Tanuki-Anime

Tanuki.pl

Wyszukiwarka recenzji

Komikslandia

Komentarze

Lenneth

  • Avatar
    Lenneth 27.05.2015 00:00
    Re: Bardzo kiepskie anime
    Komentarz do recenzji "Kara no Kyoukai: The Garden of Sinners"
    No to jest nas troje, tyle że ja też wytrwałam – z trudem, bo z trudem – do końca. ;)
  • Avatar
    A
    Lenneth 23.05.2015 17:25
    Jako odmóżdżacz daje radę
    Komentarz do recenzji "Gugure! Kokkuri-san"
    Znów trochę się przejechałam na recenzji z Tanuki, a nawet nie tyle na recenzji, ile na samej ilości gwiazdek. Po dziewiątce spodziewałam się wiekopomnego, niemal skończonego arcydzieła, dostałam natomiast całkiem przeciętny odmóżdżacz i zapychacz czasu – na szczęście wystarczająco śmieszny, żebym nie żałowała tych kilkuset minut poświęconych na oglądanie. Fakt, początkowo humor do mnie nie trafiał, później jednak konwencja mi się przegryzła. Niektóre sceny przewijałam kilkukrotnie, śmiejąc się do ekranu i próbując ogarnąć „co tu się w ogóle wyprawia?!”. Podobało mi się częste burzenie czwartej ściany, oczka puszczane do widza, nawiązania do (pop)kultury itp. Podobały się też poważniejsze, zaskakująco wzruszające (sic!) momenty z rzadka wplecione w strumień absurdalnego, zboczonego, pełnego przemocy humoru. Fajne były też sceny, w których Kohinę rysowano „normalnie”, jak bishoujo.

    Bohaterowie w porządku, zwłaszcza śliczny, przesympatyczny Kokkuri­‑san i Kohina z jej czasem abstrakcyjnymi, czasem bardzo zdroworozsądkowymi komentarzami. Inugami mnie drażnił, szczególnie na początku, nawet nie dlatego, że niezdrowo podniecał się dziewczynką z podstawówki, tylko dlatego, że a) odrzucał mnie wizualnie jako zwierzak, b) urwało mu od sympatyczności – sam przyznawał otwarcie, że nienawidzi całego świata łącznie z sobą, poza Kohiną. No i znęcał się nad Kokkurim, który przynajmniej nie pozostawał całkowicie bezradny i czasem oddawał z nawiązką, tyle że fizycznie. Tanuki – w porządku, a Yamamoto­‑kun rozbroił mnie zupełnie.

    Seiyuu spisali się rewelacyjnie, tu nie mogę się do niczego przyczepić. Grafika i muzyka na kolana mnie nie rzuciły, ale też były na plus, a openingów i endingów, o dziwo, jakoś nie miałam ochoty pomijać.

    Generalnie – wszystko zależy od tego, kogo w jakim stopniu kręci określony rodzaj humoru. Dlatego nie dziwi mnie, że jedni świetnie się bawią przy tej serii, innych odrzuca, a jeszcze inni, jak ja, po prostu wzruszają ramionami i szybko przechodzą nad nią do porządku dziennego.
  • Avatar
    A
    Lenneth 1.05.2015 14:36
    Totalne guilty pleasure
    Komentarz do recenzji "Shingeki no Kyojin: Kuinaki Sentaku"
    Obiektywnie rzecz biorąc, to jest słabe anime, nawet jak na standardy spin offu. Fabuła miałka, na poziomie kiepskiego fanfika, kiczowata do bólu, momentami nie trzymająca się kupy, na dodatek wyprana z większego napięcia i emocji – to, jakiego wyboru dokona Levi i co stanie się z jego towarzyszami, jest z góry oczywiste, chyba nawet dla kogoś, kto wcześniej na oczy nie widział głównej mangi.

    Niemniej jednak… tam był Levi. Levi w białej koszuli i kamizelce (totalnie mój fetysz), jak zwykle ślicznie narysowany i zagrany. Były też pięknie nakręcone, acz krótkie, sceny latania, walk i pościgów, do spółki ze znajomą, epicką muzyką. Nie było za to Erena, bonus!

    Jasne, że w ostatecznym rozrachunku całość mi się podobała. Pal sześć świadomość, że fabuła ssie – scenę pierwszego spotkania Erwina z Levim mogłabym oglądać w kółko.
  • Avatar
    Lenneth 9.04.2015 23:36
    Re: Przerost formy nad treścią
    Komentarz do recenzji "Shinmai Maou no Testament"
    Ale wpłynie na jego funkcję rozrywkową.

