
Komentarze
Elfen Lied
- Re: Yuka : xx : 3.05.2022 15:02:46
- Re: Yuka : Bez zalogowania : 3.05.2022 13:58:14
- Re: Profesjonalna recenzja : xx : 2.05.2022 18:02:16
- Re: Yuka : ZSRRKnight : 2.05.2022 15:18:23
- Yuka : Slime : 2.05.2022 11:53:14
- Paroksyzmy dramatu. Tępione uczucia i odrzucane poczucie własnego Ja : Sakakibara : 27.03.2019 22:00:30
- Mieszane uczucia : Koleś : 15.12.2018 19:37:41
- komentarz : Raptor : 25.08.2017 17:55:09
- Chyba za wcześnie : Suiji : 28.04.2017 20:55:16
- Re: Zdecydowanie za dużo przemocy w jej całej mocy. : Xaven : 16.08.2016 21:50:34
Yuka
Paroksyzmy dramatu. Tępione uczucia i odrzucane poczucie własnego Ja
Mieszane uczucia
Chyba za wcześnie
Trafiłam przez koleżankę i na ślepo nie czytając opisu ani ograniczenia wiekowego włączyłam odcinki.
Dobrze je wspominam.
Link z opinią którą przesłał rockman90 według mnie jest bardzo trafny i porusza najważniejsze kwestie więc nie ma co więcej gadać.
Iluminati wcisną się wszędzie.
Profesjonalna recenzja
[link]
Nie zamierzam, jak niektórzy, gloryfikować serii jako uniwersalnej opowieści o kondycji człowieka, meandrach duszy itd. Choć uważam, że jednak nie jest ona całkowicie pozbawiona pewnej głębi. Takiej, którą ciężko mi było nazwać te cztery lata temu gdy zetknąłem się z tą historią po raz pierwszy, a tak samo ciężko jest ją nazwać ją dziś. Może to kwestia jakiegoś sentymentu jaki wywołuje przypomnienie dzieciństwa Kouty i Lucy? Ciężko stwierdzić.
W sumie nieważne. Nawet jeśli jestem przychylny EL nieco na wyrost to z chęcią znowu odstawię tę historię w pamięci na jakąś dalszą, zakurzoną półkę, by za jakiś czas znowu do niej powrócić.
Genialne anime
Nyuuuuu :/
Do Elfen Lied zabrałem się za drugim podejściem (Niestety przy pierwszym nie dotrwałem nawet do 3 minut przez ilość latających kończyn i keczupu, czy to w powietrzu, czy to na ziemi.
No i cóż by tu rzec o tym dziele, szczerzę – nic specjalnego, były jakieś intrygi, były ciekawe założenia, a wyszło kiczowato.
Ot tak, zabawa w rodzinę, bieganie po okolicy, przygarnianie zabłąkanych duszyczek czy to niańczenie Nyuu. Taka codzienność w spokojnej ostoi zajazdu u Kouty. A w tle sado‑naukowcy oraz przygłupia policja, pełniąca rolę statystów‑owieczek do pokazania rzezi. Ale, żeby nie było za mało, to dodajmy trochę ecchi, trochę bezsensownych postaci (Mayu czy ten szajbnięty nieśmiertelny żołnierz kliknij: ukryte (czemu go Lucy oszczędziła!!!!!!!??????), zróbmy z tego harem, dodajmy kilka wątków, których nie będziemy rozwijać i wyjdzie dzieło… przeciętne, bo co za dużo to nie zdrowo. Najbardziej rozczarowałem się zakończeniem, bo liczyłem na jakieś „BUM”, rozwiązywanie intryg, a wyszło tak… klasycznie i z mnóstwem niedomówień.
Co do postaci to chyba chorują na jakąś chorobę pozbawiającą racjonalności i logicznego myślenia. kliknij: ukryte Lucy zabiła Koutcie ojca i siostrę oraz wymordowała mnóstwo ludzi, a to wszystko przez jakiegoś pieska, bo się nad nim chłopacy znęcali. (A zresztą, kto normalny przygarnia dziewczynkę z rogami do jakiejś tam szkoły/sierocińca, zaraz po zauważeniu przez kogoś rogów powinna wylądować w jakimś laboratorium, a tymczasem spełniają one rolę pretekstu do tego, żeby statyści mieli powód do sadyzmu). Wracając do poprzedniej myśli, jak można zapomnieć o kimś kto wyrżnął tyle ludzi na festynie oraz zabił dwie najbliższe Ci osoby, zapomnieć – w zaledwie jeden rok! na terapii szpitalnej! (Ci lekarze to cudotwórcy :D), a później jeszcze nie czuć wstrętu do kogoś takiego, a mówić, że się ją kocha.
