Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Otaku.pl

Anime

Oceny

Ocena recenzenta

4/10
postaci: 7/10 grafika: 6/10
fabuła: 5/10 muzyka: 4/10

Ocena redakcji

6/10
Głosów: 4 Zobacz jak ocenili
Średnia: 5,75

Ocena czytelników

6/10
Głosów: 79
Średnia: 6,38
σ=2,06

Kadry

Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Zrzutka
Źródło kadrów: Własne (Piotrek)
Więcej kadrów

Wylosuj ponownieTop 10

Fate/Kaleid Liner Prisma Illya Zwei!

Rodzaj produkcji: seria TV (Japonia)
Rok wydania: 2014
Czas trwania: 10×24 min
Tytuły alternatywne:
  • Fate/kaleid liner プリズマ☆イリヤ 2wei!
Tytuły powiązane:
Gatunki: Przygodowe
Widownia: Seinen; Postaci: Magical girls/boys, Uczniowie/studenci; Pierwowzór: Gra (bishoujo), Manga; Miejsce: Japonia; Czas: Współczesność; Inne: Magia
zrzutka

Loli tu, loli tam, loli mały mamy kram. Czyli mniej poważne wejście w uniwersum Fate/stay, podejście drugie, względem poprzedniego niekoniecznie poprawione.

Dodaj do: Wykop Wykop.pl
Ogryzek dodany przez: Avellana

Recenzja / Opis

Po miłych wspomnieniach wyniesionych z pierwszego sezonu skonfrontowanych z komentarzami towarzyszącymi premierom kolejnych odcinków sezonu drugiego, podchodziłem do obejrzenia tych dziesięciu odcinków z duszą na ramieniu. Pierwszą Prisma Illyę wspominałem jako sympatyczną, acz trochę fanserwiśną komedię nabijającą się z motywów magical girls, zawierającą przy tym ślicznie animowane sceny walk i niezgorszy humor. Tymczasem dwójka zaczęła się mi jawić jako loli­‑yuri­‑softhentaj, wywołujący sporo niezdrowych emocji. Tym niemniej zacisnąłem zęby, profilaktycznie zamknąłem drzwi i w nocy o północy odpaliłem pierwszy odcinek. Łyknąłem go w miarę bezboleśnie, po czym odpaliłem odcinek drugi i…

…pozwolę sobie przerwać tę z pewnością mrożącą krew w żyłach opowieść, by przejść do opisu fabuły. Jak fani wiedzą, w poprzedniej części Illya, Miyu i spółka zebrały karty bohaterów i wszystko skończyło się czymś, co należałoby określić mianem happy endu. Ale nic to, gdyż nasze nastoletnie ulubienice, Luvia i Rin, otrzymują od szefostwa kolejne zadanie. A mianowicie mają zająć się udrożnieniem naruszonego przepływu magicznej energii. W tym celu, niejako z konieczności, porywają wprost z ulicy nasze dwie jeszcze­‑nie­‑nastoletnie ulubienice i przedstawiają im kolejną propozycję nie do odrzucenia. Zadanie jest w gruncie rzeczy proste i poszło by bez problemu, ale… W trakcie operacji „coś” idzie nie tak, Illya, by ratować sytuację, używa karty Strzelca, a w efekcie doznaje rozdwojenia jaźni. Od teraz mamy Illyę w dwóch egzemplarzach, jedną bladą, drugą opaloną i najwidoczniej napaloną (ach te subtelne gry słów…). Co więcej, ta nowa Illya nie wiedzieć czemu pała ogromną chęcią poszatkowania swojego „pierwowzoru”. Skąd się wzięła i kim tak naprawdę jest? Czemu chce zaciukać Illyę? Czemu stara się całować wszystko, co ma dwie nogi, dwie ręce i brzoskwinkę zamiast kwiatuszka? I jakiej orientacji jest Miyu? To tylko część kłębiących się w głowie widza pytań, ale na większość z nich, o dziwo, poznamy nawet odpowiedź.

