x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w
polityce prywatności.
Re: Czuję satysfakcję
Czuję satysfakcję
Jaką dałbym ocenę? fabularnie 6‑7, audiowizualnie 9. Czyli 7+ się należy :)
Szybko i na temat
Dam naciągane 7/10 i zostawię KONOSUBA! jako zamknięty temat. Istnieją ambitniejsze i zabawniejsze serie. Ta jest zwyczajnie głupkowata. Idealna na nudny wieczór.
W końcu się zebrałem
Na bazie tego anime powstała gra o takim samym tytule, na konsolę PSX. Była to wtedy moja ulubiona gra, w którą potrafiłem grać dniami, przechodzić kilkanaście razy dziennie i mieć ciągle taki sam ubaw. A wszystko dzięki klimatowi serii. Mimo, że gra była/jest po japońsku, jako dzieciak śledziłem opowieść z wypiekami na twarzy domyślając się o co w tym wszystkim chodzi. Po wielu latach szukając nazwy gry, trafiłem na anime i… Zacząłem oglądać.
Gear Senshi Dendou jest piekielnie słabo znany w Polsce, w dodatku to klasyk z 2000 roku. Mam za sobą Evangeliona, TTGL, Suisei no Gargantia, Code Geass i wiele innych serii z mechami, jednakże ta ma w sobie coś specyficznego.
Krótka, niezobowiązująca recenzja – START
O serii tej można powiedzieć sporo dobrego i trochę złego. Najbardziej urzekającym moim zdaniem jest klimat i pomysł na same mechy. Mimo, że pomysł o obcych chcących zniszczyć świat jest dość oklepany, należy zaznaczyć, że seria jest bardzo stara. Wtedy nie zwracano aż tak uwagę na to czy jakiś motyw się powtarzał. Dzisiaj takich serii mamy mnóstwo, także i postrzeganie jest inne – bardziej rygorystyczne. Uważam, że nie powinniśmy przykładać do tego zbyt dużej uwagi.
Faktycznie rażącą rzeczą może być jedynie wiek głównych bohaterów. Poza tym odnajdywanie kolejnych wzmocnień dla Dendou sprawia, że śledzi się serię przyjemnie i z dozą ciekawości. Mamy tutaj fajne czarne charaktery, bohaterów dynamicznych, fajne mechy i dobre walki. Bardzo podobała mi się kreacja matki jednego z głównych bohaterów, aczkolwiek i w jej temacie mam trochę zgrzyty. Gdzieś od połowy serii, może trochę ponad połową „mama” jest bardzo… Patetyczną i irytującą chwilami postacią z kompleksem starszego brata. Czasami ma się wrażenie, że to nie synem bardziej się przejmuje a swoim bratem.
Przymykając oko na ten minus, dostrzeżemy sporo pozytywnych stron. relacje bohaterów są ciepłe, walki potrafią być ciekawe, zaś kolekcjonowanie bestii zaostrza ciekawość widza. Być może moje postrzeganie jest uwarunkowane sentymentem, ale ten staram się odrzucać.
Fanom mechów polecam oglądnąć. Jedynym problemem może być dostępność serii. Sam szukałem jej dość długo i ostatecznie znalazłem w języku angielskim.
Po skończeniu seansu, czułem niedosyt. Kilka tematów zostało podanych zdawkowo lub na szybko, innym nie było dane się do końca rozwinąć. Są to jednak tematy bardzo poboczne i jeśli przyjmiemy do wiadomości, że istnieje w tym wszystkim pewna tajemnica, możemy uzyskać przeciwny efekt, pobudzający naszą wyobraźnię do myślenia.
Na koniec wspomnę, że Gear Senshi Dendou oglądałem ponad rok temu. Nie potrafiłem zebrać się do wrzucenia własnej opinii, ponieważ nie chciałem być niesprawiedliwy. Dzisiaj patrząc na to co widziałem nie tylko w GSD, mogę powiedzieć, że seria jest dobra. Takie szczere 7/10 ode mnie. C:
Dałbym 8, ale jednak czegoś mi brakowało.
A! Bym zapomniał. Bardzo fajny jest Opening i Ending. W przypadku tego drugiego miałem silne skojarzenia z endingiem zawartym w Chobits.
GIGA DRIVE! INSTALL!
Pochłonęło do reszty
Seria skończona. Wyczekuję z wypiekami 2 sezonu!
