x
Tanuki.pl korzysta z plików cookie w celach prowadzenia
reklamy, statystyk i dla dostosowania wortalu do
indywidualnych potrzeb użytkowników, mogą też z nich korzystać współpracujący z nami reklamodawcy.
Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.
Szczegóły dotyczące stosowania przez wortal Tanuki.pl
plików cookie znajdziesz w
polityce prywatności.
Ojejku jakie to fajne, urocze i miłe!
I mimo wszystko seria bardzo pozytywnie mnie zaskoczyła w jednym momencie. Walka Erzy zakończyła się najciekawiej. :D Totalnie nie przypuszczałbym takiego obrotu spraw :O! kliknij: ukryte Mam na myśli użycie Grand Shariot, którego użytkownikiem jest Jellal.
Mimo, że w moich oczach, po przeczytaniu mangi mam raczej gorzkie wspomnienia o FT i sam 3 sezon ze smutkiem skreśliłem, to tutaj bawiłem się dokładnie tak jak na początku serii telewizyjnej. Większość rzeczy – klimat, komedia, gildia, za które pokochałem Fairy Tail miało tutaj miejsce.
Smutna jest niestety świadomość, że dla mnie ta kinówka będzie pożegnaniem z serią. Dalsze przygody są dostatecznie rozczarowujące na wielu płaszczyznach. Chce pamiętać te dobre czasy FT, a nie te żenujące. Więc raczej nie zdecyduję się na obejrzenie 3 sezonu. Liczę za to na kolejny film kinowy!
Dragon Cry sprawił mi satysfakcję a co więcej, zmył gorycz z serducha jaką pozostawiła manga i jej zakończenie. Polecam gorąco wszystkim, to najprzyjemniejsza ekranizacja przygód FT od bardzo dawna.
Film zasługuje na 7+/10, osobiście wystawię notę 9/10 za bardzo pozytywny odbiór oraz przypomnienie mi ducha starego, dobrego Fairy Tail.
Za drugim razem
Szkoda, że scenariusz nie trzyma tego samego poziomu co chociaż „Ogród słów”. Nie mówię, że ten tytuł jest świetny, ale również dobrze oglądało mi się go, zwłaszcza pod względem czysto fabularnym.
Czy mogę polecić? Mogę, ale nie każdemu przypadnie do gustu. Trzeba poczytać trochę o tym filmie żeby podjąć słuszną decyzję.
Bardzo fajna kinówka!
Ktoś kto lubi KnB powinien sięgnąć po ten tytuł. Sam byłem bardzo ciekawy jakby to było postawić w jednej drużynie na nowo całą Cudowną Generację wraz z Kagamim i co by z tego wyszło. Dla mnie mecz w Last Game był mega przyjemny i satysfakcjonujący biorąc pod uwagę, że wszyscy moi ulubieni bohaterowie grali na boisku w jednym teamie. Prawdopodobnie żeby wprawić się z dobrym nastawieniem na tę kinówkę, warto byłoby sięgnąć po dodatkowy odcinek KnB mający miejsce po turnieju zimowym. (Urodziny Kuroko). Tam CG pierwszy raz pokazane jest w bardzo sympatycznej otoczce grające ze sobą w kosza. Film kinowy był dla mnie rozwinięciem tematu i co ważniejsze, sprawiał radość.
Antagoniści w moim odczuciu nie pojawili się z „tyłka”, za to ich pobudki były wyjątkowo niemądre. Wydaje mi się, że w takich wypadkach państwo miałoby prawo wydalić ich poza granice i dać bana na przylot do kraju za obrazę, ale wtedy sens filmu nie miałby racji bytu. Niemniej, seans dawał dozę rozrywki. Wszystkim sezonom postawiłem solidne 7, kinówce stawiam solidne 8.
Szkoda, że ścieżka dźwiękowa była dość uboga. Zwłaszcza, że w serii telewizyjnej było kilka perełek.
Ogólnie polecam. Zwłaszcza tym, którzy bardzo chcieliby zobaczyć walkę między drużyną złożoną z CG i Kagamiego a jakąś inna silną drużyną.
8/10. Było fajnie!