Jak po powyższym widać, w fabule dzieją się rzeczy straszne, dziwne i miejscami niebezpieczne dla zdrowych zmysłów widza. Ale, niejako dla kontrastu, nowych postaci dostajemy tylko dwie. No, w zasadzie trzy, ale wspomnienie trzeciej byłoby z mojej strony niewybaczalnym faux pas. Tak więc udawajcie, że niczego nie przeczytaliście. A wracając do nowych postaci, o jednej już wspomniałem. Tak więc nowa, lepsza Illya, którą dla wygody będę nazywał Czarną, to postać przebojowa, bezpośrednia i, jak się zdaje, gotowa bez wahania dążyć do realizacji tego, na czym jej zależy. Innymi słowy, to taka Illya bez hamulców powstałych w trakcie procesu wychowania i socjalizacji. Chce pocałować, pocałuje. Chce posiekać Illyę, będzie do tego konsekwentnie dążyć. Chce wyjść z teoretycznie idealnie zabezpieczonego pomieszczenia, wyjdzie. Ot, cud dziewczyna, z którą strach zadrzeć. Natomiast druga nowa postać to… Szkolna pielęgniarka. Niestety wiadomo o niej tyle, co kot napłakał, a wielka szkoda, bo to interesująca osoba. Zblazowana, nielubiąca dzieci, słodząca zieloną herbatę (sic!) i marząca o tym, by któryś z bachorów trafił do jej gabinetu w stanie krytycznym. Zdaje się bardzo dużo wiedzieć na temat tego, co spotyka nasze bohaterki, ale skąd czerpie swoją wiedzę, oczywiście nie wiadomo. Natomiast cała reszta postaci głównych i pobocznych to dobrze nam znana ferajna, która od ostatniego sezonu praktycznie się nie zmieniła.

Mamy więc opisaną fabułę, mamy postaci, tak więc zgodnie z świętą regułą moich recenzji, czas na wrażenia z seansu. A te są… No cóż. W ramach śledzenia wieści o nowej Illyi dowiedziałem się, że ten sezon ma mieć klimat nieco poważniejszy. I faktycznie tak jest. Nie znaczy to, że scenarzysta wykastrował tę serię z humoru, bo przyznaję się bez bicia, że od czasu do czasu pozwalałem sobie na radosny rechot. Ale patrząc na całokształt, jest jednak zdecydowania poważniej. Tajemnice z przeszłości, tragiczna historia Czarnej, sekret, jaki zdaje się skrywać Miyu… Do tego skomplikowane stosunki na linii Illya­‑Czarna… Szkoda tylko, że całość jest mimo wszystko trochę… Bezbarwna. Owszem, w trakcie seansu nie ziewałem za bardzo, ale muszę przyznać, że ujawniane rewelacje pozostawiały mnie dosyć obojętnym. Jakoś nie potrafiłem się wczuć choćby w tragedię Czarnej i postawę Illyi, mimo że rozumiałem, co musiało nimi kierować i czego obie pragnęły. W dodatku wmieszano w to wszystko wątki „dorosłych” serii Fate/stay, co mnie, jako osobie nieobeznanej z grami z tego cyklu, trochę gmatwało obraz sytuacji.