Kurame polubiłem, ew. troszkę Lucy bo lubię ten rodzaj postaci o tyle, kliknij: ukryte że ten nieszczęsny piesek jak powód chęci zabijania ludzkości, załamuje jej psycho‑wizję. Reszta postaci to takie szaraczki.
Kreska ujdzie, animacja stabilna, bo jej zbytnio nie odczuwałem w negatywny czy pozytywny sposób.
Openning dość specyficzny, w dodatku, w niezbyt spotykanym języku, nie powiem, bardzo ciekawy zabieg, jednak moją uwagę przykuł bardziej ending, mimo tego, że nie wpasowywał się do klimatu serii (bardziej pasowałby do gatunku pokroju Kyoukai no Kanata niż do Elfen Lied) to mnie zachwycił. Reszta soundtracku dobrze wykonana, to ona odgrywała pierwsze skrzypcę w robieniu „nastroju”, szczególnie music box Lilium był cudowny.
Takie 5/10, za pomysł oraz „enjoyment”. (przy czym piątka u mnie to dość marna ocena).
Rozczarowany jestem, bo po tej popularności (#9 na MALu) spodziewałem się czegoś ciekawszego.
PS: Zachęcam do przeczytania komentarza użytkownika „shugohakke”, ukłon za świetne rozpisanie wad tej serii.
Może Elfen Lied nie jest pozbawione wad, jednak jak już się zacznie oglądać to ciężko przestać i do tego ten cudowny opening!
P.S. Jak dla mnie nie było to takie drastyczne i krwawe jak mówią :-))
To anime raczej nie jest dla dzieci.Najpierw kilka minut w pierwszym odcinku przeraziło mnie tak, że wyłączyłam.
Ode mnie 9/10 i ulubione.
- Porzucam -
Niesamowite anime
Ogólnie bardzo dobra seria,taka prawdziwa. 9/10
Postaci: 8/10 – Uwielbiam Lucy, poza nią większość postaci jest ok. Niestety sam główny bohater oraz jego kuzynka Yuka bardzo zaniżają poziom.
Klimat: 10/10 – Ciężki, przygnębiający, niepowtarzalny potęgowany bardzo dobrą ścieżką dźwiękową, pod tym względem u mnie numer 1.
Grafika: 7/10 – Jest po prostu w porządku.
Muzyka: 9/10 – Cudowna muzyka z openingu(Lilium)wykorzystywana w różnych wersjach w trakcie seansu oraz reszta pasującej do klimatu ścieżki dźwiękowej. Niestety ending słaby.
Ogółem: 8+/10 – Jest to piękna, wzruszająca historia z całą pewnością nie dla każdego, bo nie boi się ukazywać ponurej rzeczywistości w jakiej żyjemy. Jeśli jednak już się komuś spodoba to nigdy o tym tytule nie zapomni. Bardzo polecam po zapoznaniu się z anime przeczytanie mangi, po takiej podwójnej dawce Elfen Lied nie mogłem dojść do siebie przez 2 dni.
jest bardzo fajne
Piękne anime.
Arcydzieło
Co tu dużo mówić – według mnie Elfen Lied jest genialny. Wiem, że nie jest mało osób, którym to anime nie przypadło do gustu. Dla mnie jednak jest bardzo głęboki, skłania do przemyśleń… Z pewnością należy do ciężkich tytułów. Nie musi się Wam spodobać, nie gwarantuję tego, lecz ja polecam ją jak najbardziej, bo pokochałam ten tytuł. Być może Wam również się spodoba. Szczerze polecam.
My robimy taniom drame, drame taniom nieslychanie
Zarys tła i świata jest naprawdę interesujący. Rogate lolity obdarzone tajemniczymi mocami, ewidentnie nadludzkie, ale pochodzące od normalnych rodziców. Fenomen właściwe zupełnie nie znany, a z pewnością nie badany przez rzetelnych naukowców, a przez grupę sadystycznych szaleńców dorabiających mistyczną ideologię do każdego uzyskanego wyniku. To musiało się źle skończyć.