Muzyka zapadająca w pamięć. Przyjemna dla ucha. Daję za całokształt 9/10. To moja ocena.
Nie tego się spodziewałem
Uczciwe 8 się należy
Pierwsze wrażenie było bardzo sympatyczne. Mimo, że protagonista irytował mnie swoją niezdarnością, jednocześnie przyciągał mnie sympatyczną aurą jaką tworzył na ekranie. Przyjemnie oglądało się seans i śledziło jego przygody. Historia już na początku zaczyna tworzyć wiele ciekawych smaczków, których rozwinięcia oczekujemy do samego końca… I nie doczekujemy się. Niemniej biorąc pod uwagę 12 odcinków, ciężko byłoby zrealizować całe zaplecze dobrobytu jakim seria chciała nas uraczyć. Bardzo chciałbym żeby DanMachi nie poprzestało na, być może, drugim sezonie kontynuującym opowieść Bella. Marzy mi się kontynuacja, w której byłoby minimum 30+ odcinków. Uważam, że to wystarczające żeby opowiedzieć całą historię oraz rozbudować relacje bohaterów. Choć… Za większą ilość nie pogniewałbym się o ile poziom jaki zaprezentowano w 1 sezonie, pozostałby na równi z swoją kontynuacją.
Tak jak napisał recenzent, kontynuacja potrzebna na gwałt. Odcinek OVA nie jest specjalnie satysfakcjonujący. W kwestii wizualnej daję 8, muzyka 8+, opening i ending nie zapadły mi w pamięci. Historia coś między 7‑8, bo nie było dane poznać nam jej rozwinięcia. Postaci trzymają różny poziom. Nie dam tutaj oceny, po prostu napiszę, że wszyscy są sympatyczni. Fan serwis sam w sobie nie rzucał mi się przesadnie w oczy, poza biustem Hestii. Walki… Kurcze fajne były. W prawdzie można je wyliczyć na palcach jednej dłoni, ale na te 12 odcinków, 4 akcje szczególnie zapadły mi w pamięci.
Pozostawiam wspomniane w temacie 8/10 i wierzę, że niedługo poznamy dalsze przygody Bella. Nadciągający „2 sezon” nie jest dla mnie drugim sezonem, tylko opowieścią poboczną o Aiz, dlatego nie rozpatruje jej w swoim tekście jako 2 część DanMachi.
Czy polecam? Na luźne popołudnie – jak najbardziej.
Kurcze... Wow, czy nie wow?
Jak pisałem wcześniej, Ogród Słów bardzo przypadł mi do gustu, dlatego w jakiś sposób patrzę na „Kimi no Na Wa” przez pryzmat tego pierwszego filmu. Czy czuję zawód? Otóż nie! Chociaż, nie stawiłbym obu filmów na równi. Ten pierwszy zdaje mi się trochę lepszy.
Zaczynając seans zostałem wrzucony w wir wydarzeń, których nie rozumiałem. Były dla mnie chaotyczne. Zabieg był o tyle przebiegły, że z czasem trwania seansu, pierwsze sceny albo wracały nam przed oczy mimowolnie, albo przyprawiały o „Kurde… Faktycznie…”.
Historia pełna ciepła i uroku. Zdarzyło się nawet, że parę razy łzy stanęły mi w oczach ze wzruszenia, a to rzadkość u mnie. Po skończeniu całości poczułem się podobnie jak po Ogrodzie Słów. Z tą różnicą, że mniej jest we mnie refleksji. Sam film mógłby być świetną serią telewizyjną tak na 12‑24 odcinki.
Nie wiem też do końca dlaczego, ale poniekąd nasuwa mi się skojarzenie z ReLIFE, które podobnie buduje wrażenie o sobie jak Kimi no Na wa.
W każdym razie, daję zasłużone 9,5/10 Warte zobaczenia.
Bardzo przyjemny. Ma swój klimat.
Jednakże! Chętnie pozostawię filmowi szczere 8. Chciałbym dać 9, ale nie znajduję żadnej dodatkowej zalety. Gdyby scenariusz przyprawiał o jakąś cichą dygresję do przemyślenia typu: „Prawdziwa wartość złota”. Może i podciągnąłbym oczko wyżej. Chociaż… Jakby się uprzeć, można znaleźć pewne mądrości po skończeniu seansu.
