x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w
polityce prywatności.
Re: Istotne, zdaje się, obsewacja.
Re: angielski
Re: angielski
„Search and kiss and destroy!”
Perypetie chóru i czasem klubu badmintona
Grafika stoi na przyzwoitym poziomie, chociaż w sumie tutaj też nic na większy plus. Zawiodłam się na muzyce, bo choć anime skupia się na działalności chóru, to utwory nie są ładne. Są bardzo takie sobie. W sumie to chyba nawet wolałam, żeby nie śpiewali, ich występy nie przypadły mi do gustu.
Czy polecić? Chyba nie. Ktoś złakniony okruchów życia swoje dostanie, ale ta produkcja nie ma w sobie nic specjalnego, co by ją wyróżniało na tle innych. Nijakie.
Re: Czy mnie oczy nie mylą?
Tak naprawdę to trochę ciężko dobrze ocenić bohaterów po dwóch odcinkach ;) Chociaż to, co na razie nam zaprezentowano uważam za niezbyt interesujące.
Kapłanki i ich boskie rydwany
Pierwszą połowę oglądało mi się źle. Wciągnęłam się po mniej więcej 10‑11 odcinku, a to trochę nie najlepiej. Kiedy bohaterki trzymają się razem, to jeszcze się uzupełniają, ale większość z nich nie można nazwać interesującymi. Z osobna są wyjątkowo nieciekawe (do wyjątków mogę zaliczyć Paraiettę, Nevril oraz po części Morinas). Wciąż nie potrafię zrozumieć, jak ktoś tak niepoważny jak Floe został kapłanką.
Raczej nie zwracam większej uwagi na seiyuu, ale tutaj gra aktorska w dwóch przypadkach mi się nie podobała. Bardzo sztywno wypadła Vyura (czy jak jej tam było) oraz niewiele lepiej Aeru. Beznamiętnie, bezosobowo, sztucznie.
Pomysł na świat był ciekawy. Przyczepię się tylko do jednego elementu – mężczyzn. Kobiece głosy mogli odpuścić, starczyły te niezbyt męskie sylwetki. A już prawie krew mi się z uszu polała, gdy usłyszałam kliknij: ukryte jak Floe po przemianie szczebiocze tym swoim głosikiem.
Grafika mi się nie podobała. Straszyły zniekształcone twarze w kolejnych scenach. Razi też oszczędność, a postacie najładniej wyglądają jak poruszają tylko ustami lub widać jedynie ich twarze. Za to simoun wyglądały dobrze.
Muzyka jest raczej okej. Chociaż nuży słuchanie przez 26 odcinków tego samego openingu i endingu. Ścieżka dźwiękowa była przyjemna dla uszu.
Nie umiałabym tego anime z czystym sumieniem polecić. Chociaż z pewnością ciekawe, ma sporo błędów, które psują seans. Dla kogoś kto chce zobaczyć inny pomysł na shoujo‑ai – będzie dobrą propozycją. Jednak czy dla kogoś jeszcze, to nie jestem pewna.
Bóstwo nieszczęścia Vs Cyc... Ichiko!
Pierwsze odcinki zapowiadały całkiem solidną rozrywkę z szalonym humorem. Po jakimś czasie seria zamieniła się w coś bardziej bliższe… nietypowym okruchom życia. Niestety, jako komedia się nie sprawdza – im dalej, tym coraz więcej schematycznego i nieśmiesznego humoru. A już dnem był dla mnie kliknij: ukryte toaletowy bóg. Nie ma nawet, co tego komentować.
Bohaterowie wydają się być raczej w porządku, szkoda tylko, że nie wykorzystano ich lepiej. Tak to giną w natłoku fabuły bez sensu i nudnych żartów.
Grafika średnia, nic na większy plus czy minus.
Opening jest świetnym przykładem na to, że wstawianie angielskich zwrotów do piosenki nie czyni jej „cool”. „One way, two way, three way…” -> kto to pisał?
Ending mi się podobał, chociaż wokal przy pierwszym usłyszeniu nie zrobił na mnie dobrego wrażenia. Nieźle jest też tutaj pod względem wizualnym.