Pomysły na głównych bohaterów też mają parę mocnych stron. Rozszczepiony umysł Nyu/Lucy otwierał drogę to ciekawych interakcji, wątku wyparcia winy i ucieczki od przemocy w utracone dzieciństwo. Nana tak skrajnie różna od swoich demonicznych sióstr. Kouta i Yuka połączeni wspólną przeszłością i tragedią. Kurama i Shirakawa w poplątanych relacjach zawodowych. No generalnie duży potencjał na ciekawe postaci.
Fabuła też coś niecoś nam obiecuje. Ucieczka z laboratorium i obława na potężnego nadczłowieka. Śledztwa, pościgi i mroczne tajemnice.
Ale pozytywy kończą się na etapie założeń. Niemal każdy element ich realizacji doprowadził do całkowitego zaprzepaszczenia. Choć anime pogrążało się na wielu płaszczyznach i różnymi sposobami to motywacja tych działań była zawsze ta sama – więcej dramy. Więcej wyciśniętych łez i bardziej poruszające tragedie, ślepa pogoń za dostarczeniem widzowi większych wzruszeń szybko przebiła granicę groteski, a i po niej tempo tego samobójczego galopu tylko się zwiększyło. Co takiego się stało?
Primo, gore.
Fontanny krwi, toczące się po podłogach kończyny, urwane głowy i, pomijając wymiar czysto techniczny, nonsensowne śmierci losowych statystów. W jakim celu? By podkreślić tragizm , wszak kto by się przejmował dramatami różowowłosej dziewczyny, gdyby nie miała na koncie ponad pięćdziesięciu przypadkowych mordów? A scenarzyści uczynnie nasyłają na Lucy, kolejne fale ochroniarzy, policjantów, najemników i cywilów zakładając najwyraźniej, że dowódcy japońskich sił porządkowych uczyli się strategi w Związku Radzieckim i nikt nie rozlicza ich ze strat w ludziach.
Inny nonsens opisujący krwawe moce „rogaczek” to zamiłowanie autorów to urywania członków z którego… nic nie wynika. Nie dość, że wspominany już po wielokroć salceson w rękach wygląda komicznie, to każda postać tracąca w ramach serii kończynę – otrzymuje w pełni funkcjonalną i kosmetycznie doskonałą protezę najpóźniej w następnym odcinku. Po co zatem cała ta sieczka? Ano wszystko dla tej gęsiej skórki na karku nieletniego widza, która pojawia się na widok powoli odlatującej w strugach krwi ręki czy nogi.
Trzecia niekonsekwencja to mordercze moce Dicloniusów, które w mgnieniu oka dekapitują statystów, rozrywają ciała policjantów i burzą betonowe ściany, ale gdy przychodzi do starcia z postacią nie przeznaczoną pod rzeźniczy nóż ofiarny dreszczyku emocji widza, śmiertelne cięcia, wibromacek zostają zamienione w miarę zwyczajne uderzenia i ciosy pięści, po których ofiara trochę stęknie, trochę jęknie (może dramatycznie splunie krwią?), ale krzywda wielka się jej nie stanie.
Secundo, wygodne amnezje. Interesująca idea Lucy uciekającej przed złem w zdziecinnienie została w praktyce zastąpiona przez scenarzystami uciekającymi przed dialogami w „Nyu, nyu, nyu. Kohta, nyu, Kohta.” Przeskoki między alternatywnymi osobowościami heroiny zdają się być warunkowane tylko potrzebą podgrzewania, lub studzenia napięcia. I zamiast problematycznej sytuacji, gdzie Nyu musiałaby odpowiadać (choć jak istota o mentalności niemowlęcia ma brać za coś odpowiedzialność?) za zbrodnie Lucy, mamy tylko tani chwyt przedłużający serię, bo za każdym razem gdy ma dojść do konfrontacji z Lucy… Zimnokrwista morderczyni z otwierającej serię sekwencji magicznie znika i pojawia się ckliwe zwierzątko zdolne tylko łasić się i nyuać.