    No właśnie u mnie rozrywka byłaby większa, gdyby te ściany tekstu nieco zmalały. Ironia w małych dawkach jest świetna, w większych – może się przejeść. Nie wspominając już o przekazie, który ginie w gąszczu rozbudowanych ozdobników.
  • Avatar
    Lenneth 22.03.2015 20:55
    Re: Luźna uwaga niezwiązana z samym anime
    Komentarz do recenzji "Bishoujo Senshi Sailor Moon Crystal"
    Ale HorribleSubs naprawdę mają niedoróbki. (...). Ich tłumaczenie można określić jako wystarczające w 80­‑90%, bo co jakiś czas powija im się noga na różnych drobiazgach…

    Wiem, widzę to podobnie. Dlatego też napisałam w swoim poście, że „nie zamierzam tu udowadniać, że tłumaczenie HS jest jakieś idealne, bo pewnie można by je poprawić i dopieścić, no ale coś za coś – jak na tempo ich powstawania, to są przyzwoite napisy”. 80­‑90% mieści się u mnie w kategorii „przyzwoite”, przynajmniej jak na fansuberów.
    Powtórzę również, że to, że „emasculate” kojarzy się komuś (na przykład komuś, komu do slashu blisko, a kto nie chwyta od razu właściwego w danym kontekście znaczenia obcojęzycznego słowa) z ukefikacją i męsko­‑męskim pairingami, nie oznacza, że słowo/tłumaczenie było do bani.
    Tyle – nie wiem, co tu jeszcze mogłabym dodać.
  • Avatar
    Lenneth 22.03.2015 10:00
    Re: Luźna uwaga niezwiązana z samym anime
    Komentarz do recenzji "Bishoujo Senshi Sailor Moon Crystal"
    No tak, ale to, że ktoś nie zna angielskiego na tyle, żeby wyczuć, co dane słowo oznacza w danym kontekście, to już problem niewystarczającej wiedzy tego kogoś, nie złej woli czy dużej niekompetencji tłumacza. Nie widzi mi się, żeby tłumacz musiał robić te napisy możliwie uproszczonym angielskim albo myśleć nad każdym słowem z osobna, żeby unikać dwuznaczności w przypadku widzów, którzy język znają słabiej. Przy czym nie zamierzam tu udowadniać, że tłumaczenie HS jest jakieś idealne, bo pewnie można by je poprawić i dopieścić, no ale coś za coś – jak na tempo ich powstawania, to są przyzwoite napisy.

    Btw, nie rozumiem, co jest złego nawet w „uczynić zniewieściałym”. Tak, w pewnym sensie ten rudy miał na myśli, że Wiseman pozbawił Diamonda jaj. Jasne, że w znaczeniu metaforycznym. :)
  • Avatar
    Lenneth 21.03.2015 23:42
    Re: Luźna uwaga niezwiązana z samym anime
    Komentarz do recenzji "Bishoujo Senshi Sailor Moon Crystal"
    W trakcie oglądania odcinka 18­‑ego na Niconico doszłam do wniosku, że osoba odpowiedzialna za oficjalne tłumaczenie na angielski nie jest zawodowym tłumaczem, tylko po prostu osobą dość dobrze znającą angielski, pomagającą sobie w razie wątpliwości jakimś słownikiem online o_O Za tą tezą mogłoby świadczyć takie­‑a­‑nie­‑inne słowo użyte na to, co Wiseman zrobił z Diamondem (chyba że tak samo brzmi to po japońsku – wtedy zwracam honor)