Czy coś jeszcze… pochwalę seiyuu, która grała Ichiko. Idealnie pasuje.
To chyba tyle. W zależności od poczucia humoru widza, może się on bawić dobrze lub też nieźle się wynudzić. Szkoda, że należałam do drugiej grupy. Raczej nie polecam.
Cóż, czytam sobie opinie i rozumiem, że tylko mnie nie podoba się grafika w tym anime? ^^' Projekty postaci jeszcze ujdą, ale rozwiązania kolorystyczne wyjątkowo nie na moją głowę… Pozostaje tylko mieć nadzieje, że w innym aspektach to nadrobią.
Nie takie znowu udane podbijanie Japonii
Zdarzały się żarty ecchi, czasem zupełnie nie na miejscu.
Ostatnie odcinki mnie zawiodły. Tam nastąpił szczyt irytujących zachowań Nobuny, główny zły wypadł żałośnie, a całość wiadomo jak się skończy. Osobiście nienawidzę zagrań kliknij: ukryte niby uśmiercania postaci, gdzie potem okazuje się, że to była sprytna sztuczka i nikt nie zginął. Nie wiem, czy ktoś się dał na to złapać.
Grafika stoi na dobrym poziomie, większość dziewczyn jest ładna, pojedynki wypadają całkiem nieźle. Muzycznie tak sobie. Opening i ending to zupełnie nic specjalnego, lepiej wypada muzyka towarzysząca wydarzeniom.
Rzecz raczej dla facetów, bo głównie od nich czytam pozytywne opinie. Ja liczyłam na coś więcej.
I see moe, I see moe everywhere!
Ot takie perypetie klubu muzycznego, który wsuwa ciastka i leniuchuje zamiast ćwiczyć. Od wielkiego huku coś faktycznie zagrają. W sumie nie ogląda się tego tak źle, a nawet z pewną doza przyjemności. Czwórka głównych bohaterek jest bardzo sympatyczna, każdą da się polubić na swój sposób. Gorzej było od pojawienia się Azusy, która od pierwszych chwil mi nie przypasowała. W sumie uważam ją za zbędną, nie wnosiła nic interesującego, a wręcz przeciwnie, irytowała.
Grafika jest bardzo ładna, dopracowana i przyjemnie się na nią patrzy. Jeśli chodzi o oprawę dźwiękową, czyli teoretycznie najważniejszy element -> przeciętna z lekkimi wskazaniami na niezłą. Openingu i endingu słucha się nawet nieźle, chociaż tekst tego drugiego jest zupełnie bezsensu (chyba, że to tłumaczenie, z którym się spotkałam, kulało). Piosenki, które dziewczynom zdarza się śpiewać, szybko wylatują z głowy. Jeśli chodzi o sam podkład muzyczny, to jakiś był, odniosłam nawet wrażenie, że ładny, ale w tej chwili nie potrafię sobie nic przypomnieć.
Dla kogo K‑on!? Z pewnością nie dla kogoś, kto nastawia się na faktycznie muzyczne anime, ale to chyba wiedzą prawie wszyscy, którzy jakąkolwiek styczność z tym tytułem mieli. Bardziej polecałabym tę pozycję osobom, które szukają czegoś niewymagającego, uroczego i beztroskiego. Nu, fanom moe także. Oni powinni być usatysfakcjonowani.
Myju, myju z Rzymianami
Seria jest krótka, a mimo to świetnie spełnia swoją rolę – idzie się przy niej nieźle pośmiać. Lucjusz na zmianę zachwycony i zdołowany, przy okazji próbując porozumieć się z Japończykami, wypada na prawdę komicznie. Nawet dziwna grafika nie przeszkadza, a wręcz przeciwnie, idealnie pasuje do tego klimatu.
Nie jest to długie, a ubawić się można po pachy. Według mnie bardzo udany eksperyment.