Tertio, zamiast bullies, bullies everywhere. Dzieci w sierocińcach dręczą, naukowcy dręczą, komandosi dręczą, ojczymowie dręczą, pijacy dręczą i pierwsi lepsi przechodnie też dręczą. Cały świat jest zły i paskudny, tylko restauracja „U Kohty” serwuje ludzkie traktowanie dla każdego, kto się napatoczy. Zestawienie tego idiotycznie przerysowanego okrucieństwa świata z do obrzydzenia sielankowymi scenami wspólnych obiadków czy damskich kąpieli stwarza wrażenie, że ktoś tu sobie jaja z widza robi (momentami było to bardziej irytujące niż Geassowe wplatanie szkolnej komedii w bratobójczą walkę o wyzwolenie ojczyzny – zwłaszcza, że w CG było to zwyczajnie głupie, a EL korzysta z takiego absurdalnego zestawienia, by jeszcze podkreślić „dhamę” cierpiącego świata oraz ulotnego szczęścia). Krótko mówiąc, seria epatuje przerysowaną brutalnością i złem, by chwilę później zalewać widza nadmiarem słodyczy, w efekcie tworzy wrażenie filmu propagandowego w którym „tam” jest potwornie źle, a „u nas” jest wspaniale.
Quatro, fan service. Mogę uznać, że luźne podejście Dicloniusów do kwestii odzienia jest ich cechą rasową. Ba! Mogę nawet zgodzić się, że kryje się za tym jakaś symbolika, są nagie jak ich dusze. Czysto zwierzęce, nieskażone cywilizacją czy tam cokolwiek… Ale gdzie tu jest miejsce na wspomniane pantyshoty? I powtarzane uporczywie sceny z łaźni? I wreszcie kilkukrotnie przewijająca się scena Nyu dopieszczającej damskie biusty? Pierwsza ta scena była nawet obiecująca. Dopuszczała możliwość interesującego złamania pewnych tabu, bo wydawało się, że zdziecinniała i mocno „pierwotna” natura bohaterki zdała się być pozbawioną zahamowań i konwenansów i popychać ją do zaspokajania potrzeb mocno seksualnych. To byłoby mocno niestandardowe, wywalić wszystkie te cliche z rumieńcami, odwracaniem wzroku, trudnością wyznania itp. Nyu podoba się jak ją Kohta dopieszcza, więc nie widzi one nic złego w domaganiu się takich pieszczot. Niestety taka logiczna konsekwencja „nieucywilizowanego” charakteru naszej zdziecinniałej heroiny byłaby zupełnie nie w stylu japońskiej animacji ^^ Tym razem chodziło tylko o wstęp to najstarszego gagu haremówek, czyli plaskacza od zbulwersowanej kuzynki. A Nyu nagle przypomina sobie, że jest bohaterką anime i cały jej bezwstyd znika zanim zdążymy się mu przyjrzeć. I znów rumieni się gdy Kohta spojrzy jej w twarz… itd. Chyba, że zachodzi potrzeba kolejnej łopaty fanservice'u to pomiętosi trochę Yukę, ale tym razem bez żadnego powodu, poza uciechą nippońskich gimnazjalistów.
To w sumie najważniejsze zarzuty. Jatka, toporne plot‑device'y, porpagandowy obraz świata i golizna. Gdyby nie te cztery wtopy zapewne wyszłoby z Elfen Lied ciekawe dzieło, a tak mamy tanią dramę, która jednym motywem muzycznym (naprawdę, opening słyszałem w tej serii ponad 30 razy, mimo, że odcinków jest ledwie 13), grubymi nićmi szytą intrygą oraz czarno białymi bohaterami stara się wycisnąć z widza jak największą ilość łez i wzruszeń. Efekt jest taki, jak gdy Nyu postanawia nasypać Wancie cały wór karmy, bo „im więcej tym lepiej”.