Tak czy inaczej! Szczere 8/10. Polecam wszystkim fanom OP. Miły dodatek, nie powinniście czuć się zawiedzeni. :)
Uaa... Pierwwsze wrażenie robi się tylko raz.
W drugim sezonie po upływie 4 minut seansu, czułem potrzebę wyłączenia odcinka. Nie tylko kreska kuła moje oczy, ale także zachowania bohaterów były na tyle irytujące, że moje dobre wspomnienia z poprzedniego sezonu legły w gruzach. Jeżeli studio pociągnie 2 sezon w jakiś ciekawy sposób, a pierwszy odcinek pozostanie jedynie smutnym potworkiem, wrócę do Kono subarashii. Na tę chwilę dziękuję pięknie za seans. Ale nie mam ochoty męczyć się dalej.
Mam nadzieję, że dalej będzie lepiej, chociaż… Cóż. Poczekamy, zobaczymy.
What the hell?
kliknij: ukryte W mandze Mine żyje, zaś Tatsumi… Został pochłonięty przez swoją zbroję, ale… Żyje. On i Mine żyją, mają się prawie dobrze. Dodatkowo Akame i jej siostra godzą się. Na mocy tego wszystkiego, kłębi mi się w głowie…
Kłębi mi się w głowie, po co to wszystko? Kasa? No nic. Swoją ocenę podtrzymuję. 7/10 interesująca pozycja do oglądnięcia ;)
Kasa musi się zgadzać?
Potem było gorzej i gorzej. Rzecz jasna, spotkanie z Kushiną było także jednym z najlepszych odcinków ever, mimo iż wydarzenia te działy się na długo po walce z Painem. Moja dobra znajoma, zagorzałą zwolenniczka Sasuke, nabrała szacunku do blondaska i jak sama wspominała, ryczała jak „bóbr”. Jeżeli ją odcinek tak bardzo ruszył, to znak, że był bardzo dobry i emocjonujący. Zaangażował widza emocjonalnie. Bacząc na pozytywne strony człowiek widzi Naruto w ciepłych barwach. Jednakże wracając do meritum tego co chciałem napisać…
W pewnym momencie seria upadła. Wydaje mi się, że poziom boskich zdolności i odejście od tak fajnych motywów jak formowanie pieczęci, zabiło Shippuudena. Moc antagonistów i protagonistów zdawała się w chory sposób nieprzeskalowana, nie wspominając o zakończeniu, które było „z tyłka wzięte”. Ale to kwestia mangi. Anime zabiły również never ending fillery, gdzie fani czekając na wznowienie fabuły musieli przebrnąć rok odcinków pozbawionych większego sensu, często zrobionych niezdarnie, by wrócić na 4‑6 odcinków do fabuły i kolejne kilka miesięcy fillerów. Były rzecz jasna ciekawe fillery, ale w natłoku innych nawet one zwyczajnie męczyły. Gdyby wyrzucić wszystkie słabe odcinki niezgodne z mangą i zostawić wszystkie te, które w jakiś sposób dopełniały mangę jak: opowieść o mędrcu 6 ścieżek i jego synach – Naruto dzisiaj byłoby w znacznie lepszej kondycji.
Nadciąga kontynuacja Naruto w postaci kolejnego pokolenia. Mam mieszane uczucia. Z jednej strony Masashi jest w stanie zrestartować swoje błędy i pokazać coś nowego, bowiem najpotężniejsi shinobi zwykle mają przydzielone jakieś misje lub stacjonują w wioskach, zaś młodsze pokolenie będzie zdane na siebie. Zło wciąż istnieje, złodzieje, mordercy itd więc życie ninja wydaje się wciąż aktualne. Jednakże Pamiętając to co Kisiel zrobił z mangą na koniec, mam wielkie obawy o przyszłość tego uniwersum.
Nie zostawiam oceny pod Shippuudenem, gdyż zrobiłem to dawno temu. Pozostaje mi jedynie mieć nadzieję, iż Boruto okaże się dziełem naprawiającym błędy Naruto. Tyle ode mnie.
Czy polecam serię? W ostatecznym rozrachunku – tak. Jednak najpierw należy zacząć od 1 serii, a potem brnąć przez Shippuudena, pomijając najlepiej wszystkie fillery. Być może w takim wypadku seria wpadnie korzystniej… Chociaż pewnych niedociągnięć nie da się pozbyć.