    Jakie dokładnie słowo masz na myśli? Bo jeśli przypadkiem „emasculate”, to po angielsku nie oznacza ono tylko i wyłącznie kastracji.
  • Avatar
    Lenneth 25.02.2015 23:35
    Komentarz do recenzji "Darker than BLACK: Ryuusei no Gemini"
    Dobrze by było. Gaiden jest łącznikiem między obiema seriami DtB, chronologicznie rozgrywa się między pierwszą a drugą. Wytłumaczy Ci, co się stało z Yin.
  • Avatar
    Lenneth 25.02.2015 07:42
    Komentarz do recenzji "Darker than BLACK: Ryuusei no Gemini"
    DtB Gaiden widziałeś?
  • Avatar
    Lenneth 11.01.2015 16:40
    Re: Krótkie podsumowanie
    Komentarz do recenzji "Bishoujo Senshi Sailor Moon Crystal"
    Właściwie mogłabym się podpisać pod Twoim komentarzem. Mnie też w Crystalu najbardziej boli tyle nie kreska czy animacja, ile kompletne wypranie serii z klimatu i emocji. A za ten brak klimatu odpowiadają właśnie kukiełkowe postacie i fabuła, która pędzi (?) tak bardzo, że właściwie jej nie ma, zostaje tylko streszczenie wydarzeń. Tragiczna śmierć ukochanego, samobójstwo, ludzie zmuszeni do walki w służbie zła, rozwój przyjaźni na całe życie – to są potencjalnie ciekawe i poruszające wątki, ale Crystal potrafi skutecznie zabić w nich chociażby cień dramatyzmu. Do żadnej z dziewcząt poza Usagi nie umiałabym przyporządkować nawet jednej cechy charakteru! To naprawdę ewenement, bo nawet w najsłabszych, najbardziej dennych seriach czy seriach stricte do fapania postacie opierają się na jednej czy dwóch stałych cechach, a tutaj i tego zabrakło, są tylko pacynki, które potrafią kończyć za siebie zdania.

    Pozytywów się nie doszukuję, bo że gorzej już raczej nie będzie (a może jednak?), to marna pociecha. Dla mnie główną pociechą jest to, że średnia tego cudeńka na Tanuki zjechała już poniżej szóstki – znak, że widzowie mają trochę gustu, nie łykną byle czego i nie da się ich wiecznie mamić nostalgią czy sentymentem.
  • Avatar
    Lenneth 31.12.2014 17:28
    Komentarz do recenzji "No.6"
    Osobiście nie uważam, żeby powieść była genialna, choć jestem w stanie zrozumieć, dlaczego niektórym się podoba. Cokolwiek by jednak nie mówić o książkach Asano, zakończenie faktycznie mają lepsze, sensowniejsze od tego, co pokazano w anime.

    Tak, jak pisałam tutaj rok temu w swoim komentarzu: z zakończenia anime wynika, że Shion i Nezumi nie mieli wpływu na nic, że wszystko, co z zrobili w poprzednich dziesięciu odcinkach równie dobrze mogłoby się nie wydarzyć, że ich plan dostania się do CF nie miał znaczenia, bo koniec końców Safu zadziałała sama i bez ich pomocy. Czyli dostajemy historię, w której ze snucia się bohaterów pierwszoplanowych po ekranie, ich decyzji oraz dramatycznych akcji NIC nie wynika. Do tego dochodzą absurdy takie jak  kliknij: ukryte  no i przede wszystkim kupa niepodomykanych wątków i masa zagrywek deus ex machina. Fabuła, jak nadmiar ciuchów w walizce, zostaje dopchnięta kolanami i okrojona ze „zbędnych”, wystających elementów, byle zmieściła się w przewidzianych DWÓCH odcinkach. Chciałam napisać: dwunastu, ale w większości z tych dwunastu scenarzyści woleli postawić na scenki rodzajowe o relacjach Shiona i Nezumiego, ale nie na fabułę, dlatego ostatecznie zostało tak mało miejsca na opowiedzenie historii No 6 do końca. Generalnie, widz zostaje potraktowany jak idiota, któremu można naprędce wcisnąć byle co i też będzie cacy.

    A sam problem rozplanowania fabuły w czasie występuje też w książkach – na początku dzieje się sporo i coś z tego wynika, potem mamy dłuuugi przestój wypełniony rozważaniami bohaterów (w kółko o tym samym, tymi samymi słowami), a dopiero na koniec narrator załapuje, że hm, może byśmy jednak poprowadzili tę historię w jakimś kierunku. I przyspiesza gwałtownie, choć niestety, sił starcza mu niemal tylko na główny wątek, reszta (Wyoming, matka Shiona, Elyurias etc.)zostaje sprowadzona do roli nieistotnych popierdółek.
  • Avatar
    Lenneth 27.12.2014 22:29
    Re: Najlepsza filmowa wersja znakomitej gry...
    Komentarz do recenzji "Final Fantasy VII: Last Order"
    Wiem, że niepotrzebnie odgrzewam posta sprzed lat, ale:

    „Niemożliwe”, „zbyt wiele zależy tam od decyzji gracza” – lol, serio? Skład drużyny czy to, z kim Cloud pójdzie na randkę (wersja z Barretem FTW), to NIE są kluczowe elementy fabuły FFVII, a sama gra jest tak skrajnie liniowa, że spokojnie można by nakręcić ekranizację. Wyobraź sobie, że w wielu anime kręconych na podstawie gier jakoś potrafiono rozwiązać „problem” wyboru drużyny czy innych pobocznych popierdółek. FFVII to żaden unikat na skalę jRPG.
    ...Inna rzecz, to czy kręcenie serialu na podstawie FFVII miałoby sens. Tutaj zgadzam się z Grisznakiem: nie. Tym bardziej po tylu latach. Po cholerę odgrzewać kotleta po raz kolejny, szczególnie w tym uniwersum, które i tak rozrosło się ponad potrzebę, a kolejne spin­‑offy już dawno rozciągnęły kanon tak, że naprawdę, problem ze stworzeniem jednej, spójnej, kanonicznej fabuły wykraczałby poza zdecydowanie się, z kim Cloud powinien przejechać się kolejką w wesołym miasteczku…
  • Avatar
    A
    Lenneth 21.12.2014 13:42
    Komentarz do recenzji "Meganebu!"
    Piękna, zgrabnie napisana recenzja, nawet jeśli miejscami nieco przegadana. Kto zrozumiał przekaz, Meganebu! ominie szerokim łukiem, a kto nie – cóż, może właśnie takim osobom seria ma szansę się spodobać. ;)
    „Anime musi być siekierą na zamarznięte morze w naszym wnętrzu” – a to zdanie, już abstrahując od kontekstu, mam ochotę sobie wydrukować i oprawić w ramki. :D
  • Avatar
    Lenneth 8.12.2014 15:57
    Re: bardzo slaba kontynuacja świetnego anime
    Komentarz do recenzji "Psycho-Pass 2"
    Nie zgadzam się może ze wszystkim, co napisałeś, ale z myślą przewodnią na pewno: ta seria to nudny, niepotrzebny bełkot, bez którego rynek anime z powodzeniem mógłby się obejść.
    Zamiast nawiązywać jakoś do swojego pierwowzoru, praktycznie cały czas udaje, że wydarzenia z poprzedniego sezonu nigdy nie miały miejsca. Makishima albo Kougami zostają wspomniani bodaj raz, Ginoza albo robi za wizualną dekorację, albo wcale go nie ma, Akane służy Sybill jak gdyby nigdy nic, i nie chodzi mi nawet o to, że się otwarcie nie buntuje albo nie spiskuje przeciwko systemowi, tylko że zdaje się nie mieć najmniejszych wątpliwości, rozterek, wyrzutów sumienia, czegokolwiek. Postacie totalnie bezbarwne, jednomiarowe, do tego większość z nich – poza Akane, Kamuim i Togane* – to tylko statyści n­‑tego planu. (*A ci też tak bardzo zapadają w pamięć, że aż musiałam wyguglać sobie ich imiona, nawet jeśli najnowszy odcinek oglądałam wczoraj). Intryga kryminalna nie porywa, a filozoficzne rozważania z jedynki (nad granicami wolności w społeczeństwie i tak dalej) w tej części zastąpiono albo pseudofilozoficznym bełkotem podawanym wprost w monologach i dialogach postaci, albo zwiększoną ilością gore – miejscami zupełnie niepotrzebnego, wrzuconego chyba tylko po to, żeby „zachwycić” widza spragnionego obrzydliwości. (Bo, serio, co takiego wnosiły do fabuły  kliknij: ukryte ?)
    Opening, od oglądania którego można dostać epilepsji, i cudowny Engrish w piosence końcowej też robią swoje.
    Wciąż mam nadzieję, że ostatnie odcinki jakoś uratują tę serię i nie zostanę z poczuciem ogólnego bezsensu i straty czasu, ale na to się póki co nie zanosi.
  • Avatar
    A
    Lenneth 8.12.2014 00:58
    Kreska niezmiennie piękna
    Komentarz do recenzji "Bishoujo Senshi Sailor Moon Crystal"
    Przy odcinku jedenastym w pewnym momencie nie wytrzymałam nerwowo i cyknęłam kilka stopklatek.
    Moja ulubiona: Rei
    Inne, niemal równie śliczne: Ami i Minako
    Bonus: nóżki takie piękne
    Bogowie, za co, ZA CO?
    Nie napiszę: „sama narysowałabym to lepiej”, bo bym nie narysowała, rysować nie umiem wcale, no ale nie zajmuję się zawodowo produkcją mangi czy anime, w przeciwieństwie do osób odpowiedzialnych za te koszmary… *wali bezsilnie czołem o biurko*
  • Avatar
    Lenneth 5.12.2014 16:48
    Re: Tentacle i Godzilla
    Komentarz do recenzji "Seikoku no Dragonar"
    Za mało obejrzałam Seikoku, żeby móc się wypowiadać na temat tej konkretnej serii, ale na poziomie ogólnym – pełna zgoda. Konwencja konwencją, ale nie ogarniam ciągłego paradowania panienek z wdziękami na wierzchu (zakładając, że są to zwyczajne dziewczyny, uczennice czy wojowniczki, nie przedstawicielki najstarszego zawodu świata, bo wtedy jeszcze golizna miałaby sens), „zbroi”, które niczego nie chronią, ani skąpych szczątków ubrań, które trzymają się na postaci chyba tylko dlatego, że zrosły się ze skórą. (Moim osobistym hitem w tej ostatniej kategorii jest chwilowo Kasuga z Basary: jej strój ewidentnie przyklejono do ciała bardzo mocnym klejem, inaczej babka miałaby sutki na wierzchu przy każdym głębszym oddechu, a co dopiero podczas akrobacji ninja).
    Nie ogarniam też ładowania do mainstreamowych anime takich ilości fanserwisu, że od animowanego porno daną serię odróżnia tylko brak bezpośrednio pokazanego seksu. Zdaje mi się, że jeśli ktoś chce w spokoju fapać, to pewnie prędzej sięgnie po klasyczne hentai, zamiast bawić się jakąś namiastką ocenzurowanego pornosa, a jeśli chce obejrzeć anime dla fabuły, postaci i innych takich, to na wuj mu tentakle, majtki i cycki w co drugiej scenie?
    No ale co ja tam wiem, nigdy nie byłam ani czternastoletnim chłopcem, ani geniuszem marketingu ze studia anime. :/
  • Avatar
    Lenneth 29.11.2014 01:24
    Re: Częściowy przerost formy nad treścią?
    Komentarz do recenzji "Shingeki no Kyojin"
    Dzięki za wyjaśnienie. Teraz Twój tok rozumowania ma dla mnie więcej sensu.

