Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Forum Kotatsu

Komentarze

Yumi

  • Avatar
    Yumi 16.12.2015 12:19
    Re: Tak dużo uczuciów
    Komentarz do recenzji "Free! Eternal Summer"
    Bardzo mi miło, że komuś chciało się to czytać i docenił! ^^ Ale celowo napisałam komentarz, nie recenzję – chodziło mi o odskocznię od sztywniejszej formy, jaką jest recenzja. Mogę sobie pozwolić na wyrażonka i swobodne skakanie po tematach, jakie nigdy nie przeszłyby w recenzji, nie mówiąc już o poziomie argumentacji (są świetni, bo ich wielbię!). Obawiam się, że ta recenzja byłaby zbyt skrajnie subiektywna, raczej ołtarzyk niż wartościowy tekst opiniotwórczy.
  • Avatar
    A
    Yumi 14.12.2015 22:50
    Tak dużo uczuciów
    Komentarz do recenzji "Free! Eternal Summer"
    Dawno nie pisałam żadnych komciów po obejrzeniu serii, aż mi zaczęło tego brakować. Skończyłam oglądać to anime jakieś 1,5 roku po rozpoczęciu i po emisji pierwszego odcinka. Dlaczego tyle mi to zajęło? Tak rozciągnięty czas oglądania zdarza mi się albo w przypadku serii bardzo kiepskich, albo nie tylko bardzo dobrych, ale tych „moich”, specjalnych. I to jest oczywiście ten drugi przypadek. Bo wiem, że kiedy bym do tego nie wróciła, to będę doskonale pamiętać na czym skończyłam nawet po kilku miesiącach, że mnie nigdy nie rozczaruje i niezawodnie poprawi nastrój. Jest tego tak niewiele, a pierwszy raz coś obejrzeć można… no cóż, tylko raz, to jednak zawsze inaczej powtarzać, więc czemu by sobie nie dawkować? Zależnie od czasu, chęci, i tego czy przychodzi ten specjalny nastrój. I tak właśnie dopiero dzisiaj poczułam, że to czas aby obejrzeć cztery ostatnie odcinki, że jest nastrój i wszystko jak trzeba.

    Free! od pierwszego odcinka pierwszego sezonu, nawet od zapowiedzi było dla mnie czymś specjalnym i magicznym, od razu to wiedziałam. KyoAni po prostu wiedziało, co robi. Uwielbiam takie serie, w których widać, że twórcy dokładnie wiedzą, co robią, co chcą osiągnąć i gdzie przemyślana jest prawie każda scena. Oczywiście, jestem fanką yaoi, nie jakąś ortodoksyjną, ale wystarczająco obeznaną, by dostrzec wszystko, co trzeba. Uwielbiam to anime właśnie za to, że nie będąc yaoi ani nawet shounen­‑ai w żaden sposób, tak idealnie trafia w gusty fanek tego gatunku. A przy tym innych osób, nieprzepadających za tym (jeśli tylko pozbędą się uprzedzeń) – chociaż nie ukrywajmy, jednak głównie żeńskich odbiorców. To anime dostarcza tyle radości, jeśli patrzeć na nie z przymrużeniem oka! Nawet nie wiem od czego zacząć.

    Kiedyś doszłyśmy z koleżanką do wniosku, że to anime (jak ogry i cebula) ma warstwy. Pierwsza jest taka, że mamy te oczywiste podteksty yaoi („Będziesz pływał dla mnie!”), druga to oczywiście mokre bisze, te wszystkie muskuły, sama obecność Gou – ona jest uwielbiana przeze mnie nie mniej niż męska część obsady – fanki umięśnionych facetów. A trzecia jest już mniej oczywista, bo to jest mnóstwo drobnych rzeczy, znaków, sygnałów, które zauważy ktoś bardziej wyczulony, obeznany z tematem albo po prostu spostrzegawczy. Głównie z podtekstami w stronę shounen­‑ai, ale nie tylko. Na zasadzie że Haru rumieni się, kiedy pije wodę (bo przecież ją kocha). Albo kiedy Rei i Nagisa pojawiają się po chwili nieobecności, a kiedy pada pytanie, gdzie byli, cośtam odpowiadają, ale rzucają sobie takie szybkie ukradkowe spojrzenie. Albo przypisanie do panów różnych zwierzątek – to zauważył każdy, ale oni się tych motywów bardzo potem trzymają, mają przedmioty z nimi w swoim otoczeniu. Rin ma na czepku napis „shark”! Postarano się też przy projektowaniu sypialni każdego bohatera, od razu widać która jest czyja. Trudno mi teraz powyszczególniać więcej, ale było tego naprawdę mnóstwo. Wystarczy przejrzeć internety. Niektóre fanki uznały, że po prostu shippować bohaterów, kiedy całość podana jest w taki sposób (trochę jakby twórcy sami ich shippowali, prawda?) to za proste i nudy, więc skupiły się na odnajdywaniu takich właśnie szczególików. Ja też to uwielbiam, dlatego bardzo bardzo się raduje moje serduszko, kiedy widzę anime, w którym twórcy przygotowali coś takiego. Przecież o wiele łatwiej byłoby po prostu zapodać sceny „przypadkowego” wpadania na siebie i lądowania w dwuznacznej pozycji, prawda?

