Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Komikslandia

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

8/10
postaci: 8/10 grafika: 8/10
fabuła: 5/10 muzyka: 9/10

Ocena redakcji

6/10
Głosów: 19 Zobacz jak ocenili
Średnia: 6,37

Ocena czytelników

7/10
Głosów: 822
Średnia: 7,22
σ=1,8

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Vodh)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

K-ON!

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 2009
Czas trwania: 12×24 min
Tytuły alternatywne:
  • けいおん!
Postaci: Artyści, Uczniowie/studenci; Pierwowzór: Manga; Miejsce: Japonia; Czas: Współczesność; Inne: Realizm
zrzutka

Królowa niespełnionych oczekiwań czy pełna uroku i humoru seria o amatorskim zespole? Odwieczny konflikt pomiędzy muzyką a słodyczami…

Dodaj do: Wykop Wykop.pl

Recenzja / Opis

Yui Hirasawa rozpoczyna właśnie naukę w liceum. Chciałaby zapisać się do jakiegoś klubu, ale jako że nie posiada żadnych zainteresowań, ma poważny problem z wyborem czegoś odpowiedniego dla siebie. W tym samym czasie Ritsu Tainaka postanawia z pomocą Mio Akiyamy wskrzesić klub lekkiej muzyki (tytułowy K­‑ON), któremu grozi zamknięcie z powodu zbyt małej liczby członków. Dołącza do nich jeszcze Tsumugi Kotobuki i w wyniku splotu różnych przypadków cztery nastolatki (z których tylko jedna potrafi dobrze grać na jakimś instrumencie) stają się jedynymi członkiniami klubu i formują zespół muzyczny.

Taki wstęp sugerowałby, że będziemy mieli do czynienia z anime o muzyce i w pewnym sensie jest to prawda. Seria jednak utrzymana jest w klimacie bliższym Lucky Star – brak tu bohaterów płci męskiej, więc trudno pisać o typowej komedii szkolnej, a widz dość często może odnieść wrażenie, że seria jest tak naprawdę o niczym.

Do K­‑ON! najlepiej chyba podchodzić bez żadnych oczekiwań. Bez wątpienia nie jest to najlepsza istniejąca seria muzyczna. Nietrudno znaleźć lepsze komedie szkolne czy tytuły z gatunku „okruchy życia”. Nawet uwierzenie w obietnice, jakie wydaje się dawać anime (zwłaszcza na początku) może okazać się błędem. K­‑ON! niestety z większości obietnic się nie wywiązuje, a oczekiwania najczęściej zawodzi. Najbardziej rozczarowujące jest chyba to, że tak naprawdę mało tu muzyki. Dziewczyny wolą plotkować i wcinać ciastka niż grać, a czasem potrafi to zirytować nie tylko te bardziej zdeterminowane postaci, ale i widza. Na szczęście przy oglądaniu serii po kilka odcinków naraz wrażenie to nieco się zaciera. Choć może to zabrzmieć po powyższych zarzutach niezbyt wiarygodnie, K­‑ON! jest serią bardzo dobrą i kiedy tylko pozbędziemy się balastu oczekiwań, może nas niejednokrotnie mile zaskoczyć. Biorąc tę serię taką, jaka jest, i nie wliczając niespełnionych życzeń w poczet wad, dostajemy naprawdę przednie, odprężające anime.

Wypada jednak uprzedzić potencjalnych widzów – seria aż kipi od moé. Określenie to pasuje do każdej bohaterki (może poza Ritsu) i to w stopniu przekraczającym wszelkie normy. Przeciwnicy moé K­‑ON! powinni omijać szerokim łukiem. Jeżeli jednak komuś nie przeszkadza, a do tego, zgodnie z radą zawartą w poprzednim akapicie, pozbędzie się oczekiwań względem serii, to jest na dobrej drodze do zostania jej fanem. Nie spełnianie oczekiwań polega bowiem nie na tym, że seria okazuje się gorsza, niż byśmy się spodziewali, a na tym, że okazuje się inna.