    W wersji anime twórcy często stosują pojedyncze kadry i zatrzymują akcję, w międzyczasie przedstawiając uczucia postaci w trakcie walki.

    Takie rzeczy to chyba w każdym shounenie, SnK nie odkryło tutaj Ameryki.

    „CELOWY brak płynności” – ależ oczywiście. Stopklatka i/lub zbliżenie na twarz postaci podczas walki to nic więcej jak kolejna, wysoce pożądana oszczędność w budżecie. ;) Choć akurat – powtórzę się – SnK wypada przyzwoicie pod względem ekranizacji walk. Pojedynki z tytanami rzadko bywają statyczne, a kiedy kamera lata w powietrzu razem z bohaterami, naprawdę powstaje złudzenie, że wszystko dzieje się szybko, w trzech wymiarach.
  • Avatar
    Lenneth 28.11.2014 21:00
    Re: Częściowy przerost formy nad treścią?
    Komentarz do recenzji "Shingeki no Kyojin"
    grafika jest przepiękna, zwłaszcza tła, oszczędna animacja sprawia, że można czasem poczuć się jak podczas czytania mangi

    Nie rozumiem tego argumentu, naprawdę nie rozumiem. Oszczędna animacja w serialu akcji – to lepiej? Od kiedy?
    Idąc tropem powyższej logiki:
    Gdyby tak zrezygnować z dynamicznej animacji podczas walk z tytanami albo przerzucić się na pokaz slajdów… albo zawsze pokazywać tylko małe postaci z oddali, albo – o, mam! – całkowicie zrezygnować z kolorów, to już w ogóle byłoby jak w mandze! Idealnie, a jaka oszczędność pieniędzy!
    ...Ech, nie. Animacja, jak sama nazwa wskazuje, służy do tego, żeby oddać postaci czy inne obiekty w ruchu. W serialu, w którym widowiskowe walki z tytanami to wręcz punkt scenariusza, traktowanie animacji po macoszemu kompletnie mija się celem.