    Już nie wspomnę o endingu tego sezonu. Splash Free! z pierwszej serii na zawsze pozostanie w moim sercu, jest boską piosenką i grafika była w nim cudna, ah te pustynne klimaty (o, przypomniał mi się jeden ze smaczków! Pewnie wiele osób w końcu dowiedziało się o/zauważyło że właśnie w tym endingu chłopcy tańczą w klubie BDSM, ale kto dostrzegł szkielet delfina na pustyni?). Pod względem graficznym jednak ending drugiego sezonu bije na głowę pierwszy. Ten, kto to wymyślał musiał mieć przednią zabawę, naprawdę. Haru jako syrenka (tryton?) jest bezbłędny, chociaż mnie i tak najbardziej spodobał się Rin jako policjant. Działa na wyobraźnię, i to bardzo. Jasne, ja wiem że od tego, jak dobrze oni to zrobią pod kątem „hype'u” piszczących fanek, zależy ile pieniążków potem dostaną i to leży w ich interesie, żeby jak najbardziej się spodobało. Ale to jest po prostu dobre, przemyślane a nie robione po łebkach i schematach.

    Jest też aspekt najważniejszy w tej serii. Dorastanie, dojrzewanie, wybór własnej ścieżki. Pięknie i zgrabnie opowiedziane. Dobrze przepleciono te radosne, kfikogenne momenty z poważniejszymi. Naprawdę doskonale odwzorowano emocje bohaterów, w tych poważnych chwilach atmosferę można było kroić nożem. No i co bardzo ważne, bohaterowie do końca trzymają się swoich charakterów i pozostają sobą. Nie ma żadnych dziwnych akcji w celu dodania dramatyzmu – to znaczy ten dramatyzm jest, ale wszystko w trzyma się kupy i nikt nie wychodzi z roli, że tak się wyrażę. Podoba mi się, jakie ścieżki kariery wybrali nasi pływacy i w jaki sposób do tego doszli. Wydaje mi się, że bardzo fajnie to wyszło, bez zbyt dużej ilości cukru. Realistycznie całkiem. I jak koniec końców dojrzale potrafili podejść do rozstania. Podobnie jak to, że naprawdę zdrowo i wręcz niejapońsko, przedstawiona została rywalizacja. Rozumiem też teraz, dlaczego powstał drugi sezon i dlaczego nie będzie trzeciego. Zakończono w naprawdę ładnym momencie. Chociaż nie powiem, dodatkowym, niedługim odcinkiem „10 lat później” bym nie pogardziła. Acz właśnie zobaczyłam, że wyszła jakaś kinówka dopiero co w grudniu, tyle że po plakatach sądząc, raczej dzieje się to 10 lat wcześniej… Będzie trzeba podejrzeć. Wracając jednak do meritum. Fabuła bez żenady i podciągania zasługuje na całkiem wysoką ocenę, bo wybroniła się doskonale i ominęła wiele pułapek, a trochę ich było. Dramatyzm kiedy był, był zupełnie uzasadniony (a nie tani i łzawy, czego nie znoszę!) – ładnie do podsumowała Ama­‑sensei w rozmowie z dyrekcją. Nastolatkowie miewają różne dziwne nastroje i zachowania, więc lepiej pozostawić ich samych sobie i tylko obserwować, co z tego wyniknie – chyba że zrobi się naprawdę źle. A decydowanie o swojej przyszłości w tak młodym wieku prawie zawsze jest problematyczne, często też stresujące i bolesne. Dlatego nie uważam zachowania Haru czy jego przyjaciół w reakcji na to za przesadzone. Z drugiej strony – żarty, sytuacje komiczne też stały na wysokim poziomie. Ogólnie żadnemu elementowi fabuły nie potrafię nic zarzucić.

    A bohaterowie są cudowni i już, bo ja tak mówię. Uwielbiam właściwie wszystkich. Najbardziej Rina po tym, jak ogarnął już swoją dramę i wyzwolona została cała jego puchatość! No, może Nitoriego i Sousuke troszkę mniej. Ale dla mnie oni wszyscy są tacy żywi, realni i bliscy, naprawdę się przejmowałam i wczuwałam w ich losy. Uwielbiam też to, że oprócz sugestii pairingów męsko­‑męskich, są też podteksty odnośnie pairingów hetero. I żałuję, że w tym sezonie tak mało tego było odnośnie Amy i trenera. Zaś Gou, mimo pojawienie się młodszego, nadal shippuję tylko z Mikoshibą seniorem! Szkoda, że w żadnym wypadku nic nie jest powiedziane wprost.