Absurd kontrolowany
Anime składa się z kilku odrębnych historyjek, trwających po jeden lub dwa odcinki. Łączą je czasem drugoplanowi bohaterowie, ale każdy wątek można potraktować zupełnie osobno i nie ma znaczenia, w jakiej kolejności się je ogląda. Już w pierwszej opowiastce (odcinki 1‑2) z ekranu wylewa się absurd, ale wcale niegłupi. O dziwo, większość zaprezentowanych w anime szaleństw jako tako trzyma się kupy. Niestety poziom odcinków już nie zawsze jest równy. Niespecjalnie podobały mi się te o kliknij: ukryte sondach oraz zapętlaniu czasu. Ten pierwszy nie był dla mnie ciekawy, a jeśli chodzi o drugi, to wysiadałam już kliknij: ukryte oglądając po raz setny te same wydarzenia. Tak, ja wiem, że na tym wszystko miało polegać, ale walczyłam ze sobą, by nie wyłączyć odcinka. Pozostałe historie trzymały całkiem niezły poziom.
Główna, bezimienna właściwie (bo jej imię w anime nie padło nigdy) bohaterka wcale nie jest głupiutka, jak mógłby sugerować jej wygląd. To inteligentna, obdarzona charakterem oraz własnym zdaniem dziewczyna, która choć miła, nie odmawia sobie złośliwego komentowania rzeczywistości. Jej kreacja wypada przekonująco i chwała za to twórcom.
Innym ważnym elementem świata są wróżki. Małe, wiecznie uśmiechnięte pyrtki, żywiące się jedynie słodyczami, których, pomimo swoich ogromnych umiejętności, nie są w stanie wytworzyć. Są to stworki dość specyficzne i mogą, niektórych widzów drażnić. Osobiście uznałam je za urocze i bardzo polubiłam. A pesymistyczne zdania, które padają z uśmiechniętego pyszczka takiej wróżki, wypowiedziane jeszcze przesłodkim głosem, dawały sporo okazji do śmiechu.
Ciężko mi wyrazić swoje zdanie na temat grafiki, bo choć razi kolorystyką, nie wyobrażam sobie innej dla tego anime. Idealnie wpasowuje się w konwencję. Podobnie jest z ładną ścieżką dźwiękową. O openingu nie mam zdania, chociaż może trochę za bardzo straszy widza tą chordą wróżek. Już nie wspomnę o scenie, gdzie wróżki tańczą w ciemnym pokoju, a główna bohaterka siedząc na łóżku kiwa się w rytm muzyki. To wygląda wręcz… psychicznie.
Ending za to wyjątkowo przypadł mi do gustu. Ładnie skomponowany, ciekawa animacja i przyjemna piosenka.
To anime z pewnością nie jest dla każdego. Niektórych odrzuci pewnie niezliczona ilość absurdów, które jednak po nie tak głębokiej analizie, wydają się całkiem niezłym odzwierciedleniem naszego życia. Czasem jest wyśmiewane, a czasem uderzają w nas z nie tak wcale wesołą prawdą. Interesujące. Myślę, że w sumie każdy może spróbować się z Jinrui wa Suitai Shimashita zapoznać i sam stwierdzi, czy trawi taki rodzaj satyry.
Arcana niewykorzystanych szans
W sumie mogłam sobie oszczędzić czasu i nerwów, ale nie lubię serii porzucać, więc brnęłam do końca.
To jest idealny przykład serii skopanej, przewidywalnej i zrobionej na odczep się. Lenistwo twórców widać na każdym kroku. Zacznę od oprawy audio‑wizualnej. Pozwolę sobie pominąć muzyce towarzyszącą wydarzeniom, ale nic mi się, w tej chwili, nie przypomina. O ile jeszcze muzycznie opening i ending dają radę, to graficznie już niekoniecznie. Zwłaszcza animacja towarzysząca napisom końcowym. Mamy tutaj trzy obrazki na krzyż poddane różnym animacjom i sceny z odcinka, który się właśnie zakończył. Rysunki, co prawda ładne, ale czy one przypadkiem nie pochodzą z gry, a nie spod rąk twórców adaptacji?
Jeżeli chodzi o grafikę ogółem – nie jest z nią dobrze. Postacie podczas wielu scen potrafią stać jak kołki i poruszać jedynie ustami. Twarze, w co niektórych ujęciach, były nieprzyjemnie zniekształcone i patrzenie na taką mordkę mogło trwać różnie, zależnie od długości sceny. Pamiętam, że w małe zastanowienie wprawiły mnie z początku dziurki w uszach, bo nie byłam pewna, czy oni czegoś w nich nie mają. Sami panowie, jeżeli nie byli akurat zniekształceni, wyglądali poprawnie, ale bez większych szaleństw. O kalkach z innych produkcji chyba wspominać nie ma sensu.
