x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w
polityce prywatności.
To chyba dosyć dokładnie podsumowuje, co Zegarmistrz myśli o DB:Ewolucji. ;)
100% ciepłości...
Bardzo mi się podobało wprowadzenie w końcu jakiejś postaci kobiecej i, uwaga, nadającej praktycznie na takich falach co bohater, z bardzo przydatnym darem kliknij: ukryte ujawniania przechodzących youkai. Gdyby kiedykolwiek postanowili oboje przekonać niedowiarka, że youkaie istnieją i mają się dobrze, wystarczy, że Taki narysuje jeden ze swoich kręgów.. Oraz reakcja na Neko‑senseia. Zabójcza, dla senseia także…
Z kolei cieszę się jednak, że nie został rozwinięty watek egzorcystów. Wprawdzie ciekawym byłoby, jak reaguje to całe towarzystwo na potomka Reiko, ale przypuszczam, że mogłoby się to skończyć nieciekawym angstem. Twórcom udało się wybrnąć z tego obronną ręką, ledwo zaznaczając, że są, gdzieś w tle, i naprawdę logicznie i dosadnie uzasadnić, jaki jest stosunek Natsume do tych praktyk. Ha, udało mu się nawet kliknij: ukryte praktycznie (prawie) przeciągnąć Natoriego na swoją stronę i przekonać do swojego podejścia do youkaiów, czyli „jeśli się da, próbujemy pomóc/rozwiązać sprawę, ale jeśli trzeba, nie ma zmiłuj i trzeba przylać i zapieczętować”. I bardzo ładnie pokazano, jak zmieniło się podejście Natoriego do całej sprawy, w porównaniu do pierwszej serii.
Grafika – przepiękne tła, w porównaniu do pierwszej serii widać, że otrzymano większy budżet i postanowiono go wykorzystać w zdrożnym celu. Słusznie. Bardzo słusznie uczyniono. Mankamentem zaś dla mnie, i to już przy pierwszej serii było widoczne, że notorycznie mylili mi się Natsume i Natori w wersji bez okularów – za podobni są… fizycznie. Za to scenki z Nyanko – urocze, śmieszne i bardzo, bardzo kocie (jajeczko?).
Nie żałuje ani minuty spędzonej przy oglądaniu „Natsume”, czy to jednego, czy też drugiego. I przypuszczam, że niedługo obejrzę je znów tylko po to, żeby poczuć tę szaloną dawkę ciepła i optymizmu.
Chcę więcej takich serii…
10/10 – i kij w oczko pacynkom!
Re: wcale nie takie złe
Potem się wytnie, ale nie zdzierżyłam.
Nieskomplikowane
W przeciwieństwie do serii TV (której obejrzałam jeden odcinek i niestety, a może stety, wymiękłam) to jest komedia. Zwykła komedia w realiach fantasy, obracająca się wokół próby uratowania księżniczki.
Przeważa humor sytuacyjny, więc seria na pewno się spodoba tym, którzy lubią tego typu zabawne scenki.
Osobna sprawa jest bohater. Wredny i pazerny, a jednocześnie w jakiś sposób sympatyczny. I ma pecha wplątać się w niewłaściwą przygodę :)
Polecam na rozluźnienie po ciężkim dniu – uśmiejecie się na pewno, jeśli nie przeszkadza wam ten typ humoru.
Re: Mały błąd.
A jednak mało...
Ale to jednak Tora kradnie show – jest duży, stary, bezczelny i naprawdę chce zjeść bohatera, mimo, że wedle wszelkich prawideł sztuki, powinien być wdzięczmy mu do grobowej deski za uwolnienie. No niestety, tak nie jest – w końcu każdy prawidłowy potwór zjada ludzi, czyż nie? Jednak i tak jest uroczy, zwłaszcza, gdy koszmarnie narzeka i się irytuje, próbując przystosować do współczesnego świata.