    Słowem podsumowania… I ta, i poprzednia seria dostają ode mnie dyszkę, w pełni zasłużoną. Są inne, różne, ale dla mnie stanowią nierozerwalną całość, bo świetnie się uzupełniają. Free! ma boskich bohaterów, będący miodem dla oczu fanserwis, mnóstwo smaczków powodujących czystą radość oglądania, a – chociaż nie wspomniałam o tym bo to się rozumie samo przez się – grafika jest naprawdę przepiękna. KyoAni pokazało tutaj klasę samą w sobie, bo naprawdę rzadko kiedy tak doskonale, bez żadnych zgrzytów, bawię się przy anime.
  • Avatar
    Yumi 9.06.2015 13:35
    Re: Pochwała Głupoty
    Komentarz do recenzji "Clannad After Story"
    Rozumiem i dziękuję za tak rozbudowaną wypowiedź :)

    Jeśli chodzi o przypadek Agaty Mróz i film – ja się nie interesuję jakoś bardzo tą sprawą, po prostu go widziałam (całkiem przypadkiem w sumie) i od razu mi się nasunęło. Nie wnikam w powody, dlaczego jej mąż/rodzina czy ktokolwiek inny sprzedał prawa (chociaż potrafię zrozumieć że być może niektórzy chcieli, żeby historia została opowiedziana i zapamiętana, ludzie naprawdę różnie radzą sobie ze stratą i nie mi to osądzać) bo to nie moja sprawa. Dramat z kontekstem ideologicznym? Ale przecież ona zadecydowała tak, jak mówi ideologia pro­‑life i nikt nie musi na siłę wciskać jej tego wizerunku. Sprawa stała się głośna bo po pierwsze, dziewczyna była już znana, a po drugie… Dla organizacji, osób o takich poglądach jej przypadek stał się wzorem do naśladowania i trudno kogokolwiek za to winić.

    Jeśli chodzi o Twoje poglądy ogólnie, to nie ma sensu żebym cokolwiek kontrowała bo to nie miejsce na coś takiego, ale przynajmniej mam teraz jasny, spójny obraz, no i rozumiem powód aż tak intensywnej krytyki.

    Jeśli chodzi o Clannad sam w sobie, to widziałam go lata temu i fakt, dość łatwo się wzruszam, a wtedy to już w ogóle, dlatego drugi sezon mi się podobał. Obejrzenie całkiem niedawno Kanona wskazuje na to, że trochę mi się dorosło i pewnie teraz inaczej bym na to zareagowała. I tak, sama też nie znoszę dziecinnych panienek w stylu Nagisy (to akurat miałam zawsze). Nie podchodzę jednak do tematu tak radykalnie, bo dla mnie cała seria jest zbyt mocno oderwana od rzeczywistości, żeby brać ją na poważnie. Po prostu nie przyrównuję tego wszystkiego do rzeczywistości i może dlatego nie przeszkadza mi na przykład dziecinność Nagisy i fakt, że ktoś taki jest w ciąży. Zgadza się, w prawdziwym życiu byłoby to straszne, ale na szczęście to tylko anime.
  • Avatar
    Yumi 8.06.2015 11:05
    Re: Pochwała Głupoty
    Komentarz do recenzji "Clannad After Story"
    A mnie właśnie bardzo interesuje Twoje zdanie – no bo dlaczego, wytłumacz mi, kobieta nie może sama zadecydować? Prawdą jest, że widziałam dawno temu Clannad, ale zapamiętałam to tak, że ona wyraźnie chciała tego dziecka, nawet wiedząc że może to kosztować życie. Nie było tak, że MUSIAŁA je urodzić bo no nie wiem, nikt jej aborcji nie zrobi.
    Ja generalnie nie uważam, że kobieta powinna oddać życie za dziecko i zawsze popierałam aborcję, zwłaszcza w tym kontekście. Ale dlaczego przechodzić ze skrajności w skrajność? Jeśli jest świadoma zagrożenia i bardziej jej zależy na dziecku, to co w tym, na bogów, złego? Wiem że to trochę już odbiega od treści Twojego komentarza, ale na podstawie wszystkiego, co pisałaś w temacie, odniosłam wrażenie, że takie masz poglądy.
  • Avatar
    Yumi 5.06.2015 12:12
    Re: Pochwała Głupoty
    Komentarz do recenzji "Clannad After Story"
    Jestem bardzo ciekawa, czy słyszałaś o Agacie Mróz i widziałaś film Nad życie, a jeśli tak jak to oceniasz. Bardzo.