Stabilne 3x7
Zastanawiałem się, która seria sportowa najbardziej przypadła mi do gustu i muszę przyznać, że nie wiem. Oglądając Haikyuu, kibicowałem i przeżywałem mecze razem z bohaterami. Przy KnB przyjąłem do wiadomości wydarzenia i śledziłem je uważnie, ale bez takich samych emocji choć z taką samą przyjemnością.
Osobiście polecam serię każdemu. Sam nie interesowałem się sportowymi tytułami, a tutaj proszę! Miłe zaskoczenie.
7/10
Re: Ubaw po pachy.
Re: Niby bardzo dobre na tle innych, ALE
Niezobowiązująca, a jakże urocza seria
Odcinki niby po 12 minut, ale opowiadają urocze epizody nastolatków, które u młodszego widza mogłyby wzbudzić pewne refleksje. U starszego (jak ja) nawroty dobrych wspomnień z Gimnazjum i Liceum. Jest to na swój sposób satysfakcjonujące. Z perspektywy czasu widzę pewne podobieństwa zachowań między mną i moimi rówieśnikami z dawnych lat, a tym co zawarte w Tsurezure Children. Fajnie i miło się ogląda. Może i samo anime nie zasługuje na 9/10, ale ja mu taką ocenę wystawię na swoją własną egoistyczną potrzebę.
Polecam zajrzeć do tego anime każdemu zainteresowanemu. Samą serię z pewnością będę polecał swoim znajomym. Ciekawie jest zestawić swoje spostrzeżenia z dawnych lat, z tym co zawiera Tsurezure. Czy byliśmy/jesteśmy podobni do tych schematów? A jeśli tak, to do których konkretnie?
Po seansie warto przeczytać recenzję
Rada na tę i każdą inną serię. Kierujcie się oceną oraz zdaniem użytkowników. Recenzenci to nie wyrocznie więc nie raz zdarzy się jeden z dziesięciu, którzy naklei łatkę „nie fajne”. To, że ktoś recenzuje dany tytuł nie czyni go ani ekspertem, ani osobą kompetentną do tego żeby przyznać co wam się będzie podobało, a co nie. Jeżeli jakiś tytuł ma słabą ocenę redakcji i recenzenta zaś użytkownicy oceniają go wysoko, znaczy, że coś jest na rzeczy. Nie jednokrotnie przekonałem się o tym, że pomimo słabej recenzji, seria jaką oglądałem była dla mnie w jakiś sposób wybitna. Powody są obszerne. Każdy z nas przeżył w życiu różne momenty, a te mogą się przewrotnie pokryć z wydarzeniami w danej serii. A może jakiś konkretny bohater? Jakaś myśl przewodnia? To co dociera do jednej osoby, nie musi docierać do drugiej.
Kierujcie się wpierw zdaniem użytkowników, potem redakcji a na końcu recenzenta. To najlepsza selekcja tytułów do oglądnięcia.
Pozdrawiam cieplutko :)
Odświeżający seans
Nie zgodzę się, że jest podobnym bohaterem jak Kirito z SAO. Podobieństwa typu: Zaczynał od zera, miał przeciwników, walczył z potworami itp nie trafiają do mnie. Le Xiu to całkowicie inny bohater z inną przeszłością, motywami i planowaniem. Obaj bohaterzy są najlepszymi graczami. Jednak tutaj Le Xiu jest zdecydowanie nad Kirito. Wiedza, doświadczenie, obycie z grą są na całkiem innym poziomie.
NA PLUS: brak fanserwisu w jakiejkolwiek postaci, dojrzali bohaterowie, nie wyczuwalny romans. Chodzi mi o to, że bliższa relacja pewnej dwójki bohaterów jest widocznie głębsza. Może to być oczywiście jedynie przyjaźń, ale podświadomość podpowiada, że między tą dwójką próbuje pojawić się coś więcej. Ich wątek jest wyraźnie zaznaczony na podświadomości widza, będąc wciąż jedynie wątkiem epizodycznym. Dojrzałe relacje! Nieprzesłodzone realia, brak haremu, główny bohater nie jest ciamajdą jak prawie każdy chłopak w japońskich produkcjach.