Produkcja bardzo kontrowersyjna, bezkompromisowa i wyrazista. Ilość przelanej krwi w niektórych momentach mogłaby uratować setki ludzkich istnień. Dramatyzm niektórych scen osiąga poziom Titanica. I to są główne punkty sporu. Do wielu ludzi nie przemawia brutalność głównej bohaterki i nie potrafią się utożsamić się z uczuciami Lucy. Jednak dla mnie niezrozumiałym jest, żeby traktować ją jako głównego protagonistę, anty‑bohaterkę całej serii. To czym się stała i co robiła może być całkowicie usprawiedliwione. Uważam, że gdyby nie wpływ społeczeństwa, mogłaby spokojnie żyć wśród ludzi. Wiele osób jednak jest innego zdania, bo w końcu wbrew zasadom moralnym jest, aby w jakikolwiek sposób usprawiedliwiać przemoc. Z drugiej strony jednak uważam, że każda istota żywa posiada pewien 'limit', którego osiągnięcie oznacza całkowite zerwanie więzi i absolutne wyjście poza pewne ramy obyczajowe. W końcu pomyślmy – czy jakakolwiek istota żywa byłaby w stanie znieść tyle bólu i cierpienia? Nawet jeżeli jest czymś ponad człowiekiem? Pewnie znalazłaby się taka osoba, ale moim zdaniem takie znoszenie cierpienia podpadałoby pod masochizm, bądź miało znamiona jakiejś choroby psychicznej.
Zostawiając kwestie sporne i problematykę tego dzieła, skupmy się na reszcie. Fabuła przedstawiona zwięźle, bez zbędnych przerywników. Grafika moim zdaniem ponadczasowa – anime wydane 10 lat temu, a ciągle lepiej narysowane niż nie jedna 'produkcja' w dzisiejszych czasach (tak, mówię m.in. o Glasslip). Muzyka… Ohhh… Mógłbym się rozwodzić o tym, jak bardzo mnie urzekł soundtrack, jak często słucham każdego z utworów, ale nie oszukujmy się – Lilium gra tu pierwsze skrzypce. Utwór ten był wstawiany w różnych sytuacjach, grany na najróżniejsze sposoby, a i tak za każdym razem pasował i brzmiał tak samo – perfekcyjnie. Pieśń ta idealnie oddaje nastrój całej serii, a połączenie jej z twórczością Gustava Klimta dała bardzo ciekawy efekt. kliknij: ukryte Dowodem może być to, że na opening Elfen Lied poświeciliśmy 3 godziny języka polskiego omawiając m.in Pocałunek i Adeli Bloch‑Bauer Klimta i ogółem całą twórczość secesyjną w Europie – z tego miejsca chciałbym pozdrowić moją polonistkę, panią Kasię :D Mam nadzieję, że to pani przeczyta, bo z tego co widziałem na laptopie w szkole, to zagląda pani czasem na tanuki :D. Postaci były w miarę logicznie prowadzone, każda była rozpoznawalna, miała charakter i śmiem stwierdzić, że nawet gdyby każda miała taki sam głos, taki sam kolor włosów i taką samą posturę ciała – byłbym w stanie określić kto jest kim już po pierwszym kontakcie z danym bohaterem.
Podsumowując – skrajność, skrajność i jeszcze raz skrajność. Anime trafiające w gust, albo nie. Poruszy albo nie. Mnie poruszyło i jestem gotów bronić tą produkcję oboma nogami i rękami. Dla mnie to po prostu czysty kunszt. Klasyka. Arcydzieło. Ba, nawet więcej – jestem w stanie porównać Elfen Lied do Clannad – anime, które jest dla mnie swego rodzaju czymś świętym. 11/10.
8/10
Ale jak wspomniałam nie jest to seria bez wad.
Całe poprowadzenie fabuły trochę nie do końca mnie urzekło. Te całe „zbieranie” haremu trochę nie pasowało mi do klimatu, ani w ogóle konwencji całej serii. Momentami wydawało mi się, jakbym nagle oglądała zupełnie inne anime. Za to końcówka była nieprzewidywalna, tajemnicza i nie do końca jasna. Zdecydowanie na plus.
Piękne
Może i jest.
Może i nie mam gustu.
Ale zarazem było o innych stworach, a zarazem o ludziach.
Dałam 9/10
Bo wkurzała mnie Nyu (Chyba Nyu. Jakoś tak. Lucy jest wspaniała, ale Nyu miałam ochotę zadźgać) i haremowe momenty, macanko itp.
Ah. I moja miłość do openingu jest nieskończona. Słucham go codziennie.
Chociaż można odczuć, że posiekano Ci mózg, to nie żałuję ani trochę obejrzenia tego anime i na pewno do niego wrócę.
Arcydzieło