    Poza tym srsly, czepiać się o realizm dotyczący choroby Nagisy i wszystkiego z tym związanego w Clannadzie, to jak czepiać się kompletnego braku realizmu/anatomii/fizjologii/wszystkiego w hentaiach. Tym, którzy tego typu rzeczy lubią i czytują to i tak nie przeszkadza (wręcz przeciwnie powiedziałabym), a osoby które mają z tym problem nie czytują.
  • Avatar
    Yumi 11.01.2015 21:00
    Re: klasyfikacja
    Komentarz do recenzji "Oruchuban Ebichu"
    No cóż, jeśli ktoś nie czyta opisu anime, nie patrzy na gatunki, wyróżniki itp to może być tylko sam sobie winien, prawda? A ja nadal nie widzę podstaw żeby kwalifikować Ebichu do hentai, o co rozbija się od początku cała seria. I po tym, co piszesz mam wrażenie, że Ty też jednak nie. Więc sądzę, że dobrze byłoby ją w tym miejscu zakończyć :)
  • Avatar
    Yumi 10.01.2015 16:51
    Re: klasyfikacja
    Komentarz do recenzji "Oruchuban Ebichu"
    Kreska nie jest decydująca kiedy przyporządkowujemy anime do danego gatunku, zresztą sama napisałaś, że jest ona raczej „dziecinna”. Wrażenia z seansu też niestety nie :P Więc chyba nie ma o czym mówić jeśli chodzi o zmianę gatunków czy wyróżników – zresztą to już moje osobiste zdanie, ale ecchi też pasuje średnio. Tu nie chodzi o podziwianie biustów czy pantyshoty…
  • Avatar
    Yumi 8.01.2015 22:26
    Re: klasyfikacja
    Komentarz do recenzji "Oruchuban Ebichu"
    Specjalnie obejrzałam wspomniany przez Ciebie pierwszy odcinek i do głowy nie przyszłoby mi nazwać tego hentaiem… Owszem, widziałam już jakiś czas temu całą serię i fakt, że pojawiają się tam czasem jakieś bardziej szczegółowe rysunki organów płciowych, ale są rysowane dość karykaturalnie i mimo wszystko rzadko. W pierwszym odcinku nie występuje coś takiego ani razu. A że uprawiają seks? Mój boże, to się zdarza nawet w shoujo, wystarczy poczytać taką Mayu Shinjo albo josei ze średniej półki. Różnica tylko taka, że tutaj to jest karykaturalne, prześmiewcze i dość bezpośrednie, a tam bardzo tru, łzawe, emocjonalne i w ogóle.
  • Avatar
    Yumi 1.10.2014 00:14
    Komentarz do recenzji "Code Geass: Lelouch of the Rebellion R2"
    Tak czy siak, Death Note był pierwszy, bo manga wydawana od 2006 roku, a anime Code Geass od 2008…
  • Avatar
    Yumi 30.09.2013 21:14
    Re: Zawiodłam się... Głównie na recenzji.
    Komentarz do recenzji "Inu to Hasami wa Tsukaiyou"
    Nie rozumiem jednego – na jakiej podstawie stwierdzasz, że ocena „poniżej 3 zejść nie powinna”? W jaki sposób stwierdzasz, że „5 to za dużo”, a „1 to za mało”? Posiadasz jakiś miernik anime, który bierze pod uwagę gatunki, wyróżniki, rok powstania anime, ilość jego odcinków i mnóstwo innych parametrów, po czym uśrednia ocenę w stosunku do wszystkich innych tytułów? Bo wypowiadasz się z tak niezachwianą pewnością, jakbyś taki sprzęt miała. Niestety, to tak nie działa, „ocena recenzenta” widniejąca przy tym tekście to indywidualna ocena Tassadara, niczyja inna, który, jako rzetelny recenzent, musi wystawić ją zgodnie ze swoimi odczuciami i opinią o serii. Bo na tym polega recenzja, po prostu. Jakby recenzent zaczął się zastanawiać, że tak naprawdę to jest mnóstwo ludzi, którym się ten tytuł podoba bardziej lub mniej, i że powinien był to uwzględnić… jaki by to miało sens?

    Jeśli chodzi o ten fragment wypowiedzi:
    Nie wiem jak inni ludzie, ale gdybym chciała usłyszeć cudze zdanie, to zapytałabym kogoś, kogo znam lub włączyła pierwszego z brzegu pseudomądrego blogaska. Nie obchodzi mnie cudze zdanie, czytam recenzje na Tanuki, by jasno oświecić mnie, czy warto tracić czas na daną produkcję. Serie więc powinny być oceniane możliwie jak najbardziej obiektywnie, a oceny powinny być możliwie jak najbardziej uargumentowane – z podziałem na wady i zalety. Tak, zalety! Bo seria może być dnem totalnym, ale mimo wszystko powinno być wyróżnione co w niej dobre, a co w niej złe, nawet jeśli zalety miałyby być mikroskopijne i mało znaczące.

    Po pierwsze: Tanuki rożni się od stron, jakie tu opisujesz przede wszystkim tym, że każda recenzja przechodzi redakcję oraz korektę, podczas której Redaktor Naczelna ocenia, czy tekst jest dobry merytorycznie – czy są w nim wymienione sensownie brzmiące argumenty, czy spełnia rolę informacyjną i oceniającą. Natomiast nikt nie ocenia tychże argumentów pod kątem tego, czy są „właściwe”. Dlatego, że każdy ma prawo dany element anime czy jakiegokolwiek tworu kultury odebrać i ocenić inaczej. To informacja o zbiorze elementów danej serii znajdująca się w recenzji – samo ich wymienienie, bez komentarza następującego później – powinno być dla Czytelnika wskazówką, czy anime może mu się spodobać. Ich ocena oczywiście również powinna być pomocna, ale jednak pełnić rolę drugorzędną.
    Po drugie: naprawdę uważasz, że jeśli recenzent nie znalazł w serii żadnych wad czy zalet powinien doszukiwać się ich na siłę? To byłoby oszukiwanie się i szukanie dziury w całym. Nie zapominaj, że właściwie każdy element anime może być odebrany jako wada lub zaleta zależnie od widza – i wracamy do tego, co napisałam wcześniej. Jeśli recenzent nie lubi bohaterek typu tsundere i narzeka na nie w recenzji, to każdy rozsądny fan takich postaci powinien się zorientować, że właśnie dlatego jemu seria może się spodobać. Jednak jeśli autor tekstu stwierdza, że jest to wyjątkowo marnie zrealizowana postać tego typu – to już stanowi powód, dla którego fan by się zastanowił, czy chce marnować swój czas…
  • Avatar
    Yumi 21.03.2013 19:10
    Komentarz do recenzji "Kuroshitsuji II"
    Haha, bardzo mi miło, że po takim czasie komuś jeszcze chciało się go czytać i w dodatku się spodobał :) Pisałam go krótko po seansie pełna frustracji i złości na zmarnowany potencjał i zepsucie ulubionego tytułu. Teraz pewnie wiele rzeczy ujęłabym inaczej, chociaż zdania nie zmieniłam. Paskudna seria pełna bezsensu, o której wolałabym zapomnieć~