    Żeby była jasność: nie chcę przez to powiedzieć, że SnK wypada źle pod tym względem. Tym bardziej, że wystarczy popatrzeć na pierwszy tom mangi, gdzie postacie są praktycznie nie do odróżnienia, a w scenach akcji nie wiadomo, kto z kim walczy i co się w ogóle dzieje, i już człowiek zaczyna wychwalać pracę Wit Studia pod niebiosa.
  • Avatar
    Lenneth 22.11.2014 15:40
    Re: olaboga xp
    Komentarz do recenzji "Bishoujo Senshi Sailor Moon Crystal"
    Dalfon, ty trollu, włożyłe/aś kij w mrowisko. ;)

    Amarette, osobiście uważam, że zamiast dużo się tłumaczyć, lepiej cały ten wysiłek włożyć w poprawniejsze pisanie. Już zresztą widzę u Ciebie pewną poprawę, jeśli porównać Twój ostatni post w tym wątku z pierwszym: częstsze zaczynanie zdań wielkimi literami, częstsze używanie interpunkcji etc – ideału nie ma, ale to na pewno poszło w dobrym kierunku, oby tak dalej. Co do „dys”, to ostatnio na Piekielnych trafiła się ciekawa historia na ten temat – generalnie wielu „dys” stara się za wszelką cenę walczyć ze swoimi problemami i robi to skutecznie, czego i Tobie życzę. :)

    I proszę, nie odbieraj tego jako osobistej nagonki, bo tak naprawę nie o Ciebie tu chodzi (każdy z nas popełnia jakieś błędy, mniejsze lub większe), ale o ogóle trzymanie standardów i dbałość o czystość języka.

    A, odpowiadając na pytanie: kropki przed emotikonami, choć w ogóle lepiej nie wciskać emotek wszędzie, gdzie tylko się da, bo ich nadmiar utrudnia czytanie. :)
  • Avatar
    Lenneth 21.11.2014 13:06
    Re: Po 10tym epku.
    Komentarz do recenzji "Bishoujo Senshi Sailor Moon Crystal"
    Właśnie nadrobiłam ten ep i zgadzam się co do słowa w kwestii „sztuczności”, choć ja bym to nazwała jakoś inaczej… Pokazem slajdów, może? Mam wrażenie, że patrzyłam na totalnie bezpłciowe odhaczanie kolejnych punktów ze scenariusza, nie na normalną, dynamiczną narrację, jaka powinna znaleźć się w serialu.

    Po co było w ogóle rysować ten odcinek, równie dobrze można było do sieci wstawić skrypt na tle kilku statycznych grafik, coś w stylu:

     kliknij: ukryte 

    ...I dalej w ten deseń.
    Widzowie NIC by na tym nie stracili.

    Czy to z mojej strony aż tak głupie, oczekiwać od tej produkcji jakiego MINIMALNEGO zaangażowania w opowiadaną historię, a nie tylko szeregu maksymalnych uproszczeń i skrótów z tekturowym kłodami zamiast bohaterów? Bogowie, przecież to już w dobranockach dla dzieci można trafić na ciekawsze charaktery i lepiej prowadzone fabuły…
  • Avatar
    Lenneth 4.11.2014 18:38
    Re: Nuda w pięknym opakowaniu
    Komentarz do recenzji "Kara no Kyoukai: The Garden of Sinners"
    Dzięki za odpowiedź! Obejrzę to nowe F/SN, o którym piszesz – wcześniej żyłam w przekonaniu, że to jakiś (dziwnie szybki) remake poprzedniej serii, ale skoro to alternatywna ścieżka, a nie odgrzewany kotlet, to zmienia postać rzeczy. :)
  • Avatar
    Lenneth 4.11.2014 16:11
    Re: Nuda w pięknym opakowaniu
    Komentarz do recenzji "Kara no Kyoukai: The Garden of Sinners"
    Fate/Stay Night mam przerobione, za Fate/Zero zabiorę się wkrótce, ale jedno i drugie w formie anime, nie gier. Coś ważnego przez to tracę?
  • Avatar
    Lenneth 4.11.2014 14:50
    Re: Nuda w pięknym opakowaniu
    Komentarz do recenzji "Kara no Kyoukai: The Garden of Sinners"
    Znaczy, świadomie kreowano go na socjopatę albo wręcz psychopatę, któremu nie przeszkadza mordowanie innych ludzi i który ma zaburzone odczuwanie lęku (brak instynktu samozachowawczego, lgnięcie do niebezpiecznej, nieprzewidywalnej dziewczyny)? To może i miałoby sens, gdyby nie kłóciło się z resztą jego wizerunku – jakoś nie widzę prawdziwego psychopaty troszczącego się o kogokolwiek w ten sposób, w jaki Mikiya troszczy się o Shiki.

