było kijowe. A jej reakcja na wieść, że kliknij: ukryte Shirou chce zaprosić Saber na tę nieszczęsną randkę, była niezwykle sztuczna.
Gdzieś tam jeszcze walają się inni bohaterowie, mniej lub bardziej udani (w tej grupie akurat moim zdaniem przeważają mężczyźni, poboczne bohaterki potrafiły szybko zirytować). Archera, kliknij: ukryte Gilgamesza, Kotomine chciałabym zobaczyć więcej, chociaż kto wie, może gdyby występowali częściej szybciej miałabym ich dość.
Nie podobały mi się komediowe wstawki. kliknij: ukryte Randka Shirou z Saber jeszcze jako tako wypadła, nawet mnie rozśmieszyła w pewnych momentach, ale na litość boską te wstawki z Taigą były okropne i zupełnie mi nie pasowały.
Po przemyśleniu stwierdzam, że jakiegoś swoistego klimatu to tutaj nie ma. Były naprawdę dobre sceny, których jednak potencjału nie wykorzystano w pełni m.in. kliknij: ukryte ucieczka z zamku Ilyi czy walka z Gilgameszem, kiedy zarówno Saber jak i Shirou leżeli prawie martwi. Jestem zawiedziona, bo ogólne rozegranie tych sytuacji pozostawiało jednak nieco (czasem sporo) do życzenia.
Złościło mnie, że jakoby Saber miała być jednym z najlepszych sług, a co chwila nie była w pełni zdolna do walki, trzeba było ją nosić, ratować… Co to miało być?
Postacie są kanciaste, Shirou to już chyba najbardziej. Grafika nie jest mocną stroną tej serii. Za to muzyka wyraźnie nadrabia, próbując tworzyć namiastki klimatu. Za to zupełnie z innej bajki była druga czołówka, beznadziejna i niepasująca.
Ponarzekałam całkiem sporo, ale dalej podtrzymuję to, że dobrze mi się oglądało i nie żałuję czasu spędzonego na tę serię. Jest to nieco odmienna historia, mająca swoje założenia i one wypadają interesująco. Ci co ważniejsi bohaterowie mają swoje własne charaktery. Na ogólny plus zaliczam również zakończenie, z jednej strony najbardziej realistyczne i jednocześnie najbardziej pozytywne jakie mogłoby być. Ten lekko melancholijny nastrój zepsuła totalnie odmienna klimatycznie piosenka, którą musieli wcisnąć. Lepszy efekt pozostałby bez niej.
Search and kiss and destroooooy
W sumie pierwsze co mi przychodzi na myśl to ogromny przesyt. Każdy odcinek (poza tymi dwoma ostatnimi) męczył. Mnogość postaci, potencjalnych wątków, bogactwa przyjętej konwencji a z drugiej strony tylko 12 odcinków. Wszystko to co wypisałam widzowie dostali w szczątkowej ilości. Bohaterowie nie dostają czasu by dobrze ich ukazać, a tym, którym jednak nieco uwagi poświęcono wypadają dość nieciekawie. Tak naprawdę to żadnego nie poznajemy dostatecznie dobrze. Nie pokuszono się też o wyjaśnienia pewnych zjawisk. Pierwsze z brzegu – o co chodzi z tymi całymi królami. Tak, wiem, że są mangi i inne takie, ale naprawdę mnie to nie interesuje. Według mnie produkcja powinna bronić się sama, a ta tego nie robi, a przynajmniej nie w wystarczającym stopniu.
Fabułę bardzo ciężko jest mi ocenić. Niby większość spraw potem się jakoś nawet zgrabnie wyjaśnia, ale poprowadzenie historii pozostawia bardzo dużo do życzenia. W tej serii panuje ogromny chaos, o niedomówieniach nie mówiąc. Wcale by mnie to nie zdziwiło, gdyby ktoś porzucił K po paru odcinkach mając dość dziur w fabule. Ja też o mało nie straciłam cierpliwości.
Raziło mnie strasznie efekciarstwo. Do K wpakowano bardzo dużo elementów, które miały chyba zwabić jak najwięcej potencjalnych oglądających: ponętnych bishonenów, znanych seiyuu, cycatą Awashimę, biegającą nago Neko, podteksty o zabarwieniu yaoistycznym… Kolejny przesyt utrudniający oglądanie.