    Co do oka,  kliknij: ukryte  Acz mogę się mylić, serię oglądałam baaaardzo dawno temu :)
  • Avatar
    Yumi 13.02.2013 20:53
    Re: Pytanie
    Komentarz do recenzji "Ruchomy zamek Hauru"
    Nie, nie mają. Jak produkt jest niedostępny to znaczy, że jest niedostępny i go nie mają nigdzie.

    Niestety, nie da się tego nigdzie dostać. Sama próbowałam swego czasu i odniosłam klęskę :(
  • Avatar
    Yumi 10.02.2013 20:22
    Komentarz do recenzji "Tonari no Kaibutsu-kun"
    A ja bardzo zdecydowanie się nie zgadzam :) Moim zdaniem najlepszym shoujo w sezonie było Kamisama Hajimemashita. To prawda, że zazwyczaj wolę raczej anime w stylu Tonari albo Sukitte Ii na yo, ale w tym przypadku jest inaczej. Po pierwsze dlatego, że samo Kamisama okazało się zaskakująco dobre – ma niegłupią główną bohaterkę, jest lekką, ale udaną komedią, czasami delikatnie przełamuje pewne schematy i potrafi je też dobrze wykorzystać, bisze posiadają nawet osobowości, no i ogólnie jest to seria, którą można się zachwycać, jaka to nie jest urocza. Po drugie, nigdy nie próbowała być niczym innym niż jest, a jedynie bardzo dobrze realizuje swoje założenia – co przy ocenie ma moim zdaniem bardzo duże znaczenie. Jeśli ktoś nie lubi tego typu serii, to oczywiście mu się nie spodoba, ale poza tym nie ma do czego się przyczepić.
    Tonari miało potencjał, ale go zaprzepaściło. Ma całe mnóstwo wad, nie spełniło oczekiwań i ma się wrażenie, że twórcy sami nie wiedzą, czego chcą. I, co jest najgorszym możliwym zarzutem dla takiego anime, zupełnie zawodzi jako romans. O czym zresztą dokładnie napisałam w recenzji. Natomiast Sukitte całe jest płaskie i nijakie, chociaż miewa lepsze momenty. Również zaprzepaściło potencjał, tak po prostu.
  • Avatar
    Yumi 5.02.2013 21:58
    Komentarz do recenzji "Steins;Gate"
    Myślę, że jej chodziło raczej o psychologię bohaterów, nie ich osiągnięcia :) I zgadzam się, bo Okarin zupełnie nie zachowywał się na te nieszczęsne 18, dałabym mu dwadzieścia parę, a to robi spora różnicę.

    Btw, jest taka opcja jak „odpowiedz” przy każdym komentarzu :)
  • Avatar
    Yumi 3.11.2012 21:27
    Komentarz do recenzji "Kokoro Connect"
    Ale zobacz,  kliknij: ukryte 

    Co do kierowania się logiką –  kliknij: ukryte 
  • Avatar
    Yumi 3.11.2012 20:27
    Komentarz do recenzji "Kokoro Connect"
    Ale to nie może być takie proste, bo ludzkie zachowania nie opierają się wyłącznie na logice i chłodnej kalkulacji. Nie jest łatwo po prostu pohamować uczucia –  kliknij: ukryte 
  • Avatar
    A
    Yumi 29.10.2012 20:43
    Problemy, dylematy, problemy. Z przymrużeniem oka.
    Komentarz do recenzji "Kokoro Connect"
    Yey~!