    ...Aczkolwiek chciałabym wierzyć w koncepcję, że twórcy specjalnie chcieli stworzyć wewnętrznie sprzeczną postać, a nie „samo im tak wyszło”.
  • Avatar
    Lenneth 4.11.2014 01:20
    Re: Nuda w pięknym opakowaniu
    Komentarz do recenzji "Kara no Kyoukai: The Garden of Sinners"
    A kto Ci powiedział, że oglądam i lubię tylko „battle shouneny” albo że potrzebuję ciągłej „napierdzielanki” do szczęścia? Owszem, wolę konkrety zamiast abstrakcji (zwłaszcza spójny i logiczny świat przedstawiony zamiast bełkotliwej mistyki i dziur w scenariuszu), ale najlepiej bawię się na anime wtedy, kiedy są tam fascynujący bohaterowie i wciągająca fabuła, a tego mi akurat w KnK zabrakło. Moja nuda wzięła się z niemożliwości emocjonalnego zaangażowania się w postacie i w ich historię, tyle.
  • Avatar
    A
    Lenneth 3.11.2014 23:58
    Komentarz do recenzji "Romeo i Julia"
    Kiedy kilka lat temu zabrałam się za to anime, to była droga przez mękę. Dobrnęłam gdzieś do dwudziestego odcinka i rzuciłam toto w diabły. Ale że nie lubię nie kończyć czegoś, co zacznę, zacisnęłam zęby i zrobiłam podejście numer dwa, od początku – i tym razem udało mi się dotrwać aż do końca. The end, owari, finito, więcej epów nie będzie! Co za ulga!

    To anime… miało potencjał, ale strasznie go zmarnowało. Sam pomysł, żeby nieco urozmaicić – „ulepszyć”? – oryginalną sztukę Szekspira przypadł mi do gustu; nie przeszkadzały mi skrzydlate konie i inne dodatki rodem z fantasy. Problem w tym, czego zabrakło: sensownej, wciągającej fabuły, spójnego świata przedstawionego, porządnych, ciekawych bohaterów.

    Napiszę to wprost: Romeo i Julia to idioci, pomiędzy którymi nie ma nawet śladu chemii. Że idioci, to jeszcze mogłabym im wybaczyć, w końcu u Szekspira też mieliśmy parę egzaltowanych, naiwnych dzieci, tu akurat anime w pełni pokrywa się z oryginałem. Okej, niech sobie będą ci nasi bohaterowie dziecinni, skrajnie samolubni i nieodpowiedzialni, mający gdzieś wszystkich i wszystko poza swoją „wielką miłością”... Tą „wielką miłością”, która wzięła się stąd, że na siebie spojrzeli, a potem zamienili ze sobą nie więcej niż kilka słów. Ha! Rzeczywiście, miłość ogromna, gdzieżby tam jakieś szczeniackie zauroczenie… Co ciekawe, Romeo i Julia w pierwszej połowie serii podobno za sobą szaleją, żyć bez siebie nie mogą i tak dalej (co objawia się stertą górnolotnych deklaracji i kilkoma kretyńskimi zachowaniami, vide:  kliknij: ukryte  bo takie przyziemne rzeczy jak zdrowy rozsądek są dla słabych), natomiast w drugiej połowie zachowują się jak praktycznie obcy sobie ludzie (i nic dziwnego) – nagle zaczynają przedkładać obowiązki nad uczucia, nie widać też zbytnio, żeby za sobą tęsknili. Jak już pisałam: zero chemii. Gdyby nie ciągłe deklamowanie o miłości i kilka pocałunków, pomyślałbym raczej, że to para dalekich znajomych.