Trochę na wyrost okazały się natomiast moje obawy o „stronę moralną” tej serii. Nie zrozumcie mnie źle, odcinki drugi i trzeci dla osób wrażliwych na tym punkcie będą niczym nalot dywanowy i podejrzewam, że większość potencjalnych widzów odpadła od serii właśnie po odcinku drugim. A większość tych, którzy go przetrwali, padła w trakcie odcinka trzeciego. Potem jest już co prawda trochę lepiej, ale trafiają się sceny kąpielowe czy też zakusy Czarnej na braciszka Illyi, które i tak potrafią wzbudzić niesmak. Co prawda wszystko jest odpowiednio ocenzurowane, ale fakty pozostają faktami. To nie jest seria dla ludzi wrażliwych na fanserwis z udziałem lolitek. Nie mogę nawet polecić „omijania” tych scen osobom, którym zależy tylko na poznaniu zawiłości fabuły, bo większość istotnych informacji jest podawana właśnie w takich „bezwstydnych” okolicznościach. Widzom wrażliwym na wstrząsy moralne nie wynagrodzą zapewne duchowych cierpień nawet sprawnie zrealizowane sceny batalistyczne. Tych ostatnich jest co prawda mniej niż w poprzednim sezonie, a i nie są aż tak zachwycające, jak znany i lubiany pojedynek Szermierz­‑Strzelec, ale i tak spokojnie potrafią się wybronić. Szczególnie ostatnia walka, która naprawdę może się spodobać.

I tak dochodzimy do kolejnej istotnej kwestii, czyli oprawy technicznej. Warstwę muzyczną pozwolę sobie skwitować stwierdzeniem „słodki japoński pop”. Ani opening, ani ending nie wzbudziły we mnie żadnych ciepłych uczuć. Wysłuchałem draństwa raz i nie miałem ochoty do nich wracać. Podobnie obojętnie potraktowałem muzykę „w tle wydarzeń”, choć tak po prawdzie nie potrafię sobie nawet przypomnieć, czy taka w ogóle istniała. Natomiast warstwa graficzna… Nie mogę powiedzieć, żeby jej styl przypadł mi do gustu. Wprost kipi ona od animacji komputerowych, co bije po oczach we wszelkich scenach z wykorzystaniem magii. Same w sobie animacje są jak najbardziej płynne, barwy nasycone, a postacie w tle się nawet ruszają. Ale te oczy… Ta kreska… Nie, po prostu grafika raziła mnie w tej serii okropnie. Może nie do tego stopnia, by oglądanie stawało się męką, ale tak czy siak drażniła mnie ona niczym trudno dostępne swędzące miejsce. Niby da się z tym żyć, ale i tak się człowiek złości.

Czas więc na podsumowanie. Prisma Illya Zwei! zawiodła mnie praktycznie na całej linii. Nie była tak zabawna jak poprzedniczka, uderzająca w tony dramatu obyczajowego fabuła nie potrafiła mnie zaangażować, grafika nieszczególnie przypadła mi do gustu, a lolitkowate motywy yuri budziły zniesmaczenie i pasowały, szczególnie te pierwsze, jak pięść do nosa. Motywy yuri miały przynajmniej jakieś uzasadnienie fabularne, natomiast wszelkie sceny fanserwisowe to już czysta sztuka dla sztuki. Tym niemniej, patrząc na całość w miarę możliwości obiektywnie, nie mogę stwierdzić, że druga Illya jest totalną porażką. Mimo wszystko obejrzałem ją do końca, czasem się zaśmiałem, a nieliczne walki potrafiły mile połechtać oczy. Co z tego jednak, skoro wady zdecydowanie przeważają nad nielicznymi zaletami, a całość jest w gruncie rzeczy nijaka, a w dodatku na początku niesmaczna? Seans mogę polecić w zasadzie tylko największym fanom poprzedniczki, którzy gotowi będą znieść loli­‑fanserwis i koniecznie chcą poznać ciąg dalszy historii. Oni pewnie będą bardziej zadowoleni ode mnie. A mnie pozostaje przenieść mocno nadwątlone nadzieje na zbliżający się kolejny sezon… Oby tylko był lepszy.

Diablo, 2 listopada 2014

Twórcy

RodzajNazwiska
Studio: Silver Link
Autor: Hiroshi Hiroyama, Type-Moon
Projekt: Nozomi Ushijima
Reżyser: Masato Jinbou, Shin Oonuma
Scenariusz: Kenji Inoue
Muzyka: Tatsuya Katou