    Jak ja bardzo się nie spodziewałam, że to anime będzie, czym zostało. I jak bardzo się cieszę, że okazało się tym, czym jest. Za mało od jakiegoś czasu powstaje takich tytułów – nawet brakuje mi określenia, po prostu „takich”. Gdzie mimo nadnaturalności realizm zostaje w odpowiednim miejscu, gdzie jest dramat – ale nie taki mroczny, wylewający się z ekranu i wszechprzygnębiający, ale szary i codzienny. Gdzie jest traktowany jako coś szarego i codziennego, a nie koniec świata (przez twórców rzecz jasna, bohaterowie mają swoje prawa), armagedon i w ogóle to przeraźcie się widzowie powagą sytuacji. Nie. Są problemy, ale są i jasne strony sytuacji. Jest źle, ale nigdy tak, by nic nie dało się zrobić. Po prostu. Co nie znaczy, że rozwiązanie sprawy będzie łatwe, wręcz przeciwnie. Ale kto powiedział, że ma być łatwo? Niechby i tylko dla tej jednej konkretnej osoby, ale rozwiązanie nie może przyjść ot tak, wtedy nie byłby to „problem”. Jest pokazane, że owszem może i problem zakrywa bohaterom cały świat i wydaje im się, że zaiste znajdują się właśnie w najgorszej możliwej sytuacji, ale jednocześnie widać, że wcale tak nie jest, a to tylko punkt widzenia, który łatwo odwrócić. Bo za chwilę los pokaże, że może się stać coś jeszcze gorszego albo że i inni mają swoje problemy. Niespodziewanie. A bohaterowie otwierają szeroko oczy, patrzą, stwierdzają „o faktycznie!” i śmieją się sami z siebie. Później. Wcześniej są pełni powagi, mówią poważnie o rzeczach, które wydają im się poważne, w ten charakterystyczny, pełen wiary w swe racje sposób. I mogą mieć tę rację lub nie, przecież nie o to chodzi. Albo właśnie o to? Nie wiem, ale na każdym kroku uderza mnie jedno. Są po prostu… tacy prawdziwi. Nie mam pojęcia, kiedy ostatnio tak bardzo mogłam się utożsamić z jakimś bohaterem animca. Oglądając Kokoro Connect prawie w każdym odcinku czułam się, jakbym dostawała w twarz, w sam środek dumy. Aha, więc właśnie tak wyglądam, gdy w dokładnie ten sam sposób wyolbrzymiam problemy, stawiam siebie w centrum wszechświata, rozpaczliwie usiłuję zwrócić na siebie uwagę a jednocześnie udaję, że nic się nie stało? Więc tak to wygląda z zewnątrz, takie to proste, takie banalne, tak łatwe do rozczytania? A nie wydawało się… Ale nie myślcie, że oglądanie tego wszystkiego, tego bezpardonowego wytykania wad, od środka a równocześnie od zewnątrz było nieprzyjemne. Ciosy, argumenty były celne i trafiały w sedno, ale nie bolały. Dawały do myślenia, to na pewno. A jednocześnie seans był niesamowicie zabawny. (Tak, bo to po małej części też komedia, chociaż może nie taka tradycyjna – chyba trzeba to dobrze rozumieć, wszystkie te niby absurdalne, a jednak prawdziwie sytuacje znać od kuchni, wtedy można mówić o „komedii”.) I nawet nie tyle zabawny – kojący. Po całym męczącym dniu nic tak dobrze na mnie nie działało jak odcinek Kokoro Connect (między innymi dlatego obejrzałam wszystkie dostępne odcinki tak późno, zostawiałam je sobie na czarną godzinę). Nawet więcej – to jeden z najskuteczniejszych leków na chandrę. Tak, będąc przytłoczona moimi problemami, tymi samymi prawie co bohaterów, tak samo poważnymi w moim przekonaniu, włączałam sobie Kokoro, by jeszcze bardziej w te dylematy wleźć. I nie było nic lepszego niż obserwowanie ich z odpowiedniej perspektywy i zobaczenie, jak ktoś inny się z nimi zmaga – że nie jestem wcale taka wyjątkowa, że nawet Japończycy mają dokładnie to samo, że w ogóle można i trzeba się z tym zmagać, nawet jeśli z różnym efektem. Nikt nie obiecuje wymarzonego happy endu, rzeczywistość nigdy nie będzie wyglądała dokładnie tak samo. Może lepiej, może po prostu inaczej? Oraz to, że wcale nie muszę i nie powinnam znosić tego wszystkiego z uśmiechem na ustach. Tak, bohaterowie Kokoro Connect są tak prawdziwi dlatego, że im też puszczają nerwy: pokrzyczą, popłaczą, nafoszą się i wcale nie patrzą, czy nadal wyglądają przy tym uroczo! Wszyscy jednakowo nieidealni, z problemami wcale nie traumatycznymi czy niezwykłymi, ale to już chyba pisałam. W każdym razie – szczerze ich uwielbiam. Nawet jeśli przerażało mnie, że mogę być aż tak typowa i nawet jeśli jedna z bohaterek to pod pewnymi względami moja przerażająco wierna kopia. Dawno nie polubiłam tak żadnej gormadki, no i nie pamiętam żebym kiedykolwiek stwierdziła, że z pewnością lubiłabym bohaterów nawet wtedy, gdybym spotkała ich w prawdziwym życiu. Ze wszystkimi wadami i zaletami, po prostu. Czy są schematyczni? Nie mam pojęcia, nie wydaje mi się – są nie tylko zbiorem cech, to kompletne, żywe osobowości. Ale może nikt nie chce myśleć o sobie, że jest schematyczny.