NA MINUS: Sponsoring bywa upierdliwy. McDonald jest WSZĘDZIE i w KAŻDYM odcinku. Chińskie dialogi. Po 2‑3 odcinkach można się oswoić, ale wciąż język chiński gryzie się mocno z przyzwyczajeniami. Głosy postaci często są nietrafione, ale ma to miejsce przede wszystkim z postaciami drugo/trzecio planowymi. animacja jest słaba. Rzadko zwracam na to uwagę, ale tutaj bywały sceny z lotu ptaka, gdzie bohaterowie poruszali się jak postać w pierwszym GTA na konsolę PS1. Dynamika postaci została nierealnie odwzorowana do dynamiki scen. W japońskich wersjach często jest odwrotnie. Dynamika nie jest za wolna, ale za szybka.
Nie wiem czy jasno to napisałem. Dla przykładu: w chińskim anime bohater, który powinien zrobić już 10 kroków zrobił zaledwie 4 zaś w japońskim anime bohater, który miał zrobić 10 kroków, zrobił 30.
Na sam koniec.
Chciałbym już zobaczyć następny sezon. Chiński dubbing jest trudny do słuchania, ale dla historii, fabuły, relacji i samych bohaterów oglądnę znowu i znowu. Polecam każdemu, kto boi się tej produkcji przez wzgląd na jej pochodzenie.
Jeszcze tylko muzyka do dodania. Widać, że chińczycy nie potrafią ogrywać kawałków, które przy odpowiednim zmontowaniu łapałyby widza za serce. Niemniej gitara w endingiu to majstersztyk zaś 1‑2 soundtracki potrafiły wywołać ciary na plecach. W ostatnim odcinku został użyty motyw zagrany na klawiszach. W połączeniu ze sceną, potrafił zaangażowanego widza rozczulić.
Polecam oglądać to anime w wersji z angielskimi napisami. Na tę chwilę 13‑07‑2017r polskie napisy są całkiem dobre, ale źle zgrywają się z odcinkami. Są opóźnienia zaś ostatnie 2 odcinki nie są przetłumaczone. Lepiej zobaczyć po angielsku o ile ten język nie sprawia trudności.
Zostawiam 8/10. Tak tworzonych bohaterów i relacji między nimi chciałbym widzieć więcej w japońskich produkcjach. Quan Zhi Gao Shou to bardzo dobra seria, ponieważ da się w nią uwierzyć. Da się uwierzyć w bohaterów i wreszcie da się uwierzyć w realia oraz relacje jakie tam zostały zawarte. Ode mnie ogromna łapka w górę i wielkie serducho dla w/w tytułu.
Ciekawy protagonista
Angażująca wydawała mi się relacja między rodzeństwem głównych bohaterów. Chwilami trąciło niesmacznym romansem ze strony siostry, ale w gruncie rzeczy miło patrzyło się na tą uroczą dwójkę. Coś co potęgowało zaangażowanie w ich relację, to tajemnica jaka krążyła od pierwszego odcinka.
Z wielu serii jakie widziałem, wciąż lubię te tytuły, w których główny bohater nie jest beksą bez umiejętności, wstydzącą się kobiet, ale na starcie typem górującym nad innymi.
Kilka zwrotów akcji miło mnie zaskoczyło. Fabuły nie dało się tak łatwo przewidzieć. Nawet mając na uwadze walki, w których udział brał sam Tatsuya. Mimo, że mogliśmy przewidzieć kto wygra, nie dało się przewidzieć jak to zrobi.
Mimo, że na samej górze napisałem o sinusoidzie tak seria dostaje ode mnie uczciwe 7/10. Warto umilić sobie wieczór Mahoką. Mimo, że temat szkoły magii i innych podobnych tematów był przerabiany dziesiątki razy, tutaj dostajemy coś powielonego, ale z bardzo przyjemnym głównym bohaterem. Przyznam z uśmiechem, że porównanie w recenzji do „techno‑Jezusa ONII‑SAMA SUBARASHI” jest całkiem trafne.
Kontynuacja potrzebna na już. Gdyby nie brak wyjaśnień wielu wątków – pokusiłbym się o zostawienie 8‑9/10.