Darlin-kun
Re: Bleach był kiedyś dobrym anime
Hybryda, hybrydą w teorii ma przewagę rasową. To, że jest hybrydą wszystkiego nie czyni go z automatu potężniejszym od np: Głównodowodzącego. Zresztą uważam, że nie był silniejszy od niego. Stąd też mój zarzut anonsem faktu, iż to on pokonał głównego wroga. Tutaj odwołam się do tego co napisałem w w/w poście. Jedyny moment, w którym miał niesprawiedliwie, ale odpowiednio przeskalowaną moc, była finałowa walka z Aizenem.
Nie znam terminu „MH”, także nie odniosę się do niego.
Bleach był kiedyś dobrym anime
Gdyby wrócić do początku, dać bohaterowi 19 lat, wrzucić w wir fabuły, konsekwentnie prowadzić wątki fabularne i tworzyć dobre relacje między bohaterami – seria byłaby dzisiaj w kanonie najlepszych uniwersów i historii przodując przed Naruto i One Piece. Świat sam w sobie jest świetny. Urzeka widza, jednakże pewne wydarzenia są mało… Logiczne. Np fakt, że bohater mający na karku setki lat, jest słabszy od takiego 15 letniego dzieciaka z mieczem. Naiwny scenariusz. oprawić serię logicznymi wyjaśnieniami, zawiązać lepsze relacje międzyludzkie i nawet… Wyrzucić część bohaterów, bowiem ich ilość zdawała się czasem zbędna. Między innymi to przez zbyt licznie tworzonych bohaterów, Kubo Tite zmarnował potencjał serii.
Wystawiłbym 5/10, ale czuję lekką niesprawiedliwość wobec początkowej fazy historii Ichigo. Dlatego dodaję oczko więcej, pozostawiając Bleacha jako zmarnowanego potworka (6/10).
Rozczarowanie na całej linii, szkoda czasu
kliknij: ukryte Sky Walker mówiła w anime, że pozbyła się swoich nóg raz na zawsze żeby móc latać. W kinówce nagle dostaje nogi na nowo. Bo tak, bo może. Okej, nikt nie powiedział wcześniej, że nie może sobie przywrócić nóg, jednakże motyw był dla mnie dość słaby i niekonsekwentny.
Dalej można przejść do prawdziwie prawidłowej części Infinite Burst, czyli do ostatnich 20 minut, które kierują film na samo dno. Mamy kolejnych nowych bohaterów, o których nic nie wiadomo, w tym jedna szczególna bohaterka, która w ostatnich minutach pomaga magicznie Haru pokonać ostatecznego Bossa. Było to tak nielogiczne co tam się stało i pozbawione sensu, że jako widz czuję się urażony. Nie kupuję tego. Wieje kiczem jak cholera. Kinówka popsuła mi dobre wspomnienia o serii anime. Mam nadzieję, że to tylko nieśmieszny żart twórców chcących cicho zapowiedzieć 2 serię Accel World. Wtedy, o ile twórcy nie spartaczą roboty, kinówka będzie fajnym uzupełnieniem dla 2 sezonu. W przeciwnym razie pozostanie niesmacznym ogryzkiem całej serii.
Muzyki nie pamiętam, nie zapadła mi w głowie, fabuła… Fabuł to ja tam nie dostrzegałem. Mieli cel, coś się działo, ale było tam tyle chaosu, że łatwiej mówić o braku fabuły, postaci jak postaci. Prawdę mówiąc również trochę mnie irytowały. Jedyny plus znajduję w oprawie wizualnej, dlatego pozostawię pod serią mocne 2/10.
Mieszane uczucia, ale i tak polecam
Być może dłuższy czas antenowy i rozbudowa wszystkich relacji w bardziej przystępnym tempie, dodałaby więcej atrakcyjności całej historii. Brakowało mi rozwinięcia tematu Hyouko, wypadku w którym jeden z bohaterów ucierpiał i był długo hospitalizowany, + rozwinięcia wątku Jina. Z pewnością zaliczał się do grona najciekawszych postaci.
No, ale pomijając wiele wątków, które chętnie poznałbym, liczę na kontynuację. Przyjemna historia, czasami potrafiła zaskoczyć, czasami rozbawić i przede wszystkim zaciekawić.
A właśnie. Nie rozumiem tak niskiej noty w recenzji. Openingi był słabe, to prawda, ale ostatni ending trzymał poziom, zaś soundtracki tworzyły klimat, potrafiąc zapaść w pamięci.