No, ale skoro już dotarłam do bohaterów to przy nich zostanę.
Chciałabym powiedzieć coś dobrego o głównej heroinie, ale nie mogę. W pewnej chwili do głowy wpadła mi myśl, że może jest na coś chora. Szkoda, bo jej wygląd zwiastował kogoś z charakterem.
No to może bishe dają radę. I tak, i nie. Dwaj panowie wchodzący w skład głównej trójki postaci, czyli Liberta i Nova, to swoje przeciwności. Jeden nadpobudliwy, drugi poważny. Ze skrajności w skrajność. Liberta to typ bardzo żywy, głośny i niezbyt bystry. Całą swoją osobą wywoływał u mnie ból głowy. Był niezmiernie irytujący. Gdybym miała za zadanie wskazać kogo bardziej z tego duetu lubię, wskazałabym na Novę, ale do lubienia go jest nieco daleko. Po jakimś czasie on również zaczął działać mi na nerwy, a jego thragiczna historia była jeszcze gorsza, od tej, którą miał jego rywal. Czyli podsumowując, główne trio (dwaj panowie + heroina) wypadli wręcz… beznadziejnie.
But, how lovely, trio poboczne już dało się lubić. Jednak (i to liczę jako kolejny minus) za dużo powiedzieć o nich nie jestem w stanie. Powód oczywisty, właściwego czasu antenowego praktycznie nie dostali. Bardziej funkcjonują jako tło, a szkoda, bo każdy wydał mi się na swój sposób ciekawy i sympatyczny, chociaż, niektóre zachowania Luki mnie irytowały.
Jeszcze gdzieś tam migają Jolly, Dante oraz rodzice Felicity. Ten pierwszy to taki wszechwiedzący typ, śmiejący się pod nosem i zgrywający cwaniaka. Niezbyt go polubiłam, rola „nie tak znowu w pełni dobrego” wyszła dość nędznie. Dante na szczęście wypadł neutralnie. I tylko on w tym zestawieniu, bo rodziców Felicity nie polubiłam, a w szczególności matki. Bardzo niesympatyczny ojciec oraz jego idealna żona. Hm, ta…
A co z fabułą? Ohoho… oszczędzę sobie tych mąk, mamy tutaj po prostu stos historyjek z codziennego życia doprawionych czasem thragedią Novy bądź Liberty. Niby ostatnie odcinki próbują coś na kształt fabuły utworzyć, ale albo zabrakło czasu, by to odpowiednio przedstawić, albo już w pierwowzorze ten wątek kulał. Ostatni epizod był przewidywalną katastrofą, przez który poleciała o jedna ocena niżej. Tylko błagam, niech nie będzie drugiej serii. Niby być nie powinno, ale kto wie, co twórcy wymyślą…
Głównym problemem Arcany Famigli jest brak czasu na rozwinięcie czegokolwiek, nadmiar oklepanych schematów przy wielu aspektach, a przede wszystkim niedbalstwo ze strony twórców. Gra zbiera dobre recenzje, więc można tylko zgadywać, czy już sam materiał był od początku skopany, czy to twórcy spaprali robotę. Ale nawet z nie najlepszym pierwowzorem da się zrobić coś dobrego.
Re: po dziesiątym ep.
Re: po dziesiątym ep.
Dobrze, że tego nie oglądam i nie wiem, o co chodzi, ale jednak…
Re: :x
Ale lepiej skończmy tę dyskusję tutaj i przenieśmy się gdzie indziej, ponieważ robimy tutaj off‑top.
Re: :x
Re: :x
Re: :x
Re: :x
Re: w00t?
No, ale nigdy nie ma pewności…
Re: To nie jest dobra recenzja
W recenzji powinien znaleźć się nie tylko opis, ale też ustalenie, czy z historią warto/nie warto się zapoznać. Wcale nie ma z założenia zachęcać.
Re: Zakończenie