Uczciwe 7/10 z WIELKIM SERDUCHEM
Rozczarowujące
Walki słabe, ale żeby wystawić lepszą notę temu anime uznajmy je za mało istotną część serii. Relacje między bohaterami kiepskie. Uczciwie pisząc, jedynie wspomniana wcześniej relacja zdawała się być tym takim „magnesem” do dalszego oglądania. Jeśli ktoś tak jak ja liczył na ciekawe zarysowanie historii obu postaci to już na tym etapie warto przestać oglądać.
Każdy kolejny epizod = nowy ostateczny boss do pokonania = formułka bohaterów: "- Od teraz to moja walka. – Nie. To nasza walka.” Tak. Ta formułka do ostatniego odcinka się powtarza aż do znudzenia i politowania.
W pierwszym odcinku Kojou wydawał się ciekawą postacią z ciekawą przeszłością… W następnych odcinkach osobowość i tajemnica jaką został owiany nagle przestaje mieć znaczenie. To kim była tajemnicza wampirzyca oddająca mu moc, jego koneksje w kwestii koszykówki. Skoro je zaznaczono całkiem wyraźnie w 1 odcinku, warto byłoby żeby miały jakieś odzwierciedlenie w fabule. Nie. Nie mają. Strike the blood gubi swoją tożsamość.
Coś co mnie rozbawiło do łez, to sposób w jaki traktuje się bohaterów. Co z tego, że pewna osoba chwilę temu została śmiertelnie ranna i się wykrwawia. Usiądźmy przy niej i porozmawiajmy o tym jak ta nieprzytomna osoba chciałaby żebyśmy się zachowali! O! Przyszedł przeciwnik! Olejmy prawie martwą przyjaciółkę i lećmy daleko za wyspę na uprowadzony statek!
Głupoty, głupotami poganiane.
Nie rozumiem także pewnego zabiegu w tym anime. Na serię nałożono cenzurę. Dziewczyny się myją, para w okolicach intymnych zawsze obecna. NAGLE! W ostatnich odcinkach (a dokładniej jednym z ostatnich) postanowiono znieść cenzurę i pokazać jedną z bohaterek nagą. Bez cenzury. Pytanie dlaczego? Skoro sama scena niczego nie wniosła? Dosłownie… Bez tej sceny wydźwięk odcinka nie zmieniłby się.
Mimo, że nie podoba mi się to do końca, tak jedna rzecz faktycznie udała się w pewnym stopniu na samym końcu. Ostatni nieoczekiwany obrót sytuacji.
kliknij: ukryte
Dziewczyna z przyszłości, która jest córką Himeragi i Kojou. Naciągane jak całe anime, ale rozmyślanie nad tym kim jest tajemnicza osoba trochę mnie zaskoczyło i umiliło całą gorycz seansu.
Zostawiam naciągane 4/10. Poważnie… Jest wiele lepszych anime, które o wiele lepiej sprawdzają się na nudne wieczory. Nie wiem. Może wyrosłem z takich głupot jak Strike the Blood?
Re: Już tłumaczę.
kliknij: ukryte „Nie widzę powodu żeby marnować czas w tak nieistotnym miejscu, tak nieistotnej rozmowie z również tak nie istotną osobą.”
kliknij: ukryte „Nie widzę powodu żeby marnować czas w tak nieistotnym miejscu, tak nieistotnej rozmowie z również tak nieistotną osobą.”
Mój pedantyzm krzyczy o tą drobną poprawkę. :)
Re: Już tłumaczę.
Uważam, że w takich sytuacjach, obcując z ludźmi twojego pokroju można pewne rzeczy spróbować nakreślić, wyjaśnić i tym samym spróbować zainteresować tytułem na tyle żeby wcześniejsze pejoratywne odczucia z seansu stały się lepsze.