Jeszcze a propos zjadania ludzi właśnie – gatunek „horror” przyznany jest jak najbardziej właściwie – w momencie pojawiania się innego ayakashi niż Tora, kończyny i odcięte lub przepołowione głowy dosłownie latają w powietrzu, a krew jednak nie jest zielona, tylko prawidłowo, czerwona.
Warto obejrzeć – dla normalnej, porządnej rozrywki i dla Tory.
Dobre
Same morderstwa czasem są wyjątkowo skomplikowane – tak jak moshi, nie sądzę, żeby komukolwiek chciało się tak komplikować sobie życie, za to niektóre są pomysłowe. I na szczęście twórcy oszczędzili widoku krwi, flaków czy dyndających trupów.
Oczywiście, pojawia się też Zła i Mroczna Tajna Organizacja (tm), ale ten wątek raz, że pojawia się gdzieś w połowie, dwa – zostaje praktycznie nierozwiązany – co jest wyjątkowo irytujące, tak samo jak wątek pewnego tajemniczego artysty, który MUSI mieć jakieś głębsze znaczenie – nie wierzę po prostu, że autor dał tyle „wskazówek” ot tak sobie… choć z drugiej strony wszytko jest możliwe.
Bardzo przyjemna seria dla osób, które lubią kryminały – nie jest „mhroczna i tró”, jest sympatyczną historią o gromadzie uczniów, którzy chcą zostać dobrymi detektywami.
Aha, po napisach końcowych i zapowiedzi kolejnego odcinka jest zawsze 30 sekundowa wstawka „z życia”. Czasem naprawdę zabójcza.
Ciepłe :)
Tym, co mi sie strasznie spodobało, to właśnie te „okruchy życia” – zwykłe, normalne życie ludzi, którzy pewnego pięknego dnia w telewizji usłyszeli oficjalne „Tak, kosmici istnieją”... i przechodzą nad tym do porządku dziennego – przepraszam, ale festiwal szkolny się sam nie zorganizuje – oraz postacie.
Uwaga! Mamy bohatera który MYŚLI! I to myśli logicznie, umie wyciągać wnioski, zadawać właściwie pytania i słychać rad, których się mu udziela, nie jest przemądrzały, nie siedzi w kącie „bo świat jest okrutny i niktmnieniekocha”, ma kochającą rodzinę, świetnych przyjaciół i jest przewodniczącym klasy. I, co będzie chyba straszne dla niektórych, nie jest biszonenem! Ma okulary i jest przesympatycznym chłopakiem. Reszta postaci też nie ustępuje mu pola – barwna gromada postaci pierwszo-, drugo- i dalszego planu, które żyją i nie stoją jak kołki, kiedy coś się dzieje. I maja wpływ na fabułę. I praktycznie każde z nich ma własny charakter.
Fabuła – wciągająca od pierwszego odcinka, przy czym uwaga – jeśli pierwsze 2‑3 odcinki nie podejdą, lepiej sobie odpuścić – jeszcze raz mówię – tu się liczy zwyczajne życie, a nie „naparzanie” jakichś kosmitów. Zachwycająca jest równoległość niektórych wydarzeń – i znowu, co z tego, że są kosmici i że jeden się gdzieś szwęda, są na tym świecie rzeczy ważniejsze – ślicznie pokazane są wydarzenia dziejące się praktycznie jednocześnie, przy czym często właśnie te z pozoru „normalne” mogą zawierać kawałek układanki, potrzebnej do rozwiązania zagadki kilka odcinków później. Dopełnieniem jest muzyka – bardzo, ale to bardzo przypominająca starsze wiekiem produkcje, nawet i te normalne, nie‑animowane. I doskonale uzupełniająca klimat.
Polecam „Shingu” miłośnikom anime, którzy szukają czegoś ciepłego i sympatycznego. Ode mnie dostaje wysoce subiektywne 9/10, bo rzadko trafia się na taka perełkę i takie połączenie.
Re: Czemu tak nisko?
Re: Oukami to Koushinryou
Re: :)