Można odnieść wrażenie, że tematem tego anime tak naprawdę są występujące w nim postaci, dlatego warto o nich napisać kilka słów. Główną bohaterką jest grająca na gitarze Yui. Pełna zapału, który przeważnie okazuje się niestety słomiany (choć czasem potrafi zaskoczyć silną wolą i uporem). Kompletnie nieodpowiedzialna, niezdarna, zapominalska i roztrzepana, przy czym wszystkie jej wady są na swój sposób urocze i choć oczywiste jest, że właśnie tak zostały one zaprojektowane, tylko najbardziej niewrażliwi na moé widzowie będą w stanie oprzeć się urokowi głównej bohaterki. Poza tym jest bardzo sympatyczna, radosna i niesamowicie pozytywna (wyłączając chwile, kiedy jest wyraźnie pozbawiona jakiejkolwiek energii).

Prezesem klubu jest wspomniana już wcześniej perkusistka Ritsu, momentami nadaktywna, naturalna przywódczyni (choć raczej z gatunku tych narzucających „podwładnym” swoją wolę niż przekonujących ich za pomocą charyzmy). Skojarzenia z Haruhi Suzumiyą, tytułową bohaterką chyba najgłośniejszej serii autorów K­‑ON!, są w jej przypadku chyba nieuniknione.

Mio, dość małomówna przyjaciółka Ritsu, gra w zespole na gitarze basowej. Na początku sprawia wrażenie najsensowniejszej z dziewczyn, szybko jednak okazuje się, że tak naprawdę pierwszy odcinek pozostawia na jej temat nieco mylne wrażenie. Jest chorobliwie nieśmiała i strachliwa. Z jakiegoś powodu autorzy postanowili te właśnie cechy wysunąć na pierwszy plan, a szkoda. Niestety jest też przez długi czas jedyną bohaterką, która zdaje się nieco poważniej podchodzić do gry, co w połączeniu z jej nikłą siłą przebicia daje przeważnie mizerne efekty. Pozostałym członkiniom zespołu do szczęścia wystarczają herbatka i ciastka, a do roboty nie da się ich nawet wołami zagonić.

Listę członkiń zespołu zamyka Mugi, zajmująca się grą na klawiszach. Jako jedyna zaczęła naukę gry na instrumencie już na długo przed pojawieniem się w liceum. Sprawia wrażenie nieco oderwanej od świata. Pochodzi z bogatej rodziny, ale daleko jej do wywyższającej się snobki. Wręcz przeciwnie, fascynują ją najzwyklejsze zjawiska, takie jak kupowanie frytek w fast foodzie czy targowanie się w sklepie. Jest główną dostarczycielką ciasteczek i herbaty, przez co może zostać uznana za osobę odpowiedzialną za permanentnie panującą w klubie stagnację – ale czy ktoś jest w stanie winić tak uroczą istotę? Ma także pewien mroczny sekret, jednak nie będę psuł czytelnikom zabawy, zdradzając go w recenzji. Oprócz wymienionych dziewcząt pojawia się jeszcze kilka dobrze wyeksponowanych postaci drugoplanowych, z których każda budzi sympatię i trudno wskazać jakieś słabsze ogniwo w obsadzie. Warto zwrócić uwagę na fakt, że poza nielicznymi statystami brak w K­‑ON! postaci męskich.

Oprawa muzyczna jest bardzo przyjemna dla ucha. Utwory przewijające się w tle pasują do scen i nie budzą zastrzeżeń. Opening stoi na przyzwoitym poziomie, melodia wpada w ucho, a na animację przyjemnie popatrzeć. Warto też zaznaczyć, że w pewnym momencie ulega ona kilku drobnym modyfikacjom, ale ich wypatrzenie zostawię widzom. Ending jest wręcz porywający. Graficznie bardzo ciekawy, ale to muzyka zasługuje w nim na największą uwagę – jest po prostu świetna i wręcz uzależniająca. Pojawiające się w serii utwory grane przez tytułowy klub są pełne energii, miło się ich słucha i bardzo łatwo zapadają w pamięć. Dobór seiyuu, a także wykonana przez nie (bo to prawie wyłącznie kobiety) praca stoją również na najwyższym poziomie.