    Serię tę polecam gorąco, ale tylko tym, którzy akurat Przeżywają tak samo poważnie, równie głęboko i te same sprawy, co bohaterowie. Które będą akurat miały ochotę dojrzeć to, co w tej serii jest do zobaczenia – a jest tego sporo, pewnie nie na wszystko zwracam uwagę, bo są tu dylematy rozmaite i jednocześnie bardzo osobiste. Oraz oczywiście tym, którzy Przeżywali i chcą powspominać z przymrużeniem oka. Warto.
  • Avatar
    A
    Yumi 19.09.2012 19:02
    Nie najgorzej
    Komentarz do recenzji "Arcana Famiglia"
    Może mój gust uległ ostatnio pewnej… degeneracji, może moje standardy troszkę się ostatnio obniżyły, ale naprawdę – nie było źle. A na pewno lepiej, niż się spodziewałam. Fakt faktem, że nawet po shoujo z wianuszkiem biszów nie spodziewałam się aż takiego umniejszenia roli „mafii” i samego wielkiego Aracana Duello, które w sumie niczym specjalnym nie było. A już to, że „mafia” zajmowała się znajdowaniem właściciela zagubionego kotka czy pieczeniem ciast spowodowało u mnie opad macek. Ale cała reszta nie była zła – wszystko zależy od oczekiwań. Jasne, postaci stanowią w znakomitej większości kalki i wszystkie gdzieś się już widziało, ale mimo wszystko bohaterowie (łącznie z główną bohaterką, a to już coś w anime tego typu) nie irytowali, a nawet wypadali całkiem sympatycznie, mimo że nie stanowili oryginalnych ani głębokich osobowości. Gdzieś tam poczułam do nich niewielką iskierkę sympatii – chociaż zagranie „nie tacy źli, jak się wydają” jest oklepane i trochę rozczarowuje. Chyba najważniejsze w tym wszystkim jest, że najzwyczajniej w świecie oglądało się przyjemnie – bez większych emocji, ale idealne na odstresowanie. Fabuły wiele nie ma, ale jednak coś się znajdzie i (prawda, że oglądałam w sporych odstępach czasowych, więc tu mogę się mylić) chyba nawet trzymało się kupy. Są epizody dotyczące poszczególnych postaci i nawet jeśli w tym wszystkim brak konkluzji, bohaterowie mają zarys charakteru, a nawet odrobinę się zmieniają przez serię. Do tego dochodzi przyjemna dla oka oprawa graficzna, niezły opening i ending (pod względem muzyki i animacji). Mogłabym narzekać na jakość walk czy raczej ich zupełny brak, ale od początku się tego nie spodziewałam, więc w sumie obyło się bez rozczarowań. Jeśli Hiiro no Kakera oglądanemu w bólach, skrajnie bezsensownemu i z bezcharakterowymi postaciami wystawiłam naciągną trójkę, to temu czuję się zobowiązana wystawić przynajmniej pięć. Serio – mogło być o wiele gorzej, a nawet przyjemnie się oglądało.
  • Avatar
    Yumi 5.07.2012 19:22
    Komentarz do recenzji "Hiiro no Kakera"
    A można było nie ciąć, spokojnie byłoby więcej niż te 300 znaków różnicy… :D
  • Avatar
    Yumi 12.06.2012 14:47
    Komentarz do recenzji "Sankarea"
    Widzę, że w ogóle do Ciebie nie dotarło to, co napisałam. Nie jesteś w stanie zrozumieć nawet, że zombie =/= trup. Bo nekrofilów kręci głównie to, że trup się NIE rusza, NIE ma świadomości, NIE żyje w żaden sposób. I wymienione przez Ciebie cechy wcale nie są objawami nekrofilii. Co z tego, że podnieca go zszywanie wnętrzności? Jestem w klasie biologiczno­‑chemicznej, połowa z nas myśli o medycynie. Kiedy nauczycielka opowiadała nam o kończynach w formalinie, zrobiliśmy wielkie oczy i „łaaaał, ja też chcę to zobaczyć!”. Czyżbym żyła wśród nekrofilów? Poza tym, jeśli już mowa o „całowaniu zombie”, to nie zachowywał się on, jakby nie żył. Wtedy by się raczej nie ruszał. Chyba, że mowa o śmierci biologicznej – martwe tkanki, narządy itp. Ale nie o to chodzi w nekrofilii. O argumencie z szukaniem zwłok pod drzewem się nie wypowiem, bo to nie ma nic do rzeczy, tym bardziej że był dzieckiem.

    Pod wszystkim, co napisała Erio, BlaXk i Judgement się podpisuję i nie mam nic do dodania :)

    Aha, i Sankarea nie jest wcale „moją ulubioną serią”. Zapisuje się na plus, ale większych emocji raczej nie budzi. Ot, zwykły romans.
  • Avatar
    Yumi 12.06.2012 11:14
    Komentarz do recenzji "Sankarea"
    OK, miałam się nie odzywać, ale nie wytrzymałam.