Ode mnie zasłużone 7.
No kurczę... Ciekawe
Oceniłbym to na uczciwe 7/10, ale dam ósemeczkę za miłe zaskoczenie i powiew świeżości. Przy okazji budując oceną zachętę do oglądnięcia. Warto spędzić nudne, ponure dni na sympatycznych przygodach Araty i reszty ferajny.
Re: Nie zgadzam się
Metaforyczność oraz symbolika zamieszczona w Haikyuu sprawia, że seria nie jest sucha. Były to proste metafory, ale rozbudzały w trakcie seansu wyobraźnię. Oczekuję rozrywki, która nie będzie całkowicie prostolinijna i taką rozrywkę otrzymałem.
No, ale cóż. Widzę, że mamy odmienne gusta. Mnie DnA nie porwało. Wrzuciłem je na listę średniaków. Także pojawia się tutaj proste podsumowanie, że każdy ma inne gusta.
Nie zgadzam się
JEZU JAKIE TO DOBRE!
Nie jestem pewny czy „Haikyuu!! Karasuno Koukou vs Shiratorizawa Gakuen Koukou” to 3 sezon, czy uzupełnienie drugiego sezonu o drugi bardzo ważny mecz, ale nawet jeśli nie jest to oficjalny 3 sezon, to oglądając każdy kolejno wychodzący odcinek, odczuwam dokładnie tyle samo emocji ile przy pierwszy i drugim sezonie. W tej chwili mamy chyba 5 lub 6 odcinków, a kolejne wychodzą co tydzień i trzeba przyznać… Dzieje się! Fani tego tytułu nie będą zawiedzeni, ode mnie wspaniała, soczysta dyszka. OGLĄDAĆ!
8/10
Jest to oczywiście haremówka, ale zrobiona na tyle sympatycznie, że jej istnienie w czasie seansu rozmywa się gdzieś w tle, nie mając większego znaczenia dla fabuły Grisaia no Rakuen. Od początku najważniejsza jest historia protagonisty, a ten trzeba przyznać, miał wyjątkowo przesrane od samego dzieciństwa. Coś za co chciałbym pochwalić, to wytłumaczenie w drugiej serii wszystkich nurtujących zachować Kazukiego a raczej nie tyle wytłumaczenia, co przedstawienia jego postaci na tyle jasno, aby zrozumieć jego postępowanie w pierwszej serii, kiedy poznawaliśmy przeszłość pięciu bohaterek.
No i walki. Były całkiem atrakcyjne jak na serię, która nie celuje raczej w bijatyki.
Daję siódemeczke
Zanim podejdziesz do oglądania, nastaw się!
Sporo czasu minęło, od kiedy ostatni raz anime wyciszyło mnie tak porządnie. W prawdzie chciałbym zobaczyć trochę więcej bogactw jakie uniwersum mogło nam zaoferować, ale jednocześnie nie oczekiwałem tego przez wcześniejsze nastawienie.
Uważam, że w przerwie dla uspokojenia zabieganych w głowie myśli, można z czystym sumieniem sięgnąć po Hai to Gensou no Grimar i spędzić miło czas, popijając ulubiony ciepły napój, siedząc w wygodnym miejscu (opcjonalnie kocyk, hehe).
Swoją drogą, sporo osób narzeka na grafikę, a ja wyjdę naprzeciw. Krajobrazy nie są dokładne, ale biorąc je za metaforę, być może autorzy chcieli nas skupić na relacjach bohaterów niżeli całej reszcie. Zresztą sama seria poniekąd daje to do zrozumienia. Plus styl w jakim są wykonane tła, kupił mnie od razu. Są urocze i na swój sposób inne. Zamiast oglądać kolejne anime tego typu, z inną historią, mamy produkt klimatyczny na swój sposób, inny, wciąż ciekawy.
Oceny nie daję, bo dawałem ją gdzieś tam na dole. c:
DYCHA!
Daję dychę, bo już dawno nie miałem okazji aż tak dobrze bawić się przy jakiejkolwiek innej serii anime! Nie zrozumcie mnie źle, jest wiele serii tak samo a nawet bardziej dobrych, ale ta pozwala przeżyć emocje, których próżno szukać w innym tytule.
Kaboom! I piłka w powietrzu! Gramy dalej! Shiratorizawa, szykujcie się!