Przy okazji pisania o openingu muszę zwrócić uwagę na jeden irytujący zwyczaj, który można zaobserwować nie tylko w K­‑ON!. Mianowicie zdarza się, że krótka scenka pokazywana przed czołówką pochodzi ze… środka odcinka. Tak jakby autorom anime nie wystarczały znane z wielu anime tytuły odcinków zdradzające całą treść. W dodatku takie wyjęte ze środka spoilery przeplatają się losowo z „normalnymi” wstępami, więc nie można po prostu ich przewijać.

Choć grafice daleko do eksperymentalnej, jest ona na swój sposób nietypowa. Projekty postaci są dość oryginalne, a tła rysowane nienagannie, choć nie zapierają tchu w piersiach. Ową nietypowość grafice nadaje animacja – kontury postaci i innych ruchomych elementów wydają się „płynne”, rysowane odrobinę nierówno, chaotycznie, ale jednak starannie. Dzięki temu animacja sprawia wrażenie bardziej żywej. Przyznam, że mi bardzo przypadł do gustu ten zabieg, jednak uprzedzam, że nie każdemu musi się spodobać. Choć momentami widać, że kamera stara się unikać grających postaci, animacja podczas występów zespołu jest naturalna i zasługuje na uznanie.

Większość widzów, którzy kiedyś próbowali zmierzyć się z grą na gitarze, pewnie zwróci uwagę na fakt, że pojawiające się od czasu do czasu wątki dotyczące nauki gry na tym właśnie instrumencie są jak najbardziej prawdziwe – główna bohaterka skarży się na obolałe opuszki palców, ma problemy z akordem F­‑dur, czy też zostaje „poczęstowana” przez wzmacniacz nieprzyjemnym hukiem, kiedy wyciąga z niego wtyczkę bez uprzedniego zmniejszenia głośności. Słowem – autorzy odrobili pracę domową, za co należą im się (zwłaszcza od byłych/przyszłych gitarzystów) brawa. Nawet jeżeli bohaterki przez znakomitą większość czasu oddają się zgoła niemuzycznym czynnościom. Warto przy tym wspomnieć, że K­‑ON! ma pewną dziwną właściwość – doskonale motywuje do gry na instrumencie! I mówię tu nie tylko o manii, jaka ogarnęła Japonię (Les Paule, zwłaszcza w kolorach gitary Yui, sprzedają się tam ponoć jak świeże bułeczki). Motywująca magia K­‑ON! działa też u nas, jeżeli nie wierzycie, sprawdźcie. Czasem aż trudno wysiedzieć przed monitorem bez żadnego instrumentu w rękach.

K­‑ON! można w zasadzie podsumować słowami pasującymi doskonale do opisu głównej bohaterki – momentami dość niezdarna, zdolna do krótkotrwałych zrywów determinacji, czasem rozczarowuje, ale mimo tego jest pełna uroku, ciepła i humoru. Mimo niedociągnięć potrafi pozytywnie zaskakiwać. Choć na pewno znajdą się tacy, którzy ją szczerze znienawidzą bądź miną obojętnie, dla wielu stanie się miłym wspomnieniem, a niektórzy będą nawet w stanie wybaczyć jej wszystkie wady i pokochają bez reszty – za urok, humor i przyjemny, lekki nastrój oraz wyjątkowo pozytywne wrażenie, jakie po sobie pozostawia.

Vodh, 27 sierpnia 2009

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: Kyoto Animation
Autor: kakifly
Projekt: Yukiko Horiguchi
Reżyser: Naoko Yamada
Scenariusz: Reiko Yoshida
Muzyka: Hajime Hyakkoku

Odnośniki

Tytuł strony Rodzaj Języki
Podyskutuj o K-ON! na forum Kotatsu Nieoficjalny pl