Muzyka bardzo przeciętna. Opening rozwalał mnie za każdym razem swoimi angielskimi wstawkami. Jak już przy językach obcych jestem, to… no, drażniło to uszy. Engrish niby nie jest mi obcy, ale gdy dołożyli do tego taką perfekcyjną wymowę niemieckiego to bardzo, bardzo nie chciało się tego słuchać.
Grafika raczej nie porywa. Moim zdaniem ten pomysł z eksperymentalną grafiką nie do końca wypalił. Czasem wyglądało to naprawdę przyjemnie dla oka, a czasem drażniło. Pomysł niezły, wykonanie już niekoniecznie. Szkoda pojedynków, że takie krótkie, dobrze, że przynajmniej efektowne.
Dwa ostatnie odcinki mi się podobały, drugą serię pewnie obejrzę, ale nie będę tej serii nikomu polecać. Zbyt dużo pogrzebanych nadziei i irytacji przeżyłam podczas seansu. Chociaż patrząc na komentarze widzę, że seria zdała test w pewnym stopniu i została w miarę przyjaźnie przyjęta przez widownię. A przynajmniej wypowiedzi napisane do teraz tak sugerują.
Re: jak można
Re: oczy mnie bolą
Osobiście lubię ten specyficzny, odmienny styl.
Re: oczy mnie bolą
A co dokładnie Ci się nie podobało? Mówiąc „najbrzydsza rzecz” odnosisz się do grafiki, konstrukcji historii czy może do całokształtu? Odrzuca Cię część techniczna czy może sama fabuła?
Re: Jedyny minus ~
Graj w grę - zachowuj się, jakby od tego zależało Twoje życie
Czemu o tym piszę? Chcę bowiem zacząć od największej (według mnie) wady Accel World. To, jak bohaterowie traktowali ową grę, budziło we mnie niepokój. Owszem, dawała ona możliwości niespotykane na co dzień, ale przekładanie nad grę życia „realnego” jest bardzo niezdrowe i świadczy o uzależnieniu. Tak, pamiętam o trochę innych realiach świata przedstawionego. Nie mniej jednak bardzo mi się to nie podobało. Aż się ucieszyłam, jak kliknij: ukryte Chiyu chciała dołączyć do gry, by pokazać chłopakom, że nie można rozrywki brać aż tak na poważnie. Tylko, że to wyszło jak wyszło.
Bohaterowie są… niedrażniący z dwoma zastrzeżeniami. Po pierwsze: Kuroyukihime. Na samym początku miałam wrażenie, że ona jest tylko fałszywą aktoreczką, żerującą na naiwności Haru. W sumie żałuję, że się myliłam. Ta bohaterka jest splotem kilku cech, które jednak nie łączą się w sensowną, wiarygodną całość. Bardzo mnie irytowała.
Po drugie: główny zły. Może nie tyle mnie denerwował (w sumie to był mi obojętny), co wypadł… żałośnie? Za mało charyzmy miał w sobie, bym zmieniła o nim zdanie.
Do grafiki nie mam zastrzeżeń, była całkiem ładna.
Muzyki nie jestem w stanie sobie teraz zbytnio przypomnieć, co raczej świadczy na jej niekorzyść. Z piosenek otwierających oraz zamykających odcinek jako tako wypadł jeszcze pierwszy opening. O reszcie mam bardzo niepochlebne zdanie.
Tego anime nie oglądało się źle, ale pozostaje po nim niesmak. Generalnie, podsumowuję tę serię jako typowo efekciarską i niezbyt wymagającą… Z lekka gimbusiarską? Patrząc na bohaterów i ich zachowanie, to chyba całkiem trafne podsumowanie moich odczuć.
Re: Istotne, zdaje się, obsewacja.
Według mnie za mało tutaj podobieństw, chociaż pewnie jakieś (nieco na siłę szukane) się znajdą. Poza chaotycznym układem odcinków te dwie serie traktują o czymś zupełnie innym, akcja dzieje się w odmiennych światach, a i założenia również są odmienne.