    Nekrofilia? Odczuwanie pociągu do ludzkich (bądź nie…) zwłok. Zastanwómy się, CO charakteryzuje zwłoki? Są zimne. Nie ruszają się. Rozkładają się. Nie mają świadomości. Są martwe w sposób ostateczny i nieodwracalny, nie przejawiają żadnych cech organizmów żywych. I, uwaga, cytat z wikiepdii:

    Rysy nekrofilne mogą przejawiać się w skłonności do praktyk ze śpiącymi lub nieprzytomnymi (cechy tanatofilii).

    Więc podstawową cechą warunkującą takie zachowanie jest brak świadomości obiektu pociągu seksualnego.

    Scharakteryzujmy Reę: jest zombie. Ma świadomość, a więc odczuwa emocje. Jej ciało jest martwe, objawia się to tym, że jest zimne i nie odbiera bodźców (ciepło, zimno). Ale proces rozkładu jest zatrzymywany i Chihiro stara się utrzymać ten efekt. Rea psychicznie nie różni się ani trochę od żywego człowieka.

    Nikt nigdy nie nazwał w żaden sposób pociągu do zombie (czemu mnie to nie dziwi?), ale sposób, w jaki przedstawiane są te stworzenia w Sankarea sprawia, że absolutnie nie można stawiać go na równi z nekrofilią. I, na bogów, autorzy odbiegają od tego tematu jak tylko mogą, bo nie to jest istotą serii. Istotą jest aspekt psychiczny, wyrwanie się spod władzy ojca z obsesją na punkcie córki i problemy z tym związane. Oraz odnajdywanie się Rei w prawdziwym życiu (uczuciowym też) po ucieczce ze złotej klatki.
  • Avatar
    A
    Yumi 8.06.2012 14:02
    Przepiękne.
    Komentarz do recenzji "Hotarubi no Mori e"
    O emocjach subtelnie i z wyczuciem. Klimat charakterystyczny dla Natsume, ale tu urzekł mnie jeszcze bardziej. Ciężko powiedzieć o czym jest Hotarubi no Mori e – o wszystkim i o niczym. Taka sobie opowieść, a może raczej japońska baśń. Romans i nie romans jednocześnie, ostatecznie całość jest po prostu okruchami życia i to jednymi z najbardziej prostych i bezpretensjonalnych, jakie widziałam. Opowiadana ze spokojem, dopiero po jakimś czasie od tych wydarzeń, dzięki czemu uniknięto dramatyzowania. Ot, życie, choć z pierwiastkiem nadprzyrodzonym, bardziej wiarygodne od niejednej historii osadzonej w 'prawdziwym życiu'.

    Ocena, którą chciałam wystawić, to 9/10. Ale oglądałam z młodszą siostrą, ośmiolatką. Siedzi właśnie obok mnie i stanowczo odmawia wystawienia oceny innej od maksymalnej. Cóż mi pozostaje? Skoro ta poniekąd dojrzała opowieść trafiła także do dziecka, tym bardziej należą jej się brawa. Więc ostatecznie wystawiam najwyższą notę. Hotarubi no Mori e na nią zasługuje.
  • Avatar
    Yumi 23.05.2012 21:13
    Re: Jak ma wzruszać, jak nie wzrusza
    Komentarz do recenzji "Grobowiec świetlików"
    A ja dla odmiany się z Tobą zgadzam, hitsujin. W takim środowisku był wychowany, duma za wszelką cenę, a poza tym to dzieciak, pamiętam, że byłam zbulwersowana zachowaniem ciotki i wcale nie dziwiłam się postawie chłopca. I zastanawia mnie tylko, czy gdyby tam wrócili, rzeczywiście sytuacja by się zmieniła – może pożyliby trochę dłużej, może nie. Co nie zmienia faktu, że zachowanie głównego bohatera może zastanawiać i rozsądne na pewno nie było, ale to widać z perspektywy czasu dopiero (sam przecież żałował tego, co zrobił…).
  • Avatar
    Yumi 1.05.2012 22:53
    Re: Triple H.
    Komentarz do recenzji "Mawaru Penguindrum"
    Twórcy pokazali,że od przeznaczenia nie da się uciec, a za grzechy prędzej czy później będzie trzeba zapłacić.

    Nie da się uciec? Z zapłatą za grzechy się zgodzę, z drugą częścią nie.  kliknij: ukryte 
  • Avatar
    Yumi 22.04.2012 21:16
    Wsiadłam do ekspresu, nie przypuszczając, że aż do Nibylandii porwie mnie...
    Komentarz do recenzji "Mawaru Penguindrum"
    Co do związku Ringo z całą sytuacją – OK, mi wcale nie chodziło o jej uczucia. Ja miałam na myśli  kliknij: ukryte  I cała sprawa przybiera zupełnie inny obrót, dlaczego zapomniałam o czymś tak ważnym? Masz rację, to było uwspólnienie ich losu –  kliknij: ukryte 

    A wracając jeszcze do Ringo – możemy sobie gdybać, jak byśmy się poczuły, ale faktem jest,  kliknij: ukryte 

    Oj tak, wspomniana przez Ciebie scena z Tabukim była naprawdę dziwna.  kliknij: ukryte 

    Zwróciłaś uwagę na scenę z samej końcówki,  kliknij: ukryte