    Kiedy zaś patrzę na bohaterów z osobna, nie jak na parę, też nie ma szału. Julia w zamyśle miała być chyba silną i kompetentną postacią kobiecą, wojowniczką – niestety, twórcom zamiast tego wyszła płaska, bezużyteczna, irytująca dziewczyna, która nie potrafi używać mózgu i której siła ulatnia się akurat wtedy, kiedy to wygodne dla scenariusza. Z kolei Romeo to słodki, naiwny szczeniaczek – nie mam pojęcia, jakim cudem on się taki uchował na dworze swojego ojca, naprawdę, nie ogarniam tego! – który pod koniec serii minimalnie się wyrabia, ale… jego charakter nadal pozostaje bez zmian, tak samo płaski jak na początku. Postacie drugoplanowe – analogicznie, płaskie bez wyjątku, do każdej z nich można przyporządkować po dwie cechy i na tym poprzestać. Źli są karykaturalnie wręcz źli (okrutni, tchórzliwi albo chciwi), dobrzy – szlachetni bez wyjątku. Nawet o Tybalcie trudno powiedzieć, żeby był szary pod względem moralnym czy w ogóle ciekawy. Hermiona, narzeczona Romeo wzbudzała we mnie skrajną irytację, a wątek ślubu dwóch postaci pobocznych  kliknij: ukryte  był totalnie z tyłka wzięty – nie pokazano nawet grama rozwoju relacji między nimi, tylko od razu, bach, ślub, nie, żeby ten ślub sam w sobie nie był skrajnie przewidywalny, bo skoro nawet konie w tej serii sparowano… Na dodatek ona robiła na mnie wrażenie trzydziestolatki, on – maksimum trzynastoletniego dzieciaczka – zero chemii do potęgi n­‑tej. Jedyną postacią, która choć trochę przypadła mi do gustu, był Francesco, głównie z powodu włosów i tylko dopóki się nie ruszał i stał na pierwszym planie, bo animacja w tym serialu do najwybitniejszych niestety nie należała.

    Fabuła w tym filmie sprowadzała się do tego, że postacie drugoplanowe mieli jakieś tam plany, ale Romeo i Julia miotali się po ekranie i ciągle wszystko sabotowali, a kiedy już sami nieco się ogarnęli i zaczęli postępować odpowiedzialnie, do akcji wkroczyło deus ex machina w postaci złej miłośniczki drzew, która… nie była taka zła jak to anime próbowało nam wmówić? Serio, wytłumaczcie mi jedno:  kliknij: ukryte 

    Nawiasem mówiąc, przyzwyczaiłam się już, że w tego rodzaju seriach kuleje logika świata przedstawionego, ale zabiło mnie stwierdzenie Willy'ego w końcówce: „Nie wiedzieliśmy, że  kliknij: ukryte  ani w ogóle, że Neo Werona jest latającym kontynentem”. Błagam, oni tak serio? Przecież tak ich latająca wysepka była śmiesznie mała! A oni mieli całkiem zaawansowaną cywilizację! I latające wierzchowce! (Już pal sześć, co bycie kompletnie odizolowanym krajem oznacza dla gospodarki, ale) przez tyle lat nie odkryli, że ich świat kończy się urwiskiem?? Nie przyszło im do głowy zapuścić się dalej?? To mniej więcej tak samo logiczne i prawdopodobne jak np. Anglicy z Epoki Renesansu, którzy do tej pory się nie zorientowali, że żyją na wyspie…
    Dobrze, zostawmy to, i tak już dość się rozpisałam.

    Grafika ani projekty postaci nie powalają, w scenach walki ludzie i przedmioty szkaradnie się odkształcają, na pozytywną uwagę zasługują natomiast projekty wnętrz i budynków – pasują do klimatu epoki, są też odpowiednio europejskie. Muzyka poza openingiem i endingami praktycznie niezauważalna, do zapomnienia. Seiyuu przeciętni, to było jedno z tych nielicznych anime, które w połowie obejrzałam z angielskim dubbingiem i nie czuję, żebym coś przez to straciła (a normalnie od dubbingu w anime krwawią mi uszy). Jeśli zaś chodzi same dialogi, miałam wrażenie, że postacie nie mogły się zdecydować, czy mówić językiem Szekspira czy normalnie, co bardzo mi zgrzytało – współczesny język przeplatany archaiczną stylizacją od czapy to kompletne nieporozumienie.

    Ogółem – to anime nie wykrzesało ze mnie żadnych uczuć poza irytacją i nudą. Ani razu nie zdołało mnie wzruszyć i jest prawdopodobnie jedynym anime, które w założeniu miało poruszać, a w praktyce nie wycisnęło ze mnie ani jednej łzy. Ani jednej! – kiedy normalnie potrafię się wzruszyć nawet na widok kamienia. Nie polecam go nikomu. Znaczy, może młodsi, co bardziej egzaltowani miłośnicy romansów znajdą w nim coś dla siebie, i w porządku, ale to jeszcze nie znaczy, że całość jest dobra.