Przeczytałem twoją wiadomość, załamałem ręce i machnąłem ręką. Zrobiłem to dlatego, że już w pierwszym akapicie swojej wypowiedzi zbudowałeś sobie wizerunek zadufanego ignoranta, a drugim akapitem wycelowałeś we własne kolano. Skoro nie potrafisz przyjmować informacji od drugiej osoby, to znaczy, że rozmowa nie ma sensu. Wszelka dyskusja jest zwyczajnie bezproduktywna. Nie prowadzi do jakiegokolwiek miejsca. Więc po co męczyć się „kontrargumentem?”. Zresztą dla jakiej idei? Żeby doprowadzić do wymiany zdań, równających się ostatecznie treści zawartej w pierwszych wiadomościach? Masz swój punkt widzenia. Dla mnie głupkowaty, ale uszanowałem go i nie odpisałem nic więcej poza krótką konkluzją, narzucającą mi się w głowie.
Kończę kontrargument na twoją ostatnią zaczepkę. Nie widzę powodu żeby marnować czasu w tak nieistotnym miejscu, tak nieistotnej rozmowie z również tak nie istotną osobą. Nie bierz tego ostatniego do siebie. Zwyczajnie nie znamy się, więc nie traktuję naszej wymiany postów poważnie i z jakimkolwiek wyższym entuzjazmem.
Miłego ;)
Re: Już tłumaczę.
Już tłumaczę.
Dlatego warto być cierpliwym i dać mu szansę na rozgrzanie się. Zwróć uwagę, że do tej pory NIKT nie pokazał Deku jak korzystać ze swojej mocy. All Might poza tym, że przekazał swoją moc i wspomniał o konsekwencjach jej używania, nie trenował Midoriyi. Nie patrz tak rygorystycznie na postać protagonisty. To tak jakbyś nagle otrzymał do opanowania w pół roku nową, wymagającą umiejętność. Jeszcze mając na uwadze, że nie bardzo masz jak ćwiczyć, ponieważ grozi to licznym obrażeniom.
Podejście drugie
kliknij: ukryte (a zostawiam komentarze jako rejestr własnych myśli, którymi recenzuję dla samego siebie dany tytuł)
brakowało mi odpowiedniego słowa, którym potrafiłbym określić jakie uczucie wzbudził we mnie seans z Kimi no Na wa. Nim przeczytałem recenzję, obejrzałem film raz jeszcze i… stwierdzam, że recenzja idealnie pokrywa się z moimi odczuciami. Pisałem na początku o tym, że brakowało mi jednego słowa określającego Kimi no Na wa. Teraz wydaje mi się, że wiem jakie słowo idealnie pasuje. „Rozczulający”. Dokładnie taki jest ten film.
Wciąż słucham z taką samą radością soundtracków, krajobrazy rozpieszczają moje oczy zaś sama opowieść połączona ze wszystkimi elementami wizualnymi i akustycznymi, w jakiś magiczny sposób rozczula mnie i sprawia, że gdzieś w środku próbuję wrócić do dawnych czasów. Nie jest to dzieło wybitne, ale zdecydowanie należy do takich ekranizacji, które mogą trafić w serducho. Można jedynie zapalić znicza ze smutku, że reżyser nie postanowił pogłębić opowieści, bowiem ta mogła efektywnie spotęgować wrażenia widza. Szkoda także, że z Kimi no Na wa nie postanowiono zrobić serii TV. Być może dłuższy czas antenowy lepiej wpłynąłby na samą historię.
Re: What the hell?
Przymykając oko na to, można czerpać z seansu sporo frajdy. Choć… W pewnym momencie oglądanie n‑ty raz kulinarnej potyczki stawało się nudne, dlatego przewijałem na koniec odcinka żeby tylko wiedzieć kto wygrał. A przynajmniej w sytuacjach, w których miałem postaci drugoplanowe. Ostatnią potyczkę pomiędzy 3 postaci także przewinąłem do momentu degustacji, bo nie było sensu oglądać jak bohaterowie „ubijają jajka”.
Temu sezonowi daję 6+ czyli naciąganą 7
Dobra seria, dodaję ją do biblioteki z ulubionymi pozycjami. Bacząc na koneksje między ojcem a synem, będę oczekiwał 3 sezonu. W powietrzu unosi się ogromny plot twist. Rzecz jasna jeśli ma się na uwadze Some i Erine ^^
Re: Pierwszy odcinek: Powolutku